Słowem wstępu - Aniu, zabijesz mnie za ten rozdział, ale mimo wszystko zaryzykuję ^^
Sorry za wielki odstęp w środku - kaprys blospota, nie mogę tego naprawić >.<
______________________________________________
Rozdział 21
Rozmowa
z Thomasem bardzo mi pomogła. No dobra, może trochę przesadziłam z tym bardzo,
ale mimo to podniosła troszkę na duchu. Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek
odważę się mu wyznać miłość, aczkolwiek nabrałam pewności co do jednej rzeczy –
muszę znaleźć w sobie tę siłę, o której mówił Morgi, ponieważ czuję się w
obowiązku, pomóc Gregorowi. Tak, co do Schlieriego byłam pewna, że powinnam
zadziałać i następnego dnia moje wahania, jeśli o to chodzi, całkowicie
zniknęły – chociaż jeden problem z głowy. Z listu wynikało, że Gregor jest
zupełnie zrezygnowany i nie ma już chęci walczyć. Kiedy wrócę do domu – czyli
za jakieś dwa, trzy dni – wierzyłam, że odnajdę w sobie to „coś” i przestanę
być wstydliwą myszką, bojącą się zaryzykować, bo gdy wrócę, to cały czas będę w
niebezpieczeństwie, przy czym nie miałam możliwości rezygnacji. Nie chciałam,
nie teraz, gdy świadomość krzyczała, że jest ktoś kto na mnie liczy i kto
naprawdę potrzebuje. Byłam zmuszona, stać się silna za nas oboje, Miałam cel – to do Gregora pragnęłam wrócić.
Thomas
mnie nie potrzebował. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, nic poza tym. Fakt, że ja
potrzebowałam blondyna, aby być szczęśliwą, zszedł na dalszy plan, nigdy nie
dbałam przesadnie o siebie. Zawsze pomagałam innym, bo wiedziałam, że mnie
potrzebują. Moje uczucia przestawały się liczyć, gdy chodziło o drugiego
człowieka. Najpierw rzeczy naprawdę ważne, a potem pomyślę o sobie – o ile z
potyczki z osobą chorą psychicznie wyjdę cało.
Na drugi
dzień czułam się już lepiej – nie było wątpliwości, miałam swój cel, wiedziałam
co powinnam uczynić. Strach zniknął, wierzyłam, że Gregor mnie nie skrzywdzi, a
ja zrobię wszystko co w mojej mocy, aby nie zranił samego siebie, co było
bardzo prawdopodobne, skoro cały czas coś w głowie mówiło mu o jego śmierci,
przykre to i dołujące. Miałam nadzieję, że zdążę wrócić, zanim będzie za późno.
Nie, nie powinnam myśleć w ten sposób, skoczek powiedział, że chce się ze mną
widzieć, że niecierpliwie wyczekuje mojego przyjazdu, nie powinien nic sobie
zrobić.
—
Jeszcze tylko kilka dni, wytrzymaj, błagam – szeptałam jak w modlitwie i
czułam, że łzy zbierają mi się pod powiekami.
— Coś
mówiłaś? – Usłyszałam głos Morgiego, który następnie spojrzał na moją miskę,
nie tknęłam praktycznie płatków. – Jeszcze trochę, a zacznę się martwić, bo
ostatnio nic nie jesz, może powinienem zaprowadzić cię do lekarza? – spytał
przejęty. – Dobrze się czujesz? – Wstał szybko z krzesła i pochylił się nad
stołem, aby dłonią dotknąć mojego czoła, a potem policzków.
Byłam na
tyle nieobecna i zatracona w myślach o Grzegorze, iż nawet nie zauważyłam z
początku tego gestu, w skutek czego, po raz pierwszy, gdy mnie dotknął, nie
zaczerwieniłam się, a serce nie waliło mi jak szalone w piersiach. Może
wreszcie zacznę w jego towarzystwie zachowywać się normalnie?
— Dzięki
za troskę, ale nie – odpowiedziałam ponuro i wreszcie wpakowałam sobie do ust
łyżeczkę z płatkami. – Nic nie mówiłam – skłamałam. – A o mój brak apetytu też
się nie martw, bo i tak za jakieś trzy dni stąd wyjadę.
— No tak
– chrząknął zakłopotany i wbił wzrok w swoje płatki. – Wiesz Wiki… jeszcze kilka dni, a będę musiał wyjechać do
Austrii. Najprawdopodobniej zobaczymy się dopiero w Wiśle, bo chyba nie
przyjeżdżasz do Niemiec na zawody mieszane?
