Hajo! ^^ Nie ma to jak mieć wakacje i nie mieć nic do roboty. Rozdziały pojawiają się co 2-3 dni. Jestem z siebie dumna. Czytajcie!
________________________________________________
Rozdział 16
Nie wiedziałam, co myśleć o swoim
postanowieniu, mimo to byłam pewna, że muszę coś zrobić, nieważne co. Nie
przerażał mnie fakt, iż Gregor chciał mnie zamordować, co bardzo zdziwiło mnie
samą. Każdy normalny człowiek by się zląkł i trzymał od niego daleka. Ja nie
mogłam. Jakaś tajemnicza siła, przeczucie, kazało mi przy nim zostać do samego
końca, nie zależnie od tego, czy było to ryzykowne. Ale do końca czego? Sama
nie miałam najmniejszego pojęcia. Po prostu wiedziałam, że muszę, a myśl, że skoczek
może stać się jeszcze bardziej nieobliczalny, jeśli dowie się, że przeżyłam,
rysowała się w mojej świadomości, aż nadto wyraźnie. W pewien sposób mnie to
fascynowało? Tak, to chyba było to. Zwykłe zaciekawienie, bardzo silne, aby
dowiedzieć się o co chodzi w tym wszystkim. Co takiego spowodowało, że stał się
takim, jakim jest teraz? Z pewnością nie był taki od urodzenia, musiało się coś
stać, tylko co?
Myślałam nad różnymi wariantami,
ale żaden nie wydawał mi się dostatecznie dobry, zresztą pomysłów miałam
niewiele. To wszystko było takie nielogiczne. Nic do niczego nie pasowało, bo
niby jaki związek mógł mieć Gregor z moją rodziną, jeszcze przed ślubem Sandry?
Byłam święcie przekonana, że skoczek poznał moją rodzinę dopiero na skokach
narciarskich w Planicy. Jednak on ich zastraszał. Musiał mieć na nich jakiegoś
haka, bo gdyby było inaczej, to nie spełniano by tak gorliwie wszystkich jego
zachcianek. Czyżby moja rodzina miała coś wspólnego z tą skrzynką, którą chroni
jak oka w głowie? Przecież to absurdalne! Niezależnie od tego jak bardzo
główkowałam, nad połączeniem mojej familii z tym pudłem, nie mogłam znaleźć
nawet punktu zaczepienia. To stawało się nie do
zniesienia.
Opadłam bezwładnie na poduszki i
westchnęłam głośno. Miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Irytacja i
bezsilność, jaką odczuwałam, powodowały, iż miałam szczerą ochotę krzyczeć, wrzeszczeć
i tłuc pięściami po ścianach, aż do ujrzenia stróżek krwi. Tak, niewątpliwie by
mi to pomogło, ale powstrzymałam się od tego zamiaru, bo jeszcze by mnie
zapieli w pasy bezpieczeństwa, a tego chciałam uniknąć, mimo że w tej chwili
czułam i tak, że z moją psychiką nie jest najlepiej.
Pocieszyłam się jednak, gdy
przypomniałam sobie o Thomasie. Podświadomie, bez żadnej wiedzy o tym,
uśmiechnęłam się promiennie na samo wspomnienie jego osoby. Instynktownie
sięgnęłam ręką do swojej torebki, aby wyciągnąć z niej perfumy. Kiedy Morgi
niósł mnie na rękach do szpitala, czułam je bardzo wyraźnie, co poprawiło moje
samopoczucie. Szczerze zastanawiałam się nad tym, czy uwielbianie tak perfum,
jest w pełni normalne. Doszłam jednak do wniosku, że tu nie chodziło wcale o
jakiś tam flakon perfum, tylko o Niego. A perfumy tylko mi o Nim przypominały.
W pewnym sensie rekompensowały mi brak Jego osoby, co i tak było nienormalne.
Kiedy usłyszałam, że ktoś zbliża
się szybkim krokiem do mojej sali, a po chwili zaczyna w nie pukać, jak
najszybciej schowałam perfumy na ich dawne miejsce i pełna optymizmu zawołałam:
— Proszę!
— Cześć znowu, mówiłem ci, że
przyjdę – uśmiechnął się i usiadł na krześle, które znajdowało się koło mojego
łóżka.
Wiedziałam, że przyjdzie i bardzo
mnie to ucieszyło. Nie chcąc być jednak za bardzo wylewna, postanowiłam się
trochę opanować, wzięłam głębszy oddech i usiadłam na łóżku. Ku mojemu zaskoczeniu
– pomogło. Spojrzałam w jego stronę po raz kolejny i posłałam mu delikatny
uśmiech, który nijak miał się do tego, kiedy byłam sama w pomieszczeniu.
— To bardzo miłe z twojej strony
– przyznałam, cały czas jednak kontrolując radość, jaka się we mnie nagromadziła.
W pewnej chwili nawet się trochę przeraziłam, ale uznałam, że nie mogę dać tego
po sobie poznać, bo jeszcze sobie coś by o mnie złego pomyślał. – Jak tam
zawody? – spytałam z ciekawością. – Znaczy właściwie to treningi? – poprawiłam
się szybko.
Z jego twarzy w jednej chwili
zniknął ten piękny uśmiech, a z oczu znikły te radosne ogniki. Otworzył usta
zapewne chcąc coś powiedzieć, ale powstrzymał się i zaczął się nad czymś
gorączkowo zastanawiać. Widząc jego nagłe pogorszenie nastroju i ja stałam się
przygnębiona, choć w pierwszej chwili nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Patrzyłam na niego w skupieniu i z niecierpliwością czekałam, co też mi powie.
