Witajcie moi mili, nowy rozdział już do was leci, miłego czytania, mam wenę ^^ Dodałabym to wcześniej, ale nasi siatkarze grali mecz z USA, a ja musiałam go zobaczyć. Pisałam ostatnie zdanie rozdziału w trakcie śpiewania hymnów! Cudowny mecz 3:1 dla Polski! Brawa ode mnie dla Zatorskiego, Jarosza i Nowakowskiego, natomiast muszę przyznać, że Kurek i Żygadło nie grali najlepiej ;/
___________________________________________________
Rozdział 15
Ku wielkiemu zadowoleniu moim a
także Darii, udało mi się opanować emocje, przed dotarciem na siłownię, na
której znajdowali się teraz wszyscy skoczkowie. Kuzynka uprzedziła mnie tylko w
miarę delikatnie, że mam lekko przekrwione oczy, nie przejęłam się tym jednak
zbytnio. Kiedy dotarłyśmy w to miejsce od razu trafiły do moich uszu radosne
śmiechy, ale też pojękiwania, świadczące, o wytrwałym ćwiczeniu w pocie czoła.
Dokładnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie mogąc się doczekać spotkania z
pewnym Austriakiem, jednak z wielkim bólem serca musiałam, przyjąć do
wiadomości, że go tam nie ma.
— Kurcze, znowu! Czy on na serio lubi
robić wszystko w samotności? – zmarszczyłam brwi.
Przypomniało mi się, jak
powiedział mi na weselu, że jest raczej typem samotnika. Nie lubi, gdy otacza
go zbyt dużo ludzi i uwielbia ciszę. Mieszka sam, trenuje sam i praktycznie
zawsze chodzi własnymi ścieżkami. Nie ma dobrych kontaktów z resztą kadry, co
powoduje, że nie czuje się najlepiej w ich gronie. On podobno jako jedyny nie
chciał, uznać Gregora za przywódcę drużyny, przez co reszta Austriaków raczej
za nimi nie przepada – podobnie jak Thomas za nimi.
— E, lala! – usłyszałam wołanie w
swoją stronę. – Chodź no tutaj!
Odwróciłam głowę w kierunku, z
którego dochodziły dźwięki, żeby upewnić się, czy to na pewno do mnie. To był
Kofler. Patrzył się teraz na mnie z podstępnym uśmieszkiem na twarzy, co mnie
niesamowicie irytowało. Popatrzyłam na niego groźnie, ale on wcale nie
przestawał się głupkowato uśmiechać, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej go
rozbawiłam. Instynktownie popatrzyłam na Darię, która powoli oddalała się ode
mnie w stronę Polaków. Zauważyłam, że teraz bardziej zajęta była, podziwianiem
jak Krzysiu rzeźbi klatę, bo najprawdopodobniej bała się, że gdzieś tu znajduje
się sojusznik Patryka. Stwierdzając, iż kuzynka nie jest za bardzo
zainteresowana moją osobą, udałam się niepewnie w stronę Austriaków.
— Czego chciałeś? – powiedziałam
z posępną miną i skrzyżowałam ręce na piersi. – Tak poza tym, to ja posiadam
imię, które doskonale znasz – wycedziłam przez zęby.
Kiedy to powiedziałam, reszta
kadry skierowała na mnie zdziwione, ale i rozbawione do granic spojrzenia.
Widać, że Gregor pochwalił się swoim pachołkom, iż jestem dla niego idealnym
obiektem do zabawy i mogę stać się tak samo dla nich, ja jednak nie chciałam
dać im tej satysfakcji.
— Gregor, jaka się ostra zrobiła!
– Kraft z udawanym uznaniem spojrzał na szatyna, a ten tylko spuścił głowę
machając nią z politowaniem, dalej dźwigając hantle.
— Może zamiast ze mnie drwić,
powiedzielibyście wreszcie, co ja wam takiego do cholery zrobiłam?! –
krzyknęłam na nich, nie mając już siły, dłużej się z nimi użerać na tej
siłowni.
Kofler po usłyszeniu tych słów
uniósł jedną brew i oblizał wargi, co mnie osobiście bardzo zaskoczyło, a także
obrzydziło. Wstał szybko z miejsca i bezczelnie dał mi klapsa w tyłek, a ja aż
uskoczyłam do tyłu. Próbowałam go spoliczkować, ale miał szybki refleks i
złapał mój nadgarstek, mocno ściskając.
— Wybacz, że nasz Andreas jest
taki nieśmiały – popatrzył na mnie z uśmiechem Martin Koch. – Chciał się ciebie
spytać, ile bierzesz za usługi – powiedział aż nadto uprzejmie.
— Że co?! – nie mogłam uwierzyć
własnym uszom.
— Nie rozumiesz po niemiecku? –
zadrwił ze mnie Kraft. – Chętnie wszyscy byśmy skorzystali.
Do mojej głowy doszło teraz
milion różnych myśli. Moje źrenice powiększyły się znacznie, a łzy zaczęły
cisnąć się do oczu. Nie mogłam uwierzyć, co oni do mnie mówią. Wściekłość
wezbrała we mnie w jednej chwili. Czyżby właśnie to Gregor mówił wszystkim
swoim kolegom na mój temat? Czy Freitag także przestał się do mnie odzywać,
właśnie z powodu tych bredni? Rozwścieczona do granic, wyrwałam się Koflerowi i
odwróciłam się na pięcie, w stronę rozbawionego Gregora.
