Witajcie kochani! ^^ Zazwyczaj mam dla was rozdział 10stronnicowy, ale dziś, rozdział 18 ma ponad 16 stron xD Mam nadzieję, że się cieszycie. Uznałam, że nie dam rady niczego skrócić, bo wszystko tutaj jest bardzo ważne, także czytajcie wszystko :P Do tego rozdział jest w miarę szybko ;)
______________________________________________
Rozdział
18
Trzy
tygodnie, podczas których skoczkowie mieli treningi, mijały szybko jak z bicza
strzelił i teraz wszyscy szykowali się do wyjazdu z Zakopanego. Nie miałam
pojęcia, kiedy znów się nimi spotkam.
Chyba dopiero na LGP w Wiśle, na który miałam zamiar się udać i nawet mądra ja
nie zapomniałam o wcześniejszym kupnie biletu.
Ku
mojemu zaskoczeniu, nie tylko dziewczyny przyszły po mnie nazajutrz do
szpitala. Nie zapomniały zabrać ze sobą Maćka i Kuby, trzymając się z nimi za
raczki. To takie słodkie, że dziewczyny były szczęśliwe. Nie zmienia to jednak
faktu, że bardziej cieszyłam się z decyzji Dominiki. Wreszcie przyjęła Kubusia
do swojego serduszka i dała w ten sposób spokój Krzysiowi. Poza nimi przybyli
jeszcze Wellinger – coś często zerkający na zamyśloną Magdalenę – Peter, Jurij
i Ville. Uparli się wszyscy, że bardzo dawno mnie nie widzieli i że trzeba mi
pomóc. Muszę przyznać, że było to z ich strony bardzo miłe.
Wellinger,
Jurij i Prevc przeprosili mnie już u progu, że nie wpadli do mnie, jak leżałam
tu przez tydzień i się bardzo przede mną ukorzyli, mówiąc, że mi to jakoś w
przyszłości wynagrodzą – nie wiedziałam zupełnie jak. Oni zresztą chyba też nie
za bardzo, ale to nie było istotne, ważne, że wreszcie mogłam się z nimi
zobaczyć i porozmawiać. Dowiedziałam się interesujących rzeczy podczas tego
spotkania. Jurij i Peter mają dziewczyny – od bardzo niedawna. Dziewczyna
pierwszego z nich okazała się być jakąś początkującą modelką, a ta druga dziennikarką
sportową – również dopiero rozpoczynającą swoją karierę.
— Może
jak będziesz znaną skoczkinią, to kiedyś moja dziewczyna przeprowadzi z tobą
wywiad? – powiedział z uśmiechem i puścił mi oczko.
— Peter,
ja skoczkinią? Chyba nie wiesz co mówisz – zaczęłam się śmiać. – Nie mam
zamiaru zajmować się sportem – zapewniłam.
—
Wszystko jest możliwe – powiedział wtedy.
Welli
natomiast dalej był samotnym strzelcem i wcale mu to jakoś chyba nie
przeszkadzało – bynajmniej nie było tego po nim widać. Uśmiechnięty jak zawsze,
pozytywnie zakręcony i nastawiony do życia, niespełna osiemnastoletni skoczek.
Zapewniał zresztą, że jeszcze ma czas na dziewczynę i jakaś się zapewne
znajdzie. Nie chciałam za bardzo drążyć tego tematu, bo ja sama nie miałam
nikogo przy sobie, a przecież byłam starsza od Niemca o przeszło trzy lata,
trzy miesiące i dwa dni.
Chłopaki
powiadomili mnie również, że nie zadają się już wcale z Richardem Freitagiem,
bo od czasu, gdy Gregorek rozpowiadał o mnie plotki nie z tej ziemi, to on
kompletnie zdziczał – podobnie jak szatyn. I prawdopodobnie stali się bliskimi
przyjaciółmi. A oni – jak niejednokrotnie podkreślali – nie chcieli mieć z
Austriakiem i jego kompanami nic absolutnie wspólnego.
Dziwnie
się poczułam, kiedy mnie o tym poinformowali. Sama nie wiem dlaczego Serce mnie
mocno zakuło. Nie lubiłam rozmawiać o Grzegorze, po tym co zaszło ostatnio
między nami. Na samo wspomnienie pocałunku z nim, robiło mi się niesamowicie
gorąco i miałam ochotę na nowo go do siebie przyciągnąć. Może i był niespełna
rozumu, ale całować potrafił jak nikt inny. Miał w sobie coś, co mnie do niego
przyciągało i za każdym razem wracałam do niego myślami. Nie chciałam się
jednak przed nikim do tego przyznawać. Gregor w kręgu ludzi „normalnych”
uchodził za godnego pogardy i nienawiści. Nikt się nim nie przejmował.
***
Po moim
wyjściu ze szpitala pozostały jeszcze dwa tygodnie treningów. Na ten czas
znalazłam schronienie pod dachem braci Kotów, którzy mieli jakieś tam małe
mieszkanko, kupione w miasteczku pod Zakopanym. Zresztą zamieszkała tam także
trójka moich towarzyszek. Chyba tylko ja nie byłam zadowolona z takiego obrotu
sprawy.
Daria,
mimo że dalej otrzymywała smsy od Patryka, uznała w końcu, że są to jakieś
głupie przekomarzania i nie kryła się już za specjalnie, jeśli chodziło o
zakochanie się w Maćku. Wszystkie informacje, jakie Patryś otrzymywał w związku
z nią i skoczkiem, były przekazywane mu przez sojusznika, a tego – jak się
zdawało Darii – nie miało prawa być pod dachem Kotów. Ku zdziwieniu mojej kuzynki
wiadomości na telefon, przychodziły w dalszym ciągu, ale dziewczyna usuwała je
machinalnie, nawet bez przeczytania i ignorowała zagrożenie, rozkoszując się
doborowym towarzystwem pełną parą. Maciek jakby się zdawało, także wpadł po
uszy. Nie szczędził mojej kuzynce komplementów i czułości, a także w dalszym
ciągu pisał dla niej romantyczne wiersze. Jeszcze tylko brakuje, aby śpiewał
serenady. Ich miłość była przesłodzona do granic, ale to jakoś nikomu nie
przeszkadzało. Oni się całowali – a reszta robiła wszystko tak, jak wcześniej,
jakby tego nie zauważała. Na skutek obecności Maćka Daria zmieniła się nie do
poznania. Zapomniała o dwóch nieudanych związkach z chłopakami i postanowiła
dać sobie jeszcze jedną szansę – może tym razem się jej uda. Przestała być taka
niedostępna i posępna jak dawniej, co nie zmienia faktu, że w dalszym ciągu
lubiła mówić mądre rzeczy, a marzenia były dla niej sprawą przereklamowaną.
Dziewczyna żyła z dnia na dzień i nie zdradzała, ażeby miała jakieś
dalekosiężne plany. Ograniczały się one raczej do tego co zjeść na kolację.
Pomyliłam
się jednak co do Dominiki. Zdawało mi się, że w końcu przyjęła miłość Kubusia,
ale w domu się na to nie zanosiło. Jakub dalej dwoił się i troił, aby jej
zaimponować, spełniał wszystkie jej zachcianki, a ją jakby to obeszło. Nie
przejęła się tym wcale i wykorzystywała chłopaka jak leci. Wiedziała, że jest
zakochany i dlatego nie obawiała się o to, że nagle chłopak przestanie się nią
interesować. Czasem pozwalała mu – jak się dobrze chłopak spisał – pocałować się
w policzek, przytulić, a jemu zdawało się to na obecną chwilę wystarczać.
Odchodził wtedy cały w skowronkach, sprawiając wrażenie człowieka, który cieszy
się z tego co ma. Irytowało mnie trochę takie zachowanie dziewczyny, ale
zagryzałam wargi i nie powiedziałam ani słowa, ciesząc się z tego, że
bynajmniej Krzysiu zniknął z zasięgu jej codziennych tematów do konwersacji
przy kawce. Mimo że tak traktowała starszego Kota i zdawała się go wcale nie
kochać, byłam pewna, że cieszy się z tego, że może tu mieszkać, towarzystwo
braci Kot działało na nią pozytywnie.
