Rozdział 28
Z każdym krokiem szłam coraz bardziej niepewnie i powoli. Moje nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa, były ciężko niczym ołów. Bałam się, cholernie się bałam spotkania z Austriakami – z jednym już wyjątkowo. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt jak bardzo cieszyłam się na ten wyjazd i to właśnie z jego powodu. Teraz zaczęły mnie nachodzić wątpliwości. Co sobie pomyśli Morgi, kiedy mnie zobaczy? Jak zareaguje widząc mnie z Gregorem? Miałam szczerą nadzieję, iż szatyn wysłuchał gorączkowe prośby i nie zdradził nikomu mojej obecności.
Wreszcie dotarłam pod same drzwi, znów ujrzałam niemal identyczny napis, jak ten w Zakopanym „Austria Team”. Co zrobić? Tak po prostu wejść, jak gdyby nigdy nic? Zapukać? Jezu, Maliniak, ale z ciebie ofiara! No nic, wejdę. Wzięłam głęboki oddech i niepewnym, drżącym ruchem położyłam dłoń na klamce, następnie kierując ją w dół. Drzwi trzasnęły, a ja aż podskoczyłam, wystraszona tymże dźwiękiem. Pchnęłam je lekko, a one otworzyły się na oścież.
— No nareszcie! – usłyszałam uradowany głos Gregora, który natychmiast wstał i nim zdążyłam zorientować się, kto znajduje się w pomieszczeniu, podszedł do mnie, chwycił za rękę i usadowił po swojej prawej stronie.
— Kogo my tu mamy! – Usłyszałam głos Kocha. – Siema laleczka, czemu nie uprzedziłaś, że zamieszasz nas odwiedzić? Przygotowalibyśmy się jakoś – dokończył z perfidnym uśmiechem na twarzy, a jego towarzysze w postaci Koflera i Krafta zaczęli rechotać.
— Odwal się od niej, dobra? – obronił mnie Gregor. – Nie życzę sobie, abyś się tak do niej odzywał, zrozumiano? – popatrzył na swojego przyjaciela z kadry z istnym mordem w oczach.
Cała trójeczka z nazwiskami na literkę Ka popatrzyła na szatyna, jakby był jakimś stworkiem z innej planety. Najwidoczniej nie tego się po nim spodziewano. W sumie mnie to nie dziwi, jak widzieliśmy się ostatnim razem, to wyżej wymieniony skoczek chciał mnie wysłać na drugą stronę, a w dodatku podkreślał swoją nienawiść.
— Przecież sam mówiłeś o niej gorsze rzeczy – zauważył Kraft. – Odmieniło ci się czy jaka cholera? Gdzie jest twoja śliczna żona?
— Odwalcie się zarówno od mojej żony, jak i szwagierki. Dużo się pozmieniało, a ja wcale nie muszę wam tego tłumaczyć – prychnął. – Tak czy siak już jest wszystko w porządku, więc nie życzę sobie, abyście Wiktorii ubliżali.
— Jak sobie chcesz. – Machnął ręką Kofler. – Nikt z nas już nie nadąża za zmianami twoich nastrojów. – Wskazał na Stefana i Martina, którzy siedzieli niedaleko niego.
Czyżby Andreas, Martin, Stefan i Gregor tworzyli jakąś zgraną paczkę? Najprawdopodobniej. Ze swoimi charakterami jednak nadawali by się bardziej na gang przestępczy, ale co ja tam wiem. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć, kto rządził w ich grupie. Gregor wychował sobie nieźle swoich pachołków.
Czułam się jak ktoś zupełnie obcy i wcale mi się to nie podobało. Korzystając z wymiany zdań między Gregorem, a jego przyjaciółmi, rozejrzałam się po pomieszczeniu, które okazało się łudząco podobne do tego w Zakopanym. Serce zaczęło mi wściekle bić w piersi, gdy w zasięgu mojego wzroku ukazał się wysoki, niebieskooki blondyn. Thomas spojrzał się na mnie dokładnie w tej samej chwili, a ja miałam wrażenie, że zaczyna brakować mi tlenu. Czas się zatrzymał, a dźwięki konwersacji między skoczkami ucichły niemal natychmiast. Był zaskoczony, niezwykle zaskoczony. Miał lekko rozchylone usta, a oczy mu aż błyszczały. Uśmiechnęłam się nieśmiało, a on odpowiedział mi tym samym. Miałam wielką ochotę wstać i przytulić się do niego z całej siły, ale w obliczu tyle nieprzyjaznych ludzi, uznałam to za dziwne, więc nie ruszyłam się z miejsca ani o milimetr.
Ukradkiem dostrzegłam Gregora – wędrował spojrzeniem ode mnie do Thomasa i z powrotem. Był zły jak osa, a na dowód tego zaczął nerwowo przygryzać wargi. Zaraz potem sprzedał mi kuksańca w bok. Spojrzałam na niego z wyrzutem, a ten się uśmiechnął i szepnął na ucho:
— Kochanie, nie podoba mi się, że tak na siebie patrzycie.
— W dupie mam co ci się podoba, a co nie – warknęłam na głos, a skoczkowie nie wiedzieli o co chodzi, w skutek czego patrzyli na nas w zdziwieniu. – Szwagrze – podkreśliłam. – Mi się tam podoba – uśmiechnęłam się.
— O czym wy pieprzycie? – Stefan uniósł jedną brew.