— Czy ciebie już do reszty
pojebało?! – darłam się. – Coś ty im na mój temat naopowiadał? – Z trudem
powstrzymywałam łzy, które zaczęłam czuć pod powiekami. – Za co? – powiedziałam
słabo i spuściłam głowę. – Co ja ci takiego zrobiłam?
Popatrzyłam na niego uważnie. Ja
wiedziałam, że on wiedział, co ja czuję. Zawsze znał moje myśli i emocje. Nigdy
się co do nich nie omylił, mimo że czasem skrzętnie starałam się je zamaskować.
Bardzo chciałam, aby w tej chwili także wiedział. Było mi cholernie przykro i
czułam się upokorzona przy wszystkich. Jego motywy były dla mnie kompletnie
niejasne. Teraz, gdy tak wpatrywałam się w jego oczy, nagle coś w nich zgasło.
Nie widziałam już tych złośliwych ogników ani tej drwiny, ani wyższości.
Poczułam się zupełnie tak, jak gdyby nagle znalazł się przede mną inny Gregor,
mimo iż jeszcze nic nie powiedział.
Gregor już od samego początku,
gdy miałam zaszczyt go poznać, posiadał dwie twarze, dwie osobowości. Raz był
niezwykle uprzejmy, serdeczny i wyrażał chęć, ulżenia mi w moich problemach, a
kiedy indziej stawał się cyniczny oraz arogancki. Sam w sobie stawał się dla
mnie kolejną troską, której nie miałam siły ani tym bardziej nie chciałam
znosić. Nie wiedziałam od czego to zależy. To, w jaki sposób się odnosił do
mojej osoby w danym momencie, było pozbawione całkowicie logiki, jakiejkolwiek
regularności, czy zasady. W takim razie znaczyło to, że w każdej chwili mógł
stać się inny, niż był pięć minut temu. Niezwykle mnie irytowała ta jego
chwiejność, ale nie mogłam nic na nią zaradzić.
— Nawet nie masz pojęcia, jak
bardzo cię czasem nienawidzę – wysyczał, a w jego spojrzeniu znów ujrzałam
wściekłość, znacznie silniejszą, niż wcześniej, a zdawało mi się przed chwilą,
że złagodniał. To było tylko dowodem na to jak bardzo zmienny był, jeśli chodzi
o emocje, jakie nim kierowały.
— Powiedź, co takiego wszystkim
opowiadałeś na mój temat? – powiedziałam o dziwo spokojnie, chociaż jego słowa
bardzo bolały.
— Powiedziałem, że pracujesz w
burdelu – powiedział to z takim spokojem, że aż mnie zmroziło. – I właściwie
nie skłamałem za bardzo, bo w tym zawodzie byłabyś genialna.
To był zwyczajny odruch.
Wściekłość wezbrała we mnie znowu i przejęła kontrolę nad moim ciałem. Nie
bacząc na konsekwencje, jakie mogą mnie spotkać ze strony tych nieobliczalnych
ludzi, wymierzyłam Schlierenzauerowi siarczysty policzek, na tyle mocno, że
plaśnięcie, jakie towarzyszyło uderzeniu, rozniosło się po całym pomieszczeniu,
a szatyn sycząc z bólu, złapał się za piekący, czerwony policzek i spadł z
ławki, z takim hukiem, że teraz wszyscy patrzyli się pytająco w moim kierunku.
— Ja też cię nienawidzę! –
wykrzyczałam mu prosto w twarz i nie przejmując się już innymi, zaczęłam
płakać. Chciałam wybiec stamtąd jak najszybciej, ale ktoś mnie zatrzymał.
— Wiki, kochanie! – usłyszałam
współczujący głos Wellingera nad sobą i nie opierając się w ogóle, pozwoliłam,
aby mnie przytulił oraz pogłaskał po głowie. – Jesteś takim prostakiem i
chamem, że się tego nie da określić słowami! – krzyknął Niemiec w stronę
Austriaka, który teraz podnosił się z ziemi, z pomocą swoich pachołków.
Ani się obejrzałam, a w
towarzystwie Niemca otoczyli mnie także Jurij, Prevc i Larinto. Nic tak nie
poprawia humoru, jak zbiorowe przytulenie.
— Muszę stąd jak najszybciej
wyjść – powiedziałam drżącym głosem i udałam się w stronę drzwi, widząc, że
czterech chłopaków idzie za mną, dodałam łagodnie. – Nie, wy zostańcie tutaj i
trenujcie przed skokami. Nie pozwólcie, aby ten idiota znów okazał się
najlepszy – powiedziałam już spokojniej. – Wybaczcie, że nie będzie mnie na
waszych skokach, ale ja nie mogę tutaj zostać – oznajmiłam spokojnie i
wiedziałam doskonale, że rozumieją. Patrzyli tylko na mnie ze współczuciem, jak
wychodziłam.
***
Wyszłam na zewnątrz i udałam się
w stronę pobliskiej rzeki. Nie za bardzo mnie interesowało wtedy, czy moje
kuzynki i przyjaciółka będą się martwiły. Żwawym krokiem ruszyłam przed siebie,
starając się mieć głowę uniesioną wysoko ku górze. W przypływie emocji nie
zapomniałam na szczęście swojej kochanej torebki. Otworzyłam ją teraz i sięgnęłam
po perfumy, które tak bardzo koiły moje nerwy. To On powodował u mnie spokój,
to był Jego zapach. Tylko z Nim mi się kojarzył. Podniosłam zakrętkę i prysłam
sobie trochę tego cudownego zapachu na oba nadgarstki. Kiedy już to zrobiłam,
przytkałam perfumy, następnie chowając je do torebki. Kiedy ich zapach dostał
się do moich nozdrzy, poczułam błogi spokój i opanowanie, tak bardzo potrzebny
mi w tamtej sytuacji.
Od tej pory szłam z uśmiechem
przed siebie, aż dotarłam do jakieś niewielkiej rzeki koło lasu. Przysiadłam
tam ostrożnie na kamieniu i napawałam się pięknym widokiem. Było mi teraz tak
dobrze. Niestety spokój ten został powtórnie załamany, gdy usłyszałam dźwięk
komórki, dobiegający z mojej torebki. Szybko wyciągnęłam ją stamtąd i odebrałam.
— Wiki, tak mi przykro kochanie!
– usłyszałam załamany głos mojej przyjaciółki Magdy. – Gdzie jesteś? – zapytała
zmartwiona. – Tylko błagam, nic sobie nie zrób! – prosiła.
— Już wszystko gra – powiedziałam
spokojnie i zdobyłam się nawet na blady uśmiech, którego ona nie mogła
zobaczyć. – Jestem nad jakąś rzeką, całkiem tu przyjemnie – powiedziałam i
rozejrzałam się dookoła.
— Już do ciebie idę! – obiecała
gorączkowo. – Nie ruszaj się stamtąd! – nakazała.
— Nie! – zaprotestowałam
gwałtownie. – Chcę pobyć teraz sama – powiedziałam błagalnie. – Zostań z
dziewczynami i skoczkami, a ja niebawem przyjdę – przyrzekłam.
— No dobrze – powiedziała
niezadowolona. – Tylko w miarę szybko! – przestrzegła i rozłączyła się.
W głębi duszy cieszyłam się, że
Magda tak bardzo się o mnie martwi. To znaczyło, że nasza przyjaźń jest taka
jak dawniej i mimo tych wszystkich sprzeczek i niezgodności jakie były między
nami jeszcze całkiem niedawno, wiedziałam, że już wszystko gra i mogę na niej
polegać. Byłam pewna, że ona może także polegać na mnie. Cudownie było mieć
prawdziwego przyjaciela, nawet jeśli czasem był denerwujący, ale jak to mówią –
przyjaźń bez kłótni, to nie jest przyjaźń.
Z uśmiechem na ustach, starając
się puścić w niepamięć dawne nieprzyjemności, napawałam się doskonałą,
słoneczną pogodą i ożywczym, górskim powietrzem. Ptaki ćwierkały pięknie, jakiś
dzięcioł postukiwał radośnie w drzewo, a szum leśnej rzeki działał na mnie
uspokajająco. Zamknęłam z zadowoleniem oczy i słuchałam tych wszystkich
dźwięków z nieukrywaną przyjemnością.
Nagle poczułam jakieś bardzo
silne pchnięcie z tyłu i gromkie śmiechy, które doszły do moich uszu zaraz po
tym, jak wpadłam z głośnym chluśnięciem do rzeki. Noga bolała mnie
niemiłosiernie, a każdy ruch powodował ból, ponieważ, w trakcie spadania do
wody, moja stopa zahaczyła o coś twardego i wystającego, a to spowodowało, że wygięła
się w nienaturalny sposób. Najprawdopodobniej ją zwichnęłam albo złamałam.
Przez to nie mogłam w ogóle pływać. Nie zdążyłam złapać oddechu i wiele wody
dostało się do moich ust. Nie byłam w stanie się wydostać na powierzchnie. Na
domiar złego woda była niesamowicie zimna. Zaczęłam opadać na dno, nie tracąc
póki co przytomności. Ostatnie co widziałam, to cztery zamazane postacie na
brzegu rzeki. Patrzyli na mnie jeszcze przez chwilę, aby się upewnić, że nie
wypłynę, po czym uciekli ile sił w nogach, śmiejąc się jednak głośno.
Myślałam szczerze, że to mój
koniec. Nie byłam wstanie wypłynąć na powierzchnię, byłam pewna nawet, że z
kostki sączy mi się krew. Wymachiwałam tylko ile sił rękami, ale to na niewiele
się zdało, gdy nogi nie były sprawne. Przymknęłam wreszcie powieki i
przygotowałam się na najgorszy los, jaki może mnie spotkać. Przed oczami
stanęło mi wiele scen z mojego życia. Od pójścia do pierwszej klasy, przez
pierwszego chłopaka, aż do ślubu mojej siostry, gdzie po raz pierwszy mogłam
porozmawiać z Nim, ciesząc się każdą chwilą Jego obecności. Widziałam Gregora i
jego zamyślone spojrzenie, czasem niezwykle spokojne, opanowane, wręcz
przygnębione, a kiedy indziej pełne drwiny, nienawiści i ognia, który zawsze
powodował u mnie tylko strach. Pomyślałam z wielkim bólem, że już nigdy nie
odkryję jego tajemnicy. Nie poznam jaki był naprawdę, co takiego złego go
spotkało, że potrafił stać się nieobliczalny. Był dla mnie zagadką niezwykle
trudną, niebezpieczną, ale i na swój sposób fascynującą.
Nagłe chluśnięcie, jakie doszło
do moich uszu, całkowicie mnie zdezorientowało. Szykowałam się już na przejście
na tamten świat. Porzuciłam wszystkie swoje nadzieje, plany i marzenia, a tu
nagle ktoś postanowił mnie ratować. Dość niedługo po tym poczułam czyjeś silne
ręce, obejmujące mnie w pasie. Widziałam, że zbliżam się do tafli wody, a gdy
już znalazłam się na powierzchni, zaczęłam jak oszalała wypluwać wodę, która dostała mi się do ust. Przetarłam
piekące oczy i wzięłam najgłębszy oddech na jaki było mnie w tej chwili stać.
Kiedy już to zrobiłam delikatnie i powoli odwróciłam głowę, aby zobaczyć, kto
uratował mi życie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
— Thomas? – Moja radość nie znała
granic. – To naprawdę ty? – Nie mogłam uwierzyć, że spotkałam się z nim po
ponad miesiącu akurat w takich okolicznościach.
— Tak, to ja. Dawno się nie
widzieliśmy, prawda? – zaśmiał się nerwowo i uśmiechnął się do mnie tak słodko,
że na nowo zaparło mi dech w piersi.
Przytulał mnie do siebie teraz z
całych sił, a ja jeszcze nigdy w życiu nie poczułam się tak bezpieczna jak w
tamtej chwili. Mogłabym całą wieczność spędzić w jego silnych ramionach i
przytulać głowę do jego klatki piersiowej, wsłuchując się w niespokojne bicie
jego serca. Zapomniałam całkowicie o tym, że woda była strasznie lodowata i że
bardzo bolała mnie prawa noga. Miałam wielką ochotę go w tej chwili pocałować,
ale powstrzymałam się, bo uznałam, że prawie w ogóle się nie znamy i Thomas
mógłby mnie w tamtej chwili odrzucić, a tego bardzo nie chciałam. Zaczęłam
walczyć sama ze sobą.
— Uratowałeś mi życie –
powiedziałam drżącym głosem, chcąc w ten sposób przytłumić myśli, jakie
zrodziły się w mojej głowie.
— Możesz sama chodzić? – spytał
troskliwie, jakby w ogóle nie słyszał moich wcześniejszych słów.
— Nie – zaprzeczyłam. – Kiedy
wpadałam do rzeki, chyba złamałam też nogę – popatrzyłam w jego niebieskie
oczy.
— To niedobrze – powiedział
zmartwiony. – Złap się mnie mocno za szyję, poniosę cię.
Bez jakichkolwiek najmniejszych
oznak protestu, zrobiłam, to co mi kazał i już po chwili znajdowałam się na
brzegi rzeki. Thomas bardzo ostrożnie posadził mnie na wielkim kamieniu, na
którym siedziałam wcześniej.
— Będziesz w stanie sama się utrzymać
na tym kamieniu? – popatrzył na mnie uważnie.
— Tak, do tylko noga – odparłam,
a po chwili na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.
— Na pewno? – powtórzył.
— Tak – kiwnęłam głową i
patrzyłam jak udaje się do torby, która znajdowała się na trawie i wyciąga z
niej ręczniki. – Co robiłeś tak blisko lasu? – spytałam.
— Biegałem – odpowiedział
wracając z ręcznikami i otulając mnie dwoma. Jednym okrył mi cały tułów, a
drugi dał na włosy. – Nie lubię trenować z innymi, myślałem, że dobrze o tym
wiesz – powiedział obojętnie, zaczął starannie wycierać mi włosy, po czym
spojrzał na kostkę. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie krwawiła.
— Bardzo boli? – spytał ze
współczuciem w oczach i lekko jej dotknął, ból był przeraźliwy. – Będę musiał
zanieść cię na najbliższego szpitala, nie ma innej rady.
— Daleko jest ten szpital? –
spytałam się, gdyż nie za bardzo orientowałam się w terenie, zwłaszcza jeśli
chodzi o Zakopane.
— Pół godziny drogi pieszo –
powiedział i zaczął wycierać się kolejnym ręcznikiem, jaki miał w torbie, po
czym założył koszulę, która leżała na jednym z kamieni. Zapiął starannie torbę
i założył ją sobie na ramię. – Złap się mnie mocno za szyję – powtórzył po raz
kolejny i podniósł bez najmniejszego trudu, jakbym była niewyobrażalnie lekka.
Od tej pory tak szedł ze mną na
rękach, a ja byłam mocno w niego wtulona, cala okryta ręcznikami i ze swoją
torebką na kolanach. Znów zapomniałam o bolącej kostce, a liczyło się dla mnie
tylko to, że był blisko.
— Zaraz po tym, jak zaniosę cię
do szpitala, będę musiał uciekać na skocznię, a i tak nie wiem czy zdążę –
wyraźnie się zmartwił tym faktem i trochę przyspieszył kroku.
— To moja wina, przeze mnie
możesz nie zdążyć – powiedziałam i nagle uderzyły mnie wyrzuty sumienia. – Ja
to mam zawsze pecha.
— Nie bądź niemądra – uśmiechnął
się do mnie pokrzepiająco. – Obydwoje wiemy doskonale czyja to wina i wcale nie
twoja.
— Austriacy będą się teraz na
mnie mścić, nienawidzą mnie! Wszyscy – schowałam twarz w ręcznik, jaki miałam
na głowie i na powrót poczułam łzy pod powiekami.
— Wcale nie wszyscy – powiedział
cicho i zdjął ręcznik z mojej twarzy, patrząc mi w oczy. – Chyba o kimś
zapomniałaś – po raz kolejny uśmiechnął się do mnie słodko.
— A no tak, przepraszam –
powiedziałam ze skruchą i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam, czułam się
bardzo bezpiecznie i mimo że cała byłam mokra po wpadnięciu do rzeki, było mi
ciepło.
— Jesteś urocza – usłyszałam jego
śmiech nad swoim uchem. – Potrzebujesz kogoś, kto by się cały czas o ciebie
troszczył.
„Skoro tak uważasz, to może ty byś
się o mnie troszczył?” – pomyślałam z uśmiechem na ustach, ale nie odważyłam
się powiedzieć tego na głos. Jeszcze na takie wyznania stanowczo za wcześnie.
***
Wreszcie dotarliśmy do tego
szpitala. Ludzie po drodze dziwnie się na nas patrzyli, ale ani ja, ani Thomas
się tym nie przejmowaliśmy. Morgi zostawił mnie na krześle w poczekalni, po
czym zaczął rozmawiać w języku angielskim z jakimś lekarzem i wszystko mu
wyjaśnił. Lekarz zgodził się mną zająć i obejrzeć moją nogę, co bardzo mnie
ucieszyło, ale mina mi zrzedła, kiedy blondyn powiedział, że musi już iść.
— Uprzedzałem cię wcześniej –
powiedział ze smutkiem, kucając naprzeciwko mnie. – Trener się zdenerwuje,
jeśli spóźnię się na skoki, choćby z dwie minuty – oznajmił.
— Wiem, rozumiem – powiedziałam i
uśmiechnęłam się blado. – Tyle dla mnie zrobiłeś – stwierdziłam szczęśliwa i
przytuliłam się do niego ponownie. – Dziękuję ci – To ostatnie wyszeptałam mu
do ucha.
— Najważniejsze, abyś teraz była
zdrowa – uśmiechnął się i pogłaskał mnie lekko po głowie. – Wpadnę na pewno do
szpitala jeszcze po skokach – obiecał, czym poprawił mi znacznie humor.
— Nie sądziłam, że zobaczymy się
powtórnie w takich okolicznościach – powiedziałam cicho.
— Ja też nie – odpowiedział,
wstając. – Jednak cieszę się, że cię wreszcie widzę – oznajmił. – Do
zobaczenia, mam nadzieję, że dobrze się tu tobą zaopiekują – po tych słowach
udał się w stronę drzwi wyjściowych.
Przypominając sobie o pewnej
rzeczy w ostatniej chwili, krzyknęłam za nim, a ten odwrócił się do mnie i
spojrzał z zaciekawieniem w niebieskich oczach.
— Nie pozwól, aby Gregor był
najlepszy! – poprosiłam i posłałam mu promienny uśmiech, a ten go odwzajemnił.
— Obiecuję, że zrobię wszystko co
w mojej mocy – przyrzekł i odwracając się z powrotem pomachał mi na pożegnanie,
czy może raczej na do widzenia.
***
Tak jak przypuszczałam wcześniej,
to było złamanie. Zrobili mi serię badań, po tym jak się dowiedzieli, że ktoś
chciał mnie zabić przez utopienie. Przede wszystkim jednak kazali mi rozebrać
się z przemoczonych ciuchów i oddać im moje dwa ręczniki – czy raczej ręczniki
Morgiego. Na początku dość wyraźnie protestowałam, ale kiedy mi obiecali, że
ręczniki nie zginą i na pewno je zwrócą prawowitemu właścicielowi, zrobiłam się
spokojniejsza. O odziali mnie w typową, szpitalną piżamkę, a potem zrobili
rentgen kostki. Złamanie jak nic. Od razu powiedzieli mi, że noga idzie do
gipsu.
— Ile czasu, będę musiała spędzić
w gipsie? – spytałam się lekarza, który od razu niemal wzbudził moje zaufanie.
— Sześć tygodni – powiedział
rzeczowo, ale i uśmiechnął się do mnie pocieszająco. – To wcale nie tak długo,
jak się pani wydaje – uspokajał. – Czas szybko leci.
— Czyli będę musiała spędzić w
Zakopanym, aż sześć tygodni? – uniosłam brwi. – Pan wybaczy, ale to raczej nie
jest wykonalne.
— A pani nie jest stąd? – teraz
to on wydał się zdziwiony.
— Nie, niestety nie – pokiwałam
głową.
— No wie pani – zmieszał się. –
Najlepiej by było, abym to ja się z panią spotkał za sześć tygodni, poza tym
gdyby coś się działo…
— Dobrze – zrozumiałam aluzję i
trochę zła dodałam. – Zobaczę co da się zrobić, być może zostanę jeszcze te
sześć tygodni – westchnęłam ze zrezygnowaniem, a lekarz tylko do mnie bez
przerwy się uśmiechał. Taki miły staruszek z niego był. Przypominał mi trochę
mojego dziadziusia.
***
Dostałam salę, w której nie było
nikogo poza mną, co bardzo mi odpowiadało. Nie lubiłam zbytnio towarzystwa.
Raczej wolałam zamknąć się w swoich czterech ścianach i pobyć sama ze sobą. W
ten sposób zyskiwałam energię. Nie byłam raczej duszą towarzystwa, czy królową
wszelkiego rodzaju bali, czy innych przyjęć. Uwielbiałam chwile samotności, gdy
mogłam w spokoju świętym przemyśleć wszystko, co aktualnie przyszło mi do głowy
i zatopić się we własnych rozważaniach, to było bardzo relaksujące dla mnie,
mimo że inne osoby często męczyła taka nieprzenikniona cisza, jaka teraz mnie
otaczała.
Znów mogłam zacząć myśleć o
Gregorze, który był dla mnie niczym mur nie do przebicia. Na początku
zastanawiałam się czemu, aż tak bardzo interesuje mnie jego postać i nawet mnie
to zaniepokoiło, potem jednak tłumaczyłam sobie, że nienawidzę, gdy ktoś przede
mną ma jakieś tajemnice, lubiłam zagadki i kochałam odkrywać prawdę. Taką
właśnie możliwość dał mi szatyn, mimo że po tym co się stało nad rzeką, dał mi
dowód na to, iż jest nieobliczalny i coraz bardziej mu odbija.
Zamiast się wystraszyć ja
zapragnęłam być jeszcze bliżej niego, bo ta jego dziwaczność, również była
niezwykle pasjonująca i marzyłam o tym, aby odkryć jej źródło. Przeczuwałam już
teraz, że Schlierenzauer nie jest osobą w pełni zrównoważoną psychicznie i
właśnie to sprawiało, że mimo niebezpieczeństwa chciałam mu… pomóc. Tak, to
chyba dobre słowo. Mimo tych wszystkich gróźb, uszczypliwości i chłodu właśnie
w szpitalu zapragnęłam po raz pierwszy, pomóc skoczkowi, zamiast od niego
uciec. Jego nienormalne zachowanie – wiedziałam, że to on wrzucił mnie do rzeki
ze swoimi kolegami – było bodźcem, które nakłoniło mnie do głębszej refleksji
nad jego osobą.
Ludziom psychicznie chorym trzeba
pomagać, a nie się ich pozbywać. Tak, to zdecydowanie będzie teraz mój nowy tok
myślenia. I pomyśleć, że to właśnie dzięki Gregorowi zaczęłam, patrzeć inaczej
na obecną sytuację oraz na to, co mnie spotkało.
Myślałabym może jeszcze dłużej
nad różnymi aspektami życia, gdyby nie to, że zaczęła niemiłosiernie głośno
dzwonić moja komórka. Leniwym ruchem ręki, zdjęłam ją z szafki i odebrałam, nie
patrząc nawet kto dzwoni.
— Halo? – powiedziałam
zmarnowanym głosem i czekałam na odpowiedź rozmówcy po drugiej stronie.
— Wiki, gdzie jesteś? –
usłyszałam zdenerwowany do granic głos Magdy. – Miałaś się spieszyć, pamiętasz?
Ville właśnie skoczył dalej od Gregora! – powiedziała z uznaniem Sobańska.
— Na serio? – zdziwiłam się. – To
wspaniale! – nie ukrywałam radości, która przyszła zaraz po zaskoczeniu. –
Wreszcie ktoś utarł mu nosa! – nie ukrywałam satysfakcji.
— Gdzie jesteś?! – powtórzyła
nerwowo.
— W szpitalu – powiedziałam
cicho. – Udałam się nad rzekę, a wtedy, gdy straciłam ostrożność
Schlierenzauer, Koch, Kofler i Kraft wrzucili mnie do rzeki i chcieli utopić.
Kiedy wpadałam do wody, złamałam nogę i zaczęłam iść na dno, bo nie mogłam
pływać. Na szczęście w porę uratował mnie Thomas i zaniósł na rękach do
szpitala. Zrobili mi wszystkie badania, prześwietlenie i dali suchą piżamę. Mam
na nodze gips, muszę zostać w Zakopanym, aż sześć tygodni, do czasu zdjęcia
gipsu – powiedziałam to wszystko za jednym razem, a w słuchawce brzmiało tylko
nerwowe oddychanie mojej przyjaciółki.
— Robisz sobie jaja, nie? –
zaśmiała się nerwowo. – Prawie się nabrałam – powiedziała.
— Ale to nie żart – oznajmiłam
spokojnie. – Gregor chciał mnie utopić, zabić, zostawić i w ogóle pozbyć się
mnie.
— To jest jakiś psychopata! –
krzyknęła z oburzeniem, aż musiałam oddalić głośnik komórki od mojego biednego
ucha. – Teraz to pewnie będziesz go unikała – powiedziała z satysfakcją.
— Nie – powiedziałam spokojnie. –
Nie chcę się od niego oddalać. Pragnę dowiedzieć się co nim kieruje i jakie są
przyczyny jego zachowania – powiedziałam spokojnie, ale stanowczo i
nieustępliwie.
— Ale Wiki, to niebezpieczne! –
skarciła mnie. – Jeśli próbował zabić raz, spróbuje znowu. Boje się o ciebie
kochana – Istotnie w jej głosie słychać było drżenie i strach.
