czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 10


Witajcie moi kochani!

Na wstępie chciałabym was bardzo, bardzo, bardzo przeprosić za to, że ten rozdział ukazuje się tu z takim wielkim opóźnieniem. Zgodnie z wcześniej złożoną obietnicą, powinnam już szykować się na publikację w sobotę 11 parta, a tak naprawdę to dosłownie przed trzema minutami skończyłam pisać 10 rozdział. Jestem na siebie zła, ale mimo wszystko mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. W moim życiu ostatnio dość dużo się dzieje. W dodatku mamy teraz - z okazji końca roku - sprawdzian każdego dnia. Przykładowo: na dzisiaj mieliśmy zapowiedziany duży sprawdzian i dwie duże kartkówki. Jestem kujonem także pilnie się na to wszystko uczę, żeby nie zepsuć sobie kilku miesięcy ciężkiej pracy, jednym tygodniem totalnej olewki. Jestem padnięta i nie mam już na nic siły. Byle do wakacji... 

Nie przynudzam i zapraszam na 10 rozdział
__________________________________

Rozdział 10

Przez cały tydzień ta cholerna, metalowa skrzyneczka, z inicjałami „GS” nie dawała mi spokoju. Tak, dokładnie przez cały tydzień! Od momentu, w którym przyjrzałam jej się pierwszy raz, minął właśnie taki szmat czasu. Gregor chyba zaczął mieć jakieś złe przeczucia, bo od tygodnia nie opuścił pokoju na dłużej niż kilka minut. Za każdym razem, gdy pojawiałam się w rejonach mojego starego azylu i zajrzałam tam choćby kątem oka, on patrzył się na mnie jak na kosmitkę, a oczy mówiły „nie chcę cię tutaj”. Może nie był do mnie, aż tak negatywnie nastawiony, jak na początku naszej znajomości – nie mam pojęcia. Możliwe, że wmówiłam sobie, że Gregor najchętniej by się mnie pozbył. Jeśli faktycznie tak jest, to powinnam udać się w tej chwili do psychiatry i to pilnie. Ale co ja mogę poradzić na to, że byłam święcie przekonana, iż on ukrywa przed wszystkimi – a zwłaszcza przede mną – coś czego ukrywać nie powinien? Źle mu z oczu patrzyło, a zdenerwowanie, które pojawiało się na jego twarzy zawsze, kiedy tylko popatrzyłam się w stronę mojej starej sypialni, jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość. Chciałam go zdemaskować, pogrążyć, cokolwiek. Niestety jak na razie mi się to nie udało.
Kolano wyzdrowiało mu dokładnie wczoraj wieczorem. Przyczłapał do nas jego prywatny lekarz i oznajmił, że wszystko jest już w jak najlepszym porządku. Wszyscy się cieszyli jak nienormalni – z moją matką i siostrą na czele. Atmosfera w domu stała się dla mnie toksyczna. Każdy – nawet mój ojciec – spełniał wszystkie jego zachcianki i się do niego podlizywał, a mnie krew zaczęła zalewać. Tak nie można żyć! W pewnym momencie ta chora uprzejmość względem chodzącego ideału, zaczęła być ponad moje siły. Myślałam całkiem poważnie o wyprowadzce do Magdaleny i olaniu tej całej „tajemniczej aury” wokół wiadomej osoby. Mimo to jakieś dziwne przeczucie, kazało mi na razie zostać na miejscu i nie oddalać się zbytnio od Schlierenzauera – i od metalowej skrzynki.
Z dziewczynami spotykałam się praktycznie każdego dnia. Madzia, dobra dusza bez ustanku pytała się jak tam z Gregorem i czy jestem w stanie wytrzymać jego obecność. Póki co jakoś dawałam radę. Nie chciałam się jakoś zbytnio uzewnętrzniać, bo uznałam, że najpierw muszę sama to wszystko ułożyć w logiczną całość. Madzia każdego dnia też dzwoniła i wysyłała setki smsów – chciała wiedzieć na sto procent, czy aby na pewno wszystko jest takie jak powinno.
Daria została jeszcze na ten tydzień u nas w mieście – mieszkała u Dominiki. Niestety jej rodzina uznała, że czas wracać do rodzinnego grajdołka – Wrocław czekał na nią już od wielu dni. Wyjechała dziś rano. Oczywiście nie obyło się bez łzawych pożegnań i lamentów. Obiecałyśmy sobie, że na pewno spotkamy się za niecały miesiąc w Zakopanym na treningu. Także nasza rozłąka nie była na niewiadomo jak długi okres czasu. Czas tak szybko leci.
Najbardziej to jednak zadziwiła mnie Dominika. Znów stała się taka zwariowana jak kiedyś i zaczęła być sobą. Nie płakała już w ogóle, ani się nad sobą nie użalała. Sprawiała wrażenie dziewczyny, która wymazała wszystkie złe wspomnienia ze swojej pamięci i idzie dalej przez życie z podniesioną głową. Nie ogląda się na razie za facetami, twierdzi, że póki co starczy jej wrażeń na najbliższych kilka miesięcy. Teraz to raczej życie upływało jej na rozmyślaniu w jaki sposób rozśmieszyć ludzi, którzy znajdowali się w zasięgu jej wzroku. Widziała parę razy już Krzysia Miętusa w telewizji, a mimo to nie zauważyłam u niej wtedy żadnych oznak zdenerwowania, czy czegoś podobnego. Nawet nie przełączała kanału. Słuchała jego słów uważnie i ze spokojem, beztrosko zajadając się mandarynką.