Madzia
natomiast – ani się nie cieszyła, ani nie narzekała. Było jej to całkowicie
obojętne. Równie dobrze mogła by mieszkać z kimś innym. Dla niej było ważne, że
ma tu kogoś znajomego – mnie – i nie musi płacić za noclegi w zakopiańskim
hotelu, czy innych takich pensjonacikach, które z uwagi na popularność miasta i
jego znaczenie dla sportów zimowych – skoki narciarskie to bądź co bądź sport
bardziej zimowy niż letni – zarabiały masę pieniędzy. Wynajęcie pokoju w swoim
prywatnym domku, było więc bardzo opłacalne. Przy tym drogie dla kogoś, kto te
noclegi wynajmował. Sobańska zaopatrzyła się w całkiem pokaźną stertę książek o
tematyce psychologii i często jak jej się nudziło, to siadywała w pokoju, który
został jej przydzielony, czytała zacięcie do późnego wieczora, schodząc tylko
na posiłki, czy zrobić coś, o co ją bracia poprosili – wyniesienie śmieci, czy
pozmywanie po obiedzie, nie było dla niej żadnym problemem. Złapała także
prywatny kontakt z facetem, który prowadził nasze kursy z zakresu psychologii i
dyskutowała z nim na temat różnych przypadłości, o których przeczytała w
książkach. Tak oto minęły jej te dwa tygodnie. Nie zwracała zbytniej uwagi na
nikogo, zamknięta w świecie swoich przemyśleń.
Ja
natomiast, jak mówiłam już wcześniej, nie byłam zadowolona. Nie miałam z żadnym
skoczków za bardzo tematów i czułam się dziwnie skrępowana. Z dziewczynami nie
było co zaczynać, bo i tak były zajęte braćmi, a Magda jak wspomniałam,
zajmowała się sobą, raczej nie chciała, aby ktoś jej tą samotność zakłócał. Nie
miałam jej tego za złe, co nie zmienia faktu, że ja nie miałam tam co robić.
Dziewczyny i nawet bracia cały czas się pytali czy mi jakoś nie pomóc i zawsze
kazali wołać, gdy było mi czegoś potrzeba, ja jednak mimo wszystko się
wstydziłam, a poza tym nie chciałam przeszkadzać. W chwilach, gdy mi się
nudziło, to albo brałam jedną książkę od Magdy i czytałam – psychologia nie za
bardzo mnie interesuje – albo uczyłam się chodzić o kulach, które dostałam ze
szpitala. Kicanie na jednej nodze nie było ani wygodne, ani łatwe. Często się
wywracałam, ale na szczęście zawsze ktoś mnie złapał, albo miałam za sobą
miękką kanapę lub fotel.
W czasie
pobytu u braci Kot wypadały dwudziestego szóstego maja, moje dwudzieste
pierwsze urodziny. Nic im o tym nie wspominałam, dlatego dziwiłam się, że tego
dnia przyszli do mnie z tortem, na którym zapalili jakimś cudem dwadzieścia
jeden świeczek i składali najszczersze życzenia. Wcześniej jednak kazali mi
zdmuchnąć świeczki i pomyśleć życzenie, a Dominika włożyła mi na głowę
idiotyczną czapeczkę urodzinową, śmiejąc się od ucha do ucha. Zamknęłam oczy i postanowiłam zdmuchnąć
świeczki wtedy, gdy pierwsza myśl przyjdzie mi do głowy. Myśl przyszła, moim
życzeniem urodzinowym stały się słowa „Marzę o tym, aby Gregor wyzdrowiał, a ja
stała się kiedyś szczęśliwa”. Nie zastanawiając się zbyt wiele, zdmuchnęłam
wszystkie świeczki, dopiero potem wśród oklasków doszłam do wniosku, że to
życzenie było dziwne. A następną myślą było: „Czy można mieć dwa życzenia? Bo
właściwie ja pomyślałam o dwóch rzeczach. O sobie i o Grzegorze. A co jeśli w
takim wypadku spełnia się zawsze pierwsze? Super, porzuciłam życzenie o
szczęściu na rzecz Gregora! Zresztą kogo to obchodzi? To tylko głupi zabobon i
tradycja, życzenia z tortu nigdy się nie spełniają!” Pokrzepiłam się trochę tą
myślą i więcej tej sprawy nie roztrząsałam.
Wieczorem
do domu Kotów zjechali się także inni skoczkowie, aby złożyć mi życzenia
urodzinowe i wypić za moje zdrowie – byli to Welli, Peter, Jurij, Krzysiu,
Ville, Iga, a jak Iga to i Michałek. Byłam w ten dzień niezwykle szczęśliwa,
było bardzo miło i zabawnie, zapomniałam na jakiś czas o Gregorze i swojej
złamanej nodze. Na początku tylko jak weszli, doszłam do wniosku, że kogoś mi
brakuje.
—
Wszystkiego najlepszego od nas wszystkich – powiedział radośnie i z uśmiechem
Ville, wręczając mi prezent.
Za nimi
stali Iga z Michałem.
—
Dziękuję bardzo, nie trzeba było – powiedziałam zakłopotana, odbierając paczkę.
— Mam
dla ciebie jeszcze jeden prezent – powiedział na głos i widząc moje zdziwienie,
powiedział potem na ucho. – Thomas zaraz przyjedzie do ciebie, udało mi się go
wyciągnąć z siłowni – pochwalił się i puścił mi oczko. – Cieszysz się?
— Ależ
oczywiście – powiedziałam rozpromieniona, nie widziałam Morgiego od tak dawna.
– A on dalej bez ustanku trenuje? – zmartwiłam się nagle.
—
Niestety tak – potwierdził, a potem pozwolił wreszcie Idze i Michałowi podejść
do mnie, aby ci mogli złożyć swoje życzenia.
Tak jak
Fin powiedział, Morgi niebawem zapukał do drzwi braci Kot i zobaczyłam się z
nim wreszcie po piętnastu dniach przerwy. Gdy tak stanął w pokoju i wreszcie
ujrzałam jego twarz, poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić, zakręciło mi
się nawet przez chwilę w głowie. Ale byłam niesamowicie szczęśliwa. Nie mogłam
wtedy zrozumieć, jak mogłam pozwolić na to, aby moje myśli w wolnych chwilach
zajęte były Gregorem. Kiedy go zobaczyłam, gdy wreszcie doszło do mnie, że
Thomas naprawdę jest tutaj, wszystkie emocje wróciły. Przez resztę wieczoru
Gregor nie pojawił się w mojej głowie ani na sekundę. Cieszyłam się z tego, że
blondyn jest przy mnie i nie wahałam się rzucić mu na szyję, w momencie gdy
Thomas stanął przede mną. Na początku był trochę zaskoczony, ale nie poczułam
się z tego powodu ani trochę nieswojo. Najważniejsze było dla mnie wtedy, że
był tutaj i nie chciałam go wypuścić ze swoich objęć.
Ville
miał rację, mimo że zdawało mi się, że żartował w tym szpitalu. O moich
uczuciach wiedzieli dosłownie wszyscy, tylko nie Thomas. Wszyscy pozostali
ludzie wymieniali co chwilę między sobą porozumiewawcze spojrzenia, a Ville
szczerzył się do mnie dokładnie tak, jak w szpitalu, miałam go ochotę rzucić
poduszką. Bracia Kot uparli się, że trzeba nas zostawić samych, więc powoli, po
cichu, zaczęli wszystkich zagarniać na taras ani się obejrzałam, a byliśmy
sami. Spostrzegłam się dopiero wtedy,
gdy się od blondyna oderwałam i zrobiłam zdziwioną minę, ale potem zaśmiałam
się tylko pod nosem.
—
Wszystkiego najlepszego Wiki, dużo szczęścia, miłości w życiu, zdrowia,
spełnienia marzeń, także tych najskrytszych, wspaniałego mężczyzny, wielu
oddanych przyjaciół i czego sobie tam tylko jeszcze zażyczysz – powiedział z
uśmiechem. – A to dla Ciebie – podał mi ładnie zapakowany, malutki prezent.
— Bardzo
dziękuję – powiedziałam nieśmiało i przejęłam od niego paczkę, następnie kładąc
ją na starcie innych, nieodpakowanych prezentów – Wszystkie prezenty otwieram
zawsze dzień po urodzinach – wyjaśniłam.
—
Przepraszam cię – powiedział smutno.
— Niby
za co? – zdziwiłam się. – Nie masz mnie za co przepraszać – zapewniłam i upiłam
łyka ze swojego drinka.
— Że nie przychodziłem do ciebie, bardzo mi z
tego powodu przykro.
— Nic
się nie stało – powiedziałam. – Wszyscy na bieżąco mnie informowali, że
trenujesz. Zaczęłam się martwić o ciebie – przyznałam.
— Ty, o
mnie? Dlaczego? – zapytał wyraźnie zainteresowany i teraz on upił trochę ze
swojego drinka.
— Bo się
przetrenujesz, biedaku – powiedziałam z troską. – Nie możesz tyle trenować, to
nie jest zdrowe – dodałam.
— Ale
jak zapewne wiesz, daje rezultaty – bronił się.
— Tak,
wiem, że wygrałeś cztery ostatnie treningi pod rząd – odpowiedziałam,
przypominając sobie, jak Ville z przejęciem mówił mi o sukcesach blondyna.
Nie
wahał się jednak wspomnieć też o przykrych konsekwencjach. Fin mówił mi, że
Thomas potrafił ćwiczyć do momentu, w którym całkowicie nie padł z wyczerpania.
Od rana do nocy. Nie wiem skąd to wiedział, ale ja wierzyłam, że nie skłamał
mnie.
— Jeśli
przestanę się starać, on znowu będzie lepszy ode mnie – powiedział ponuro. – A
tego bym nie zniósł, wiesz o tym.
W
istocie Gregor w ostatnich trzech treningach, był zawsze o jeden punk za
Thomasem, na drugim miejscu. Śmiało można było przyznać, że depcze mu po
piętach.
— Wiem,
ale zobaczysz, że to wszystko źle się skończy – nie poddawałam się. – Nie każę
ci całkowicie przestać, ale mógłbyś chociaż to ograniczyć. Zwycięstwo za wszelką
cenę, kosztem zdrowia, to żadne zwycięstwo.
Myślisz, że nie dowiedziałam się o tym, że trenujesz od rana do nocy? Że
praktycznie mdlejesz z wyczerpania? Że przestałeś jeść i mało śpisz? – mówiłam
łamanym głosem, a w oczach stanęły mi łzy.
Nie będę
płakała! Nie będę płakała!
— Kto ci
to wszystko powiedział? – Widziałam, że był zły jak osa. – Kto śmiał cię
martwić?
— To nie
jest teraz ważne Thomas – uspokajałam go i położyłam dłoń na ramieniu. – Miałam
dużo czasu w tym szpitalu, żeby sobie wszystko przemyśleć, wiesz? Na wszystko
miałam czas. Pytałam się o ciebie wiele razy, bo się martwiłam i tak –
przyznałam się. – A skoczkowie, którzy przychodzili, po prostu mi mówili. Nie
chcieli mnie skłamać.
— A ja
potem ani razu do ciebie nie przyszedłem – powiedział ze skruchą. – Gdybym
przyszedł, to byś się tak nie martwiła.
— Ale ty
trenowałeś – Mimo że nie chciałam go o nic obwiniać, byłam zła i w moim głosie
słychać było wyrzut. – Trenowałeś na umór, zapominając nie tylko o mnie, ale i
o wszystkich innych dookoła – dodałam. – O sobie i o swoim zdrowiu również.
— Nie
wiem co mam ci teraz powiedzieć – powiedział chłodno. – Nie mogę cofnąć czasu,
a mimo to nie wiem, czy jakbym miał okazję, to czy postąpił bym inaczej. Bardzo
lubię te treningi i wiem, że to dzięki nim ostatnio wygrywałem.
— Skoro
tak uważasz – powiedziałam przygnębiona. – To twoje przeprosiny nie były
szczere, więc ja nie mogę ich przyjąć. Dalej będziesz tak się zamęczał, prawda?
– popatrzyłam na niego z nadzieją w oczach.
Cisza z
jego strony.
— Zanim
tu przyjechałeś, to też trenowałeś, prawda? Do późnego wieczora, a dopiero
potem wsiadłeś w samochód.
— Tak to
prawda – spuścił wzrok.
— Gdybym
nie miała tych cholernych urodzin, dalej byś trenował – powiedziałam z goryczą.
— Tak,
to prawda.
Był brutalnie
szczery, mimo że wiedział, iż każde jego potwierdzenie w sprawie ciągłego
trenowania i skoków bardzo mnie boli. Widział łzy w moich oczach i to jak
bardzo byłam smutna. Nie chciał skłamać.
—
Martwię się o ciebie – powiedziałam łamanym głosem. – Tak bardzo się martwię –
wyznałam mu i zaczęłam płakać.
Moje
wcześniejsze przyrzeczenie, że nie uronię ani łzy, okazało się nic niewarte. Z
chwilą, w której popłynęły pierwsze łzy, poczułam ulgę, a zaraz potem wstyd, że
Thomas widzi jak płaczę. Byłam po prostu beznadziejna, a jego to zapewne
bawiło.
— Błagam
cię nie płacz – prosił i wziął moją twarz w swoje dłonie. – Masz nie płakać i
się o mnie nie martwić, nic mi się nie stanie. Masz rację, gdyby nie twoje
urodziny, to jeszcze bym trenował, ale przyjechałem tutaj specjalnie dla ciebie
– powiedział z przejęciem.
— Thomas
ja się będę i tak martwiła, bo… bo ja… ja… — jąkałam się. Słowa, które
pragnęłam wyznać, nie chciały mi przejść przez gardło.
Nie potrzebował,
abym dokańczała to zdanie. Przybliżył do mnie swoją twarz i już po chwili
poczułam jego usta na swoich wargach. To było niesamowite uczucie. Byłam
zaskoczona i cholernie szczęśliwa, w pierwszej chwili nie byłam pewna, czy to
dzieje się naprawdę. W momencie, gdy dotknął mnie swoimi ustami, podskoczyłam
gwałtownie. Miałam wrażenie, jakby przeszył mnie prąd. Nie sądziłam, że jest to
możliwe, ale całował znacznie lepiej niż Gregor, a uczucia, które mi
towarzyszyły przy Thomasie, okazały się znacznie silniejsze, od tych jakie
odczuwałam w szpitalu. Szczerze pragnęłam w tamtej chwili, aby blondyn był jak
najbliżej mnie. Trzymałam go kurczowo i nie odważyłam się rozluźnić uścisku,
choćby na chwilę, w obawie, że mógłby przestać. Gorąco uderzyło na całe moje
ciało, a alkohol, jaki zdążyłam spożyć do tej pory, tylko to uczucie potęgował.
Poczułam silny, ale przyjemny uścisk w brzuchu, a moje serce niesamowicie
przyspieszyło swoje bicie. Marzyłam o tym, aby trwać w tym pocałunku wieczność
i zawsze już mieć blondyna przy sobie.
Odchyliłam
się lekko do tyłu, z zamiarem położenia na kanapie i pociągnęłam go stanowczo
ze sobą. Kilka sekund potem leżeliśmy już oboje i nie przestawaliśmy namiętnie
całować. Miałam szczerze gdzieś, że inni, zaraz zaczną przychodzić z tarasu. W
głowie zaczęło mi szumieć i czułam coraz większą przyjemność z jego obecności.
Przytuliłam się do niego, a moje dłonie błądziły teraz niemal po całym jego
ciele. Jedną ręką zaczęłam mierzwić jego włosy, a druga cały czas błądziła po
jego plechach. Poczułam jak dłonie Morgiego zaczynają jeździć po mojej tali, aż
w końcu spoczywają na pośladkach, mi to jednak nie przeszkadzało. Pomyślałam
nawet, że gdyby nie było tylu ludzi, bez wahania mogłabym się z nim kochać, ale
ta jeszcze w miarę trzeźwa część mnie powtarzała, że są w pobliżu inni ludzie.
Dalej na tarasie, co prawda, ale są.
—
Obiecaj mi – wyszeptał, gdy w końcu dałam mu możliwość oderwania się od siebie.
– Obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz się o mnie martwiła.
— Nie
mogę Thomas przepraszam, ale to nie jest możliwe. Nie składam obietnic, których
nigdy nie będę w stanie dotrzymać.
—
Dlaczego nie dasz rady? Dlaczego mi nie ufasz kiedy mówię, że wszystko będzie
dobrze? – Nie wypuszczał mnie ze swoich objęć.
— Bo za
bardzo mi na tobie zależy i jestem świadoma tego, że trenujesz do mementu, aż
całkowicie nie opadniesz z sił, aż nie zasłabniesz. To wszystko skończy
się źle, jeśli nie przestaniesz –
odpowiedziałam.
— Wiki,
Wiki – zaczął. – Ty się nigdy nie zmienisz. Zawsze będziesz martwiła się wszystkimi
dookoła. Pamiętasz co ci powiedziałem na weselu?
Starałam
się przypomnieć, co mówił do mnie Morgi, gdy potknęłam się na schodach. Byłam
pewna, że to właśnie wtedy powiedział mi coś istotnego i w końcu sobie
przypomniałam.
—
Powiedziałam ci chyba wtedy, że martwię się moimi kuzynkami, a także Gregorem… a ty mówiłeś, że… że nie powinnam
martwić się każdym z osobna i wreszcie zająć się sobą – wyrecytowałam. – Czy
coś w tym stylu – zawahałam się. – Nie pamiętam dokładnie.
— Nie
mówiłem nic o zajmowaniu się sobą, ale tak to jest w porządku – poprawił. –
Jaki z tego wniosek? – zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.
— Mam za
miękkie serduszko? – spytałam z wahaniem.
—
Niestety tak Wiki, niestety tak – westchnął i przejechał dłonią po moim
policzku. – Nie ustąpisz?
— Nie –
powiedziałam stanowczo. – Gdy tylko się znowu dowiem o tym, że za dużo
trenujesz albo zasłabłeś będę wyrywała sobie włosy z głowy – obiecałam. – I to
wcale nie jest żart.
— Po
jednym? – spytał rozbawiony.
— Nie po
garści, także niebawem będę łysa – powiedziałam posępnie. – Chyba nie chcesz,
żebym była łysa?
— Nie,
ale skoro tak, to ja już się postaram, aby nikt ci o niczym nie mówił –
powiedział smutno. – Muszę trenować tak, jak trenowałem do tej pory – przyznał.
— Łamiesz
mi moje serduszko – powiedziałam załamana. – Jesteś straszny!
— Tak
naprawdę wcale ci na mnie nie zależy – zaśmiał się, a potem odgarnął kilka pasm
moich włosów za ucho. – Mówisz to, bo się nade mną litujesz, jak nad każdym
innym człowiekiem. Jesteś taką dobrą, niewinną, dobroduszną istotką –
powiedział pieszczotliwie. – Ale nic do mnie nie czujesz – popatrzył mi w oczy.
Poczułam
się skołowana i serce mnie jakoś dziwnie zakuło. Może nie powiedziałam słów
„kocham cię”, ale w każdym wypowiedzianym zdaniu podkreślałam, że nie jest mi
obojętny, a mimo to on i tak nie wierzył. Nie dopuszczał do siebie myśli, że go
kocham.
— Jak
możesz tak mówić? – powiedziałam z wyrzutem. – Thomas ja… — Chciałam powiedzieć
te słowa. Zbierałam w sobie odwagę po raz kolejny, ale znów nie było dane mi
nic powiedzieć.
— Cicho,
nic nie mów – Położył mi palec na ustach. – Nie czas na wyznawanie takich
rzeczy. Wolałbym, abyś nie mówiła o uczuciach do kogokolwiek pod wpływem
alkoholu, najczęściej słowa wypowiedziane po wódce, czy drinkach nie są
właściwe i potem się ich bardzo żałuje. Ja nie chcę, żebyś na drugi dzień,
miała wyrzuty sumienia, przez słowa, które możesz powiedzieć.
— Ale
Morgi, ja naprawdę…
—
Prosiłem cię, abyś nie mówiła tak ważnych słów w takim stanie – powiedział zniecierpliwiony
i wstał z kanapy.
Moment,
kiedy wypuścił mnie z objęć, był dla mnie bardzo przykrą chwilą, ale nie miałam
sił się sprzeciwiać. Chciałam znowu się rozpłakać.
— Usiądź
– powiedział chłodno i podał mi rękę.
Usiadłam.
—
Posłuchaj – zaczął i ze świstem wypuścił powietrze. – Teraz niezwykle łatwo
byłoby powiedzieć ci, że mnie kochasz – Na dźwięk ostatniego słowa zadrżałam. –
Ale to tylko dlatego, że cię pocałowałem. Nie wiem dokładnie co wtedy czułaś,
ale teraz przez to może ci się wydawać, że mnie kochasz. W istocie tak nie
jest. W dodatku jesteś pijana.
— Ale
Thomas ja naprawdę… — mówiłam słabo.
— Ile
razy mam cię prosić, abyś nie śmiała się wypowiedzieć tych słów? – mówił do
mnie tonem podobnym do tego, jakim ojciec mówi do niegrzecznej córki.
Poczułam
się jak małolata. Może dla niego faktycznie byłam dzieckiem? Sześć lat różnicy,
to dla niektórych dużo.
—
Dlaczego mnie pocałowałeś? – powiedziałam ze łzami w oczach.
— Wiki…
liczyłem, że dzięki temu mi obiecasz, że w ten sposób jakoś cię przekonam, ale
jak widzisz nie udało się. – Jego brutalna szczerość uderzyła we mnie po raz
kolejny.
—
Myślałeś więc, że dzięki temu pocałunkowi dam ci spokój, tak? – byłam załamana,
ale potem krew zaczęła się we mnie burzyć. – Że dzięki niemu złożę obietnicę
bez wahania, tak?! – krzyczałam. – Nic poza tym?
Milczał.
Głucha cisza jaka zapanowała, była dla mnie wystarczającą odpowiedzią.
***
Niebawem
wszyscy zaczęli schodzić się z powrotem do salonu, uznając najwyraźniej, że
tyle czasu w samotności mnie i Thomasowi całkowicie wystarczy. Wszyscy byli rozbawieni, roześmiani i
rozgadani do granic, a z wieży braci Kotów, zaczęła grać jakaś dyskotekowa
muzyka. Każdy szalał, tańczył i przekrzykiwał się, a wódka i inne alkohole,
lały się strumieniami. Tylko Thomas pił niewiele i dalej był w miarę trzeźwy,
zagłębiając się we własnych myślach. Ja dałam sobie postanowienie, aby uchlać
się na tyle mocno, aż nie padnę na panele przed kanapą albo nie wczołgam się
pod stół. Marzyłam o tym, aby się upić do granic wytrzymałości, aby o wszystkim
zapomnieć. Zabolało. Przedtem jednak uznałam, że muszę udać się do łazienki i
zaczęłam łapać się za kule. Thomas zerwał się jak oparzony i chciał mnie
asekurować, żebym nie upadła, ale stanowczo mu odmówiłam i w końcu ruszyłam
sama.
—
Pierwszego lipca już stąd wyjeżdżamy do Krakowa, pojechałabyś ze mną? –
usłyszałam głos Kuby Kota. – Daria obiecała towarzyszyć Maćkowi – poinformował.
Zauważyłam
ich teraz, ale oni nie widzieli mnie. Schowałam się za ścianą i zaczęłam
przyglądać się całej sytuacji z zaciekawieniem. Nie byli w ogóle pijani. Nie
widziałam, aby któreś z nich, brało się za jakikolwiek alkohol i w istocie
także wyglądali na trzeźwych.
— Jak ci
tak bardzo zależy, to czemu nie? – powiedziała łaskawie Dominika i popatrzyła
na skoczka tymi swoimi słodkimi oczkami.
— Ależ
bardzo, skarbie – powiedział rozanielony i złapał ją za obydwie ręce. –
Wszystko bym dla ciebie zrobił – przyrzekł i przybliżył się do dziewczyny. – Co
musiałbym uczynić, abyś w końcu była mi przychylna?
— No nie
wiem – Dominika udała, że się zastanawia i dręczyła biednego Kota takim
zachowaniem, a ja miałam ochotę trzasnąć ją w łeb. – Może byś mnie tak w końcu
pocałował? – zapytała z wyrzutem. – O tym nie pomyślałeś? – warknęła. – Chcę,
żebyś mnie pocałował – zażądała i mocno pociągnęła Kota za krawat, jaki miał
wtedy na sobie.
Kuba był
zszokowany, ale i niezwykle zadowolony. Sprawiał wrażenie człowieka, którego
najskrytsze marzenia właśnie dążą do swojej realizacji. Gdy już wiedział, że
Dominika naprawdę tego chce, nie zawahał się ani chwili i zaczął ją całować z
niezwykłym zaangażowaniem. Jak to bywa w takich chwilach. Namiętność czasem
bierze górę nad resztą i ich pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny.
Stali przy niewielkim stoliczku, na którym znajdowały się stosy, jakiś
papierzysk. Kuba jednym sprawnym ruchem, zwalił to wszystko na ziemię,
zapominając najwyraźniej o znajdującej się tam małej lampce, która poleciała z
hukiem na ziemię, ale na szczęście się nie rozbiła. Kubuś usadził na nim swoją
lubą i zaczął dobierać jej się do bluzki, odpinając powoli wszystkie guziki.
Niebawem przeniósł swoje usta z jej warg na szyję i wsłuchiwał się w jej
nierównomierny oddech.
— Kubuś
poczekaj! – zatrzymała go nagle, a ten aż podskoczył.
— Coś
się stało? – popatrzył na nią przerażony. – Zrobiłem coś nie tak?
Dominika
zaczęła się śmiać i popatrzyła na niego z iskierkami w oczach.
— Nie
głuptasie – powiedziała pieszczotliwie. – Wszystko bardzo dobrze, ale chyba nie
chcesz tego robić tutaj? – popatrzyła na niego pytająco. – Tą drogą mogą od
czasu do czasu przechodzić ludzie – zauważyła.
