piątek, 10 maja 2013

Rozdział 8


Nie miałam pojęcia dlaczego, ale świadomość, że mogę nie zobaczyć Thomasa przez bardzo długi czas, wyjątkowo mnie zdołował. Czułam się jak porzucony pies – nie ma to jak trafne porównanie. Siedziałam na tym siedzeniu i szlochałam jak głupia, mając centralnie gdzieś, że wszyscy skoczkowie i rodzina Gregora na mnie „dyskretnie” zerkali. Nikt nie podszedł, nikt przy mnie nie usiadł, nikt nic do mnie nie powiedział. Idealny moment, aby zacząć bić się z własnymi myślami. Odechciało mi się wszystkiego – miałam w głębokim poważaniu fakt, że będę mieszkała z największym wrogiem pod jednym dachem, nie obchodziło mnie już, co takiego ukrywa przed wszystkimi, również fakt, że pozostałam bez źródła utrzymania i te tysiaki, jakie dostałam od Magdy, są moimi ostatnimi, przestał się liczyć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałam bladego pojęcia dlaczego tak zareagowałam, czułam się wyjątkowo perfidnie. Byłam święcie przekonana, że okres w którym wystarczyło spojrzeć na chłopaka, aby się w nim zakochać, dawno mi minął. Natychmiast odrzuciłam od siebie tę myśl i postanowiłam się wreszcie uspokoić.
- Co się stało? Facet? – Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, blondynka wreszcie zaczęła się odzywać! – Nie warto się nimi zadręczać – zapewniła i położyła mi rękę na ramieniu w geście otuchy. – To wszystko minie za jakiś czas – powiedziała.
Postanowiłam w końcu przestać się garbić i wróciłam do pozycji pionowej. Spojrzałam na twarz blondynki – była cała czarna od smug rozmazanego łzami tuszu. Widać było, że Dominika jakieś parę minut temu również płakała.
- I Ty to mówisz – zaśmiałam się nerwowo. – Czyli już rozmawiałaś z Krzysiem i wszystko ci powiedział, tak? – zapytałam.
Blondynka kiwnęła powoli twierdząco głową i spojrzała gdzieś w okno. Szczerze powiedziawszy widoki jakie rozciągały się za okienkiem nie były jakoś specjalnie urozmaicone. Same chmury i nic poza tym.
- Tak rozmawiałam i już wszystko rozumiem – powiedziała cicho. – Wiedziałam, że to zbyt piękne, aby mogło stać się rzeczywistością – mówiła spokojnie. – Pamiętasz, że gdy byłyśmy małe, to nasze mamy opowiadały nam bajki o pięknej księżniczce i rycerzu na białym koniu?
- Pamiętam – kiwnęłam twierdząco. – I co związku z tym? – nie rozumiałam.
- Jedna, wielka bujda wszechczasów – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – O ile łatwiej byłoby bez tych bajeczek. Swojej córce nigdy bym ich nie opowiedziała – przyrzekła. – Życie jest brutalne i niesprawiedliwe.
- I co teraz? – spytałam głupio.
Dominika tylko prychnęła drwiąco, skrzyżowała ręce, po czym wzruszyła ramionami – dalej nie odrywając wzroku od okna.
- Co ma być? – popatrzyła na mnie oskarżycielsko. – Co ma być?! – powtórzyła głośniej. – Nic nie będzie i tyle ze szczęśliwego zakończenia. Trzeba podnieść głowę do góry i iść hardo przed siebie – Wyprostowała się i uderzyła w pierś. – Niczym wojownik – zakończyła.
Byłam niezwykle zaskoczona jej postawą. Chciało mi się śmiać, ale uznałam, iż to nie jest w żadnym wypadku odpowiednia chwila. Ta oto dwudziestodwuletnia kobieta, która zawsze wszystko koloryzowała i nie umiała utrzymać w ryzach swoich emocji, siedziała teraz obok mnie pełna powagi i jakiegoś dziwnego, stoickiego wręcz spokoju. Dominika jaką znałam, zamiast mnie pocieszać, dołączyłaby się tylko i wypłakała mi się na ramię jak ostatnio zresztą.
- Zadziwiasz mnie – powiedziałam pełna uznania.
- Po prostu za dużo już płakałam i użalałam się nad sobą. Czas coś w końcu zmienić i zrobić ze swoim życiem – uśmiechnęła się pod nosem. – Nie wierzysz, że ja to mówię, prawda?
Otworzyłam buzię ze zdziwienia i pomachałam przecząco głową. Zapewne wyglądałam wtedy jak skończona idiotka.
- Trzeba sobie jakiegoś fajnego faceta znaleźć, jak nasza Sandrunia i będzie git – pocieszała, po czym obie się zaśmiałyśmy, spoglądając dyskretnie na Gregora, który teraz w niezwykłym skupieniu wgapiał się w okienko.
Chyba nie tylko mi się zebrało na rozmyślenia. Widziałam wyraźnie, że coś go trapi. Byłam święcie przekonana, że to chodzi o coś znacznie poważniejszego, niż „jak tu znaleźć dom marzeń dla świeżo poślubionej baby?” Tylko ja się pytam: skoro nie o to, to o co?

***
Jakoś się pozbierałam. Chwilowo zapomniałam o Thomasie i o wszystkich innych problemach, pogrążona rozmową z kochaną kuzynką. Dopiero po jakieś godzinie zdałam sobie sprawę, że wcale tak szybko w Polsce nie wylądujemy. Przed wylądowaniem w rodzimym kraju, było jeszcze przedtem pięć innych – między innymi Niemcy i Słowenia. Tak to już bywa, że jak człowiekowi źle na duszy, to los musi mu pokazać, iż może być jeszcze gorzej, więc go dobija. Przyszedł czas, kiedy musiałam pożegnać się z Andreasem Wellingerem, Richardem Freitagiem (chociaż jeśli chodzi o tego przedstawiciela płci męskiej, to muszę przyznać, że jednak Madzia bardziej przeżywała, to pożegnanie aniżeli ja), Peterem Prevcem i Jurijem Tepesem, z nimi też już zdążyłam się zakolegować.
- No to dawaj buzi i do zobaczenia! – powiedział do mnie Welli i rzucił mi się w ramiona, niezwykle chętny do tulenia się i całowania. Wszyscy inni zaczęli się zanosić śmiechem.
- No, do zobaczenia – Wyrwałam się z jego objęć, bo byłam pewna, że zaraz mnie udusi, jeśli tego nie zrobię. – Jak już chcesz to buzi, to chodź – zaśmiałam się i dałam mu buziaki w oba policzki.
- Zobaczysz szybko zleci! Nie odczujesz, aż tak bardzo tej rozłąki – uśmiechnął się.
- Mam taką nadzieję – powiedziałam z uśmiechem od ucha do ucha. – Masz mój numer? – spytałam.
- Jasne Wiki! Maila też mam, więc będę pisał i dzwonił, dopóki mi kasy nie zabraknie na kącie – obiecał.
- Dobra, przesuń się! Teraz ja – niecierpliwił się Tepes i popchnął Niemca, aby się do mnie dopchać. – No to buzi! – Znów wszyscy zaczęli się śmiać.
Dość długo trwały te nasze pożegnania. Ogólnie było dużo śmiechu. Każdy do mnie podchodził i żądał przytulenia oraz buziaka w policzek. W końcu machinalnie zaczęłam powtarzać te czynności, a także za każdym razem upewniałam się, że mają mój numer i maila. Za każdym razem odpowiedź była twierdząca.
- Ale nikomu nie mówiłaś? – spytali na koniec chórem Tepes, Prevc i Welli. Tylko Rysiu nie za bardzo wiedział o co im chodzi i popatrzył na nas zdziwionymi oczyma. Tak samo Madzia z Dominiką, ale to nic.
- Nie, nie mówiłam – zapewniłam. – Ale chwila czemu wy wysiadacie w tym samym momencie? - zdziwiłam się. Wy też wysiadacie w Niemczech?
- No, zostajemy u Niemców, a dokładniej u Richarda na parapetówce! – oznajmił zadowolony Prevc.
- Weź siedź cicho! – załamał się Welli. – On kłamie! – przekonywał.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zacząć się śmiać i w końcu ostatecznie się z nimi pożegnać. Oni zawsze coś odstawią.
- O co chodziło z tym „nikomu nie powiedziałaś?” – spytała zaciekawiona Dominika. – Kuzynce nie powiesz, no co ty? – popatrzyła na mnie błagalnie.
- Mi też nie powiesz?! – krzyknęła mi Madzia do ucha tak, że aż podskoczyłam. – Najlepszej przyjaciółce?! – oburzyła się.
- A ja to co? – usłyszałam głos Darii. – Przed rodziną nie powinno się mieć tajemnic! – powiedziała pewnie i podeszła z drugiej strony. Poczułam się jakaś taka – osaczona!
- Nic wam nie powiem – obiecałam hardo i skrzyżowałam ręce na piersi. – Za nic w świecie! – zarzekałam się.
- A ty nie przy Kociaku? – zdziwiłam się. – Gdzie podziałaś Kicię? – zapytałam całkiem serio i spojrzałam na nią pytająco.
- Bardzo zabawne – zadrwiła Daria, widząc jak Dominika zaczęła się zanosić śmiechem. – Trzeba czasem od siebie odpocząć, co nie? – Daria rozejrzała się po zebranych.
- Dość długo będziecie od siebie odpoczywać – zauważyłam. – Ty we Wrocławiu, on w Krakowie.
- W Krakowie? – zdziwiła się blondynka. – To on nie pochodzi z Zakopanego? Byłam pewna na sto procent, że tam mieszka.
- Bo mieszka – odezwała się Magda. – Ale zawsze po zakończeniu sezonu narciarskiego studiuje zaocznie w Krakowie – poinformowała.
- Zastanawiam się czy nie opuścić rodzinnego gniazdka i nie przeprowadzić się do Krakowa. Może zaczęłabym z Maćkiem zaocznie studiować? – zamyśliła się Daria i podparła głowę na rękach. – Byłoby super – stwierdziła zadowolona swoim pomysłem. – To by było coś.
- Najpierw trzeba się na te studia dostać! – zgasiłam ją. – Dario, wracamy na ziemię.
- Przecież wiem – oburzyła się i popatrzyła na mnie spod byka. – Jestem zdolna, na pewno się dostanę – zapewniła i wyprostowała się dumnie. – Bułka z masłem!
- Daria, ale co on właściwie studiuje? – zapytała Dominika odwracając się w jej stronę. Trzeba przyznać, że było to bardzo ciekawe pytanie, na które i ja byłam ciekawa odpowiedzi.
Szatynka wpierw znów oparła się rękami o mój fotel, potem zamknęła oczy, a na koniec westchnęła i zamyśliła się głęboko na jakieś pięć, no dobra, może trzy minuty.
- Wiecie co? Zapomniałam zapytać – powiedziała zrezygnowana.
Całą czwórką zaczęłyśmy się śmiać jak wariatki na cały samolot.
- W takim razie powodzenia na studiach! – powiedziała z przerwami Madzia, nie mogąc opanować śmiechu i poklepała Darię po ramieniu. – Cokolwiek by to nie było, my w ciebie wierzymy!
Nie pozostało nam nic innego, jak tylko zawtórować Magdalenie.
Kątem oka, gdy już opanowałam głupawkę i niekontrolowany śmiech, spojrzałam na Gregora. Gapił się na mnie jak cielę na malowane wrota i za nic nie chciał, przestać się we mnie wpatrywać. Planowałam już coś do niego krzyknąć lub pokazać środkowy palec, gdy zauważyłam, że mina mu nagle zrzedła i sprawiał wrażenie okropnie przygnębionego. Po jakich dwóch sekundach wpatrywania się we mnie, oczy zaczęły mu się szklić. Natychmiast odwrócił się z powrotem w stronę okna i zakrył oczy dłonią. Czy on się prawie popłakał? Dlaczego? O co chodzi?
***
Domek! Nareszcie domek! Moja dusza krzyczała z radości, gdy usłyszałam głos pilota, który po kilku godzinach, rozniósł się na cały samolot – „Welcome to Poland!” Było już zupełnie ciemno, kiedy znaleźliśmy się w kraju, więc nie miałam pojęcia, jakim cudem, ten pilot może lecieć tym samolotem, ale jakoś nie zastanawiałam się nad tym długo. Pośpiesznie pożegnałam się z Norwegami, przed którymi podobno, była jeszcze długa droga, a potem stojąc na środku samolotu, po prostu powiedziałam wszystkim po angielsku „Do zobaczenia”. Jako że nikt prócz mnie nie odczuwał potrzeby pożegnania się ze wszystkimi, to zaczęli cicho jak myszki, wychodzić za mną z samolotu.
Jak się potem okazało, na lotnisku czekała na nas wspaniała limuzyna, która miała za zadanie, podwieźć nam pod sam dom. Niezwykle ucieszona takim obrotem sprawy, jako pierwsza wpakowałam się do wozu i usadowiłam tam swoje zacne, cztery litery. Za mną weszły kochane kuzynki oraz przyjaciółka, potem reszta mojej rodzinki. Sandrunia od razu położyła swoją głowę na kolanach Gregora i oznajmiła wszem i wobec, że ma ochotę się zdrzemnąć. Ponieważ świeżo upieczonej żonce nie należy odmawiać, Gregor musiał przystać na te warunki bez mrugnięcia okiem i teraz głaskał swoją ukochaną delikatnie po głowie, a ta tylko spała z zaciszem na pół twarzy.
Mnie też się chciało spać, ale ponieważ nie miałam swojego księcia, który użyczył by mi kolan w zastępie poduszki, musiałam zadowolić się szybą. Nie zapominajcie, że byliśmy już w Polsce i stan naszych kochanych dróg pozostawiał wiele do życzenia. Co chwilę moja głowa uderzała niemiłosiernie o drgającą od trzęsień szybę.
Gregor zaśmiał się cicho z rozbawienia, aby nie obudzić mojej siostry, która wygodnie się na nim usadowiła albo raczej swoją głowę i odezwał się do mnie.
- Na tej gołej szybie to ci raczej nie będzie wygodnie – zauważył. – Trzymaj! – powiedział i rzucił w moją stronę…. Poduszką?
Moje zaskoczenie nie znało granic, co mi się stało do cholery?! Najpierw ten płacz, teraz taki miły gest z jego strony. Miałam ochotę krzyknąć: „Kim jesteś i co zrobiłeś ze Schlierenzauerem?!”. Popatrzyłam się na niego jak na jakiegoś przybysza z kosmosu. Zatkało mnie!
- Co się tak patrzysz? – znów się zaśmiał. – Wbrew twoim przekonaniom nie jestem jakimś tyranem bez serca. Teraz powinno być ci wygodniej – powiedział i znów zapatrzył się w szybę.
Coś on za często się odwraca ode mnie. Jestem pewna na sto procent, że coś ukrywa, a tą uprzejmością, chce tylko uśpić moją czujność. Ważne jest dla niego, abym zapomniała o całej sprawie i nie grzebała w jego przeszłości, ale ja i tak to zrobię! Inaczej nie nazywam się Wiktoria Maliniak!
- Dziękuję Schlieri – powiedziałam do niego zdrobniale i uśmiechnęłam się do niego słodko, mimo że ten na mnie teraz nie patrzył.
- Nie ma za co! – odwrócił się dokładnie na ułamek sekundy, a potem znów wbił wzrok w okno.
On jest strasznie dziwny, to wszystko jakieś takie podejrzane mi się wydaje.
Nie chcąc, aby zauważył, że zaczęłam coś podejrzewać, nic już nie mówiłam i korzystając z jego niebywałej uprzejmości, ułożyłam się wygodnie na poduszce i zasnęłam

***
- Wstawaj, wysiadacie! – usłyszałam nad swoim uchem głos Darii – tylko szybko mi się tu zbieraj, bo my też chcemy być już w domu! – podkreśliła i pomogła mi się rozbudzić.
No tak Daria dziś spała u Dominiki, bo nikt jej do Wrocławia nie będzie teraz odwoził. Kiedy ja już będę smacznie spała w swoim łóżku, to one będą jeszcze jechały do centrum miasta. To już Magda wcześniej od dziewczyn wysiadała. Tak właściwie to Madzia mieszkała tylko trzy ulice dalej. Obiecała, że jutro do mnie wpadnie i zabierze gdzieś na miasto, abym nie musiała siedzieć cały dzień z Gregorem w chacie. Może uda nam się też zajść do jakiegoś baru? Nie mam najmniejszej ochoty jeść obiadu w jego towarzystwie. Nie ma to jak prawdziwa przyjaciółka. Może już w mieście także Darię i Dominikę zabierzemy na jakieś sklepy albo coś? Myślę, że było by całkiem fajnie. Człowiek by się w końcu porządnie od stresował.
- No to pa dziewczynki – uściskałam je wszystkie na dobranoc i wyszłam szybko z auta. – Nareszcie domek! – wzięłam głęboki oddech i niczym mała dziewczynka, szybko otworzyłam klatkę schodową (mieszkaliśmy w bloku) i wbiegłam radośnie po schodach – na trzecie piętro.

***
Byłam taka zaspana i tak było mi wszystko jedno, że pewnie nic tej nocy nie zmąciło by już mojego spokoju, gdyby nie aż nadto wyraźny komunikat mojej matki, gdy otworzyłam drzwi do swojego pokoju i zapaliłam światło.
- Ty już od dzisiaj nie śpisz w tym pokoju – powiedziała sucho.
Odwróciłam się na pięcie i zastanawiałam się przez kilka sekund, czy aby na pewno dobrze usłyszałam i czy to było skierowane do mojej osoby. Jednak wszystko wskazywało na to, że mój pierwszy osąd był właściwy i rodzicielka teraz zwracała się do mnie.
- Nie zapominaj, że Gregor i Sandra są już małżeństwem – oznajmiła, zdejmując buty.
- Nie zapomniałam – przyrzekłam z ręką na sercu i trochę się zachwiałam, zupełnie tak, jakbym była pijana, a zwyczajniej w świecie miałam ochotę pójść spać. – Ale co w związku z tym? – Mój mózg o tej porze nie przyswajał zbyt wielu informacji.
- Jak to co?! – oburzyła się matka – Ty masz podwójne łóżko, a Gregor i Sandra muszą spać razem.
- Wy też macie podwójne i co?
- Nie wkurzaj mnie już! – wycedziła przez zęby i rzuciła we mnie torebką, co spowodowało salwy śmiechu u pana Schlierenzauera. Od razu wysłałam mu mordercze spojrzenie.
- Co cię tak bawi Schlierenzauer?! – krzyknęłam do niego i miałam szczerą ochotę uderzyć go w twarz.
- Wiktoria! – skarciła mnie matka. – Jak ty się zwracasz do szwagra?! Wstydziłabyś się! – powiedziała po czym zwróciła się do Gregorka. – Bardzo cię przepraszam za moją starszą córkę, nie miej jej tego za złe – W jej głosie usłyszałam skruchę.
- Nic się takiego nie stało – powiedział Gregor z uśmiechem na twarzy. – Wybaczam.
- Co?! – niedowierzałam. – Ty go za mnie przepraszasz, a księciuniu jeszcze łaskawie mi wybacza?! – Wskazałam na niego ręką. – No to już jest po prostu przesada! – krzyknęłam i miałam zamiar znów wyjść na klatkę schodową.
- Gdzie idziesz? – zdziwił się mój ojciec.
- Jak najdalej od was! – krzyknęłam. – Prędzej się powieszę niż wytrzymam z tym jaśnie panem pod jednym dachem! – Znów pokazałam na niego palcem i trzasnęłam drzwiami, wychodząc z domu.

***
Tak naprawdę, to zeszłam tylko do piwnicy po materac dla siebie. Miałam zamiar poczekać, aż oni wszyscy się położą do łóżek i gdy będą już smacznie spali – bo rzecz jasna wszyscy mają mnie gdzieś i co ich obchodzi, źe Wiktoria mogła pójść spać pod most – to wtedy wrócę i cichutko sobie pościele ten materac na kafelkach w kuchni. Bo jak na razie, to nigdzie indziej dla mnie miejsca nie było w tym domu.
Wyciągnęłam ten materac z piwnicy i znalezioną tam pompką, zaczęłam go pompować na klatce. I co z tego, że było wtedy cholernie głośno? I tak się nikt Wiktorią nie zainteresował. Jak zawsze zresztą.
Odczekałam jeszcze jakieś pół godziny, cholernie się nudząc i postanowiłam wrócić do mieszkania. Ostatkiem sił jakie mi zostały, wtargałam ten materac na trzecie piętro i jak najciszej potrafiłam, otworzyłam drzwi. Tak jak myślałam – wszyscy smacznie spali. Dyskretnie zapaliłam sobie światełko w kuchni, wzięłam świeżą pościel z szafki, jaka na moje szczęście stała w przedpokoju i położyłam materac koło lodówki – a co? Jak szaleć, to szaleć, bynajmniej głodna nie będę. Nie ma to jak znaleźć pozytywy w każdej sytuacji. Nie chciało mi się nawet rozbierać – i tak miałam piżamy w swoim pokoju, torbę z ciuchami też tam nieopacznie, wcześniej zaniosłam – więc położyłam się w ubrani, zdejmując tyko wcześniej buty i poszłam spać.

***
Oto wstał nowy dzień, było niezwykle pięknie i słonecznie – niczym w lato. Siedziałam sobie teraz przy basenie na leżaczku i rozkoszowałam się słodkim nicnierobieniem. Co chwilę smarowałam się kremem do opalania z wysokim filtrem, aby przypadkiem mnie nie spiekło, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Miałam gdzieś, że razem ze mną przyszli w to miejsce Gregor i Sandra. Tak właściwie, to był pomysł Sandry, żeby tu przyjść. Na tyle dobry, że odwołałam spotkanie z Madzią i wyłączyłam swój telefon.
- A nie mówiłam, że wykupienie na dziś całego basenu, to szampański pomysł? – zachwycała się Sandra nad swoją pomysłowością, z resztą całkiem słusznie, ten jeden raz.
- Ależ oczywiście kochanie – powiedział Gregor i namiętnie pocałował swoją kobietę.
Pewnie zwróciłabym na to większą uwagę, gdyby nie to, że miałam ważniejsze rzeczy na głowie – opalanie i kompletne nieprzejmowanie się niczym. Nawet Gregorem którego widok na co dzień, niezwykle mnie irytował.
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę – zapewniła Sandra i znowu zaczęła całować się z szatynem.
- Kocham cię – usłyszałam głos blondynki.
- Ja ciebie też – odpowiedział jej skoczek i po raz kolejny zaczęli się miziać w mojej obecności.
Okej, na początku mi to nie przeszkadzało, ale teraz to się zrobiło na serio irytujące. Jak tak dalej pójdzie, to stanę się „widzem” sceny, której za nic w świecie nie chciałabym ujrzeć. W jednej chwili, zupełnie jakby tamta dwójka potrafiła czytać mi w myślach, oderwali się od siebie.
- Wybacz kochany, zaraz wracam – powiedziała Sandra i zrzuciła szatyna z siebie, wchodząc do budynku, który znajdował się za basenem.
Gregor chcąc nie chcąc, przystał na te warunki, wskoczył do basenu i zaczął nurkować co chwilę się wynurzając.
- Wiki, chodź ze mną popływać – uśmiechnął się.
Moje zaskoczenie w tamtej chwili nie znało granic. Co mu zaczęło tak nagle odwalać?
- Chyba cię pogięło – zadrwiłam z niego. – Nigdy nic nie będę z tobą robiła – zarzekałam się i postanowiłam go ignorować.
Nagle szatyn posmutniał i podpłynął do brzegu basenu, łapiąc mnie za nogę – bo właśnie tak blisko wody znajdował się niestety mój leżak.
- Puszczaj mnie! – nakazałam. – Dopiero co się wysmarowałam olejkiem do opalania! Won mi z tymi łapskami! – zaczęłam krzyczeć i wyrwałam swoją nogę. – Nigdy więcej nie waż się mnie dotknąć! – rozkazałam.
- Dlaczego taka jesteś? – spytał.
- Nie zapominaj, że to ty wszystko zacząłeś – przypomniałam.
- Niby co? – udawał głupka.
- Jak to co?! Całą tę wojnę między nami!
Nie skomentował tego. Odpłynął trochę od krawędzi basenu i zwrócił wzrok w przeciwną stronę tak, abym nie mogła spojrzeć mu w oczy. Bardzo głęboko nad czymś teraz myślał. Potem znów odwrócił się w moją stronę i oblizał wargi. Czekałam na to co powie.
- Najlepiej żeby mnie nie było, prawda? – Jego groźne spojrzenie przeszyło mnie na wskroś. Wystraszyłam się.
- Co? – nie mogłam ukryć zaskoczenia. – O czym ty do mnie gadasz człowieku?
- Gdyby mi się coś stało, to byś się cieszyła – bardziej oznajmił, niż zapytał. – Lepiej by było dla ciebie, gdybym zniknął z waszej rodziny.
- Co ty… - nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej.
- W takim razie proszę, przestanę być dla ciebie problemem – powiedział spokojnie i zanurkował do basenu.
Bardzo długo się nie wynurzał. Wstałam spanikowana z mojego leżaka i stanęłam na krawędzi basenu. Zaczęłam krzyczeć.
