środa, 8 maja 2013

Rozdział 6


Było już gdzieś tak po godzinie dziewiętnastej, gdy ujrzałam przed sobą moją przyjaciółkę Magdalenę. Nie kryję, że byłam niezwykle zdziwiona faktem, iż ten głupek postanowił specjalnie tu przyjechać. Zapewne moja mina była wtedy bardziej przerażająca niż twarz stracha na wróble w polu. Pominę fakt, że przez dłuższy czas dziewczyna nie chciała mi powiedzieć po co właściwie tutaj przybyła i dlaczego było jej tak śpieszno do spotkania z moją zacną osobą. Niby na początku się śmiała i żartowała, ale potem nagle zrobiła się jakaś taka smutna i małomówna. Ta to ma dopiero zmiany nastrojów, mogłaby z Dominiką ruszyć w konkury w tejże kategorii. Chcąc się w końcu czegoś dowiedzieć, bo jej zachowanie pod tytułem „nic się nie stało, bez potrzeby poleciałam sobie do innego kraju”, zaczęło mnie już mocno irytować, wzięłam sobie za cel przyciśnięcie jej do muru. Grzecznie przeprosiłam wszystkich tych, którzy akurat zebrali się dookoła mnie i wyszarpałam dosłownie Magdę z tłumu „skocznej śmietanki”, a następnie zaciągnęłam ją do mojego tymczasowego lokum.
- Fajnie tu masz – powiedziała z uśmiechem na ustach, wkraczając do pomieszczenia. – Gregor się postarał – powiedziała.
Jako że wiadomo, iż moja osoba nietolerowana wyżej wymienionego osobnika, posłałam Magdzie mordercze spojrzenie i samym wzrokiem kazałam jej się zamknąć w tym temacie. Już dość nagadałyśmy się dziś o nim przez komórkę z samego rana, wystarczy. Jak dla mnie, to było go nawet odrobinę za dużo.
- Nie udawaj, że przyjechałaś od tak sobie – powiedziałam ostro i popchnęłam ją w stronę łóżka. – Siadaj i masz mi w tej chwili wyjaśnić, o co ci biega. – Usiadłam obok niej i skrzyżowałam ręce na piersi. – Słucham.
- Ale co słuchasz? – popatrzyła na mnie dość przymulonym wzrokiem, jakby się dopiero co obudziła.
- Nie wkurzaj mnie – warknęłam, bo miałam dość tych dziwnych gierek. – Ty już dobrze wiesz, czego ja z chęcią posłucham.
Dalej patrzyła się na mnie dziwacznie i nie wypowiedziała nic istotnego.
- Wpierw dzwonisz do mnie i gadasz, że masz pilną sprawę, krzyczysz, że mam być za cztery dni w redakcji. Potem dzwonisz kolejny raz, żeby mi o tym przypomnieć. Następnie dzwonisz jak gdyby nigdy nic i mówisz, że to nieaktualne. Na sam koniec, żeby było ciekawie znowu masz coś ważnego do powiedzenia! A teraz? Nic nie chcesz powiedzieć – załamałam się.
- A oto chodzi – pomachała głową ze zrozumieniem, jednak dalej wydawała się przebywać w innej rzeczywistości.
- Tak, właśnie o to! – krzyknęłam ze zniecierpliwienia. – Weź ty w końcu zacznij ogarniać co ja do ciebie mówię, bo wydajesz się jakaś nieobecna – skarciłam. – Brałaś coś? – spytałam całkiem poważnie.
Madzia po usłyszeniu tych słów, odwróciła głowę w przeciwną stronę, aby nie spojrzeć mi w oczy. Jej wszystkie mięśnie napięły się , przez co już wtedy zorientowałam się, iż jest niezwykle zdenerwowana. Zaczęła trząść się, jakby z zimna i ściskać w rękach pościel z mojego łóżka. Byłam pewna, że zaraz wybuchnie płaczem. Nie myliłam się.
- Nie nic nie brałam – wyszeptała i w końcu spojrzała mi w twarz.