— Wiem, że to niebezpieczne
obcować z psychopatą, ale ja czuję, że ryzyko warte jest poznania prawdy –
powiedziałam twardo, przez co Magda przeraziła się jeszcze bardziej.
— Ty naprawdę wiesz co robisz? –
spytała niepewnie.
— Nie – przyznałam szczerze, choć
może nie powinnam była tego uczynić. – Ale jak już zrobię, to będę wiedziała –
zaśmiałam się i rozłączyłam pospiesznie.
______________________________________________________
No to się porobiło ;D Thomas jak widzicie już jest, nie mogłabym bez niego wytrzymać :) Wiki nam się jakaś dziwna zrobiła, Gregor chciał ją zabić, a ona zamiast od niego uciekać, chce mu pomóc wyzdrowieć psychicznie. Jak myślicie co wyniknie z tego, że Wiki będzie tak blisko z psychopatą?
Do napisania! :)
Wiki, ja się o Ciebie martwię, hahaha ;D
OdpowiedzUsuńAle nie, kiedy zaczynałam czytać to opowiadanie, jeszcze na fejsbuku nie pomyślałabym, że zrobi się z tego coś tak fascynującego i wciągającego, naprawdę *_*
Jestem ciekawa, co wyniknie z tej dobroduszności Wiktorii, kto wygra zawody i oczywiście co to będzie dalej z Thomasem ...
Ahh, zostaje jeszcze sprawa tego Patrysia całego .;x
Cóż, szczerze może i bym pogłówkowała, ale wolę już nie. Niezbyt mi to wychodzi, prawdę powiedziawszy ;)
Nic, tylko czekać na następny.
Kocham, zapraszam ( Morgi czekają, hahaha xd ) i całuję xx
Dominika ♥
Ja też się o siebie niepokoję i to bardzo, fakt, że rozmawiałyśmy wczoraj o psychiatryku, dodatkowo podjudził moją pomysłowość w kwestii zachowań Gregora. Twój pomysł na dalszą część opowiadania, jak widzisz, nie był zbyt dla mnie zaskakujący, bo już wiele moich czytelniczek ma taką samą koncepcję. Gregor jako psychopata jest nawet fajnyyyy ^^
UsuńDziękuję za komplement, nie wiedziałam, że wciąga to tak bardzo. Boje się czasem, że pod koniec tak naprawdę was wszystkich zawiodę. Tyle macie własnych pomysłów na zakończenie, liczycie zapewne na coś niezwykłego, że obawiam się, że wymyślona przeze mnie końcówka okaże się zbyt błaha, w porównaniu z waszą wyobraźnią. A pomysłów macie od groma.
O tym kto wygra i co dalej z Thomasem, dowiecie się w następnym rozdziale, natomiast co wyniknie, ze zbliżenia się do Gredzia, będziecie musiały jeszcze trochę poczekać. Ale nie zbyt długo :D
Chętnie bym tam pojechała *.* Morgi♥♥♥
Jak się mówi? Mieszkam w Morgach? XD To takie dziwne jakieś :P
Jeny, od czego tu zacząć ...
UsuńLiczę, że dzisiejsze nocne pisanie będzie miało równie ciekawy temat jak wczoraj, hehe :D
Co do mojej koncepcji - niczym nie błyszczę, to prawda. Ale tam, jakbym zaczęła tak bardzo mocno wysilać moje szare komórki to wyszłoby coś na podobę ... pornosa ?
Haha, dobrze widzisz xd Taka tam inna strona mnie :)
Jeśli chodzi o komplementy - lubię je tak po prostu pisać.
Nie masz się o co martwić, naprawdę.
Wszystko .
W S Z Y S T K O co napiszesz na pewno będzie cudowne. Już dobrze Cię znam :D
Ja już co nieco wiem, ale ciii x
A co do ostatniego akapitu komentarza - tak, mieszka się w Morgach. I pomyśleć, że dopiero wczoraj to odkryłam. Jak pojadę do babi, zrobię sobie zdjęcie z tablicą i Ci wyślę, hehe :D
Wiem, ja i moje otoczenie bywamy dziwne. Zresztą lubię dziwne osoby, więc ... sama widzisz, że świetnie się dogadujemy, haha ♥
Buziaaaki < 33
Nasze dzisiejsze rozmowy, były wręcz cudowne, uwielbiam je, oby było ich jak najwięcej ♥
UsuńJak to niczym nie zabłyszczałaś? Powiedziałaś mi, że Ci to opowiadanie wychodzi na pornosa, a bynajmniej ma wyjść. Jeszcze nikt mi czegoś takiego nie powiedział xD Zapewniam Cię, że nie będzie to opowiadanie erotyczne, bo inaczej zamieściłabym stosowne ostrzeżenie. Bynajmniej nie czuję się za dobrze w takich rzeczach^^ Mimo że możesz sądzić inaczej xD
Jesteś jedyną moją czytelniczką - z którą mam kontakt przez GG - która nic mi nie ma do zarzucenia, jeśli chodzi o opowiadanie i nawet się Tobie dziwie, inne to bez problemu mi gadają co by chciały i jakich skoczków (zwłaszcza takie dwie, które mimo to bardzo lubię i one o tym wiedzą xd) :D Cieszę się, że wierzysz w mój pisarski talent i w to, że tego nie zepsuję, choć bardzo się o to boję ;/ No wiesz, to prawda, ale i tak nie za wiele, dalej nie wiesz, co będzie dalej i jak się zakończy. Będę Cię trzymała w napięciu ^^
