Kiedy
otworzyłam oczy, właściwie dopiero świtało. Słońce nieśmiało wychodziło zza
chmur i przebijało się słabo przez rolety, starannie zasłonięte w moim pokoju.
Byłam bardzo zmęczona i strasznie bolała mnie głowa, cała odrętwiałam, a także
czułam, że muszę się czegoś napić. Powieki moje były strasznie ciężkie i pewnie
nie obudziłabym się jeszcze o tej porze, gdyby nie to, że musiałam zwymiotować.
Usiadłam gwałtownie na łóżku i dałam głowę w dół, choć nie powinnam tego robić
– mdłości się nasilały. Nie widząc za bardzo innego wyjścia, postanowiłam do
kogoś zadzwonić – wypadło na Magdę.
— Halo?
– usłyszałam zaspany głos przyjaciółki. – W czymś ci pomóc? Potrzebujesz do
łazienki? Masz kule?
Właśnie,
kule do chodzenia. Rozejrzałam się dookoła w celu ich znalezienia, ale nigdzie
w pokoju ich nie było. Zmarszczyłam brwi i usilnie starałam sobie coś przypomnieć
z wczorajszego wieczoru. Nic nie pamiętałam na chwilę obecną. Czy naprawdę, aż
tak dużo wypiłam? Zazwyczaj robiłam to w chwilach ogromnego smutku. Co też
takiego okropnego zdarzyło się na moich urodzinach? Czemu śpię w ubraniu?
Dlaczego moje apaszki leżą na komodzie i kto mi zakosił kule? Po raz kolejny
miałam czarną dziurę zamiast wspomnień. Czyżby powtórka z wesela siostrzyczki?
No, bynajmniej o tyle dobrze, że nie obudziłam się z czterema facetami w łóżku.
— Rzygać
– powiedziałam bez owijania w bawełnę. – Jeśli tu nie przyjdziesz, to
zwymiotuję na prześcieradło.
— Już biegnę!
– zapewniła zdenerwowana i rozłączyła się.
Czekanie
na nią, ciągnęło się w nieskończoność. Bardzo mnie muliło i byłam ledwie
przytomna. Kołysałam się na wszystkie strony świata, gotowa w każdej chwili
upaść powtórnie na poduszki. Chciało mi się pić. Usilnie starałam się przełknąć
ślinę, tej jednak wcale nie było. Sahara. Wreszcie jednak usłyszałam pośpieszne
tupanie nogami i do pokoju wparowała Sobańska.
— Gdzie
masz kule? – zapytała zdenerwowana. – Czemu wypiłaś wczoraj aż tyle? Jak ja cię
zaniosę do łazienki?
Wzruszyłam
ramionami, zobojętniała na cały świat. Byłam na tyle nieświadoma tego co się
dzieje, że absolutnie nie zastanawiałam się nad tym, że mnie Madzia na rączkach
nie zaniesie.
— Nie
znam odpowiedzi na żadne z wymienionych pytań – Dopadła mnie czkawka i właśnie
wtedy zaczęłam mieć odruchy wymiotne.
— Nie
wymiotuj! – krzyknęła. – Zaraz znajdę jakiegoś skoczka, który cię zaniesie do
łazienki. – zapewniła i wybiegła.
Ta
jasne, jeszcze czego. A który ze skoczków chciałby mi niby pomóc? Pewnie
wszyscy są mocno skacowani i mają własne problemy po wczorajszym. Ku mojemu
zdziwieniu Magda jednak szybko znalazła kogoś do pomocy. Do pokoju wparowała na
nowo z… Thomasem u boku.
— Musisz
nam pomóc – odezwała się za mnie Magda. – Zanieś ją tylko do łazienki, a ja
będę wiedziała, jak się nią zająć. Nie mam po prostu tyle siły. A to zacne
dziewczę zapomniało, gdzie ma kule. Wszystkiego zapomniało. Niczego nie
pamięta. Uchlała się jak…
— Dobra,
skończ! – warknęłam na nią groźnie. – Przyznaję się, że urąbałam się jak
świnia, ale najgorsze jest to, że nie pamiętam dlaczego – westchnęłam.
Morgi
podszedł do mnie i popatrzył mi w oczy… ze smutkiem? Co mu się stało? Czemu
jest taki przygnębiony?
— Złap
się mnie za szyję – powiedział bez wyrazu. Był zły i to bardzo zły. Kiedy wziął
mnie na ręce, wtuliłam się w niego i znów wsłuchiwałam w bicie serca, to
uspokajało.
—
Thomas, czy coś się stało? Uśmiechnij się – powiedziałam blado.
— Nic –
powiedział lodowato, a ja poczułam gęsią skórkę na całym ciele. – Absolutnie
nic. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – zapewnił.
—
Kłamiesz – stwierdziłam.
— Nieważne
– uciął i już wtedy wiedziałam, że nastąpił koniec rozmowy. Czy on był zły na
mnie? Czy ja coś zrobiłam nie tak? Nic nie pamiętałam.
Nie
miałam jednak czasu, aby znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Kiedy
tylko weszliśmy w trójkę do łazienki, mdłości jakie miałam, nasiliły się bardzo
i mało brakowało, a zwymiotowałabym na rękach Thomasa. Ohyda!
—
Poszło! – powiedziała rozbawiona Magda. – Trzeba było tyle pić? – popatrzyła na
mnie z wyrzutem. – Teraz będziesz miała nauczkę – pogroziła palcem.
— Jak
mogę mieć nauczkę z czegoś, czego zupełnie nie pamiętam? – zauważyłam mądrze. –
Wybacz, ale to raczej nie jest wykonalne. Nie pamiętam nawet momentu, w którym
się upiłam – powiedziałam słabo.
Dziewczyna
wzruszyła ramionami, a ja po raz kolejny spojrzałam na Thomasa. Coś musiało się
stać. On nie potrafił udawać. Wyraźnie go coś gnębiło. Miałam dziwne wrażenie,
że to z mojej winy. Coś ty debilko robiła wczoraj?
—
Thomas… — zaczęłam słabo, ale nie dane było mi dokończyć.
— Ja cię
tu zostawiam – poinformował, zwracając się do Magdy. – Zawołaj mnie, jak trzeba
będzie ją gdzieś przenieść – powiedział oschle i wyszedł, zamykając za sobą
drzwi troszkę głośniej, aniżeli wypadało.
Zachował
się tak, jakby mnie nie było w pomieszczeniu. Bolało. Nie zmienia to jednak
faktu, że on raczej cierpiał bardziej. Tylko dlaczego?
— Magda…
— zaczęłam słabo, byłam skołowana i bardzo zdołowana.
— Mnie
się nie pytaj, bo nie wiem – westchnęła. – Tak czy siak, nieźle musiałaś
wczoraj pieprzyć. Widać, że ma do ciebie po wczorajszym jakieś „ale”. Pogadaj z
nim.
— Jak ja
mam z nim porozmawiać, jak on za każdym razem mówi „nieważne” i mnie gasi? –
powiedziałam łamanym głosem. – Coś zepsułam, ale nie wiem co – załamałam się,
łapiąc za głowę. – Idiotka, no idiotka!
***
Próbowałam
z nim rozmawiać, chciałam dowiedzieć się o wszystkim, co działo się wczoraj na
urodzinach. Pragnęłam sobie przypomnieć, jednakowoż bez wymarzonego rezultatu.
Każda moja próba kończyła się niemiłosiernym bólem głowy i pulsowaniem skroni –
durna pijaczka!
Thomas w
dalszym ciągu pozostawał przygnębiony, nieobecny i nie miał najwyraźniej
zamiaru ze mną rozmawiać. To co musiałam wczoraj powiedzieć albo zrobić było
niewybaczalne. Tylko co to było? Morgi rzecz jasna nie zawahał się mi pomóc,
gdy go Madzia poprosiła, ale wtedy najzwyczajniej w świecie na mnie nie
patrzył, nic nie mówił i robił bez szemrania to, o co go poproszono – tak
machinalnie. Bardzo mnie to irytowało. Za którymś razem, gdy znów chciał
oddalić się z rękami w kieszeniach i bez słowa, po prostu nie wytrzymałam.
— Morgi,
do jasnej cholery! – krzyknęłam. – Okej, zapewne zrobiłam na tych pieprzonych
urodzinach straszne głupstwo i jesteś na mnie teraz obrażony.
—
Odkryłaś Amerykę – zakpił, odwracając się w moją stronę.
— Ale ja
nic nie pamiętam, więc może z łaski swojej, byś mnie uświadomił, dlaczego byś
teraz najchętniej mnie zamordował? – przyglądałam mu się uważnie. – Może będę
to w stanie jakoś naprawić? – zmieszałam się. – Thomas, zlituj się.
Blondyn
przez chwile zastanawiał się nad czymś gorączkowo, po czym wrócił się i stanął
tuż przede mną tak, że teraz siedząc na łóżku, musiałam dać głowę wysoko do
góry, aby zobaczyć jego twarz. Nie ma to jak niecałe sto sześćdziesiąt
centymetrów wzrostu, podczas kiedy on miał ponad sto osiemdziesiąt.
—
Wiedziałem w jakim byłaś stanie i dlatego błagałem cię, żebyś nie mówiła
pewnych rzeczy, bo tego pożałujesz – zaczął. – Ty jednak mnie nie posłuchałaś i
bezmyślnie wypowiadałaś to, co ci ślina na język przyniesie.
Zadrżałam.
— Tak
właściwie – przerwał na chwilę. – Wcale nie te słowa mnie zabolały, ale to, że
ich nie pamiętasz. Właśnie to mnie najbardziej uraziło. Liczyłem, że następnego
dnia porozmawiamy i wszystko będzie dobrze, jednak jak widzisz, nie mamy sobie
czego wyjaśniać w takim wypadku. Skoro nic nie pamiętasz, wszystko co działo
się na twoich urodzinach, traci na znaczeniu – mówił chłodno i z rezerwą.
— Co ja
takiego mówiłam? Proszę cię, chcę chociaż wiedzieć – błagałam.
—
Mówiłem, to już nie ważne. Powiem ci jednak jeszcze, że na następny dzień
wolałbym usłyszeć z twoich ust „nienawidzę cię”, niż to, że niczego nie
pamiętasz – zapewnił, a mnie przeszły ciarki. Thomas skierował się powrotem w
stronę drzwi.
— Nigdy
mi nie wyznasz, co powiedziałam? – spytałam z bólem.
— Nie — uśmiechnął się z satysfakcją. – Nie
posłuchałaś mnie wtedy, więc teraz niech twoja amnezja stanie się karą. Nie
ugnę się, choćbyś miała cierpieć męki.
— Jak
tak możesz? – miałam łzy w oczach. – Dlaczego znęcasz się nade mną?
— Nie
znasz mnie jeszcze zbyt dobrze – powiedział niewzruszony. – Po tym wszystkim co
zrobiłem dla ciebie, możesz uważać, że jestem miłym, współczującym, uroczym
chłopczykiem o wielkim, miłosiernym sercu. – Tu spojrzał się na mnie. – Jednak
taki Thomas nigdy nie istniał. Jestem draniem bez serca Wiki – powiedział to z
takim przekonaniem, że aż się przeraziłam. – Egoistą, który myśli tylko o tym,
aby jemu było dobrze. Człowiekiem, który uwielbia się mścić za wyrządzone mu
krzywdy. Osobą, która czasem w przypływie dobroci wybacza, ale nigdy nie
zapomina.
—
Thomas…
— Nie
złotko – zadrwił i popatrzył na mnie z wyższością. – Tutaj dobroci nie będzie –
zapewnił, po czym wyszedł, zostawiając mnie samą.
Płakałam
jak bóbr, mimo że nie miałam wiele sił. Moja histeria była na tyle głośna, że
pewnie każdy ją usłyszał w tym domu, ja jednak się tym nie przejmowałam. Padłam
na łóżko i wyciągnęłam rękę po poduszkę, którą następnie przyłożyłam sobie do
zalanej łzami twarzy. Chciałam stłumić swoje szlochy, ale także odciąć dopływ
tlenu i zwyczajnie się udusić.
Morgi
był ostatnią osobą, u której spodziewałam się egoizmu i bezwzględności, jak
widać miał rację – nie znałam go za dobrze. Przypomniały mi się chwile, w
których tęskniłam za nim szaleńczo, a zapach jego perfum przynosił spokój.
Wyobrażenie jego uśmiechniętej twarzy, czułego spojrzenia, pełnego miłości,
które pojawiało się za każdym razem, gdy pryskałam odrobinę perfum na swoje
nadgarstki, rozmyło się wpierw, a potem całkowicie zniknęło, mając już nigdy
nie powrócić.
Bez
najmniejszego zastanowienia, sięgnęłam do swojej torebki i wyciągnęłam z niej
perfumy, które leżały sobie spokojnie na samym wierzchu mojej torebki,
spojrzałam na nie niezwykle uważnie. Były już do połowy zużyte. Taki mały
flakon za ponad dwieście złotych. To był Jego zapach. Niezależnie od tego ile razy
się z nim widywałam, zawsze ten sam, znajomy zapach unosił się w powietrzu.
Wiedziałam, że jeśli je zachowam, przysporzy mi to znacznie więcej cierpień,
niż będę w stanie znieść. Popatrzyłam na nie z odrazą i obraz po raz kolejny,
zamazał mi się przed oczami, w przypływie nowych łez.
Zamachnęłam
się z całych sił i cisnęłam nimi o drzwi, a wtedy szkło rozpadło się na tysiące
małych kawałeczków. Czułam jak najmniejsze z nich zaczęły, unosić się w
powietrzu, dosięgając mnie i kłując w skórę, niczym tysiące maleńkich
szpileczek. Pozostałość perfum w takim natężeniu, zaczęła niesamowicie trącić
chemią, a ja zaczęłam się dusić, czując jak poszczególne związki, zaczynają
wpadać mi do gardła, a także drażnić nos.
— Super
– jęknęłam. – Teraz umrę, dławiąc się Jego perfumami.
Usłyszałam
niespokojny tupot na schodach i już po paru sekundach, ktoś chwycił
niecierpliwe za klamkę, wpadając do pokoju i niemal natychmiast wpadając w stos
odłamków szkła i wielkiej plamy, powstałej z perfum. Ja w ogóle nie przejęłam
się nowo przybyłym I nie interesując się nawet kto to taki, płakałam dalej,
całkowicie załamana.
— Czy ty
postradałaś już zupełnie rozum?! – krzyknął Thomas. – Nie zachowuj się jakbyś
była pięcioletnim dzieckiem, bo ja wcale dzieci nie lubię i mojej litości, mimo
wszystko nie wzbudzisz – zapewnił. – Co to w ogóle za pomysł, aby rozbijać…
perfumy? – zdziwił się. – Skąd ty wzięłaś moje perfumy? – zapytał z pretensją,
najwyraźniej rozpoznając zapach, jaki unosił się w powietrzu, mimo że w takiej
ilości, czuć było bardziej inne chemikalia, które niesamowicie piekły w
nozdrzach. – Kompletnie oszalałaś.
— To nie
są twoje perfumy – mówiłam, z trudem łapiąc oddech. – Kupiłam je dla siebie,
bo… bo zawsze mnie uspokajały, ale tym razem nie podziałało.
—
Dlaczego akurat te? – spojrzał na mnie spod ukosa. – Wiedziałaś, że mam takie
same?
— Trudno
było nie zauważyć – odparłam. – Właśnie dlatego je kupiłam – popatrzyłam na
niego błagalnie, on jednak nie zrobił nic.
— Aha. –
Tylko tyle zdołał wydusić, a ja znów zaczęłam płakać.
***
Postanowiłam
się jednak ogarnąć, bo płacz i tak nic by nie dał. Thomas pokazał swoje
prawdziwe oblicze i udowodnił w ten sposób, że nie jest tym, za kogo go miałam.
Nie wiedziałam co też takiego zdarzyło się na moich urodzinach i właściwie nie
miałam pomysłu na to, co mogłam mu powiedzieć, że wyznał, iż wolałby usłyszeć „nienawidzę
cię” – dla mnie nie było gorszych słów, właśnie od tych. Cóż, najwidoczniej
mieliśmy inne priorytety.
Choć
nie, powiedział przecież, że nie uraziły go wcale słowa, a to że zapomniałam. Tak,
tak wyraźnie powiedział. Uznałam więc, że muszę przypomnieć sobie wszystko za
wszelką cenę, choćby miała mi wybuchnąć głowa. Jednak bez rezultatu, dwoiłam
się i troiłam, a to nic nie dawało.
Miałam
jeszcze na głowie jeden kłopot – musiałam zostać w Zakopanym do czasu zdjęcia
gipsu. Nie miałam gdzie się podziać, bo bracia Kot wyjeżdżali po raz kolejny na
studia do Krakowa. Nie mogłam u nich zostać – ze swoją złamaną nogą nie mogłam
zostać sama. Tym bardziej w domu, który posiadał schody, a ja w dalszym ciągu
nie za bardzo sobie radziłam o kulach. Nie mogły ze mną zostać dziewczyny, bo
jechały razem z Kotami do Krakowa. Poza tym nawet, gdybym jakim cudem tu jednak
została, to przecież nie znajdowaliśmy się w Zakopanym, a pod Zakopanym. Nie
miałam samochodu i nikt by mnie nie zawiózł.
Magda
także MUSIAŁA wyjechać pierwszego czerwca. Jak już wcześniej wspominałam,
utrzymywała stałe, niemal codzienne kontakty z facetem, który prowadził nasz
kurs psychologii. Zwierzyła mi się któregoś dnia, że Grzegorz – gdyż tak miał
na imię ten gościu – powiedział jej, iż trzech najlepszych kursantów dostanie
certyfikat i pieniądze na „dalszą działalność w kierunku psychologicznym” –
cokolwiek to znaczy, nie przysłuchiwałam się dokładniej. Dowiedziałam się
jednak, że Grzesiu przyznawał nam punkty, za zadania domowe jakie dostawaliśmy,
prace pisemne, czy te banalne teściki, z zakresu minionych już wykładów. Pod
koniec kursu, który miał mieć swoje zakończenie na początku września – zostaną wyłonieni
„zwycięscy” – hura. Ja to miałam w głębokim poważaniu, ale Magda się strasznie
na to napaliła – zawsze lubiła takie rzeczy. Grzesiu ze względu na widoczne
zainteresowanie dziewczyny tematem, postanowił przyznać jej dodatkowe punkty,
które miały zrekompensować tą trzytygodniową nieobecność, ale kazał jej
jednocześnie wracać najszybciej jak to tylko możliwe.
Rozumie
się więc, że miałam problem i to nie mały. Zdawało mi się nawet przez tych
kilka dni, że się Dominika z Kubą pokłóciła i może dzięki temu zostanie, ale
jak szybko się pokłócili, tak szybko byli pogodzeni, więc jednak blondynka do
tego Krakowa pojechała. Daria tym bardziej – wiadomo. Jej skrzynka telefoniczna
pękała w szwach, ona jednak uznała, że Patryś chce ją tylko nastraszyć.
Znieważyła ten fakt i całkowicie przestała się obawiać, co według mnie było
niemożliwe – ja dalej się o nią bardzo martwiłam. O „poszukiwaniach sojusznika”,
które nawet się jeszcze na dobrą sprawę nie zaczęły, nie chciała nawet teraz
słyszeć. Jest przecież wśród swoich – Polaków. Nie wiedziałam czemu czuła się
taka bezpieczna wśród rodaków. Patryk bądź co bądź także był Polakiem i to
chyba oczywiste, że bardziej prawdopodobny polak, aniżeli na przykład Austriak.
Obraziła się i tyle w temacie.
Nie
ukrywam, że od czasu, gdy dowiedziałam się, że Morgi ma tu dom, to może by mnie
do siebie przyjął i został ze mną w Polsce jeszcze na te trzy tygodnie. Po tym,
jaki okazał się naprawdę, uznałam to za niemożliwe. Był na mnie obrażony i
pokazał pazury. Czemu więc miał mi pomagać? Wszystko przez to, że nie pamiętam
i nie mogę z nim „o tym” porozmawiać. Ale co to? Głupia pijaczka! Choć pewnie
gdybym się nie upiła, to nie było by tej całej akcji z wyjaśnianiem sobie
czegoś. Wniosek był więc jeden – trzeba było się upić, zrobić/powiedzieć, to co
się zrobiło/powiedziało, ale zapamiętać. Szkoda jednak, że nie wypaliło.
Wszyscy
skoczkowie wracali znów do swoich krajów. W przypadku naszych zawodników –
dwójka jechała na studia, a Krzysiu wracał na skrzydłach do swojej przyszłej
żony i dzidziusia, który się jeszcze nie narodził. Michałek postanowił pojechać
z Igą i Ville do Finlandii – nie wiem po jaką cholerę, ale Iga nie była za
bardzo zadowolona. Dwóch Słoweńców wracało
do swoich pięknych dziewczyn, o których wiele mi opowiadali. Austriacy? Do
Austrii. Poza jednym zawodnikiem – Gregorem Schlierenzauerem, który mimo że
chciał mnie zamordować, dalej był niezwykle mile widziany w moim domu i
zapewne, będzie tam na mnie czekał – z nożem w ręce najprawdopodobniej.
Nie
widziałam się z nim od czasu pamiętnej wizyty w szpitalu. Było mi go wtedy
bardzo szkoda. Chciałam mu pomóc najlepiej jak umiałam i dalej odczuwałam takie
pragnienie. Wiedziałam bynajmniej od teraz, że nie jest sobą i nie należy go
potępiać za rzeczy jakie roby. Bo tajemniczy On nim steruje, a tajemnicza Ona,
także nie jest bez znaczenia. Było mi go żal. Głowiłam się przez cały czas, jak
mu pomóc, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Jedynym wyjściem, chyba
jakie istniało, było zbliżenie się do niego i liczenie na to, aż jeszcze coś mi
dopowie – informacji miałam stanowczo, stanowczo za mało. Jak jednak mogłam się
do niego zbliżyć, uwięziona w domu, która nawet nie mogła zejść po schodach?
Tak, zajmę się jego sprawą, gdy będę już mogła normalnie chodzić i przyjadę do
domu.
***
Zwierzyłam
się ze swoich problemów Ville – od pewnego czasu, zwierzałam mu się ze
wszystkiego. Był idealnym słuchaczem i zdawało mi się, że wszystko rozumiał.
Nigdy nie przerywał, wyraźnie zainteresowany tym co mam do powiedzenia. Dawał mądre rady, szukał
rozwiązać. Potrafił mnie rozbawić, gdy byłam smutna i przygnębiona. Idealnie
poprawiał humor, a w dodatku ze wszystkich tych, którzy mnie odwiedzali w
szpitalu, on przychodził najczęściej, czasem nawet dwa razy tego samego dnia.
Pytałam się go trochę zakłopotana, czy Iga nie ma nic przeciwko temu, ale on
mnie uspokoił, przekonywał, że Iga to mądra, wyrozumiała i inteligentna
dziewczyna, więc właśnie dlatego jej się oświadczył – to Michałek tylko ją
trochę podburza i powoduje zmiany w jej charakterze, który tak sobie upodobał.
Uspokoiło mnie to trochę i mogłam z czystym sumieniem wyznać, co mi leży na
sercu – zrozumiał po raz kolejny.
— Czemu
mu nie powiesz, że bardzo żałujesz, nic nie pamiętając? Z tego co zrozumiałam
właśnie o to się przyczepił – popatrzył na mnie ze zrozumieniem. – Kochasz go,
prawda?
— Tak,
ale pokazał mi ostatnio swoją prawdziwą naturę – odpowiedziałam. – Zapewnił, że
miły, współczujący, uczynny chłopaczek za jakiego go zapewne miałam, nigdy nie
istniał i tak naprawdę jest zimnym draniem.
— Nieprawda
– zaprzeczył Ville. – Zapewne gra przed tobą teraz kogoś innego, bo chce ci
dopiec, tylko z sobie znanych powodów.
— To że
jest mściwy, nie omieszkał pominąć – skrzywiłam się. – Wychodzi więc na to, że
mówił prawdę – powiedziałam z bólem.
— Wyznaj
mu swoje prawdziwe uczucia, a może wtedy będzie traktował cię inaczej? –
podsunął.
— Nie ma
szans – zaprzeczyłam. – Powiedział mi, że nie ugnie się, niezależnie od tego,
jak wielkie będę cierpieć męki. Jest egoistą jak sam przyznał i moje uczucia
zapewne nic go nie obchodzą – mówiłam zrezygnowana. – Poza tam wyznawanie mu
miłości w chwili, gdy jest na mnie wściekły, nie jest raczej dobrym momentem –
zauważyłam. – Pogorszę tylko sprawę. Uzna mnie za naiwną i zacznie się śmiać.
— Coś na
to poradzę – powiedział tajemniczo. – Ty biedna nie masz gdzie się podziać,
tak? I liczyłaś na zamieszkanie z Thomasem?
— Tak –
powiedziałam słabo.
— Muszę
coś załatwić – zmienił nagle temat. – Cześć, a tak właściwie to chyba nasze
ostatnie spotkanie przed LGP w Wiśle – zauważył i przytulił mnie do siebie
mocno. – Wszystko będzie dobrze – pocieszał.
— Do
zobaczenia Wiśle Ville, to bite dwa miesiące – zauważyłam smutno.
—
Przeżyjemy! – Z jego twarzy nie schodził uśmiech. – Jakby co to masz numer
mojej komórki i maila – przypomniał. – Świat jest dziś bardzo nowoczesny.
Wkrótce
potem miałam „ostatnie spotkanie przed LGP” ze wszystkim znanymi mi
zagranicznymi skoczkami, a także z Krzysiem. Zostali więc tylko Kotowie.
Jeszcze dwa dni, a potem dziewczyn także zabraknie.
***
Larinto
jest szalony! W dodatku, to cudotwórca! W pierwszej chwili nie wiedziałam
zupełnie, czy mam skakać z radości, czy rozerwać może Fina na strzępy za to co
uczynił i nie podzielił się ze mną swoim planem.
Wszyscy
domownicy już powoli szykowali się do jutrzejszego wyjazdu i pakowali sumiennie
walizki – wszyscy zadowoleni, jakby wygrali jakąś nagrodę na loterii. Nikt się
mną jakoś nie przejął, bo co tam ja? Dominika zasugerowała, że skoro nie mam z
kim zostać, to może poprosiłabym Sandrę, skoro i tak nie ma co robić w domu.
Wyśmiałam ją i powiedziałam, żeby się lepiej w czułko puknęła, a nie gadała
takie bzdury Przecież Sandrusia była tam gdzie Gregorek, a ja nie chciałam
zostawać z Gregorkiem. Bynajmniej nie teraz, gdy nie byłam w pełni sprawna i w
razie zagrożenia, nie mogłabym przed nim uciekać. Cały czas siedziałam, więc
Austriak nie miałby kłopotu z tym, aby w razie napadu szału, ponowić próbę
zabójstwa na mojej biednej osóbce. Przeprosiła bardzo za tak głupi pomysł i
poszła w siną dal.
Siedziałam
po raz kolejny w swoim tymczasowym pokoju i czytałam jakąś denną książkę i
psychologii po raz kolejny, czy może nawet psychiatrii? Rozdwojenie jaźni. Amnezja
całkowita, ograniczona, wsteczna, następcza. Podświadomość. Telekineza.
Zaburzenia osobowości. Schizofrenia paranoidalna(urojeniowa), katatoniczna,
hebefreniczna, prosta, rezydualna.
Nudy,
nudy, nudy!
Odłożyłam
książkę zniechęcona i bardzo zmęczona, rozkładając się na poduszkach, jednak
nie dane mi było zaznać wytchnienia, gdyż ktoś otworzył drzwi o wszedł do
pomieszczenia. Spojrzałam się w tamtą stronę i ujrzałam Thomasa. Byłam zszokowana.
Nie sądziłam, że będzie chciał się ze mną pożegnać przed wyjazdem.
— Cześć –
powiedział słabo i przysiadł na łóżku. – Widzę, że jesteś zaskoczona – spojrzał
na mnie z uśmiechem, ale nie był to uśmiech, jaki znałam do tej pory. Wyraźnie
się cieszył, że swoją rezerwą i dystansem, jaki okazywał ostatnimi czasu,
bardzo mnie zranił. Wygrał, a ja przegrałam.
— Nie
sądziłam, że przyjdziesz się pożegnać przed wylotem do Austrii – nie ukrywałam
swojego zdziwienia, bo to i tak nie miało sensu.
—
Przypomniałaś sobie coś może z twoich urodzin? – spytał wyraźnie zaciekawiony,
zmieniając temat. – Choć trochę?
—
Niestety nie – powiedziałam ze smutkiem. – Ale Thomas! – ożywiłam się nagle. –
Proszę, cokolwiek by to nie było, wybacz mi – prosiłam. – Nie zniosę twojej dłuższej
złości na mnie – zapewniłam.
— Ale ja
wcale nie mam za złe tego, co mówiłaś, czy robiłaś. Tylko to, że tego nie jesteś
w stanie sobie przypomnieć – powtórzył.
— Zawsze
miałam słabą głowę – powiedziałam, wzdychając. – Wiem, jestem idiotką –
uprzedziłam to, co zapewne miał zamiar teraz powiedzieć. – Nawet nie wiesz, jak
bardzo mocno starałam się, wszystko sobie przypomnieć. Jednak bezskutecznie.
Jestem na siebie wściekła, a w dodatku ty jesteś zły na mnie – zwiesiłam głowę.
– Przepraszam.
— No dobrze, skoro dalej nic nie ruszyło w tej
kwestii, to ja nie zamierzam na ten temat już dłużej dyskutować, bo i tak nie
ma o czym, stoimy w miejscu.
—
Wybaczysz mi? – popatrzyłam na niego błagalnie. – Thomas proszę!
— Nie –
uciął i na jego twarzy znów wykwitł uśmiech triumfu. – Nie jestem w stanie,
bynajmniej nie teraz.
— Jest
nadzieja, że mi się uda? – spojrzałam w jego oczy, w poszukiwaniu wsparcia i
otuchy.
Nie
znalazłam. Blondyn, ku mojemu zaskoczeniu, pragnął pastwić się teraz nade mną,
najwyraźniej rekompensując sobie tym sposobem, doznanej krzywdy z mojej strony.
Był zimny, obojętny, traktował mnie na dystans, najwyraźniej mając z tego
idealną zabawę.
— Szanse
zawsze są – powiedział, patrząc się gdzieś w przestrzeń. – Próbuj dalej, a być
może głowa ci odpadnie. – Kąciki jego ust podniosły się ku górze po ostatnim
zdaniu, a we mnie krew zaczęła buzować.
—
Zachowujesz się jak kat – powiedziałam słabo. – Widzisz, że cierpię z tego
powodu, a mimo to nie odpuszczasz.
—
Uwierz, że ja również cierpię z powodu twojej amnezji. – Ze świstem wypuścił
powietrze. – I pomyśleć, że gdybyś pamiętała, teraz wszystko mogło by wyglądać
inaczej – uśmiechnął się. – Ale nie, cierpimy oboje. – Gdybym cię nie dręczył,
tylko mnie by to bolało, a wtedy to nie byłoby sprawiedliwe – zapewnił.
— Nie
będziemy musieli, jeśli powiesz mi co się stało.
— Nie –
zaprzeczył. – Poprzysiągłem sobie, że nie powiem nic, dopóki ty pierwsza nie
zabierzesz głosu. – Znów popatrzył mi w oczy. – Skoro nie możesz, to stoimy w
miejscu.
— Jesteś
niesprawiedliwy! – krzyknęłam w przypływie gniewu. – Nie moja wina, że nic nie
pamiętam! – broniłam się.
—
Właśnie, że twoja – powiedział hardo. – I nie, ja jestem bardzo sprawiedliwy.
Tym bardziej, że wielokrotnie prosiłem tamtego wieczora, abyś wreszcie zamknęła
buzie. Nie posłuchałaś, to teraz masz – wzruszył ramionami. – Wydaje mi się, że
to odpowiednia cena. Tym bardziej, że i ja na tym wiele straciłem, bo teraz
cały czas żyję w niepewności. A na trzeźwo nie wpadnie ci nawet do głowy, żeby
wygadywać takie rzeczy, więc nie ukrywajmy Wiki, ale oboje jesteśmy w kropce.
— Ja w
takiej jakby większej – dąsałam się, a on parsknął śmiechem. – Bo nie rozumiem
niczego z tego co pleciesz – zdenerwowałam się.
— Trudno
– po raz kolejny wzruszył ramionami. – Teraz niewiele mnie to obchodzi — przyznał. – Czy ty przypadkiem nie masz
teraz problemów mieszkalnych? – zmienił temat tak nagle, że w pierwszej chwili
nie dotarły do mnie słowa, jakie wypowiedział.
Spięłam
się jak struna i poczułam, że zakręciło mi się w głowie. Do czego on zmierzał?
Co go to interesowało? Poprawiłam się wygodniej na poduszkach i wypuściłam głośno
powietrze z płuc, czując jak robi mi się gorąco. Nie miałam nawet żadnego
durnego hotelu – byłam kompletnie bez planu.
— Nie
mam gdzie się podziać przez trzy tygodnie. Dziewczyny wyjeżdżają razem z
braćmi, a Magda musi pilnie wracać do domu. Zostanę tutaj kompletnie sama i nie
mam zielonego pojęcia jak sobie poradzę, jednak będę musiała coś wykombinować.
