Witajcie moi kochani!
Na wstępie chciałabym was bardzo, bardzo, bardzo przeprosić za to, że ten rozdział ukazuje się tu z takim wielkim opóźnieniem. Zgodnie z wcześniej złożoną obietnicą, powinnam już szykować się na publikację w sobotę 11 parta, a tak naprawdę to dosłownie przed trzema minutami skończyłam pisać 10 rozdział. Jestem na siebie zła, ale mimo wszystko mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. W moim życiu ostatnio dość dużo się dzieje. W dodatku mamy teraz - z okazji końca roku - sprawdzian każdego dnia. Przykładowo: na dzisiaj mieliśmy zapowiedziany duży sprawdzian i dwie duże kartkówki. Jestem kujonem także pilnie się na to wszystko uczę, żeby nie zepsuć sobie kilku miesięcy ciężkiej pracy, jednym tygodniem totalnej olewki. Jestem padnięta i nie mam już na nic siły. Byle do wakacji...
Nie przynudzam i zapraszam na 10 rozdział
__________________________________
Rozdział 10
Przez cały tydzień ta cholerna, metalowa skrzyneczka, z
inicjałami „GS” nie dawała mi spokoju. Tak, dokładnie przez cały tydzień! Od
momentu, w którym przyjrzałam jej się pierwszy raz, minął właśnie taki szmat
czasu. Gregor chyba zaczął mieć jakieś złe przeczucia, bo od tygodnia nie
opuścił pokoju na dłużej niż kilka minut. Za każdym razem, gdy pojawiałam się w
rejonach mojego starego azylu i zajrzałam tam choćby kątem oka, on patrzył się
na mnie jak na kosmitkę, a oczy mówiły „nie chcę cię tutaj”. Może nie był do
mnie, aż tak negatywnie nastawiony, jak na początku naszej znajomości – nie mam
pojęcia. Możliwe, że wmówiłam sobie, że Gregor najchętniej by się mnie pozbył.
Jeśli faktycznie tak jest, to powinnam udać się w tej chwili do psychiatry i to
pilnie. Ale co ja mogę poradzić na to, że byłam święcie przekonana, iż on
ukrywa przed wszystkimi – a zwłaszcza przede mną – coś czego ukrywać nie
powinien? Źle mu z oczu patrzyło, a zdenerwowanie, które pojawiało się na jego
twarzy zawsze, kiedy tylko popatrzyłam się w stronę mojej starej sypialni,
jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość. Chciałam go zdemaskować, pogrążyć,
cokolwiek. Niestety jak na razie mi się to nie udało.
Kolano wyzdrowiało mu dokładnie wczoraj wieczorem.
Przyczłapał do nas jego prywatny lekarz i oznajmił, że wszystko jest już w jak
najlepszym porządku. Wszyscy się cieszyli jak nienormalni – z moją matką i
siostrą na czele. Atmosfera w domu stała się dla mnie toksyczna. Każdy – nawet
mój ojciec – spełniał wszystkie jego zachcianki i się do niego podlizywał, a
mnie krew zaczęła zalewać. Tak nie można żyć! W pewnym momencie ta chora
uprzejmość względem chodzącego ideału, zaczęła być ponad moje siły. Myślałam
całkiem poważnie o wyprowadzce do Magdaleny i olaniu tej całej „tajemniczej
aury” wokół wiadomej osoby. Mimo to jakieś dziwne przeczucie, kazało mi na
razie zostać na miejscu i nie oddalać się zbytnio od Schlierenzauera – i od
metalowej skrzynki.
Z dziewczynami spotykałam się praktycznie każdego dnia.
Madzia, dobra dusza bez ustanku pytała się jak tam z Gregorem i czy jestem w
stanie wytrzymać jego obecność. Póki co jakoś dawałam radę. Nie chciałam się
jakoś zbytnio uzewnętrzniać, bo uznałam, że najpierw muszę sama to wszystko
ułożyć w logiczną całość. Madzia każdego dnia też dzwoniła i wysyłała setki
smsów – chciała wiedzieć na sto procent, czy aby na pewno wszystko jest takie
jak powinno.
Daria została jeszcze na ten tydzień u nas w mieście –
mieszkała u Dominiki. Niestety jej rodzina uznała, że czas wracać do rodzinnego
grajdołka – Wrocław czekał na nią już od wielu dni. Wyjechała dziś rano.
Oczywiście nie obyło się bez łzawych pożegnań i lamentów. Obiecałyśmy sobie, że
na pewno spotkamy się za niecały miesiąc w Zakopanym na treningu. Także nasza
rozłąka nie była na niewiadomo jak długi okres czasu. Czas tak szybko leci.
Najbardziej to jednak zadziwiła mnie Dominika. Znów stała
się taka zwariowana jak kiedyś i zaczęła być sobą. Nie płakała już w ogóle, ani
się nad sobą nie użalała. Sprawiała wrażenie dziewczyny, która wymazała wszystkie
złe wspomnienia ze swojej pamięci i idzie dalej przez życie z podniesioną
głową. Nie ogląda się na razie za facetami, twierdzi, że póki co starczy jej
wrażeń na najbliższych kilka miesięcy. Teraz to raczej życie upływało jej na
rozmyślaniu w jaki sposób rozśmieszyć ludzi, którzy znajdowali się w zasięgu
jej wzroku. Widziała parę razy już Krzysia Miętusa w telewizji, a mimo to nie
zauważyłam u niej wtedy żadnych oznak zdenerwowania, czy czegoś podobnego.
Nawet nie przełączała kanału. Słuchała jego słów uważnie i ze spokojem,
beztrosko zajadając się mandarynką.
Skoro o śmieszności mowa – żeby było zabawniej Dominika
stwierdziła, że będzie razem ze mną i Magdą uczęszczać na ten dziwaczny kurs
psychologii. Nawet mnie to ucieszyło, biorąc pod uwagę fakt, że ona była taka
szalona, a zajęcia przewidywałam nudne niczym flaki z olejem. Reakcja Magdy
była podobna do mojej, gdyby nie to, że jej radość miała swój początek zupełnie
gdzie indziej. Uznała, że im więcej znajomych twarzy tym lepiej, bo będzie
czuła się swobodniej wśród tabunu nowych ludzi. Moim zdaniem z tym tabunem, to
trochę przegięła, a nawet bardzo, bo ileż to ludzi pragnie się zapisać na takie
badziewie, jakim jest psychologia? Więcej niż dwadzieścia osób, to na pewno nie
będzie. Tak czy siak, jesteśmy już zapisane. Spotkania zaczynają się od
dwudziestego piątego kwietnia, czyli dokładnie za tydzień. To jest czwartek.
Podostawałam także długie wiadomości zwrotne od chłopaków,
na moją pocztę mailową. Codzienne włażenie na nią stało się już dla mnie czymś
naturalnym jak na przykład mycie zębów. Pisali o tym jak cudownie im się
wiedzie – i strasznie za mną tęsknią. Ja natomiast nie wahałam się napisać
każdemu, że moje relacje z Gregorem znów uległy pogorszeniu – nie wiadomo
dlaczego i że z każdym dniem Schlieri jest coraz większym dziwakiem. Przyjęli
tę informację dość chłodno i obojętnie – nie przewidywali zbyt długiej poprawy.
Pisałam także o tym, że ja i Magda straciłyśmy pracę i za niedługo będzie
ciężko u nas z pieniędzmi – nie wgłębiałam się w szczegóły. Oni zresztą nie
dociekali zbytnio. To był dla mnie drażliwy temat. W każdym bądź razie
współczuli mi i Magdzie i bardzo chcieli pomóc, niestety nie było jak.
Zauważyłam również, że z biegiem czasu coraz gorzej było u
mnie z psychiką. Na początku całą winę zwalałam na Gregora – nie było to w
końcu takie bezpodstawne. Jednak z bólem musiałam stwierdzić, że całe moje
rozdrażnienie, nie miało źródła tylko w szatynie. Musiałam przyznać się w końcu
sama przed sobą, że cholernie brakuje mi Thomasa. Z każdym dniem pragnęłam
coraz bardziej jakiegokolwiek kontaktu z nim. Pech chciał, że niemiałam do
niego żadnych danych kontaktowych. Jakoś w trakcie wesela tak bujałam w obłokach,
że o nic nie zapytałam.
Sam blondyn też jak widać nie kwapił się do tego, aby jakiś
kontakt ze mną utrzymać. Może mnie nie polubił? Może po prostu zapomniał?
Znaliśmy się bardzo krótko, także wiedziałam doskonale, że żadna przyjaźń z
tego zrodzić się nie zdążyła. Jednak choćby najmniejsza myśl o tym, że Morgi
mógł o mnie już kompletnie zapomnieć, strasznie bolała. Za każdym razem, gdy
myślałam o tym w ten właśnie sposób, łzy cisnęły mi się do oczu.
Nie miałam nawet jakiegoś cholernego zdjęcia! A
stwierdziłam, że już zupełnie zdziwaczeje, jeśli będę posługiwała się grafiką
Google. Nie jestem w końcu jakąś fanatyczką! Pamiętałam jedynie zapach jego
perfum. Były wprost cudowne i na długo zapadły w moją pamięć. Nie potrafiłam
określić słowami składu tych perfum, choćby jednego składnika, mimo to od razu
bym poznała te perfumy, gdyby ktoś mi je podrzucił pod nos.
Zaczęłam w tajemnicy przed wszystkimi chodzić codziennie, a
nawet kilka razy dziennie do perfumerii i przesiadywać w dziale z męskimi
zapachami. Przechodziłam tam z taką częstotliwością, że sprzedawczynie mnie już
poznawały od progu. Po jakiś pięciu dniach przyłażenia tam, zaczęły patrzeć się
na mnie dziwnie. Nic nie kupowałam, tylko wąchałam po kolei wszystkie
buteleczki! Jak łatwo się domyślić jeszcze nie znalazłam. A zdążyłam już
znaleźć perfumy jakich używa Welli i Prevc, a wcale się ich o perfumy nie
pytałam. Po prostu stały na początku jednej z półek. Znając moje szczęścia albo
perfumy jakich używa Morgi są na samym końcu, na samym dole, jako ostatnie w
tym sklepie, albo w ogóle ich tu nie ma. Z ciekawości poszłam któregoś razu na sam
koniec i powąchałam te ostatnie – to nie ten oczywiście.
Pewnie teraz wszystkie się ze mnie śmiejecie i zastanawiacie
się, czy nie lepiej by było poprosić Gregora o numer telefonu jego kolegi z
kadry, skoro mam go każdego dnia na wyciągnięcie ręki? A Schlierenzauer na bank
ma jego komórkę? Otóż nie. Jestem takim uparciuchem i jestem na tyle dumna, że
za nic w życiu, nigdy nie poproszę o nic Gregora. On nigdy nie może mieć tej
świadomości, że Wiktoria Maliniak na niego liczy! Poza tym na sto procent bym się
przed nim zbłaźniła. Zaczął by się śmiać z mojej głupoty i nie dałby tego
cholernego numeru. Tylko bym wtedy pogrzebała swoje dotychczasowe „ja”. Pomijając fakt, że i tak już zachowuje się,
jak ktoś niespełna rozumu, choćby przyłażąc do tej perfumerii, czy grzebiąc
Gregorowi pod łóżkiem i doszukując się jakieś intrygi rodem z filmów
kryminalnych. Ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć, prawda? Przynajmniej
nikt z mojego najbliższego otoczenia.
Oczywiście nie myślcie sobie, że się w Thomasie zakochałam!
Wcale go nie kocham! Mi go po prostu… brakuje, cholernie brakuje!
Przy okazji, czy wspomniałam już, że będę miała do Magdy
pretensje przez co najmniej kilka dni? Nie? To właśnie teraz wam to powiadam.
Dalej nie możemy znaleźć roboty, a możliwe, że już byśmy ją dostały. Na drugi
dzień znowu poszłyśmy do tego lokalu, spytać się czy nie nadawałybyśmy się na
pracownice. Co się okazało? Że trzeba było się przemóc i przyjść wczoraj! Tak
się składa, że ktoś z okazji już skorzystał i mają komplet.
- Nie miej do mnie pretensji – zaczęła się bronić. – Ja ci
wczoraj powiedziałam, że możesz iść sama.
- A dlaczego nie poszłyśmy tam wczoraj? – byłam zła.
- Bo nie miałam nastroju – wzruszyła ramionami.
- A to niby dlaczego? – nie potrafiłam się uspokoić.
- Tak po prostu – powiedziała i wyminęła mnie , najwyraźniej
mając mnie dosyć. Musiałam przyznać, że wtedy było to z wzajemnością.
- Mam dość twoich kaprysów i wszelkiego widzimisie! –
krzyknęłam za nią, mając w nosie, że wszyscy przechodnie się w nas wgapiają. –
Z takim podejściem, to ty na pewno nie znajdziesz pracy! A cały czas tylko
narzekasz jaka to ty nieszczęśliwa! – wydzierałam się na całe gardło jak jakaś
psychiczna i myślałam, że zaraz się popłaczę.
Magdę musiałam chyba nieźle wpienić, bo odwróciła się,
podbiegła do mnie i z całej siły uderzyła w twarz z liścia – siła była tak
duża, że aż się zatoczyłam i upadłam na twardy beton.
- Już ci mówiłam, że jak chciałaś iść, to mogłaś, ja cię nie
trzymałam na smyczy! – wydarła się, kipiąc z wściekłości. – Mnie już nic to nie
obchodzi! – krzyczała. – Mogę nawet umrzeć z głodu! – wrzasnęła po raz ostatni,
zaczęła biec w przeciwną stronę, a ja zostałam sama, oszołomiona na betonie.
Zupełnie nie wiedziałam co myśleć o tym wszystkim. Dlaczego
Magda stała się taka drażliwa i nie ma już w ogóle chęci na nic? Wczoraj też
była przybita. Coś musi być na rzeczy. Ona nigdy tak się nie zachowuje. Coś nie
tak z Richardem? Dałam sobie postanowienie, aby niezwłocznie zadzwonić do niego
wieczorem, a potem zaczęłam się podnosić z ziemi.
- Poczekaj, pomogę ci! – usłyszałam krzyki gdzieś za sobą. –
Podaj mi rękę – dodał po chwili i mi pomógł.
- Dziękuję bardzo – powiedziałam i zaczęłam otrzepywać się z
kurzu.
Chłopak przybliżył się do mnie. Nie mogłam uwierzyć w to co
czuję. To te perfumy! Niekontrolowanie wzięłam jeden większy wdech i
przypomniały mi się wszystkie sceny z wesela. Zwłaszcza te z Thomasem. Nie
mogąc uwierzyć w swoje szczęście, mało brakowało, a zaczęłabym się cieszyć jak
mała dziewczynka. Uśmiech natychmiast zawitał na mojej twarzy. Zupełnie
zapomniałam, że przed sekundą zostałam spoliczkowana przez najlepszą
przyjaciółkę. W tej chwili wszystko straciło znaczenie.
- Wszystko w porządku? – Chłopak nachylił się nade mną, w
skutek czego zapach od dawna poszukiwanych perfum uderzył we mnie jeszcze
mocniej, co muszę przyznać, bardzo mi odpowiadało. – Moim zdaniem powinnaś to
jak najszybciej opatrzyć – powiedział z troską.
- Co? – dopiero teraz otrząsnęłam się z transu. – O co
chodzi? – nie rozumiałam zupełnie. Przecież nic mnie już teraz nie bolało.
- Krwawisz na policzku – powiedział. – Dość mocno – dodał i
podał mi chusteczkę z torby, którą nosił na prawym ramieniu. – Szczerze
przyznam, że nie mam pojęcia, czy przykładanie zwykłej chusteczki do takiej
rany jest posunięciem właściwym – zmieszał się okropnie. – Na moje oko woda
utleniona jest tu niezbędna – stwierdził. – Ale z drugiej strony nie mam nic
innego – ciągnął dalej.
- Dziękuję ci bardzo za pomoc – powiedziałam z uśmiechem i
wzięłam od niego chusteczkę higieniczną.
Dopiero wtedy tak naprawdę spojrzałam na jego twarz. Był
niebieskookim, dość wysokim brunetem, na moje oko około dwadzieścia osiem lat.
Na ramieniu nosił już wcześniej wspomnianą torbę, a w prawej ręce trzymał
przewodnik po mieście.
- Jesteś turystą? – spytałam.
- Tak właściwie, to się tu przeprowadziłem jakieś pięć dni
temu, mimo to dalej się tutaj gubię – zaśmiał się i rozejrzał dookoła.
- Michał co tu wyprawiasz? – Usłyszałam za moimi plecami. –
Przecież wiesz, że musimy zdążyć jeszcze przed osiemnastą! – nakrzyczała na
chłopaka, który mi pomagał.
Po chwili podeszła do nas i spojrzała na mnie spod byka.
- Kto to jest braciszku? – skrzyżowała ręce na piersi i
spojrzała na brata. – Niech pani wybaczy, ale się spieszymy – powiedziała do
mnie oschle i pociągnęła brata za rękę.
Ani się obejrzałam, a już mi zniknęli z oczu, to była
dziwaczna sytuacja. Nie chcąc dłużej stać jak jakiś kołek, udałam się do domu.
***
Głupia! Głupia! Głupia! Te perfumy mogły być już w moim
posiadaniu, gdybym nie zapomniała spytać się o ich nazwę! Przecież ten chłopak
je miał. To na pewno były te.
O perfumach przypomniałam sobie idąc po schodach do swojego
mieszkania, byłam na siebie zła jak nigdy przedtem. W dodatku policzek okropnie
mnie piekł, mimo że już przestał krwawić. Wyglądałam teraz koszmarnie z wielkim
strupem na twarzy. Postanowiłam się jednak nie przejmować tym za bardzo, bo
uznałam, że mam większe problemy.
Bez przywitania kogokolwiek, po prostu ominęłam pokój, w
którym teraz wszyscy jedli posiłek i udałam się do mojego obecnego lokum. Byłam
totalnie zmęczona i sfrustrowana. Nic mi się nie układało i wszystko było do
bani. A najgorsze okazało się to, że miałam wewnętrzne przeczucie, że może być
znacznie gorzej niż jest teraz. I
właśnie ta myśl sprawiała, że nie mogłam zrelaksować się choćby na moment.
Rzuciłam torebkę w kąt i położyłam się na łóżku, zasłaniając sobie twarz
poduszką. Niech mi ktoś pomoże! Błagam!
- Co się stało? – Usłyszałam w uszach głos… Gregora?!
No chciałam oczywiście, żeby ktoś mi teraz pomógł, ale że to
będzie Gregor, to mnie totalnie zaskoczyło. Co mu się stało? Raz na mnie
warczy, a teraz się nagle przejął.
- Nic się nie stało – powiedziałam drżącym głosem i wstałam.
- Biłaś się z kimś? – zrobił wielkie oczy, gdy spojrzał na
mój policzek. – Wyglądasz strasznie.
- Ależ dziękuję za komplement – zadrwiłam, następnie
rzucając w niego poduszką. – Spadaj stąd faceciku – rozkazałam.
- Chciałem, żebyś zjadła obiad, musisz być głodna – stwierdził
i oparł się o framugę.
Teraz to mnie totalnie zaskoczył.
- Co cię obchodzi, czy jestem głodna, czy nie? – zabrzmiałam
dość ostro. – Weź ty się w końcu zdecyduj, czy mnie tolerujesz czy nie.
Widocznie bardzo go zdziwiła moja odpowiedź, no aż otworzył
usta i nie wiedział, co ma mi odpowiedzieć.
- O co ci chodzi? – zmarszczył brwi. – Cały czas gadasz
tylko o tej nienawiści – wkurzył się.
- Bo mam ku temu podstawy! Raz na mnie warczysz, a następnym
razem sprawiasz wrażenie kogoś, kto się o mnie martwi. Zachowujesz się jakbyś
miał rozdwojenie jaźni!
Po tych słowach Gregor zaczął się śmiać jak jakiś szaleniec.
Zaczynałam się go powoli bać.
- Weź tu zrozum baby – powiedział między kolejnymi atakami
śmiechu. – Jesteś niemiły to im to nie pasuje, jesteś uprzejmy, to też jest
źle! – po wypowiedzeniu tych słów,
wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z otwartą buzią. Mi naprawdę coś tu nie gra.
***
Bardzo szybko mijały kolejne dni. W moim domu zaczęło robić
się coraz dziwaczniej. Gregor najwidoczniej po usłyszeniu mojej uwagi, co do
jego rzekomego rozdwojenia jaźni, postanowił się już w ogóle nie odzywać do
mojej osoby i traktował niczym powietrze. Jakby tego było mało cała moja
rodzina usługiwała mu na prawo i lewo – moja siostra, mama oraz tata. Czego
Schlieri sobie nie zażyczył, to tak musiało się stać. Mogę z czystym sumieniem
stwierdzić, że teraz to on stał się panem w naszym domu. Ta sytuacja była chora
i nienormalna. Jakim cudem moi rodzice dają sobą dyrygować? Czułam się tak,
jakby szatyn rzucił na całą moją rodzinę jakiś złowieszczy czar. Jeszcze
bardziej zaczęłam analizować to, co działo się dookoła mnie. Dla Gregora jak do
rany przyłóż, a do mnie? Cały czas się o coś czepiali i krzyczeli. Zaczęli mną
dyrygować, przynajmniej próbowali : „Ugotuj obiad, pozmywaj, pozamiataj, zrób
Gregorowi herbatki”. Przepraszam, to że wy mu usługujecie, to nie znaczy, że ja
tak muszę robić. Cokolwiek skoczek sobie nie zażyczył, wszyscy biegli do niego
na usługi w podskokach. Czemu się oni go tak słuchają? Dlaczego pozwalają robić
ze sobą wszystko? Byłam pewna, że muszę się tego dowiedzieć.
Jeśli uważacie, że poprzednia informacja była szokująca, to
teraz uważajcie. Richard Freitag przestał odpowiadać na moje maile i telefony.
Kiedy weszłam kiedyś w pocztę, dostałam od niego następującą wiadomość:
Wiktorio!
Nie mam zamiaru już
zadawać się ani z Tobą, ani z Magdą. Nie pisz, nie dzwoń, nic mi nie wysyłaj.
Przestałaś mnie kompletnie obchodzić. Nie sądzę, abyś była godna tego, abym ci
wyjaśnił o co chodzi. Po prostu ogłaszam definitywny koniec tej znajomości i
tyle. Uprzedzam, że wszelakie próby kontaktu, skończą się porażką. To będzie
ostatnia wiadomość, jaką wysyłam z tego adresu mailowego. Zmieniłem także numer
telefonu, więc ani ty, ani Magda nie będziecie mogły się do mnie dobijać. TO
KONIEC!
Bez jakichkolwiek
wyrazów szacunku
R. Freitag
Wiadomość tą przeczytałam około pięćdziesięciu razy i dalej
nie mogłam w nią uwierzyć. Dlaczego Richie się tak zachował? Co było nie tak?
Teraz już bynajmniej wiedziałam, dlaczego Magda nie miała na nic ochoty i
przywaliła mi w twarz. Doskonale wiedziałam co Madzia czuła do Freitaga.
Popłakałam się nie o tyle z powodu, że Richard ma mnie kompletnie gdzieś i
całkiem nieźle zapowiadająca się znajomość legła w gruzach, co właśnie z tego,
że strasznie Madzi współczułam. Nie potrafiłam sobie nawet w jednej trzeciej
wyobrazić, co ona musiała teraz przeżywać. W jednej chwili wybaczyłam jej tego
plaskacza i dziwaczne zachowanie. Próbowałam zadzwonić do Magdy i z nią
porozmawiać o tym wszystkim, ale ona nawet za dziesiątym razem odrzuciła
połączenie. Doskonale wiedziała, że ja już wiem co się stało, mimo to nie
chciała się ze mną pogodzić. Moja biedna, mała, nieszczęśliwie zakochana
Magdalena. Chyba najlepiej będzie jeśli pozwolę jej jeszcze te parę dni
poukładać sobie wszystko w głowie. Szkoda tylko, że to wszystko zdarzyło się
przed cudownie zapowiadającym się wyjazdem do Zakopanego. Tak jak z całej
naszej paczki tylko Dominika nie chciała jechać z powodu Miętusa, tak teraz
Madzia nie ma powodów, aby tam się zjawić, skoro Richie tak ją potraktował.
Zresztą nie tylko ją.
Przez moment zastanawiałam się czy wyjazd tylko z Darią ma
jakikolwiek sens i byłam już blisko zrezygnowania z niego, gdy nagle
przypomnieli mi się: Welli, Peter, Jurij
i… nieważne zresztą kto. Wiadomości od wymienionej trójki były całkowicie
normalne, jak zwykle przepełnione śmiesznymi historiami i podkreślaniem jak to
oni tęsknią i nie mogą doczekać się treningów w Zakopanym. Przynajmniej oni mi
jeszcze zostali. Pokrzepiona trochę tą myślą postanowiłam wreszcie udać się do
kuchni i coś zjeść.
Kiedy już się tam znalazłam przekonałam się, że w domu na
chwilę obecną nikogo nie było. Postanowiłam odgrzać sobie, to co zostało z dzisiejszego
obiadu. W ciszy i spokoju zaczęłam konsumować danie i zbierałam myśli do kupy.
Szczerze powiedziawszy nie szło mi to zbyt dobrze. Cały czas się kimś
zamartwiałam, a to Dominiką, a to Magdą. Teraz na deser dołączył się Rysiu. Czy
ja naprawdę wyglądam na taką, która lubi się zamartwiać? Miałam już dość tego
wszystkiego. Dobrze chociaż, że Daria się na nic nie żali…, a nie, przepraszam!
Zapomniałam, że nie może pojechać do Krakowa, aby zobaczyć się z Kotem. No tak,
to też jest w końcu jakiś problem. Sama też miałam ich od cholery. Gregor
ideał, który okazuje się mieć rozdwojenie jaźni, rodzinka skacząca wokoło niego
bez przerwy, ciągłe wyżywanie się na mojej osobie, brak pracy i nieustający
stan przygnębienia. Nie, no ja nie mam żadnych problemów! Jeszcze spokojnie
reszta może zwalić mi się na głowę ze swoimi rozterkami.
- Hej, smakuje ci? – Podskoczyłam ze strachu, bo nie
zarejestrowałam momentu, w którym wszedł do domu.
- Wystraszyłeś mnie! – krzyknęłam i spojrzałam na niego spod
byka.
Kiedy się na niego popatrzyłam miał uśmiech od ucha do ucha
i jakoś tak złowieszczo mu oczka błyszczały, zupełnie jak u chochlika. W trybie
natychmiastowym przeanalizowałam myśli osoby stojącej przede mną i z ulgą –
bądź też nie – uznałam, że jest nastawiony przyjaźnie. Na ramieniu miał torbę
sportową i sam stał teraz przede mną ubrany w podobnym stylu. Wszedł w głąb
kuchni, a potem usiadł obok mnie przy stoliku. Poczułam się bardzo dziwnie i
nieswojo. Chciałam, żeby sobie poszedł, był dziwny. Zresztą wiecie jak to z nim
jest, już o tym kiedyś wspomniałam.
- Przepraszam, nie chciałem – powiedział trochę ciszej i
zbliżył się do mnie, a ja poczułam, jak serce zbliża mi się do gardła. Odejdź
człowieku jak najdalej!
- No dobra, nic takiego się nie stało – powiedziałam i
odruchowo się od niego odsunęłam. – Gdzie jest Sandra? – odczułam potrzebę
zmiany tematu.
- Wyszła gdzieś na miasto z koleżaneczkami, szczegółów nie znam – wzruszył ramionami. – Pytałem się wcześniej
czy ci smakowało – przypomniał mi. – Nie odpowiedziałaś.
- A co cię to interesuje? – zapytałam opryskliwie. Miałam
przeczucie, że jeśli tylko choćby pozwolę mu zbliżyć się do siebie, to będzie
mój koniec. Zapobiegawczo przesunęłam krzesło jeszcze o jakieś dziesięć
centymetrów od Gregora.
- No powiedź, co ci szkodzi – nie dawał za wygraną.
- Skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć, to bardzo mi smakuje
– powiedziałam i wzięłam kolejną porcję do ust. – To dziwne, mama nigdy czegoś
takiego nie robiła – zdziwiłam się.
- To świetnie, że ci smakuje – ucieszył się. – Dzisiaj to ja
obiad robiłem!
Zakrztusiłam się. Wyraźnie czułam, że jedzenie utkwiło mi w
gardle. Szybko wstałam od stołu i podeszłam do szafki kuchennej, krztusząc się
niemiłosiernie. Wyciągnęłam z niej szklankę i udałam się po sok do lodówki. Gdy
się w końcu napiłam, poczułam wielką ulgę. Spojrzałam się na Gregora. Patrzył
się teraz na mnie jak na kogoś niespełna rozumu. Chyba go zraniłam takim
zachowaniem i po raz pierwszy się przejęłam tym, że mógłby się na mnie obrazić
lub po prosu byłoby mu przykro.
- Przepraszam – spuściłam głowę. – Zdaję sobie sprawę, że to
musiało dziwnie wyglądać.
- Spoko, spodziewałem się tego – warknął, miał prawo być na
mnie zły. – Tak, to ci bardzo smakuje, a gdy tylko się dowiedziałaś, że ja to przygotowałem,
to najchętniej byś to wypluła. Wielkie dzięki! – popatrzył na mnie z wyrzutem i
po prostu opuścił pomieszczenie. Słyszałam jeszcze jak trzaska ze złością
drzwiami od swojego pokoju. Poczułam się jak idiotka.
***
Wierzcie lub nie, ale stałam pod zamkniętymi drzwiami pokoju
od jakiś dwudziestu pięciu minut i dobijałam się do niego bez przerwy.
Przepraszałam, obrażałam samą siebie, a w niektórych momentach miałam wrażenie,
że się po prostu poryczę. Nie mam pojęcia co się wtedy ze mną działo. Nigdy
mnie Gregor nie obchodził i miałam gdzieś, to co on czuje, a teraz było mi
strasznie ciężko na duszy. Od czasów wesela coś w naszych relacjach zaczęło się
zmieniać. Czy to znaczy to samo co poprawiać? Raczej nie sądzę, aby można było
nazwać to co się teraz dzieje poprawą. Zaczęłam wyraźnie odczuwać, że mimo iż
dalej się ze sobą kłóciliśmy i drażniliśmy, to jednak każde z nas podświadomie
zaczęło interesować się uczuciami drugiego. Gdyby tak nie było, to nie stałabym
teraz przed drzwiami, a on by się nie obraził, bo miałby moje zdanie w głębokim
poważaniu i tyle w tym temacie. Wyraźnie czułam, że coś się zmieniło od tego
cholernego wesela i niesamowicie się tego bałam. Wcześniej była nienawiść i plucie
jadem, ale bynajmniej wszystko było jasne. Nikt nie miał żadnych wątpliwości. A
teraz? Może już na siebie tak nie zlewamy jak wcześniej, ale irytowało mnie to,
iż z powodu tej dziwacznej zmiany, nie miałam pojęcia na czym stoję i gdzie tę
dziwaczną relację sklasyfikować.
- Gregor, no przepraszam! – krzyczałam, dobijając się do
drzwi. – Mi to naprawdę smakowało, tylko mnie zaskoczyłeś. Nie pomyślałam, że
kiedyś będziesz tu coś gotował! – usprawiedliwiałam się. – Schlieri, błagam no!
Nie zachowuj się jak dziecko!
Po tych słowach usłyszałam jak szatyn wstaje i otwiera mi
drzwi. Wyglądał w tym momencie dokładnie tak, jakby ktoś mu przed chwilą
powiedział, że nie będzie mógł już oddać żadnego skoku.
- Ja na serio cię bardzo przepraszam, wiem, że cię uraziłam
i w ogóle. Zaskoczyłeś mnie po prostu tą informacją. Tak poza tym to świetnie
gotujesz – powiedziałam ze skruchą i czułam się wtedy jak wystraszone dziecko,
które tłumaczy się matce ze złych ocen o których dowiedziała się na wywiadówce.
Nie ma to jak trafne porównanie.
- Okej, wybaczam – uśmiechnął się, a mi od razu zrobiło się
lepiej. – Mam nadzieję, że już więcej tak nie zrobisz.
- Nie – powiedziałam, choć wiedziałam doskonale, że szatyn
nie zadał mi pytania.
- Pisałem przed chwilą z Sandrą – zmienił temat, co w sumie
bardzo mi odpowiadało. – Prosi cię o pomoc, chce, abyś poszła pod tę waszą nową
galerie handlową, czy coś takiego.
- Po co? – zdziwiłam się. – Przecież jest tam z koleżankami,
one nie mogą jej pomóc?
Gregor wzruszył ramionami.
- Ja tam nie wiem – stwierdził. – Przekazuję ci tylko to, co
mi kazała Sandra powiedzieć i tyle.
- Kiedy mam tam iść?
- Najlepiej teraz – powiedział szybko.
Coś mi tu wyraźnie nie grało w tym wszystkim. Pisał z Sandrą
i ona mnie prosi o pomoc? Taaa, jasne! Tak się złożyło, iż doskonale
wiedziałam, że moja siostra miała wyłączony telefon od co najmniej dwóch
godzin. Co też ten Gregor kombinuje? Mam się bać?
jak zwykle super :* Dominika S.
OdpowiedzUsuńNie mogłaś napisać po prostu Fela? Od razu bym wiedziała od kogo ten komentarz xd
UsuńCiekawe jak to wszystko z Ryśkiem wyjaśnisz :)
OdpowiedzUsuńPisz dalej ! Już nie mogę się doczekać :D
Będę pisać jak znajdę czas, póki co to go nie posiadam za dużo. Przykro mi ;( Ale obiecuję, że choćby się waliło, to doprowadzę to do końca :P
UsuńŚwietne, nie no niezła kłótnia z Madzią. :D
OdpowiedzUsuńWiki, chyba jednak zakochała się w Morgim.
Zapraszam na prolog.
http://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
Madzia przechodzi teraz w opowiadaniu ciężki okres, że tak powiem ^^ Ale nie ma się czym za bardzo przejmować, trzeba wierzyć w to, że wszystko skończy się dobrze.
UsuńCo do Wiki i jej uczuć do Thomasa, to skomplikowane.... bynajmniej staram się, aby takie było. Nie lubię opowiadań gdzie wszystko jest takie sielankowe, to mnie nudzi, dlatego staram się nie wyjaśniać wszystkiego od razu.
Wiki chciałabym ci coś przekazać, w sprawie twojego komentarza na blogu o Ville.
UsuńNie mogła bym zrobić czarnego charakteru z Morgiego, Austriaków ogólnie jako całość po prostu nienawidzę
Ale każdy z osobna to
lubię Fettnera i Morgiego
toleruję Hayboecka, Krafta,
nienawidzę Schlierenazauera, Koflera i Kocha.
Bardzo się cieszę, że lubisz mojego Morgiego (pozwolę go sobie tak nazwać xd) To znaczy, że mogę mieć nadzieję na jego większy udział w opowiadaniu i nie muszę się bać, że go będziesz hejtować.
UsuńPS: Zamierzam wprowadzić do swojej historii Villiego :D
Bardzo się cieszę :D niech ludzie o nim nie zapomną, dlatego że miał słabszy sezon. ;(
UsuńLubię Morgiego, bo nie jest takim pozerem jak Kofler czy Schlierenzauer.
A dodatkowo to blondyn, także już ma u mnie plusa.
Też uwielbiam blondynów ;* Nasi dwaj blondyni są najlepsi na świecie ;D! Bardzo ciężki był dla mnie ten sezon, bo Morgi okupował tyły, ale wierzę, że się zmobilizuje, poprawi i będę mu kibicowała bez względu na wszystko! ;) Oczywiście Polacy najważniejsi... ale tak poza nimi, to mam ulubieńca ^^
UsuńZapraszam na 16 rozdział
Usuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Dzięki, ale rozdział przeczytałam wcześniej, aniżeli ten komentarz xd
UsuńZapraszam na 1 rozdział
Usuńhttp://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
;)
UsuńZapraszam na nowy 17 rozdział
Usuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
I 100 lat Wiki.!!! :DDD
UsuńZapraszam na 2 rozdział :D
Usuńhttp://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
Dziękuję bardzo ;D A rozdziały przeczytam jutro ;)
UsuńZapraszan na 18 :)
Usuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Zapraszam na 3.
Usuńhttp://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
100 lat Wikiii ! <33
OdpowiedzUsuńDziękuję Madziu ;*
OdpowiedzUsuń