— O kolorze nowych zasłon, które dzięki Gregorkowi się trochę podarły jakiś czas temu. – Wszyscy zaczęli chichotać, a szatyn skulił się w sobie. – Ile razy mam ci powtarzać, że jestem stanowczo na nie i nic z tego nie wyjdzie? – popatrzyłam na niego porozumiewawczo. On jedyny wiedział do czego tak naprawdę nawiązałam. – Przykro mi, ale łącząc czarny z fioletowym będzie nieciekawie. Za ciemno.
Znów wszyscy zaczęli się śmiać, a ja szepnęłam Gregorowi na ucho.
— Błagam cię, daj mi żyć! Dalej będę z tobą sypiać, ale nic poza tym, nie chcę związać się z tobą i przyjmij to wreszcie do wiadomości.
— Nigdy – mruknął pod nosem, a ja czułam, jak wzrasta we mnie chęć przywalenia mu w twarz na otrzeźwienie. Raz a dobrze.
Wstałam zniecierpliwiona z ławki i spojrzałam rozanielona w kierunku drzwi, nie zwracając już najmniejszej uwagi na Gregora, który jak na razie chyba przestanie mnie dręczyć.
— Yyy… my się chyba jeszcze nie znamy. – Usłyszałam jakiś nieznany głos. Odwróciłam się zaciekawiona. – Jestem Manuel, Manuel Fettner – podał mi dłoń, a ja z chęcią ją uścisnęłam.
— Wiktoria Maliniak – przedstawiłam. – Ja jestem siostrą żony Gregora.
— A, to te niedawne wesele – uderzył się w czoło. – Teraz pamiętam.
— Większość skoczków mnie nie pamięta, także nie jestem zdziwiona – uśmiechnęłam się. – Idę się przewietrzyć, chcesz mi towarzyszyć? – zaproponowałam. – Korzenie tu zapuścimy, zanim pojawi się ten wasz trener.
— A do mnie to już się nie odzywasz?
Poczułam jak dłonie Thomasa obejmują mnie w pasie i doszłam do wniosku, że mogłoby już tak być zawsze. Do moich nozdrzy doszedł intensywny zapach męskich perfum. Cudownie! Z rozkoszą odchyliłam głowę do tyłu, czując jak przylegam do niego całym ciałem. Ignorując moje wcześniejsze myśli, odwróciłam się w jego stronę i teraz to ja go przytuliłam, głowę kładąc na jego klatce piersiowej. Serce waliło mu jak oszalałe, a ja z uwagi na to uśmiechnęłam się pod nosem. Nie przejęłam się morderczym, ale jednocześnie przygnębionym spojrzeniem Gregora. Niebawem jednak musiałam się od Morgiego odkleić i kierując swoją głowę ku górze, spojrzałam skoczkowi w roześmiane, niebieskie tęczówki.
— Przepraszam – powiedziałam, nie mogąc przestać się uśmiechać. – Oczywiście, że się odzywam.
— Co tutaj porabiasz? – spytał się swoim ciepłym, męskim głosem. – Myślałem, że zobaczymy się dopiero w Wiśle. Co nie znaczy, że nie cieszę się, widząc cię teraz.
— Chodźmy na zewnątrz – zaproponowałam. – Ty też możesz – powiedziałam do Manuela i skierowałam się w stronę drzwi.
— Dziękuję za pozwolenie o jaśnie pani – ironizował. Niebawem znaleźliśmy się na zewnątrz.
***
Przy Thomasie czułam, jakbym narodziła się na nowo. Nie myślałam ani o kłopotach, ani o żadnych konsekwencjach swoich działań – przy nim miałam wrażenie, iż jestem człowiekiem bez żadnej skazy, z całkowicie czystym kontem, które to konto potocznie zwiemy życiem. Nie myślałam o przeszłości, a na przyszłość też nie miałam czasu, starczyło mi, że teraźniejszość była przepiękna. Nie potrzebowałam niczego więcej jak bliskości. Jego głos był najpiękniejszą muzyką w całym moim życiu, a w niebieskie tęczówki mogłabym się patrzeć bez ustanku, niczym zahipnotyzowana. Cudowny, szczery uśmiech okazał się najwspanialszą nagrodą za wszelakie trudy, lęk czy strach zniknął całkowicie.
Z Manu od razu znalazłam wspólny język – zajebisty facet. Zabawny, z dystansem do siebie, niebanalnym poczuciem humoru, na pewno przystojny, jak później stwierdziłam z dość sporą dawką uroku osobistego. Nie zmienia to jednak faktu, że w mojej opinii, daleko mu było do Morgensterna. Pomijając ten jakże małoistotny „szczegół”, chłopak zdecydowanie u mnie zapulsował. Nie był podobny w żadnym calu do reszty tych zarozumialców, którzy spowodowali, że mój niegdyś ukochany, narciarski team, stracił na wartości w moich oczach. Thomas i Manuel tworzyli razem obraz facetów, jakimi ich sobie wyobrażałam siedząc z nosem w telewizorze podczas zawodów – jakimi sobie wyobrażałam wszystkich Austriaków. Cieszyłam się w głębi duszy, że Thomas nie okazał się jedynym „dobrym” Austriakiem – zaczęłam odzyskiwać wiarę w ludzkość.
Wybrałam się ze skoczkami na miły spacer – kierunek Przed Siebie. Lato było w pełni i dawało się we znaki. Zegar nie wybił jeszcze południa, a zapewne termometr sięgał do trzydziestu stopni. Przepraszając na chwilę chłopaków, przystanęłam i ściągnęłam z siebie cieniutką, bladoróżową bluzę z kapturem, ciesząc się w głębi duszy, że mam cos jeszcze pod spodem.