- Madzia co się stało? – wystraszyłam się i niemal natychmiast ją przytuliłam. - Coś złego dzieje się w redakcji? – spytałam, nie przestając jej przytulać. – Spokojnie Madzia, na pewno damy radę – zapewniłam, mimo że nie wiedziałam zupełnie o co może chodzić.
- Tak – potwierdziła. – To coś z redakcją – poinformowała i po tych słowach, zaczęła jeszcze głośniej szlochać. Istna histeria.
- Co się stało? – ponowiłam pytanie, już bardziej spokojnym i stonowanym tonem. – Mów mi zaraz.
Po tych słowach Madzia wyrwała się z moich objęć i wstała z łóżka, z zamiarem wyciągnięcia czegoś z torebki, gdy już to zrobiła, moim oczom ukazała się biała, szczelnie zamknięta koperta.
- Co jest w środku? – spytałam zaciekawiona i zaskoczona jednocześnie, iż ta koperta mogła być powodem, aż takiej wielkiej histerii. – To przez tę kopertę? – zapytałam.
Madzia nic nie odpowiedziała, tylko siadła z powrotem na łóżku i podała mi kopertę do ręki, z tego co się domyśliłam, miałam teraz obowiązek ją otworzyć. W środku były… pieniądze? Nic nie rozumiem.
- Dziesięć tysięcy, nie musisz liczyć, to dla ciebie – usłyszałam głos przyjaciółki.
- Ale dlaczego? O co chodzi? – Skrzywiłam się.
- To są pieniądze jakie firma jest ci winna za zwolnienie – poinformowała. – Plus zaległa wypłata za niewynagrodzone artykuły i równa wartość przewidywanego zysku do czerwca. Nie tylko ciebie zwolnili, mnie też i pozostałych zresztą też – mówiła słabym głosem.
- Ale jak to? – niedowierzałam.
- Firma została zamknięta. Totalne bankructwo. Czyli krótko mówiąc od dnia dzisiejszego nie mamy pracy – powiedziała patrząc w sufit.
- Skoro bankructwo, to niby jakim cudem dostajemy po dziesięć tysięcy?! – zdenerwowałam się. – To nie jest normalne – zapewniłam, nie mogąc w dalszym ciągu opanować emocji.
- W przypadku zwolnienia z powodu zbyt niskich dochodów firmy, zwolniony pracownik ma prawo podać pracodawcę do sądu o odszkodowanie. A że dyrcio nie chce włóczyć się po sądach, to postanowił załatwić tę sprawę tylko między sobą i pracownikami – odpowiedziała. – Zresztą nie pytaj się mnie o jakieś prawne rzeczy ja się na tym nie znam! – wkurzyła się i cisnęła swoją torebką w ścianę. – Muszę na gwałt znaleźć jakieś źródło dochodu – załamała się. – Jestem kompletnie sama i muszę się jakoś utrzymać, mieszkanie opłacić! – Schowała twarz w dłonie i znów zaczęła płakać.
- Nie powinno być aż tak źle – Starałam się znaleźć jak najlepsze słowa w tej sytuacji. – Mamy te dziesięć tysięcy, teraz wystarczy tylko znaleźć pracę, zanim te dziesięć tysięcy się nam skończy – powiedziałam i zaczęłam wachlować się pustą, białą kopertą. Nie miałam siły na płacz.
- Łatwo ci powiedzieć – uniosła się. – Ty nawet jeśli tej pracy nie zdążysz znaleźć, to i tak będziesz miała dach nad głową. A ja? Wyląduje pod mostem! – dramatyzowała.
- Nie mów tak! – skarciłam ją. – Nigdy nie dam ci wylądować pod mostem – zagwarantowałam. – Jak trzeba będzie, to oddam ci swoje łóżko – obiecałam i popatrzyłam na nią z uśmiechem. – No już, głowa do góry!
- Myślisz, że znajdę nową robotę? – spytała, ocierając łzy.
- Myślę, że tak. Zresztą, ja też muszę sobie jakąś znaleźć – wzruszyłam ramionami. – Nie może być tak, że rodzice będą mnie niewiadomo ile utrzymywać. Co prawda mieszkam z nimi razem, ale nawet jedzenie sama sobie kupuję, także to jest wyłącznie mieszkanie wspólne.
