niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 15



Witajcie moi mili, nowy rozdział już do was leci, miłego czytania, mam  wenę ^^ Dodałabym to wcześniej, ale nasi siatkarze grali mecz z USA, a ja musiałam go zobaczyć. Pisałam ostatnie zdanie rozdziału w trakcie śpiewania hymnów! Cudowny mecz 3:1 dla Polski! Brawa ode mnie dla Zatorskiego, Jarosza i Nowakowskiego, natomiast muszę przyznać, że Kurek i Żygadło nie grali najlepiej ;/
___________________________________________________

Rozdział 15

Ku wielkiemu zadowoleniu moim a także Darii, udało mi się opanować emocje, przed dotarciem na siłownię, na której znajdowali się teraz wszyscy skoczkowie. Kuzynka uprzedziła mnie tylko w miarę delikatnie, że mam lekko przekrwione oczy, nie przejęłam się tym jednak zbytnio. Kiedy dotarłyśmy w to miejsce od razu trafiły do moich uszu radosne śmiechy, ale też pojękiwania, świadczące, o wytrwałym ćwiczeniu w pocie czoła. Dokładnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie mogąc się doczekać spotkania z pewnym Austriakiem, jednak z wielkim bólem serca musiałam, przyjąć do wiadomości, że go tam nie ma. 
— Kurcze, znowu! Czy on na serio lubi robić wszystko w samotności? – zmarszczyłam brwi.
Przypomniało mi się, jak powiedział mi na weselu, że jest raczej typem samotnika. Nie lubi, gdy otacza go zbyt dużo ludzi i uwielbia ciszę. Mieszka sam, trenuje sam i praktycznie zawsze chodzi własnymi ścieżkami. Nie ma dobrych kontaktów z resztą kadry, co powoduje, że nie czuje się najlepiej w ich gronie. On podobno jako jedyny nie chciał, uznać Gregora za przywódcę drużyny, przez co reszta Austriaków raczej za nimi nie przepada – podobnie jak Thomas za nimi.
— E, lala! – usłyszałam wołanie w swoją stronę. – Chodź no tutaj!
Odwróciłam głowę w kierunku, z którego dochodziły dźwięki, żeby upewnić się, czy to na pewno do mnie. To był Kofler. Patrzył się teraz na mnie z podstępnym uśmieszkiem na twarzy, co mnie niesamowicie irytowało. Popatrzyłam na niego groźnie, ale on wcale nie przestawał się głupkowato uśmiechać, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej go rozbawiłam. Instynktownie popatrzyłam na Darię, która powoli oddalała się ode mnie w stronę Polaków. Zauważyłam, że teraz bardziej zajęta była, podziwianiem jak Krzysiu rzeźbi klatę, bo najprawdopodobniej bała się, że gdzieś tu znajduje się sojusznik Patryka. Stwierdzając, iż kuzynka nie jest za bardzo zainteresowana moją osobą, udałam się niepewnie w stronę Austriaków.
— Czego chciałeś? – powiedziałam z posępną miną i skrzyżowałam ręce na piersi. – Tak poza tym, to ja posiadam imię, które doskonale znasz – wycedziłam przez zęby.
Kiedy to powiedziałam, reszta kadry skierowała na mnie zdziwione, ale i rozbawione do granic spojrzenia. Widać, że Gregor pochwalił się swoim pachołkom, iż jestem dla niego idealnym obiektem do zabawy i mogę stać się tak samo dla nich, ja jednak nie chciałam dać im tej satysfakcji.
— Gregor, jaka się ostra zrobiła! – Kraft z udawanym uznaniem spojrzał na szatyna, a ten tylko spuścił głowę machając nią z politowaniem, dalej dźwigając hantle.
— Może zamiast ze mnie drwić, powiedzielibyście wreszcie, co ja wam takiego do cholery zrobiłam?! – krzyknęłam na nich, nie mając już siły, dłużej się z nimi użerać na tej siłowni.
Kofler po usłyszeniu tych słów uniósł jedną brew i oblizał wargi, co mnie osobiście bardzo zaskoczyło, a także obrzydziło. Wstał szybko z miejsca i bezczelnie dał mi klapsa w tyłek, a ja aż uskoczyłam do tyłu. Próbowałam go spoliczkować, ale miał szybki refleks i złapał mój nadgarstek, mocno ściskając.
— Wybacz, że nasz Andreas jest taki nieśmiały – popatrzył na mnie z uśmiechem Martin Koch. – Chciał się ciebie spytać, ile bierzesz za usługi – powiedział aż nadto uprzejmie.
— Że co?! – nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
— Nie rozumiesz po niemiecku? – zadrwił ze mnie Kraft. – Chętnie wszyscy byśmy skorzystali.
Do mojej głowy doszło teraz milion różnych myśli. Moje źrenice powiększyły się znacznie, a łzy zaczęły cisnąć się do oczu. Nie mogłam uwierzyć, co oni do mnie mówią. Wściekłość wezbrała we mnie w jednej chwili. Czyżby właśnie to Gregor mówił wszystkim swoim kolegom na mój temat? Czy Freitag także przestał się do mnie odzywać, właśnie z powodu tych bredni? Rozwścieczona do granic, wyrwałam się Koflerowi i odwróciłam się na pięcie, w stronę rozbawionego Gregora.
— Czy ciebie już do reszty pojebało?! – darłam się. – Coś ty im na mój temat naopowiadał? – Z trudem powstrzymywałam łzy, które zaczęłam czuć pod powiekami. – Za co? – powiedziałam słabo i spuściłam głowę. – Co ja ci takiego zrobiłam?
Popatrzyłam na niego uważnie. Ja wiedziałam, że on wiedział, co ja czuję. Zawsze znał moje myśli i emocje. Nigdy się co do nich nie omylił, mimo że czasem skrzętnie starałam się je zamaskować. Bardzo chciałam, aby w tej chwili także wiedział. Było mi cholernie przykro i czułam się upokorzona przy wszystkich. Jego motywy były dla mnie kompletnie niejasne. Teraz, gdy tak wpatrywałam się w jego oczy, nagle coś w nich zgasło. Nie widziałam już tych złośliwych ogników ani tej drwiny, ani wyższości. Poczułam się zupełnie tak, jak gdyby nagle znalazł się przede mną inny Gregor, mimo iż jeszcze nic nie powiedział.
Gregor już od samego początku, gdy miałam zaszczyt go poznać, posiadał dwie twarze, dwie osobowości. Raz był niezwykle uprzejmy, serdeczny i wyrażał chęć, ulżenia mi w moich problemach, a kiedy indziej stawał się cyniczny oraz arogancki. Sam w sobie stawał się dla mnie kolejną troską, której nie miałam siły ani tym bardziej nie chciałam znosić. Nie wiedziałam od czego to zależy. To, w jaki sposób się odnosił do mojej osoby w danym momencie, było pozbawione całkowicie logiki, jakiejkolwiek regularności, czy zasady. W takim razie znaczyło to, że w każdej chwili mógł stać się inny, niż był pięć minut temu. Niezwykle mnie irytowała ta jego chwiejność, ale nie mogłam nic na nią zaradzić.
— Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię czasem nienawidzę – wysyczał, a w jego spojrzeniu znów ujrzałam wściekłość, znacznie silniejszą, niż wcześniej, a zdawało mi się przed chwilą, że złagodniał. To było tylko dowodem na to jak bardzo zmienny był, jeśli chodzi o emocje, jakie nim kierowały.
— Powiedź, co takiego wszystkim opowiadałeś na mój temat? – powiedziałam o dziwo spokojnie, chociaż jego słowa bardzo bolały.
— Powiedziałem, że pracujesz w burdelu – powiedział to z takim spokojem, że aż mnie zmroziło. – I właściwie nie skłamałem za bardzo, bo w tym zawodzie byłabyś genialna.
To był zwyczajny odruch. Wściekłość wezbrała we mnie znowu i przejęła kontrolę nad moim ciałem. Nie bacząc na konsekwencje, jakie mogą mnie spotkać ze strony tych nieobliczalnych ludzi, wymierzyłam Schlierenzauerowi siarczysty policzek, na tyle mocno, że plaśnięcie, jakie towarzyszyło uderzeniu, rozniosło się po całym pomieszczeniu, a szatyn sycząc z bólu, złapał się za piekący, czerwony policzek i spadł z ławki, z takim hukiem, że teraz wszyscy patrzyli się pytająco w moim kierunku.
— Ja też cię nienawidzę! – wykrzyczałam mu prosto w twarz i nie przejmując się już innymi, zaczęłam płakać. Chciałam wybiec stamtąd jak najszybciej, ale ktoś mnie zatrzymał.
— Wiki, kochanie! – usłyszałam współczujący głos Wellingera nad sobą i nie opierając się w ogóle, pozwoliłam, aby mnie przytulił oraz pogłaskał po głowie. – Jesteś takim prostakiem i chamem, że się tego nie da określić słowami! – krzyknął Niemiec w stronę Austriaka, który teraz podnosił się z ziemi, z pomocą swoich pachołków.
Ani się obejrzałam, a w towarzystwie Niemca otoczyli mnie także Jurij, Prevc i Larinto. Nic tak nie poprawia humoru, jak zbiorowe przytulenie.
— Muszę stąd jak najszybciej wyjść – powiedziałam drżącym głosem i udałam się w stronę drzwi, widząc, że czterech chłopaków idzie za mną, dodałam łagodnie. – Nie, wy zostańcie tutaj i trenujcie przed skokami. Nie pozwólcie, aby ten idiota znów okazał się najlepszy – powiedziałam już spokojniej. – Wybaczcie, że nie będzie mnie na waszych skokach, ale ja nie mogę tutaj zostać – oznajmiłam spokojnie i wiedziałam doskonale, że rozumieją. Patrzyli tylko na mnie ze współczuciem, jak wychodziłam.