— Striptiz! – krzyknął rozbawiony Manuel, a Thomas mu tyko zawtórował, przybijając przy okazji piątkę.
— Taaa – przytaknęłam niechętnie. – Dla ubogich chyba – parsknęłam śmiechem.
— Zawsze to jednak coś, nie? – Fetti wzruszył ramionami.
— Kto złapie, będzie jego na pamiątkę! – wystawiłam język i cofnęłam się o parę kroków. – Gotowi? – spojrzałam na ich twarze, widząc potwierdzenie, zamachnęłam się, po czym rzuciłam.
Biegli do niej jak oszalali, a to przecież była tylko bluza, nie żaden stanik. Zaczęli się przekrzykiwać, w przestrzeni cały czas mieszały się dźwięki ich chichotów. Uroczo. W końcu to Thomasowi udało się ją zagarnąć, a Manu tylko się nachmurzył.
— Moja, moja! – wołał blondyn, zaczynając wymachiwać nią w powietrzu. Podeszłam do nich, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Thomas, jest twoja – powiedziałam szczerze zadowolona, podchodząc do niego.
Niby nieopatrznie położyłam dłoń na koszulce, pod którą bez wątpienia kryła się idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa, przejeżdżając ręką wzdłuż niej. Nawet przez cienki materiał jego koszulki, wyraźnie wyczułam, przysłowiowy „kaloryfer”, zresztą miałam okazję zobaczyć go niejednokrotnie. Gdy sobie to uświadomiłam, na moje policzki wrócił kolor szkarłatnej czerwieni. Byłam tak zawstydzona i onieśmielona, że niemal natychmiast po pojawieniu się tychże emocji, cofnęłam rękę gwałtownie, jakby nagle Morgi mnie poparzył. Zarówno Thomas jak i Manuel gapili się na mnie w osłupieniu.
— Powinniśmy już wracać – wymamrotałam zawstydzona i z opuszczoną głową oddaliłam się od blondyna, ciesząc się, iż długie, czarne włosy przysłaniają mi twarz.
Czemu ja musiałam go dotykać?! Moje serce dalej niespokojnie kołatało w piersi, a oddech stał się płytki oraz nierówny. Choć tak onieśmielona, żałująca swojego postępku, w głębi duszy pragnęłam zrobić to znowu, znowu i znowu. Chciałam być blisko, czuć jego obecność. Moje serce rwało się do niego. Ale mózg całkowicie tego zabraniał, nie mogłam, nie powinnam – on był tylko przyjacielem. Nie mogłam swoim zachowaniem zaryzykować utraty jego przyjaźni. Ewentualne odtrącenie bolałoby zbyt mocno, aby okazać się wartym ryzyka. Jestem zbyt strachliwa, nienawidzę się za to!
— Masz rację, Wiki – odezwał się Morgi. – Alex nas zabije, jeśli nie będziemy na czas – zgodził się ze mną.
Mając nisko spuszczoną głowę, widziałam jak zaczyna iść przed siebie. Manu, jako najlepszy przyjaciel Thomasa – jedyny z tej austriackiej hołoty – przyspieszył kroku i zrównał się z kumplem. Ja od tamtej pory szłam z tyłu, a także gapiłam się bezproduktywnie w czubki swoich trampek. Za śladem Thomasa schowałam ręce do kieszeni. Gdy mnie mijał, odważyłam się podnieść lekko głowę. Wcześniej był radosny, roześmiany i zadowolony z życia. Teraz jednak spochmurniał nagle, ze złością wymalowaną na twarzy, stawiał z impetem kolejne kroki. Wiedziałam! On jest teraz na mnie wściekły! Nie powinnam była go dotknąć, nie w taki sposób. Dla niego byłam tylko przyjaciółką – muszę się wiec tak zachowywać. Mina skoczka świadczyła wyraźnie o tym, że pozwoliłam sobie na coś, na co nigdy nie mogę sobie już pozwolić – inaczej go stracę – nawet jako kumpla.
Już nikt się nie śmiał. Nikt nie rozmawiał. Nikt się nawet nie uśmiechał. Wszystko zepsułam swoją głupotą. Tego dnia już nie dane mi było usłyszeć tego cudownego, radosnego śmiechu, który przynosił ukojenie sercu i duszy. Jego śmiechu.
***
Pan Alex okazał się bardzo miłym człowiekiem. Kiedy tylko się z nim zetknęłam, przywitał mnie promiennym uśmiechem i powiedział, że mogę obserwować trening chłopaków. Przyznał też – wciskając mi aparat cyfrowy do ręki – że nie pogniewałby się, gdybym robiła skoczkom zdjęcia podczas rozmaitych ćwiczeń, bo ich fotograf jest na urlopie i wróci przed Letnim GP. To żeby robić fajne zdjęcia, nie trzeba skończyć jakiś studiów fotograficznych? Szczerze przyznam, że obawiałam się, iż moje amatorskie fotki nie przypadną mu do gustu – ale cóż, jak prosił.
Z uwagi na to, że zabrakło mi odwagi, aby spoglądać na Morgensterna, wlepiałam swoje spojrzenie w Gregora. Był wściekły, grymasił, fukał, dmuchał, narażając się wielokrotnie trenerowi. W jego oczach można było dostrzec gromy. Gdy spoglądał na mnie, krew mroziło mi w żyłach. Podczas jednej z przerw w ćwiczeniach, znalazł jakiś obdarty kawałek kartki i zaczął na nim gryzmolić długopisem, tak gwałtownie, iż myślałam, że zaraz ją rozerwie z nadmiaru emocji. Cała się trzęsłam. Podrzucił mi ją na ławkę, natychmiast odbiegając i udając pięć sekund później, że skupia się na przybraniu idealnej pozycji dojazdowej.