Madzia pomachała tylko ze zrozumieniem głową.

***
Wróciłyśmy na zabawę w trochę lepszych humorach niż te, które miałyśmy w pokoju, ale i tak czułam się jakoś dziwnie. Krążyłam z Madzią w te i powrotem, bo nie mogłyśmy sobie znaleźć miejsca. Wszyscy znowu zaczęli szaleć, a ja z Magdą postanowiłyśmy rozejrzeć się po otoczeniu. Po raz kolejny zobaczyłam przybitą Dominikę, która z nikim nie chciała rozmawiać i cały czas patrzyła się na swoje buty. Biedactwo, jak jej można pomóc? Krzysiu miał już chyba dość właśnie takiego zachowania blondynki, bo jak do tej pory cały czas widziałam ich razem, to tak teraz w ogóle nie mogłam go wypatrzeć. Gregor i Sandra właśnie wstawali od stołu – chyba skończyli rozmawiać z moimi rodzicami odnośnie wspólnego mieszkania. Nie wiem dlaczego, ale coś mi się wydaje, że będę musiała oddać im pokój, bo w pokojach dla gości są tylko pojedyncze łóżka. Co za pech. Tylko się Gregorek pojawił i już mi życie utrudnia, ja nie wiem, jak ja z nim przeżyje codzienne widywanie się i jedzenie rodzinnych obiadków. On raczej nie wydawał się zmartwiony tym faktem, ponieważ gdy na mnie spojrzał, to się nawet uśmiechnął, co nie zmienia faktu, że był to raczej uśmiech triumfu nade mną. A jeśli nie, to wychodzi na to, że mam obsesje. Zwyczajny brak perspektyw i jakiegoś twórczego zajęcia.
- To jest ten cały Schlierenzauer? – zapytała się Magda, pokazując na niego niekulturalnie palcem, jak dziecko w przedszkolu. – Niezła z niego dupa – powiedziała i zaśmiała się.
- Magda, błagam, tylko ty mnie dziś nie załamuj! – poprosiłam i popatrzyłam na Gregora z niechęcią, a on tylko to odwzajemnił. Chyba zauważył, że się nim Madzia zainteresowała, bo natychmiast zaczął coś paplać do Sandry, a potem jął do nas podchodzić. Miałam ochotę się stamtąd oddalić w trybie jak najszybszym, ale nie mogłam, bo moja towarzyszka przytrzymała mnie za nadgarstek.
- Cześć dziewczyny – powiedział do nas szatyn i chyba po raz pierwszy odkąd się znamy, nie spojrzał na mnie jak na kosmitkę. To pewnie przez obecność Magdy.
Co jak co, ale Gregor stara się wśród ludzi, którzy go nie znają, zachować jak najlepsze pozory. Miły, uprzejmy, wygadany i te inne duperele. Miałam wrażenie, że tylko ja byłam świadoma jego prawdziwego oblicza.
- No hej – powiedziała z uśmiechem Magda i pociągnęła mnie za rękę, abym i ja coś odpowiedziała. Myślałam, że się zaraz wywrócę.
- Siema – odpowiedziałam, starając się, aby mój uśmiech nie wyglądał na sztuczny i wymuszony.
Mimo że tak bardzo się przyłożyłam, byłam pewna, że on wiedział jaka jest prawda. Nie wiem dlaczego i po cholerę nam taka umiejętność, ale mieliśmy z Gregorem takie coś, że potrafiliśmy odgadnąć myśli drugiego, patrząc mu w oczy. Właśnie dlatego nienawidziłam tego robić. On to wykorzystywał, cham jeden!
- Nie widziałem cię tu wcześniej – zwrócił się do Magdy i zaszczycił ją swoim zalotnym uśmiechem numer pięć. – Od kiedy jesteś?
- Dzisiaj przyjechałam – poinformowała i na pełnym luzie włożyła ręce do kieszeni swoich jeansów.
