niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 3

Szczerze? Gdybym wiedziała, że rodzinka będzie się tak burzyć z powodu, że jechałam sobie pod pałac z Austriakami, Norwegami i Niemcami, zamiast z nimi, to nie wsiadałabym do tego głupiego autokaru. Już zaraz po wysiadce matka podbiegła, z zamiarem nawrzeszczenia na mnie, jakby nie wiadomo co się stało. Halo, ja mam dwadzieścia jeden lat… no dobra, może te dwadzieścia jeden skończę pod koniec maja, ale to i tak nie zmienia faktu, że od prawie trzech lat jestem pełnoletnia, pracuję, więc mam pełne prawo o sobie decydować. A fakt, że nie stać mnie jeszcze na własne lokum, to już inna sprawa. Nieważne.
— Wiktorio, proszę mi wyjaśnić, dlaczego nie zastosowałaś się do tego, jak nas podzielił Gregor? – powiedziała zła i skrzyżowała ręce na piersi, czekając cierpliwie na moją odpowiedź. Wzrok miała taki, że jakby potrafił zabijać, już można by mi urządzać pogrzeb. Ciekawe, czy ktoś by przyszedł?
W ogóle nie przejmując się słowami matki, bez słowa wyminęłam ją, aby udać się na poszukiwania Dominiki, uprzednio poprawiając sobie torebkę na ramieniu. Strasznie mnie ta torebka wkurzała, cały czas mi spadała i nie byłam w stanie uregulować jej paska! Ubrałam ją tylko dlatego że mi pasowała do sukienki!
— Pytałam dlaczego? – powtórzyła się i stanowczo położyła rękę na moim ramieniu, tak, aby nie przyszło mi na myśl, uciec jeszcze dalej. – Będzie mu przykro – dodała z posępną miną.
Ja tylko prychnęłam pod nosem z rozbawienia.
— Nie lubię go po prostu – wzruszyłam ramionami, zrzucając w ten sposób z prawego ramienia dłoń mojej mamy.
— Jak możesz tak mówić? – oburzyła się. – Przecież to ślubny naszej kochanej, małej Sandruni – przypomniała.
— Jak mamusię to tak dziwi, niech się mamusia spyta swojego kochanego Gregorka, co on o mnie myśli – podsunęłam. – Sądzę, że odpowiedź w tym wypadku będzie podobna – stwierdziłam, nie mając już ochoty na dalsze rozmowy z mamą. Ja to bym się teraz napiła drinka!
— W autokarze dla rodziny było czerwone wino – powiedziała sama nie wiem dlaczego. Może aby wzbudzić we mnie jakieś poczucie winy, że przez swój wybór nie załapałam się na wino dla rodzinki, o którym pomyślał cudowny Schlieri?
— To naprawdę świetnie, że w ten sposób Gregor chciał nam pokazać jak bardzo nas szanuje, i jak o nas pamięta – powiedziałam ironicznie. – Problem tylko w tym, że w autokarze, jakim jechali Niemcy, Austriacy i Norwedzy też było wino – uśmiechnęłam się pobłażliwie i kiwnęłam głową. Moją mamę zatkało. – Skoro to wszystko, to ja pójdę po Felę (czyt. Dominikę)
— Poczekaj… — powiedziała już ciszej.
— Coś się stało? – zapytałam, odwracając się w jej stronę, teraz to ja skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na ciąg dalszy wypowiedzi mojej mamy.
— Przez to, że nie jechałaś z nami, nie zdążyłaś się przywitać z Darią – poinformowała. – Tak dawno żeście się nie widziały, przecież tam w Polsce  w ogóle do siebie nie przyjeżdżałyście. Daria mówiła, że stęskniła się za tobą – uśmiechnęła się mama.
W jednej chwili mi także przeszedł nastrój na strojenie fochów i rozchmurzyłam się natychmiast. Daria jest na weselu, czyli jednak jej rodzice na chwilę obecną nie chcą wyjeżdżać z kraju! To świetnie!
— Gdzie jest teraz Daria? – spytałam.
— Poszła szukać Dominiki – oznajmiła.
Nie czekając na dalsze „instrukcje” od rodzicielki i nie zastanawiając się, czy może ma mi coś jeszcze do zakomunikowania, popędziłam prosto przed siebie, mając w głębokim poważaniu, że jak będę tak biegła, to się mogę wypierdzielić na ten beton, a co za tym idzie, rozwalić kolano, dodatkowo wybijając zęby. Ten pałac był w cholerę duży, więc jeśli mam go okrążyć, bo Daria z Dominiką są gdzieś z tyłu, to trochę mi zejdzie, ale co tam.
— Gdzie tak pędzisz? – usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Dominikę, a obok niej dawno niewidzianą przeze mnie Darię. Ucieszyłam się, jakby mi ktoś dał prezent na urodziny!
— Daria, jak ja cię dawno nie widziałam! – krzyknęłam i podeszłam do uśmiechniętych od ucha do ucha dziewczyn. – Nie wyjeżdżasz z Polski?
Dziewczyna pomachała przecząco głową, a potem przywitała się ze mną serdecznie.
— Nie i nigdy raczej nie będę – poinformowała. – Totalny niewypał z tą przeprowadzką – dodała.
— Co się stało? – zapytała Dominika, patrząc pytająco na Darię.
— A weź – prychnęła – Szkoda gadać. Najważniejsze, że jestem tu z wami – ucieszyła się.
— A no – pisnęła ucieszona Dominika, po czym bez opamiętania rzuciła się Darii na szyję. Nie chciała jej za nic puścić ze swoich objęć.
— No okej, ale bez takich czułości – skarciła ją Daria. – Ludzie się gapią! – skrzywiła się, zrzucając z siebie blondynkę.
— Na przykład mój Krzysiu! – znów zaczęła się cieszyć jak dziecko. Daria miała tylko na twarzy wypisane – WTF, a potem spojrzała na mnie z miną w stylu „ona coś ćpała?”. Postanowiłam Darii odpowiedzieć na to nieme pytanie.
— Nie, nie ćpała – zaprzeczyłam. – No chyba, że ludzie też mogą zostać uznani za narkotyk, ale to już temat do poważnej dyskusji na długie godziny – dodałam, wzruszając ramionami.
— Kim jest Krzysiu? – zapytała, żeby być w temacie.
— A to jest taki nasz polski skoczek narciarski – powiedziałam, a Daria tylko pokiwała głową ze zrozumieniem.
— Chodzi o Miętusa? – zapytała, żeby się upewnić.
— Taaa – potwierdziłam. – Dominika wpadła po uszy – zapewniłam.
— Krzysiu! Cześć! Tu jestem! – zaczęła krzyczeć Dominika na całe gardło i machać ręka jak oszalała.
Wraz z Darią całkowicie wryte w ziemię, zszokowane, popatrzyłyśmy przed siebie, dzięki czemu ujrzałyśmy nieopodal Krzysia, do którego tak usilnie machała i krzyczała nasza Fela. Krzysiu cały czas miał uśmiech na twarzy, a nawet z werwą odmachał naszej kochanej blondynce.
— Widziałyście dziewoje? – Demi zrobiła wielkie oczy. – Odmachał mi! Lubi mnie – ucieszyła się.
— Ta, na pewno – odpowiedziałam pobłażliwie, spoglądając jednocześnie na nic nie mówiącą Darię.
— Ja jej nie znam – pomachała rękami w geście protestu, a następnie oddaliła się od Dominiki na parę kroków – Wiki, idziesz ze mną? – spytała.
— Mogę iść – odpowiedziałam twierdząco, bez wyrzutów sumienia zostawiając Dominikę sam na sam z jej ukochanym Krzysiem.

***

Ja i Daria połaziłyśmy jeszcze trochę niedaleko tego pałacu, wspominając stare czasy. W dzieciństwie widywałyśmy się znacznie częściej, ale od kiedy jej rodzice się przeprowadzili, już nie było tak ciekawie. Kontakt bezpośredni nagle nam się urwał, więc ratowały nas tylko rozmowy na facebooku. Nie trudno chyba zrozumieć, że niezwykle cieszyłam się na widok Darii i ona na mój chyba też, choć nigdy zbytnio nie okazywała emocji.
Przy okazji spaceru mówiłam szatynce między innymi o tym, jak nasza Sandra poznała Gregorka i w jaki misterny sposób go uwiodła. Myślałam, że dziewczyna wykituje ze śmiechu. Napomknęłam jej także o skoczkach, których zdążyłam poznać, a także dzieliłam się z kuzynką moim pierwszym wrażeniem.
— A polskich skoczków znasz? – zapytała, mając najwyraźniej po dziurki w nosie moich sprawozdań na temat Morgiego, Welliego oraz Richarda.
— Nie za bardzo, nie rozmawiałam jeszcze z żadnym – oznajmiłam, po raz setny poprawiając ze złością tę cholerną torebkę.
— Nawet Maćka?
— Nawet Maćka – potwierdziłam ruchem głowy. – Co ładny, nie? – zagadnęłam z uśmiechem na twarzy.
— No nawet – potwierdziła, nie mogąc powstrzymać nerwowego śmiechu.
— Na weselu będzie tańczył każdy z każdym, a jak jeszcze będą procenty, to już w ogóle. Mówię ci Daria, głowa do góry. Poznacie się.
— A on jest sam?