„Zostawiłaś mnie samego i poszłaś gdzieś z tym Morgensternem! Nie tak się umawialiśmy Złotko. Zostaniesz ukarana. Przygotuj się na wyjątkowo ostrą zabawę. Będziesz jęczeć na cały hotel. Jestem przekonany, że nikt cię tak jeszcze nie wydymał!”
Do moich oczu zaczęły nachodzić łzy, jednak starałam się je opanować i na moje szczęście, udało się. Zgniotłam teatralnie liścik w swoich dłoniach, a następnie rzuciłam go do kosza na śmieci, który stał nieopodal. Gregor widząc to wszystko uśmiechnął się i oblizał usta, wracając następnie do wypełniania poleceń trenera. Ja natomiast ponownie dzierżyłam aparat, starając się przy okazji wyczyścić swój umysł ze zbędnych myśli.
Robiłam zdjęcia wszystkim, nikogo nie faworyzując – w końcu miał te zdjęcia oglądać Alex. Wybierałam – tak mi się wydaje – najciekawsze momenty, aby potem ujrzeć je na wyświetlaczu urządzenia. Cmoknęłam z zadowoleniem. Najlepiej robiło mi się zdjęcia Manuelowi – z jego twarzy nigdy nie zniknął uśmiech, nawet wtedy, gdy zaliczył efektowną glebę. Nienawidziłam robić zdjęć Gregorowi, którego twarz bez przerwy była nadąsana. Widok w kadrze skupionej, skoncentrowanej twarzy Morgiego była pokrzepiająca, jednak i to uczucie znikło, gdy spostrzegłam smutne, przygaszone spojrzenie. Wszystko zepsułam do cholery jasnej!
Co się ima reszty skoczków – czyli Kocha, Krafta, Koflera, nie czynili mi jak na razie żadnych uszczypliwości, więc robienie im zdjęć nie budziło we mnie ani emocji negatywnych, ani pozytywnych. Stali się obojętni zarówno dla mojej osoby, jak i dla aparatu, który dzierżyłam w dłoniach.
Thomas unikał mojego spojrzenia jak ognia – tym bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, iż nie powinnam stać się taka odważna, pozostawiając wszystko takim, jakim było do tej pory.
Kiedy trening się skończył, skoczkowie udali się pod prysznice – „trzech muszkieterów” w ogóle na mnie nie spojrzało, Gregor z Thomasem mieli do mnie jakieś pretensje, wyraźnie mi to ukazując spojrzeniami, a Fetti jako jedyny spojrzał na mnie z sympatią i nawet się uśmiechnął, byłam mu cholernie wdzięczna, więc również się uśmiechnęłam, jak mogłam najweselej.
— I jak tam zdjęcia, panno Maliniak? – podszedł do mnie Alex i wziął aparat do ręki. Przewijał zdjęcia z zawrotną prędkością, przy niektórych zatrzymując się na dłuższą chwilę i wydając dźwięki – jak mi się wydawało – uznania, machając przy tym głową.
— Zdjęcia są bardzo dobre – powiedział wreszcie. – Miała pani kiedyś do czynienia z profesjonalną fotografią?
— Nie – zaprzeczyłam. – Nigdy.
— W takim razie ma pani ogromny talent – uśmiechnął się. – Niech tylko pani spojrzy na to zdjęcie. – Mówiąc to, usiadł obok i pokazał mi jedno ze zdjęć Thomasa. – Idealne wyczucie chwili, odpowiednie światło, kąt nachylenia…
— Kąt nachylenia? – zmarszczyłam brwi, dla mnie to była zwykła fotka.
— Gdyby pani trzymała aparat w rękach pod choćby odrobinę innym kontem, załamałaby pani światło i zdjęcie byłoby do niczego, mimo że przedstawiałoby to samo. A tak to proszę spojrzeć zarówno cienie, jak i światło padają idealnie.
— Cienie? – znów zmarszczyłam brwi.
— Nie wie pani, o czym ja mówię, prawda? – opanował przejęty ton głosu i spojrzał na mnie z powagą. – To jedynie dowodzi, że nawet nie rozumiejąc poszczególnych terminów, urodziła się pani z aparatem w ręce. Wie pani podświadome, jak postępować, aby zdjęcie było doskonałe.
— Dziękuję bardzo – zarumieniłam się. – Muszę już iść. – Porwałam torebkę z ławki i nie mówiąc nic więcej, wybiegłam z sali, stukając obcasami.
***
Po wyczerpującym treningu, przyszła pora, aby zameldować się w pobliskim hotelu. Przez całą drogę trzymałam się z tyłu, gawędząc sobie z doktorkiem Schmittem, nerwowo spoglądając na Gregora, a z niezwykłym smutkiem na Thomasa, który o krok nie opuszczał Manu, żywo z nim konwersując. Gregor natomiast zaczął głośno chichotać razem z grupą swoich oddanych pachołków.
— Gregor zgodził się na sesję terapeutyczną zaraz po posiłku – pochwalił się doktorek. – Sam się do mnie zgłosił – nie ukrył zdziwienia. – Nie spodziewałbym się tego po nim – powiedział szczerze.
— Ja także – mruknęłam.
— Proszę tylko przypilnować, aby zażył wszystkie leki jeszcze przed sesją ze mną. Najlepiej od razu po obiedzie. Musi brać je regularnie – zastrzegł po raz setny.