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale wyglądała, jakby dopiero co przyszła do pracy. Miała na sobie granatowe – przetarte w niektórych miejscach – jeansy (kochała je wręcz), sportowe adidasy, zwykłą białą koszulkę z długim rękawem, a na to założona luźna, całkowicie rozpięta, niebieska koszula w kratę, z rękawem trzy czwarte, z mnóstwem małych guziczków, rodem z farmy. Jakby tego było mało, na głowie nosiła cielisty kapelusz dziennikarski. Włosy miała związane w luźny kucyk, z którego celowo wypadało kilka niesfornych kosmyków. Na nadgarstkach obydwu dłoni, znajdowało się teraz parę rzemyków. Nie nosiła nigdy kolczyków ani innej biżuterii. Może i brzmi to trochę wieśniacko, ale Magda wyglądała naprawdę rewelacyjnie.
Jeśli kogoś by to interesowało, to z powodów, iż moja sukienka nadawała się już tylko do śmietnika, miałam teraz na sobie czarne buty na bardzo niskim obcasie, ciemnofioletową sukienkę przed kolano z małym dekoltem i do tego czarną kopertówkę. Wszelkie inne dodatki typu naszyjniki oraz kolczyki, także były w kolorze czerni, usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem, a oko potraktowałam fioletem – odrobinę jaśniejszym. Włosy miałam rozpuszczone, sięgały mi do połowy pleców i układały się w piękne fale. Byłam ciemną szatynką i już od dłuższego zastanawiałam się, czy nie przefarbować ich na jasny blond, gdyż sądziłam, że do moich niebiesko-szarych oczu bardziej pasowałby właśnie ten odcień.
- Wyglądacie rewelacyjnie! – pochwalił nas Gregor. – Jak się bawicie? – spytał i po kolei zmierzył Magdę i mnie wzrokiem.
- Jest świetnie! – odpowiedziała Magda. – Tak w ogóle to życzę wam szczęścia na nowej drodze życia – powiedziała.
- Bardzo dziękujemy, napijecie się czegoś? Może szampana albo wina? – zapytał i wydawało mi się przez ułamek sekundy, że puścił do Madzi oczko. Bezczelny! Dopiero co się ożenił i już zaczyna flirtować! Ja wiedziałam, że z nim coś jest nie tak.
- Ja poproszę wina – powiedziała z uśmiechem Madzia.
- Białe czy czerwone?
- Białe – odpowiedziała po krótkim zastanowieniu.
- Zaraz przyniosę – oznajmił, a po tych słowach przeniósł wzrok na mnie. – A dla szwagierki?
- Ja na razie dziękuję – powiedziałam uprzejmym tonem, bynajmniej na tyle uprzejmym, na ile potrafiłam. Wtem poczułam jak Magda zaczyna mi wbijać paznokcie w rękę, myślałam, że ją tam strzelę w twarz!
- Ależ nalegam – powiedział z uśmiechem na twarzy i porozumiewawczo – jak to my – zaczął wgapiać mi się w oczy.
W jednej chwili wiedziałam o co chodzi! Sandra cały czas bacznie go obserwowała i pilnowała, aby był dla mnie uprzejmy. Zaraz tą uprzejmością to mi w tyłek wejdzie! A Magda zachowywała się tak, jakby wszystko zaplanowała z Sandrą i pilnowała mnie, abym była milutka dla Gregorka! Nie ma to jak planować i jakieś intrygi uskuteczniać, aby nas pogodzić!
Po raz kolejny popatrzyłam szatanowi w oczka, a on tylko pomachał mi głową, nie dałam rady, aby nie prychnąć śmiechem, a Gregor zrobił to samo.
- To co dla szwagierki? – zapytał drugi raz z zabójczym uśmiechem na twarzy. – Wino? Szampan? A może życzysz sobie soczku? Drinka? Kawki? Herbatki? Dżin? Tequila? Cokolwiek? – zaczął wyliczać i myślałam, że jak czegoś zaraz mu nie odpowiem, to zacznie mnie błagać na kolanach. Zresztą paznokcie Magdy cały czas dawały o sobie znać, dyskretnie wbite w moją skórę. A ja nie chciałam, aby polała się krew.