—
Dominika, ty naprawdę chcesz? – zapytał się jej, a w jego głosie usłyszałam
tyle radości i szczęścia jak jeszcze nigdy.
—
Oczywiście – odparła krótko i złapała go po raz kolejny za krawat, przyciągając
do siebie.
—
Chodźmy do mojego pokoju! – zaproponował żywo i niemal natychmiast wziął moją
kuzynkę na ręce, wbiegając z nią po schodach.
Nie
wiem, czemu przyglądałam się temu wszystkiemu, w każdym bądź razie udałam się w
końcu do łazienki, ciesząc się, że Krzysiu definitywnie odchodzi w zapomnienie,
a Kuba zdawał się mi być idealny dla Dominiki. W pierwszej chwili musiałam
uważać, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ale w końcu mi to przeszło.
Kiedy
już wychodziłam z tej łazienki, zobaczyłam kolejnego z braci – Maćka ,jak
biegnie przez korytarz z rozanieloną Darią na rękach, najprawdopodobniej do
swojego pokoju, z całkowicie rozpiętą, białą koszulką i ognikami w oczach.
Znowu chciało mi się śmiać, ale potem posmutniałam.
Te to
mają dobrze! Też chcę! No, ale Thomas mnie nie chce…
***
Wróciłam
tam zła jak osa i postanowiłam uchlać się do nieprzytomności. To były najgorsze
urodziny mojego życia! Oparcie znalazłam w Ville, który nie ukrywam, uwielbiał
pić, dlatego cały czas dolewał mi wódki – bo teraz tylko taki alkohol mógł mi
pomóc – piłam z nim ramię w ramię. Zresztą nie tylko z nim. Zaczęłam upijać się
również ze Słoweńcami. Chciałam pić także z Wellim, ale załamałam się po prostu
jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam przez otwarte okna tarasu, jak namiętnie
całuje się z Magdą na zewnątrz! Super, to nawet oni się ze sobą całują, a ja?!
Nawet Ville miał Igę! Nie, nie będę dotykała Michała nawet małym paluszkiem!
Chciałam Jego, a nie Michała, tak bardzo go teraz pragnęłam! Dlaczego po
alkoholu zawsze chce się tego najbardziej?!
— Polej!
– nakazałam, kładąc na stoliczku opróżniony kieliszek. – Jeszcze jedna rundka!
– powiedziałam, krzywiąc się przy połykaniu kolejnej dawki trunku.
— Damy
nie powinny tyle pić! – zaśmiał się, ale i tak mi zaraz polał. Był taki troszkę
z lekka pijany, to mu się trochę porozlewało, ale kij z tym, jeszcze dużo było.
— Ja nie
jestem damą! – wybełkotałam, a przed oczami zaczęło mi się zamazywać. Byłam już
pijana w 3D.
Ukradkiem
spojrzałam na Morgiego, który trzeźwiutki patrzył na moje poczynania z
niedowierzaniem, kręcąc głową. Sam był w połowie dopiero drugiego piwa!
Siedział koło mnie i niemal bez przerwy wpatrywał się we mnie, z litością
wypisaną na twarzy. Ten widok zdołował mnie jeszcze bardziej, przez co piłam
znacznie więcej. Każde jego spojrzenie w moją stronę, nagradzane było
kieliszkiem wódki. Nic nie mówił, mimo że znajdował się parę centymetrów ode
mnie – tylko patrzył. Raz uśmiechał się drwiąco, najwyraźniej stwierdzając, że
robię z siebie idiotkę, a kiedy indziej patrzył na mnie przygnębiony, zupełnie
jakby chciał powiedzieć „Wiki, po co to robisz? Takie działanie jest kompletnie
bez sensu”.
Byłam
wnerwiona. Każdy kieliszek trunku sprawiał, że pragnęłam go coraz mocniej.
Czułam, że jeszcze kilka razy się napiję i po prostu nie wytrzymam. Rzucę się
na niego, choćbym miała już nigdy nie dotknąć jego ciała.
Niebawem
wszyscy nachlani byli w 3D – poza Thomasem – Welli z Magdą już dawno gdzieś
razem zniknęli, Ville poszedł na górę do gościnnego pokoju z Igą, a Krzysiu
wraz z dwoma Słoweńcami zasnęli twardym, mocnym snem na tarasie. Michałek zdaje
się puszczał pawie w ubikacji i w geście kapitulacji, zasnął na kafelkach z
wyczerpania. Po raz kolejny zostałam z blondynem sam na sam. Nie kontaktowałam
już zbytnio jednak i nie zastanawiałam się nad niczym. Jedyną myślą było:
zdobyć go tu i teraz, choćbym miała nawet go o to błagać. Musiałam go mieć! Mój
mózg zawładnięty przez alkohol, nie postępował właściwie. W przypływie
bezsilności, wzięłam szybko do garści butelkę pozostałej wódki i przechyliłam
ją, pijąc z gwintu – o tak, teraz kiedy już nie było Ville do polewania,
musiałam sama o to zadbać.
Odłożyłam
butelkę na stół i z grymasem na twarzy, połknęłam teraz cholernie gorzki i
piekący płyn, jaki miałam w ustach. Spojrzałam jeszcze raz na Margiego i mój
mózg stwierdził od razu, że jest najbardziej pociągającym facetem, z jakim dane
było mi się kiedykolwiek w życiu spotkać. Pragnęłam go tak bardzo, iż myślałam,
że zaraz oszaleję. Nie zdając sobie nawet wtedy sprawy, że to zrobiłam,
odpięłam trzy górne guziki z mojej bluzki i oblizałam delikatnie usta.
Chyba
nie uszło to uwadze blondyna, bo zaśmiał się i pokręcił z niedowierzaniem
głową. Po czym odłożył niedokończone piwo na stół.
—
Zaczynam się ciebie bać – powiedział i jeszcze wygodniej usadowił się na
kanapie. – Stanowczo za dużo wypiłaś i możesz stać się nieprzewidywalna –
stwierdził.
Wyraźnie
go to bawiło, ja jednak na takim poziomie upojenia alkoholowego byłam znieczulona
na jakąkolwiek ironię. Rozumiałam wszystko dosłownie.
— Może
powinieneś? – powiedziałam i delikatnie przygryzłam jedną wargę.
Nie
miałam zamiaru mówić nic więcej. Nim się spostrzegłam zbliżyłam się do niego
jak mogłam najbardziej i pełna satysfakcji zaczęłam odpinać jego koszulę.
—
Przestań! – powiedział stanowczo i złapał mnie za oba nadgarstki. – Jesteś
pijana i nie wiesz co robisz.
Próbowałam
mu się wyrywać, ale był bardzo silnym mężczyzną, powstrzymanie takiej wątłej i
kruchej dziewczynki, która nie miała nawet całych stu sześćdziesięciu
centymetrów wzrostu, właściwie nie powinno stanowić dla żadnego skoczka
problemu, oni wszyscy pracowali nad swoją rzeźbą – tylko Morgi jakby trochę
więcej.
— No
proszę cię – jęknęłam. – Przecież wiem, że tego chcesz – zapewniłam.
— O, i
tu cię zaskoczę – zaśmiał się znowu. – Wcale nie mam na to ochoty.
— Jak
możesz mnie ranić po raz kolejny? – zapytałam z wyrzutem. – Kiedy ja tak bardzo
cię kocham – W końcu udało mi się to powiedzieć. – O Thomas, dlaczego?!
— Nie
dramatyzuj – zgasił mnie, ale dalej nie przestawał się uśmiechać. – Wcale mnie
nie kochasz, to alkohol przez ciebie przemawia, uspokój się.
— Nie
uspokoję się! – warknęłam i zaczęłam jeszcze bardziej się wierzgać.
Blondyn
najwyraźniej już znudzony trzymaniem moich nadgarstków, puścił je, ale ja żyłam
w przekonaniu, że mam na tyle siły, aby się wyrwać sama.
—
Dlaczego mnie odtrącasz najdroższy? – zapytałam z nieukrywanym bólem. – Zrobię
wszystko czego zapragniesz, tylko błagam nie odtrącaj mnie teraz, nie w tej
chwili! – błagałam i zbliżając się do niego na nowo, kładąc swoją rękę na jego
kroczu, ale ten niemal natychmiast ją złapał i uniósł powyżej mojej głowy.
—
Niegrzeczna dziewczynka – pogroził mi palcem. – Więc mówisz, że zrobisz
wszystko czego tylko zapragnę? – popatrzył na mnie pytająco.
—
Wszystko! – przyrzekłam i wezbrała we mnie nowa nadzieja, a w oczach pojawił
się ogień.
—
Położysz się grzecznie spać do swojego łóżeczka? – poprosił. – I zapomnimy o
tym wszystkim co mi dzisiaj wyznałaś – dodał.
— Nie! –
zaprzeczyłam gwałtownie. – Nie chcę zapomnieć! Skarbie jesteś dla mnie
wszystkim, kocham cię nad życie. Pragnę budzić się przy tobie każdego ranka,
być zawsze blisko ciebie, robić śniadania do łóżka, pocieszać, gdy będziesz
smutny. Chcę być twoją podporą i zawsze wspierać w trudnych chwilach. Marzę,
abyś tęsknił za mną w czasie swoich długich wyjazdów w sezonie i nie mógł
doczekać się powrotu do mnie. Śnię codziennie, jak znajduję schronienie w
twoich silnych ramionach i jest mi tak dobrze. Czuję się tak niesamowicie
bezpieczna. Pragnę być z tobą w zdrowiu i chorobie, i opiekować się tobą, gdy
zdarzy się to drugie. Będę robiła wszystko, aby cię uszczęśliwić, bo twój
uśmiech jest dla mnie najlepszą nagrodą. Mam nadzieję, że kiedyś stanę się kobietą
twojego życia. Twoja obecność sprawia, że moje serce bije niespokojnie i wtedy
chcę być najbliżej ciebie, bo… bo jestem pewna, że to byłyby najlepsze momenty
mojego życia. Pragnę cię tak bardzo i wiem, że to właśnie przy tobie jest moje
miejsce. Kocham bezgranicznie.
—
Kochanie… — powiedział wyraźnie rozbawiony i pogłaskał mnie po policzku.
Ja w
przypływie szczęścia, jakie wywołało to słowo, wzięłam jego dłoń w swoją i
przyłożyłam sobie do ust.
— Och
Thomas, powiedziałeś… powiedziałeś do mnie takie cudowne słowo! – zachwyciłam
się. – Najdroższy, błagam! Powiedź, że nie jestem ci obojętna! Wyznaj, że mnie
kochasz! Będę żyła tymi słowami do samej śmierci i przypominała sobie w
chwilach udręki. Mów jak bardzo mnie pragniesz i pozwól napawać się tymi słowami!
Nie odtrącaj mnie teraz, nie zaprzeczaj! Ja wiem, czuję, że chcesz tego niemniej
niż ja!
— Co też
alkohol robi z ludźmi – szepnął i wyraźnie się załamał, a potem już głośniej. –
Wiki, jesteś pijana i nie wiesz co mówisz, to są kompletnie brednie – Poczułam
się, jakby po raz trzeci swoją szczerością wymierzył mi siarczysty policzek.
— Thomas
błagam, skoro nie jesteś w stanie być ze mną, to chociaż…
— Czego
ode mnie żądasz? – popatrzył na mnie wnikliwie.
— Kochaj
się ze mną tu i teraz – powiedziałam bez owijania w bawełnę. – W ten sposób
spełnisz moje największe marzenie. Skoro nie mogę zaznać szczęścia u twojego
boku na dłużej, pozwól mi choć przeżyć tę cudowną chwilę. Życzyłeś mi na
początku tego wieczoru, spełnienia marzeń – nawet tych najskrytszych – pamiętasz?
Błagam, dziś są moje urodziny i… spełnij moje marzenie.
Thomas
westchnął głośno i ze świstem wypuścił powietrze. Widziałam jak krew napływa do
jego policzków, a oddech staje się nierównomierny i przyspieszony. Przez chwilę
zastanawiał się nad czymś intensywnie, po czym na jego twarzy wykwitł uśmiech.
— Jestem
brzydka dla ciebie, dlatego mnie nie chcesz! – powiedziałam z wyrzutem.
—
Nieprawda. – zaprzeczył. – Jesteś piękna, wyjątkowo piękna.
— No
wiec – popatrzyłam na niego niecierpliwie.
— Dobrze
więc, będę się z tobą kochał – powiedział z błyskiem w oku, a ja poczułam się
wspaniale.
— Och,
Thomas! Jestem teraz najszczęśliwszą osobą na świecie! – wyznałam i rzuciłam
się na niego, jak wygłodniała lwica, zatapiając się w jego słodkich ustach z
niezwykłą rozkoszą i zachwytem. Instynktownie zaczęłam odpinać resztę guzików
jego koszuli, aby potem odchylając ją, swoimi dłońmi błądzić dziko po jego
idealnie wyrzeźbionej klatce piersiowej, na której rysowały się imponujące
mięśnie – najwyraźniej te treningi miały też swoją dobrą stronę. Zaczęłam,
wbijać w jego klatkę, swoje długie paznokcie, słysząc syki wydobywające się z
ust blondyna, przerywane głośnym i nierównomiernym oddechem. Słyszałam i czułam
oszalałe bicie jego serca, gdy, schylałam się, aby po tej drobnej torturze,
ucałować czule i z miłością, każdy ślad, jaki zostawiłam na jego skórze.
— Wiki…
poczekaj – usłyszałam jego jęk.
—
Thomas, kochany! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś zadowolony –
Byłam pewna, że gdyby mi to powiedział, to bym się załamała.
— Nie o
to chodzi, tylko błagam, nie tutaj! – prawie krzyknął.
Przestraszyłam
się, co było w tym salonie nie tak?!
—
Chodźmy do twojego pokoju – zaproponował. – Tam będzie wygodniej – stwierdził.
– Chodź, wezmę cię na ręce i zaniosę.
Wstałam
więc z niego pospiesznie o niezwykle podekscytowana, siadłam na skraju,
czekając, aż Thomas weźmie mnie w swoje ramiona. Kiedy już to zrobił, moje kule
do chodzenia padły na ziemie z głośnym hukiem, ale on się tym wcale nie
przejął. Ominął szybko przeszkodę i pognał ze mną po schodach. Ja wkradając się
pod jego koszulę zaczęłam błądzić po jego plecach i z lubością, całowałam
klatkę piersiową.
Kiedy
już doszliśmy do mojego pokoju, blondyn otworzył je zdecydowanym ruchem i
położył mnie na łóżku, przybijając do materaca i zaczął całować po szyi, czemu
oddałam się z zadowoleniem.
— Nie
zamkniesz drzwi? – wyjęczałam, gdyż musiałam przyznać, że było mi cudownie. –
Ktoś może nas zobaczyć – zauważyłam.
— I co z
tego? – zapytał, gdy oderwał się od mojej szyi. – Nic mnie to teraz nie
obchodzi – wyznał i… wstał.
—
Najdroższy, co robisz?! – zapytałam ze strachem, a moje oczy naszły łzami.
—
Dziewczyno nie panikuj, mówiłem, że jesteś pijana – zgasił mnie i podszedł do
mojej obecnej szafki. Wyjął z niej moją apaszkę.
— Co
chcesz zrobić? – spytałam zaskoczona, wyjął dwie apaszki.
— Zaraz
zobaczysz skarbie – powiedział z uśmiechem i wrócił do mnie niemal biegiem. –
Połóż się na poduszkach.
Potulnie
wykonałam polecenie.
— Teraz
daj mi swoje łapki – mówił spokojnie.
Dałam mu
je tak, jak chciał. Z zadowoleniem stwierdziłam, że blondyn przywiązywał mnie
do łóżka i w pewien sposób mnie to strasznie podnieciło. Byłam zdana teraz na
jego łaskę… lub niełaskę.
— Nie
wiedziałam, że tak lubisz – przyznałam otwarcie. – Inaczej załatwiłabym sobie
kajdanki.
Zaśmiał
się uroczo.
— W
sumie kajdanki byłyby lepsze, ale skoro ich nie posiadasz, to trzeba być
kreatywnym i zadowolić się tym co jest – powiedział mądrze i jeszcze raz
sprawdził wiązania. – Na pewno się z tego sama nie uwolnisz? – zapytał i
spojrzał mi w oczy.
— Na
pewno – powiedziałam zniecierpliwiona i oblizałam usta. – No chodź tutaj! –
nakazałam.
Już po
chwili znalazł się na mnie i znów zaczął namiętnie całować, byłam w niebie. Nie
mogłam uwierzyć, że naprawdę to się dzieje, że wreszcie mogę poczuć jego usta
na swoim ciele, że spełnia się powoli jedno z moich największych pragnień.
Zamknęłam oczy i jęknęłam cicho, było tak cudownie, gdy nagle blondyn oderwał
się ode mnie i zaczął głośno śmiać. Był rozbawiony na tyle, że prawie łzy
ciekły mu z oczu. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
— No to
skoro już się Wiktorio nie uwolnisz i mam pewność, że za mną nie zbiegniesz,
zabijając się na schodach, to ja się z tobą żegnam już dzisiejszej nocy –
powiedział lekko i zszedł ze mnie, zapinając swoją koszulę.
— Ale
jak to – wybałuszyłam oczy. – Przecież powiedziałeś, że…
—
Kłamałem Wiki, kłamałem jak z nut, nie miałem od początku zamiaru się z tobą
kochać – wyznał i w tej chwili jego brutalna szczerość wymierzyła mi siarczysty
policzek po raz czwarty.
—
Dlaczego nie chcesz? – powiedziałam ze łzami w oczach. – Czy na serio jestem,
aż taka szkaradna? – załamałam się.
— Nie o to chodzi Wiki – wziął głęboki oddech
i usiadł na skraju łóżka, wpatrując się we mnie. – Jesteś piękną, uroczą,
słodką, niewinną, inteligentną kobietą i usłyszenie od ciebie dzisiejszych
wyznań, byłoby dla mnie wielkim szczęściem, gdybym usłyszał je, gdy ty będziesz
trzeźwa. Nie wierzę w ani jedno słowo, komuś, kto jest pod wpływem alkoholu. Te
wszystkie słowa, marzenia, pragnienia, to dla mnie jedno wielkie kłamstwo, a to
dlatego że przemawia przez ciebie
wódka. Nigdy nie uprawiałem seksu będąc
pod wpływem i teraz też nie będę tego robił. To jest przyjemne tylko wtedy, gdy
oboje ma świadomość tego co robi, a ty – bądźmy szczerzy – bredzisz teraz od
rzeczy i nie wiesz tak naprawdę co się z tobą dzieje. Ja nie chcę tak.
—
Thomas, czyli chcesz powiedzieć, że mnie kochasz? – zapytałam wzruszona.
— Tak,
właśnie to próbuje ci powiedzieć – wyznał z uśmiechem. – Wyznaj mi to wszystko,
gdy będziesz już w pełni świadoma, a wtedy naprawdę będę szczęśliwy. Zrozumiem jednak, gdy okaże się, że tak naprawdę nic do mnie nie czujesz, tak jak podejrzewałem na samym początku. Ludzie różne rzeczy mówią po wódce, więc nie będę miał do ciebie pretensji, jeśli to faktycznie były brednie – obiecał.
—
Rozwiążesz mnie? – spytałam z nadzieją. – Położę się grzecznie spać.
— Tak –
uśmiechnął się, a gdy to zrobił, wyszedł z pokoju. – Dobranoc, słodkich snów.
__________________________________________
No i jak? Wiem, wiem, jesteście rozczarowane, bo liczyłyście na to, że Wiki będzie jednak z Gregorem - przyznam szczerze, że ja również rozważałam taką opcję, ale rozmowa z pewną osobą, skierowała mnie na właściwe tory i pozwoliła odnaleźć dobrą drogę - "Przecież to na nim ci zależy, a nie na Grzegorze! Do dla niego robisz to wszystko". Miałam ostatnio mętlik w głowie związany z Thomasem i Gregorem, jednak rozmowa z tą dziewczyną uświadomiła mi, czego tak naprawdę chcę i nie pozwoliła dramatycznie zmienić fabuły. Całą fabułę wymyśliłam już od deski do deski, publikując 2 rozdział! Zmieniałam ją jednak stopniowo na rzecz Gregora, bo parę czytelniczek gorąco mnie do tego namawiało. Uroczyście ogłaszam powrót do pierwowzoru fabuły! Opowiadanie będzie takie, jakie miało być od samego początku i teraz już nie zbaczam z trasy - idę wytyczoną ścieżką, bo tak naprawę to ja mam być z tego najbardziej zadowolona i nie mogę robić nic wbrew sobie ;D
Nie oznacza to jednak moje drogie, że Gregor straci na znaczeniu w opowiadaniu, oj nie! Zapewniam was, że w pierwowzorze fabuły jest on również cholernie ważny, dlatego, nie zabraknie go. Wiele także namiesza, także nie będzie wiało nudą ^^ Zmiana polega tylko na tym, że będzie więcej Thomasa. Będzie w końcu Thomas, którego nie było przez kilka rozdziałów - jakby ktoś nie zauważył. Reszta pozostaje taka sama, więc nie macie się o co bać. Tylko Thomasa będzie więcej - będzie go tyle, ile miało go być na samym początku. A przez Gregora o nim zapomniałam.
Jedyną czytelniczką, która zwróciła mi na to uwagę, jak bardzo odbiegam od zamierzonego sobie celu okazała się SUOMI FOREVER - dlatego to właśnie jej pragnę zadedykować ten rozdział, z całego serca dziękując przy okazji, mimo że nie ma tu za dużo Ville Larinto.
________________________________
A oto boscy Oni na miłe zakończenie dnia (kolejność przypadkowa) xD
Dobra, Wiki szczerze powiem, że mnie zdziwiłaś i to bardzo :) Pozytywnie, ja tu się spodziewałam dalszych potyczek z Gregorem, a tu proszę w końcu postanowiłaś jednak z Thomas i jestem z tego powodu bardzo zadowolona, dziękuję oczywiście za dedyk, ja sama sobie czasem nie zdaję sprawy jak mądre rzeczy mówię xD Ville może i było małe, ale on i tak jest słodki i to wystarczy :3 A zdjęcie zamieszczone przez ciebie jest jednym z moich ulubionych, jeśli nie ulubione. Czekam, aż wyznasz to wszystko Thomasowi na trzeźwo i będziecie żyć długo i szczęśliwie, oczywiście jeszcze najpierw trzeba wyleczyć Gregorka. No i ciesze się, że ta Dominika w końcu zapomniała o Krzysiu i zajęła się Kubą, bo on naprawdę ją kocha. Dobra już wystarczająco się rozpisałam i nie wiem co jeszcze więc:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny.! ;*
Oj tak, rozpisałaś się i to sobie cenię - wiesz o tym. Wiedziałam, że cię mile zaskoczę, bo Twoja nienawiść do Gredzia jest wprost zatrważająca ;o. Tak, leczenie owszem będzie, ale nie okaże się to takie łatwe - zresztą sama zobaczysz. Gredzio mi jeszcze nie raz i nie dwa zamiesza w głowie, więc pewnie nieraz jeszcze będziesz oburzona i w ogóle, no ale nie będę uprzedzała faktów. Za dedyk nie musisz dziękować, bo to dla mnie przyjemność była, aby Ci coś zadedykować ;P Długo zastanawiałam się, jakie zdjęcie Ville wybrać, ale wreszcie zdecydowałam się na to - i chyba dobrze. Życie długie i szczęśliwe jest możliwe tylko w filmach i książkach niestety. Zresztą nie wydaję mi się, aby mój związek z Thomasem - którego jeszcze nie ma, więc nie rób sobie nadziej zbyt dużej, bo możesz się rozczarować ^ ^ Więcej na ten temat nie powiem. A co do Krzysia... - Krzysiu będzie miał przerąbane xD, ale tu też już nic więcej nie wyznam :P
UsuńNo dobrra zrobię to pierwszy raz, pokrytykuję troszkę. Ogólnie rozdział jest świetny (jak zwykle) nic mu nie brakuje, jest dobrze napisany i wg. Wkurza mnie tylko jedna rzecz, mianowicie na większości blogów powtarza się schemat: jest sobie główna bochaterka np.Ania i ona ma przyjaciółki np.Kasie, Zosie i Basie. I powiedzmy ,że Ania zakochuje się w takim Lewandowskim, miłość kwitnie bla bla bla ,a przy okazji te jej koleżanki zakochują się w Błaszczu, Piszczku i Reusie (oczywiście to najlepsi kumple Lewego) i na końcu oczywiście wszyscy się uwielbiają, chodzą na poczwórne randki itd.itp.
OdpowiedzUsuńNo dobra tu aż tak nie jest. Ale szczerze? To takie tandete się zrobiło ,że Dominka i Daria pozakochiwały się w Kotach. I ogólnie ,że skoczkowie to tacy przyjaciele.
No ,ale nie myśl ,że twoje opowiadanie przestało mi się podobać . Nic z tych rzeczy!! Poprostu znalazłam w nim coś co przestało mi się podobać. Nie wymagam jednak od ciebie abyś zmieniała fabułe.Pisz dalej to co pisałaś ,a ja i tak będe to czytać ,bo jak już kiedyś wspomniałam, uzależniłam się.
Weny!!!
Nie mam Ci tej krytyki za złe, czekałam nawet, aż ktoś zwróci na to uwagę, już wyjaśniam, żeby nie było - Dominika i Daria, są dziewczynami, które znam ze swojego prywatnego otoczenia. Prawda jest taka, że gdybym nie związała ich z idolami, to by się wściekły jak osy, a zabiłby mnie, gdybym w ogóle ich tu nie dała xD Powiedźmy, że jestem w ciężkim położeniu. Nie bój nic - mnie też to denerwuje trochę, ale przyjaciółki tak ponaglały, zwłaszcza jedna. Staram się jednak nie zwracać na to większej uwagi. Te swatanie wszystkich z wszystkimi nie był wynikiem MOICH planów. W fabule jaką napisałam, w ogóle tego nie ma tak naprawdę. Całe akcje z Kubą i Kotem są wynikiem koleżeńskich próśb. Zresztą wydają mi się nieszkodliwe dla ogółu fabuły. Tragedia by się stała, gdybym na przykład zmieniła plany na Gregora i Thomasa - właśnie te dwie postacie są dokładnie zaplanowane i są jednocześnie "fundamentem" tej całej historii - co do reszty, to są to postacie dość luźne, więc nawet ich śmierć zmieniłaby niewiele. Otoczyłam Wiki, Gregora i Thomasa innymi postaciami "na rozluźnienie", aby nie wyszli na odludków. Nie są to ludzie o jakimś konkretnym charakterze, dlatego wszystkie postacie poboczne, zdają się być takie same. Co do Magdy się tyczy - ona też ma swoje wymagania xd Ale o tym może nie będę na razie mówiła.
UsuńWiki, Gregor, Thomas pragnę skupić się właśnie na tych trzech postaciach - a reszta jest, bo jest ;D
Co do przyjaźni między skoczkami - dla mnie jako kibica - to jest jedno wielkie grono przyjaciół, mimo że mam świadomość, iż nie jest to możliwe. Wynika to także z mojej sympatii do poszczególnych zawodników. Skoro lubię jakiś konkretnych, to nie mam za bardzo ochoty, aby w opowiadaniu się nie lubili.
Może i masz racje, że to jest sztuczne, nierealne i tak dalej - wkurzające. Wiele w tym racji co napisałaś. Dobry pisarz musi rozważyć wszystkie aspekty zanim zacznie pisać. Postaram się więc, aby następne opowiadanie - jakie mam zamiar pisać po tej historii - było bardziej realne i "szare", bo tu wydaje się zbyt "kolorowe". Będzie także mniej postaci, abym mogła każdemu wypracować własną rolę, konkretne zadanie i poświęciła im odpowiednio dużo czasu.
"z Kubą i Kotem" - no ja jestem po prostu genialna xd Chciałam napisać z Kubą i Maćkiem :P
UsuńO moj boze!!!!! Super rozdzial. Myslalam ze juz zapomnialas o morgim a tu prosze.
OdpowiedzUsuńSzczerze wole morgiego niz gregora.
Bardzo mi sie podoba ten rozdzial i mam nadzieje ze wiki i morgi bede razem ;)
Ja bym miała zapomnieć o Morgim? Nigdy w życiu ;* Dziękuję za tak miłe słowa, wiele dla mnie znaczą i motywują do dalszego pisania. Następny rozdział za kilka dni ;D Uwierz mi, że ja też wolę Thomasa :) To czy Morgi i Wiki będą razem, zobaczy się w następnych rozdziałach ^^
UsuńPozdrawiam
Końcóweczka to mnie rozjebała dziewczyno !
OdpowiedzUsuńEj, ja myślałam, że Morgi będzie seksił się z Wiki tylko dla świętego spokoju. Wiesz, zakochałam się w psycholu - Gregorze, dlatego zapomniałam o chłopaku o złotym serduszku.
Och, Thomasie M. - wybacz mi !
Rozdział cudowny, zaskoczył mnie totalnie. Ciekawa jestem, co tam się dalej potoczy z miłością na linii Wiktoria -- Thomas. Ale też zastanawiam się, co tam u zGredzia i ... Sandry. Żal mi tej dziewczyny, więc dlatego ..
Ahh, i ... Welli mnie zdradził. Foch forever z przytupem na pięć minut i trzydzieści dwie sekundy. AMEN.
Dominika x
Ja kocham, po prostu kocham, cały fragment, aż do samego końca - ten w którym Wiki i Thomas zaczynają rozmawiać. Od tego momentu czytam z lubością do końca rozdziału.
UsuńNiektóre momenty bawią mnie do tej pory - Wiki taka wylewna, a Morgi to oaza spokoju, który z zimną krwią opiera się dziewczynie, pragnącej go zgwałcić. KOCHAM ♥ To pokazuje też jak bardzo mam zrytą banie ^^ Końcóweczka też mi się nawet podoba - kajdanki z futerkiem nie są już modne xD Wiążmy się apaszkami xD Fajnie było przez chwile pomyśleć, że Thomas Wikę zniewoli i będą szaleć całą noc - no ale cóż, taka tam mała niespodzianka :D
Thomasie wybacz także mi kochany - gadam jak Wiki - ale przyrzekam, że od dziś nikt nie zajmie Twojego miejsca w moim serduszku ;_; - Dobra koniec tego nabijania się xd
Jak się potoczy? A zobaczysz niebawem. Przypuszczam, że nikt nie spodziewa się takiego obrotu sprawy, ale właśnie o to chodzi ^^
A o Gredzia się nie bój - będzie go od cholery :P O Sandrę też się nie martw, wszystko będzie dobrze... o ile coś mi nie odwali i nie zmienią planów xD A, i nie bądź zła na Welliego ;*
Mówisz, że nie mam bać się Schlieriego ? Boję się jeszcze bardziej, fajnie ;x
OdpowiedzUsuńNie być zła na Welliego ? On mnie zdradził. Muszę mu wysłać esemesa, że z nami koniec. ;c
Buziole, krejzole ślę < 3
Nie powiedziałam, żebyś nie bała się Gredzia, tylko żebyś nie bała się O NIEGO - to jest różnica. Jego samego masz prawo się bać, bo on jest niebezpieczny ^^
UsuńTak, wiem, że zakochałaś się w moim Schlierim - to było do przewidzenia. W takim układzie zajmij się wzdychaniem do niego, a nie będziesz się czepiała biednego Willego :P
Nie czepiaj się, spałam już wtedy xd
UsuńAle zGredzio jest zajebisty i cholernie przystojny, a Welli ma w sobie to coś. Czy ktoś powiedział, że nie mogę być zakochana w obojgu ?
Podzielą się mną, co nie ? :D
Tak, tak Dominiko Gregor wręcz ocieka seksem xD Weź go sobie :P
UsuńEjj, co mnie tak Wiktorio popychasz w stronę Gregora. Wiesz, taka mieszanka. Nie chciałabyś chyba być chrzestną dzieci, które w 3/4 mają w sobie psychopatę, co nie ? :D
UsuńNo ale bzyknąć zawsze się można xD Od czego są różnorakie metody antykoncepcji xd? Ty go nie kochasz, Ty go pożądasz, a to jest różnica. A dzieci ma się z kimś kogo się kocha, bynajmniej tak powinno być. Za to pożądanie łatwo zniwelować. Raz byś się do niego dorwała i po wszystkim xD
UsuńNo ja nie wiem, czy raz zaspokoiłby moje pragnienie, kochana xd
UsuńWiesz, ja tam wierząca jestem. Nie ma ślubu - nie ma bzykanka. Trudno się mówi.
Zapomniałam, że jesteś bardzo temperamentna xD - masz rację, raz by Ci nie wystarczał :P
UsuńJa aż taka zagorzała katoliczka nie jestem. Nie mam nic przeciwko byciu w związku bez ślubu, ale szanuję, że Ty sądzisz inaczej. Bardzo mało ludzi ma w dzisiejszych czasach takie podejście ;)
haha, temperament mam - nie powiem ;)
UsuńAle wiesz, jestem katoliczką, ale bez przesady. Uznaję dzieci spoza małżeństwa, albo sprzed. Nie mam nic do gejów, lesbijek czy bi. Bardzo tolerancyjna dziewczyna jestem xd
Spróbowałabyś mieć coś do biseksualistów.... ^^
UsuńSpróbowałabym, ale się boję o_O
UsuńHahaha, bez jaj xd
Jesteś rozsądna, bojąc się, bo wtedy nie byłabym taka delikatna ;>
Usuń1. Nie jestem rozsądna. Po prostu czasem mam odskoki.
Usuń2. Wiem, doskonale o tym wiem xd
O Austriakach! Ja o nich wszystko przeczytam ;D Już uwielbiam xD
OdpowiedzUsuń