Kiedy weszliśmy już do hotelu, dech zaparło mi w piersi. Musiał być cholernie drogi. Nogi miałam jak z waty, gdy podeszłam do lady, widząc rozpromienioną, młodą, blondynkę w gustownym wdzianku, z nazwą hotelu na piersi.
— Ja wszystko załatwię Kiciu, ty się nie musisz trudzić. – Gregor wyrósł obok mnie jakby z podziemi. – Będziemy mieli śliczny, dwuosobowy pokoik – uśmiechnął się i delikatnym, acz zdecydowanym ruchem odepchnął mnie od lady.
— Thomas z Manuelem, Martin z Andresem, Gregor ze Stefanem – usłyszałam głos trenera Alexa. – Panno Maliniak. – Usłyszałam głos Pointnera. – Rozumiem iż odpowiada pani jednoosobowy pokój, koło zakwaterowania naszej stażystki?
— Jak najbardziej – uśmiechnęłam się.
***
Dopilnowałam, aby według zaleceń doktorka Schmitta, Gregor wziął wszystkie zalecane leki tuż przed sesją z wyżej wymienionym psychiatrą. Zanim jednak odchodził, nie zawahał się poinformować, iż dokonał pewnej „podmiany”.
— Gadałem ze Stefanem, to on zajmie twój jednoosobowy pokój, a ty będziesz spać ze mną. Dwa łóżka złączymy w jedno i będzie niemal idealnie. Doceń, że nie chciałem robić zamieszania przed recepcją. To będzie taka nasza mała tajemnica. Nie chcemy przecież, aby Thomas się dowiedział, prawda? – zadrwił i udał się na spotkanie.
***
Po posiłku i sesji z doktorkiem przyszedł czas na kolejne treningi, ale tym razem po małej rozgrzewce szóstka skoczków austriackich z kadry narodowej udała się na obiekt w celu oddania skoków. Aigner—Schanze – to właśnie na tej skoczni miały odbyć się zawody pod koniec Letniego GP. Z początku usadowiłam się na jednej z ławek na stadionie, ale Alex przywołał mnie gestem ręki i powiedział, że stąd wszystko widać lepiej. Przez cały czas więc stałam u jego boku i z zapartym tchem, mimo że był to trening, obserwowałam skoczków. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
— Od kiedy interesujesz się skokami? – zagadnął.
— Sezon 2001/2002 był moim pierwszym. Od tamtej pory oglądam każdy Puchar Świata i Letnie GP – poinformowałam. – Miałam z jakieś dziesięć lat może albo dziewięć – wzruszyłam ramionami.
— To dość długo – pokiwał głową z uznaniem.
Każdy z sześciu skoczków oddał po cztery skoki z tej samej belki. Nie zdziwiłam się, gdy za każdym razem, to Morgi uzyskiwał najlepszą odległość i nikt nie potrafił go przebić. Wygrał bezapelacyjnie i wcale nie kłamał, mówiąc, że skupia się na treningach. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, gdy ujrzałam wyniki. Raz jeden skok Thomasa równał się z rekordem skoczni, który ustanowił Markus Eggenhofer w 2011 roku.
— Widzę, że Morgi zaczyna nam się odradzać po nieudanym sezonie zimowym! – Zadowolony trener począł klaskać w dłonie. – Brawo Thomas! – usłyszałam, jak krzyczy do swojego podopiecznego i zaśmiałam się pod nosem.
Co się tyczy reszty zawodników, to Gregor niemal cały czas deptał Thomasowi po pietach, uzyskując trzykrotnie drugą najlepszą odległość. Raz tylko zajął wśród swoich kolegów miejsce trzecie, kiedy to Manuel Fettner wyprzedził go o półtora metra.
Po skokach zeszłam z gniazda trenerskiego i udałam się znów na stadion – niemalże biegiem. Dopiero wtedy zobaczyłam jakąś ciemnowłosą kobietę, która usadowiła się nieśmiało na trybunach. Byłam przekonana, że już ją gdzieś widziałam, ale nie mogłam trafnie jej rozpoznać, bo całą jej twarz osłaniały włosy. Nie zajmowała ona jednak długo mojej głowy, bo koło sienie ujrzałam rozjuszonego szatyna.
— No kurwa mać! – Zauważyłam jak klęka bezradnie i zaczyna uderzać pięścią w ziemię.
— Gregor uspokój się, bo poranisz sobie ręce! – powiedziałam, bo skoczkowie oddawali skoki bez rękawiczek i uklękłam przy nim, biorąc delikatnie za ramiona. – Spójrz na mnie! – rozkazałam, a on potulnie wykonał moje polecenie.
Był zrozpaczony i wyraźnie zdołowany, ale gdy spojrzał na mnie, przez chwilę na jego twarzy ujrzałam blady uśmieszek. Zaraz potem grymas bólu. No pięknie, Schlieri rozwalił sobie rękę z powodu furii, jak go owładnęła po porażce z Thomasem – kiedy udaliśmy się do kadrowego lekarza, powiedział poważnym głosem:
— Trzeba będzie zszywać. Gratuluję pary panie Schlierenzauer! – To ostatnie zdanie wypowiedział ironicznym tonem.
— Dam ci leki na uspokojenie – powiedziałam. – Te bardzo mocne, powinno pomoc, a potem położysz się spać na jakiś czas.
— Dobrze, wszystko co rozkażesz – spojrzał na mnie uważnie, a następnie uniósł jedną brew i oblizał spierzchnięte usta.