- Macie tu plastry na wszelki wypadek? – zapytałam nagle i popatrzyłam na Gregora, on już wiedział, co ta Magda wyczynia.
- Znajdę coś dla ciebie, jeśli zajdzie taka potrzeba – powiedział życzliwie. – Nie ma sprawy.
- To ja poproszę szampana – odpowiedziałam w końcu i w jednej chwili poczułam niebywałą ulgę, gdy paznokcie Magdy przestały dotykać mojej dłoni.
- Za chwilę przyniosę to co trzeba pięknym paniom – powiedział szarmancko i pięknie się przed nami ukłonił. Gdy tylko się oddalił Magda krzyknęła na mnie, jak jakaś nienormalna.
- Jak ty chcesz się z nim pogodzić, jeśli dalej będziesz się zachowywać jak gbur?! Podobno to on od początku jest ten chamski, a nie ty – skarciła.
- Jesteś bezczelna! – oburzyłam się. – Nic o nim nie wiesz, nie znasz go! Poza tym – przerwałam na chwilę i podparłam się pod boki. – Kto powiedział, że ja chce się z nim pogodzić?! – zauważyłam. – Otóż wcale nie mam takiego zamiaru – przyrzekłam i już chciałam odejść, gdy ta dziewucha znów mnie zatrzymała.
- Nie ma że nie chcesz! – zaprotestowała gorączkowo. – Ty musisz się z nim pogodzić! Jesteście rodziną! – podkreśliła.
- Co Ci nagle odwaliło? – nie rozumiałam. – Myślałam, że jesteś po mojej stronie… - załamałam się. – Gadałaś z Sandrą? – zapytałam zniecierpliwiona.
Cisza. Głucha cisza.
- Pytam się, gadałaś z Sandrą?!
- Tak, gadałam z Sandrą – odpowiedziała w końcu i popatrzyła na mnie już łagodniejszym wzrokiem, czego nie można powiedzieć o mojej osobie.
- Świetnie! – zadrwiłam. – Dlaczego, zapłaciła ci? – pytałam całkiem serio. – Aż taka zdesperowana po utracie źródła dochodu?
- Nie zapłaciła, tylko poprosiła – poprawiła mnie i westchnęła ciężko. – Wiki posłuchaj mnie uważnie. Ja chcę wyjaśnić.
- Okej – Zdziwiłam się, że tak łatwo dałam się przekabacić. – W takim razie słucham – powiedziałam już spokojniej.
- Wiki, ja cały czas jestem po twojej stronie – obiecała z ręką na piersi. – Godząc ciebie z Gregorem, pragnę ci w ten sposób pomóc! Pomyśl o ile łatwiej będzie ci się żyło ze Schlierim pod jednym dachem, jeśli nie będziecie sobie skakali do gardeł. Bo nie wiem czy wiesz, ale czy tego chcesz, czy też nie, w życiu tego nie unikniesz. – powiedziała. – A jeśli będzie między wami okej, to będzie łatwiej – powtórzyła po raz kolejny i popatrzyła na mnie wzrokiem zbitego psa. – Mi chodzi tylko o twoje dobro – zapewniła. – Nie jestem jakąś podstępną suką, tylko przyjaciółką! – uśmiechnęła się.
- Dobra niech ci będzie – powiedziałam zrezygnowana. Nie chciałam się już wykłócać, ale obiecałam sobie, że nie stracę względem niego czujności!
- Grzeczna dziewczynka – pochwaliła i pogłaskała mnie po włosach.
- Ta – westchnęłam i zaczęłam się rozglądać – Gdzie on jest?
- A co, już tęsknisz? – zaśmiała się i dostała ode mnie za to z łokcia w brzuch. – No przepraszam, już nie będę, to taki żarcik – złożyła ręce w geście poddania. – Nie złość się tak –poleciła. – Złość piękności szkodzi, a chyba chcesz sobie znaleźć faceta, nie? – spytała.