***
Wyszłam na zewnątrz i udałam się w stronę pobliskiej rzeki. Nie za bardzo mnie interesowało wtedy, czy moje kuzynki i przyjaciółka będą się martwiły. Żwawym krokiem ruszyłam przed siebie, starając się mieć głowę uniesioną wysoko ku górze. W przypływie emocji nie zapomniałam na szczęście swojej kochanej torebki. Otworzyłam ją teraz i sięgnęłam po perfumy, które tak bardzo koiły moje nerwy. To On powodował u mnie spokój, to był Jego zapach. Tylko z Nim mi się kojarzył. Podniosłam zakrętkę i prysłam sobie trochę tego cudownego zapachu na oba nadgarstki. Kiedy już to zrobiłam, przytkałam perfumy, następnie chowając je do torebki. Kiedy ich zapach dostał się do moich nozdrzy, poczułam błogi spokój i opanowanie, tak bardzo potrzebny mi w tamtej sytuacji.
Od tej pory szłam z uśmiechem przed siebie, aż dotarłam do jakieś niewielkiej rzeki koło lasu. Przysiadłam tam ostrożnie na kamieniu i napawałam się pięknym widokiem. Było mi teraz tak dobrze. Niestety spokój ten został powtórnie załamany, gdy usłyszałam dźwięk komórki, dobiegający z mojej torebki. Szybko wyciągnęłam ją stamtąd  i odebrałam.
— Wiki, tak mi przykro kochanie! – usłyszałam załamany głos mojej przyjaciółki Magdy. – Gdzie jesteś? – zapytała zmartwiona. – Tylko błagam, nic sobie nie zrób! – prosiła.
— Już wszystko gra – powiedziałam spokojnie i zdobyłam się nawet na blady uśmiech, którego ona nie mogła zobaczyć. – Jestem nad jakąś rzeką, całkiem tu przyjemnie – powiedziałam i rozejrzałam się dookoła.
— Już do ciebie idę! – obiecała gorączkowo. – Nie ruszaj się stamtąd! – nakazała.
— Nie! – zaprotestowałam gwałtownie. – Chcę pobyć teraz sama – powiedziałam błagalnie. – Zostań z dziewczynami i skoczkami, a ja niebawem przyjdę – przyrzekłam.
— No dobrze – powiedziała niezadowolona. – Tylko w miarę szybko! – przestrzegła i rozłączyła się.
W głębi duszy cieszyłam się, że Magda tak bardzo się o mnie martwi. To znaczyło, że nasza przyjaźń jest taka jak dawniej i mimo tych wszystkich sprzeczek i niezgodności jakie były między nami jeszcze całkiem niedawno, wiedziałam, że już wszystko gra i mogę na niej polegać. Byłam pewna, że ona może także polegać na mnie. Cudownie było mieć prawdziwego przyjaciela, nawet jeśli czasem był denerwujący, ale jak to mówią – przyjaźń bez kłótni, to nie jest przyjaźń.
Z uśmiechem na ustach, starając się puścić w niepamięć dawne nieprzyjemności, napawałam się doskonałą, słoneczną pogodą i ożywczym, górskim powietrzem. Ptaki ćwierkały pięknie, jakiś dzięcioł postukiwał radośnie w drzewo, a szum leśnej rzeki działał na mnie uspokajająco. Zamknęłam z zadowoleniem oczy i słuchałam tych wszystkich dźwięków z nieukrywaną przyjemnością.
Nagle poczułam jakieś bardzo silne pchnięcie z tyłu i gromkie śmiechy, które doszły do moich uszu zaraz po tym, jak wpadłam z głośnym chluśnięciem do rzeki. Noga bolała mnie niemiłosiernie, a każdy ruch powodował ból, ponieważ, w trakcie spadania do wody, moja stopa zahaczyła o coś twardego i wystającego, a to spowodowało, że wygięła się w nienaturalny sposób. Najprawdopodobniej ją zwichnęłam albo złamałam. Przez to nie mogłam w ogóle pływać. Nie zdążyłam złapać oddechu i wiele wody dostało się do moich ust. Nie byłam w stanie się wydostać na powierzchnie. Na domiar złego woda była niesamowicie zimna. Zaczęłam opadać na dno, nie tracąc póki co przytomności. Ostatnie co widziałam, to cztery zamazane postacie na brzegu rzeki. Patrzyli na mnie jeszcze przez chwilę, aby się upewnić, że nie wypłynę, po czym uciekli ile sił w nogach, śmiejąc się jednak głośno.
Myślałam szczerze, że to mój koniec. Nie byłam wstanie wypłynąć na powierzchnię, byłam pewna nawet, że z kostki sączy mi się krew. Wymachiwałam tylko ile sił rękami, ale to na niewiele się zdało, gdy nogi nie były sprawne. Przymknęłam wreszcie powieki i przygotowałam się na najgorszy los, jaki może mnie spotkać. Przed oczami stanęło mi wiele scen z mojego życia. Od pójścia do pierwszej klasy, przez pierwszego chłopaka, aż do ślubu mojej siostry, gdzie po raz pierwszy mogłam porozmawiać z Nim, ciesząc się każdą chwilą Jego obecności. Widziałam Gregora i jego zamyślone spojrzenie, czasem niezwykle spokojne, opanowane, wręcz przygnębione, a kiedy indziej pełne drwiny, nienawiści i ognia, który zawsze powodował u mnie tylko strach. Pomyślałam z wielkim bólem, że już nigdy nie odkryję jego tajemnicy. Nie poznam jaki był naprawdę, co takiego złego go spotkało, że potrafił stać się nieobliczalny. Był dla mnie zagadką niezwykle trudną, niebezpieczną, ale i na swój sposób fascynującą.