Skoro o śmieszności mowa – żeby było zabawniej Dominika stwierdziła, że będzie razem ze mną i Magdą uczęszczać na ten dziwaczny kurs psychologii. Nawet mnie to ucieszyło, biorąc pod uwagę fakt, że ona była taka szalona, a zajęcia przewidywałam nudne niczym flaki z olejem. Reakcja Magdy była podobna do mojej, gdyby nie to, że jej radość miała swój początek zupełnie gdzie indziej. Uznała, że im więcej znajomych twarzy tym lepiej, bo będzie czuła się swobodniej wśród tabunu nowych ludzi. Moim zdaniem z tym tabunem, to trochę przegięła, a nawet bardzo, bo ileż to ludzi pragnie się zapisać na takie badziewie, jakim jest psychologia? Więcej niż dwadzieścia osób, to na pewno nie będzie. Tak czy siak, jesteśmy już zapisane. Spotkania zaczynają się od dwudziestego piątego kwietnia, czyli dokładnie za tydzień. To jest czwartek.
Podostawałam także długie wiadomości zwrotne od chłopaków, na moją pocztę mailową. Codzienne włażenie na nią stało się już dla mnie czymś naturalnym jak na przykład mycie zębów. Pisali o tym jak cudownie im się wiedzie – i strasznie za mną tęsknią. Ja natomiast nie wahałam się napisać każdemu, że moje relacje z Gregorem znów uległy pogorszeniu – nie wiadomo dlaczego i że z każdym dniem Schlieri jest coraz większym dziwakiem. Przyjęli tę informację dość chłodno i obojętnie – nie przewidywali zbyt długiej poprawy. Pisałam także o tym, że ja i Magda straciłyśmy pracę i za niedługo będzie ciężko u nas z pieniędzmi – nie wgłębiałam się w szczegóły. Oni zresztą nie dociekali zbytnio. To był dla mnie drażliwy temat. W każdym bądź razie współczuli mi i Magdzie i bardzo chcieli pomóc, niestety nie było jak.
Zauważyłam również, że z biegiem czasu coraz gorzej było u mnie z psychiką. Na początku całą winę zwalałam na Gregora – nie było to w końcu takie bezpodstawne. Jednak z bólem musiałam stwierdzić, że całe moje rozdrażnienie, nie miało źródła tylko w szatynie. Musiałam przyznać się w końcu sama przed sobą, że cholernie brakuje mi Thomasa. Z każdym dniem pragnęłam coraz bardziej jakiegokolwiek kontaktu z nim. Pech chciał, że niemiałam do niego żadnych danych kontaktowych. Jakoś w trakcie wesela tak bujałam w obłokach, że o nic nie zapytałam.
Sam blondyn też jak widać nie kwapił się do tego, aby jakiś kontakt ze mną utrzymać. Może mnie nie polubił? Może po prostu zapomniał? Znaliśmy się bardzo krótko, także wiedziałam doskonale, że żadna przyjaźń z tego zrodzić się nie zdążyła. Jednak choćby najmniejsza myśl o tym, że Morgi mógł o mnie już kompletnie zapomnieć, strasznie bolała. Za każdym razem, gdy myślałam o tym w ten właśnie sposób, łzy cisnęły mi się do oczu.
Nie miałam nawet jakiegoś cholernego zdjęcia! A stwierdziłam, że już zupełnie zdziwaczeje, jeśli będę posługiwała się grafiką Google. Nie jestem w końcu jakąś fanatyczką! Pamiętałam jedynie zapach jego perfum. Były wprost cudowne i na długo zapadły w moją pamięć. Nie potrafiłam określić słowami składu tych perfum, choćby jednego składnika, mimo to od razu bym poznała te perfumy, gdyby ktoś mi je podrzucił pod nos.
Zaczęłam w tajemnicy przed wszystkimi chodzić codziennie, a nawet kilka razy dziennie do perfumerii i przesiadywać w dziale z męskimi zapachami. Przechodziłam tam z taką częstotliwością, że sprzedawczynie mnie już poznawały od progu. Po jakiś pięciu dniach przyłażenia tam, zaczęły patrzeć się na mnie dziwnie. Nic nie kupowałam, tylko wąchałam po kolei wszystkie buteleczki! Jak łatwo się domyślić jeszcze nie znalazłam. A zdążyłam już znaleźć perfumy jakich używa Welli i Prevc, a wcale się ich o perfumy nie pytałam. Po prostu stały na początku jednej z półek. Znając moje szczęścia albo perfumy jakich używa Morgi są na samym końcu, na samym dole, jako ostatnie w tym sklepie, albo w ogóle ich tu nie ma. Z ciekawości poszłam któregoś razu na sam koniec i powąchałam te ostatnie – to nie ten oczywiście.
Pewnie teraz wszystkie się ze mnie śmiejecie i zastanawiacie się, czy nie lepiej by było poprosić Gregora o numer telefonu jego kolegi z kadry, skoro mam go każdego dnia na wyciągnięcie ręki? A Schlierenzauer na bank ma jego komórkę? Otóż nie. Jestem takim uparciuchem i jestem na tyle dumna, że za nic w życiu, nigdy nie poproszę o nic Gregora. On nigdy nie może mieć tej świadomości, że Wiktoria Maliniak na niego liczy! Poza tym na sto procent bym się przed nim zbłaźniła. Zaczął by się śmiać z mojej głupoty i nie dałby tego cholernego numeru. Tylko bym wtedy pogrzebała swoje dotychczasowe „ja”.  Pomijając fakt, że i tak już zachowuje się, jak ktoś niespełna rozumu, choćby przyłażąc do tej perfumerii, czy grzebiąc Gregorowi pod łóżkiem i doszukując się jakieś intrygi rodem z filmów kryminalnych. Ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć, prawda? Przynajmniej nikt z mojego najbliższego otoczenia.