— Nie –
zaprzeczyłam. – Będę w Wiśle. Może jak dobrze pójdzie, to pojadę jeszcze na
inne zawody. Dominika i Daria zaczęły chodzić z braćmi Kot, może załatwią im
jakieś przepustki? – wzruszyłam ramionami.
—
Będziesz tęsknić? – spytał, patrząc mi w oczy, a ja musiałam się bardzo
postarać, aby przełknąć płatki, jakie aktualnie miałam w ustach, nie dławiąc
się nimi.
— No,
ależ oczywiście – uśmiechnęłam się. – Będzie mi cię bardzo brakować przez ten
czas – powiedziałam szczerze.
— Też
będę tęsknił – powiedział, a ja czułam jak błogie ciepło, rozchodzi się po
całym moim ciele.
—
Przeżyjemy – pocieszyłam. – Każde z nas przez ten okres, będzie miało co innego
na głowie. Ty trening, a ja… sprawy rodzinne. Chyba tak można to nazwać –
zastanowiłam się przez chwilę.
— Gregor
dalej mieszka z wami? – spytał podejrzliwie, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
Na raz stał się bardzo poważny.
— Tak, a
gdzie indziej miałby mieszkać? Z tego co się orientuję, to twój znajomy z kadry
jest mężem mojej siostry.
— On
chciał cię utopić – przypomniał. – Czy uważasz, że to rozsądne? Nie boisz się
wracać? To wariat! – zbulwersował się.
Czułam
jak złość we mnie wzbiera. Może i Morgi w tej chwili się o mnie martwił, ale ja
uznałam to, za wtrącanie się w nieswoje sprawy. Thomas nie znał prawdy. Nie
wiedział o tym, jak bardzo Gregor cierpi i nie ma wpływu na to co robi. Nie
mogłam się od niego odwrócić – to było by nie w moim stylu, aby nie podać ręki
komuś, kto leżał skopany na ziemi. Kolejna osoba, która nic nie rozumiała.
— Nie,
nie boję się. – zaprzeczyłam, a moja mina przybrała ostrzejszy, nieustępliwy
wyraz. – Pragnę przypomnieć, że nie tylko on chciał mnie utopić, ale także
pozostali twoi kochani koledzy z kadry – ironizowałam. – Oni wszyscy mnie
nienawidzą! Austriacy mną gardzą, a ty zachowujesz się teraz tak, jakbyś o tym
nie wiedział i zwalasz wszystko na Gregora! – zbulwersowałam się.
— No
jakoś chyba nie wszyscy! – również się zdenerwował. – Chyba znowu kogoś
pominęłaś – zezłościł się. – Ja jestem Austriakiem i jakoś tobą nie gardzę, no
chyba, że mamy inne pojęcie tego słowa.
— Nie
mówiłam wszyscy, tylko Austriacy – po prostu – poprawiłam go. – Poza tobą każdy
inny, najchętniej by mnie utopił.
— Ci
których poznałaś, to dalej nie są wszyscy – powiedział.
— Twoi
koledzy, chcieli zrobić ze mnie kadrową dziwkę! – wykrzyknęłam mu prosto w
twarz i zauważyłam, jak jego źrenice powiększają się.
— Że
co?! – spytał zaskoczony. – No ty sobie teraz chyba żartujesz?
—
Niestety nie, mimo że bym chciała – powiedziałam załamana i poczułam, jak po
moich policzkach spływają łzy. – Pytali mnie na ile się cenię i mówili, że oni
wszyscy by do mnie chcieli. Po kolei – Starałam się uspokoić.
— Kto
taki?
—
Schlieri, Koch, Kraft i Kofler.
— Mogłem
się tego właściwie spodziewać – zmarszczył brwi. – Słyszałem, jak Gregor mówił
o tobie niestworzone rzeczy wszystkim skoczkom. Nie sądziłam jednak, że odważą
zapytać się ciebie o to wprost – zamyślił się.
— Ale ty
nie uwierzyłeś, prawda? – spytałam, pociągając nosem i ocierając łzy z
policzków.
Morgi
wstał bez słowa i nawet na mnie nie spojrzał, biorąc miskę po płatkach sprzed
mojego nosa. Powolnym krokiem udał się do kuchni, po czym wrzucił naczynia do
zlewu. Następnie wyminął stół przy jakim siedziałam i udał się do salonu.