— Skoro
tak, to masz bardzo mało czasu, bo wszyscy opuszczają Zakopane już jutro –
zaśmiał się. – Możesz jednak zostać u mnie, rozmawiałem z Ville i jakoś udało
mu się mnie przekonać – dodał.
— Czy
bym miała mieszkać u ciebie, czy tutaj, to kompletnie bez znaczenia –
wzruszyłam ramionami. – I tak zostanę sama.
— Nie,
ty mnie źle zrozumiałaś – zaśmiał się znowu, a w jego oczach ujrzałam jakieś
dziwne, tajemnicze błyski. – Wiem dobrze, że nie możesz zostać sama, bo krótko
mówiąc sobie w tym stanie nie poradzisz lub co gorsza zabijesz. Zamieszkałabyś
ze mną. Zostałbym w Polsce, jeszcze te trzy tygodnie – zakończył.
— Mówisz
serio? – zdziwiłam się. – Sam powiedziałeś do mnie wcześniej „mam ci za złe,
jestem draniem bez serca, żadnej dobroci” – przypomniałam. – Więc dlaczego? –
uśmiechnęłam się. – Co ja w ogóle cię
obchodzę? Mógłbyś całkowicie mieć to gdzieś, bo to ciebie nie dotyczy.
Blondyn
zamyślił się na chwilę.
—
Uznajmy jednak, że mam to serce, bo jest mi niezbędne do pompowania krwi.
Ja tu myślałam ,że Wiki obudzi się, będzie pamiętała poprzedni wieczór ,wyzna Thomaskowi miłość i wg będzie ładnie pięknie!!
OdpowiedzUsuńA tu SZOOK o,O
Czekam na następny rozdział, pisz szybko, weny!! ;*
1) Mój kochany Ville zawsze pomocny :3 szkoda tylko, że już wyjeżdżają :( Jak jak wytrzymam te twoje 2 miesiące, nie wiem w ilu rozdziałach masz zamiar je zawrzeć, mam nadzieję, że w jak najkrótszym ;>
OdpowiedzUsuń2) Ja może się nie spodziewałam, że będziesz wszystko pamiętać, ale miałam nadzieję, że mu to powiesz, a nie będziesz zwlekać :)
3) Czekam na okres zamieszkiwania u Morgiego, bo moja wyobraźnia, nawet nie chce sobie wyobrażać co tam się będzie działo ( a znasz moją wyobraźnię xD )
4) Kiedyś zjebie moją rodzinę, za to, że nie dają mi w spokoju przeczytać rozdział -,- Śmieci nie uciekną.
Pozdrawiam i weny.! ;*
Szkoda, że nic nie pamięta a Thomas jej tego nie ułatwia ;/
OdpowiedzUsuńCóż spodziewałam się bardziej happy endu no ale w końcu jeszcze dużo rozdziałów przed nami a akcja musi się jakoś dziać.
Nie mg się doczekać nexta.
Ciao baby ! <3
Ómiernęłam.
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci szczerze, że dobrze, że Wiki ma amnezję, ale żali mi Thomasa. Biedny, ale przebiegły chłopaczek. Czuję, że oni przez te trzy tygodnie bardzo się do siebie zbliżą. Ale z drugiej strony - gdzie jest mój Gregor ?!
Tęsknię za tym pokręconym psychopatą, noo :)
Wciąż ciekawi mnie skrzyneczka, a pamiętaj, że 20 rozdział nieubłaganie się zbliża ;D
Dooominika ♥
PS - Mam bliskich związanych z psychiatrykiem, a nie znałam tych pojęć w środeczku. Z ręką na sercu ;)
PPS - Kocham Cię za pokazanie mi, jak cudowną muzykę tworzą BSB ! ♥
Czytałam wiele blogów o Thomasie, Gregorze i innych, ale muszę przyznać że ten jest jednym z lepszych :)
OdpowiedzUsuńBardzo wciągające i fajnie się czyta ;)
Czekam na następny rozdział i wenki życzę :*
W wolnej chwili zapraszam do siebie :)
udało mi się ogarnąć, przepraszam za spóźnienie, ale od paru dni tak mnie ząb boli, że nie mogę wytrzymać, nie potrafię się na niczym skupić, dziś jest nieco lepiej, nie boli ząb, bo mam lekarstwo ale czekają mnie dwie poważne wizyty, jedna u dentysty a druga u chirurga stomatologicznego O.o już truchleję, a wizyty dopiero w sierpniu... mniejsza z tym... hmmm... amnezja... ja również wykorzystałam ten wątek u siebie... pytam: gdzie jest Gregor?! gdzie mój psychopata?! chcę mojego chorego umysłowo człowieka, który słyszy tajemnicze głosy! do następnego.! weny.!
OdpowiedzUsuń