Nagłe chluśnięcie, jakie doszło do moich uszu, całkowicie mnie zdezorientowało. Szykowałam się już na przejście na tamten świat. Porzuciłam wszystkie swoje nadzieje, plany i marzenia, a tu nagle ktoś postanowił mnie ratować. Dość niedługo po tym poczułam czyjeś silne ręce, obejmujące mnie w pasie. Widziałam, że zbliżam się do tafli wody, a gdy już znalazłam się na powierzchni, zaczęłam jak oszalała wypluwać  wodę, która dostała mi się do ust. Przetarłam piekące oczy i wzięłam najgłębszy oddech na jaki było mnie w tej chwili stać. Kiedy już to zrobiłam delikatnie i powoli odwróciłam głowę, aby zobaczyć, kto uratował mi życie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
— Thomas? – Moja radość nie znała granic. – To naprawdę ty? – Nie mogłam uwierzyć, że spotkałam się z nim po ponad miesiącu akurat w takich okolicznościach.
— Tak, to ja. Dawno się nie widzieliśmy, prawda? – zaśmiał się nerwowo i uśmiechnął się do mnie tak słodko, że na nowo zaparło mi dech w piersi.
Przytulał mnie do siebie teraz z całych sił, a ja jeszcze nigdy w życiu nie poczułam się tak bezpieczna jak w tamtej chwili. Mogłabym całą wieczność spędzić w jego silnych ramionach i przytulać głowę do jego klatki piersiowej, wsłuchując się w niespokojne bicie jego serca. Zapomniałam całkowicie o tym, że woda była strasznie lodowata i że bardzo bolała mnie prawa noga. Miałam wielką ochotę go w tej chwili pocałować, ale powstrzymałam się, bo uznałam, że prawie w ogóle się nie znamy i Thomas mógłby mnie w tamtej chwili odrzucić, a tego bardzo nie chciałam. Zaczęłam walczyć sama ze sobą.
— Uratowałeś mi życie – powiedziałam drżącym głosem, chcąc w ten sposób przytłumić myśli, jakie zrodziły się w mojej głowie.
— Możesz sama chodzić? – spytał troskliwie, jakby w ogóle nie słyszał moich wcześniejszych słów.
— Nie – zaprzeczyłam. – Kiedy wpadałam do rzeki, chyba złamałam też nogę – popatrzyłam w jego niebieskie oczy.
— To niedobrze – powiedział zmartwiony. – Złap się mnie mocno za szyję, poniosę cię.
Bez jakichkolwiek najmniejszych oznak protestu, zrobiłam, to co mi kazał i już po chwili znajdowałam się na brzegi rzeki. Thomas bardzo ostrożnie posadził mnie na wielkim kamieniu, na którym siedziałam wcześniej.
— Będziesz w stanie sama się utrzymać na tym kamieniu? – popatrzył na mnie uważnie.
— Tak, do tylko noga – odparłam, a po chwili na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.
— Na pewno? – powtórzył.
— Tak – kiwnęłam głową i patrzyłam jak udaje się do torby, która znajdowała się na trawie i wyciąga z niej ręczniki. – Co robiłeś tak blisko lasu? – spytałam.
— Biegałem – odpowiedział wracając z ręcznikami i otulając mnie dwoma. Jednym okrył mi cały tułów, a drugi dał na włosy. – Nie lubię trenować z innymi, myślałem, że dobrze o tym wiesz – powiedział obojętnie, zaczął starannie wycierać mi włosy, po czym spojrzał na kostkę. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie krwawiła.
— Bardzo boli? – spytał ze współczuciem w oczach i lekko jej dotknął, ból był przeraźliwy. – Będę musiał zanieść cię na najbliższego szpitala, nie ma innej rady.
— Daleko jest ten szpital? – spytałam się, gdyż nie za bardzo orientowałam się w terenie, zwłaszcza jeśli chodzi o Zakopane.
— Pół godziny drogi pieszo – powiedział i zaczął wycierać się kolejnym ręcznikiem, jaki miał w torbie, po czym założył koszulę, która leżała na jednym z kamieni. Zapiął starannie torbę i założył ją sobie na ramię. – Złap się mnie mocno za szyję – powtórzył po raz kolejny i podniósł bez najmniejszego trudu, jakbym była niewyobrażalnie lekka.
Od tej pory tak szedł ze mną na rękach, a ja byłam mocno w niego wtulona, cala okryta ręcznikami i ze swoją torebką na kolanach. Znów zapomniałam o bolącej kostce, a liczyło się dla mnie tylko to, że był blisko.
— Zaraz po tym, jak zaniosę cię do szpitala, będę musiał uciekać na skocznię, a i tak nie wiem czy zdążę – wyraźnie się zmartwił tym faktem i trochę przyspieszył kroku.
— To moja wina, przeze mnie możesz nie zdążyć – powiedziałam i nagle uderzyły mnie wyrzuty sumienia. – Ja to mam zawsze pecha.
— Nie bądź niemądra – uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. – Obydwoje wiemy doskonale czyja to wina i wcale nie twoja.
— Austriacy będą się teraz na mnie mścić, nienawidzą mnie! Wszyscy – schowałam twarz w ręcznik, jaki miałam na głowie i na powrót poczułam łzy pod powiekami.
— Wcale nie wszyscy – powiedział cicho i zdjął ręcznik z mojej twarzy, patrząc mi w oczy. – Chyba o kimś zapomniałaś – po raz kolejny uśmiechnął się do mnie słodko.
— A no tak, przepraszam – powiedziałam ze skruchą i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam, czułam się bardzo bezpiecznie i mimo że cała byłam mokra po wpadnięciu do rzeki, było mi ciepło.
— Jesteś urocza – usłyszałam jego śmiech nad swoim uchem. – Potrzebujesz kogoś, kto by się cały czas o ciebie troszczył.
„Skoro tak uważasz, to może ty byś się o mnie troszczył?” – pomyślałam z uśmiechem na ustach, ale nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. Jeszcze na takie wyznania stanowczo za wcześnie.

***
Wreszcie dotarliśmy do tego szpitala. Ludzie po drodze dziwnie się na nas patrzyli, ale ani ja, ani Thomas się tym nie przejmowaliśmy. Morgi zostawił mnie na krześle w poczekalni, po czym zaczął rozmawiać w języku angielskim z jakimś lekarzem i wszystko mu wyjaśnił. Lekarz zgodził się mną zająć i obejrzeć moją nogę, co bardzo mnie ucieszyło, ale mina mi zrzedła, kiedy blondyn powiedział, że musi już iść.
— Uprzedzałem cię wcześniej – powiedział ze smutkiem, kucając naprzeciwko mnie. – Trener się zdenerwuje, jeśli spóźnię się na skoki, choćby z dwie minuty – oznajmił.
— Wiem, rozumiem – powiedziałam i uśmiechnęłam się blado. – Tyle dla mnie zrobiłeś – stwierdziłam szczęśliwa i przytuliłam się do niego ponownie. – Dziękuję ci – To ostatnie wyszeptałam mu do ucha.
— Najważniejsze, abyś teraz była zdrowa – uśmiechnął się i pogłaskał mnie lekko po głowie. – Wpadnę na pewno do szpitala jeszcze po skokach – obiecał, czym poprawił mi znacznie humor.
— Nie sądziłam, że zobaczymy się powtórnie w takich okolicznościach – powiedziałam cicho.
— Ja też nie – odpowiedział, wstając. – Jednak cieszę się, że cię wreszcie widzę – oznajmił. – Do zobaczenia, mam nadzieję, że dobrze się tu tobą zaopiekują – po tych słowach udał się w stronę drzwi wyjściowych.
Przypominając sobie o pewnej rzeczy w ostatniej chwili, krzyknęłam za nim, a ten odwrócił się do mnie i spojrzał z zaciekawieniem w niebieskich oczach.
— Nie pozwól, aby Gregor był najlepszy! – poprosiłam i posłałam mu promienny uśmiech, a ten go odwzajemnił.
— Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy – przyrzekł i odwracając się z powrotem pomachał mi na pożegnanie, czy może raczej na do widzenia.

***
Tak jak przypuszczałam wcześniej, to było złamanie. Zrobili mi serię badań, po tym jak się dowiedzieli, że ktoś chciał mnie zabić przez utopienie. Przede wszystkim jednak kazali mi rozebrać się z przemoczonych ciuchów i oddać im moje dwa ręczniki – czy raczej ręczniki Morgiego. Na początku dość wyraźnie protestowałam, ale kiedy mi obiecali, że ręczniki nie zginą i na pewno je zwrócą prawowitemu właścicielowi, zrobiłam się spokojniejsza. O odziali mnie w typową, szpitalną piżamkę, a potem zrobili rentgen kostki. Złamanie jak nic. Od razu powiedzieli mi, że noga idzie do gipsu.
— Ile czasu, będę musiała spędzić w gipsie? – spytałam się lekarza, który od razu niemal wzbudził moje zaufanie.
— Sześć tygodni – powiedział rzeczowo, ale i uśmiechnął się do mnie pocieszająco. – To wcale nie tak długo, jak się pani wydaje – uspokajał. – Czas szybko leci.
— Czyli będę musiała spędzić w Zakopanym, aż sześć tygodni? – uniosłam brwi. – Pan wybaczy, ale to raczej nie jest wykonalne.
— A pani nie jest stąd? – teraz to on wydał się zdziwiony.
— Nie, niestety nie – pokiwałam głową.
— No wie pani – zmieszał się. – Najlepiej by było, abym to ja się z panią spotkał za sześć tygodni, poza tym gdyby coś się działo…
— Dobrze – zrozumiałam aluzję i trochę zła dodałam. – Zobaczę co da się zrobić, być może zostanę jeszcze te sześć tygodni – westchnęłam ze zrezygnowaniem, a lekarz tylko do mnie bez przerwy się uśmiechał. Taki miły staruszek z niego był. Przypominał mi trochę mojego dziadziusia.

***
Dostałam salę, w której nie było nikogo poza mną, co bardzo mi odpowiadało. Nie lubiłam zbytnio towarzystwa. Raczej wolałam zamknąć się w swoich czterech ścianach i pobyć sama ze sobą. W ten sposób zyskiwałam energię. Nie byłam raczej duszą towarzystwa, czy królową wszelkiego rodzaju bali, czy innych przyjęć. Uwielbiałam chwile samotności, gdy mogłam w spokoju świętym przemyśleć wszystko, co aktualnie przyszło mi do głowy i zatopić się we własnych rozważaniach, to było bardzo relaksujące dla mnie, mimo że inne osoby często męczyła taka nieprzenikniona cisza, jaka teraz mnie otaczała.
Znów mogłam zacząć myśleć o Gregorze, który był dla mnie niczym mur nie do przebicia. Na początku zastanawiałam się czemu, aż tak bardzo interesuje mnie jego postać i nawet mnie to zaniepokoiło, potem jednak tłumaczyłam sobie, że nienawidzę, gdy ktoś przede mną ma jakieś tajemnice, lubiłam zagadki i kochałam odkrywać prawdę. Taką właśnie możliwość dał mi szatyn, mimo że po tym co się stało nad rzeką, dał mi dowód na to, iż jest nieobliczalny i coraz bardziej mu odbija.
Zamiast się wystraszyć ja zapragnęłam być jeszcze bliżej niego, bo ta jego dziwaczność, również była niezwykle pasjonująca i marzyłam o tym, aby odkryć jej źródło. Przeczuwałam już teraz, że Schlierenzauer nie jest osobą w pełni zrównoważoną psychicznie i właśnie to sprawiało, że mimo niebezpieczeństwa chciałam mu… pomóc. Tak, to chyba dobre słowo. Mimo tych wszystkich gróźb, uszczypliwości i chłodu właśnie w szpitalu zapragnęłam po raz pierwszy, pomóc skoczkowi, zamiast od niego uciec. Jego nienormalne zachowanie – wiedziałam, że to on wrzucił mnie do rzeki ze swoimi kolegami – było bodźcem, które nakłoniło mnie do głębszej refleksji nad jego osobą.
Ludziom psychicznie chorym trzeba pomagać, a nie się ich pozbywać. Tak, to zdecydowanie będzie teraz mój nowy tok myślenia. I pomyśleć, że to właśnie dzięki Gregorowi zaczęłam, patrzeć inaczej na obecną sytuację oraz na to, co mnie spotkało.
Myślałabym może jeszcze dłużej nad różnymi aspektami życia, gdyby nie to, że zaczęła niemiłosiernie głośno dzwonić moja komórka. Leniwym ruchem ręki, zdjęłam ją z szafki i odebrałam, nie patrząc nawet kto dzwoni.
— Halo? – powiedziałam zmarnowanym głosem i czekałam na odpowiedź rozmówcy po drugiej stronie.
— Wiki, gdzie jesteś? – usłyszałam zdenerwowany do granic głos Magdy. – Miałaś się spieszyć, pamiętasz? Ville właśnie skoczył dalej od Gregora! – powiedziała z uznaniem Sobańska.
— Na serio? – zdziwiłam się. – To wspaniale! – nie ukrywałam radości, która przyszła zaraz po zaskoczeniu. – Wreszcie ktoś utarł mu nosa! – nie ukrywałam satysfakcji.
— Gdzie jesteś?! – powtórzyła nerwowo.
— W szpitalu – powiedziałam cicho. – Udałam się nad rzekę, a wtedy, gdy straciłam ostrożność Schlierenzauer, Koch, Kofler i Kraft wrzucili mnie do rzeki i chcieli utopić. Kiedy wpadałam do wody, złamałam nogę i zaczęłam iść na dno, bo nie mogłam pływać. Na szczęście w porę uratował mnie Thomas i zaniósł na rękach do szpitala. Zrobili mi wszystkie badania, prześwietlenie i dali suchą piżamę. Mam na nodze gips, muszę zostać w Zakopanym, aż sześć tygodni, do czasu zdjęcia gipsu – powiedziałam to wszystko za jednym razem, a w słuchawce brzmiało tylko nerwowe oddychanie mojej przyjaciółki.
— Robisz sobie jaja, nie? – zaśmiała się nerwowo. – Prawie się nabrałam – powiedziała.
— Ale to nie żart – oznajmiłam spokojnie. – Gregor chciał mnie utopić, zabić, zostawić i w ogóle pozbyć się mnie.
— To jest jakiś psychopata! – krzyknęła z oburzeniem, aż musiałam oddalić głośnik komórki od mojego biednego ucha. – Teraz to pewnie będziesz go unikała – powiedziała z satysfakcją.
— Nie – powiedziałam spokojnie. – Nie chcę się od niego oddalać. Pragnę dowiedzieć się co nim kieruje i jakie są przyczyny jego zachowania – powiedziałam spokojnie, ale stanowczo i nieustępliwie.
— Ale Wiki, to niebezpieczne! – skarciła mnie. – Jeśli próbował zabić raz, spróbuje znowu. Boje się o ciebie kochana – Istotnie w jej głosie słychać było drżenie i strach.
— Wiem, że to niebezpieczne obcować z psychopatą, ale ja czuję, że ryzyko warte jest poznania prawdy – powiedziałam twardo, przez co Magda przeraziła się jeszcze bardziej.
— Ty naprawdę wiesz co robisz? – spytała niepewnie.
— Nie – przyznałam szczerze, choć może nie powinnam była tego uczynić. – Ale jak już zrobię, to będę wiedziała – zaśmiałam się i rozłączyłam pospiesznie.
 ______________________________________________________

No to się porobiło ;D Thomas jak widzicie już jest, nie mogłabym bez niego wytrzymać :) Wiki nam się jakaś dziwna zrobiła, Gregor chciał ją zabić, a ona zamiast od niego uciekać, chce mu pomóc wyzdrowieć psychicznie. Jak myślicie co wyniknie z tego, że Wiki będzie tak blisko z psychopatą?
Do napisania! :)

12 komentarzy:

  1. Wiki, ja się o Ciebie martwię, hahaha ;D
    Ale nie, kiedy zaczynałam czytać to opowiadanie, jeszcze na fejsbuku nie pomyślałabym, że zrobi się z tego coś tak fascynującego i wciągającego, naprawdę *_*
    Jestem ciekawa, co wyniknie z tej dobroduszności Wiktorii, kto wygra zawody i oczywiście co to będzie dalej z Thomasem ...
    Ahh, zostaje jeszcze sprawa tego Patrysia całego .;x
    Cóż, szczerze może i bym pogłówkowała, ale wolę już nie. Niezbyt mi to wychodzi, prawdę powiedziawszy ;)
    Nic, tylko czekać na następny.

    Kocham, zapraszam ( Morgi czekają, hahaha xd ) i całuję xx

    Dominika ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się o siebie niepokoję i to bardzo, fakt, że rozmawiałyśmy wczoraj o psychiatryku, dodatkowo podjudził moją pomysłowość w kwestii zachowań Gregora. Twój pomysł na dalszą część opowiadania, jak widzisz, nie był zbyt dla mnie zaskakujący, bo już wiele moich czytelniczek ma taką samą koncepcję. Gregor jako psychopata jest nawet fajnyyyy ^^

      Dziękuję za komplement, nie wiedziałam, że wciąga to tak bardzo. Boje się czasem, że pod koniec tak naprawdę was wszystkich zawiodę. Tyle macie własnych pomysłów na zakończenie, liczycie zapewne na coś niezwykłego, że obawiam się, że wymyślona przeze mnie końcówka okaże się zbyt błaha, w porównaniu z waszą wyobraźnią. A pomysłów macie od groma.

      O tym kto wygra i co dalej z Thomasem, dowiecie się w następnym rozdziale, natomiast co wyniknie, ze zbliżenia się do Gredzia, będziecie musiały jeszcze trochę poczekać. Ale nie zbyt długo :D

      Chętnie bym tam pojechała *.* Morgi♥♥♥
      Jak się mówi? Mieszkam w Morgach? XD To takie dziwne jakieś :P

      Usuń
    2. Jeny, od czego tu zacząć ...
      Liczę, że dzisiejsze nocne pisanie będzie miało równie ciekawy temat jak wczoraj, hehe :D
      Co do mojej koncepcji - niczym nie błyszczę, to prawda. Ale tam, jakbym zaczęła tak bardzo mocno wysilać moje szare komórki to wyszłoby coś na podobę ... pornosa ?
      Haha, dobrze widzisz xd Taka tam inna strona mnie :)

      Jeśli chodzi o komplementy - lubię je tak po prostu pisać.
      Nie masz się o co martwić, naprawdę.
      Wszystko .
      W S Z Y S T K O co napiszesz na pewno będzie cudowne. Już dobrze Cię znam :D

      Ja już co nieco wiem, ale ciii x

      A co do ostatniego akapitu komentarza - tak, mieszka się w Morgach. I pomyśleć, że dopiero wczoraj to odkryłam. Jak pojadę do babi, zrobię sobie zdjęcie z tablicą i Ci wyślę, hehe :D

      Wiem, ja i moje otoczenie bywamy dziwne. Zresztą lubię dziwne osoby, więc ... sama widzisz, że świetnie się dogadujemy, haha ♥

      Buziaaaki < 33

      Usuń
    3. Nasze dzisiejsze rozmowy, były wręcz cudowne, uwielbiam je, oby było ich jak najwięcej ♥

      Jak to niczym nie zabłyszczałaś? Powiedziałaś mi, że Ci to opowiadanie wychodzi na pornosa, a bynajmniej ma wyjść. Jeszcze nikt mi czegoś takiego nie powiedział xD Zapewniam Cię, że nie będzie to opowiadanie erotyczne, bo inaczej zamieściłabym stosowne ostrzeżenie. Bynajmniej nie czuję się za dobrze w takich rzeczach^^ Mimo że możesz sądzić inaczej xD

      Jesteś jedyną moją czytelniczką - z którą mam kontakt przez GG - która nic mi nie ma do zarzucenia, jeśli chodzi o opowiadanie i nawet się Tobie dziwie, inne to bez problemu mi gadają co by chciały i jakich skoczków (zwłaszcza takie dwie, które mimo to bardzo lubię i one o tym wiedzą xd) :D Cieszę się, że wierzysz w mój pisarski talent i w to, że tego nie zepsuję, choć bardzo się o to boję ;/ No wiesz, to prawda, ale i tak nie za wiele, dalej nie wiesz, co będzie dalej i jak się zakończy. Będę Cię trzymała w napięciu ^^

      To ja czekam na zdjęcie Twoje z tabliczką. Ja chcę tam zamieszkać XD Morgi ♥♥♥ Nie no, masakra, zabiłaś mnie tym newsem :D

      O tak, ja jestem bardzo, bardzo dziwna ^^ I Ty też :P

      Usuń
  2. To jest jakiś horror. Co zGredzio sobie myślał ?! Nie wiedziałam, że zrobisz z niego aż takiego chama. No ale w końcu pojawił się Thomas ! :) Czekam na akcje z tym związane ^ ^
    Podsumowując krótko zajebisty ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcji z Morgim będzie dużooo^^ Aż czasem się obawiam, że zaniedbam inne wątki, no ale cóż, postaram się tego nie u8czynić :D

      To Ty jeszcze dobrego horroru nie widziałaś, po Gredziu można się spodziewać znacznie więcej. Staram się nie zdradzać dalszej części, ale nie ukrywam, że on pomocy bardzooo potrzebuje. Zresztą nie jest to jakąś tajemnicą chyba, ślepy by tylko tego nie zobaczył :P

      Usuń
  3. Po pierwsze :3 ( wiedziałaś, że zacznę od tego xD )
    Ville.!!! Ville.!!! Dzięki ci, za to, że właśnie mój Ville utarł nosa Gregorkowi. Tak trzymaj dalej :3
    Gregor to cham, prostak i wredna szmira.!! Jak on mógł ci to zrobić, ja się pytam.?! Mówię i o tym burdelu, jak i o próbie morderstwa. Dobrze, że Thomas był w pobliżu, choć szczerze przyznam, że miałam jakąś cichą skrytą nadzieję, że to Ville cię uratuję :3 Hehe... xD

    Weny.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na serio liczyłaś nie Ville? Szczerze Ci powiem Aniu, że się nad tym zastanawiałam, ale doszłam do wniosku, że gdybym tak dokładnie to opisała, to mogłabyś poczuć się dziwnie. Wiesz, przytulanie, obejmowanie, wycieranie włosów i tak dalej. On w końcu ma Igę i nie chciałam, żeby wyszło, że nagle jaram się Ville, bo tak na serio wcale tak nie jest. Ja go tylko lubię i to w dodatku dzięki Tobie, za co dziękuję :)

      Gregor to psychol, chyba to ustaliłyśmy już dawno, to że chciał mnie zamordować, wcale nie jest takie straszne, jego późniejsze zachowanie wyda mi się bardziej szokującym, niż dotychczasowe, ale zobaczymy jak wy to odbierzecie. Bardzo liczę na szczere reakcje, a już teraz wiem, że zapewne będą one różne. Niektóre z was, może będą go nawet żałowały :( Ale inne powiedzą, że tylko do psychiatry.

      Ville utarł nosa Gregorowi, bo wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to uznasz, że było go za mało, a tak to przynajmniej mogłam Cię ucieszyć tym wydarzeniem ;D

      Usuń
    2. Wiesz, jak mi tak teraz piszesz, to przekonuję się, że masz rację. xD Wybacz, ja szybciej napisałam niż pomyślałam.
      Ucieszyłaś mnie, ale to bardzo od tej pory się tym jaram. xD A uśmiechem się jak głupia do monitora, aż moja mama chciała przeczytać co ja tam widzę. Oczywiście, że jej na to nie pozwoliłam. :D

      Usuń
    3. Widzisz? Mówiłam, że nie chciałam wzbudzić Twojej zazdrości :P Zaraz by były jakieś zarzuty, że się Ville jaram XD Nie no, żartuję ^^
      O, jak dobrze, że nic jej nie pokazywałaś - wstyd XD Jeszcze jakie opisy i baba w burdelu ^^

      Usuń
  4. udało mi się nadrobić Twoje opowiadanie :) no cóż mogę powiedzieć? chyba prawdę :) opowiadanie genialne, podoba mi się Twój styl pisania, jest naprawdę świetny :) dodatkowym atutem są skoczkowie, większość z nich to moi ulubieńcy :) dobra, przejdę teraz do tego rozdziału :) a więc [wiem, zdania nie zaczytana się od "a więc" ale kij z tym :P] Gregor to jakiś pojebaniec, przepraszam z góry na wyrażenie, jak można coś takiego zrobić?! nie mogę tego zrozumieć, to jest chore... normalnie jakiś horror, biedna Wiki, co ona musiała wtedy czuć, kiedy złamała nogę i nie mogła się wydostać na powierzchnię... czekam na nexta :)

    weny.!

    pozdrawiam cieplutko.! buziak :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty szybka jesteś! [bez skojarzeń xd] Dziękuję bardzo za Twoją opinię, wiele dla mnie znaczy. Faktycznie musiałaś całą noc to czytać, tym większe brawa dla Ciebie ^^ Co to Twojego opowiadania, to miałam się za nie zabrać, ale... ilość rozdziałów jest według mnie przerażająca xd Mimo to, chyba jednak zacznę, bo im dłużej będę zwlekała, tym więcej będzie rozdziałów do nadrobienia ;D

      Usuń