— Sam – przytaknęłam, znów poprawiając torebkę. Zaraz ją normalnie rozszarpię i rozdeptam! – Znaczy się, chyba jest sam, tak mówią media – poprawiłam się. – Ja osobiście z nim nie rozmawiałam.
— Nasza Dominika od dawna za tym Krzysiem lata? – spytała.
— Coś ty! – prychnęłam. – Znają się może z dwie godziny. Wiesz, że Dominika łatwo się zakochuje – machnęłam ręką. – Za jakiś czas będzie pewnie następny facet, który stanie się miłością jej życia – stwierdziłam.
— Niekoniecznie – zaprzeczyła Daria. – Może w końcu wydoroślała, więc się ustatkuje – rzuciła.
Po zaledwie chwili żadna z nas nie mogła opanować śmiechu, w skutek czego zaczęły nas boleć brzuchy.
— Wierzysz w to? – zapytałam, mając dalej uśmiech na twarzy.
— Może faktycznie przesadziłam – przyznała, drapiąc się po głowie.
— A ty, jak tam, z facetami? – zagadnęłam, chcąc zmienić temat.
— Nijak – skrzywiła się. – Wręcz do dupy.
— Nie mów, że tak źle – nie dowierzałam. – Może na weselu Sandry kogoś fajnego poznasz – popatrzyłam na nią porozumiewawczo. – Poznam cię z Maćkiem Kotem! – ożywiłam się i aż przystanęłam, aby móc na nowo zebrać myśli, jakie kołatały się w mojej głowie.
— Brawo geniuszu, ale przecież ty sama go nie znasz – zadrwiła ze mnie. – A tak w ogóle to, kiedy to wesele się zaczyta?
— Jakoś tak o godzinie osiemnastej goście mają już zostać wprowadzeni na salę – powiedziałam spokojnie, a następnie popatrzyłam w górę, aby słońce oświetliło mi twarz. – Ładnie dziś, nie?
Daria w tym samym czasie, trochę zdenerwowana, zdjęła szybko swoją torebkę z ramienia i wyjęła z niej nowy telefon komórkowy. Przez chwilę patrzyła na niego przymrużonymi oczyma, najprawdopodobniej z powodu zbyt mocno świecącego słońca, a później powiedziała do mnie tonem nad wyraz spokojnym oraz opanowanym.
— Wiktorio Paulino jest godzina osiemnasta piętnaście, a swoją drogą to trochę zaskakujące,  że w kwietniu o tej porze tak mocno świeci słońce, co nie? Ta Austria jest jakaś dziwna – stwierdziła i zaczęła się rozglądać na około – Jasno niczym w dzień, a jest już po osiemnastej – podkreśliła po raz kolejny.
Dopiero wtedy doszedł do mnie sens jej słów. Stwierdzenie, że się przeraziłam byłoby niedopowiedzeniem.
— Co ty chrzanisz?! – krzyknęłam – Jesteśmy spóźnione! – Po tych słowach zaczęłam biec drogą powrotną jak oszalała, a Daria ruszyła w ślad za mną, rozbawiona do granic możliwości, nie mogła przestać się śmiać.
— Wiki nie biegnij tak, bo się wyrąbiesz na tych szpilach – krzyknęła za mną, cały czas z uśmiechem na twarzy.
Faktycznie, to jest zabawne! Jestem spóźniona na wesele własnej siostry już z dobre piętnaście minut, a pewnie dobiegnięcie do pałacu, zajmie mi kolejne dziesięć. Do tego mam na sobie piętnastocentymetrowe szpile, w których naprawdę ciężko się chodzi, nie mówiąc już o bieganiu, a ścieżka, którą szłyśmy, okazała się być kamienistą. Gdyby tego było mało, towarzyszyła mi cały czas spadająca z ramienia torebka, którą w obecnej chwili miałam ochotę rzucić w cholerę za siebie. Mimo to pędzę niczym na złamanie karku jak jakaś nienormalna, nie przejmując się wcale zębami, kolanami czy łokciami.
Super!
— Wiki zwolnij! – krzyczała za mną Daria – Zabijesz się!
— Przynajmniej zrobię Gregorowi najcudowniejszy prezent w dniu ślubu! – odkrzyknęłam jej, patrząc się przez chwilę za siebie.
Nie wiem ile czasu biegłam, ale gdy ujrzałam ten pałac przed swoimi oczami, poczułam się, jakbym zbliżała się do bram raju. No dobra… może przesadziłam, ale miałam ochotę zacząć skakać ze szczęścia. Tak jak myślałam, spóźniłyśmy się i to grubo, na zewnątrz już nikogo nie było. W końcu znalazłam się we wnętrzu ogromnej budowli, za cholerę nie mając pojęcia, gdzie mam wówczas się udać.
— Ja się zaraz zabiję – powiedziałam płaczliwym tonem, zaczynając łazić w tą i z powrotem, cała w gorączce. W pobliżu nie znalazł się obecnie nikt, kto mógłby nam pomóc. Czując się całkowicie bezsilna, podeszłam do ściany i poczęłam osuwać się po niej plecami, aby w końcu usiąść na zimnej podłodze. Miałam ochotę przywalić sobie z całej siły tym durnym łbem, w ten twardy mur. Czując, jak pieką mnie stopy, natychmiast zdjęłam z nich moje wysokie szpilki.
– Super, zajebiście mnie otarły! – fuknęłam.
Potem odłożyłam buty obok siebie i schowałam twarz w dłoniach. W przeciągu najbliższej minuty usłyszałam głośne „łubudu” i już byłam pewna, że ktoś otworzył główne drzwi, bo to właśnie one otwierały się z takim jazgotem.
— Kurna, jak tu bogato! – usłyszałam zachwyt Darii – Ej Wiki, co robimy? – zapytała się mnie, siadając w pobliżu przy tej samej ścianie – Nie łam się, zaraz nam ktoś pomoże – pocieszała poklepując mnie po ramieniu. – Jesteś siostrą panny młodej, nie zaczną bez ciebie – obiecała.
Wzruszyłam ramionami, nic nie mówiąc. Byłam załamana, sfrustrowana i wściekła na swoją osobę.
Po około pięciu minutach, usłyszałam wyraźny stukot czyś butów, ten ktoś zatrzymał się tuż przede mną, cierpliwie czekając, aż zareaguję, a że ja cały czas miałam głowę skierowaną ku ziemi, to widziałam tylko jego eleganckie buty. Kiedy mężczyzna zauważył, że nie poruszyłam się nawet o milimetr, postanowił uklęknąć, łapiąc mnie w następnej chwili za ramię.
— Hej Wiki – usłyszałam jego miły, ciepły głos. – Czekamy na ciebie wszyscy. Sandra nie chciała zaczynać bez ciebie, martwi się, że nie dotarłaś – powiedział.
— Widzisz? Mówiłam, że jakoś to będzie – zaśmiała się Daria i w tempie ekspresowym powstała z podłogi.
Bardzo powoli podniosłam głowę, aby upewnić się, że to na pewno on był teraz niedaleko mnie. Mimo że znaliśmy się tak krótko, wiedziałam, że jego głos już na zawsze zapisał się w mojej pamięci. Nie myliłam się.
— Thomas, przepraszam – wyszeptałam, powoli wstałam z tej zimnej podłogi. – Sandra na pewno jest na mnie wścieła.
On również podniósł się z klęczek, a potem pomachał przecząco głową.
— Nie wściekła, tylko zmartwiona – zapewnił. – Chodź już, nic się takiego nie stało – uśmiechnął się.
Zaczęłam iść tuż obok Morgiego, ze skruchą wypisaną na twarzy, a Daria w tym momencie, dobra dusza, szła trochę z tyłu i niosła w jednej moje szpile oraz denerwującą torebkę.
— Masz chyba jakieś inne buty na płaskim, co nie? – zapytała się Daria, bacznie mi się przyglądając.
— Tak, mam – powiedziałam ze zwieszoną głową.
— Chyba plastry też się znajdą – kontynuowała. – Na pewno ci się przydadzą – stwierdziła.
— Pewnie cudowny Gregorek, pomyślał o wszystkim – powiedziałam cynicznie. – A Gregor jest bardzo wściekły? – zapytałam Thomasa.
— Wy się chyba nienawidzicie, prawda? Zawsze się na siebie wściekacie? – popatrzył na mnie pytająco.
Pokręciłam twierdząco głową.
— No to jest wściekły – powiedział takim tonem, jakby mówił o pogodzie.
— To, to ja wiem, ale się pytam czy bardzo.
— Ciężko wyczuć, nic nie mówił od czasu, kiedy znalazł się tutaj, a minę też ma wyjątkowo trudną do rozszyfrowania.
— Czyli jestem udupiona! – krzyknęłam na cały hol, a Morgi tylko prychnął z rozbawieniem.
— Postaram się stanąć w twojej obronie, jakby coś było nie tak, także myślę, iż przeżyjesz – powiedział z uśmiechem, przystanął na chwilę. – No, to tutaj jest wesele.  Wskazał ręką na drzwi przed nami. – Wchodzisz, czy mam powiedzieć Sandrze, że cię znalazłem, ale nie chcesz oglądać Gregora?

4 komentarze:

  1. Boskie jak zawsze Wiki ;D
    Nadal czeeekam na neew new new :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie męcz mnie za bardzo ;_; Ja muszę ponadrabiać zaległości w szkole ;p

      Usuń