- Gregor! Błagam cię, bez takich wygłupów! Teraz to przesadziłeś!
Zero reakcji. Powierzchnia wody przestała już falować, stała się gładka.
- Gregor, wyłaź w tej chwil! Udusisz się!
Dalej zero reakcji!
- Gregor! – mój krzyk zaczął przeradzać się w histerię. – Wyłaź w tej chwili! To nie jest zabawne! – Odwróciłam się szybko w stronę budynku. Miałam nadzieję, że właśnie wtedy wyjdzie z niego moja siostra, jednak nic takiego nie miało miejsca. Gregor nie wynurzał się już od jakiś pięciu minut, choć dla mnie i tak to była wieczność.
- Gregor, błagam cię, zaraz się utopisz!
Dalej nic.
Nie mogąc już wytrzymać, postanowiłam wskoczyć do basenu i zanurkować. Otworzyłam pod powierzchnią wody swoje oczy i zaczęłam go wypatrywać. Widziałam jak leży bez ruchu na samym dnie, więc natychmiast tam podpłynęłam i zaczęłam ciągnąć go za rękę, jednak był dla mnie za ciężki. Nie byłam w stanie wydobyć go na powierzchnię. Właśnie wtedy otworzył oczy i zanim zdążyłam zareagować jakkolwiek na ten głupi żart, wstał i chwycił mnie z całej siły w pasie, tak abym nie mogła mu się wyrwać i wypłynął ze mną na powierzchnię.
- Ty idioto! Co ty sobie myślisz?! – nakrzyczałam na niego. – Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie… - urwałam, bo właśnie wtedy doszły do mnie słowa, które wypowiedziałam.
- Bałam? – zakończył z uśmiechem na twarzy. – Czyli jednak coś dla ciebie znaczę.
- Czego ty się dzisiaj nawdychałeś?! Puszczaj mnie! – Zaczęłam mu się wyrywać, ale był dla mnie za silny. Im bardziej się wyrywałam, tym bardziej przybliżał mnie do siebie. W końcu byliśmy tak blisko, że już bardziej być chyba nie mogliśmy.
- I co powiesz? – zaśmiał się.
- Nienawidzę cię! – krzyknęłam z bezsilności.
- Nieprawda – pomachał głową przecząco. – Gdyby tak było, to byś się mną nie przejęłam i pozwoliłabyś mi tam tak leżeć.
- A wypłynął byś w końcu, gdybyś już nie mógł wstrzymać powietrza? – chciałam się upewnić.
- Ależ oczywiście, nie miałem zamiaru sobie nic zrobić. Chciałem tylko się przekonać, czy zechcesz mnie uratować.
- Mogłam cię tam zostawić! – Byłam na siebie zła, że dałam się tak łatwo zmanipulować. – Nic mnie nie obchodzisz!
- A jednak – popatrzył na mnie triumfalnie.
Wszystko trwało może kilka sekund. Gregor zamilkł i zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Znów zaczęłam mu się wyrywać, ale im bardziej się opierałam, tym bardziej wzmacniał uścisk. W końcu nasze usta spotkały się i poczułam jego wargi na swoich. Nigdy nie sądziłam, że to się stanie. Pewnie zacząłby mnie całować, gdyby nie to, że nagle uderzył we mnie ogromny ból i wszystko zaczęło się zamazywać. Usłyszałam jedno wielkie bum i jęk bólu, który wydobył się jednocześnie z moim.
Po raz kolejny otworzyłam oczy. Zobaczyłam swoją kuchnię i zapalone w niej światło. Gregor leżał na mnie całym ciałem i zwijał się z bólu. Przy drzwiach stała oparta o framugę mama z siostrą.
- Gregorku nic ci nie jest? – zapytała troskliwie Sandra i podbiegła do męża, pomagając mu wstać.
- Mogę się dowiedzieć, czemu śpisz w kuchni i torujesz całe wejście? Gregor szedł do kuchni, nie zapalając wcześniej światła i oto co go spotkało – powiedziała surowym tonem – Od jutra śpisz w dawnym pokoju Sandry.

2 komentarze:

  1. Nie, no super sen. ; D
    Padłam ze śmiechu, jak to przeczytałam.
    Czytałaś już nowy rozdział u mnie.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie, ale zaraz nadrobię zaległości ;)

      Usuń