Oczywiście nie myślcie sobie, że się w Thomasie zakochałam! Wcale go nie kocham! Mi go po prostu… brakuje, cholernie brakuje!
Przy okazji, czy wspomniałam już, że będę miała do Magdy pretensje przez co najmniej kilka dni? Nie? To właśnie teraz wam to powiadam. Dalej nie możemy znaleźć roboty, a możliwe, że już byśmy ją dostały. Na drugi dzień znowu poszłyśmy do tego lokalu, spytać się czy nie nadawałybyśmy się na pracownice. Co się okazało? Że trzeba było się przemóc i przyjść wczoraj! Tak się składa, że ktoś z okazji już skorzystał i mają komplet.
- Nie miej do mnie pretensji – zaczęła się bronić. – Ja ci wczoraj powiedziałam, że możesz iść sama.
- A dlaczego nie poszłyśmy tam wczoraj? – byłam zła.
- Bo nie miałam nastroju – wzruszyła ramionami.
- A to niby dlaczego? – nie potrafiłam się uspokoić.
- Tak po prostu – powiedziała i wyminęła mnie , najwyraźniej mając mnie dosyć. Musiałam przyznać, że wtedy było to z wzajemnością.
- Mam dość twoich kaprysów i wszelkiego widzimisie! – krzyknęłam za nią, mając w nosie, że wszyscy przechodnie się w nas wgapiają. – Z takim podejściem, to ty na pewno nie znajdziesz pracy! A cały czas tylko narzekasz jaka to ty nieszczęśliwa! – wydzierałam się na całe gardło jak jakaś psychiczna i myślałam, że zaraz się popłaczę.
Magdę musiałam chyba nieźle wpienić, bo odwróciła się, podbiegła do mnie i z całej siły uderzyła w twarz z liścia – siła była tak duża, że aż się zatoczyłam i upadłam na twardy beton.
- Już ci mówiłam, że jak chciałaś iść, to mogłaś, ja cię nie trzymałam na smyczy! – wydarła się, kipiąc z wściekłości. – Mnie już nic to nie obchodzi! – krzyczała. – Mogę nawet umrzeć z głodu! – wrzasnęła po raz ostatni, zaczęła biec w przeciwną stronę, a ja zostałam sama, oszołomiona na betonie.
Zupełnie nie wiedziałam co myśleć o tym wszystkim. Dlaczego Magda stała się taka drażliwa i nie ma już w ogóle chęci na nic? Wczoraj też była przybita. Coś musi być na rzeczy. Ona nigdy tak się nie zachowuje. Coś nie tak z Richardem? Dałam sobie postanowienie, aby niezwłocznie zadzwonić do niego wieczorem, a potem zaczęłam się podnosić z ziemi.
- Poczekaj, pomogę ci! – usłyszałam krzyki gdzieś za sobą. – Podaj mi rękę – dodał po chwili i mi pomógł.
- Dziękuję bardzo – powiedziałam i zaczęłam otrzepywać się z kurzu.
Chłopak przybliżył się do mnie. Nie mogłam uwierzyć w to co czuję. To te perfumy! Niekontrolowanie wzięłam jeden większy wdech i przypomniały mi się wszystkie sceny z wesela. Zwłaszcza te z Thomasem. Nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, mało brakowało, a zaczęłabym się cieszyć jak mała dziewczynka. Uśmiech natychmiast zawitał na mojej twarzy. Zupełnie zapomniałam, że przed sekundą zostałam spoliczkowana przez najlepszą przyjaciółkę. W tej chwili wszystko straciło znaczenie.
- Wszystko w porządku? – Chłopak nachylił się nade mną, w skutek czego zapach od dawna poszukiwanych perfum uderzył we mnie jeszcze mocniej, co muszę przyznać, bardzo mi odpowiadało. – Moim zdaniem powinnaś to jak najszybciej opatrzyć – powiedział z troską.
- Co? – dopiero teraz otrząsnęłam się z transu. – O co chodzi? – nie rozumiałam zupełnie. Przecież nic mnie już teraz nie bolało.
- Krwawisz na policzku – powiedział. – Dość mocno – dodał i podał mi chusteczkę z torby, którą nosił na prawym ramieniu. – Szczerze przyznam, że nie mam pojęcia, czy przykładanie zwykłej chusteczki do takiej rany jest posunięciem właściwym – zmieszał się okropnie. – Na moje oko woda utleniona jest tu niezbędna – stwierdził. – Ale z drugiej strony nie mam nic innego – ciągnął dalej.
- Dziękuję ci bardzo za pomoc – powiedziałam z uśmiechem i wzięłam od niego chusteczkę higieniczną.
Dopiero wtedy tak naprawdę spojrzałam na jego twarz. Był niebieskookim, dość wysokim brunetem, na moje oko około dwadzieścia osiem lat. Na ramieniu nosił już wcześniej wspomnianą torbę, a w prawej ręce trzymał przewodnik po mieście.
- Jesteś turystą? – spytałam.
- Tak właściwie, to się tu przeprowadziłem jakieś pięć dni temu, mimo to dalej się tutaj gubię – zaśmiał się i rozejrzał dookoła.
- Michał co tu wyprawiasz? – Usłyszałam za moimi plecami. – Przecież wiesz, że musimy zdążyć jeszcze przed osiemnastą! – nakrzyczała na chłopaka, który mi pomagał.
Po chwili podeszła do nas i spojrzała na mnie spod byka.
- Kto to jest braciszku? – skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na brata. – Niech pani wybaczy, ale się spieszymy – powiedziała do mnie oschle i pociągnęła brata za rękę.
Ani się obejrzałam, a już mi zniknęli z oczu, to była dziwaczna sytuacja. Nie chcąc dłużej stać jak jakiś kołek, udałam się do domu.

***
Głupia! Głupia! Głupia! Te perfumy mogły być już w moim posiadaniu, gdybym nie zapomniała spytać się o ich nazwę! Przecież ten chłopak je miał. To na pewno były te.
O perfumach przypomniałam sobie idąc po schodach do swojego mieszkania, byłam na siebie zła jak nigdy przedtem. W dodatku policzek okropnie mnie piekł, mimo że już przestał krwawić. Wyglądałam teraz koszmarnie z wielkim strupem na twarzy. Postanowiłam się jednak nie przejmować tym za bardzo, bo uznałam, że mam większe problemy.
Bez przywitania kogokolwiek, po prostu ominęłam pokój, w którym teraz wszyscy jedli posiłek i udałam się do mojego obecnego lokum. Byłam totalnie zmęczona i sfrustrowana. Nic mi się nie układało i wszystko było do bani. A najgorsze okazało się to, że miałam wewnętrzne przeczucie, że może być znacznie gorzej niż jest teraz.  I właśnie ta myśl sprawiała, że nie mogłam zrelaksować się choćby na moment. Rzuciłam torebkę w kąt i położyłam się na łóżku, zasłaniając sobie twarz poduszką. Niech mi ktoś pomoże! Błagam!
- Co się stało? – Usłyszałam w uszach głos… Gregora?!
No chciałam oczywiście, żeby ktoś mi teraz pomógł, ale że to będzie Gregor, to mnie totalnie zaskoczyło. Co mu się stało? Raz na mnie warczy, a teraz się nagle przejął.
- Nic się nie stało – powiedziałam drżącym głosem i wstałam.
- Biłaś się z kimś? – zrobił wielkie oczy, gdy spojrzał na mój policzek. – Wyglądasz strasznie.
- Ależ dziękuję za komplement – zadrwiłam, następnie rzucając w niego poduszką. – Spadaj stąd faceciku – rozkazałam.
- Chciałem, żebyś zjadła obiad, musisz być głodna – stwierdził i oparł się o framugę.
Teraz to mnie totalnie zaskoczył.
- Co cię obchodzi, czy jestem głodna, czy nie? – zabrzmiałam dość ostro. – Weź ty się w końcu zdecyduj, czy mnie tolerujesz czy nie.
Widocznie bardzo go zdziwiła moja odpowiedź, no aż otworzył usta i nie wiedział, co ma mi odpowiedzieć.
- O co ci chodzi? – zmarszczył brwi. – Cały czas gadasz tylko o tej nienawiści – wkurzył się.
- Bo mam ku temu podstawy! Raz na mnie warczysz, a następnym razem sprawiasz wrażenie kogoś, kto się o mnie martwi. Zachowujesz się jakbyś miał rozdwojenie jaźni!
Po tych słowach Gregor zaczął się śmiać jak jakiś szaleniec. Zaczynałam się go powoli bać.
- Weź tu zrozum baby – powiedział między kolejnymi atakami śmiechu. – Jesteś niemiły to im to nie pasuje, jesteś uprzejmy, to też jest źle! –  po wypowiedzeniu tych słów, wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z otwartą buzią. Mi naprawdę coś tu nie gra.

***
Bardzo szybko mijały kolejne dni. W moim domu zaczęło robić się coraz dziwaczniej. Gregor najwidoczniej po usłyszeniu mojej uwagi, co do jego rzekomego rozdwojenia jaźni, postanowił się już w ogóle nie odzywać do mojej osoby i traktował niczym powietrze. Jakby tego było mało cała moja rodzina usługiwała mu na prawo i lewo – moja siostra, mama oraz tata. Czego Schlieri sobie nie zażyczył, to tak musiało się stać. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że teraz to on stał się panem w naszym domu. Ta sytuacja była chora i nienormalna. Jakim cudem moi rodzice dają sobą dyrygować? Czułam się tak, jakby szatyn rzucił na całą moją rodzinę jakiś złowieszczy czar. Jeszcze bardziej zaczęłam analizować to, co działo się dookoła mnie. Dla Gregora jak do rany przyłóż, a do mnie? Cały czas się o coś czepiali i krzyczeli. Zaczęli mną dyrygować, przynajmniej próbowali : „Ugotuj obiad, pozmywaj, pozamiataj, zrób Gregorowi herbatki”. Przepraszam, to że wy mu usługujecie, to nie znaczy, że ja tak muszę robić. Cokolwiek skoczek sobie nie zażyczył, wszyscy biegli do niego na usługi w podskokach. Czemu się oni go tak słuchają? Dlaczego pozwalają robić ze sobą wszystko? Byłam pewna, że muszę się tego dowiedzieć.
Jeśli uważacie, że poprzednia informacja była szokująca, to teraz uważajcie. Richard Freitag przestał odpowiadać na moje maile i telefony. Kiedy weszłam kiedyś w pocztę, dostałam od niego następującą wiadomość:

Wiktorio!

Nie mam zamiaru już zadawać się ani z Tobą, ani z Magdą. Nie pisz, nie dzwoń, nic mi nie wysyłaj. Przestałaś mnie kompletnie obchodzić. Nie sądzę, abyś była godna tego, abym ci wyjaśnił o co chodzi. Po prostu ogłaszam definitywny koniec tej znajomości i tyle. Uprzedzam, że wszelakie próby kontaktu, skończą się porażką. To będzie ostatnia wiadomość, jaką wysyłam z tego adresu mailowego. Zmieniłem także numer telefonu, więc ani ty, ani Magda nie będziecie mogły się do mnie dobijać. TO KONIEC!

Bez jakichkolwiek wyrazów szacunku
R. Freitag

Wiadomość tą przeczytałam około pięćdziesięciu razy i dalej nie mogłam w nią uwierzyć. Dlaczego Richie się tak zachował? Co było nie tak? Teraz już bynajmniej wiedziałam, dlaczego Magda nie miała na nic ochoty i przywaliła mi w twarz. Doskonale wiedziałam co Madzia czuła do Freitaga. Popłakałam się nie o tyle z powodu, że Richard ma mnie kompletnie gdzieś i całkiem nieźle zapowiadająca się znajomość legła w gruzach, co właśnie z tego, że strasznie Madzi współczułam. Nie potrafiłam sobie nawet w jednej trzeciej wyobrazić, co ona musiała teraz przeżywać. W jednej chwili wybaczyłam jej tego plaskacza i dziwaczne zachowanie. Próbowałam zadzwonić do Magdy i z nią porozmawiać o tym wszystkim, ale ona nawet za dziesiątym razem odrzuciła połączenie. Doskonale wiedziała, że ja już wiem co się stało, mimo to nie chciała się ze mną pogodzić. Moja biedna, mała, nieszczęśliwie zakochana Magdalena. Chyba najlepiej będzie jeśli pozwolę jej jeszcze te parę dni poukładać sobie wszystko w głowie. Szkoda tylko, że to wszystko zdarzyło się przed cudownie zapowiadającym się wyjazdem do Zakopanego. Tak jak z całej naszej paczki tylko Dominika nie chciała jechać z powodu Miętusa, tak teraz Madzia nie ma powodów, aby tam się zjawić, skoro Richie tak ją potraktował. Zresztą nie tylko ją.
Przez moment zastanawiałam się czy wyjazd tylko z Darią ma jakikolwiek sens i byłam już blisko zrezygnowania z niego, gdy nagle przypomnieli mi się:  Welli, Peter, Jurij i… nieważne zresztą kto. Wiadomości od wymienionej trójki były całkowicie normalne, jak zwykle przepełnione śmiesznymi historiami i podkreślaniem jak to oni tęsknią i nie mogą doczekać się treningów w Zakopanym. Przynajmniej oni mi jeszcze zostali. Pokrzepiona trochę tą myślą postanowiłam wreszcie udać się do kuchni i coś zjeść.
Kiedy już się tam znalazłam przekonałam się, że w domu na chwilę obecną nikogo nie było. Postanowiłam odgrzać sobie, to co zostało z dzisiejszego obiadu. W ciszy i spokoju zaczęłam konsumować danie i zbierałam myśli do kupy. Szczerze powiedziawszy nie szło mi to zbyt dobrze. Cały czas się kimś zamartwiałam, a to Dominiką, a to Magdą. Teraz na deser dołączył się Rysiu. Czy ja naprawdę wyglądam na taką, która lubi się zamartwiać? Miałam już dość tego wszystkiego. Dobrze chociaż, że Daria się na nic nie żali…, a nie, przepraszam! Zapomniałam, że nie może pojechać do Krakowa, aby zobaczyć się z Kotem. No tak, to też jest w końcu jakiś problem. Sama też miałam ich od cholery. Gregor ideał, który okazuje się mieć rozdwojenie jaźni, rodzinka skacząca wokoło niego bez przerwy, ciągłe wyżywanie się na mojej osobie, brak pracy i nieustający stan przygnębienia. Nie, no ja nie mam żadnych problemów! Jeszcze spokojnie reszta może zwalić mi się na głowę ze swoimi rozterkami.
- Hej, smakuje ci? – Podskoczyłam ze strachu, bo nie zarejestrowałam momentu, w którym wszedł do domu.
- Wystraszyłeś mnie! – krzyknęłam i spojrzałam na niego spod byka.
Kiedy się na niego popatrzyłam miał uśmiech od ucha do ucha i jakoś tak złowieszczo mu oczka błyszczały, zupełnie jak u chochlika. W trybie natychmiastowym przeanalizowałam myśli osoby stojącej przede mną i z ulgą – bądź też nie – uznałam, że jest nastawiony przyjaźnie. Na ramieniu miał torbę sportową i sam stał teraz przede mną ubrany w podobnym stylu. Wszedł w głąb kuchni, a potem usiadł obok mnie przy stoliku. Poczułam się bardzo dziwnie i nieswojo. Chciałam, żeby sobie poszedł, był dziwny. Zresztą wiecie jak to z nim jest, już o tym kiedyś wspomniałam.
- Przepraszam, nie chciałem – powiedział trochę ciszej i zbliżył się do mnie, a ja poczułam, jak serce zbliża mi się do gardła. Odejdź człowieku jak najdalej!
- No dobra, nic takiego się nie stało – powiedziałam i odruchowo się od niego odsunęłam. – Gdzie jest Sandra? – odczułam potrzebę zmiany tematu.
- Wyszła gdzieś na miasto z koleżaneczkami, szczegółów nie  znam – wzruszył ramionami. – Pytałem się wcześniej czy ci smakowało – przypomniał mi. – Nie odpowiedziałaś.
- A co cię to interesuje? – zapytałam opryskliwie. Miałam przeczucie, że jeśli tylko choćby pozwolę mu zbliżyć się do siebie, to będzie mój koniec. Zapobiegawczo przesunęłam krzesło jeszcze o jakieś dziesięć centymetrów od Gregora.
- No powiedź, co ci szkodzi – nie dawał za wygraną.
- Skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć, to bardzo mi smakuje – powiedziałam i wzięłam kolejną porcję do ust. – To dziwne, mama nigdy czegoś takiego nie robiła – zdziwiłam się.
- To świetnie, że ci smakuje – ucieszył się. – Dzisiaj to ja obiad robiłem!
Zakrztusiłam się. Wyraźnie czułam, że jedzenie utkwiło mi w gardle. Szybko wstałam od stołu i podeszłam do szafki kuchennej, krztusząc się niemiłosiernie. Wyciągnęłam z niej szklankę i udałam się po sok do lodówki. Gdy się w końcu napiłam, poczułam wielką ulgę. Spojrzałam się na Gregora. Patrzył się teraz na mnie jak na kogoś niespełna rozumu. Chyba go zraniłam takim zachowaniem i po raz pierwszy się przejęłam tym, że mógłby się na mnie obrazić lub po prosu byłoby mu przykro.
- Przepraszam – spuściłam głowę. – Zdaję sobie sprawę, że to musiało dziwnie wyglądać.
- Spoko, spodziewałem się tego – warknął, miał prawo być na mnie zły. – Tak, to ci bardzo smakuje, a gdy tylko się dowiedziałaś, że ja to przygotowałem, to najchętniej byś to wypluła. Wielkie dzięki! – popatrzył na mnie z wyrzutem i po prostu opuścił pomieszczenie. Słyszałam jeszcze jak trzaska ze złością drzwiami od swojego pokoju. Poczułam się jak idiotka.