To ja czekam na zdjęcie Twoje z tabliczką. Ja chcę tam zamieszkać XD Morgi ♥♥♥ Nie no, masakra, zabiłaś mnie tym newsem :D
O tak, ja jestem bardzo, bardzo dziwna ^^ I Ty też :P
To jest jakiś horror. Co zGredzio sobie myślał ?! Nie wiedziałam, że zrobisz z niego aż takiego chama. No ale w końcu pojawił się Thomas ! :) Czekam na akcje z tym związane ^ ^
OdpowiedzUsuńPodsumowując krótko zajebisty ;D
Akcji z Morgim będzie dużooo^^ Aż czasem się obawiam, że zaniedbam inne wątki, no ale cóż, postaram się tego nie u8czynić :D
UsuńTo Ty jeszcze dobrego horroru nie widziałaś, po Gredziu można się spodziewać znacznie więcej. Staram się nie zdradzać dalszej części, ale nie ukrywam, że on pomocy bardzooo potrzebuje. Zresztą nie jest to jakąś tajemnicą chyba, ślepy by tylko tego nie zobaczył :P
Po pierwsze :3 ( wiedziałaś, że zacznę od tego xD )
OdpowiedzUsuńVille.!!! Ville.!!! Dzięki ci, za to, że właśnie mój Ville utarł nosa Gregorkowi. Tak trzymaj dalej :3
Gregor to cham, prostak i wredna szmira.!! Jak on mógł ci to zrobić, ja się pytam.?! Mówię i o tym burdelu, jak i o próbie morderstwa. Dobrze, że Thomas był w pobliżu, choć szczerze przyznam, że miałam jakąś cichą skrytą nadzieję, że to Ville cię uratuję :3 Hehe... xD
Weny.!
Na serio liczyłaś nie Ville? Szczerze Ci powiem Aniu, że się nad tym zastanawiałam, ale doszłam do wniosku, że gdybym tak dokładnie to opisała, to mogłabyś poczuć się dziwnie. Wiesz, przytulanie, obejmowanie, wycieranie włosów i tak dalej. On w końcu ma Igę i nie chciałam, żeby wyszło, że nagle jaram się Ville, bo tak na serio wcale tak nie jest. Ja go tylko lubię i to w dodatku dzięki Tobie, za co dziękuję :)
UsuńGregor to psychol, chyba to ustaliłyśmy już dawno, to że chciał mnie zamordować, wcale nie jest takie straszne, jego późniejsze zachowanie wyda mi się bardziej szokującym, niż dotychczasowe, ale zobaczymy jak wy to odbierzecie. Bardzo liczę na szczere reakcje, a już teraz wiem, że zapewne będą one różne. Niektóre z was, może będą go nawet żałowały :( Ale inne powiedzą, że tylko do psychiatry.
Ville utarł nosa Gregorowi, bo wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to uznasz, że było go za mało, a tak to przynajmniej mogłam Cię ucieszyć tym wydarzeniem ;D
Wiesz, jak mi tak teraz piszesz, to przekonuję się, że masz rację. xD Wybacz, ja szybciej napisałam niż pomyślałam.
UsuńUcieszyłaś mnie, ale to bardzo od tej pory się tym jaram. xD A uśmiechem się jak głupia do monitora, aż moja mama chciała przeczytać co ja tam widzę. Oczywiście, że jej na to nie pozwoliłam. :D
Widzisz? Mówiłam, że nie chciałam wzbudzić Twojej zazdrości :P Zaraz by były jakieś zarzuty, że się Ville jaram XD Nie no, żartuję ^^
UsuńO, jak dobrze, że nic jej nie pokazywałaś - wstyd XD Jeszcze jakie opisy i baba w burdelu ^^
udało mi się nadrobić Twoje opowiadanie :) no cóż mogę powiedzieć? chyba prawdę :) opowiadanie genialne, podoba mi się Twój styl pisania, jest naprawdę świetny :) dodatkowym atutem są skoczkowie, większość z nich to moi ulubieńcy :) dobra, przejdę teraz do tego rozdziału :) a więc [wiem, zdania nie zaczytana się od "a więc" ale kij z tym :P] Gregor to jakiś pojebaniec, przepraszam z góry na wyrażenie, jak można coś takiego zrobić?! nie mogę tego zrozumieć, to jest chore... normalnie jakiś horror, biedna Wiki, co ona musiała wtedy czuć, kiedy złamała nogę i nie mogła się wydostać na powierzchnię... czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńweny.!
pozdrawiam cieplutko.! buziak :*
Ty szybka jesteś! [bez skojarzeń xd] Dziękuję bardzo za Twoją opinię, wiele dla mnie znaczy. Faktycznie musiałaś całą noc to czytać, tym większe brawa dla Ciebie ^^ Co to Twojego opowiadania, to miałam się za nie zabrać, ale... ilość rozdziałów jest według mnie przerażająca xd Mimo to, chyba jednak zacznę, bo im dłużej będę zwlekała, tym więcej będzie rozdziałów do nadrobienia ;D
Usuń