***
Gregor zaraz po szyciu ręki, którą na szczęście rozwalił sobie w dość małym stopniu, otrzymał od doktorka Schmitta dawkę silnych leków przeciwbólowych. Stawał się zawsze po nich niezwykle otępiały i senny – zasnął niemal od razu kamiennym snem na kilka godzin. Facecik wyszedł z hotelu na ten czas, oznajmiając, że idzie pozwiedzać, ale na pewno się nie zgubi i wróci przed kolacją – Gregor powinien się wtedy obudzić przy okazji. Ja nie czułam się na siłach do zwiedzania miasta i bez celu wałęsałam się po hotelu z rękami w kieszeniach.
Rozważałam możliwość pójścia do Thomasa, ale zaniechałam tego pomysłu – dalej mi było głupio za to, co stało się przed południem i nie wiedziałam, jak się z tego wytłumaczyć. Może według was, to nie było nic takiego, ale ja przezywałam to przez kilka następnych dni. Nie zapadłoby to zapewne w moją pamięć, gdyby nie wyraźne wspomnienie jego zawiedzionej twarzy.
— Uważaj jak łazisz! – Usłyszałam znajomy głos, który posługiwał się w danej chwili łamaną angielszczyzną.
Przede mną stała ta sama kobieta, którą widziałam na stadionie podczas treningu Austriaków. Szczupła, niewysoka – ale i tak wyższa ode mnie – z burzą ciemnych loków na głowie i wielkimi goglami w stylu muchy na nosie.
— Magda, co ty tu robisz?! – krzyknęłam zaskoczona.
— Wiki, niespodzianka! – zabrzmiała radośnie i rozłożyła ręce. – Mam staż! – dodała z dumą. – Przyglądam się pracy psychologa austriackiej kadry – powiedziała z uśmiechem. – Fajnie, co nie? – spojrzała na mnie badawczo.
Uniosłam jedną brew i dalej wpatrywałam się w nią, z miną, jakbym nie wierzyła, że naprawdę przede mną stoi.
— To oni mają własnego psychologa? – spytałam zdziwiona.
— Wiki! – Magda zrobiła wielkie oczy i otworzyła lekko usta. – Każda kadra narciarska ma psychologa! A tak swoją drogą, widziałam jakiegoś kolesia w czarnym garniturku. Gregorek ma takiego prywatnie? – nie ukrywała zaciekawienia.
— To psychiatra z prawdziwego szpitala psychiatrycznego – mruknęłam. – Psycholog przy nim to pikuś. Gregor to rasowy czubek.
— Czyli jednak się zgodził – pokiwała głową w zamyśleniu. – I jak tam?
— Na razie bez większych problemów – przyznałam z ulgą. – Gregor bierze regularnie bardzo silne leki przeciwpsychotyczne i uczęszcza na sesje z doktorkiem. Mają ze sobą bardzo dobre relacje.
— Dobre więzi między terapeutą a pacjentem, to podstawa – zgodziła się Magda. – A jak ty sobie radzisz z nim? – zapytała ze współczuciem. – Sypiacie ze sobą, tego od ciebie żądał w zamian za leczenie? – zmarszczyła brwi.
— Tak, tak tego właśnie chciał – przyznałam z grymasem na twarzy. – Ja już powoli tracę wszystkie siły – oznajmiłam z głośnym westchnieniem. – Seksu, to ja mam potąd – Przejechałam palcem wskazującym w poprzek czoła. W dodatku uparł się, że mnie szczerze kocha i chce ze mną być już na zawsze. W takim prawdziwym związku.
— To grubo – wyjąknęła Sobańska. – I co ty na to?
— No jak to, co ja na to? – spytałam z nieukrywaną irytacją w głosie. – Moim marzeniem jest, aby jak najszybciej wyzdrowiał i dał sobie na wstrzymanie. Nie chcę się z nim wiązać Madziu. Nie kocham go, nie jego.
— Wiesz co ci powiem?
— Tak, odkąd oglądamy skoki narciarskie razem, to przyznałaś mi się szczerze do tego, że nie tolerujesz Thomasa i że w twojej opinii, Gregor jest znacznie lepszy. Poza tym nie za bardzo lubisz Austriaków, a już zwłaszcza Morgiego.
— Czyli pamiętasz – uśmiechnęła się.
— Trudno było zapomnieć – prychnęłam i spojrzałam na nią spod byka. – Z uwagi na twoją szczerą niechęć do Thomasa, pewnie teraz mi powiesz, że lepiej będzie, jeśli zapomnę o nim i będę szczęśliwa z Gregorkiem.
— Czytasz mi w myślach – wystawiła język.
***
Ja i Thomas nie odzywaliśmy się do siebie przez resztę dnia – to ja nie miałam za bardzo ochoty na konfrontację, bo w dalszym ciągu było mi głupio za mają „odwagę”, czy raczej jej przebłyski. Nie opuszczałam Gregora na krok, a gdy przyszła pora na udanie się do pokoi, Gregor sprytnie zarządził podmiankę ze Stefanem tak, aby nikt nas nie zobaczył.
Gdy weszłam do pokoju, oba łóżka były już złączone w jedno, a skoczek po zamknięciu drzwi, podszedł do mnie od tyłu i bez uprzedzenia, przyssał się do szyi, składając na niej mokre pocałunki. W jednej dłoni trzymał dopiero co schłodzonego szampana, który gdy tylko dotknął mojej rozgrzanej skóry, spowodował coś podobnego do szoku termicznego. W drugiej ręce dzierżył ostry nóż, którym zaczął bez mrugnięcia okiem, rozcinać moje ubranie. Poczułam chłodny dotyk ostrza na swojej skórze – zadrżałam ze strachu, ostrze było stanowczo za blisko.
Gregor rzucił mnie na łóżko, po czym rozcinając resztę ubrania, rzucił jego strzępki na podłogę. Chwycił mocno moje nadgarstki i za pomocą kajdanek, przytwierdził do złączonych łóżek. Jego dłonie zaczęły błądzić po całym ciele, a gorący język zataczał kółeczka wokoło moich sutków. Poczułam przyjemy ucisk w podbrzuszu. Szatyn usiadł na mnie i jednym, sprawnym ruchem zdjął koszulkę, rzucając ją daleko za siebie. Chciałam go dotknąć, ale kajdanki stanowczo mnie blokowały. Byłam zdana na jego łaskę. Spojrzał mi głęboko w czy – nie mam pojęcia co z nich wyczytał. Uśmiechnął się tylko łobuzersko i sięgając do kubełka z lodem, w którym złożony był szampan, wyjął z niego kilka kostek.
Po kilku chwilach zaczęły się topić, w jego rozgrzanych dłoniach, a kilka samotnych kropelek, ściekło mi na brzuch. Zadrżałam pod wpływem różnicy temperatur. Gregor poprawił się tylko staranniej na moim ciele, ocierając przy okazji specjalnie o nagie ciało. Zaczęłam wiercić się niespokojnie, bo chciałam, aby już we mnie wszedł, ale on najwyraźniej nie miał takiego zamiaru.
Trzy kostki lodu wylądowały na moim gorącym ciele. Zadrżałam, jednocześnie wydając cichy jęk – szatyn uśmiechnął się. Wziął w palce jedną z kostek i przejechał wzdłuż mojego ciała, pozwalając reszcie topić się na moim brzuchu. Kolejną z kostek lodu włożył mi do ust, a ja instynktownie zaczęłam ją ssać, czując przyjemny chłód pod językiem.
Przejechał kciukiem po moich ustach, rozchyliłam je lekko, czując jego dotyk i musnęłam delikatnie językiem, zanim zdążył odsunąć rękę. Niebawem schylił się ponownie, sięgając tym razem po drogiego, zimnego szampana. Nie miał problemu z jego otworzeniem, wstrząsnął nim mocno, pozwalając, aby po wystrzeleniu, chłodna piana oblała moje ciało. Z powrotem skierował się do moich ust i wlał w rozchylone wargi trochę zimnego szampana, który natychmiast połknęłam. Sam potem przechylił butelkę i wziął spory łyk trunku. Spojrzał na mnie badawczo, następnie bez uprzedzenia pochylając się nade mną, począł spijać alkohol z gorącej skóry.
Jęczałam przeciągle, czując jego usta i język dosłownie wszędzie, z lubością oddając się temu wszystkiemu. Wzdrygnęłam się, gdy język dotarł do wewnętrznej części ud. Wziął z powrotem butelkę do ręki, wylewając mi napój na podbrzusze, a także centralnie między nogi. Gdy wrócił do spijania stróżek zimnego szampana, byłam w siódmym niebie.
Kiedy skończył sączyć bąbelki ze skóry, a jego język znał już większość mojego ciała, wlał mi resztki alkoholu do rozchylonych ust. Usadowił się na powrót wygodnie i niby przypadkowo zaczął ocierać swoim kroczem o moje. Pochylił się znów, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, czułam wyraźny smak szampana, którego resztki dalej znajdowały się na mnie, stopniowo starając się ochłodzić, a także na jego wargach. Przez cienki materiał jasno niebieskich, przetartych na kolanach dżinsów, czułam jego przyrodzenie. Z każdą chwilą skurcz w podbrzuszu wzmagał się.
Wreszcie zdecydował się zdjąć dżinsy i drżącymi z podniecenia dłońmi, ledwo co dał radę, odpiąć pasek spodni. Rzucił go daleko za siebie, następnie odpinając spodnie i lekko zsuwając w dół razem z bokserkami. Nie minęły dwie minuty, a oboje byliśmy nadzy. Chciałam go dotknąć tak bardzo, ale kajdanki dalej mnie ograniczały. Zaczęłam wierzgać się, w skutek czego kajdanki nieprzerwanie szczękały i wbijały się brutalnie w nadgarstki. Szatyn popatrzył na mnie z wyższością, a także cwaniackim uśmieszkiem.
— Bądź grzeczną dziewczynką – wyszeptał mi do ucha, muskając go językiem.
Kiedy wypowiadał te słowa, jęknęłam z rozkoszy i odchyliłam głowę do tyłu. Zaczął rytmicznie poruszać się we mnie dwoma palcami. Chcąc stłumić odgłosy, postanowiłam zagryzać wargi zębami z całych sił. Szatyn zaśmiał mi się do ucha z wyraźnym zadowoleniem. To czego tak pragnęłam od dłuższego czasu, zaczęło się powoli spełniać. Ucisk w podbrzuszu przestał być nieznośny. Długo musiałam na to czekać. Gregor dręczył się nade mną. Korzystając z okazji, że wreszcie się zdecydował, zaczęłam wić się pod jego ciałem z przyjemności. Niestety trwało to krótko, nagle przestał, nie pozwalając mi nacieszyć się w pełni jego dotykiem.
— Czyli tego chciałaś? – usłyszałam jego szept i gorący oddech na szyi.
— Tak – wyjęknęłam, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem żałosna.
— Błagaj! – wyszeptał. – A może się zdecyduję, jeśli mnie przekonasz.
— Błagam! – wyszeptałam gorączkowo, odnajdując następnie jego usta i złączając nas w namiętnym pocałunku. – Pragnę cię! – dodałam, wpatrując się w roziskrzone, czekoladowe tęczówki.
— Powiedź, że mnie kochasz i zawsze już będziemy razem – poprosił. – Powiedź, że ci na mnie zależy. Zrobię dla ciebie wszystko maleńka. Kocham cię całym swoim sercem, odwzajemnij to uczucie.
— Zależy mi na tobie, kocham cię Gregor – wyszeptałam i spojrzałam znów w jego oczy. – Zawsze już będziemy razem – powtórzyłam wszystko co mi kazał, jak automat, nie zastanawiając się za bardzo nad znaczeniem tych słów.
— Czy naprawdę? – uśmiechnął się. – Najdroższa moja, nie kłamiesz?
— Nie, nie kłamię. kocham cię i chcę być z tobą – zapewniłam.
— Czy od teraz będę dla ciebie najważniejszy? – zadał kolejne pytanie, a ja poczułam, jak krew się we mnie burzy.
— Wejdź we mnie wreszcie, do cholery jasnej! – krzyknęłam zniecierpliwiona.
— Jeszcze nie teraz, chcę wiedzieć. Chcę mieć pewność.
— Tak, będziesz najważniejszy – odpowiedziałam już spokojnie. – Będę robiła wszystko co ze chcesz. Należę do ciebie.
— Twoje serce także będzie moje? – spojrzał na mnie wyczekująco.
— Tak, tylko twoje kochany.
Po tych słowach zrobił wreszcie to, co chciałam, aby uczynił już dawno temu. Wszedł we mnie szybko, gwałtownie, poruszając w ten sam sposób. Niebawem nasze jęki zlały się w jeden dźwięk. Oddechy także się zrównały. Podczas przeżywania nieziemskich rozkoszy, nie zdawałam sobie sprawy, co tak naprawdę przyrzekłam. To co wypowiedziałam, było jednym wielkim kłamstwem. Nie sądziłam, że w ten sposób Gregor posiadł mnie na własność – obiecałam mu, iż będziemy razem na zawsze. Powiedziałam, że go kocham, a on w to uwierzył.
— Kocham cię najdroższa – usłyszałam jego głos, a gdy spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki, widziałam w nich radość i szczęście. Mówił prawdę. – Ty jesteś moja, a ja twój – uśmiechnął się, po czym zaniemówił na kilka minut.
Po kilku chwilach poczułam intensywne, ale przyjemne skurcze. Gregor zaczął poruszać się we mnie szybciej, zwiększając moje doznania. Potem jednak zastygł w bezruchu, a po moim podbrzuszu rozlało się przyjemne ciepło. Słyszałam wyraźny jęk, widziałam jak odchyla gwałtownie głowę do tyłu. Szatyn rozanielony, ale i wyczerpany padł na mnie, przygniatając swoim ciałem, następnie ciężko dusząc do ucha.
— Jeszcze nigdy nie było nam tak wspaniale, prawda kochanie? – uśmiechnął się i cmoknął delikatnie w usta, po czym zabrał się za odpinanie kajdanek.
Kiedy już je odpiął, poczułam się wolna. Zaczęłam masować gorliwie swoje nadgarstki, na których miałam pokaźne odciski, po czym spojrzałam na Gregora zamyślona.
— Przepraszam skarbie – powiedział ze skruchą. – Nie chciałem sprawić ci bólu – oznajmił i wziął moje dłonie w swoje, zaczynając dotykać wyraźne, czerwone ślady opuszkami swoich palców. Następnie, podniósł moje ręce na wysokość swoich ust i zaczął je delikatnie całować.
— Nie boli – uśmiechnęłam się i wyzwoliłam ręce z jego odcisku.
— Cieszę się – również się uśmiechnął, po czym ziewnął przeciągle, zasłaniając usta ręką. Zaśmiałam się perliście.
— Ej, no co? A ty nie jesteś zmęczona? – popatrzył na mnie zaskoczony.
— Jestem – powiedziałam, gdy uspokoiłam się.
Gregor przykrył nasze nagie ciała hotelową kołdrą, a następnie zgasił nocną lampkę, znajdującą się na szafce. Zamknęłam z zadowoleniem zmęczone oczy i westchnęłam głośno, chwilę potem czując, jak Gregor wtula się w moje ciało z wyraźnym zadowoleniem.
— Dobranoc kochanie – usłyszałam.
— Dobranoc Gregor.
Nie ogarniam Wiki
OdpowiedzUsuńJa nie ogarniam Wiki od początku o.0 Sama nie wiem co mam napisać, chyba tylko jedno, że Gredzia mam po uszy, głupiej Wiki też. Wyznała mu miłość -.- nie no to jest idiotka, w zamian ze sex, bo Gredzio nie chciał jej zaspokoić. Gratuluję pomysłu, ja bym takiemu po ryju i niech spierdala, mogę zadowolić się raczką.
OdpowiedzUsuńA teraz troochę rozczulania się nad Manu ( tak wiesz, że go uwielbiam ) tutaj też, idealnie go opisałaś :3 Taki wiecznie uśmiechnięty z głupimi pomysłami. a propos striptiz dla ubogich xD to był niezły pomysł.
Dobra, to tego ja czekam na więcej Ville :3
Pozdrawia i weny ;*
hahaha... zrobiłaś z Gregora Christiana Greya <3 seksy seksy, moje seksy seksy <3
OdpowiedzUsuńto tyle w temacie, miałaś rację - jestem jedyną zadowolą osobą z końcówki <3 weny :*
Sorki za spam ;) Zapraszam do mnie :) http://lovebyskijumpers.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń