wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 17



Jedyne co mogę teraz napisać to - PRZEPRASZAM :(
 ______________________________________________

Rozdział 17

Jeszcze długo nie potrafiłam odzyskać świadomości. Pocałunek Gregora był dla mnie czymś niezwykle szokującym i nieprawdziwym. Myślałam, że śnię na jawie, a on, jako wymysł mojej świadomości, zniknie tak nagle, jak się pojawił. Rozpłynie się w powietrzu, a ja usilnie będę próbowała, zatrzymać go przy sobie, mimo że nie będzie to możliwe. Tak się jednak nie stało. Jego pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, a ja tracąc nad sobą panowanie i jakiekolwiek resztki samokontroli, zatraciłam się w tym bez końca. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco, czułam, że palę się od środka. Nikt jeszcze nigdy nie całował mnie w taki sposób – uczucie, emocje, jakie mi towarzyszyły były całkowicie nowe, nieznane – ku mojemu zdziwieniu – niesamowicie przyjemne. Bicie mojego serca, przyspieszyło gwałtownie, miałam wrażenie, że nie mogę, nie jestem w stanie złapać najpłytszego choćby oddechu.
Nie zdawałam sobie w tamtej chwili sprawy, że oto teraz oficjalnie stałam się ofiarą. Gregor dzięki mojej reakcji, wiedział, że jestem słaba. Utwierdził się w przekonaniu, że jest zawsze krok przede mną i może zrobić co tylko chce. Nie wyjedzie, nie opuści mnie teraz za nic i będzie zatruwał moje życie, swoją nienawiścią – aż wkrótce sam je ukróci w przypływie szału i agresji. Igrałam z człowiekiem nieobliczalnym, takim, którego każdy ruch był przemyślany, a mimo to nie można było się niczego spodziewać. Stałam się od tamtej chwili taką jakby naiwną, głupią, myszą, która dała złapać się wstrętnemu, podstępnemu kocurowi. Nie bałam się jednak. Mój mózg całkowicie wtedy wyłączony, był pewien, że ta cudowna chwila była warta wpadnięcia w łapy kocura i nie żałował swojej decyzji – ja nie żałowałam.
Pod wpływem rosnącej adrenaliny i burzeniu się krwi w żyłach. Złapałam go za szyję, gwałtownie do siebie przyciągając. Był teraz zdecydowanie bliżej niż przedtem. Nie przerywał pocałunków ani na chwilę, a ja z niezwykłą lubością trzymałam go przy sobie i zaczęłam mierzwić idealnie ułożone włosy. Gregor, który praktycznie leżał teraz na mnie, dotykając całym swoim ciałem. Oderwał się ode mnie nagle i spojrzał w moje oczy. Na widok mojej twarzy uśmiechnął się zawadiacko i oczy mu zabłyszczały. Nie widząc w moich oczach ani cienia protestu, znów powrócił do całowania, tym razem jednak bardziej delikatnie i czule.
— Nie chcesz jednak, żebym cię zostawił – usłyszałam jego głos nad sobą i dopiero wtedy zorientowałam się, że skoczek znowu mi się uważnie przygląda. – Kłamałaś – zawyrokował.
— Nieprawda – zaprzeczyłam. – Ani jedno moje słowo o nienawiści do ciebie, nie było kłamstwem – powiedziałam pewna, że moje słowa są prawdziwe. – Naprawdę z całego serca cię nienawidzę. A za co, to także już wiesz.
— Więc dlaczego tak zareagowałaś? Sądziłem, że chciałaś tego.
— Bo chciałam – przyznałam. – I nie pytaj się dlaczego tak zareagowałam. Ja nie zdam na to odpowiedzi, ale wiem, że ty tak, nie udawaj więc teraz kogoś, kim nie jesteś.
W pierwszej chwili po tym wyznaniu, byłam tak zszokowana, że nie byłam pewna, czy na pewno ja je powiedziałam. Po raz kolejny poczułam się, jakby moja dusza wyszła z ciała i stanęła obok, patrząc na rozpaczliwe i karygodne poczynania swojego opakowania, którym steruje znacznie większa siła, niż ta którą ja posiadam.  Tak, w tym całe sedno. Gregor może i był nienormalny, ale dzięki temu przewyższał mnie swoją inteligencją i zdolnością obserwacji tysiąckrotnie. Potrafił sterować mną, bo byłam prostym, zwykłym człowiekiem z niższego szczebla. A on z uwagi na swoje zaburzenia i –  jak się zdążyłam przekonać – skłonności do zostania mordercą i furiatem, widział świat inaczej niż każdy z nas. Był zdecydowanie bardziej dokładny i spostrzegał rzeczy, które innym umykały, bo nie wydawały się istotne. Dopiero w tamtej chwili zaczęłam rozumieć, dlaczego on wiedział o mnie wszystko i byłam dla niego niezwykłe łatwym celem, podczas, gdy on był dla mnie zagadką, niezwykle trudną, która w dodatku nie ma jednego, dobrego rozwiązania, a kilkanaście, w których każda zawiera w sobie kawałek prawdy. Nie ma na Schlierenzauera jednego sposobu.
— Więc chcesz mi powiedzieć, że świadomie oddałaś się temu wszystkiemu?
— Tak, wiem doskonale, że możesz zrobić mi krzywdę. Wiem, że wpadłam w twoją pułapkę i teraz nic nie mogę już zrobić. Jest za późno. Stanowczo za późno, gdybym zorientowała się wcześniej, jak z tobą postępować, nie miałabym teraz złamanej nogi i nie groziłaby mi śmierć. Teraz jednak jest za późno. Z ofiary nieświadomej, stałam się ofiarą świadomą, jak owad, który przez swoją lekkomyślność wpada w sieć i czeka teraz bezradnie na to, aż zjedzą go pająki, świadom swojej porażki.
— Dlaczego mi o tym mówisz? – popatrzył mi wnikliwie w oczy.
— Znacznie trudnej jest czytać w kimś, kto już nie odczuwa strachu i lęku przed tym co i tak nieuniknione, prawda? To był właśnie mój błąd, bałam się ciebie i przez to pogarszałam swoją sytuację,
— Czyli już się nie boisz? Nie boisz się śmierci? Tego co mógłbym zrobić?
— Nie, bo już teraz zrozumiałam, że niezależnie od tego czy będę się bała, czy nie i tak zrobisz co będziesz chciał, bo masz nade mną władzę i dobrze o tym wiesz. Po co więc dodatkowo paraliżować się strachem?
Gregor patrzył na mnie bez wyrazu. Najwyraźniej moje wyznanie i przypływ odwagi, nagłe zrozumienie z kim mam do czynienia i nic z tym nie mogę zrobić, spowodowały „zakłócenia” połączeń na linii Gregor—umysł Wiki i mu się to nie spodobało. Wstał, nie leżał już na mnie całym ciałem. Usiadł gdzieś na wysokości moich ud. Nie powiem, żeby było to przyjemne, bo do najlżejszych to on nie należał, a rozsiadł się na mnie, prawie tak samo, jak na wygodnym krześle. Potem spojrzał na mnie groźnie, ale nie widząc w moich oczach strachu – wręcz przeciwnie zaciekawienie co będzie dalej – ujrzałam wyraz zdziwienia na jego obliczu. Nim się obejrzałam, pochylił się nade mną i położył dłonie na mojej szyi, delikatnie je zaciskając.
Powtarzałam sobie wtedy bez ustanku – nie możesz okazać lęku, nie bój się, nie możesz pokazać strachu, zabraniam ci tego! Nie bój się, nie bój się, nie pozwól mu zobaczyć, że znowu cholernie się boisz!
Jego dłonie zacisnęły się jeszcze mocniej na moim gardle. Poczułam ból i miałam wrażenie, jakby coś mi w środku strzeliło. Bolało. Ale nie jęknęłam nawet, nie zacisnęłam powiek, nie przyspieszyło się bicie serca. Byłam spokojna. Mój oddech stał się niezwykle płytki. Nie wiele tlenu dostawało się przez zaciśnięte gardło. Gregor dalej nie widząc strachu w moim spojrzeniu, zdziwił się znowu. Jego brwi powędrowały ku górze, ale wyraz twarzy dalej wykazywał zaciętość i zdecydowanie. Znów zwiększył ucisk. Nie modliłam się o tlen, nie skrzeczałam. Byłam cicho, nie spuszczając z niego wzroku. Wpatrywałam się w czekoladowe tęczówki ze spokojem i… współczuciem. Tak, bardzo mu współczułam i pragnęłam pomóc. Chciałam, aby był taki, jak każdy z nas – normalny. Bez jakichkolwiek myśli psychopatycznych.
Kiedy czułam, że niedługo padnę trupem, podniosłam prawą rękę ku górze i położyłam mu ją na jego nadgarstku. Nie, nie zaczęłam się szarpać i wbijać paznokci w jego rękę, żeby mnie puścił. Powoli i bardzo delikatnie przejechałam swoją dłonią  od jego nadgarstka do łokcia i z powrotem. On wcześniej zrobił ze mną bardzo podobnie. Kiedy to uczyniłam, jego uścisk znacznie zelżał i wreszcie mnie puścił całkowicie. Po zaczerpnięciu głębokiego oddechu, wzięłam jego dłoń w swoją i pocałowałam kilkakrotnie wewnętrzną jej stronę, tę samą, którą czułam jeszcze tak niedawno na swojej szyi.
Był zdziwiony, o ile nie lepiej byłoby powiedzieć, zszokowany moim postępowaniem. Wreszcie puściłam jego dłoń i spojrzałam w jego oczy, uśmiechając się promiennie, najbardziej wesoło jak byłam w stanie. W jego oczach malował się ból, udręka, nieopisane cierpienie człowieka, który zagubił się najwyraźniej w świecie i rozpaczliwie poszukuje pomocy, nie wiedząc jak wydostać się ze swojego wewnętrznego więzienia.
— Wiki – powiedział płaczliwym głosem i nim zdążyłam się zorientować, znów legł na mnie całym swoim ciężarem, a głowę swoją złożył na moim ramieniu. – Jak to możliwe, że ty.. – Jego ciałem zaczęły poruszać drgawki.
— Ciii.. – uspokajałam go i zaczęłam delikatnie głaskać po głowie. – Wszystko będzie dobrze – zapewniłam. – Pomogę ci, choćby niewiadomo co miało się ze mną potem stać. Wiem, że cierpisz, już od tak dawna – mówiłam szeptem.
— Jesteś pierwszą osobą, która mnie zrozumiała – przyznał i spojrzał na mnie trochę najwyraźniej pocieszony.
— Długo to już trwa? – zapytałam, choć w sumie nie wiedziałam jeszcze co mu dolegało.
Nie chciałam jednak oblekać tego faktu w słowa, bojąc się, że zamknie się w sobie jeszcze bardziej, znów stanie się zimny i pełen nienawiści do całego świata. Trzymałam go w swoich objęciach i głaskałam delikatnie bez przerwy. Mówiłam spokojnym przyciszonym głosem, niczym matka, która uspokaja swoje dziecko w środku nocy, bo temu przyśnił się zły sen.
— Odkąd Ona odeszła – powiedział niemal niedosłyszalnie. Po tych słowach zacisnął dłonie w pięści, marszcząc mi przy tym szpitalną koszulę. – Odkąd Jej nie ma, mój świat całkowicie się zmienił. Nie powiedziała dlaczego odchodzi. Zostawiła mi wiadomość, a gdy już wiedziałem, że Ją straciłem, okazało się że jest za późno. Była już daleko, daleko. Nie podała powodu, rozumiesz? – wzburzył się nagle. – Zostawiła jak śmiecia, jak zwykłego śmiecia! Jak ja miałem się poczuć? Było mi strasznie i właśnie niedługo po tym się zaczęło.
— Co się zaczęło? – spytałam zaciekawiona, ale bez zbędnej ekscytacji i emocji, które mogły by go spłoszyć.
— Nienawiść do świata, gorycz, obojętność, udręka, ten ból i głosy – wyszeptał. – Wszędzie widziałem Jej twarz. Jestem zły, bo uznałem, że to może być świetna zabawa, a i tak nie mam nic do stracenia. Absolutnie nic.
— Słyszysz głosy? – zapytałam zmartwiona.
— Tak, cały czas. Widzę też czasem Ją, Jak przede mną stoi i z Nią rozmawiam.
Moje oczy były teraz wielkości pięciozłotówek. Nie wiedziałam, że może być tak źle, jednak nie zlękłam się w dalszym ciągu. Liczyłam na to, że jednak coś mi jeszcze wyzna.
— Co Ci mówi Ona i głosy?
— Różne rzeczy, naprawdę. Mówią mi jak mam postępować, czasem słyszę tysiące różnych szeptów, z których nic nie rozumiem. Przy tobie jednak… — tu zwiesił głos. – Nie słyszę absolutnie nic, a Ona mi się nie objawia.
— Kim jest Ona?
— Tego nie mogę ci powiedzieć – uciął.
— Dlaczego?
— On zabrania – znów powiedział krótko.
— Kim jest On?
— Nie mogę powiedzieć.
— A to dlaczego?
— Bo On powiedział, że będzie zły i lepiej abym tego nie robił.
— Co ci zrobi?
— Ukarze, bardzo srogo – zląkł się.
— Mogę chociaż wiedzieć, jak ta dziewczyna wygląda? – spojrzałam na niego z nadzieją.
Był całkowicie nieobecny. Leżąc na mnie wpatrywał się pusto, beznamiętnie i nieprzerwanie w szpitalne okno, jakby faktycznie widział coś wśród ciemności, jakie ogarnęły świat. Ja widziałam tylko czarną plamę, wielkości całego okna. A może on coś tam jednak zobaczył?
— Nie mogę powiedzieć – powtórzył po raz kolejny.
— Gregor, widzisz coś teraz w tym oknie? – spytałam zaniepokojona.
— A powinienem? – uśmiechnął się. – Co tam jest? – wskazał palcem na okno.
— Ja nic nie widzę – powiedziałam. – Pytam się, czy ty nic nie widzisz.
— Teraz nic – odpowiedział, a mi bardzo ulżyło. – Wcześniej też nic nie widziałem – dodał. – Mówiłem ci, że przy tobie nie słyszę głosów ani nie widzę zjaw. Tylko przy tobie.
— Dlaczego tylko przy mnie? – zmarszczyłam brwi.
— Nie mam pojęcia – westchnął i po długim leżeniu, wreszcie ze mnie wstał. – Chyba będę się zbierał – oznajmił. – Jak oddziałowa zobaczy, że jeszcze nie wyszedłem, to mnie zabije – stwierdził i zaczął poprawiać pogniecione ubrania, po czym włożył swoją skórzaną kurtkę. – Do widzenia – powiedział z uśmiechem i udał się szybkim krokiem do wyjścia z sali.
Po raz pierwszy odkąd poznałam Schlierenzauera, miałam wrażenie, że rozmawiałam z tym prawdziwym Gregorem. Pod koniec naszej rozmowy w jego oczach ani na chwilę nie zagościła dawna do mnie nienawiść, czy chęć mordu, jak to było wcześniej. Przedtem także miewałam spojrzenie jego przygnębionych oczu, ale trwały one tylko parę sekund. Czasem nie były dostrzegalne. Miałam wrażenie, jakby w ciele szatyna znajdowały się dwie dusze. Jedną z nich były te urojenia, głosy, które powodowały agresje i które były znacznie silniejsze i bardziej dominujące, od drugiej duszy – prawdziwego Gregora Schlierenzauera, którym stał się niedawno. Z prawdziwym szatynem, miałam okazje obcować niezwykle rzadko. Czasem jednak udało mi się na chwile, zwyciężyć tę drugą stronę i wtedy w jego oczach widniał ból, całe ciało krzyczało o ratunek, a mimo to nikt tego nie dostrzegał, on biedny musiał przez tyle czasu radzić sobie sam.
Zrobiło mi się bardzo przykro i było mi go cholernie żal, chciałam mu pomóc za wszelką cenę, nawet jeśli narażałam się na atak, tej drugiej strony jego duszy. Patrzyłam jak odchodzi, ale nie zdążyłam powstrzymać łez, zanim ten zniknął za drzwiami pomieszczenia. Spojrzał się na mnie, najwyraźniej słysząc moje szlochanie. Drżałam na całym ciele, a serce rozrywał mi wielki ból – nie wiedziałam jak mogłam mu pomóc, a nie chciałam widzieć jak cierpi. Teraz gdy mniej więcej wiedziałam co się z nim działo, nie zniosłabym jego samotnej walki. Był taki słaby, bezbronny i zraniony. Miałam zdecydowanie za miękkie serce. Byłam zdecydowanie za bardzo wrażliwa.
— Co ty wyprawiasz idiotko?! – krzyknął i złapał mnie za ramiona tak mocno, że aż zasyczałam z bólu. – Masz w tej chwili przestać ryczeć, rozumiesz?! Nie będziesz mnie żałowała, czy to jasne?!
Spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich nienawiść i złowrogi ogień. Czyli znów prawdziwy Gregor przegrał. Teraz już nie stał przede mną prawdziwy on. Po raz kolejny przez jego ciało przemawiał zły omen, gotów w każdej chwili rozerwać mnie na strzępy, zamordować z zimną krwią i napawać się moim cierpieniem, torturami do chwili, aż nie zdechnę. Pozostawił na moich ramionach krwawe ślady swoich paznokci, a jego oczy wyrażały chęć roztrzaskania mi w tej chwili czaszki na szpitalnej ścianie.
— Gregor, przyrzekam ci, że wszystko będzie dobrze – powiedziałam już spokojniej z niemą obietnicą w oczach.
Być może ten prawdziwy Gregor nie panował nad swoim ciałem, ale żywiłam wielką nadzieję, że chociaż mnie słyszy i uwierzy mi, będzie wiedział, że chcę mu pomóc, że w końcu w swojej bitwie nie zostanie sam.
— Uwolnię cię od tego potwora, choćbym miała umrzeć – obiecałam hardo i z bojowym wyrazem twarzy, popatrzyłam się z wyższością na stojącego przede mną kata.
— Ty suko – syknął jadowicie. – Nie waż się niczego robić, bo cię zabiję i zapewniam cię, że zrobię to z wielką przyjemnością – powiedział, a potem uderzył mnie w twarz z liścia, tak mocno, że padłam i uderzyłam o bezgłowie łóżka. Po tym wszystkim wyszedł jak gdyby nigdy nic.

***
Nazajutrz był w szpitalu wielki raban. Pielęgniarka, która przyniosła mi śniadanie na srebrnej tacy, przeraziła się, widząc moje krwawe rany na ramionach i wielki siniak na policzku. Zapewniła mnie, że już nigdy nie wpuszczą tego mężczyzny do swojego szpitala. Skarciła mnie także, że nie wezwałam lekarzy, żadnej pomocy i nic nie powiedziałam, choćby już po wyjściu szatyna z budynku, miałam teraz na rękach przeraźliwe strupy.
Prawda była taka, że nie chciałam mówić nic. Nie chciałam, aby obwiniali skoczka o cokolwiek – ja wiedziałam, że to nie była jego wina, ale oni nie wiedzieli. Przez całą noc miałam straszne koszmary. Śniło mi się, że biegnę jak oszalała w ciemności i bardzo się boję. Na końcu ścieżki widzę srebrną, zabezpieczoną na wiele mosiężnych łańcuchów klatkę, a w środku Gregora – przywiązanego do krzesła zakneblowanego i ze łzami w oczach. Podchodzę do klatki i szarpię za natrętne łańcuchy ile sił, one jednak nie chcą ustąpić i siłuję się na darmo. Nagle widzę w oczach Gregora rosnące przerażenie z jego ust zaczynają się wydobywać niezrozumiałe dla mnie głoski. Odwracam się z niepokojem na pięcie i widzę na ścieżce drugiego Gregora – patrzy na mnie z nienawiścią, żądzą mordu, uśmiecha się podstępnie i wyciąga zza kurtki pistolet. Patrzy się na mnie zwycięsko, mówi.
— Mówiłem, abyś dała sobie spokój.
Wypowiadając te sława, odbezpiecza spust i bez najmniejszego wahania strzela. Kula przebuja mnie na wylot a następnie trafia w siedzącego za mną, uwięzionego Gregora. Widzę, jak upada i wykrwawia się na śmierci. Potem i ja upadam. Umieramy oboje, w odległości niecałych dwóch metrów od siebie. Kiedy przechodziłam na Tamten Świat, nagle obudziłam się, zlana potem i roztrzęsiona do granic. Szlochałam przez dłuższy czas, aż znowu usnęłam ze zmęczenia. Sen powtarzał się za każdym razem ten sam – dokładnie czterokrotnie.
Łatwo więc zrozumieć chyba, że nie miałam ochoty na jedzenie. Coś tam podzióbałam, a potem odstawiłam tacę na małą szafeczkę i wpatrywałam się tępo w drzwi, mając nadzieję, że zaraz ujrzę u progu Gregora. Liczyłam na to, że wejdzie tu uśmiechnięty i powie coś w stylu: „Bardzo cię przepraszam, ale jak widziałaś nie panuję nad tym, proszę Wiki, potrzebuję twojej pomocy. Nie dam rady wygrać tej walki sam”. Nic jednak takiego nie miało miejsca, a gdyby nawet chciał tu przyjść, to nie został by wpuszczony, jak zapewniła mnie o tym pielęgniarka, informując już ochroniarzy, że szanowny pan Gregor Schlierenzauer nie ma do tej placówki więcej wstępu – myślała pewnie, że się ucieszę, ja jednak wcale radosna z tego powodu nie byłam.



Sadness is beautiful, Loneliness that's tragical
So help me I can't win this war, oh no
Touch me now don't bother if every second it makes me weaker
You can save me from the man I've become
Backstreet Boys – Shape Of My Heart


***
Nie znaczy to jednak, że już nic mnie miłego w szpitalu nie spotkało. W ten sam dzień przyszedł także Ville z Igą i Michałem – dwójka ostatnich, oczywiście jak zawsze się o coś tam sprzeczała, nie pamiętam dokładnie. W każdym bądź razie młody Fin był przemęczony do żywego. Z wielkim ubolewaniem, a także politowaniem wskazał na kłócącą się dwójkę, która oczywiście nie potrafiła przestać krzyczeć między sobą, tak więc rozmawiałam z Ville tak jakby sam na sam, mimo że oni byli w pomieszczeniu.
— Poprosiłem swojego doktora o mocniejsze leki przeciwbólowe – powiedział z uśmiechem. – Nawet nie są takie złe, głowa mnie już w ogóle od tych wrzasków nie boli, ale czuję się po nich trochę ospały, także nie mogę ich brać przed skakaniem.
— O co im poszło tym razem? – spytałam rozbawiona i wskazałam na siedzącą trochę dalej dwójkę ludzi, którzy teraz zaczęli się okładać niemal że na ślepo.
— Poczekaj chwilę – uciął gwałtownie i odwrócił się zniecierpliwiony w ich stronę. – Mój kochany cioteczny braciszku! – krzyknął. – Ile raz ci powtarzałem, że masz nie bić mojej narzeczonej? – powiedział takim tonem jak do dziecka.
— Ale ona tez mnie bije! – powiedział zrozpaczony. – Masz jakąś głupią tę laskę – przyznał.
— Głupią?! – żachnęła się. – Sam jesteś głupi, jak but z lewej nogi! – ryknęła i znowu zaczęła go namiętnie okładać po całym ciele.
— Widzisz co ona robi?! – poskarżył się Michał. – Jakaś nawiedzona.
— Nie obchodzi mnie co sądzisz – zgasił go. – Zabraniam ci bić Igę – powiedział stanowczo.
— Ale ona też…
— Kobietom wolno, ale samych kobiet się nie bije – pouczał.
— Ale to niesprawiedliwe! – krzyknął. – I co? Ja ją przestanę bić, a ona znowu mi przyjebie. Ałaaaa!
I rozjuszona do granic dziewczyna przyjebała. W kroczę dokładnie.
— To cię nauczy szacunku do mojej osoby lamusie! – zabrzmiała z triumfem.
— Gdzie tu jest jakiś lekarz? – spytał zrozpaczony facet, trzymając się za krocze, ledwo co mógł wstać, a i tak jak to już uczynił, to kulał strasznie.
— Lekarzy masz to od groma – wzruszyłam ramionami. Ville pokazał mi, że mam się nie przejmować, bo takie akcje zdarzały się już nie raz i raczej do ich całkowitego kalectwa to się będzie ciągnęło. Obojgu. – Jak wychodzisz z mojej sali, to idź w prawo, a potem prosto, długim korytarzem, aż po lewej stronie na drzwiach zobaczysz napis „Dyżurka”. Tam się zbierają wszystkie oddziałowe, powiesz im, że… miałeś wypadek, a one coś zaradzą na to. Dadzą ci coś na pewno przeciwbólowego – powiedziałam lekko.
Nim się obejrzałam, Michał już wybiegał rozanielony z mojej sali, szukając upragnionej pomocy, a Iga w tym samym czasie napawała się swoim sukcesem.
— Kochanie – powiedział Ville zrezygnowany. – Ile razy ci mówiłam, że masz być dla niego łagodna? Przecież to już trzeci raz w tym miesiącu. Jeszcze trochę, a przez ciebie nie będzie mógł mieć dzieci – dodał równie smutno.
— I bardzo dobrze! – dziewczyna nie traciła na hardości. – Nikt na świecie nie chciał by mieć za ojca Michała! – zapewniła. – On się do niczego nie nadaje – przekonywała. – Bo to taka ciota, rozmemłana jest – mówiła gniewnie i z przyspieszonym oddechem.
Roześmiałam się szczerze. Nie mogłam wytrzymać na dźwięk słów „rozmemłana ciota”. Oni to jednak potrafili poprawić mi humor, czego nie mogłam powiedzieć niestety o biednym, zmęczonym Finie.
Wyżej wymieniony wstał teraz leniwie z krzesła, które zajmował i ujął swoją kobietę w ramiona, sadowiąc ją u siebie na kolanach i troskliwie przytulając. Ta para naprawdę się kochała. Może sama nigdy nie marzyłam o księciu na białym koniu, ale bardzo chciałam móc zaznać kiedyś takie wielkie szczęście, jak Iga przy Ville – to że Michał był przekleństwem w jej życiu, to się wytnie.
— Bardzo cię pobił? – zapytał, oglądając dziewczynę dokładnie ze wszystkich stron. – Boli cię gdzieś?
— Nie, no co ty! – zaprzeczyła gwałtownie. – Jestem za silna i za sprytna, aby dać się temu frajerowi – powiedziała już spokojniej, ale dalej miała rumieńce na twarzy.
Takie sytuacje zdarzały się zawsze, gdy tych dwoje było razem, więc Ville następnym razem odwiedził mnie całkiem sam.
— Cześć Wiki – przywitał się od progu i uścisnął moją rękę na powitanie, sadowiąc się wygodnie, na krześle przy moim łóżku. – Jak się czujesz? Kiedy wychodzisz? – pytał wyraźnie zainteresowany. – Ominęły cię kolejne skoki – poinformował. – Wielka szkoda.
— Hej Ville – rozpromieniłam się wyraźnie. – Czuję się znacznie lepiej, a wychodzę już jutro – poinformowałam wesoło.
— O, w takim razie może przyjdę po ciebie? – zaoferował się.