— Gregor nie wygrał – Kiedy
wypowiadał te słowa na krótką chwilę, zagościł na jego twarzy uśmiech – Ville
zaczął idealnie te treningi i to właśnie on zwyciężył – oznajmił.
— To świetnie! Wreszcie nie on! –
Nie miałam zamiaru ukrywać swojej radości, ale spojrzałam na Austriaka i na
jego obliczu nie malował się taki entuzjazm. – Ale ty… – zaczęłam niepewnie i
zmarszczyłam brwi. – Nie zazdrościsz chyba Ville zwycięstwa, prawda? –
popatrzyłam w jego stronę pytająco.
— Nie, no oczywiście, że nie! –
zaprzeczył gorączkowo. – Bardzo lubimy się z Larinto i jestem zadowolony z jego
dobrego startu – powiedział szczerze.
— To dlaczego jesteś… – Nie dał
mi dokończyć.
— Bo okazałem się gorszy od
Gregora, a tego nie jestem w stanie tolerować! – powiedział gwałtownie, w taki
sposób i z takim bólem, że zlękłam się przez chwilę. Wstał gwałtownie z małego
krzesełka i stanął koło okna, opierając się plecami o parapet i krzyżując ręce
na piersi. – Gregor był drugi, a ja trzeci. – Na jego twarzy wyraźnie malowało
się rozczarowanie.
— Thomas nie powinieneś był, aż
tak się tym przejąć. To są wasze pierwsze wspólne treningi po Pucharze Świata –
starałam się go jakoś pocieszyć. – Jeszcze wiele może się wydarzyć i jestem
pewna, że następnym razem pokonasz Gregora – powiedziałam wesoło, ale mimo to
kąciki ust Austriaka podniosły się nieznacznie.
— Był ode mnie lepszy przez cały
zeszły sezon.
— Wiem o tym, ale to nie musi
oznaczać, że teraz będzie tak samo – odparłam. – Wierzę w ciebie.
— Naprawdę?
— Ależ oczywiście! – obiecałam –
I to już od paru ładnych lat.
Tak jakby go zdziwiłam. Uniósł
brwi zaskoczony i uznając najwyraźniej, że jego rozgoryczenie minęło bądź
znacznie się zmniejszyło, usiadł z powrotem na krześle obok mnie.
— Od jak dawna oglądasz skoki? –
spytał wyraźnie zaciekawiony.
— Sezon 2001/2002 był pierwszym
jaki oglądałam od początku do końca. Wtedy była u nas ta mania na Małysza –
wyjaśniłam. – Miałam wtedy z dziesięć lat chyba – zastanowiłam się. – No,
dziesięć – kiwnęłam głową i spojrzałam na niego.
— A pamiętasz może… – Nie
skończył, bo mu przerwałam.
— Dwudziesty dziewiąty grudnia,
dwa tysiące drugiego roku, w Oberstdorfie, dziewiąte miejsce – wyrecytowałam z
pamięci, dumna z siebie, choć tego nie pokazałam. – Twój debiut w Pucharze
Świata. Już wtedy wiedziałam, że będziesz wspaniały… wspaniałym skoczkiem –
zawstydziłam się trochę i spuściłam głowę w dół. – Od tamtej pory zawsze ci
kibicuję – dodałam.
W sali zapanowała niezręczna
cisza, która mi obecnie bardzo przeszkadzała, a mimo to nie potrafiłam jej
przerwać. Słyszałam jego niespokojny oddech i własne bicie serca. Nie
wiedziałam co spowodowało, taką silną reakcję, moje słowa wcale nie były czymś
niezwykłym, choć prawie się wygadałam. Pewnie to podłapał i teraz myśli, że ma
przed sobą jakąś zafascynowaną fankę. Nie miałam odwagi podnieść głowy i
spojrzeć prosto w jego oczy. Znów zaczęłam walczyć sama ze sobą.
Nagle stało się coś, czego
zupełnie się nie spodziewałam. Blondyn poruszył się niespokojnie na krześle i
przybliżył się do mnie, po czym uniósł delikatnie mój podbródek i byłam
zmuszona spojrzeć mu w oczy. Zobaczyłam w nich jakieś wesołe iskierki,
automatycznie uśmiech wykwitł na mojej twarzy, a w sercu rozlało się dziwne
ciepło.
— Dziękuję ci za to co
powiedziałaś – zaczął prawie szeptem. – Wiele to dla mnie znaczy. Postaram się
być z każdym dniem coraz lepszy – zapewnił. – Będę trenował z większym
zaangażowaniem niż do tej pory.
— Dla mnie i tak zawsze będziesz
najlepszy – przyrzekłam. – To, że jestem Polką i powinnam być za swoimi, nie ma
dla mnie większego znaczenia.
***
Chyba Thomas mówił poważnie,
oznajmiając mi, że będzie ćwiczył jeszcze częściej niż dotychczas. Po złamaniu
nogi, zostałam w szpitalu jeszcze trzy kolejne dni – nie odwiedził mnie już ani
razu. Było przykro mi z tego powodu, ale wiedziałam też, że treningi są dla
niego istotne. Pragnął być najlepszy, a już na pewno lepszy od niego. Byłam przekonana,
że to chodzi właśnie o to i trzymałam za niego kciuki z całych sił. Wierzyłam,
że osiągnie to, czego chce i bardzo mu kibicowałam.
