Bardzo przejęłam się tym telefonem od Madzi, znałam ją już dość długo i
dzięki temu wiedziałam doskonale, że sytuacja musi być poważna. Skoro
faktycznie sprawa ta nie mogła zaczekać, dlaczego nie powiedziała mi dokładnie
przez telefon, o co chodzi? To było dość dziwne jak na nią.
Z trochę wystraszoną miną, schowałam telefon z powrotem do torebki, nie
próbując nawet do niej oddzwonić. I tak wiedziałam, że nie odbierze w tej
chwili. Zadzwoni sama, jak będzie chciała, przekazać mi więcej informacji.
Starając się zachować pozory, że nic się takiego nie stało, przykleiłam
sobie uśmiech do twarzy i ruszyłam dziarsko do przodu z podniesioną głową.
Niebawem znalazłam się wśród innych gości, cierpliwie czekając na te autokary,
które zamówił nasz idealny Gregorek.
— Fanka Rammsteina! – znów ktoś krzyknął, a otaczający go inni
skoczkowie, zaczęli zanosić się śmiechem.
Trochę poirytowana oraz podminowana przez Madzię, odwróciłam się
gwałtownie na pięcie, zaczynając bacznie obserwować tę grupkę, która raczyła na
mnie gorliwie nawoływać.
Tak jak myślałam, to byli Niemcy, w końcu Rammstein, to zespół z ich
kraju. Jestem gotowa nawet zaryzykować stwierdzenie, że najpopularniejszy, a
także najczęściej słuchany w tamtych stronach.
— Tak, może jakieś jest w tym ziarenko prawdy – powiedziałam po niemiecku
i postanowiłam do nich podejść. – Wiktoria Maliniak, siostra panny młodej —
przedstawiłam się, podając im łapkę na przywitanie.
— Andreas Wellinger – przedstawił się z zadziornym uśmiechem na twarzy
ten, co na mnie nawoływał.
Wysoki blondyn z iskierkami w oczach i twarzą młodego chłopczyka. Na bank
był młodszy ode mnie, ale i tak niczego sobie.
— Richard Freitag. – Następny w kolejce okazał się być przesympatyczny
brunet, starszy od swojego poprzednika. Nie okazał się może jakiś mega
przystojny jak dla mnie, ale miał w swojej twarzy coś, co sprawiało, że miałam
szczerą ochotę poznać go trochę lepiej.
— Wiesz może co z tymi autokarami? – zagadnął Wellinger, z rękami
schowanymi w kieszeniach spodni od garnituru i podśpiewując sobie co chwilę
jakąś nieznaną mi melodię. Miałam wrażenie, że coś go teraz niezwykle
nurtowało, raczej nie chodziło o spóźniające się autokary, które miały nas
zawieść na to niechciane przeze mnie, głupie wesele.
— Sandra jeszcze długo przed ślubem, zapewniała moją osobę, że jej
najdroższy w świecie Gregorek, nigdy nas nie zawiedzie, autokary załatwiał on –
powiedziałam, starając się nie pokazywać swoim tonem głosu, jaki naprawdę mam
stosunek do Schlierenzauera.
Chyba mi jednak to nie wyszło:
— Nie lubisz Gregora. – Bardziej przypominało to stwierdzenie niż pytanie
z ust Freitaga. Ja biedna, mogłam tylko od niechcenia pomachać głową. – Na to
wesele chyba też nie mam za bardzo ochoty – dodał, bacznie mnie obserwując.
Odniosłam wrażenie, że chce w jakiś sposób pomóc mi w mojej niedoli. Sama nie
wiem czemu sobie to ubzdurałam. Chyba faktycznie byłam zmęczona.
— Ostatnio miałam naprawdę ciężkie dni – odpowiedziałam. – A jeszcze ten
ślub i wesele, przygotowania – pomachałam z rezygnacją głową, czułam, że zaraz
się załamię na ich oczach. – Jak dla mnie trochę się z tym pospieszyli –
dokończyłam, a oni pomachali ze zrozumieniem głowami.
Kończąc ostatnie zdanie, usłyszałam dźwięk klaksonu. Wystraszyłam się na
tyle, że podskoczyłam jak oparzona, a moje serca zaczęło niebezpiecznie szybko
bić. W pewnej chwili miałam wrażenie, że przewrócę się na tych obcasach, po
czym polecę jak długa na Wellingera. Ten też tak myślał i był już przygotowany
do tego, aby mnie złapać. Na szczęście ustałam jakoś na tych wysokich szpilach.
— Rety, spokojnie – uspokajał mnie Freitag. – To tylko te autokary. – Z
jego twarzy ani na chwilę nie znikał uśmiech. – Chodź Wiktoria – powiedział, a
po chwili ruszył w stronę pierwszego wozu.
— Zabiję tego kretyna! – krzyknęłam, mając na myśli Gregorka. – To na
pewno był jego pomysł z tymi durnymi klaksonami! Jak umrę przez niego na zawał,
to się wtedy kurczak będzie cieszył! – Złość we mnie wzbierała z każdym słowem.
— Masz rację, to kretyn – krzyknął ktoś z tyłu i wszyscy zaczęli się
śmiać. Dopiero w ostatniej chwili zauważyłam, że był to Peter Prevc. No tak,
Słoweńcy nie lubią się z Austriakami.
Tylko Gregorek myśli, że wszyscy są jego przyjaciółmi, a przy tym
wiernymi wielbicielami.
Nagle z jednego autokaru wyskoczył jakiś elegancik w garniturku i
przylizanych włosach na żel, z gustownie kręcącym się wąsem na twarzy oraz w
białych, jedwabnych rękawiczkach, jak również białą różą w kieszeni garniaka.
Stanął na baczność naprzeciwko nas i zaczął gadać łamaną angielszczyzną.
— Witam państwa, do każdego autokaru mogą wejść trzy drużyny skoczków –
zakomunikował. – Zraz zostaniecie państwo przydzieleni do pojazdów, według
wskazać pana Schlierenzauera – mówił z wyczuwalną manierą w głosie.
No tak, Gregor będzie decydował o tym, z kim ja mam jechać przeszło
godzinę czasu, bo tyle zajmował dojazd do tego pałacyku. Niedoczekanie jego!
Wejdę tam, gdzie mi się będzie podobało!
— Rodzina państwa młodych pojedzie osobnym, luksusowym autokarem ze
specjalnym oznaczeniem – poinformował.
Kurna jeszcze chwila, a Gregor sprawi, że poczuję się jakoś wyjątkowo,
„specjalne oznaczenie”. Czy to znowu jakaś aluzja do mnie? A co jeśli za bardzo
się doszukuję? Może by zawrzeć jakiś rozejm? W końcu już jesteśmy rodziną; wzdrygnęłam
się. Cóż za niefart. No to może jednak z rozejmu nici. A miałam maleńki
przebłysk na lepsze relację ze… ze szwagrem?
— Proszę, do tego autokaru zapraszam Austriaków, Niemców i Norwegów –
wskazał paluszkiem odzianym w drogą rękawiczkę, co chwile zerkając na listę
jaką miał przed nosem, chyba tam były rozporządzenia napisane przez
Schlieriego.
W dupie mam „specjalne oznaczenie” – jadę z Austriakami, Niemcami i
Norwegami. Niczym pantera przemknęłam przez tłum zdezorientowanych skoczków
oraz ich trenerów, a potem wepchnęłam się między Ryśka i Welliego, którzy
właśnie wsiadali do autokaru. Prawie na czworakach wbiłam się pod jedno z
siedzeń, następnie czekając, aż ruszymy. Kiedy tak się stało, wyszłam cicho
niczym myszka, a następnie przycupnęłam na najbliższym siedzeniu.
Autokar był ogromny i luksusowy. Skurzane kanapy, telewizja, drogie
oświetlenie, automat z kawą… lodówka – ful wypas normalnie. Gregorek się
postarał.
Gdy pojazd zaczął wypełniać się ludźmi, w końcu mnie przyuważono. Takie
tam z zaskoczenia.
— Co ty tu robisz? – zapytał z rozbawieniem na twarzy Wellinger, po czym
przycupnął obok mnie.
— Jak zawsze na złość Gregorowi – podobnym tonem dodał swoje pięć groszy
Thomas Morgenstern i usiadł obok mnie na kanapie z drugiej strony.
— Łamacz utartych schematów – zaśmiał się Richard.
— Ta, tych ustalonych przez Schlierenzauera – znów odezwał się Thomas.
— Hej, a gdzie ja mam niby
usiąść? – zaczął narzekać Rysiek, widząc, że nie ma już miejsca obok mojej
osoby.
— Stary, chodź tutaj – zawołał z końca autokaru Stjernen.
Rysiu lubił spędzać czas w towarzystwie Norwegów, podobno uchodzili za
niezłych jajcarzy. Wszyscy skoczkowie ich lubili. W sumie jak na pierwsze
wrażenie, to wyglądali całkiem sympatycznie.
Freitag dość entuzjastycznie przyjął pomysł norweskiego kolegi i poszedł
tam do nich, a ja zostałam póki co z Morgim oraz Wellim.
Już niebawem wszyscy
obecni w autokarze zaczęli poić się kawą, a mieli po niej taką fazę, jakby już
byli nachlani. Całkowicie nie rozumiałam tego dziwacznego mechanizmu. Wszyscy
krzyczą, biegają, śmieją się jak wariaci… czy wsiadanie z nimi do pojazdu było
na pewno dobrym pomysłem? Chociaż w sumie fajnie mi się z nimi wszystkimi
rozmawiało. Wyluzowani są i to jeszcze przed weselem. Oj będzie się działo w
tym pałacyku, oj będzie!
Nagle całe moje zmęczenie odeszło w siną dal. Miałam ochotę się trochę
pobawić. Sympatycznie z nimi będzie na weselu. Dyskutując ze skoczkami,
słuchając żartów Norwegów, całkowicie zapomniałam o całym swoim wcześniejszym
stresie oraz rozgoryczeniu. Nie myślałam także o Madzi, która raczyła po
półgodzinie jazdy, przypomnieć mi, że istnieje.
Autokar powtórnie wypełniła piosenka Rammsteina „Morgenstern”, którą
standardowo miałam ustawioną, gdy ktoś do mnie dzwonił, rzecz jasna wszyscy znów
zaczęli ją śpiewać i pokazywać na Thomasa, a ten tylko się śmiał się razem z
resztą. Swoją drogą miał bardzo miły, a przy tym zaraźliwy śmiech.
— Thomas, ty nasza
jutrzenko, gwiazdo poranna! – zaczął się śmiać Kofler, a w zamian za to dostał
poduszką w łeb od Thomasa, który też nie przestawał się śmiać.
— Co tam Madzieńko? – zaszczebiotałam do słuchawki, gdy w końcu pozwolono
mi odebrać ten cholerny telefon.
— Musimy pogadać – znów jej ton nie należał do najweselszych.
— Oj, nie teraz – zbyłam
ją, będąc zła, że przerywa nam świetną zabawę i chce mi zepsuć, całkiem
optymistycznie zapowiadające się wesele kolejną przytłaczającą informacją. –
Powiedziałaś mi, że mam cztery dni na powrót do Polski – przypomniałam.
— No tak, ale ja chciałam
ci wyjaśnić – powiedziała zaskoczona, że całkowicie mnie to nie interesuje.
— Przyjadę do redakcji, to mi wszystko powiesz, teraz są ważniejsze
rzeczy – powiedziałam pewnym głosem.
— Na przykład jakie? – prychnęła z oburzeniem, łatwo ją można
zdenerwować, jeśli coś szło nie po jej myśli, na szczęście nauczyłam się to
ignorować. Później zawsze wszystko było w porządku i znów się godziłyśmy.
Prawdziwej przyjaźni jednak nie można złamać.
— Wiesz, że mam niedaleko
siebie Ryśka Freitaga? – zaczęłam swoją taktykę i popatrzyłam porozumiewawczo
na Niemca. Ten spojrzał na mnie z rosnącym zaciekawieniem i czekał na dalsze
słowa. Miałam szczerą nadzieję, że pomoże mi pokonać focha Madzi, a przy okazji
zrobi przyjemność innej osobie, nic na tym nie tracąc.
— Na serio?! – Madzia wyraźnie się ożywiła, myślałam, że zaraz rozwali
telefon, przez który ze mną rozmawiała. – Jest taki przystojny jak w telewizji?
– Czułam, że zaraz dziewoja zbombarduje mnie pytaniami, odnośnie jej ukochanego
skoczka.
— Nawet lepiej – zaśmiałam się nerwowo i poprawiłam na kanapie. –
Poznałam się z nim, sympatyczny jest – kontynuowałam, znów bacznie obserwując
Ryśka, ten tylko cierpliwie czekał. – Chcesz z nim poszprechać? – po raz
kolejny się zaśmiałam.
— No co ty Wiki, mogę?! – Była coraz bardziej szczęśliwa.
Nie ma to jak sprawiać przyjemność najbliższym, pomyślałam zadowolona z
siebie w stu procentach.
— Pewnie, a w czym kłopot?
Już ci go daję do słuchawki – oznajmiłam, wstałam z kanapy i podeszłam do
Ryśka.
Zasłoniłam ręką głośniczek. Richard
Freitag właśnie coś mówił szeptem do Hilde, ale gdy zauważył, że się do nich
zbliżam, zamilkł od razu, popatrzył na mnie pytająco, ale cały czas był w
wyśmienitym humorze.
— Coś się stało? – zapytał, przyglądając się mi.
— Mam prośbę – szepnęłam. – Pogadałbyś chwilę przez komórkę z moją
najlepszą przyjaciółką z Polski? Ona bardzo cię lubi, chciałaby cię poznać –
uśmiechnęłam się do niego, a moje spojrzenie z radosnego, zmieniło się na
błagalne. – Umie po niemiecku – zaręczyłam za nią, robiąc znak przysięgi. –
Chwilkę – dodałam.
— Pewnie, nie ma problemu – uśmiechnął się życzliwie z iskierkami w
oczach, odezwał się do towarzyszy norweskich. – Wybaczcie, ale teraz będę
odbywał prywatną rozmowę – zaśmiał się.
— Jasne, jasne – zaczął Jacobsen – Trzeba dbać o swój wizerunek nawet
poza sezonem – powiedział i klepnął Freitaga po ramieniu.
Ten natomiast odebrał ode mnie komórkę, po chwili oddalił się na sam
koniec autokaru, gdzie obecnie nikt nie przebywał, więc rozmawiać z Madzią,
wypytywać ją o różne rzeczy. Sam też z chęcią odpowiadał na pytania mojej
przyjaciółki z redakcji. Chyba im się przyjemnie gawędziło, bo nie sądzę, aby
Rysiu uśmiechał się, zadowolony dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Dumna z siebie chciałam wrócić na miejsce, ale „coś” wczepiło mi się we
włosy, kiedy szłam. Na skutego tego wzdrygnęłam się. Niezwykle łatwo było mnie
przestraszyć, jak już pewnie większość zauważyła. Z ciekawością wyciągnęłam
papierowy samolocik z włosów, następnie odczytując w myślach to, co było na nim
napisane:
„Stjernen ma od dziecka lęk wysokości, a jest skoczkiem narciarskim,
Hilde z tymi długimi kłakami na głowie wygląda jak kobieta – trzymaj się lepiej
od nich z daleka, są dziwni, faceci samo zuooo – Podpisano Bardal”.
Przeczytałam to,
wybuchając po sekundzie niekontrolowanym śmiechem. Norwedzy są szaleni!
Popatrzyłam na nich, a Bardal pomachał mi z uśmiechem na twarzy. Hilde
wściekły, natychmiast wstał ze skórzanej kanapy, podszedł do mnie i brutalnie
wyrwał mi z rąk rozłożony samolocik.
— Przeczytałaś to? – popatrzył na mnie ze strachem w oczach, a ja mu
tylko pomachałam głową twierdząco. Tom się załamał. – Bardal ty idioto, nudzi
ci się? – popatrzył oskarżycielsko na kumpla. Myślałam, że zaraz mu przywali z
pięści. – To co on napisał, to jest nieprawda! – zwrócił się do mnie.
— Niech Wiktoria sama
oceni – odezwał się Bardal, a gdy to powiedział, zaczął się zanosić śmiechem. –
Ona prawdę ci powie – dodał.
Nie chcąc być narażona na
przymus oceny wyglądu Toma Hilde, oddaliłam się od miejsca zdarzenia, z
powrotem siadając na kanapie. W pobliżu mnie nie było już ani Thomasa, ani
Welliego. Austriak w danej chwili znajdował się przy automacie z pyszną kawą, a
Andreas rozmawiał z Karlem Geigerem.
Zauważyłam jak w moją
stronę, cały w skowronkach, zmierza Richard Freitag, usiadł obok mnie.
— Zabawna ta twoja koleżanka – stwierdził. – Fajnie się z nią rozmawia.
Jest możliwość, abym kiedyś poznał ją osobiście? – spytał.
— Myślę, że tak. Nic nie jest wykluczone – uśmiechnęłam się podstępnie, jak
również odebrałam z jego ręki moją komórkę.
Zauważyłam, że mam jedną wiadomość nieprzeczytaną od mojej kuzynki
Dominiki:
„Hej Wiki, możesz przeprosić moich rodziców, że nie ma mnie w tym
autokarze dla rodziny? Nie chcę, aby się martwili. Powiedz im, że siedzę obok
Krzysia Miętusa – on jest taki fajny ;* Jest zaje—fajnie z nimi wszystkimi. Z
góry dzięki papa. Są jeszcze Czesi i Słoweńcy. Kocham Cię ”
Zaśmiałam się pod nosem po przeczytaniu tej wiadomości i natychmiast
wzięłam się za odpisywanie kuzyneczce:
„Sorry, ale mnie też nie ma w odpowiednim autokarze. Jestem z
Austriakami, Niemcami i Norwegami – też jest tutaj zajebiście, papa. Do
zobaczenia na miejscu ;D”
Minęła zaledwie chwila, a już otrzymałam wiadomość zwrotną od blondyny:
„No co Ty, serio?! Hahahaha :D
Chyba nie będą się na nas za bardzo gniewać? W końcu nic takiego się nie dzieje
;)”
Odpowiedziałam tylko:
„Nie wiem ;D”
Ach Wiki cud miód i malina :D
OdpowiedzUsuń<3333
Niby w którym miejscu? xD To jest straszneee. Ale obiecuję, że od 9 notki będzie fajna akcja - rozpoczynamy akcje pt: "Gregorek nam dziwaczeje" :P
Usuńdla mnie zajebiste :)
UsuńJeśli oczywiście moje wyobrażenia da się jakoś należycie napisać, bo często bywa tak, że nawet jak ma się fajny pomysł, a nie umie opisać, to i tak jest do dupy ;(
UsuńAch i od razu nawiązuje do mojej historyjki :D
UsuńNieeee xD Ty zawsze wszystko musisz źle odebrać :P Ja mówiłam o sobie ! :D
UsuńZapraszam na nowy 8 rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://skijupingforever.blog.pl/
Wybacz ale przeczytam póżniej bo się trochę śpiesze.