— Nie musisz, naprawdę. Jutro przychodzą po mnie moje kuzynki i przyjaciółka, z Polakami jak podejrzewam. – Kto wygrał kolejne skoki?
— Thomas Morgenstern. Przycisnął ostatnio z treningami chłopina. Cały czas go widzę na siłowni, a to pływa, a to biega, a to dźwiga jakieś hantle. Jeszcze chwila a się biedak przetrenuje, a to nie będzie za dobrze.
— No nie – powiedziałam smutno i zwiesiłam głowę.
Od wczoraj w ogóle nie myślałam o Thomasie i teraz uznałam za stosowne skarcić się za to w duchu. Jak mogłam o nim zapomnieć?! Idiotka!
— Zaczęłaś się o niego martwić, prawda? – zapytał, patrząc się na mnie wnikliwie. – Nie odwiedzał cię tu przez cały ten czas, mam rację?
— Tak masz rację w obydwu rzeczach, które powiedziałeś – przyznałam bez wahania. – Zastanawiałam się zawsze, co się z nim dzieje, gdy nie przychodził. Teraz już wiem – odpowiedziałam, patrząc tępo w przestrzeń.
— Przegrana z Gregorem zawsze była dla niego wielkim ciosem, porażką. Nie mógł znieść żadnej – powiedział. – Kiedyś przyznał mi się, mówiąc takie zdanie: „Mogę być nawet przedostatni, pod warunkiem, że on będzie za mną” – wyrecytował Fin i podrapał się po głowie. – Tak, jestem pewien, że trenuje właśnie dlatego, między nimi zawsze istniała nienawiść. To smutne, ale prawdziwe.
— A co z tobą? – zadałam pytanie, nie chcąc drążyć dalej nieprzyjemnego dla mnie tematu na linii Gregor—Thomas.
— Ja  dziś byłem piąty – wyznał. – Kolejno przede mną byli – Thomas, Andres Wellinger, Maciej oraz Richard – wyliczył skwapliwie.
— Jak się dziś mają Iga i Michał?
— Nienajgorzej – stwierdził, zastanawiając się przed powiedzeniem tego słowa dłuższą chwilę. – Iga trochę nam zachorowała, a jak któreś z tej dwójki jest chore, to jest w miarę cicho. Jedno nie ma siły walczyć z drugim.
— Co jej jest? – spytałam zaciekawiona.
— Zapalenie krtani, biedaczka nie może z domu wychodzić, nie wyściubia nawet nosa spod kołdry. Jak wychodziłem do szpitala, aby cię odwiedzić, to smacznie sobie spała, a Michał grał w spokoju na konsoli. Zostawiłem Idze wiadomość, że wychodzę, także nie powinna się martwić zbytnio. Do tego mam pewność, że mój kuzynek nie będzie jej dokuczał.
— Gdzie macie zakwaterowanie?
— W hotelu, niedaleko skoczni. Tylko Thomas tak naprawdę nie musi się gnieździć w pokoju hotelowym, ma w Zakopanym swój własny, dwupiętrowy dom – poinformował uczynnie. – Ma łeb, kupił go sobie dwa, czy może trzy lata temu za pieniądze, które dostał po wygraniu drugi raz z rzędu Kryształowej Kuli. Uznali go wtedy za najbogatszego skoczka narciarskiego.
Byłam bardzo zaskoczona tą informacją. Nie miałam pojęcia, że Austriak ma tu swój dom. Niebywale mnie to jednak ucieszyło.
— Ile jeszcze będziecie w Polsce? – zapytałam.
— Raptem jeszcze dwa tygodnie, więc w sumie trzy.
— Super – nachmurzyłam się. – Ja muszę zostać w tym mieście, aż sześć tygodni, do zdjęcia gipsu – poskarżyłam się i wskazałam z odrazą i boleścią na obecnie niewładną nogę, znajdującą się w gipsie. – Co ja zrobię tutaj sama bez was przez bite trzy tygodnie? Gdzie ja w ogóle zamieszkam? Nie mam pieniędzy ma hotel, o tym już kochany doktorek nie pomyślał, kiedy mnie zatrzymywał – byłam zła do białości.
— Może… może jednak ktoś cię przygarnie – zaczął nieśmiało po czym spojrzał się na mnie porozumiewawczo, a gdy zerknęłam na niego zdziwiona, zaczął dziwacznie unosić brwi i uśmiechnął się podstępnie.
— Nie – szepnęłam wpierw, a na mojej twarzy wykwitł uśmiech. – Nie –  zaprzeczyłam znowu żywo. – Nie sądzisz chyba że… — urwałam nie mogąc uwierzyć, że Larinto wpadł taki szalony pomysł do jego blondwłosej główki.
— No Wiki – Jego wzrok przeszył mnie na wylot. – Przecież wiem, że tego pragniesz i aż marzysz o tym, żeby go dotk… — urwał, bo w tym samym czasie poduszka poleciała w jego twarz z zawrotną prędkością. Zaczął się śmiać, jak dziecko, które znalazło sobie doskonałą zabawę.
— Jesteś wstrętny! – powiedziałam w jego stronę, mimo że i tak nie mogłam opanować śmiechu.
— Ja przynajmniej mówię jaka jest prawda, a ty się jeszcze z tym kryjesz – popatrzył na mnie wesoło. – Pragniesz Thomasa tak bardzo, jak nałogowy palacz pragnie papierosa – powiedział poważnie. – Wszyscy na skoczni – poza samym Thomasem – wiedzą, że się w nim zakochałaś na zabój.
— Niby w jaki sposób?! – krzyknęłam zszokowana. – Gadaj mi zaraz!
— Miłość wyczuwa się na kilometr i tylko ślepy jej nie widzi – zapewnił. – Ej już wiem! Wykupię Thomasowi wizytę do okulisty, a potem wybierzemy ładne okularki dla niego, żeby ci się w nich też podobał – zaśmiał się.
— Ville, przestań! – warknęłam, mimo że miałam na twarzy szeroki uśmiech. – Bo cię znowu czymś rzucę.
— Albo nie – pomachał głową z rezygnacją. – Może lepiej soczewki. Co jest dla ciebie bardziej sexy? Okulary czy… — W jego stronę znów poleciała poduszka.
— Ville, ty wredna cholero! – chciałam zabrzmieć groźnie, ale śmiałam się do łez.

14 komentarzy:

  1. Na początek: Iga tak dalej.!! Dalej ucieraj nosa Michałkowi.!! Zgaduję, że przy pierwszej wizycie Ville był pod wpływem leków, a przy drugiej już nie :) No cóż, jak nie głowa to teraz chujowe leki dostał. :( No ale pod koniec był taki słodki :3, jak zaczął sobie żartować.
    Dobra, ty chyba powoli docierasz do tego prawdziwego Gregora, tylko pamiętaj jak mi się z nim zeswatasz, to ja nie wiem co będę myślała, ale spokojnie pożyjemy zobaczymy.

    Weny.!

    ps. Czekam na więcej Villego ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że sytuacja z Ville, Igą i Michałem przypadnie Co do gustu - Ty lubisz takie akcje xD I Tak masz rację - w czasie pierwszej wizyty Fin był pod wpływem środków przeciwbólowych, przy drugim jednak spotkaniu nie były mu one potrzebne. Zawsze wyobrażałam sobie Larinto, jako takiego zabawnego chłopaka i przyznam, że fajnie mi się o nim pisało, tak jakoś swobodniej.

      No docieram, docieram pełną parą - to biedny, zagubiony człowiek jest, ja mam obowiązek mu pomóc. To, że coś złego się z nim stało, to nie jest jego wina. Muszę przy nim zostać. Zapewniam Cię kochana, że ten prawdziwy Gregor jest znacznie lepszy, od tego czegoś co nim steruje :D

      Nie wiesz co będziesz myślała? W takim razie pomyśl, chętnie bym się dowiedziała, co sądzisz w tym zakresie ^^

      Dziękuję za wenę, a dla Ville coś jeszcze wymyślę :P

      Usuń
    2. Nominowałam cię do Versatile Blogger. Więcej informacji u mnie http://love-by-suomi-makkihypaajaat.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html

      Usuń
  2. Maatko, przez te 6 dni zastanawiałam się jak rozwiążesz tą sprawe z Gregorkiem. Spać przez to nie mogłam ,aż tu naglee pojawił się nowy rozdział i najbardziej nieprawdopodobne wyznania. Schlieri słyszy jakieś głosy, widzi jakieś zjawy czy kogoś takiego ,chce ją udusić ,a Wiki i tak usiłuje mu pomuc. Ale przez to twoje opowiadanie mnie tak wciągnęło iż mogę śmiało ,że się od niego uzależniłam!!!!
    Weny kochana!! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany! Dziękuję bardzo za te słowa - moje opowiadanie powoduje bezsenność - hmmm - to chyba nie jest już takie pozytywne xD Choć w sumie zależy dla kogo ^^

      Cieszę się, że zaskoczyłam po raz kolejny - bardzo mi na tym zależy, abyście do końca nie wiedzieli, co się stanie. Tak to wszystko pogmatwam, oż mam nadzieję, że się uda - póki co nie zawodzi :P

      Uzależnienie? Chyba jeszcze nikt mi tego nie wyznał, mimo wszystko to bardzo miłe co piszesz :) Nic tylko się cieszyć i z uśmiechem pisać kolejny rozdział ^^