To, że blondyn mnie nie
odwiedzał, nie znaczyło wcale, że narzekałam na brak gości. Zjawiły się
dziewczyny: Daria, Dominika i Magda, każda z nich składała mi szczerze wyrazy
współczucia. Potem gadałyśmy praktycznie o wszystkim, dziewczyny strasznie
narzekały na Schlierenzauera, mimo to ja nie potrafiłam się na to zdobyć. Wręcz
przeciwnie – broniłam go. Kiedy padły z moich ust pierwsze słowa obrony, sama
się przeraziłam, co też takiego ja mówię, a co dopiero moje towarzyszki. Tylko
Magda nic nie powiedziała i popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem,
uśmiechając się podstępnie.
Często miałam możliwość
rozmawiania z nimi osobno, co niewątpliwie wykorzystałam. Z każdą miałam coś do
omówienia. Z Darią nieprzerwanie gadałam o Patryku i tym jego sojuszniku.
Zwierzyła mi się, że wiadomościami jest zasypywana jak jeszcze nigdy dotąd,
więc to musi być ktoś z najbliższego otoczenia. Zbladła, kiedy powiedziałam
jej, że ostatnio trzyma się tylko z Polakami. Była na mnie zła, że za
sojusznika mogę uważać Krzyśka, Kubę, Kamila, Piotrka czy Dawida. Powiedziała,
że oni są na tyle czyści i rozumni, iż nie zadawaliby się z Patrykiem, ja jednak
takiej możliwości nie wykluczałam. Kazałam jej mieć oczy i uszy szeroko otwarte
oraz uważać na to, jak postępuje. Westchnęła tylko z rezygnacją i zgodziła się
na to mimo wszystko.
Z Dominiką natomiast rozmawiałam
o Kubie… i niestety też o Krzyśku, mimo że coraz rzadziej. Żaliła mi się
biedaczka, że bardzo cierpi i dalej kocha Krzysia – nie mogła się do tego Kuby
przekonać, ale jak sama mówiła – był jakiś dziwny i podejrzany, kiedy starał
się o jej względy. Nie za bardzo wiedziałam co to znaczy, bo Dominika nie była
w tej kwestii zbyt wylewna, natomiast jej uczucia do Krzysia były aż nadto
wyraźne. Karciłam ją bez ustanku i prosiłam, aby dała sobie spokój z
dzieciatymi, czy się mnie posłucha – nie było mi wiadomo.
Z tego co słyszałam od
szczęśliwego tatusia, jego narzeczona Katarzyna miała mieć rozwiązanie ciąży w
październiku. Chcieli mieć bardzo syneczka Antosia, ale możliwe, że zjawi się i
Antonina. Jeszcze nie znali płci dziecka. Swoją drogą imiona bardzo… milutkie.
Ciekawe dlaczego akurat te. W dodatku bardzo do siebie podobne. W rozmowach ze
skoczniem jakoś niezbyt chętnie poruszałam te sprawę, bo zawsze, gdy
znajdowałam się przy Polakach, były też dziewczyny, a nie chciałam podjudzać
blondynki.
Poza tym kuzyneczka zwierzyła mi
się, że musi coś zrobić ze swoim nędznym, bezsensownym życiem i postanowiła
zapisać się na… tenisa. Tak, dobrze żeście przeczytały. Dwudziestodwuletnia
kobieta nabrała ochoty na to, aby powiązać swój żywot z tenisem – no ręce
opadają! Jednak oczywiście nie powiedziałam jej szczerze co myślę jeszcze by
się obraziła, a wszyscy wiemy, jakie sceny potrafi odstawić. Doszłam do
wniosku, że nie będę jej blokowała i niech robi sobie, co jej się podoba –
gorąco liczyłam na to, że wreszcie zapomni o tym nieszczęsnym Miętusie.
Pozostawała jeszcze Magdalena.
Najbardziej denerwowało mnie to, że to nie ja brałam ją na przesłuchania a ona
mnie. Nie interesowała się już żadnym skoczkiem, a o finanse nie miałam zamiaru
jej pytać – to taki dołujący temat, również dla mnie. O Rysiu nie chciała już
nic słyszeć, po tym jak się dowiedziała, że Richard jako jeden z zawodników,
uwierzył w te brednie o mnie i o burdelu. Stracił w jej oczach wszelaki
szacunek i stracił sobie jej względy. Zresztą on sam nie za bardzo się o nie
starał. Sprawa z Niemcem była definitywnie zakończona i Magda na każdym kroku,
przekonywała mnie o tym gorąco. Zwykłe zauroczenie, fascynacja i te inne
duperele. O rany, gdyby Dominika potrafiła być taka jak Magda!
Powracając jednak do poprzedniego
tematu – to ona mnie brała zawsze na przesłuchania. Jak się czuję, czy
przestałam już zachwycać się perfumami, czy na głowę nie upadłam, chcąc, być
dalej przy Gregorze, co czuję do Thomasa i do Gregora także. To ostatnie
denerwowało mnie najbardziej. Nie miałam najmniejszego zamiaru, zwierzać się
jej ze swoich uczuć do Thomasa, czy do Gregora. Zażarcie upierała się, że do
Gregora muszę podświadomie coś więcej czuć, skoro nie chcę go opuszczać.
— Tak, ja bym miała kochać kogoś,
kto chciał mnie zabić! – krzyknęłam oburzona, iż mogła mnie o coś takiego
posądzić. – Zastanów się co mówisz i robisz – nakazałam i skrzyżowałam ręce na
piersi.
— To ty raczej powinnaś
zastanowić się nad tym co robisz – uśmiechnęła się podstępnie. – Chcesz pomóc
Gregorowi niewiadomo w czym! – przypomniała. – Ty mu pomóc nie możesz, jedyne
rozsądne rozwiązanie, to uciekać – mówiła przekonana o słuszności swoich sów.