***
Wierzcie lub nie, ale stałam pod zamkniętymi drzwiami pokoju od jakiś dwudziestu pięciu minut i dobijałam się do niego bez przerwy. Przepraszałam, obrażałam samą siebie, a w niektórych momentach miałam wrażenie, że się po prostu poryczę. Nie mam pojęcia co się wtedy ze mną działo. Nigdy mnie Gregor nie obchodził i miałam gdzieś, to co on czuje, a teraz było mi strasznie ciężko na duszy. Od czasów wesela coś w naszych relacjach zaczęło się zmieniać. Czy to znaczy to samo co poprawiać? Raczej nie sądzę, aby można było nazwać to co się teraz dzieje poprawą. Zaczęłam wyraźnie odczuwać, że mimo iż dalej się ze sobą kłóciliśmy i drażniliśmy, to jednak każde z nas podświadomie zaczęło interesować się uczuciami drugiego. Gdyby tak nie było, to nie stałabym teraz przed drzwiami, a on by się nie obraził, bo miałby moje zdanie w głębokim poważaniu i tyle w tym temacie. Wyraźnie czułam, że coś się zmieniło od tego cholernego wesela i niesamowicie się tego bałam. Wcześniej była nienawiść i plucie jadem, ale bynajmniej wszystko było jasne. Nikt nie miał żadnych wątpliwości. A teraz? Może już na siebie tak nie zlewamy jak wcześniej, ale irytowało mnie to, iż z powodu tej dziwacznej zmiany, nie miałam pojęcia na czym stoję i gdzie tę dziwaczną relację sklasyfikować.
- Gregor, no przepraszam! – krzyczałam, dobijając się do drzwi. – Mi to naprawdę smakowało, tylko mnie zaskoczyłeś. Nie pomyślałam, że kiedyś będziesz tu coś gotował! – usprawiedliwiałam się. – Schlieri, błagam no! Nie zachowuj się jak dziecko!
Po tych słowach usłyszałam jak szatyn wstaje i otwiera mi drzwi. Wyglądał w tym momencie dokładnie tak, jakby ktoś mu przed chwilą powiedział, że nie będzie mógł już oddać żadnego skoku.
- Ja na serio cię bardzo przepraszam, wiem, że cię uraziłam i w ogóle. Zaskoczyłeś mnie po prostu tą informacją. Tak poza tym to świetnie gotujesz – powiedziałam ze skruchą i czułam się wtedy jak wystraszone dziecko, które tłumaczy się matce ze złych ocen o których dowiedziała się na wywiadówce. Nie ma to jak trafne porównanie.
- Okej, wybaczam – uśmiechnął się, a mi od razu zrobiło się lepiej. – Mam nadzieję, że już więcej tak nie zrobisz.
- Nie – powiedziałam, choć wiedziałam doskonale, że szatyn nie zadał mi pytania.
- Pisałem przed chwilą z Sandrą – zmienił temat, co w sumie bardzo mi odpowiadało. – Prosi cię o pomoc, chce, abyś poszła pod tę waszą nową galerie handlową, czy coś takiego.
- Po co? – zdziwiłam się. – Przecież jest tam z koleżankami, one nie mogą jej pomóc?
Gregor wzruszył ramionami.
- Ja tam nie wiem – stwierdził. – Przekazuję ci tylko to, co mi kazała Sandra powiedzieć i tyle.
- Kiedy mam tam iść?
- Najlepiej teraz – powiedział szybko.
Coś mi tu wyraźnie nie grało w tym wszystkim. Pisał z Sandrą i ona mnie prosi o pomoc? Taaa, jasne! Tak się złożyło, iż doskonale wiedziałam, że moja siostra miała wyłączony telefon od co najmniej dwóch godzin. Co też ten Gregor kombinuje? Mam się bać?

22 komentarze:

  1. jak zwykle super :* Dominika S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłaś napisać po prostu Fela? Od razu bym wiedziała od kogo ten komentarz xd

      Usuń
  2. Ciekawe jak to wszystko z Ryśkiem wyjaśnisz :)
    Pisz dalej ! Już nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę pisać jak znajdę czas, póki co to go nie posiadam za dużo. Przykro mi ;( Ale obiecuję, że choćby się waliło, to doprowadzę to do końca :P

      Usuń
  3. Świetne, nie no niezła kłótnia z Madzią. :D
    Wiki, chyba jednak zakochała się w Morgim.

    Zapraszam na prolog.
    http://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madzia przechodzi teraz w opowiadaniu ciężki okres, że tak powiem ^^ Ale nie ma się czym za bardzo przejmować, trzeba wierzyć w to, że wszystko skończy się dobrze.
      Co do Wiki i jej uczuć do Thomasa, to skomplikowane.... bynajmniej staram się, aby takie było. Nie lubię opowiadań gdzie wszystko jest takie sielankowe, to mnie nudzi, dlatego staram się nie wyjaśniać wszystkiego od razu.

      Usuń
    2. Wiki chciałabym ci coś przekazać, w sprawie twojego komentarza na blogu o Ville.
      Nie mogła bym zrobić czarnego charakteru z Morgiego, Austriaków ogólnie jako całość po prostu nienawidzę
      Ale każdy z osobna to
      lubię Fettnera i Morgiego
      toleruję Hayboecka, Krafta,
      nienawidzę Schlierenazauera, Koflera i Kocha.

      Usuń
    3. Bardzo się cieszę, że lubisz mojego Morgiego (pozwolę go sobie tak nazwać xd) To znaczy, że mogę mieć nadzieję na jego większy udział w opowiadaniu i nie muszę się bać, że go będziesz hejtować.
      PS: Zamierzam wprowadzić do swojej historii Villiego :D

      Usuń
    4. Bardzo się cieszę :D niech ludzie o nim nie zapomną, dlatego że miał słabszy sezon. ;(
      Lubię Morgiego, bo nie jest takim pozerem jak Kofler czy Schlierenzauer.
      A dodatkowo to blondyn, także już ma u mnie plusa.

      Usuń
    5. Też uwielbiam blondynów ;* Nasi dwaj blondyni są najlepsi na świecie ;D! Bardzo ciężki był dla mnie ten sezon, bo Morgi okupował tyły, ale wierzę, że się zmobilizuje, poprawi i będę mu kibicowała bez względu na wszystko! ;) Oczywiście Polacy najważniejsi... ale tak poza nimi, to mam ulubieńca ^^

      Usuń
    6. Zapraszam na 16 rozdział
      http://skijupingforever.blog.pl/

      Usuń
    7. Dzięki, ale rozdział przeczytałam wcześniej, aniżeli ten komentarz xd

      Usuń
    8. Zapraszam na 1 rozdział
      http://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/

      Usuń
    9. Zapraszam na nowy 17 rozdział
      http://skijupingforever.blog.pl/

      Usuń
    10. Zapraszam na 2 rozdział :D
      http://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/

      Usuń
    11. Dziękuję bardzo ;D A rozdziały przeczytam jutro ;)

      Usuń
    12. Zapraszan na 18 :)
      http://skijupingforever.blog.pl/

      Usuń
    13. Zapraszam na 3.
      http://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/

      Usuń