      Również dziękuję za wenę :D

      Usuń
  3. o cholera... Gregor słyszący jakieś głosy? czy on aby nie jest chory psychicznie albo nawalony prochami? podobno narkomanii tak mają, że słyszą rożne głosy... ale Gregor narkomanem? niemożliwe... duchy... zjawy... no nieźle...takiego Gregora się nie spodziewałam...
    czekam na nexta.!

    weny kochana.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj również dziękuję za wenę xD Bardzo się przydaje jak widać, jest wręcz bezcenna dla mnie samej ^^

      Nie podejrzewałaś, że nasz Gregorek ma coś nie tak z psychiką? 0.o Mi się wydawało, że wszyscy się tego spodziewali, wydawało mi się zresztą, że parę razy sama o tym wspominałam, więc to nie była żadna wielka tajemnica tak ogólnie :P Powiem tak: zaskoczyłaś mnie oznajmieniem, czym Cię zaskoczyłam, także obie jesteśmy zaskoczone xD

      Usuń
  4. Skarbiee !
    Wiedziałam, że zGredzio ma nie tak pod sufitem, ale żeby jakieś zjawy Go nawiedzały. O mamusiu O.o
    Zresztą, ostatnie dni ( a raczej późne wieczorki ) upłynęły pod znakiem " Ja i Wiki + gadu - gadanie o psychopatach, psychiatrykach, etc. " :)

    Nie wiem, co będzie dalej, wolę już nawet nie zgadywać. Czekam z niecierpliwością na tą cholerną skrzyneczkę i jej tajemnicę.
    Ciekawość mnie zżera - chyba pójdę do piekła o.O

    Wbijam na gadu - czekam na ciekawy temacik do rozmowy. Może pedofile ? Hahaha, ;D

    Twój spec od psychopatów, pedofilów i tych innych ♥

    Znów spać nie będę mogła, myśląc, jaki będzie ciąg dalszy - zginiesz marnie Wiktorio !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Skarbeczku Kochany ♥

      Doskonale wiesz, że takie rzeczy są możliwe u psychopatów, więc zdziwiłam się, że... że takie rzeczy Cię dziwią xd Ty powinnaś być najmniej zszokowana takim obrotem sprawy. Tak zjawy, głosy - są to objawy pewnego zaburzenia, które zapewne jest Ci doskonale znane - nie popisałam się tu oryginalnością w żadnym wypadku niestety ;/ Ale z jednym się zgodzę - psychopaci i psychiatryki forever xD

      Jak chcesz, to możesz zgadywać - nikt Ci tego nie zabrania w żadnym wypadku - ale nie wiem czy zgadniesz, zawsze można spróbować, nie? ^^ Jak już wcześniej powiedziałam - skrzynka i jej mroczne tajemnice przewiduję na rozdział 20, bo na 19 mam już plany ;P

      Jeśli iść do piekła, to razem, także nie masz się co bać. Zdaje mi się zresztą, że wszyscy są ciekawi co tam jest, także nie zostałaś sama :D

      Pedofile? Wybacz wolę jednak nie ^^ Będę miała koszmary w nocy i kto mnie wtedy obroni? Bądź co bądź ja też zaliczam się jeszcze do kategorii - dzieci xd

      Zobaczysz, że zaśniesz. Będziesz miała może problemy małe, ale wkrótce zaśniesz i już nie będziesz się tak nad tym głowiła. Sen jest mimo wszystko bardzo istotny w prawidłowym funkcjonowaniu :D

      O tak, pozostaniesz moim specem od tych spraw, dopóki sama nie kupie sobie książek tematycznych - a do tego jeszcze daleko, bo nie mam pieniędzy xd

      Zginę? Spoko, ale najpierw to dokończę - opowiadanie w sensie :)

      Usuń
  5. Jak widać do piekła idziemy razem. Ale wypadałoby już miejsca zarezerwować, skoro wszyscy są ciekawi, jak tam jest :D

    Nie lubisz pedofilów ? Ty wzorcu tolerancji ? Nie no nie, wymyśl coś, co wzbudzi we mnie dziwne uczucia i uniemożliwi sen.

    Bo ja lubię nie spać. Otwieram wtedy zeszyt w celu pisania opowiadania ( wybacz, wciąż tylko dwa rozdziały ) piszę dwa zdania po trzy wyrazy, patrzę w sufit, zaczynam widzieć zjawy jak Gregor i po jakiś 2 godzinach udaje mi się zasnąć.
    Fajne to, polecam wypróbować :D

    Wreszcie ktoś zgodził się dać mi posadkę. Specjalista ds. psychopatów - jak cudownie to brzmi :)

    Mogę Ci poskanować Ci te książki, jak przestane być zmęczona siedzeniem :)

    Zginiesz ? Idę z Tobą. Bo jak zgodnie stwierdziłyśmy - razem zawsze raźniej, a może i jakiś rabacik przy wejściu by dali :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeskanować boskie książeczki? *.* Byłoby cudownie powiem szczerze ;)

      Usuń
    2. Okej, tylko wiesz, zastanów się, o czym chcesz, bo to cholerstwo długie jest ...

      Usuń
  6. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Więcej u mnie z zakładce The Versatile Blogger. http://meine-gelb-und-schwarz-herz.blogspot.com/p/blog-page.html

    OdpowiedzUsuń