— Nie zrobię tego – powiedziałam
hardo. – Muszę być przy nim, nie potrafię inaczej – powiedziałam smutno i
spuściłam głowę.
— Czyli kręcą cię psychopaci –
stwierdziła lekko. – W takim razie wiadomo mi już będzie, że Thomas idzie w
odstawę – dodała.
— Nic nie czuję ani do Thomasa,
ani do Gregora – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
— Jasne – zakpiła. – W to, że nie
czujesz nic do Morgiego, jestem jeszcze w stanie uwierzyć, ale na Gregorze ci
zależy i ja to widzę – powiedziała łagodnie. – Nie zaprzeczaj, ja wiem, że nie
potrafiłabyś żyć bez niego.
— Po tym co ostatnio chciał
uczynić, jestem skłonna twierdzić, że raczej moje życie bez niego byłoby
bezpieczniejsze niż teraz – powiedziałam tępo i nawet na nią nie spojrzałam,
ignorując jednocześnie słowa o mojej
miłości do Schlierenzauera.
— Właśnie – uśmiechnęła się. –
Gregor swoją tajemniczością i innością pociąga cię stokroć bardziej niż Thomas,
właśnie dlatego jesteś gotowa narazić się po raz kolejny na niebezpieczeństwo,
aby tylko być blisko niego.
— Lepiej będzie, jak już sobie
pójdziesz – powiedziałam cicho. – Za dużo powiedziałaś już głupstw – dodałam
lodowato.
— To nie są głupstwa kochana –
mówiła dalej niezrażona. – To twoja miłość do Gregora, na tyle ślepa, że
postępujesz jak wariatka.
Po tych słowach wyszła szybko,
nim zdążyłam coś powiedzieć. Zresztą po
tym co powiedziała, do mojej głowy zawitała pusta i otępienie. Czułam się jak
na haju.
Także jak widać na załączonym
obrazku, nie mogłam narzekać na brak gości. Przez moje drzwi od sali cały czas
się ktoś przechodził. Cały czas jednak kogoś mi w tym gronie brakowało i często
siadałam na łóżku, nasłuchując jego kroków. Nie pojawiał się, a wtedy ogarniało
mnie jakieś niezrozumiałe uczucie zawodu a także rozczarowania. Starałam się
jednak tego nie pokazywać przed innymi. Cieszyłam się na każdą niemal osobę i
zaszczycałam ją swoim uśmiechem, mimo że czasem bywał on wymuszony. Rozmawiałam
z każdym normalnie i cierpliwie opowiadałam na pytania, jak się czuję.
Trzeciego jednak dnia spokojnego
pobytu w szpitalu, nie czułam się najlepiej. Tego dnia nie przyszedł nikt, a
mnie nudziło się śmiertelnie. Glowa mnie bolała bardzo i niemal cały czas
chciało mi się spać. Kiedy kładłam głowę na poduszce z zamiarem zapadnięcia w
sen – nie powodziło mi się. Czułam wewnętrznie jakiś narastający niepokój,
który wręcz wywracał mi wnętrzności na drugą stronę. Poprosiłam wtedy
pielęgniarkę o jakieś proszki na uspokojenie, a ona spojrzała na mnie
krytycznym okiem – mimo to je dostałam. Spokój wrócił dosłownie na chwilę, ale
potem znów obawa zalała mnie całymi nawałnicami i na moje czoło wstąpiły krople
potu. Zaczęłam gwałtownie oddychać, bo gdy robiłam to słabiej, do moich płuc
nie docierał w ogóle tlen. Byłam przerażona – nie wiedziałam dlaczego. Kiedy
miałam już wołać pielęgniarkę, nagle wszystko ustąpiło i zasnęłam.
Gdy się obudziłam było już mi
znacznie lepiej. Do czasu. Wprost nie mogłam uwierzyć co się dzieje. Do moich
drzwi pod koniec dnia ktoś zapukał. Zmarszczyłam brwi, zaskoczona późnymi
odwiedzinami, a także tym, że w ogóle kogoś wpuszczano jeszcze z zewnątrz do
szpitala.
— Proszę! – zawołałam, nie
ukrywając zdziwienia.
— Witaj – usłyszałam cichy, ale
bardzo melodyjny głos, a gdy ujrzałam twarz właściciela tegoż głosu, doznałam
szoku tak wielkiego, że nie byłam w stanie krzyczeć ani nic powiedzieć.
Zaczęłam drżeć na całym ciele, a mimo to nie wezwałam pomocy.
Przede mną stał Gregor. Uśmiechał
się do mnie promiennie, a jego wzrok ku wielkiemu mojemu zaskoczeniu był ciepły
i przygnębiony. Nie zauważyłam w nim nic niepokojącego – żadnej żądzy,
nienawiści, drwiny czy złości. Przekonana wewnętrznie – o zgrozo! – o jego
dobrych zamiarach, uspokoiłam się i odzyskałam głos. Nie zadrżał mi nawet na
chwile, a moje ciało wróciło już do normalności.
— Gregor? Nie wierzę, że tutaj
jesteś – powiedziała szczerze. – Dlaczego? – spojrzałam na niego uważnie.
— Sam nie wiem – powiedział
niezwykle spokojnie i wzruszył ramionami.
Powolnym, dostojnym krokiem
zbliżył się do mojego łóżka i ani na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku. Jego
spojrzenie spowodowało u mnie nagły wzrost adrenaliny, a na policzki wstąpiły
rumieńce. Znów zaczęłam szybciej oddychać i błagałam, aby nie podchodził już
bliżej. Te wszystkie reakcje tłumaczyłam sobie tym, że mam jeszcze traumę po
zdarzeniu nad rzeką. Nie byłam jednak pewna, czy to było właśnie to, gorąco w
to jednak wierzyłam, ponieważ tak było prościej i logiczniej.
— Czego ode mnie chcesz? –
starałam się zachować spokój. – Udusisz mnie teraz? – powiedziałam słabo.
W jednej chwili usłyszałam jego
wesoły śmiech i aż mnie zmroziło. Pokazał mi rząd swoich śnieżnobiałych zębów,
a w jego oczach zapłonęły jakieś dziwne, niepokojące ogniki. Jego nastrój
potrafił się zmieniać co minutę.
— Nie – powiedział z uśmiechem. –
Skądże znowu. Powiedźmy, że odczułem wewnętrzną potrzebę, aby się z tobą
zobaczyć. To nie wystarczy?
— Niech ci będzie – powiedziałam
spokojnie i na niego spojrzałam. Za każdym razem, gdy tak robiłam miała
wrażenie, że czyta mi w myślach.
— Cieszysz się, że przyszedłem –
Kąciki jego ust powędrowały delikatnie do góry i nie, to nie było pytanie. –
Czyli jednak tęskniłaś za mną – rozparł się wygodniej na krześle.
— Ja po prostu chcę wiedzieć,
dlaczego jesteś taki okropny i dlaczego chciałeś mnie utopić, nic poza tym –
odwróciłam wzrok.
— To za ten policzek na siłowni –
pośpieszył z wyjaśnieniem. – Nie pozwolę, aby mnie ktoś publicznie upokarzał
przed kolegami – powiedział ostrzej. – Jednak chyba przesadziłem – popatrzył na
mnie ze skruchą.
Chyba przesadził! No ja was
proszę! Jaśnie pan Schlierenzauer chyba przesadził. Nie, skądże znowu! Jezu,
jaki on ma tupet!
— Dlatego korzystając z okazji –
westchnął głośno i nim się zorientowałam, wziął moją rękę w swoje obie i
przyłożył do ust. – Pragnę z całego serca cię przeprosić.
Przycisnął moją dłoń jeszcze
bliżej do swoich ust i czekał niecierpliwie na ta co powiem z miną zbitego psa
i niezwykle przygnębionymi oczkami. Myślałam przez chwilę nawet, że jeśli mu
nie przebaczę, to gotów błagać mnie na kolanach i całować po rękach dopóki nie
dam mu rozgrzeszenia. Nie zaprzeczę, że ta sytuacja była dla mnie dziwna i
niezwykle kłopotliwa, ale zaskoczył mnie tym wyznaniem takk bardzo, że aż
otworzyłam usta ze zdziwienia, co wyraźnie go rozbawiło.
— Najpierw mówisz, że mnie
nienawidzisz, a teraz zależy ci tak bardzo na moim przebaczeniu? – zdziwiłam
się i zmarszczyłam brwi. – O co w tym wszystkim chodzi?
— Nie chcę cię mieć na sumieniu,
bo wbrew pozorom też je posiadam, zresztą wiem, że gdybyś zginęła żałowałbym
swojego postępku bardzo i do końca życia bym się z tym nie pogodził, bo wiem,
że nie powinienem był zrobić tego, co zrobiłem. Gdy pojawiłem się znów na
skoczni modliłem się do Boga, aby w pobliżu był ktoś kto cię ocali.
— Zupełnie cię już nie rozumiem –
przyznałam. – I chyba nigdy mi się to nie uda – spojrzałam na niego z
uśmiechem.
— Jesteś słodka, jak się
uśmiechasz – powiedział zadowolony i musnął moją dłoń swoimi wargami, a ja
zaczerwieniłam się potwornie, chciałam wyrwać mu moją rękę, ale trzymał ją zbyt
mocno i zbyt pewnie, żeby mi się to udało. – A jak się czerwienisz, to jesteś
jeszcze słodsza – powiedział i znów pocałował mnie w rękę.
— W tej chwili mnie puść –
wysyczałam przez zęby, przerażona tym, co się ze mną działo. Nie chciałam tego.
Odwróciłam wzrok i czekałam, aż zrobi to, o co go prosiłam.
— Ale ja wiem, że to ci sprawia
przyjemność i chcesz, abym trzymał cię za rękę – powiedział lekko i pocałował
wierzch mojej dłoni po raz kolejny.
— Wcale nie! – warknęłam
wściekle, czując, że moje policzki robią się jeszcze czerwieńsze, a serce
niepokojąco przyspieszyło tempo swojej pracy. – Puść mnie natychmiast! – krzyknęłam.
— Spójrz mi w oczy – powiedział
spokojnie. – Wtedy ci uwierzę, jeśli naprawdę tego nie chcesz i przestanę –
Znów pocałował moją dłoń, a krew się we mnie burzyła.
— Nie – zaprzeczyłam chłodno. –
Masz mnie zastawić i koniec tematu. Chcę, żebyś już sobie poszedł.
— Kłamiesz – uśmiechnął się.
— Nie – starałam się mówić jak
najbardziej zimno.
— W takim razie spójrz mi w oczy
– nakazał.
— Nie.
— Popatrz na mnie – powiedział
ostrzej, najwyraźniej już znudzony tą zabawą. – W tej chwili na mnie spójrz! – Trzymając
mocno moją rękę w swojej dłoni, drugą skierował niżej i przesuwał ją powoli
tak, aż wreszcie dotarł do mojego ramienia. – Czemu nie zaczniesz wzywać
pomocy? – zadrwił ze mnie. – Wiesz, że ja mogę znacznie więcej.
