Cześć Wszystkim!
Nareszcie mamy jakąś dłuższą przerwę od tej szkoły i dzięki temu udało mi się coś naskrobać, choć i tak może to być dla was trochę późno. Cóż, rozdziały są według mnie w miarę długie i to jest taka rekompensata na rzadko pojawiające się notki . Coś za coś. Nie mam tyle wolnego czasu, aby były często i sporej długości, choć weny mam sporo i każdy wątek w opowiadaniu został już starannie przemyślany. Nie lubię robić czegoś bez starannie ułożonego planu, dlatego powiem wam w sekrecie (xD), że wiem co się będzie działo w Epilogu. Ale do tego to jeszcze daleko. Żeby was zachęcić do czytania, to powiem, że już niebawem zbliżymy się do głównej akcji. Myślę, że pomysł jaki narodził się w mojej głowie, jako wątek główny, bardzo was zaskoczy. Czytałam już wiele opowiadań i nie natknęłam się jeszcze na taki z moim pomysłem, także myślę, że będzie dość oryginalnie, a to tygryski lubią chyba najbardziej, nie? ;3
Zapraszam na rozdział 11
____________________________________________
Przez całą drogę do centrum gorączkowo zastanawiałam się o
co tak naprawdę może chodzić Gregorowi. Przecież wiedziałam, że mojej siostry
wcale nie ma tam, gdzie Schlierenzauer powiedział, że jest. W mojej głowie
pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Ktoś mnie napadnie, pobije, porwie,
zgwałci, zabije, w najlepszym wypadku okradnie z pieniędzy. Nie wiem co się ze
mną działo. Raz nawet żałowałam, że moje relacje z szatynem są takie a nie
inne, a następnym razem przypominał mi diabła. Ciężko było w tej chwili
stwierdzić, kto z nas ma rozdwojenie jaźni. Ja, on, a może oboje?
Wreszcie dotarłam do miejsca, w którym miałam się znaleźć
według późniejszych instrukcji szatyna przez smsy – kawiarnia w centrum. Tak
jak podejrzewałam po mojej siostrze nie było tam nawet najmniejszego śladu,
mimo to postanowiłam jeszcze tam trochę zaczekać – w końcu nie bez powodu
Gregor kazał mi tu przyjść. Chciałam przekonać się o co tak naprawdę chodzi.
Nawet jeśli mnie ktoś zaraz napadnie.
Usiadłam przy jednym ze stolików i zaczęłam wgapiać się w
okno. Pogoda nagle zaczęła się psuć. Chmury zrobiły się czarne, a po jakieś
minucie usłyszałam grzmoty. Nie ma to jak boski kwiecień, a właściwie jego
końcówka. A ja miałam jechać do Zakopanego…
Po jakiś dwudziestu minutach znudziło mi się to czekanie na
niewiadomo co. Chciałam już sobie pójść, bo bez wątpienia zaraz zaczęłaby się
burza, ale ktoś mnie zatrzymał.
- Przepraszam, pani Maliniak Wiktoria? – zapytał się
mężczyzna w średnim wieku z dziwaczną czapeczką na czubku głowy.
- Tak – powiedziałam zaskoczona. – O co chodzi? – spytałam i
dokładniej przyjrzałam się mężczyźnie przede mną.
- Kwiaty dla pani – oznajmił, a ja dopiero wtedy ujrzałam w
jego dłoniach wielki bukiet czerwonych róż. Jestem po prostu genialna.
- Od kogo? – spytałam się przejmując wielki bukiet, jestem
ciekawa jak ja z nim dojdę do domu.
- Anonimowo – powiedział.
- Ale chyba wiecie od kogo dostaliście zamówienie? –
uśmiechnęłam się.
- Wiemy, ale pani ma tego nie wiedzieć – odwzajemnił
uśmiech.
- Pan wybaczy – zaśmiałam się. – Ale się raczej domyślam.
Dowidzenia – pożegnałam się i wyszłam jak najszybciej z kawiarni.
Na dworze deszcz lunął niemal natychmiast, a na niebie
pojawiły się błyskawice. Co chwile także do moich uszu dochodziły grzmoty.
Muszę przyznać, że bardzo się wtedy bałam wracać do domu. Mimo to wiedziałam,
że muszę się przemóc. Gdy już znajdowałam się przy wyjściu z galerii,
usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Stój! – krzyknął. – Chyba nie zamierzasz wracać pieszo w
taką pogodę. Podwiozę się.
Za mną znajdował się Michał. Ten sam, który pomógł mi wtedy
po kłótni z Magdaleną. Na szczęście był tym razem bez siostry.
- Skąd wiesz, że nie mam samochodu?
- Po prostu wiem, chodź, podwiozę cię – nalegał. – A tak w
ogóle to jestem Michał, Michał Larinto – przedstawił się i podał mi dłoń.
- Wiktoria Maliniak. Słuchaj, mógłbyś to potrzymać, bo ja
już nie mam siły – powiedziałam i bez jakiejkolwiek odpowiedzi, wcisnęłam mu na
siłę ten cholerny bukiet w ręce.
Z wielce zaskoczoną miną, przejął ode mnie „mały bukiecik”.
- Wow. Jakiś cichy wielbiciel? – zainteresował się.
- Taaa… - jęknęłam. – Nawet wiem kto. Możemy wywalić to do
śmietnika przed galerią – odparłam beznamiętnie i pociągnęłam Michała za rękę,
chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Deszcz tak zacinał, że po
sekundzie ociekałam cała wodą. Jutro będę chora.
W końcu znaleźliśmy się oboje w jego jakże suchym i wygodnym
samochodzie. Z kwiatami, jako trzecim pasażerem.
- Czemu nie pozwoliłeś mi ich wyrzucić? – powiedziałam do
bruneta z pretensją, bo tak w istocie było, a ja niewiadomo dlaczego się go
posłuchałam.
- Pomyśl sobie, ile ten ktoś musiał wydać na to pieniędzy –
zaczął argumentować. – Poza tym byłoby mu przykro – powiedział i ruszył z
miejsca. – Naprawdę domyślasz się od kogo to? – był wyraźnie zainteresowany.
- Tak – potwierdziłam. – Akurat o jego stan portfela się nie
martwię, bo to majętny facet – oznajmiłam. – Zresztą – zezłościłam się. – Nie
chcę o nim gadać! To jakiś psychol – burknęłam.
Michał wyglądał wtedy na bardzo zdziwionego moimi słowami,
ale już nic nie powiedział na ten temat. I bardzo dobrze, nie miałam ochoty się
rozwijać o Austriaku.
- Gdzie mieszkasz? – spytał. – Jeśli mam cię podwieźć, to
muszę wiedzieć.
Tak jak chciał podałam mu adres. Powiedział, że wie gdzie to
jest, bo pracuje niedaleko.
- Czy jesteś w jakiś sposób spokrewniony z Ville Larinto? –
spytałam, zaciekawiona jego nazwiskiem.
- Lubisz skoki narciarskie? – zaśmiał się. – Owszem, ja i
Ville, to rodzina. Jesteśmy kuzynami! – powiedział z dumą. – Cieszę się, że
jesteśmy rodziną. Bardzo fajny z niego facet. I ma miłą dziewczynę Igę.
- Słyszałam o Idzie – kiwnęłam głową ze zrozumieniem. –
Polka skacząca w fińskiej reprezentacji kobiet, dość nietypowo, ale ma talent
dziewczyna. Całkiem daleko skacze.
- Do Sary Hendrickson jest jej jeszcze daleko – prychnął.
- Nie bądź dla niej taki surowy – skarciłam go. – Ona
dopiero zaczyna!
- Wiem, wiem przepraszam – powiedział tak, jakby faktycznie
było mu przykro.
- Czy Finlandia przyjeżdża w maju na treningi w Zakopanym?
- Nie – zaprzeczył – Będą trenować u siebie. Ville mówił, że
bardzo chcieli tu przyjechać, ale trener się na to nie zgodził, nie wiem
dlaczego – wzruszył ramionami.
- Dziwne – stwierdziłam i już się nic nie odezwałam. Michał
taż nie powiedział już ani jednego słowa.
***
Wreszcie dojechaliśmy pod mój blok. Pogoda w międzyczasie
uległa znacznej poprawie i przestało już padać. Chciałam zostawić ten
gigantyczny bukiet kwiatów w samochodzie Michała i przekonać go, aby dał go
siostrze, ale ten gorączkowo protestował i mówił, żebym się nie wygłupiała i
pochwaliła się kwiatami. Już miałam odejść w stronę drzwi, gdy ten nagle
zawołał.
- Jakbyś potrzebowała pomocy, to możesz zadzwonić – krzyknął
za mną, a gdy się odwróciłam, spostrzegłam, że wymachuje jakimś świstkiem
papieru. – To mój numer jakby co – wyjaśnił.
- Wielkie dzięki – powiedziałam z uśmiechem i sama wręczyłam
mu swój numer. – A to moja komórka.
- Bardzo się cieszę. Czy mogę ci teraz jeszcze jakoś pomóc?
– zapytał.
- Właściwie… to tak – zawahałam się. – Jak się nazywają
perfumy, których używasz?
Poczułam się jak kompletna idiotka, bo w zasadzie nią byłam,
ale musiałam wiedzieć. Miałam już dość wąchania wszystkich buteleczek jedna po
drugiej. Dostałam już normalnie alergii na niektóre perfumy. Wiele zapachów
było wprost koszmarnych. Jak facet może się tym psikać?
Był zdziwiony – nie zaprzeczę, bo nie ma po co. Mimo to do
końca wierzyłam, że nie zacznie się śmiać i normalnie mi odpowie.
- Podobają ci się? – wyraźnie się ucieszył.
- Bardzo – nie śmiałam nawet zaprzeczyć. – Szukam ich od
ponad tygodnia.
Był zaskoczony jeszcze bardziej niż poprzednio. Baba
szukająca zaciekle męskich perfum. Super.
- Jakiś prezent dla taty, brata? – dopytywał.
- Tak, dokładnie! Dla brata! – byłam wyraźnie ucieszona, że
Michał podświadomie podsunął mi gotowe wyjaśnienie i dzięki temu wyszło to dość
naturalnie. Jest tylko jedno „ale” – ja nie mam brata, ale on nie musi wcale o
tym wiedzieć.
- Skoro chcesz wiedzieć – westchnął i… podał mi nazwę!
Nie wiedząc za bardzo gdzie mam zapisać nazwę upragnionych
perfum, gdyż ostatnią kartkę w moim notesiku zużyłam na swój numer telefonu dla
Michała. Zaczęłam bazgrać nazwę długopisem na ręce. Nie ma to jak desperacja.
- Tak to się pisze? – chciałam się upewnić i zaczęłam mu
machać zaciekle ręką przed nosem.
- Tak, tak się to pisze – odpowiedział rozbawiony moim
zachowaniem. – Dobra, ja już muszę spadać. Cześć! – powiedział i zniknął w
samochodzie.
- Cześć Michał! Dzięki za podwiezienie!
Kiedy już się pożegnałam z Michałem, przypomniało mi się, że
w ostatniej chwili brunet wcisnął mi bukiet do ręki i musiałam się z nim wlec
na trzecie piętro. Zauważałam także, że Gregor przez cały ten czas, jaki stałam
pod blokiem z Michałem, przyglądał mi się uważnie z okna kuchennego. Gdy tylko
na dłużej spojrzałam się w tamtą stronę, szatyn po prostu uciekł.
***
- Jestem! – krzyknęłam na całe mieszkanie i ściągnęłam
ociekającą od deszczu kurtkę. W domu znowu nikogo nie było. Rzecz jasna oprócz
Gregora. Miałam dziwne przeczucie, że Gregor steruje mózgami wszystkich z mojej
rodziny, w ten sposób, abyśmy jak najczęściej byli sami. Wiem, jestem
psychiczna. Doskonale wiedziałam, że Sandra by szatynowi w życiu nie pozwoliła zarywać do innej. Chwila… czy
ja w ten sposób powiedziałam, że Gregor się do mnie przystawia?
- Właśnie widzę! – Gregor wyrósł jakby z podziemi. Nie
miałam pojęcia jak i kiedy znalazł się naprzeciwko mnie. – Fajne kwiaty.
- Kwiaty jak kwiaty – wzruszyłam ramionami i przyuważyłam
jak Gregorowi minka zrzedła. – Nie było Sandry w tej kawiarni, więc sobie
stamtąd poszłam.
- Nie wiem dlaczego kazała ci tam przyjść, skoro jej tam nie
było.
Tak, jasne. Brnij dalej i kłam ile wlezie. Ja się wcale
niczego nie domyślam.
- Włóż te kwiaty do wazonu albo je wyrzuć – powiedziałam
obojętnie i na siłę wcisnęłam mu bukiet do ręki.
- Nie podobają ci się? – wyraźnie się zasmucił.
- Powiedźmy, że nie jestem zwolenniczką kwiatków –
wzruszyłam ramionami i miałam zamiar udać się do pokoju, gdy ten mnie
zatrzymał.
- Nie jesteś może głodna?
- Nie, dzięki – odburknęłam i zamknęłam za sobą drzwi.
***
Powiedźmy, że Gregor naprawdę zdziwaczał. Nie wiedziałam
gdzie ma to swoje źródło. Najpierw był dla mnie chamski i chciał się mnie
pozbyć – bynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie – a teraz, pragnął mi dogodzić
na wszelkie możliwie sposoby. Bądźmy szczerzy – on po prostu do mnie zarywał. I
to w sposób dość jednoznaczny. Bez jakichkolwiek podchodów, otwarcie i kiedy
tylko nadarzyła się okazja. Reszta mojej rodziny udawała, że tego nie widzi.
Matka z ojcem dalej zachwycali się Gregorkiem ile wlezie. A moja młodsza
siostra Sandra z pokorą znosiła te wszystkie podrywy do mnie i usługiwała
swojemu mężusiowi jak jakaś niewolnica. Minę miała smutną i przygaszoną. Widać
było, że cierpi z tego powodu.
Ja natomiast starałam się odpędzać od niego na tyle na ile
mogłam, niestety rzadko była taka możliwość. Bardzo często potrafił zagrodzić
mi drogę ucieczki i nie mogłam już nic poradzić. Wiele razy próbowałam uderzyć
go w twarz i krzyczałam, żeby się w końcu odwalił, ale to nic nie dawało. Jakby
tego nie słyszał. Miałam już dość. Chciałam się wyprowadzić, niestety nie
miałam dokąd. Stosunki między mną a Magdą były do tej pory bardzo napięte, a
gdybym ni stąd ni zowąd wprowadziła się do Dominiki, to ciocia i wujek zaraz
zasypaliby mnie mnóstwem pytań. Co takiego dzieje się w naszych czterech
ścianach, że tam nie wytrzymuję.
Sytuacja stała się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy
zorientowałam się, że za jakieś dwa tygodnie wraca do nas Daria, aby razem ze
mną pojechać do Zakopanego. Nie wiedziałam także, jak daleko sięga obecna
depresja Magdaleny i czy pojedzie z nami. Ostatnio coś wspominała, że bardzo
dziwi ją zachowanie Richarda i chciałaby jakiś wyjaśnień, jednak nie jestem
pewna czy się na to odważy. Co do Dominiki, to niby już jej przeszło z tym
Krzyśkiem, ale czy miałaby tam dla kogo pojechać i co najważniejsze, czy by
chciała, to pozostawało dla mnie zagadką.
Znalazłam moje upragnione męskie perfumy. Obliczyłam sobie,
że gdybym miała ich szukać moim starym sposobem, to musiałabym tak przesiadywać
w tej perfumerii jeszcze cztery dni. To i tak nienajgorzej. W końcu jedna z
ekspedientek mogła mi pomóc i niewątpliwie była z tego powodu zadowolona.
Wróciłam cała w skowronkach do domu i przygotowałam im specjalne miejsce na
półeczce. Muszę przyznać, że się od nich uzależniłam. Nie było dnia, w którym
nie poczułabym ich zapachu. A to niby Gregor ma nierówno pod sufitem.
***
Wreszcie nadszedł dzień pierwszych zajęć z psychologii. Nie
miałam najmniej mniejszej ochoty tam iść, ale ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu,
zadzwoniła do mnie Magda. Po tylu dniach milczenia.
- Halo? – powiedziałam zaskoczona do słuchawki, byłam zła,
bo przerwała mi moje zachwycanie się perfumami.
- Hej Wikuś – usłyszałam po drugiej stronie. – Przepraszam
za ten policzek wtedy w mieście – powiedziała z pokorą w głosie.
- Nic się nie stało, już wiem dlaczego miałaś zły dzień.
Poza tym nie mam już nawet śladu.
- Czyli do ciebie też napisał? – powiedziała wyraźnie
zaskoczona. – Myślałam, że tylko mnie ma dość.
- Tak, do mnie też napisał. Nawet się nie domyślasz, jaka
byłam wtedy zaskoczona. Do tej pory jak o tym pomyślę, to mam ciarki. Coś mi tu
nie gra.
- Co masz na myśli? – zaciekawiła się.
- Madziu, pomyśl – zaczęłam. – Niby dlaczego Rysiu miałby
tak nagle się od nas odciąć? Na sto procent nie miał powodu. Sądzę, że ktoś się
pod niego podszył lub kazał mu napisać, to co napisał.
Przez dłuższą chwilę słyszałam nieprzeniknioną ciszę w
słuchawce. Byłam świadoma, że Madzia musi przyswoić moje słowa. Najwyraźniej,
to co powiedziałam zaskoczyło ją. Nie słyszałam nawet jej oddechu. Myślałam, że
zaraz popłacze mi się do telefonu, jednak nic takiego nie miało miejsca.
- Wydaje mi się, że za bardzo to wszystko utrudniasz.
Najpierw Gregor wydaje ci się dziwny, a teraz starasz się wplątać w coś Ryśka –
Madzia była zła. Nigdy nie słyszałam tyle chłodu w jej głosie. – To nie jest
żaden kryminał, tylko życie, więc nie doszukuj się niczego detektywie, bo
według mnie, to wszystko co non stop wymyślasz, nie ma prawa bytu.
- Pozwolę sobie mieć inną opinię na ten temat – powiedziałam
hardo. – Życie jest często bardziej skomplikowane od jakiegoś dennego kryminału.
- Wiesz co? Myślę, że tobie się po prostu nudzi i szukasz
sobie jakieś rozrywki, aby mieć jakieś zajęcie.
- Teraz to mnie zaskoczyłaś. – Udzielił mi się od Magdy chłodny
ton. – Pewnie jakbym ci teraz powiedziała, że Gregor w jakiś sposób szantażuje
moją rodzinę, aby robili wszystko co on im każe, to też mi nie uwierzysz,
prawda?
- Masz rację, nie uwierzę ci.
Jej szczerość powaliła mnie na kolana.
- W takim razie okej – poddałam się. – Już nic ci na ten
temat nie będę mówiła i sama rozwiążę tę zagadkę, wtedy się przekonamy, kto
miał rację – obiecałam.
- Wiki przestań, błagam! – Madzia była wyraźnie zmęczona
moim gadaniem. – Jeszcze raz ci powtarzam, że to nie jest żadna powieść
kryminalna – zapewniała. – Idź się położyć i odpocznij, bo widzę, że jesteś
przemęczona – poleciła.
- Uważasz, że mam coś z mózgiem? – obraziłam się.
- Nie, po prostu przesadzasz. Gregor na bank nie jest żadnym
psychopatą, który kontroluje twoją familię, a Rysiek po prostu ma nas w dupie i
tyle. Żadna filozofia – powiedziała zrezygnowana.
Nie chciałam wchodzić z Magdą w dalsze dyskusje. Wiedziałam,
że i tak nic nie wskóram, bo ta będzie się upierać przy swoim – nawet jeśli nie
ma racji, a w tym przypadku byłam przekonana, że tak właśnie jest. Podświadomie
to czułam. W dodatku od jakiegoś czasu nie potrafiłam czytać myśli Gregora, tak
jak było to dotychczas. Jeszcze na weselu ta „metoda” funkcjonowała świetnie, natomiast
teraz jego oczy były „puste”, nic nie wyrażały, nie umiałam już z nich czytać.
Schlierenzauer jakby się nagle, świadomie zablokował. Jakim cudem to zrobił? I dlaczego
właśnie teraz? Tego nie wiedziałam.
- Wiki, jesteś tam? – usłyszałam Magdę w słuchawce.
Najwyraźniej musiałam zamyślić się bardziej niż tego chciałam. – Halo?
- Tak, jestem – potrząsnęłam głową, niewiadomo dlaczego. –
Co mówiłaś? – zapytałam.
- Ty jesteś na serio przemęczona – Usłyszałam westchnięcie. –
Może to właśnie brak pracy tak na ciebie działa? – zastanawiała się.
- Przestań – warknęłam.
- Podobno nicnierobienie też może poważnie męczyć. Gdybyś
pracowała, to by ci te głupoty z głowy wyszły i skupiłabyś się na tym co jest
na serio ważne – pouczała.
- No dobrze, a co jest ważne pani psycholog? – zadrwiłam.
- Kasa, pieniądze.
- Materialistka – podsumowałam.
- Takimi bajerami jak miłość, czy przyjaźń, nie wyżyjesz –
stwierdziła. – Pieniądze są potrzebne.
- Niech ci będzie – poddałam się po raz drugi.
Tak to właśnie z naszą Sobańską jest. Z nią nie wygrasz, ona
zawsze stawia na swoim. Trochę nienormalna kobieta, która dojdzie do
postawionego sobie celu nawet po trupach. Z niesamowitą smykałką do rządzenia i
ustawiania ludzi, tak jak sobie w danym momencie zażyczy. Jeśli o manipulacje
chodzi, to Schlieri mógłby jej buty czyścić, co najwyżej i pranie rozwieszać.
Skoro nawet ja ulegam jej słowom, to coś w tym być musi.
- Mam nadzieję, że pamiętasz o kursie z psychologii, który
będzie za trzy godziny? – Powiedziała to takim samym tonem, jak wredny
nauczyciel, który przypomina swojej klasie, że jutro mają sprawdzian z
geometrii i ma nadzieję, że wszyscy dostaną piątki.
- Tak, pamiętam – jęknęłam. – Przypomnę jeszcze Dominice –
zaoferowałam.
- Nie trzeba, już to zrobiłam. No to cześć.
Normalnie człowiek fenomen. Nic dodać, nic ująć. Jeśli ktoś
miałby mną rządzić, to tylko ona.
***
O dziwo ludzi była cała masa. Ja się pytam, czemu ludzie tak
się tym czymś zachwycają? Ja tego nie rozumiem. Kogo interesują te „tajemnice
ludzkiego umysłu”? Przecież wiadomo, że to będzie tylko takie gdybanie i
ględzenie o Chopinie. Niczego innego nie można się spodziewać po darmowych
kursach. Nie miałam pojęcia, dlaczego w ostatnich czasach stało się to takie
ekstra modne. Ludzie nie zaczną nagle przecież fruwać za pomocą mózgu.
Tylko ja tak naprawdę z całego tego grona wyglądałam tak,
jakby ktoś mnie zmusił do przyjścia tutaj i to właściwie była szczera prawda. W
dodatku jak zaczęli pytać się każdego o imię i prosili, aby każdy coś o sobie
powiedział, abyśmy się wszyscy lepiej poznali, poczułam się jak w szkole lub co
gorsza – na terapii odwykowej. Każdy posłusznie wykonywał polecenia naszego „nauczyciela”
– nie wiem jak mogłabym nazwać go inaczej, a później zaczęliśmy pierwszą
lekcję, jakże pasjonującą zresztą, czyli – poznanie podstaw psychologii – wow.
Magda była zachwycona i ignorowała każdą moją próbę kontaktu
z jej osobą. Wgapiała się ciekawskimi, zafascynowanymi ślepkami w całkiem
niezłą twarzyczkę mężczyzny na oko trzydziestoletniego i chłonęła jego słowa
niczym gąbka. Nawet Dominika się wkręciła, co prawda nie tak bardzo jak Magda,
ale też rzadko udawało mi się nawiązać z nią choćby dwusekundowy kontakt
wzrokowy. Nie pozostało mi nic innego jak zacząć bujać w obłokach, gdyż wykład
niesamowicie mnie nużył i powodował, że o mało nie zasnęłam przy stoliku. Nie
miałam pojęcia o czym ten mężczyzna gada, gdyż bardzo często się wyłączałam i
udawało mi się wyłapać co jakiś czas pojedyncze słowa, czyli nie wiele. Z
biegiem czasu coraz bardziej pragnęłam stamtąd wyjść i nie wracać nigdy więcej.
Świadomość iż miałam przychodzić tutaj w każdy czwartek mnie dobijał.
W końcu wykład się skończył – udało mi się wyłapać magiczne
słowa pod tytułem „i na tym kończymy dzisiejsze zajęcia”. Ludzie powoli zaczęli
się rozchodzić i zabierać swoje rzeczy, a ja wreszcie mogłam odetchnąć i
pogadać normalnie z dziewczynami. Najdłuższa pełna godzina mojego żywota! To
już nawet na matematyce było ciekawiej.
- Wykład był cudowny! – zachwycała się Magda, wstając z
krzesła. – Świetnie, że nas tutaj zapisałam – Była z siebie wyraźnie
zadowolona.
- Mi też się podobało. – Dominika podzieliła entuzjazm mojej
przyjaciółki. – A ty jakie masz odczucia
Wiki? – powiedziała do mnie.
- Eee, nie no… wykład był bardzo… interesujący –
powiedziałam zrezygnowana, widząc mordercze spojrzenie Sobańskiej pod tytułem: „powiedź
tylko, że ci się nie podoba, a zamorduję”.
- Dziewczyny, to może pójdziemy napić się kawy? –
zaproponowała Magda. – W sali naprzeciwko jest kawiarnia.
Razem z Dominiką doszłyśmy do wniosku, że na dzień
dzisiejszy nic lepszego nam nie pozostało. Tak naprawdę, to wszystkie byłyśmy
strasznie zmęczone i trzeba było się jakoś ożywić.
W kawiarni było bardzo dużo ludzi. Najwidoczniej byli też ci
z innych kursów, bo wiele twarzy nie kojarzyłam z niedawnych zajęć, a pamięć
wzrokową, to ja mam. Pomieszczenie było urządzone jak na mój gust bardzo
przytulnie. Było dużo kanap, stolików, foteli i tematycznych czasopism oraz
magazynów, a ściany były pomalowane na żywy, jaskrawy, żółty kolor. W dmuch
miejscach, po przeciwnych stronach salki znajdowały się automaty do kawy, a
obok nich także multum wody i gorącej herbaty w przecudnych, chińskich
czajniczkach.
- Plastikowe kubeczki! – zachwyciła się blondynka, biorąc
jeden z nich do ręki. – Fajowo!
Widząc podejrzliwe spojrzenie Magdy w stronę kuzynki,
zbliżyłam się do niej i powiedziałam jak najciszej, żeby Dominika nie
usłyszała.
- Ona tak zawsze – uspokoiłam. – Można się przyzwyczaić.
Cieszy się i płacze z byle powodu, cała ona.
Magda pomachała mi głową ze zrozumieniem.
Po wypowiedzeniu tych słów, zostałam zabrana przez Dominikę
na druki koniec pomieszczenia w celu przejrzenia czasopism i Magda została sama
ze swoją kawą i ukochanymi, plastikowymi kubeczkami mojej kuzynki. Nie powiem,
aby te gazetki jakoś zbytnio mnie interesowały. Poza magazynami o psychologii
była też informatyka i nanotechnologia. Nie wiedząc za bardzo co robić,
zaczęłam od niechcenia przeglądać pobieżnie strona za stroną, powierzoną mi
część, jakże pasjonującej wiedzy.
- A może zapiszemy się tutaj na coś jeszcze? – zaproponowała
niby od tak sobie blondynka, czytając właśnie artykuł o postępach w dziedzinie
nanotechnologii. Przerażona artykułem, jaki właśnie czytała z zaciekawieniem
moja kuzynka, stanowczo odmówiłam.
- Nie chcę już słyszeć o żadnych kursach – powiedziałam przez
zaciśnięte zęby, po czym postanowiłam napić się kawy.
- Daria mnie znów odwiedza za parę dni. Mamy się razem
przygotować na wyjazd do Zakopanego – poinformowała.
- Czyli jednak się wybierasz? – ucieszyłam się. – A co z
Miętusem i twoim złamanym sercem.
Dominika prychnęła z rozbawienia.
- Chyba trochę przesadziłam, wiesz? – zaśmiała się. –
Znaliśmy się tak krótko, a ja już wpadłam po uszy. Głupia jestem. Zapewniam
cię, że już nic do niego nie czuję. Prawie wcale go nie znam, a zdenerwowałam
się gdy dowiedziałam się tylko, że ma żonę i spodziewa się z nią dziecka. Nie
powinnam była tak uczynić. Mam nadzieję, że wszystko będzie u niego układało
się jak najlepiej i że będzie miał zdrowe dziecko – powiedziała całkiem
szczerze.
- Bardzo się cieszę, że już wszystko okej i że sama doszłaś
do takich wniosków, to bardzo dobrze. Jestem z ciebie dumna kuzyneczko –
pochwaliłam i przytuliłam ją z całej siły.
Nagle odskoczyłam jak oparzona, bo usłyszałam przerażony krzyk
Magdaleny. Odwróciłam się natychmiast w tamtą stronę.
- Bardzo pana przepraszam! – mówiła wystraszona. – Mam nadzieję,
że nie było zbyt gorące.
Oto teraz miałam przed sobą następujący obraz: Magda oblała
jakiegoś młodego faceta, blondyna kawą, którą właśnie nalała sobie z automatu.
Jakim cudem to zrobiła? Tego niestety nie wiedziałam, bynajmniej na razie.
- Na szczęście nie była zbyt gorąca – powiedział chłopak,
podnosząc się z podłogi. Miał całą koszulę ubrudzą napojem zawierającym kofeinę.
Dopiero gdy sprowadził się do pionu, że tak powiem, spojrzał
na twarz Magdaleny. Przyuważyłam, że twarz mu nagle się rozpogodziła i
uśmiechnął się od ucha no ucha. Nie było już w ogóle widać po nim śladu
wcześniejszej złości. Wydawało mi się na pierwszy rzut oka, że się mu Madzia
spodobała. Czy wyżej wymieniony pan spodobał się mojej przyjaciółce, tego stwierdzić
nie mogłam, bo na jej twarzy dalej widniała przerażona mina.
- Na tak piękną panią, nie potrafiłbym się gniewać –
zreflektował się i pocałował Magdę w dłoń. – Mam nadzieję, że w ramach
rekompensaty jeszcze się spotkamy – powiedział i wcisnął Magdzie na siłę swój
numer telefonu.
Magda była tak zszokowana, że nie zdążyła nawet
zaprotestować.
_____________________________
Stwierdziłam iż mój plan dnia bywa na tyle nieregularny i nieprzewidywalny, że nie jestem w stanie przewidzieć kiedy będzie coś nowego. Rzecz jasna postaram się jak najszybciej, ale kiedy to będzie to nie wiem. Powiem tylko tyle, że po 18 czerwca będę szaleć z rozdziałami (wystawianie ocen). No chyba, że mama da mi szlaban za oceny =,= Mi się tam one podobają i wiem, że dałam z siebie wszystko, ale z mamą to nigdy nie wiadomo. Mówi, że uczę się dla siebie i tylko dla siebie, ale i tak zawsze się czepia ;P
PRZECZYTAŁAŚ / PRZECZYTAŁEŚ? SKOMENTUJ!!! :D
No tak po pierwsze, żart Schlierenzauera nie był śmieszny -_-.
OdpowiedzUsuńPo drugie, nie żebym chciałam coś krytykować, sam pomysł z wprowadzeniem postaci Ville nie jest zły, ale możesz temu Michałkowi utęperować ten charakterek.? Naśmiewa się mi tu z Igi.
A Madzia, dla mnie dziwnie się zachowuję.
Wszystko co robi Schlieri wcale nie jest zabawne, tylko jemu się tak wydaje :P
UsuńCo do Michałka, ja go wcale nie będę musiała "temperować", Iga sama zrobi to najlepiej, a jak, to się przekonasz za parę rozdziałów xD
A Madzia... to po prostu Madzia ona ma takie wahania nastrojów. Nie potrafię akurat tego jakoś racjonalnie wytłumaczyć, po prostu ją tak ucharakteryzowałam i taka jest. Może, gdy powiesz mi o jaką konkretnie sytuację ci chodzi, to będę w stanie wyjaśnić. Chociaż po części. Miałaś na myśli tą rozmowę przez telefon? Chodzi o to, że mi nie wierzy, tak? Powiedźmy, że Madzia nie wierzy, iż w życiu może być jak w kryminale lub coś w tym stylu. Lubi gdy coś jest jasne. A Gregor nie wygląda jej na psychola, to dlatego tak xd
Poza tym... Każde zachowanie Gregora jest przeze mnie starannie przemyślane (jak i cała fabuła). Każde jego dziwne zachowanie - złe czy dobre ma jakiś cel i swoje źródło. Teraz wydaje się psycholem, bo raz jest chamski a raz do rany przyłóż, ale gdy już wyjdzie na jaw główny wątek, a nie ukrywam Gregor ma już zaklepaną swoją rolę, to wszystko zacznie układać się w logiczną całość i wszystko będzie jasne ;)
UsuńZachowanie Madzi, to o cały ten rozdział, na początku myślałam, że ona i Wiki są przyjaciółkami, a teraz jakby się od siebie oddaliły.
UsuńMożliwe, ale postaram się, aby pewna sytuacja jaka się niebawem wydarzy je bardzo do siebie zbliżyła ;)
UsuńZapraszam na 19.
Usuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Bardzo się cieszę ;)
UsuńZapraszam na 4.
Usuńhttp://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
Ale Ty szybka jesteś ;P
UsuńZapraszam na 20.
Usuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Zapraszam na 5.
Usuńhttp://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
No oczywiście, kiedy Ty zdążasz to pisać? xD
UsuńNominowałam cię do Libster Award.
UsuńŁokej XD
UsuńZapraszam na 21.
Usuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Już biegnę ^^
UsuńZapraszam na 5.
Usuńhttp://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com
Zapraszam na 22.
Usuńhttp://love-by-suomi-makkihypaajaat.blogspot.com/
Zapraszam na 7.
Usuńhttp://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
Przez tą naukę mam teraz tyle zaległości na blogach, że głowa mała. U siebie na blogu niestety też =,=
UsuńWiki, słoneczko moje, mówiłam Ci już niejednokrotnie, jak bardzo kocham Twoje opowiadanie. Cudowne jest to, że dużo się tu dzieje, a nie masło maślane, jak w jednej trzeciej opowiadań. Rozdział wprowadził kilka ... tajemnic ? I na pewno bardzo, bardzo się udał. Jestem tylko ciekawa, coś Ty wymyśliła jako wątek główny. Bo na fejsiku coś nie chcesz zdradzić :D
OdpowiedzUsuńKocham Cię, Dominika < 3
Nie chcę zdradzić, bo nie chcę zepsuć niespodzianki i tyle :D Prowadziłam wiele tajemnic i niedociągnięć, ponieważ gdzieś tak właśnie w środku opowiadania będzie działo się najwięcej i wtedy dopiero będziecie mieli mętlik w głowie (ale pocieszyłam xD) nie chciałam napisać kolejnej, banalnej historii miłosnej, jak na większości blogów o skokach narciarskich. Mam nadzieję, że mi się to uda ;*
UsuńPo pierwsze bądź ze mnie dumna bo przeczytałam od dechy do dechy za pierwszym razem bez przerw ! :D
OdpowiedzUsuńTo do mnie niepodobne XD zresztą sama wiesz bo Ci to tłumaczyłam.
Co do rozdziału zakochany Schlieri to całkiem normalne i przewidziałam to ^ ^
Rysiek ? Hm nie wiem jak tam ich pogodzisz o ile w ogóle się to stanie lecz myślę, że ten Blondyn, który wręczył Madzi nr telefonu sprawi ,że choć na moment zapomni o Richim. W każdym razie jest świetny jak zawsze no i te perfumy :DDD
Czekam na next. Przesyłaj mi zawsze to co masz na maila ;) ( nawet 2 zdania ! :D )
Mogę Ci chyba zdradzić, że ten chłopak, będzie Twoim udręczeniem, niestety. Pamiętasz jak Ci mówiłam o tym, że jeden facet nie będzie dawał Ci spokoju? Pisałyśmy smsy na ten temat.
UsuńCo do Rysia - zdecydowałam, iż jego wątek będzie mimo wszystko kontynuowany, nawet jeśli go nie chcesz. Nad wprowadzeniem Bartka się zastanowię, ale jeśli będzie, to na pewno później ;)
Super ! Zapraszam również do mnie http://thiswonderfulworld0.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że pojawił się ktoś nowy. Na pewno wpadnę ;D
OdpowiedzUsuńzapraszam do muaa ;* -> jb-love-story-polska.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBardzo będziesz niepocieszona, jak Cię poinformuję, że nie lubię Justina Biebera? ;)
UsuńUwielbiam Twoje opowiadanie. Trafiłam tu zupełnie przypadkiem i przeczytałam wszystko za jednym razem. Wciągnęło mnie bez reszty, a to może oznaczać tylko jedno: genialnie prowadzisz tę historię. Strasznie mnie ciekawi jak rozwinie się relacja na linii Wiktoria-Gregor, a sytuacje, w których tych dwoje styka się ze sobą śmieszą mnie do łez;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę dużo weny i udanego zakończenia roku szkolnego:) Ewelina
Dziękuję Ewelino, nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ucieszyły Twoje słowa. Miło, że pojawiła się nowa czytelniczka. Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań i także życzę pomyślnego zakończenia roku szkolnego (wątpię, aby to opowiadanie czytał ktoś dorosły xd).
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Award ! ;*
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów u mnie w zakładce ,,Liebster Award". :*
Taka tam zabawa dla dzieci, ale okej xd
UsuńZapraszam na 2 rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację ;)
Usuń