Rozdział
20
Nie
mogłam uwierzyć we własne szczęście. Miałam nadzieję, że przez te trzy tygodnie
coś się zmieni. Nienawidziłam, gdy Thomas odnosił się do mnie z tą swoją
chłodną, przesadną wręcz uprzejmością. Byłam świadoma, że jest na mnie zły, a
ja nie wiedziałam co zrobić – znaczy niby wiedziałam, ale mój mózg za nic nie
chciał odkopać z pamięci dnia moich dwudziestych pierwszych urodzin. Walczyłam
z tym całymi dniami tak intensywnie, iż czasem musiałam brać tabletki na ból
głowy i zwyczajnie mnie po nich muliło, czyli było jeszcze gorzej. Nie chciało
mi się spać, nie mogłam wiele zjeść i nawet nie odczuwałam potrzeby picia
jakiegokolwiek płynu, nie wspominając już o wódce. Postanowiłam zerwać z nią na
zawsze.
Miałam
depresję, tak to chyba było to. Leżałam często odłogiem na kanapie w domu
Thomasa i zastanawiałam się gorączkowo, co też mogło się zdarzyć, a gdy
zabolała mnie głowa, blondyn „uczynnie” podawał mi tabletki na ból głowy, z
uśmiechem satysfakcji na twarzy.
— Aż tak
bardzo lubisz patrzeć na to, jak się męczę? – popatrzyłam na niego
zniecierpliwiona. – Przysięgam, że jak sobie przypomnę co powiedziałam, to
spełnię te słowa bez wahania! – zagroziłam, bo byłam pewna, że musiałam zrobić
lub powiedzieć coś, co go uraziło.
— O
niczym bardziej nie marzę – uśmiechnął się przeuroczo, a mnie krew znowu
zalała. – Niech cię diabli! – syknęłam i niemal wyrwałam mu z ręki kolejną
porcję tabletek na ból głowy, razem z butelką wody mineralnej, upiłam z niej
spory łyk, oddając mu resztę z powrotem do łapki.
— Pamiętasz
już coś? – spytał się po raz setny, a następnie udał się w stronę kuchni, która
połączona była z salonem i schował wodę na powrót do lodówki.
—
Potwór! – krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką, którą miałam pod głową. –
Potwór, dręczyciel!
— Miło
mi – uśmiechnął się, po czym ukłonił. – A ja nazywam się Thomas.
— Idź do
diabła! Nie jesteś tym miłym, współczującym, dobrodusznym facetem za jakiego
cię miałam – żaliłam się. – Egoista i ignorant!
— Złotko
– zawsze jak zwracał się do mnie tak pieszczotliwie, to w jego głosie słyszałam
rozbawienie i drwinę. Nabijał się ze mnie zwyczajnie, bo uwielbiał jak się
piekliłam. – Ile razy ci powtarzałem, żebyś nie rzucała poduszkami? Będziesz
miała za twardo pod głową i zaboli cię szyja, a ja później nie będę cię masował
– mówił tonem jak do małego dziecka. Podniósł cierpliwie poduszkę z podłogi i
podszedł do mnie. – Podnieś łebek.
— Nie –
warknęłam i jeszcze bardziej rozłożyłam się na meblu. – Odejdź!
—
Podnieś głowę dziecino, bo będę musiał użyć siły – powiedział cierpliwie.
— To
sobie używaj – wystawiłam mu język.
— Sama
tego chciałaś – westchnął ciężko i nim się obejrzałam, stanął przede mną,
ciągnąc mnie za ramię z taką siłą, że przez moment sądziłam, iż mi ją wyrwał ze
stawów. Kiedy już mnie posadził, drugą ręką położył poduszkę na jej dawnym
miejscu, po czym zwyczajnie puścił, przez co poleciałam do tyłu.
Ręka
mnie bardzo bolała i zaczęłam masować swoje ramię, gdyż tam coś mi strzeliło.
Czułam to wyraźnie. Nie mogłam tą ręką praktycznie w ogóle ruszyć bez grymasu
bólu na twarzy. Popatrzyłam się na Thomasa z pretensją w oczach, a ten tylko
wzruszył ramionami.
—
Widzisz? Lepiej dla ciebie, jeśli będziesz mi posłuszna. A co do ramienia, to
powinno ci przejść. Jestem pewien, że niczego ci nie złamałem. Dopiero co brałaś
tabletki przeciwbólowe.
— Zawsze
mi się po nich chce spać – oznajmiłam. – Nie masz czegoś mniej usypiającego? –
popatrzyłam z nadzieją w jego stronę.
— To
śpij – prychnął. – Nikt ci nie broni. W tym czasie mógłbym się przynajmniej
udać na trening.
— Jestem
dla ciebie ciężarem – stwierdziłam ze smutkiem i westchnęłam. – Rozumiem.
Dlaczego więc mnie do siebie wziąłeś? Mógłbyś w spokoju teraz zdychać na
siłowni, dźwigając sztangi cięższe od samego ciebie o co najmniej dwadzieścia
kilo – zmarszczyłam brwi i w tej samej chwili poczułam, jak pod moimi powiekami
zbierają się łzy. Nie chciałam przy nim płakać.
— Znów
dramatyzujesz – powiedział krótko i spojrzał na mnie krytycznym okiem. – To
wcale nie tak.
—
Dramatyzuję po raz kolejny? – zdziwiłam się i popatrzyłam na niego z wyrzutem.
– A kiedy robiłam to wcześniej? – zapytałam. – Na moich urodzinach? –
popatrzyłam na niego pytająco. – Wielkie dzięki, że chociaż z tym się
zdradziłeś.
Byłam
bardzo zła i przygnębiona. Dlaczego on mnie tak traktował? Czy na serio, aż tak
mu wadziłam? Wydawało mi się, że mnie lubił jeszcze na początku, ale on był
wtedy zupełnie inny. Teraz w niczym nie przypominał dawnego siebie. Nie był
tym, w którym się zakochałam. Ta myśl mnie dobijała, czy przez to jaki się
stał, nie potrafiłam już go kochać? A może nigdy tak naprawdę nie kochałam
Morgensterna, bo dawniej nie był sobą? Udawał, kogoś kim nie jest? Miałam wtedy
wrażenie, że osoba, w której się zadłużyłam, nigdy nie istniała. Była jawą,
która rozpłynęła się powietrzu. Istotą, która zawierała w sobie ideał mojego
mężczyzny, być może dlatego poświęcałam mu niemal każdą myśl już od pierwszej,
chwili go ujrzałam.
— Ville
mówił, że nie masz gdzie się podziać i pytał, czy nie mógłbym cię przechować na
te trzy tygodnie.
Brutalna
szczerość. Kolejna cecha, która była dla mnie całkowicie nowa. Nigdy nie
myślałam, że Thomas może być właśnie taki. Widocznie nie różnił się tak bardzo
od swoich kolegów z drużyny i na siłę starał się być od nich inny. Grał kogoś
kim nie jest, żeby inni ludzie nie porównywali go z tamtymi. Nikt nie lubił
Austriaków.
— Może
ci jeszcze zapłacił za ten iście miłosierny uczynek? – zadrwiłam. – Mogłeś
wracać do tego swojego Lieserbrücke i mieć mnie w głębokim poważaniu,
bynajmniej teraz nie miałabym poczucia, że ktoś chce się mnie pozbyć.
Morgi
westchnął głośno, po czym spojrzał na mnie z uwagą i zrezygnowany uklęknął przy
kanapie, łapiąc moje dłonie w swoje. Były takie ciepłe. W jednej chwili
poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej. Przez chwilę nawet zamknęłam
oczy. Chyba jednak nie potrafiłam tak łatwo, pozbyć się blondyna ze swojego
serca, nawet jeśli teraz zachowywał się zupełnie inaczej, niż przedtem. Nie
zmienia, to jednak faktu, że pragnęłam, aby był taki jak wcześniej. Dalej
rozpamiętywałam z lubością, jak przez pół godziny, niósł mnie na swoich rękach,
a ja mogłam w pełni bezpieczna wtulić się w niego i czuć błogie ciepło, którym
obdarzyło całe ciało – moje własne serce.
— Mogłem
pojechać, ale tego nie zrobiłem— przyznał. – Zgodziłem się niemal od razu, gdy
usłyszałem, jaka jest sytuacja – powiedział. – Nikt mi za nic nie zapłacił.
Zastanawiam się tylko, dlaczego sama mnie nie poprosiłaś o pomoc? – spytał. –
Ville powiedział, że wiesz o tym, iż mam dom w Zakopanym.
— Ville
stanowczo za dużo mówi – zaśmiałam się nerwowo i przez chwilę nawet miałam do
niego pretensje z tego powodu.
— Może i
masz rację – wzruszył ramionami. – Tego nie będę rozstrzygał, bo teraz jest to
całkowicie zbędne. Fakt jest jednak taki, że gdyby nie on, niewiadomo co by się
teraz z tobą działo. Kiedy z nim rozmawiałem, właśnie byłem w trakcie
pakowania.
— Thomas
ja nie wiem dlaczego – przyznałam ze smutkiem, choć w gruncie rzeczy
wiedziałam. – Jakoś tak wyszło – poddałam się.
— Nie
lubisz mnie, czy co? Ja nie gryzę.
— Nie,
to nie tak! – zaprzeczyłam gwałtownie i aż się podniosłam, po czym nagle
zamilkłam, bo nie wiedziałam, co mam dalej mówić. Przecież nie dałabym rady mu
tego wyznać tak po prostu, zresztą by się śmiał.
— A jak?
– uśmiechnął się. – Powiesz mi? – zapytał, po czym zbliżył swoje usta, do moich
dłoni, które dalej trzymał w swoich, a ja aż zadrżałam.
Czułam,
że się czerwienię. Nienawidziłam takich reakcji u siebie. Serce waliło mi jak
oszalałe. Starałam się oddychać spokojnie, ale za każdym razem, jak tak
czyniłam, zdawało mi się, że się duszę. Miałam ogromną gulę w gardle i
wiedziałam, że prędzej zemdleję, niż powiem to, co naprawdę myślę. Spojrzałam
ostrożnie w oczy Thomasa – wyraźnie czekał na to co powiem i najwidoczniej, zauważył
także moją reakcję, bo kąciki jego ust podniosły się do góry.
— Thomas
ja… po prostu bałam się poprosić o pomoc, bo byłeś na mnie zły i ogólnie jestem
bardzo wstydliwa – powiedziałam, spuszczając głowę.
— Zdążyłem zauważyć – powiedział zrezygnowany.
Chyba nie oczekiwał takiej odpowiedzi. Puścił moje ręce, wstał i poszedł do
siebie.
—
Przepraszam – powiedziałam słabo, ale on już nie mógł tego usłyszeć.
***
Takich
sytuacji było nieskończenie wiele – nigdy nie powiedziałam prawdy. Za bardzo
bałam się odrzucenia. Wolałam już zachować to dla siebie, licząc na to, że
kiedyś mi przejdzie i znajdzie się ktoś inny. Byłam niemal pewna, że Thomas nie
czuje tego samego co ja. To było marzeniem – marzenia się nie spełniają – czyli
zaczynam rozumować jak Daria.
Morgi
najwyraźniej też musiał się dziwnie czuć – bo w sumie jak się można czuć, kiedy
pytasz się kogoś czy cię lubi, a ten się wymiguje od odpowiedzi? – ponieważ
zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany, jak tylko się z nim widziałam. Mało
ze sobą rozmawialiśmy, a wtedy pokój ogarniała krępująca cisza. Niewiele
jadłam, ale on wcale się tym nie przejmował i wyrzucał resztki do śmietnika, po
czym mówił do mnie chłodnym tonem „Idę do siebie, jak będziesz coś chciała,
krzycz”.
Super i
tak był na mnie zły, a mądra ja pogorszyłam jeszcze całą sytuację. Miałam
wyrzuty sumienia, mimo to nie zdobyłam się nigdy na odwagę. A Morgi spędzał
cały czas w swoim pokoju, obrażony, zastanawiając się, czy ja go w ogóle
toleruję. Milusio. Mimo wszystko wolałam już nie odpowiadać nic, niż skłamać mu
w żywe oczy. Dlatego było właśnie między nami tak, a nie inaczej. Zapewne
jakbym obiecała, że traktuję go jak przyjaciela, to by się tym zadowolił i
byłoby w porządku, ale cóż – nie mówiłam nic, więc dobrze nie było.
W
tamtych chwilach starałam się zająć myśli czymś innym. Najczęściej padało na
Gregora. Tych dwóch skoczków całkowicie pochłaniało mój czas. Zastanawiałam się
nad tym, w jaki sposób pomóc szatynowi i co tak właściwie mu dolega. Głowiłam
się, jak sobie teraz radzi w domu beze mnie – sam mówił, że tylko przy mnie nie
ma żadnych objawień, nie słyszy głosów. Myślałam nad tym, jak się trzyma Sandra
z myślą, że Gregorek najwyraźniej jej nie kocha. Byłam ciekawa jak wygląda
dziewczyna, o której mi opowiadał szatyn. Przypominał mi się nasz pocałunek w
szpitalu – wtedy automatycznie zaczynałam odczuwać mrowienie na swoich wargach.
Nie żałowałam tej chwili i tego, że tylko dzięki mnie skoczek nie wyjechał do
Austrii. Zapewniał przecież, że wyjedzie, jeśli tylko tego chcę. Nie chciałam.
Cieszyłam się, że był tam gdzie był i, że gdy wrócę do domu, będę go mogła mieć
na oku.
Tylko ja
go rozumiałam – tak powiedział. Tylko ja pragnęłam mu pomóc. Tylko ja
współczułam i nie chciałam od niego odejść, mimo że groziła mi śmierć i na
pewno będzie grozić dalej, jeśli wrócę. Nie lękałam się. Wierzyłam, że niebawem
wszystko będzie dobrze, Gregor nie zrobi mi krzywdy. Pamiętałam jego cudowny
uśmiech, gdy odrywał się ode mnie i spojrzeć mi w oczy, aby potem znów
pocałować jeszcze przez krótką chwilę – nie żałowałam tego i byłam pewna, że
nigdy tak się nie stanie.
Takie
myśli nachodziły mnie coraz częściej i wcale nie karciłam się za nie. Między
mną, a Thomasem było bardzo źle. Nie wierzyłam, że mogłabym z nim być. Tym
bardziej wyznawanie mu swoich uczuć, zdawało się nie mieć sensu. Nie, na pewno
mu tego nie powiem. To już postanowione.
***
Thomas
poszedł wreszcie na swój wymarzony, durny trening. Byłam wściekła, ale przecież
nie mogłam mu niczego zabronić. Obiecał jednak, że nie będzie trenował tak długo
jak zazwyczaj i przyjdzie na pewno, aby zrobić mi coś do jedzenia. Póki co
miałam pod ręką dwie duże paczki popcornu. Kazał mi też zadzwonić, gdyby coś
się działo, więc komórka cały czas leżała przy mojej głowie i była gotowa do
użycia.
Wtedy
znów myślałam o Gregorze – bo o czym by innym? Myślałam o nim tym intensywniej,
od czasu kiedy dostałam od niego prezent urodzinowy. Nie spodziewałam się, że
coś od niego dostanę, tym bardziej, że uderzył mnie w twarz i nazwał suką. Nie
był zaproszony do domu Kotów, ale musiał tam być, bo zostawił prezent przed
drzwiami – jak mi z samego rana powiedzieli bracia. Na początku chcieli być
przy rozpakowywaniu, w obawie, że dostałam od niego jakąś truciznę, ja jednak
zaczęłam się śmiać i zabroniłam być komukolwiek przy otwieraniu paczki. Była
podpisana „Dla Wiki od GS.” Nie wiedziałam za bardzo, czy GS znaczy Gregor
Schlierenzauer, czy może to taki skrót od Gregor – Sandra. Doszłam do wniosku
jednak, że to pierwsze, bo gdy otworzyłam paczkę, była w niej list z życzeniami.
„Wszystkiego Najlepszego Wiki!
Długo się zastanawiałem, czy
zostawić po sobie jakąś wiadomość. Wiem, że ostatnio zachowywałem się
skandalicznie. To wszystko przez Nich – Oni mówią mi co mam robić. Nic
dziwnego, że mnie nie zaproszono, to było oczywiste.
Bardzo się boję. Są przy mnie
prawie zawsze i mówią bez ustanku, jak
mam się zachować. Nie chcę tego robić. Oni naprawdę istnieją, to żywe istoty.
Nikt mi nigdy nie wierzył. Wiki, czy oni mogą mnie zabić? Mówią, że to zrobią.
Nie wiem, kiedy to się stanie. Przyjedź, proszę, jak najszybciej to możliwe.
Chciałbym zdążyć się pożegnać z tobą i za wszystko osobiście przeprosić.
Złamałem obietnicę – Ona chciała, żebym Cię zabił, ale tego nie zrobiłem, teraz
przypłacę za to własnym życiem. Była dzisiaj u mnie i bardzo się na mnie
gniewała, a On cały czas szeptał coś niezrozumiałego. Strasznie boli mnie głowa
i źle się czuję. Czy możliwe, aby Ona mnie czymś zatruła? Jestem niemal pewien,
że coś mi dosypała do napoju. Czemu nikt nie wierzy? Dlaczego tylko Ty mi zostałaś?
Błagam, wracaj do mnie! Ona nie przyjdzie, jeśli będziesz obok. Zawsze się
Ciebie bała – On tak samo. Tylko Ty możesz mnie uratować.
Mam nadzieję, że tą wiadomością
nie popsułem Ci całej zabawy. Życzę Ci szczęścia, miłości, spełnienia marzeń,
ale chyba spokój, to jest coś najważniejszego w życiu. Jeśli nie ma spokoju –
nie można żyć normalnie, więc tego życzę Ci przede wszystkim. To jest coś,
czego ja nie mam.
Tęsknię,
Twój Gregor”
Płakałam
za każdym razem, gdy czytałam tą wiadomość. A robiłam to niemal codziennie, gdy
tylko Thomas nie widział – najczęściej zamykał się w swoim pokoju. Miałam wtedy
idealną okazję, żeby przeczytać te wszystkie zdania po raz kolejny. Papier, na
którym został napisany ten list, nosił już na sobie wiele plam, powstałych z
moich łez. Był pognieciony, wielokrotnie składany i w paru miejscach naderwany,
ale mimo to nie tracił na wartości. Nie wyczerpały się jego emocje, które za
każdym razem wylewały się z kartki strumieniami – coraz bardziej przecież
zmarnowanej. Cierpienie, lęk, strach, obawa, tęsknota – zbiór emocji, które
zawsze powodowały u mnie niespokojne bicie serca, a które bez wątpienia
przeszły z długopisu na kartkę. Gregor się bał i to bardzo. Mi też byłoby tak
wygodniej, ale ja jednak przyrzekłam sobie, że nie będę się bała. To ja muszę
go obronić i udowodnić, że nic mu nie zagraża. Muszę wrócić do domu, do niego.
Twój
Gregor – gdy pierwszy raz przeczytałam te słowa, zadrżałam. Moje serce
niespokojnie zabiło, znów stanęła mi przed oczami scena za szpitala. Znów
poczułam jego usta na swoich i miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie.
Czy to możliwe, żeby naprawdę Gregor był mój? Ale przecież ja kochałam Thomasa…
to wszystko było takie dziwne. Nie wiedziałam jak się zachować, co robić. Tak
kochałam Morgensterna, to było pewne, jeśli tak, co w takim razie czułam do
szatyna? Litość, współczucie? Czy aby na pewno tylko to? Byłam nienormalna.
Sama zaczynałam szaleć, ale różnica była taka, że do pomocy mi, jakoś nikt się
zbytnio nie palił. Ale Gregor nie mógł być mój, był mężem Sandry, a ona byłe
jego żoną – należeli do siebie nawzajem. Dlaczego więc w takim razie własna
żona go nie potrafiła zrozumieć? Dlaczego liczył, że tylko ja mu mogę pomóc?
Na
obecną chwilę, wszystko było dla mnie za bardzo skomplikowane. Byłam wyczerpana
i nie spostrzegłam nawet, gdy zasnęłam na tej kanapie – Morgi jeszcze nie
wrócił, a mi list wysunął się z ręki na ziemię. Nie chciałam, aby go
przeczytał. Mógłby wtedy pomyśleć, że między mną a Gregorem jest coś więcej, a
to nie byłaby prawda. Nie zniosłabym, gdyby Thomas tak uważał. Za bardzo jednak
byłam zmęczona, a powieki stały się ciężkie – nie podniosłam tego listu.
***
Kiedy
się obudziłam, Thomas był już w domu. Siedział zadumany na krześle obok kanapy,
na jakiej leżałam i wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Miałam wrażenie, że
lustruje niemal każdy fragment mojego ciała, chcąc zapamiętać jak najwięcej
szczegółów. Speszyło mnie to, ale nie miałam odwagi odezwać się pierwsza. W
pierwszej chwili uznałam, że nie zauważył mojego przebudzenia. Kiedy jednak
podniosłam głowę do góry, kąciki jego ust podniosły się lekko.
— Czemu
się tak we mnie wpatrujesz? – spytałam prawie szeptem, czując jak krew napływa
mi do policzków.
— Bo
jesteś piękna – przyznał, nie przestając się uśmiechać.
— Nie
mów tak – speszyłam się. – To nieprawda! – zaprzeczyłam.
— To ty
tak uważasz, ja mam prawo myśleć inaczej – wzruszył ramionami i wstał nagle z
krzesła, udając się do kuchni. – Jesteś może głodna? – spytał.
W mojej
głowie krążyła jedna myśl – „powiedź mu co czujesz, powiedź mu to teraz!”
Czułam jak cała się trzęsę, ale wiedziałam, że muszę opanować emocje, bo mnie
to zniszczy. Wzięłam głęboki oddech i zdawało mi się, że po raz kolejny mam gulę w gardle, która nie
pozwala mi nic z siebie wyksztusić. Układałam sobie w głowie, wszystko co
pragnęłam mu wyznać już od tak dawna, ale było to strasznie chaotycznie. Nie
miałam pojęcia jak zacząć.
—
Thomas? – zaczęłam słabo. – Ja chciałam…
— Tak?
Natychmiast
spojrzał w moją stronę z wyraźnym zaciekawieniem i niecierpliwością w
spojrzeniu. Zdawało mi się, że przeczuwał, iż mam mu coś ważnego do
zakomunikowania. Zbliżył się na powrót do mebla, na którym się znajdowałam i
ukląkł przy nim, chcąc najwyraźniej spojrzeć mi prosto w oczy.
— Co
chciałaś mi powiedzieć?
Jego
spojrzenie na nowo mnie niezwykle zawstydziło. Czułam, że przeszywa mnie na
wskroś. Chciałam to zrobić, naprawdę. Jednak za każdym razem, gdy próbowałam,
stawałam się niezwykle nieśmiała. Wszystkie słowa uciekały, a mój mózg
zapominał języka niemieckiego, który umiałam przecież doskonale od paru lat. Pragnęłam
wykrzyczeć to wszystko i rzucić mu się w ramiona. Pozbyć się tego ciężaru z
serca, który ograniczał moje działania. Wiedziałam, że mogę być szczęśliwa, ale
jednocześnie było to tak mało prawdopodobne. Przecież to marzenia – a one się
nie spełniają. W jednej sekundzie ogarniał paraliżujący strach przez
zniszczeniem naszych dotychczasowych kontaktów, które i tak w ostatnim czasie
nie były najlepsze.
— Thomas,
ja chciałam… zapytać się, czy czytałeś ten list, który był na podłodze.
Idiotka,
normalnie zwykła kretynka! Miałam ochotę wstać w tej chwili, podczołgać się do
ściany i uderzyć z całej siły w nią swoim głupim, zakutym łbem! Czemu znów musiałam
stchórzyć i powiedzieć coś tak… tak… tak… no kurna!
Spojrzałam na niego, paląc się ze wstydu.
Widać było, że zaskoczyłam go tym, co powiedziałam. Nie tego oczekiwał, zresztą
ja też nie. Westchnął głośno, a mina mu nagle zrzedła, jednak odpowiedział mi
tak, jakby to było normalne pytanie. Przecież dzięki temu, mógł stwierdzić, że
mu nie ufam i uważam za wścibskiego, czy coś w tym stylu. Ja na jego miejscu
bym się obraziła.
— Nie –
odparł. – O to martwić się nie musisz, wiem, że to twoje prywatne sprawy.
Włożyłem go z powrotem do kartonu, w jakim przyszedł prezent.
***
Któregoś
dnia Morgenstern stwierdził, że jestem niezdarą – a właściwie stało się to już
drugiego dnia pobytu u niego. Powiedział mi prosto w twarz, że nie potrafię
stabilnie chodzić o kulach i że cudem będzie, jeżeli się nie wywrócę.
Próbowaliśmy uczyć się razem, jednak nic nam z tego nie wyszło. Wtedy
zaproponował, że będzie mnie nosił. Na początku byłam niezwykle zaskoczona,
jednak potem nie miałam innego wyjścia, jak się zgodzić, bo blondyn ukradł, a
następnie dobrze schował kule. Od tamtego czasu, bez szemrania brał mnie na
ręce i nosił po całym mieszkaniu. Na początku głupio mi było go prosić o
cokolwiek, ale potem zauważyłam, że przynosi mi to więcej szkody niż pożytku,
więc niebawem zaczęłam odnajdywać w tym przyjemność. Mogłam bezkarnie wtulić
się w jego ciało, zamknąć na chwilę oczy i zwyczajnie pomarzyć – o Nim, mimo że
zawsze był tak blisko.
—
Dobranoc – powiedział cicho, w trzecim tygodniu mojego pobytu, po tym jak
wcześniej zaniósł mnie do pokoju. – Jakbyś potrzebowała pomocy, to pamiętaj, że
masz się nie wstydzić! – pogroził mi palcem, co mnie wyraźnie rozbawiło i jego
zresztą też. – Nie chciałbym, aby ci się coś stało – przyznał. – Będę w pokoju
obok, jak zawsze – dodał na odchodnym.
—
Dobranoc – odpowiedziałam z uśmiechem. – Thomas?
— Tak? –
zawrócił szybko i zajrzał jeszcze przez uchylone drzwi. – Coś się stało?
— Nie –
zaprzeczyłam. – Po prostu chciałam powiedzieć dziękuję. Wiele dla mnie robisz.
Dziękuję za wszystko.
— Nie
masz za co dziękować, to drobiazg.
— Ależ
mam i żywię szczerą nadzieję, że będę kiedyś mogła ci się odwdzięczyć.
—
Niczego od ciebie w zamian za to nie oczekuję – powiedział. – Więc nie kłopocz
sobie teraz tym głowy – dodał. – Dobranoc – powtórzył, po czym zamknął za sobą
drzwi.
Westchnęłam
głośno i z szerokim uśmiechem na twarzy położyłam się do łóżka, gasząc lampkę
nocną, jaka znajdowała się na szafce obok mnie. Cieszyłam się, że mogę mieszkać
z blondynem przez te trzy tygodnie. Co prawda już dobiegały końca i nie
wydarzyło się coś emocjonującego, ale to i tak były najlepsze trzy tygodnie w
moim dotychczasowym życiu. Nie potrzebowałam wiele. Możliwość rozmawiania,
śmiania się, sprzeczania, jedzenia wspólnych posiłków, wtulenia się w jego
ciało, gdy mnie nosił, była nagrodą od losu. Wiedziałam, że gdyby nie ta
złamana noga, ten wypadek przy rzece, nigdy nie miałabym możności przeżycia
tego wszystkiego, dlatego zdążało mi się dziękować Gregorowi za to, iż chciał
mnie zamordować razem z Koflerem, Kraftem i Kochem. Możecie mnie uważać za
nienormalną, ale tak właśnie było, a ja nie chciałam okłamywać samej siebie, bo
to nigdy nie ma sensu.
Byłam
szczęśliwa i w pewnych chwilach czułam z tego powodu wyrzuty do samej siebie.
Gregor był chory i potrzebował kogoś, kto by go zrozumiał, odpędził te
wszystkie złe mary, jakie zdarzało mu się widzieć, uciszyć głosy na tyle, aby
już nigdy go nie nękały, aby już nigdy nie słyszał tysięcy szeptów, które nie
pozwalały mu normalnie funkcjonować. Z tego co mi pisał, tylko ja potrafiłam je
odpędzić, tylko przy mnie się nie pojawiały.
On
cierpiał: „Błagam, wracaj do mnie!” – te słowa dudniły w moich uszach, odbijały
się echem od ścian mojej czaszki, nie pozwalały się uśmiechnąć, gdy tylko sobie
o nich przypominałam. On cierpiał straszne męki, a ja nie mogłam jeszcze
wracać. Obiecałam sobie jednak, że wrócę, jak najszybciej będę mogła, nic mnie
nie zatrzyma. Musiałam coś zrobić! Nie było mnie przy nim. Czy możliwe, aby był
na mnie zły? Nie, nie mogę myśleć w takich kategoriach. On nie panował nad
własnymi emocjami. Gregor sam nie wiedział, co do mnie czuje. Mówił na
początku, że nienawidzi, rozpowiadał, że jestem panną lekkich obyczajów,
narobił mi wrogów, chciał zniszczyć, zabić, unicestwić, czytał w myślach, bawił
się mną, jak tylko zapragnął. Teraz jednak jego choroba, na jaką niewątpliwie
cierpiał, nasiliła się znacznie. Zrozumiał, że osoba, którą nienawidzi jest
jedynym ratunkiem dla niego samego. Schlierenzauer bał się śmierci, przez cały
ten czas lękał się, że każdy dzień, może być jego ostatnim. Zapewne czas jaki
panował teraz, był dla skoczka katorgą. A mnie jak nie było, tak nie ma – w
dalszym ciągu.
Płakałam.
Mój uśmiech przerodził się w krzywy grymas, a potem łzy zaczęły płynąć po
policzkach strumieniami. Schowałam w twarz poduszkę, aby stłumić szlochy,
zaciskałam bezradnie palce na miękkiej pościeli, licząc, że przyniesie to
choćby chwilową ulgę. Nic z tego – płakałam. Ubolewałam nad losem człowieka,
przez którego o mało co nie przeszłam na „Tamten Świat”, ale nie miałam o to
teraz choćby najmniejszego żalu, czy pretensji. Byłam pewna, że jeśli uda mi
się go kiedyś wyleczyć, niczego mu nigdy nie wypomnę, bo wiem, że to nie jego
wina, mam świadomość, iż Gregor nie może odpowiadać za coś, co każą mu robić
głosy oraz tajemnicza Ona.
Niebawem
zasnęłam, ukołysana własnym płaczem, byłam wyczerpana. Sen jednak nie przyniósł
wymarzonego ukojenia. Od razu miałam ten sam koszmar – Gregor uwięziony,
unieszkodliwiony w klatce, owiniętej milionami łańcuchów, niemożliwych do
otwarcia. Następnie drugi Gregor – wymierzający we mnie broń, przebijający moje
ciało na wylot. Trafia też w Gregora. Umieramy oboje. Krzyknęłam rozdzierająco,
przerażona do granic możliwości.
— Wiki,
Wiki! – usłyszałam nad sobą. – Obudź się!
To był
Thomas.
— Jezus
Maria! Krzyczałaś, jakby cię obdzierali ze skóry – szeptał przerażony. – Miałaś
pewnie straszny sen, ale nic się nie bój, już wszystko jest dobrze.
Podniosłam
się na łóżku i rozejrzałam tępo po pokoju, górne światło było zapalone, a
przede mną siedział Thomas w samych bokserkach i wpatrywał się we mnie wyczekująco,
kładąc swoje dłonie na moich ramionach.
Zlustrowałam
uważnie jego ciało i poczułam jak serce podchodzi mi niemal do gardła, a oddech
przyspiesza. Do tego niebawem pojawił się silny uścisk w brzuchu, czułam, jak
pulsują mi skronie. To było niesamowite uczucie – niezwykle przyjemne. Dotyk
jego dłoni palił moją skórę. Zanim się spostrzegłam, moja dłoń wylądowała na
jego klatce piersiowej. Miałam już coś powiedzieć, zrobić, ale zablokowałam się
na nowo, mimo że tak bardzo go pragnęłam. Nie wiedziałam co się ze mną działo.
Moja obecna bezradność w stosunku za równo do Thomasa, jak i do Gregora,
przerażała bardziej, niż do tej pory. Popłakałam się znowu, rzucając Morgiemu
na szyję.
— Nic
nie jest dobrze Thomas, nic! – szlochałam. – Jestem beznadziejna!
— Nie
mów tak – szepnął mi do ucha. – To nieprawda.
—
Właśnie, że tak jest! Tyle rzeczy chciałam w życiu zrobić, tyle słów
powiedzieć, ale byłam za bardzo wstydliwa, zbyt mocno zamykałam się w sobie.
Teraz zresztą również. Wiem doskonale, że nigdy nie zdobędę się na odwagę, co
do pewnych rzeczy. Zawsze byłam tchórzem. Wiele lat życia uciekło mi przez
palce, bo nigdy nie robiłam tego, na co zdobywali się inni. Ucieka w dalszym
ciągu, bo ja się w ogóle nie zmieniam. To nie życie, tylko cholerna
egzystencja!
— Czemu
więc, nie robisz tego, czego akurat pragniesz? Dlaczego nie mówisz co myślisz?
Sama powiedziałaś, że życie ucieka ci przez palce. Czy nie lepiej zaryzykować?
W końcu żyje się tylko raz. Może akurat się uda i będziesz miała to czego
chcesz? Ryzykując możesz wiele zyskać, ale nie robiąc nic, odbierasz sobie
możliwość na bycie szczęśliwą. Szanse zawsze rozkładają się po połowie. Możesz
stracić, ale także zyskać. Moim zdaniem opłaca się taki biznes – mówił, gładząc
mnie delikatnie po plecach, od razu się uspokoiłam.
— No
risk, no fun? – zaśmiałam się, przypominając sobie motto życiowe blondyna.
—
Dokładnie tak – Nie patrzyłam na niego, ale przeczuwałam, że się uśmiecha. –
Gdybym bał się robić to, na co mam ochotę, na pewno nie byłbym teraz skoczkiem
narciarskim. Moje życie byłoby inne, a ja lubię je takim, jakim jest teraz.
Wiele błędów popełniłem, ale ich także nie żałuję, bo każda porażka mnie czegoś
nauczyła. Niepowodzenia czynią nas silniejszymi Wiki.
— A co
jeśli, ktoś panicznie lęka się, że ryzykując, straci osobę, na której jej
najbardziej zależy? Kiedy już jej nie będzie, nie pozostanie temu człowiekowi
nic – broniłam się.
— A ty
jesteś w takiej sytuacji? – zdziwił się.
—
Odpowiedź – udałam, że nie słyszę pytania.
— No cóż
– zamyślił się. – Jeśli temu człowiekowi naprawdę zależy, to powinien
zaryzykować, mimo wszystko. Jeżeli się uda, to wspaniale, ale jeśli nie, to
znaczy, że tak właśnie miało być. Najwidoczniej ta „tragedia” ma nas nauczyć
czegoś ważnego, co będzie nam niezbędne w dalszym życiu. Może i bardzo boli,
ale trzeba dać sobie radę ze wszystkim – nie ma innego wyjścia, bo na tym
właśnie polega życie – zakończył.
— To
bardzo mądre – stwierdziłam z uznaniem. – Ty niczego się nie boisz.
— To
nieprawda – zaprzeczył natychmiast. – Boję się wielu rzeczy, ale przekonałem
się wielokrotnie, że warto.
—
Myślisz, że mi by się udało, przejąć twój sposób myślenia? – zapytałam, patrząc
mu w oczy. – Że będę miała kiedyś siłę, aby zaryzykować?
— Ty już
masz tę siłę w sobie Wiki – powiedział. – Musisz ją tylko odszukać. Wszystko
będzie dobrze – zapewnił. – Naprawdę w to wierzę.
—
Dziękuję ci Thomas, to naprawdę wiele dla mnie znaczy – powiedziałam, wtulając
się w niego na nowo.
Na początek, ja też pizłabym głową o ścianę głową, jeżeli zrobiłabym coś takiego i szczerze miałam ochotę to zrobić również z tobą, wybacz, ale naprawdę to było takie durne, że ja nie mogę. ( przepraszam Wiki, ale tego nie napisałam szybciej pisząc, niż myśląc ) Ja wiedziałam od początku, że to ci napiszę, bo kuźwa, tylko komplikujesz sprawę, ja chce rozwiązania, nie lubię zwodzenia, ale już powoli widzę, że to nastąpi w następnym rozdziale, bo ty już wyczułaś, że Thomas nie jest ci obojętny.
OdpowiedzUsuńDobra, rozpisałam się o Thomasie, a nie mam kompletnego pojęcia co napisać o Gregorze, to psychopata, dupek i wredna szmira, a przynajmniej ta jego zła część, bo dobry wydaję mi się nierealna, może dlatego, że ja sobie go nie mogę wyobrazić, jako tego dobrego, a wiesz, że wiesz, że moja ( zarówno, jak i twoja ) nie zna granic, ma tylko jedną przed którą musi bronić przed Gregorkiem psychopata, bo u mnie nawet ja czasami nie wiem co on wykombinuję. Mam tylko jedną prośbę, nie daj się mu uwieść, choć dobrze wiem, że tego nie zrobisz, nie byłabyś do tego zdolna, ale i tak cię o to proszę.
No i fragment wspomnienia o moim Ville ;3 jako gadulę, wiedziałaś, że to napiszę, tak, to słodkie i wiem, że mam na jego punkcie obsesję, ale cóż poradzić, nie jest moją pierwszą narciarską miłością, pierwszą był Klimek Murańka miałam jakieś 10 lat i szybko mi przeszło, a z Ville jest inaczej ta miłość trwa już dwa lata i chyba zostanie na dłużej ;3
Dobra, a się rozpisałam, wiem, że to cenisz, ale ta końcówka, jest kompletnie nie na temat, ale musiałam to napisać, i jeszcze wydaję mi się ona trochę dziwna, więc wybacz, ale chce mi się spać, bo wczoraj do 1 w nocy pisałam swój rozdział, jak zresztą wiesz, więc nie martw się jeszcze nie oszalałam, dobra kończę już ten bezsensowny komentarz, mogę się w końcu odpłacić, za twoje mega długie komentarz u mnie.
Pozdrawiam i weny ;*
wybacz, że krótko będzie, ale ledwo co widzę na monitorze, tak mi się chce spać... musiałam okulary ubrać, żeby przeczytać i skomentować. ciesze się, że piszecie te rozdziały szybko, bo nie nudzę się. gdyby nie to, że laptop mam w naprawie to pisałabym rozdziały, a tak to jestem skazana tylko na czytanie opowiadań innych, bo sama swoich tymczasowo tworzyć nie mogę :( dobra, koniec tego dobrego, przechodzę do komentowania rozdziału :)
OdpowiedzUsuńcóż mogę powiedzieć? chyba tylko prawdę :) rozdział jak zawsze boski :) kiedy czytałam list Gregora do Wiktorii to płakałam jak bóbr. normalnie mam ochotę wziąć go w swoje ramiona i tulić do piersi jak małe dziecko. jak coś, to jestem chętna do pomocy w roli przytulanki :) martwię się o niego, bo nie wiem, co sobie zrobi. mam jednak cichą nadzieję, że te głosy, które mówią do niego a które on słyszy, nie podsuną mu czegoś strasznego do zrobienia... teraz nie będę myślała nad niczym innym jak tylko nad tym, co Gregor zrobi następnym razem z polecenia Jej... do następnego! weny kochana!
Hah coraz bardziej utożsamiam się z Wiki!! Z jednej strony rozumiem ją ,a z drugiej mam za złe ,że nie wyzna Morgiemu miłości , ale przez to znowu nie mogę się doczekać co będzie dalej ;) A no i pojawiła się mała cząstka psychopaty Gregorka, którego mi bardzo brakuje :,(
OdpowiedzUsuńWEEEENYYY!!!!!!!!!!!!!!