— Nie wiem – powiedziałam słabo i
drżącym głosem. Zrobiło mi się tak gorąco, jak jeszcze nigdy przedtem i to mnie
dobijało.
— Może dlatego, że wcale nie
chcesz, abym wychodził – mówił niezwykle łagodnie. – Spójrz mi w oczy, proszę –
powiedział cicho, a ja bez większego zastanowienia, spełniłam jego prośbę.
Patrzył na mnie w skupieniu przed
dłuższą chwilę. On wiedział co się ze mną działo. Widział moje czerwone
policzki, słyszał mój przyśpieszony oddech i niespokojne bicie serca. Widział
wszystko, a teraz na domiar złego jeszcze czytał ze mnie, jak z otwartej
książki. Kąciki jego ust, delikatnie uniosły się ku górze i zaśmiał się
cichutko.
— Ty naprawdę myślisz, że to ze
strachu – popatrzył na mnie z politowaniem. – Spójrzmy prawdzie w oczy
Wiktorio, przecież ty się wcale mnie nie boisz. – Wmawiasz sobie, że mnie
nienawidzisz, choć naprawdę tak nie jest.
— Ja chyba lepiej wiem –
warknęłam.
— Nie sądzę – zaprzeczył. –
Oszukujesz się, bo tak jest ci łatwiej.
— Teraz to przesadziłeś.
Opowiadasz zwykłe brednie i kłamstwa.
— Skoro tak… spójrz mi w oczy i
powiedź najbardziej pogardliwym tonem na jaki cię stać, że nie chcesz mnie znać
i marzysz, abym raz na zawsze zniknął z twojego życia. Powiedź to, a ja jeżeli
mnie przekonasz, faktycznie zniknę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Przysięgam ci na swoje życie, że spełnię tę prośbę bez względu na wszystko.
— Niby jak tak nagle znikniesz?
— Do czasu treningów w Zakopanym
będę cię unikał jak ognia i uwierz, że mi się uda. Zaraz po nich wyjadę do
Austrii, do swojego starego domu i nigdy już się nie zjawie u ciebie w mieście.
Wezmę rozwód z Sandrą, abyś nie mogła złapać ze mną żadnego kontaktu. Twoja
siostra odeśle mi moje rzeczy. To będzie teraz nasze ostatnie spotkanie.
Przysięgam, wystarczy jedno twoje szczere wyznanie.
— Co jest w tej twojej metalowej
puszce? – powiedziałam drżącym głosem.
— Kiedy zniknę z twojego życia,
ta skrzynka przestanie być dla ciebie istotna – zapewnił. – Nie widzę, więc
powodu, abym musiał informować cię o jej zawartości, to bez znaczenia. Niby
dlaczego miałaby cię interesować moja przeszłość i moje wspomnienia, skoro nie
widzisz mnie w swojej przyszłości? – popatrzył na mnie uważnie. – Wystarczy
jedno wyznanie – powtórzył.
Wzięłam głęboki oddech i z całej
siły przygryzłam wargi. To było dla mnie bardzo trudne, mimo że powinno być
dziecinnie łatwe. Przecież go nienawidziłam, przecież ten ktoś chciał mnie
zabić, przecież ten ktoś mnie upokorzył i oczerniał, ten ktoś się do mnie
dobierał, ten ktoś przyczynił się do mojego cierpienia, ten ktoś szantażował
moją rodzinę, ten ktoś był niebezpieczny, ten ktoś był nieobliczalny, ten ktoś
był chory psychicznie, ten ktoś… potrzebował pomocy.
Wreszcie powtórnie spojrzałam w
jego oczy, które niecierpliwie wyczekiwały, aż powiem te bardzo ważne teraz
słowa. Chciało mi się płakać. Niewiadomo dlaczego było mi cholernie źle i
czułam się potwornie w tej sytuacji. Jego dłoń ani na chwilę nie puściła mojej
dłoni, a druga ręka nadal tkwiła wyczekująco na moim ramieniu.
— Gregor nienawidzę cię z całego
serca – powiedziałam lodowato i z pogardą. – Tak to jest szczere! – krzyczałam.
– Nienawidzę! Nienawidzę! Nienawidzę! – wypowiadałam te słowa prosto w jego
twarz i czułam jak łzy zaczynają ściekać po policzkach. – Nienawidzę! –
powtarzałam jak jakąś mantrę. – Nienawidzę cię za to, że tak bardzo mną gardzisz.
Nienawidzę cię za to, że jesteś taki skryty, tajemniczy, obojętny, egoistyczny
i wywyższasz się ponad innych. Nienawidzę cię za to, że czytasz mi w myślach.
Nienawidzę cię za to, że sterujesz mną jak marionetką. Nienawidzę cię za to, że
wykorzystujesz moją naiwność. Nienawidzę cię za to, że się mną bawisz!
Nienawidzę cię za to, że gdy cię widzę to… — przerwałam.
— To…? – Był wyraźnie
zaciekawiony i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
— To boję się ciebie, ale mimo
wszystko nie jestem w stanie ruszyć się ani na krok, nie mogę zebrać myśli,
moje serce wali jak oszalałe, oddech przyspiesza i mam ochotę…
To działo się szybciej, niż mój
mózg zdążył zarejestrować. Gregor wstał pospiesznie z krzesła i nim się
obejrzałam, wziął moją twarz w swoje dłonie, łapczywie wpił się w moje usta,
zaczynając namiętnie całować.
________________________________________________
Nie mam wam nic do powiedzenia po tym rozdziale, bynajmniej nie w tym poście, choć pewnie pytań będzie wiele. Wszelakie proszę pisać w komentarzach - albo jeśli komuś się zanosi na dłuższe konwersacje - na GG. Postaram się odpowiedzieć. Podejrzewam, że zaskoczeni są wszyscy - jedni bardziej inni mniej, to zależy od tego, jak bardzo mam zażyłe relacje z danym czytelnikiem.
W każdym bądź razie do napisania ;D Nie martwcie się, wiem co robię, wszystko idzie zgodnie z planem ^^
Łłoooo to było suuuuuper.!!!!!!! Czytając rozdział miałam wrażenie że to ja jestem Wiktorą i że siedzę sobie w szpitalu. Do tego moje reakcje były identyczne jak bohaterki, cała się. trzęsłam. Może też jestem jakaś nienormalna?? Zaciekawiłaś mnie tym rozdziałem jak nigdy i czekam na następny.Błagam pośpiesz się !!! ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to jest normalne, czy też nie, ale ja mam tak samo - ciężko więc stwierdzić ^^" Wielką satysfakcją jest dla mnie, że czytając rozdział, czytelnicy odczuwają jakieś inne emocje poza nudą, to znaczy, że się chyba jeszcze do czegoś nadaję xd Ależ postaram się, postaram, cały czas to robię ;D
UsuńGredziu i całuuusek cmok cmok Wikuś bejbe hahaha :D
OdpowiedzUsuńThomas też słodziak i ta recytacja jesteś boska rozdział też :*
Wiem, że jestem boska xd (nie no, żart ^^) Ty to jako jedyna chyba nie byłaś zaskoczona, tym bardziej po tym naszym wczorajszym pisaniu smsów. Wiem, że z Thomasa jest słodziak - moim zdaniem największy ze wszystkich ;*
UsuńŻe co.???!!!! On cię pocałował.!!!!! Nie no teraz to mnie zszokowałaś, nie sądziłam, że ty tak rozegrasz.!!!!
OdpowiedzUsuńDobra mimo, że nie wyżyłam się dość w komentarzu, ale dalej brakuję mi słów, więc przejdę do tego od czego miałam zacząć, a przynajmniej chciałam zacząć przed końcówką.
Ville.!!!! Ville.!!!! Mój kochany, ja zawsze w ciebie wierzę i miałam nadzieję, że właśnie tak zaczniesz treningi jak w twoim opowiadaniu, ale chyba tak nie jest skoro trener nie wystawił go do składu na LGP w Hinterzarten :(
I jeszcze jedno małe pytanko, dlaczego Iga i Ville cię nie odwiedzili w szpitalu, miałam nadzieję, że jednak to zrobią :(
Oj, ależ przyjdą do szpitala, przyjdą oczywiście ^^ Mam z nimi specjalną akcję zaplanowaną, także nic się nie bój. Michałek też będzie - wiadomo, że on i Iga bez siebie żyć nie mogą :P Ach ta szerząca się niechęć wśród ludzi, dlaczego? ;__;
UsuńNiedobry trener, oj niedobry - nawet nie da mu szansy! Również nad tym szczerze ubolewam i rozumiem co czujesz. Przynajmniej w moim opowiadaniu, wykazał się jak należy. Tylko boli mnie trochę fakt, że unieszczęśliwiłam Thomasa ;( Będę musiała w najbliższych rozdziałach, jakoś naprawić swój błąd ^^
Moja końcówka zmieniła Twoje plany? ;P O jakże mi miło xd Uwielbiam wprost, kiedy moje rozdziały wywołują różne reakcje u czytelników ;) Nie ma to jak zaskakiwać.
Ja do wczoraj też nie do końca. Do wczorajszego wieczora była to kwestia sporna w mojej głowie, aż w końcu stwierdziłam, że takie zakończenie bardziej na was podziała, niż takie bez odwiedzin Gredzia - w innej wersji miało jej w ogóle nie być - gdybym wybrała tamtą, to byłoby nudno. Niezależnie jednak od tego, którą wersje wybrałam, nie burzy ona moich pozostałych zamierzeń i planów, a wręcz przeciwnie uważam, że będą one bardziej wiarygodne i uzasadnione ;P
Och, tak.!! :3 Nadałaś Idze taki fajny charakterek zrobiłaś z niej ostrą babkę.
UsuńA no właśnie zapomniałam o Thomasie :( Biedaczek, mam nadzieję, że się nie przetrenuję przez ciebie, bo chyba właściwie robi to dla ciebie. A zGredzio nie musiał być drugi, mógł być gdzieś dalej, nic by mu się nie stało xD
Lubię Igę, a Michał mnie irytuje, mimo wszystko być musi i będzie xd Szkoda mi tylko i Ville w tym ich "toksycznym trójkącie" - zawsze wychodzi na tym najgorzej xd Biedna głowa ;(
UsuńNie mam pojęcia dla kogo on to robi ^^ Zawsze czuł się strasznie, kiedy ten facet go pokonywał ;/ Taki już widocznie ma charakter :P
Nie miałabym nic przeciwko, ale widzisz tak los chciał ^^
Suomi, Suomi, spokojnie, złość piękności szkodzi kochana :*
OdpowiedzUsuńwiem, jak bardzo nienawidzisz Gregora, ale to tylko pocałunek... no dobra, namiętny pocałunek :)
dobra, to teraz może ja wypowiem się na temat rozdziału :)
cóż mogę powiedzieć? jako fanka Gregora, nawet tego psychopatycznego i świrniętego, stwierdzam, że pasuje do Wiki :) dobra, teraz Suomi i reszta mogą mnie zabić...
rozdział czytało się przyjemnie i bardzo szybko :) czekam na nexta :)
weny.!
Zgadzam się z Tobą Alexandra - złość na pewno nie działa pozytywnie na człowieka. Nie ma się co emocjonować - choć mi osobiście takie reakcje pochlebiają ;)
UsuńTylko pocałunek - hmmm - wydaje mi się jednak, że dla większości tu obecnych, jest to raczej szok i nie przyjęto tej końcówki z zadowoleniem, ja jednak o to nie dbam. Może być zawsze jeszcze gorzej. Muszę was oswajać z takimi nieprzewidzianymi akcjami. Choć w sumie, jeśli to uczynię, to już nie będzie takie pasjonujące, a bynajmniej na tym mi zależy.
Jesteś JEDYNĄ fanką Gregora jaką znam - serio. Pisząc ostatnie zdanie, wiedziałam, że będziesz zachwycona. Bynajmniej Twoje stwierdzenie, iż Gregor pasuje do Wiki, wcale, ale to wcale mnie nie zaskoczyło i wcale nie zamierzam Cię z tego powodu ganić, czy coś. Powiem nawet więcej - cieszy mnie taka opinia.
Wiki i Gregor to tak naprawdę dwójka zagubionych w świecie ludzi, którzy nie wiedzą do końca czego chcą, ich reakcje są nieprzewidziane i często przeczą zdrowemu rozsądkowi. Zależało mi na tym, aby byli podobni, już od samego początku. Ale czy z tego coś wyniknie?? Hmm.... pozostawiam tę sprawę do waszego rozpatrzenia, jak na dzień dzisiejszy. Nie zamierzam nic zdradzać. Snujcie sobie wasze, wyobrażanie, a jakie będzie moje o tej dwójce, przekonacie się niebawem ^^
Dziękuję bardzo za wenę, na pewno się przyda ;)
Nie no, tego to bym się po Tobie nie spodziewała, mój Zboczuszku :)
OdpowiedzUsuńHmm, chociaż gadałyśmy, i to dość dużo o opowiadaniu, nadal jest ono dla mnie niezwykle tajemnicze. Aż za bardzo. Ja i moje szare komórki nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Jednego jestem pewna - Wiki sama przed sobą nie chce przyznać się, że zakochała się w psychopacie.
Co do Thomasa, żal mi, że tak przeżywa tą osobistą porażkę. Ale pewnie będzie dobrze, chłopaczek odzyska wiarę w swoje możliwości ;)
Więcej Ville, więcej Michała i Igi, bo te postacie niezwykle mnie interesują :D
Dalej nie wiem, co napisać.
Znasz mój stosunek do Twojego pisania i ogólnie do tego opowiadania, więc więcej nie mam nic do dodania.
Całuję, Twój spec do psychopatów ♥
Nie ma to jak niedodawanie się moich odpowiedzi >.< Mimo że na początku były! Ach, nie mam już siły, dobranoc ;(
UsuńZamurowało mnie.
OdpowiedzUsuńDawno nie byłam aż tak zaskoczona.
Widać było, że Wiki ma coś do Gregora, a on do niej, ale nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Coś tam się w tej mojej głowie zaczyna układać, ale z drugiej strony pewnie źle myślę. A Ty lubisz zaskakiwać.
Osobiście tak ogólnie do Gregora nic nie mam (w Twoim opowiadaniu mam do niego trochę inny stosunek), ale Morgi dla mnie zawsze był, jest i będzie najlepszym z Austriaków. Nie obchodzą mnie żadne statystyki i rankingi świadczące na korzyść Grega, mam w końcu prawo do własnej opinii, prawda?
Przepraszam, że się tak rozpisałam, chodziło mi o to, że Thomas powinien być na tym treningu lepszy od Gregora. No.
Pozdrawiam i dalszej weny życzę.
Lubię zaskakiwać, masz zupełną rację i mam jeszcze zamiar nie jeden raz zrobić coś niespodziewanego - bynajmniej mam nadzieję, że mi się to uda ^^ Specjalnie doprowadziłam do takiej sytuacji teraz - om wcześniej tym lepiej, bynajmniej w tej kwestii.
UsuńDla mnie Morgi też zawsze będzie najlepszym z Austriaków i nic tego nie zmieni. Ja go uwielbiam i nie potrafiłabym teraz zmienić o nim swojej opinii - całkowicie wiec ją z Tobą podzielam. Statystyki i inne takie duperele, także mnie nie interesują. Uznałam jednak, że jego wygrana na treningu byłaby teraz nie na miejscu. W pewien sposób to na niego wpłynęło i zdecyduje, jak będzie zachowywał się dalej. To bardzo ważne. Musiałam zrobić tak, żeby przegrał, mimo że zrobiłam to niejako z ciężkim sercem ;(
Dziękuję bardzo za wenę, przyda się bardzo ;D
Hej. Nominowałam Twojego bloga do The Versatile Blogger. Zasłużyłaś na to w 100%. Więcej o zasadach u mnie, na http://czekolladowamuffinka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń;D
Dziękuję, zajmę się tym jutro xd
UsuńSuper opowiadanie dopiero zaczelam czytac a juz nie moge doczekac sie nastepnego. A tak wogole kiedy nastepny?
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, moze nie jest to opowiadanie o skoczkach ale z ciekawosci zajzec mozna ; p
http://marco-reus-sylwia-one-day.blog.pl/
Pozdrowienia
Będzie niebawem ;D Kiedy, to dokładnie nie wiem :P Ale będzie ^^ Marco Raus? Zajrzeć można, masz rację - BvB.
Usuń