- Znalazł się satyryk – zadrwiłam. – A faceta sama sobie znajdź! – odparłam i już chciałam odejść, gdy wrócił Greorek z „zamówieniem”.
- Piękne panie wybaczą, że tak długo, ale ktoś zatrzymał mnie po drodze i pytał o ważne sprawy – oznajmił i spojrzał się mi w oczy.
Już wszystko wiedziałam – Sandra. On tylko pomachał mi twierdząco głową. A ja pomachałam głową z rezygnacją.
- W każdym bądź razie – zaczął. – Życzę miłej, dalszej zabawy. – Po tych słowach oddalił się i rozmawiał już z innymi gośćmi.

***
Postanowiłam dzisiejszego wieczoru/nocy, nie poruszać już drażliwych dla mnie tematów. Skończyły się konwersacje o Gregorku i w ogóle jakikolwiek kontakt z jego osobą. Unikałam go nie dlatego, ponieważ byłam chamską dziewuchą, ale z tego powodu, iż doskonale wiedziałam, że robi to wszystko pod dyktando Sandry i tak jak mu moja siostra rozkaże. Nie byłam jakaś głupia, żeby nabrać się na to, że on tak sam z siebie to wszystko. Miałam świadomość, że mimo iż był taki strasznie milutki i słodziutki, i starał się jak mógł, żeby mi dogodzić, to tak naprawdę miał mnie po dziurki w nosie, i nie chciał mnie widzieć. Z czasem jego uprzejmość była czysto pokazowa, a jego ton w pełni ironiczny oraz przepełniony jadem. Miałam wielką ochotę, wylać mu mojego drinka na tę piękną fryzurkę i kazać mi się odwalić. Skorzystałam z mementu, gdy Magda akurat poszła do toalety.
- Może jeszcze drinka? – spytał po raz setny i znów pokazał swój przecudny uśmiech numer pięć. – A może coś innego?
- Chcesz mnie upić? – Byłam ciekawa co odpowie. – To nieładnie tak upijać innych ludzi, zwłaszcza kobiety – pouczyłam.
- W takim razie najmocniej przepraszam – speszył się okropnie. – Mogę ci jakoś inaczej dogodzić? – Nie poddawał się.
Własnym uszom nie wierzyłam. Co on kurcze plecie?
- Tak – powiedziałam po krótkim namyśle. – Odejdź stąd precz ty fałszywa, kompletnie nieszczera osobo – powiedziałam.
- Nie rozumiem. – udawał głupiego. – Ja przecież tylko chciałem…
- Skoro właśnie tego chcesz, to odejdź – powtórzyłam się. – Albo nie, poczekaj, nie musisz – zmieniłam zdanie. – To ja stąd pójdę – oznajmiłam dumnie i chciałam już odejść, gdy szatyn złapał mnie za nadgarstek.
Ja się pytam: czemu mnie dzisiaj wszyscy łapią za nadgarstki?!
- Nie możesz stąd odejść – powiedział poważnym tonem i chyba chciał, żebym się go wystraszyła.
- A niby dlaczego? – zdziwiłam się i uniosłam jedną brew. – Musisz mi usługiwać? Sandra kazała? – dopytywałam.
- Tak – odpowiedział. Jego szczerość powaliła mnie na łopatki.
- Czyli się nie pomyliłam – ucieszyłam się. – W środku dalej jesteś tym samym zadziornym, zadufanym w sobie, pewnym siebie, chamskim, narcystycznym, nienawidzącym mojej osoby Gregorem – wyliczyłam. – Dlaczego ty jej się tak słuchasz, skoro nie masz najmniejszej ochoty nawet na mnie patrzeć? – spytałam całkiem serio. – Sandra cię do łóżka nie wpuści czy jaka cholera? Da ci szlaban choćby na dotknięcie jej? – zgadywałam. – No już, spójrz mi w oczy i wykrzycz jak bardzo mnie nienawidzisz! – zdenerwowałam się i miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę na oczach setek ludzi.
Gregor nie spojrzał nawet na mnie. Doskonale wiedział, że jeśli to zrobi, to ja będę znała jego myśli, a tego chciał teraz za wszelką cenę uniknąć. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Czy tajemnica jaką w sobie nosi jest aż taka straszna, że nie mogłabym jej poznać? A może mogłoby to zniszczyć jego świeże małżeństwo? Chciał coś powiedzieć, widziałam, że poruszył ustami, jednak nie wydobył się z nich żaden, choćby najcichszy dźwięk.
- Gregor? – Trudno mi było w to uwierzyć, ale zaczęłam się o niego martwić. Strasznie pobladł i wiedziałam, że było mu ciężko na duszy. Co najgorsze, miałam jakieś takie wewnętrzne przeczucie, że cała ta jego „tajemnica” jest ściśle związana ze mną. – Ty mnie nienawidzisz, prawda? – Pieczenie pod powiekami wzmogło się, a głos zaczął mi drżeć.
- Wiki ja nie mogę… – zaczął ciężej oddychać.
- Dlaczego? Powiedź mi dlaczego już od pierwszych dni masz do mnie taki negatywny stosunek, mimo że ja byłam miła i starałam się z tobą dogadać. Dlaczego wszystkich dookoła wręcz uwielbiasz, a upatrzyłeś sobie wroga właśnie we mnie? – zaczęłam mówić coraz ciszej, ale miałam stuprocentową pewność, że słyszał każde moje słowo.
- Wiki, ja starałem się ciebie polubić, ale nie potrafię – wydusił z siebie w końcu, a mnie wręcz zatkało.
- Dlaczego? – nie dowierzałam. – Co jest ze mną nie tak? – Czułam, że po policzkach spływają mi łzy. – Co ja ci takiego zrobiłam? – Rozpłakałam się na całego i w trybie natychmiastowym zaczęłam przecierać oczy dłońmi.
- Nie płacz – poprosił i wiedziałam, że to było szczere. – To nie chodzi o ciebie tylko o mnie – zapewnił. – Bardzo cię za wszystko przepraszam, ale ja nie potrafię inaczej.
- Dlaczego akurat ja, a nie ktoś inny?
- Nie mogę ci na to odpowiedzieć – powiedział. – Wybacz. – powiedział i chciał się oddalić, ale teraz to ja go złapałam za nadgarstek.
- Popatrz mi w oczy! – krzyknęłam. – Czemu się boisz? – spytałam. – Nie chcesz abym poznała prawdę – stwierdziłam.
Za nic nie mogłam spojrzeć w te jego oczy, zablokował się tak, że choćbym niewiadomo jak się nagimnastykowała, to i tak nie dałabym rady, stanąć z nim twarzą w twarz. Nie opuszczał bezpiecznej sfery czubków swoich eleganckich bucików.
- Ty cierpisz – machnęłam głową ze zrozumieniem. – Bardzo cierpisz – powtórzyłam. – I to jest coś, co kojarzy ci się z moją osobą.
Z każdym słowem widziałam, jak denerwuje się coraz bardziej i ma ochotę ode mnie uciec. Gdzieś daleko, jak najdalej ode mnie, najlepiej do stoiska z alkoholem.
- Jak chcesz, to możesz iść, ale ja i tak dowiem się co cię trapi i dlaczego mnie tak nienawidzisz – obiecałam mu.
- Niby jak zamierzasz tego dokonać? Wesele niebawem się kończy – Na jego twarzy znów pojawił się cwaniacki uśmieszek. – Nie dasz rady, a zresztą, co cię to obchodzi? Moje życie, moja sprawa. Nie wtrącaj się w moją przeszłość – warknął.
- O nie, nie mój drogi! – zaśmiałam się. Wszystko co jest w jakiś dziwaczny, pokrętny sposób związane z moją osobą, bardzo mnie obchodzi – zapewniłam. – I będę się wtrącała, bo muszę się dowiedzieć dlaczego stałam się twoją ofiarą – przyrzekłam. – I mam gdzieś to, że ty mi tego zabraniasz – podkreśliłam. – Jeśli nie chcesz, aby właśnie tak to się wszystko potoczyło, to powiedź mi teraz: Dlaczego mnie nienawidzisz?
- Nie mogę powiedzieć.
- Twój wybór – wzruszyłam ramionami. – Żeby nie było, że nie ostrzegałam – przypomniałam i zaczęłam się od niego oddalać, ale po chwili przystanęłam. – Aha i jeszcze jedno – zaczęłam. – Chyba zapomniałeś, że gdy polecimy do Polski, to będziemy razem mieszkać.
Przerażenie, jakie zobaczyłam na jego twarzy, było wprost niedopisania. Nigdy jeszcze nie widziałam u niego takiego strachu. W pewnej chwili, to nawet zwątpiłam, czy na pewno dobrze robię, chcąc odkryć to wszystko. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Miałam przeczucie, że całe to „śledztwo” doprowadzi mnie do jakieś przerażającej prawdy, która okaże się bolesna. Być może nie tylko dla mnie, ale też dla całej naszej rodziny. Pomyślicie pewnie, że jestem strasznie wścibska. To nieprawda. Chyba mam prawo wiedzieć dlaczego ktoś mnie aż tak nie toleruje, tak? Jak nie chciał, żebym się doszukiwała, to mógł po prostu powiedzieć. Teraz jest już za późno na tłumaczenia. Pamiętajcie, zawsze macie niepodważalne prawo, aby znać odpowiedź na pytanie „dlaczego?”, jeśli macie pewność, że odpowiedź na nie dotyczy was. A ja miałam wtedy właśnie taką pewność i postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji.

***
Była już trzecia w nocy, a nasze poprawiny już dawno się zakończyły. Zbyłam Magdę, gdy się spytała dlaczego mam czerwone oczy, zbyłam Gregora, który błagał mnie, abym sobie odpuściła. Starałam się pocieszyć Dominikę i gadałam, że to nie jest koniec świata – nie udało się. Rozmawiałam o pierdołach i piłam wódkę z Wellim, Morgim, Prevcem, Żyłą, Tepesem oraz Larinto. Tańczyłam wiele razy z Thomasem. Poznałam Magdę z jej ukochanym Freitagiem (taki sposób na to, aby w końcu nie zadawała pytań). Próbowałam pogadać z Darią, ale ta cały czas była przy Maćku Kocie i się chyba dobrze razem bawili. Teraz była już trzecia, wszyscy spali, bo jutro mamy wylot, a ja zamiast się położyć, to siedziałam na łóżku w swojej fioletowej sukience i głowiłam się od czego zacząć moje „śledztwo”. Pierwsza najważniejsza, złota zasada „śledztwa” – ciągła OBSERWACJA . Druga – wyciąganie wniosków z obserwacji, trzecia – kojarzenie faktów, czwarta – zauważanie rzeczy i zachowań których nie widać, piąta – zmuszenie Gregora do spojrzenia mi w oczy, szósta – udawanie, że moje groźby to tylko takie żarty, czyli inaczej – zachowujemy się naturalnie.
Myślałabym pewnie jeszcze dłużej o moim szatańskim planie, gdyby nie to, że ktoś mi przerwał pukaniem do drzwi. Zdziwiłam się i to mocno, bo w końcu byłam pewna, że o tej godzinie, to już mnie nikt nie odwiedzi. Porzucając póki co moje rozmyślenia, wstałam z łóżka i poszłam otworzyć temu komuś drzwi. Szczerze? Wszystkich się tu spodziewałam, ale nie właśnie jego! Tym bardziej, że jeszcze nigdy ze sobą nie gadaliśmy. Nie miałam zielonego pojęcia o co może chodzić.
- Cześć Wiki, to ty jesteś przyjaciółką Dominiki? – zapytał nieśmiało.
- Jesteśmy kuzynkami – poinformowałam.
- Mógłbym z tobą o niej pogadać? Zupełnie nie wiem o co jej chodzi, zachowuje się jakoś inaczej od pewnego czasu – stwierdził Krzysiu Miętus.
Moje zaskoczenie nie znało granic, trzy słowa – O mój Boże!

2 komentarze: