Witajcie kochani, z tej strony Wiktoria z fanpage na
facebooku "Miłość od pierwszego skoku"! Jak zauważyliście,
stwierdziłam, że nie będę zaśmiecać wam stronki, więc założyłam bloga.
Niektórzy z was dopiero teraz przy rozdziale premierowym dowiedzą się o istnieniu
tego bloga, gdyż wcześniej były zamieszczane tutaj stare rozdziały, które już
czytaliście. Liczę na to, że od tej pory będzie was trochę więcej. Mam nadzieję
na szczere komentarze, bo nie ma tu guzika "lubię to". Żebym mogła
dostrzec waszą obecność, to musicie napisać komentarz! Jeśli macie jakieś swoje blogi o skokach,
bardzo chętnie przeczytam - obojętnie o jakim skoczku. Nie omieszkam zostawić
komentarza, jeśli coś przeczytam i liczę na to samo z waszej strony.
Nigdy tego nie robię, ale dziś jest wyjątkowa okazja. Pragnę
ten rozdział zadedykować, właśnie dziś na 11 maja, jednej z moich
najwierniejszych czytelniczek i życzyć jej wszystkiego najlepszego z okazji 15
urodzin! Dominiko, spełnienia marzeń przede wszystkim! Dużo zdrowia, szczęścia,
pomyślności, radości z życia, wspaniałych przyjaciół, wymarzonych stopni i
czego tam tylko będziesz chciała ;) Mam nadzieję także, że zostaniesz ze mną do
końca, bo muszę przyznać, że moi czytelnicy się trochę "wykruszyli",
ale w zupełności się tego spodziewałam. Przetrwają tylko najbardziej wytrwali
xd Mam nadzieję, że nigdy nie zawiodę Twoich oczekiwań względem tej historii.
Nie przedłużam już, oto 9 rozdział!
Nie przedłużam już, oto 9 rozdział!
--------------------------------------------------------
Po tym co stało się w nocy, nie
miałam najmniejszej ochoty wstać z materaca. Postanowiłam wymazać tamto
wydarzenie i ten nienormalny sen ze swojej pamięci, jednak mi się to nie
udawało. W każdej minucie przed oczami stawała mi scena, w której o mały włos nie pocałowałam się z Gregorem.
Było mi wtedy niedobrze. Wcześniejsze wydarzenia z mojego snu gdzieś zniknęły,
natomiast to zostało. Mój chory mózg! Jak mogły mu się śnić takie rzeczy?!
Nigdy więcej! Zapewne leżałabym tam jeszcze dłużej, gdyby do kuchni nie
wparowała moja mama i nie zaczęła się drzeć.
- Wstawaj, już po dziesiątej, trzeba
zrobić śniadanie! – krzyknęła i kopnęła z całej siły w bok materaca. – Nastaw
wodę na herbatę, Gregorowi chce się pić – poinformowała.
Zdenerwowałam się, nie miałam
najmniejszej ochoty o nim słyszeć, oglądać, a tym bardziej robić mu z rana
herbatki! Ignorując słowa mamy, wstałam z materaca i poszłam do łazienki się
umyć.
- Przebierz się i zanieś ten materac
z powrotem do piwnicy! – znów krzyknęła, a we mnie krew zaczęła się gotować.
Czy ta kobieta odkąd w naszym życiu pojawił się Schlierenzauer, nie potrafiła
już normalnie ze mną rozmawiać?!
- Myślałam, że chcesz, abym zrobiła
herbatę – przypomniałam kąśliwie. – Gregorek nam zaraz uschnie – nabijałam się.
- Wiktorio, nie przeginaj –
pogroziła mi. – Przez Ciebie Gregorek ma teraz stłuczone kolano i musi chodzić
o kuli!
Zdziwiłam się. Zaczęłam bardzo
szybko doprowadzać się do ładu, aby się z nim zobaczyć. Nie mogłam uwierzyć, że
coś mu się stało. Oczywiście jak ja się spieszę, to się dzieją same
nieszczęścia. Wyrwałam sobie połowę włosów, prawie wybiłam oko czarną kredką i
oparzyłam sobie rękę wodą. Mimo wszystko najważniejsze, że przeżyłam. Oczywiście
mama nie dałaby mi żyć, gdybym wcześniej nie zaniosła materaca do piwnicy. Porwałam go w tempie ekspresowym z
kafelek w kuchni i pognałam schodami na dół. Na szczęście nie spotkałam żadnego
sąsiada, który skarżyłby się na hałasy w nocy, na klatce schodowej. Nie miałam
teraz najmniejszej ochoty na słuchanie uwag pod moim adresem. Ani na opowiadanie przebiegu całego wesela w
Austrii.
Gdy wróciłam na górę do mieszkania,
od razu wbiegłam do salonu. Była tam moja mama oraz tata, którzy najwyraźniej
szykowali stół do śniadania, ale Gregora i Sandry nigdzie nie spostrzegłam.
- Mi nie szykujcie miejsca –
uprzedziłam. – Umówiłam się już z dziewczynami na mieście – poinformowałam.
Matka z ojcem w jednej chwili
podnieśli głowy z nad stołu i spojrzeli na mnie wzrokiem zabójcy.
- No jak to tak? – zaczęła mama. –
Nie zjesz nawet śniadania? Myślałam, że usiądziemy tak rodzinnie i
porozmawiamy.
Chciałam w tamtej chwili powiedzieć,
że ja nie przyjęłam Gregora i nie uznaję za swoją rodzinę, ale ugryzłam się w
język. Nie chciałam spowodować awantury – kolejnej już.
- Nie lubię rozmawiać po angielsku –
przyznałam całkiem szczerze. – Z kolei wy, nie umiecie mówić po niemiecku, a mi
właśnie tak byłoby najwygodniej – chciałam się wymigać.
- Może po angielsku nie lubisz, ale
umiesz – powiedziała hardo matka i temat był już zamknięty. – Poświęcisz się
tym razem – fuknęła i razem z ojcem właśnie wtedy skończyła nakrywać do stołu,
a mi ręce opadły. Ja nie chcę tu być! Nie z nim!
- Dzieci, śniadanie! - krzyknął tata, a ja poczułam się jak w
przedszkolu. W międzyczasie wysłałam smsa do dziewczyn, że jak skończę jeść
„rodzinny posiłek”, to zadzwonię, bo za nic się nie wyrwę ze szpon mamy.
Właśnie wtedy nadeszli – ona i on.
Bohaterowie ostatnich kilku dni. Mogę sobie stąd iść? Ratunku! Nie mogłam,
usiadłam naprzeciwko Gregora – nie mogłam mieć lepszej miejscówki! W sam raz
żeby go kopnąć pod stołem. Mama miała rację – Gregor przyczłapał do nas o kuli
i z zabandażowanym kolanem. Te kafelki u nas w kuchni muszą być naprawdę
twarde. Aż wolę nie sprawdzać na sobie.
W tamtym momencie przypomniało mi
się, że nie zrobiłam herbatki wszystkim. Wstałam szybko i poszłam do kuchni
nastawić wodę, zanim mama na mnie nakrzyczała. Jestem mistrzem! Po jakiś pięciu
minutach wróciłam z kubkami herbatki oraz z cytryną i cukrem. Rzecz jasna
przeprosiłam mamę za to, iż wcześniej nie spełniłam jej prośby i podałam gorący
napój Gregorowi pod nos, wcześniej uważając, aby nie zabić się o kule, jakie
były nieopodal.
- Może posłodzić? – powiedziałam
potulnie i uśmiechnęłam się do niego sztucznie, a ten zaszczycił mnie swym
boskim uśmiechem numer dwanaście.
- Nie, dziękuję, piję gorzką –
powiedział, a ja byłam niezwykle przejęta. Ta informacja na pewno mi się przyda
na przyszłość!
Usiadłam z powrotem na swoim
miejscu.
- Dziś trzeba będzie zrobić twoją
przeprowadzkę – zaczęła mama. – Śpisz od dziś w pokoju Sandry – poinformowała.
– Czemu już wczoraj tego nie zrobiłaś i zamiast tego położyłaś się w kuchni? –
skarciła mnie.
- Zapomniałam, że pokój Sandry jest
już wolny – powiedziałam cicho i zatkałam sobie usta kanapką.
- Większość twoich rzeczy wczoraj
spakowałam już do toreb, także z przeniesieniem nie powinno kłopotu –
powiedziała moja siostra i jak gdyby nigdy nic zaczęła jeść śniadanie.
- Wielkie dzięki - starałam się powstrzymać złość. Poczułam
się wtedy, jakby ktoś mi w twarz powiedział: „nie chcemy cię tutaj”. – Z
komputerem będzie największy problem – zauważyła. Dalej używałam stacjonarnego,
bo uznałam już dawno temu, że nie stać mnie na laptopa i nawet jakoś na niego
nie odkładałam. Widać to był mój błąd.
- Coś wymyślimy – powiedziała
Sandra.
- Ależ nie wątpię – odpowiedziałam.
– Nie powinieneś z tym kolanem udać się do lekarza? – zmieniłam temat.
Gregor był wielce zdziwiony, że się
nim przejęłam i obchodzi mnie stan jego zdrowia. Zresztą nie tylko on. Siostra
także wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Co się ludzie tak gapicie do jasnej
cholery?! To że nie lubię osobnika siedzącego przede mną, nie znaczy, że życzę
mu kontuzji, albo czegoś jeszcze gorszego! Wbrew pozorom też mam serce.
- Dziś z samego rana przyjechał tu
mój osobisty lekarz. Stwierdził stłuczenie – poinformował, gdy już wyszedł z
osłupienia. – Miło, że zapytałaś – powiedział i po raz pierwszy stwierdziłam,
że zrobił to szczerze. Jakoś tak mi się cieplej zrobiło na duszy. Wiki opanuj
się! To tylko pozory!
- Nie ma za co – odpowiedziałam
spokojnie. – Zrobić ci jeszcze herbaty? – zdziwiłam się, że się tak zachowuję.
Ten zdziwił się jeszcze bardziej niż
wcześniej i znów się szczerze uśmiechnął.
- Dziękuję, ale naprawdę nie musisz.
Wtedy zaczął dzwonić mój telefon.
Popatrzyłam po wszystkich, a ci zadowoleni z „poprawy” mojego postępowania
wobec wiadomej osoby, pozwolili mi odebrać. Miałam niesamowitego banana na
twarzy, bo zadzwonił do mnie Wellinger. Automatycznie zaczęłam mówić po
niemiecku. Gregor po raz kolejny został przeze mnie zaskoczony, bo z jego miny
wywnioskowałam, iż nie wiedział, że potrafię rozmawiać w jego rodzimym języku
-
Halo? Cześć Welli, jak miło że dzwonisz! – ucieszyłam się.
-
Siema, wiem, że miło, bo w końcu ja dzwonię, nie? – zaśmiał się. – Jak tam ci
się żyje z Gregorem? – zapytał troskliwie.
-
Póki co się nie zabiliśmy, także możemy zaliczyć mały sukces – powiedziałam
poważnie i spojrzałam się tylko na Gregora, a ten mi pomachał co mnie rozwaliło
i zaczęłam się śmiać. – Gregor ci właśnie pomachał – powiedziałam.
-
Faktycznie poprawiło się co nieco – przyznał. – To chyba dobrze, będzie wam się
milej mieszkało.
- Masz rację. – pokiwałam głową,
nie wiadomo dlaczego. – A ty jak tam, żyjesz poi wczorajszym? Nie myślisz chyba,
że zapomniałam, że mieliście wczoraj imprezę ze Słoweńcami.
-
O dziwo czuję się w porządku. Jakby co to dalej jesteśmy wszyscy u Richarda.
Dać cię na głośnomówiący? Wszyscy chcieliby z tobą pogadać.
-
Pewnie!
W jednej chwili usłyszałam jedno
wielkie zbiorowe „Cześć” i miło mi się zrobiło na serduchu. Oni chyba naprawdę
chcieli, abyśmy nie urwali ze sobą kontaktu. Ja tym bardziej tego nie chciałam.
Oni wszyscy byli wprost świetni. Przełączyłam się na angielski i teraz wszystko
moja rodzina rozumiała.
-
Tęsknisz za nami? – Usłyszałam głos Petera. – My za tobą bardzo – przyznał i
wszyscy zaczęli się drzeć do słuchawki, że się z nim zgadzają.
-
No pewnie, że tęsknię wariaci! – uśmiech miałam od ucha do ucha. – Za wami nie
da się nie tęsknić.
-
W takim razie kiedy się spotykamy? – zabrzmiał poważnie Jurij i nikt nie śmiał
przerwać ciszy, jaka zapanowała po tych słowach.
Nie miałam pojęcia, co im odpowiedzieć.
Byłam pewna, że będziemy się mogli spotkać dopiero na następny sezon.
-
Yyy… a kiedy byłaby w sumie taka możliwość?
-
Kadry: słoweńska, niemiecka, austriacka i rzecz jasna polska spotykają się za
miesiąc, dokładnie 11 maja na treningu w Zakopanym! – krzyknął do słuchawki
Richard, a mi się chciało wtedy skakać z radości!
-
Ale jak to? – zdziwiłam się. – Nie macie u was w krajach własnych skoczni? –
zadałam pytanie retoryczne, bo o sławnych skoczniach w Słowenii i Niemczech, to
słyszeli raczej wszyscy.
- No ależ oczywiście, że mamy! – oburzył się
Welli. – Zamiast zadawać pytania, powinnaś się cieszyć!
-
Jasne, że się cieszę. Jak śmiałeś w to wątpić?! – teraz to ja się obraziłam.
-
Przyjedziesz do Zakopanego? – usłyszałam błagalny głos Richarda. – Z Magdą! –
dodał.
-
Teraz jakoś tak nie żremy się z Gregorem, to może mnie zabierze – zaśmiałam
się. – Nie mogę się już doczekać spotkania z wami! – powiedziałam.
-
Jakbyś chciała coś nam przekazać w międzyczasie, to pisz na maila, bo tak za
granice dzwonić, to trochę zżera kasy – powiedział Jurij.
-
Okej, nie ma sprawy, będę pisać. A teraz wybaczcie, bo muszę kończyć. –
Usłyszałam dzwonek do drzwi, to pewnie dziewczyny po mnie przyszły. A przecież,
to ja miałam pierwsza zadzwonić!
-
Już? – zasmucił się Peter. – Ale będziemy w kontakcie? – upewniał się. – Nie
obrazisz się nagle na nas? – pytał.
-
No niestety już – posmutniałam. – Nie bójcie się, będę się z wami kontaktowała
– przyrzekłam i położyłam rękę na piersi w geście obietnicy.
Po raz ostatni dzisiaj usłyszałam
zbiorowe cześć i rozłączyłam się. Nie mówiąc nic nikomu przy stole, wstałam
natychmiast i poszłam otworzyć drzwi nowo przybyłym. Tak jak myślałam były tam:
Magda, Dominika i…. gdzie Daria?
- Heloł laska! – powiedziała
radośnie Madzia i wpakowała się do mieszkania. – Jak tam Gregor? – zaczęła. –
Nie zabiłaś go? Jeszcze żyje?
- Cześć – odpowiedziałam z uśmiechem
i przytuliłam je obie. – Jak chcesz, to sama się go zapytaj – powiedziałam i poprowadziłam
obie dziewczyny do salonu, w której reszta rodziny kończyła posiłek.
- Dzień dobry – powiedziały chórem.
– Siema Gregor!
- Cześć! – odpowiedział.
- Co ci się stało? – zdziwiła się
Dominika – Jeszcze wczoraj tego nie miałeś –stwierdziła blondynka.
- Miałem w nocy mały wypadek,
stłukłem kolano na kafelkach, nic takiego – wzruszył ramionami i zaczął
wstawać. – Sandra chodź, mamy dużo do roboty – stwierdził, a żona poszła
potulnie za nim.
- Zaraz będziemy mogły iść na
miasto, tylko pomogę rodzicom w sprzątani – powiedziałam i zaczęłam odnosić
talerze. – Co tam słychać baby? – zaczęłam. – Gdzie Daria? – zadałam pytanie,
które od dłuższego czasu mnie nurtowało.
- Nie martw się – powiedziała
Madzia. – Niebawem dołączy. – poszła pod hotel, pożegnać się z Maćkiem, który
dziś wraca do Krakowa na studia – poinformowała.
- Przy okazji wiemy już co studiuje!
– krzyknęła Dominika w stronę kuchni.
- Co? – nie kryłam zaciekawienia,
wracając po kubki.
- AWF! – powiedziała. – Czyli Darię
już możemy wykluczyć ze studiów razem z Maćkiem – dodała.
- Dlaczego? – zdziwiłam się.
- Wiki, błagam cię! – załamała się
blondi. – Daria i Akademia Wychowania Fizycznego?
- A co? Nie mogłaby? Jeśli jej na
facecie zależy… - wzruszyłam ramionami. – Dzięki miłości można zrobić wszystko
– zapewniła.
- Ta? Ty jakoś nie zostałaś w
Austrii i nie powiedziałaś Thomasowi Morgensternowi, że go kochasz –
powiedziała Magda i włożyła ręce do kieszeni.
Spodziewałam się wszystkiego, ale
nie właśnie tych słów. Totalnie mnie zamurowało i przez dłuższy czas nie mogłam
wypowiedzieć słowa. Miałam wrażenie, że zaczynam się dusić i zaraz przed nimi
zejdę. Zrobiło mi się przykro na samo wspomnienie jego osoby. Pamiętałam jego
twarz i zapach perfum, a nie mogłam mimo wszystko się z nim skontaktować. Brak
maila, telefonu komórkowego, zdjęcia, czy adresu. Nic kompletne zero. Myślałam,
że jakoś przeżyję do następnego spotkania, ale jak Magda będzie mi takie rzeczy
gadać, to prędzej ją zabiję. Miałam ochotę się popłakać, ale jednocześnie byłam
wściekła. Powstrzymywałam się od wybuchu gniewu i na szczęście mi się to udało.
- Ja go wcale nie kocham –
powiedziałam twardo. – Co ci przyszło do głowy? – spytałam szczerze. – To wcale
nie było zabawne – podkreśliłam i wyszłam z salonu z powrotem do kuchni, i
oparłam się o blat. Włosy, jakie opadły mi wtedy na twarz, całkowicie mi ją
zasłoniły. Przyłożyłam ręce do oczu i pilnowałam, aby się nie popłakać. Widać
było, że się załamałam.
- Jejku, przepraszam Wiki –
powiedziała Magda ze skruchą i pogłaskała mnie po plecach. – Idiotka ze mnie.
- Nie mów tak o sobie – skarciłam ją.
– To nieprawda. Po prostu czasem palniesz coś bez powodu, to u ciebie normalne.
- Dzięki! – obraziła się.
- Nie ma za co – zaśmiałam się
szczerze. – Zawsze do usług – Ukłoniłam się. – To co idziemy na to miasto? –
Chciałam jak najszybciej zmienić temat.
- Jasne! - powiedziały dziewczyny i poszłyśmy.
***
Wypad na miasto wyszedł świetnie.
Najpierw poszłyśmy na ciastko i kawę, a potem zaczęłyśmy łazić po sklepach – w
międzyczasie doszła do nas Daria w niezbyt dobrym humorze. Poinformowała nasz,
iż Maciek jest już w drodze do Krakowa i ona na pewno studiów tam nie zacznie,
bo AWF nie jest dla niej – zdecydowanie. A szkoda. Chciałam ją powiadomić, że
mam dobrą znajomą w Krakowie, która właśnie studiuje na AWF – Agnieszkę i może
mogłaby jej jakoś pomóc i w ogóle. Ale skoro ona i tak już porzuciła zamiar
studiowania na tym kierunku, to co ja się będę produkować? Bez sensu. Przy
okazji dowiedziała się od kota o planowanym w maju, treningu w Zakopanym.
Madzia zaczęła się cieszyć, że będzie mogła spotkać Rysia. A Dominika tego nie
skomentowała, chyba przypomniał się biedaczce zawód miłosny w roli głównej z
Krzysiem Miętusem.
- Dziewczyny, będzie tam Rysiek,
Morgi, Kociak i Mietus! Wiecie co to znaczy? – zapytała nas Daria. – Musimy być
w Zakopanym na jedenastego maja! – ucieszyła się.
- Ja nigdzie nie jadę – zapewniła
Dominika. – Mnie już nic ten Krzysiek nie obchodzi – zapewniła i wstała od
stolika.
- Ej, gdzie idziesz? – zmartwiła się
Daria. – Wracaj, głupolu! – nakazała i zaczęła za nią iść.
- Wyluzuj! – krzyknęła blondynka. –
Idę sobie tylko zamówić drugi sok! Siadaj z powrotem! – powiedziała i weszła do
lokalu.
Jako że było dość ciepło,
siedziałyśmy na zewnątrz przy stolikach i sączyłyśmy każda co innego – Dominika
sok, Daria herbatę, ja kawę, a Magda piwo. Jako jedyna uparła się, że musi się
napić jakiegoś alkoholu, bo ma doła psychicznego – w końcu jest bez pracy i
zaraz coś jej się stanie.
- Życie mi wbiło nóż w plecy, ja
sobie nie poradzę! – przekonywała i uderzyła głową w stolik. – Niedługo
zaprzyjaźnię się z mostem. – mówiła.
- Nie gadaj tak! – skarciłam ją! –
Na pewno jakoś sobie poradzimy – powiedziałam i upiłam łyk kawy. – Nawet jeśli
coś, to zawsze możesz wrócić do rodziców, mówili ci to już nie raz.
- To ja już prędzej pójdę pod most –
powiedziała poważnie. – Wiesz, że cenię sobie niezależność ponad wszystko. Jak
wrócę do domu z podkulonym ogonem, to dam w ten sposób znak, iż uważam, że oni
mieli rację – powiedziała. – Nigdy w życiu!
- Musimy zacząć po prostu czegoś
szukać, dla chcącego nic trudnego – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. –
Popatrz – wskazałam palcem na lokal.
- Co? – nie rozumiała.
- Kartka – naprowadziłam.
- Szukają pracowników! – ucieszyła
się Magda.
- No właśnie! – ucieszyłam się razem
z nią. – Idziemy? – spytałam.
- Nie dziś – podkreśliła. – Nie mam
nastroju – przyznała. – Przyjdziemy tu jutro albo za dwa dni, okej?
- Jutro może już tej pracy nie być!
– zauważyłam.
- Jak chcesz to idź – wzruszyła
ramionami i napiła się piwa. – Ja cię tutaj nie trzymam – powiedziała i
spojrzała na mnie.
- Bez ciebie nie idę – zapewniłam.
- To nie – po raz kolejny wzruszyła
ramionami.
W tym samym czasie, wróciła nasza
kochana blondynka z upragnionym sokiem i znowu usiadła koło nas.
- Coś mnie ominęło? – spojrzała na
nas po kolei. – Coś ważnego?
- Nie bardzo – zaprzeczyłam. – Tylko
narzekanie z powodu braku pracy. – powiedziałam i jak gdyby nigdy nic wróciłam
do picia kawy.
- To kto jedzie ze mną do
Zakopanego? – powróciła do tematu Daria. – Sama nie pojadę – zapewniła. – A
bardzo chcę jechać. – popatrzyła na mnie oraz na Magdę błagalnym wzrokiem.
Wiedziała, że u Dominiki już nic nie wskóra.
- Ja i Madzia pojedziemy –
obiecałam. – Bardzo chętnie spotkam się z Jurijem, Peterem, Andreasem
Wellingerem i Richardem. Baa, rozmawiałam z nimi za nim przyszłyście i się z
nimi zgadałam – pochwaliłam się.
- Nie gadaj, że nie jedziesz tam
tylko dla Thomasa – upierała się przy swoim Magda.
- Co cię tak nagle wzięło na
Thomasa?! – wnerwiłam się. – Ja się wcale w nim nie zakochałam – zapewniałam. –
Jadę tam dla skoczków, których wymieniłam i nie zamierzam się z tobą wykłócać,
bo kto jak kto, ale ja chyba wiem lepiej, dla kogo ja tam jadę! – oburzyłam się
i postanowiłam się nie odzywać do Magdy przez dalszy ciąg dnia. Tylko dzisiaj –
wiem, że dłużej bym nie wytrzymała.
- Jak sobie chcesz – prychnęła i
dokończyła swoje piwo. – Co ja mam zrobić, żeby się podnieść z tego doła
emocjonalnego? – prawie nam tam płakała. – Ja jestem naprawdę załamana.
- Może zapisz się na jakiś kurs? –
podsunęła blondynka od niechcenia i napiła się soku.
W Magdę jakby coś naglę trafiło.
Wyprostowała się jak struna na siedzeniu i widać było, że bardzo się nad czymś
intensywnie zastanawia. Po jakiś trzech minutach jej twarz rozjaśnił szeroki
uśmiech i powiedziała do nas radośnie, pełna zapału.
- Dziewczyny, zapiszę się na kurs
psychologii!
Jak boga kocham, w tym momencie
zakrztusiłam się kawą i myślałam, że zaraz im tam zejdę z powodu zadławienia.
Co ona znowu wymyśliła najlepszego?
- Poznam tajemnice ludzkiej
psychiki, a potem zostanę zawodowym psychologiem, a ty Wiki, pójdziesz tam ze
mną! – powiedziała radośnie i myślałam, że zaraz zacznie tańczyć. Pewnie i by tak
zrobiła, gdyby nie to, że nienawidziła tego robić. Nie rozumiała nawet, jak
innym może podobać się taniec.
W momencie usłyszenia słów „Wiki,
pójdziesz tam ze mną”, zadławiłam się po raz drugi, a ludzie zaczęli patrzeć na
mnie jak na jakąś niespełna rozumu. Ja sobie zawsze siary narobię w miejscu
publicznym. Taki tam mój mały dar.
- Chyba oszalałaś?! – krzyknęłam. –
Ja się na to nie piszę! – zaprzeczyłam gorączkowo i zaczęłam machać rękami w
geście protestu. Popatrzyłam z pod byka na Dominikę – to ona zaczęła gadać o
tych kursach. Spojrzała na mnie oczkami przepraszającego szczeniaka. W jednej
chwili wymiękłam.
- Właśnie, że się piszesz! –
powiedziała hardo Magda. – Dziewczyny, płacimy rachunek i spadamy zapisać mnie
i Wikę na kurs! – powiedziała z zapałem.
- Nieee! – krzyczałam na całe miasto
i zaczęłam się wyrywać oraz zapierać nogami. Nic to nie dało. W Magdę wstąpiły
jakieś niesamowite siły. Była niesamowicie mocna.
***
Na serio miałam ochotę zabić
Dominikę, za to, że zaczęła gadać o jakiś kursach! Żeby było jasne – nienawidzę
wszystko co jest związane z psychologią. Dla mnie to jest po prostu nudne jak
flaki z olejem i bez najmniejszego sensu. Zupełnie nie rozumiem, jak Magdę może
to jarać! Żeby nie wyszło na to, iż jestem jakąś wyrodną przyjaciółką, musiałam
się zapisać razem z nią. Powiedziała, że jak będzie miała kogoś znajomego u
boku, to na pewno jej się od razu humor poprawi i będzie jej tam raźniej, a
przy okazji przecież pogłębimy wiedzę! Nauka jest potęgą! Tak i to powiedziała
Magdalena Sobańska! Ludzie z kim ja się zadaję?!
- Mówię ci, będzie super! – starała
się mnie jakoś przekonać. – W dodatku ten kurs jest darmowy, a można i tak się
sporo dowiedzieć. Mówię ci te wykłady kształcą przyszłych psychologów.
- Taa, bo nie ma nic ciekawszego,
jak położyć się na kozetce i gadać komuś obcemu o tym co się ma w bani, albo
raczej na bani – powiedziałam sarkastycznie i bez jakiegokolwiek entuzjazmu,
jakiego najwyraźniej Magda oczekiwała po mojej osobie.
***
Wróciłam do domu padnięta jak nigdy
dotąd. Nogi mnie bolały od tego chodzenia tam i z powrotem. Ogłaszam wszem i
wobec, że Madzia wygrała i po raz kolejny udowodniła mi, że ma nade mną władzę
i może robić ze mną co tylko sobie zapragnę – ma prawdziwą duszę rasowego
przywódcy lub dyktatora, jak kto tam woli.
Odruchowo skierowałam się w stronę
swojego pokoju, jednak nie w porę zorientowałam się, że ten pokuj już
nienależny do mnie i nakryłam Gregora z Sandrą w dość jednoznaczniej sytuacji.
Gdy tylko spostrzegłam, iż nie powinno mnie tu być, zamknęłam drzwi z głośnym
hukiem i niemal pobiegłam do starego pokoju Sandry.
Kiedy się tam znalazłam, zauważyłam,
że znajdują się w nim już wszystkie moje rzeczy – także komputer. Zaskoczona, a
jednocześnie niezwykle zadowolona z takiego obrotu sprawy natychmiast usiadłam
przy komputerze i weszłam na moją pocztę elektroniczną. Nie wiem dlaczego, ale
miałam niebywałą potrzebę napisać do chłopaków i powiedzieć im co takiego dziś
robiłam i co się wydarzyło, jakie mam przemyślenia i tym podobne. Do każdego z
nich wystosowałam identycznego maila i postanowiłam zadowolona z siebie, czekać
na odpowiedzi. Do Ryśka napisałam troszkę innego maila, bo wspominałam w nim
dużo o Magdalenie – wiedziałam, że był nią niebywale zainteresowany, z resztą
ona nim też.
Zorientowałam się, że pisanie
wiadomości do chłopaków zajęło mi trochę ponad godzinę – to były naprawdę
długie wiadomości. Po raz kolejny musiałam zaznaczyć jak bardzo za nimi tęsknię
i nie mogę doczekać się naszego wspólnego spotkania w Zakopanym. Byłam już
pewna na dwieście procent, że choćby się waliło i paliło, to ja tam się muszę
znaleźć na tego jedenastego maja!
W międzyczasie usłyszałam, jak
Gregor i Sandra wychodzą z pokoju, najprawdopodobniej w stronę łazienki. Od
razu przypomniało mi się moje ostatnie zamierzenie względem szatyna, więc
postanowiłam trochę powęszyć. Byłam ciekawa co on tam takiego ukrywa i czy to
coś jest związane z moją osobą – baa, na pewno było. Czego on się tak boi i
dlaczego się tak dziwnie ostatnio zachowywał? Musiałam się tego dowiedzieć! Na
całe szczęście rodzice gdzieś wybyli z domu i nie było ich wtedy w mieszkaniu.
Mogłam cicho jak myszka, niepostrzeżenie wtargnąć na teren wroga. Rozejrzałam
się jeszcze raz uważnie, czy aby na pewno nikt nie widzi i przekroczyłam próg
pokoju.
Na pozór wszystko wyglądało
normalnie, w granicach normy. Nie wiedziałam na czym dokładnie się mam skupić,
więc zaczęłam łazić w kółko po pomieszczeniu. Przeglądałam szafki, torby,
ubrania, komody, jednak nic nie znalazłam. Zawiedziona bezowocnymi
poszukiwaniami numer jeden, postanowiłam już opuścić pokój, gdy nagle mnie
olśniło.
Wiedziałam, że muszę się spieszyć,
bo Sandra z Gregorem, mogą wrócić tutaj w każdej chwili. Szybko padłam na
kolana i zanurkowałam pod łóżko. Tam zawsze chowa się najfajniejsze rzeczy.
Bingo!
Niezwykle zadowolona z siebie,
wyciągnęłam spod mojego dawnego łóżka – średniej wielkości, metalową skrzynkę,
zamykaną na kluczyk, z wygrawerowanymi literami „GS”. Chciałam otworzyć ją
kluczykiem, jednak nie mogłam go nigdzie wypatrzeć. Zaczęłam potrząsać nią jak
oszalała w celu weryfikacji zawartości. Coś tam szeleściło niemiłosiernie.
Stwierdziłam, że w środku musi być dużo jakiś dziwnych papierów. Może listów?
Poza tym, gdy tak ją przerzucałam, coś w środku cały czas stukało. Doszłam do
wniosku, że poza papierami, musi tam być jeszcze jakiś przedmiot.
W pośpiechu wsadziłam skrzynkę z
powrotem pod łóżko, gdy usłyszałam otwieranie się drzwi od łazienki. Jak
najszybciej potrafiłam, wybiegłam z pokoju, udałam się do mojego nowego pokoju,
jak gdyby nigdy nic.
------------------------------------------------
Pierwsza premiera na tym
blogu za nami, przypominam, że możecie zostawiać swoje linki do
"skocznych" opowiadań, jeśli takowe posiadacie. Mam nadzieję, że
jeśli już, to w komentarzu, poza adresem będzie jeszcze coś dotyczące
aktualnego rozdziału lub ogólnie mojego bloga :D
Pozdrawiam was kochani!
Następny rozdział najprawdopodobniej za tydzień, trzymajcie się!
Ooo... Co ten Gregor tam ukrywa.!?
OdpowiedzUsuńA ta ich matka, się zakochała czy co, że się tak zachowuję.!?
Wpadaj do mnie na new. ;)
UsuńWszystko wyjaśni się w swoim czasie: tajemnica Gregora i dziwne zachowanie rodziców także. W tym opowiadaniu nic nie jest pozostawione przypadkowi.
UsuńJak zawsze supr :P
OdpowiedzUsuńDaria? xD
UsuńTaaak To ja :D
UsuńŚląsk Wrocław! ^^
UsuńPo pierwsze bardzo dziękuję za życzenia. I pamiętaj, zostanę z Tobą choćby nie wiem co <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zwykle. Co tu dużo pisać, Bó po prostu dał Ci ogromny talent. Przepraszam, że nie rozpiszę się, ale po urodzinach i nalocie rodzinki mam dość.
Kocham Cię i czekam na następny ♥
Dominikaa xx
Jaki tam talent od Boga? =^^=, aż takiego talentu to nie mam, są lepsi, ale to bardzo miłe co piszesz. A za życzenia na urodziny nie musisz dziękować, dla mnie to żaden kłopot, a nawet powiedziałabym przyjemność ;D Tak jak napisałam rozdział najprawdopodobniej za tydzień (sobota), już mam trochę. Jakieś trzy strony chyba ;)
UsuńU mnie nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://lovebyskijumpers.blogspot.com/
Dzięki za info ;P
Usuńjuż jest kolejny ;))) http://lovebyskijumpers.blogspot.com/
UsuńSkomentuję w weekend ;P
UsuńZapraszam na nowy 12 rozdział :D
OdpowiedzUsuńskijupingforever.blog.pl
Skomentuję jutro ;)
UsuńJeżeli byłaś już u mnie na nowym rozdziale i nie można było dodać komentarza, to bardzo przepraszam, to zostało już skorygowane, jeżeli jeszcze możesz pozostaw swoją opinię.
UsuńWybacz, ale jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z treścią xd Już czytam!
UsuńZapraszam na nowy 13 rozdział :D
OdpowiedzUsuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Z tej strony Ania :D
Zapraszam na nowy 14 rozdział :D
OdpowiedzUsuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Zapraszam na nowy 15 rozdział :D
OdpowiedzUsuńhttp://skijupingforever.blog.pl/