Śledziłam uważnie każdy jego ruch, jak zahipnotyzowana. On w tym samym czasie
podszedł do szafki przy kanapie, otworzył ją zdecydowanym ruchem, wyjmując z
niej chusteczki po kilku sekundach. Zamknął z trzaskiem drzwiczki tak, że aż
podskoczyłam, po czym dalej na mnie nie patrząc z miną zbitego psa, podszedł do
mojego krzesła i rzucił na ławę chusteczki, w miejscu, w którym wcześniej
znajdowała się miska z płatkami. Okrążył mebel i robiąc niemało hałasu, odsunął
krzesło, siadając tam gdzie wcześniej.
Czułam
wewnętrznie, że palnęłam jakąś totalną głupotę i było mi teraz strasznie
głupio. Nie powinnam była zadać tego pytania, wątpić kiedykolwiek w to, że
uwierzył. Zraniłam go znowu, po raz kolejny nieświadomie.
— Gdybym
miał cię za panią, która inaczej zarabia na chlebek, to już dawno bym sobie
skorzystał. Jestem wystarczająco silny, aby cię przygwoździć do materaca i
wykorzystać, nie miałabyś się nawet jak wyrwać.
—
Przepraszam, jestem idiotką – powiedziałam zła na siebie i zupełnie nieświadoma
tego co robię, złapałam go za rękę, i delikatnie uścisnęłam, czując cudowne
ciepło jego dłoni. Ku mojemu zdziwieniu, on także złapał mnie za rękę.
— Nie
jesteś idiotką, tylko czasem coś powiesz, a dopiero potem myślisz – uśmiechnął
się blado. – Już się nie gniewam – powiedział.
Poczułam,
jak zaciska swoją dłoń na mojej dłoni, bardziej odważniej niż przedtem. Znów
poczułam, jak moje serce bije niespokojnie i miałam wielką ochotę go pocałować…
jednak nie zrobiłam tego. Mimo wszystko byłam idiotką.
—
Martwię cię o ciebie, wiesz? Nie chcę, abyś wracała do domu. Pojedź ze mną do
Austrii – Usłyszałam jego głos, po dłuższej chwili milczenia, miałam ciarki na
całym ciele.
Morgi
chciał mnie zabrać do siebie? Do swojego prawdziwego domu w Austrii? Nie
chciało mi się w to wierzyć, pragnęłam rzucić mu się na szyję, zgodzić się bez
wahania – być przy nim, tak po prostu, jednak wiedziałam, że nie mogę postąpić
egoistycznie. W domu czekał na mnie Gregor, musiałam mu pomóc. Wtedy w
szpitalu, gdy głaskałam go delikatnie po głowie i uspokajałam po napadzie
drgawek, obiecałam mu, że będzie dobrze, a pod koniec przyrzekłam, że wypędzę z
niego te głosy. Obiecałam mu normalność i musiałam słowa dotrzymać. Kto wie,
może właśnie teraz miał jakiś napad? Może znów był wyczerpany do granic, a
głosy przybierały na sile? Może właśnie teraz pojawiła się Ona i mówiła mu o
nieuniknionej śmierci? Może rozpaczliwie teraz płakał ze strachu? A mnie dalej
nie było. Nie mogłam okazać się egoistką, to nie było w moim stylu.
— Nie,
muszę wracać. Ja też się o ciebie martwię, a mimo to nie chcesz ograniczyć tego
maniakalnego trenowania – Nie chciałam znów go zranić, musiałam jednak jakoś
odbić piłeczkę.
— Dlaczego
jesteś taka? – zapytał chłodno i wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku. – Nie tego
się po tobie spodziewałem – przyznał ze smutkiem i wstał.
— Mam po
prostu coś ważnego do zrobienia – podkreśliłam, niezrażona jego zachowaniem i
tym, że po raz kolejny się obraził.
— Nie
wątpię w to – zakpił. – Gregorek najważniejszy – uśmiechnął się złośliwie. – Ty
coś do niego czujesz? – spoglądał na mnie wyczekująco.
To
pytanie zaskoczyło mnie zupełnie, nie miałam przygotowanej na nie odpowiedzi.
Sama zastanawiałam się nad tym wielokrotnie i nie doszłam do rozwiązania, które
by mnie zadowoliło dostatecznie. Dla mnie samej, to była zagadka. Litość,
współczucie, chęć pomocy? Słowa te były niewystarczające. W tym kryło się coś
więcej. Jednego byłam pewna, zniknęła nienawiść, jaką do niedawna żywiłam,
teraz już tylko pragnęłam jego normalności.
— Nie
wiesz o nim wszystkiego – odpowiedziałem posępnie. – Gdybyś był świadom co się
z nim dzieje, na pewno myślałbyś o Schlierenzauerze w innych kategoriach.
— Ale ja
wcale nie pytałem o niego – zezłościł się, a ja zauważyłam, jak jego dłonie
zaciskają się najmocniej jak to tylko możliwe, na oparciu krzesła. – Pytałem
się o ciebie, o twoje uczucia, bo przekonałem się przez te trzy tygodnie, że
masz wielki problem z okazywaniem swoich prawdziwych emocji. Pytanie moje było
banalne – Czułam, jak jego spojrzenie przeszywa mnie na wskroś. – Kochasz go?
Tak trudno jest ci wyznać uczucia?
— Nie
kocham go – powiedziałam pewnym głosem. – Nie kocham, nie kochałam i nigdy nie
pokocham – zapewniłam. – To nie o to w tym chodzi.
—
Dlaczego więc cały czas myślisz o nim, dwadzieścia cztery godziny na dobę?
Dlaczego tak bardzo chcesz do niego wrócić?
—
Obiecałam, że mu pomogę, zrobię wszystko, aby był normalnym człowiekiem –
popatrzyłam mu prosto w oczy. – Czy to takie dziwne, że mam w sobie jakieś
ludzkie odruchy? Co mam zrobić twoim zdaniem? Zostawić go samemu sobie, aż
oszaleje zupełnie i popełni samobójstwo albo się potnie?
— O czym
ty mówisz? – zdziwił się. – Z nim jest aż tak źle?
— Bardzo
Thomas… podejrzewam u niego schizofrenie paranoidalną. Ma urojenia i
halucynacje, cały czas nawiedza go jakaś kobieta i słyszy głosy, kierują one
jego zachowaniem, jest dość agresywny, gdy głosy nie dają mu spokoju. Z listu,
jaki otrzymałam, wnioskuję także, że doszły do tego stany lękowe. Gregor bardzo
boi się śmierci. Napisał mi, że ta kobieta mu grozi, iż go zabije. Twój znajomy
z kadry żyje praktycznie w ciągłym strachu, zaczął panikować. Błagał mnie, abym
przyjechała jak najszybciej, bo on nie wie, kiedy go wykończą, a chciałby się
jeszcze pożegnać. Gregor nie rozumie, że sobie to wszystko wymyślił. Ma swoje
urojenia za prawdziwe istoty, które posiadają ciało, mimo wszystko gdy go
poprosiłam o opisanie, jak one wyglądają, stanowczo mi odmówił. Pisał, że nikt
go nie rozumie i został sam. Tylko ja mu zostałam Thomas. Moja siostra, która
ma czelność, zwać się jego żoną, nawet palcem nie kiwnie, bo sama się boi
swojego męża jak cholera. Uważa niezmiennie, że stał się przedmiotem ataku
swoich wyimaginowanych istotek. Przekonywał, że bardzo źle się czuje i
tajemnicza Ona dosypuje mu czegoś do napojów, jakie wypija. Thomas, przecież
załamać się idzie! A ty mi mówisz, że ja mam sobie to olać?!
— Nie
wiedziałem – powiedział tylko, z szeroko otwartymi ustami.
— Teraz
już wiesz, nie miałam zamiaru ci tego mówić, ale jestem świadoma, że inaczej
byś się na mnie obraził. To jest poważna sprawa.
— Moja
ty miłosierna istotko – Nachylił się nade mną i pogładził mój policzek,
zaszczycając przy okazji cudownym uśmiechem. – Nigdy nie pomyślisz o sobie,
prawda? Pragniesz zbawić cały świat – stwierdził, odgarniając mi niesforny
kosmyk włosów za ucho.
— Nie
cały świat – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Ja chcę tylko, aby moi najbliżsi,
byli szczęśliwi.
— Ale
chyba Gregor wcale nie jest najbliższy?
— Nie,
nie jest – potwierdziłam. – Nie zmienia to jednak faktu, że od ponad dwóch
miesięcy jesteśmy rodziną, bliską rodziną, a ja dbam o swoją rodzinę –
powiedziałam hardo. – Moja siostra poznała go w Planicy dwudziestego drugiego
marca po zawodach, dopadła Gregora w tamtejszym hoteliku. Zawsze była jego
wielką fanką, już od czasu, gdy po raz pierwszy wystąpił w Pucharze Świata.
Obsesja stuprocentowa. To ona załatwiła nam bilety i wszystkich opłaciła.
Mieliśmy nie jechać, bo potem były jakieś problemy, ale Sandra urządziła
awanturę i jednak się udało.
— Teraz
musisz zajmować się psychopatą – stwierdził posępnie. – To przez ten wyjazd
masz same problemy.
— Jeśli
potrafiłabym cofnąć czas, garnęłabym się do tego wyjazdu znacznie żywiej, niż w
rzeczywistości. Gdyby nie to, że Sandra go uwiodła, nigdy nie poznałabym
ciebie.
Nie
zastanawiałam się nad tym co mówię, dopiero potem to do mnie dotarło i znowu
poczułam, jak moje policzki przybierają kolor szkarłatu. Thomas ponownie
znalazł się blisko, a ja jak zwykle nie miałam odwagi tego wykorzystać.
— Też
się cieszę, że cię poznałam – powiedział.
I
właśnie wtedy zadzwoniła moja komórka
***
To
dzwoniła Sandra, powiedziała mi zrozpaczona, że Gregor całkowicie się w sobie zamknął i nic
praktycznie nie mówi. Potrafi przesiedzieć w pokoju całymi dniami, nie
kontaktując się z nikim. Jego zobojętnienie na wszystko, jest przerażające.
Poinformowała, że Gregor budzi się często w nocy i powtarza jej przerażony, że
ktoś w tym pokoju jest. Ona jako dobra żonka, stara się mu jakoś pomóc,
uspokoić, ale to niewiele daje. Gregor, gdy tylko ktoś próbuje mu zakłócić jego
samotność, staje się agresywny i zdolny do rękoczynów. Najczęściej jednak robi
sobie krzywdę sam, gdy tylko spuści się go z oka.
Telefon
z takimi wiadomościami przyprawił mnie o zawroty głowy. Do oczu napłynęły łzy,
a Thomas widząc co się ze mną dzieje, wyrwał mi komórkę z ręki i powiedział
mojej siostrze kulturalnie, żeby zadzwoniła kiedy indziej, bo to nie jest
odpowiednia chwila. Siostra najwyraźniej się obraziła, bo nie zadzwoniła już do
końca mojego pobytu w Zakopanym.
Nie
wiedząc za bardzo co robić, poprosiłam blondyna, aby mnie przytulił, bo jest mi
bardzo źle. Spełnił moją prośbę bez wahania i powtarzał, że wszystko się jakoś
ułoży, mimo wszystko nie wierzyłam w to za bardzo.
***
Wreszcie przyszedł termin zdjęcia gipsu. Thomas z
tej okazji odpuścił sobie poranny trening i zawiózł mnie swoim samochodem do
doktorka, który niebywale się na mój widok ucieszył. Zadał podstawowe pytanie o
samopoczucie i ewentualne trudności, ale ja się na nic nie skarżyłam. Morgi
przez ten cały czas był przy mnie i trzymał za rękę, jakby niewiadomo co miało
się zaraz zdarzyć. Doktorek z uśmiechem na twarzy usunął mi ten ciężar z nogi,
a ja miałam wrażenie, jakby odjęto mi z dziesięć kilo.
— Na początku może to być trochę dziwne uczucie, bo
w końcu przez sześć tygodni noga była unieruchomiona, ale powinna się pani
przyzwyczaić, trochę gimnastyki i będzie po staremu. Noga pięknie się zrosła.
— Dziękuję doktorze – powiedziałam zadowolona,
spoglądając na swoją nogę.
— Ależ to nic takiego! – Uśmiech nie schodził z jego
twarzy. – Cieszę się, że jednak postanowiła pani nie wyjeżdżać i znalazło się
jakieś rozwiązanie. Zdrówka życzę – powiedział na odchodnym.
Trochę kulałam, bo moja noga nie była przyzwyczajona
do ruchu, ale jakoś za małą pomocą blondyna, człapałam bez kul, a on nie nosił
mnie już na rękach. Po wyjściu z gabinetu doktorka, stwierdziłam, że będzie mi
bardzo brakowało tego noszenia, już nie będę mogła bez obawy się do niego
przytulać kilka razy na dzień. Ale chyba najważniejsze było to, że już mogłam
normalnie i o własnych siłach się poruszać.
Udaliśmy się oboje uśmiechnięci w stronę samochodu
Thomasa, a on jak prawdziwy dżentelmen, otworzył przede mną drzwi.
— Bardzo dziękuję – powiedziałam z uśmiechem,
schylając głowę i siadając na przednim siedzeniu.
— Ależ bardzo proszę – powiedział.
— Kiedy w takim razie wyjeżdżasz? – spytał ze
smutkiem, zapinając pasy.
— Jutro rano mam autobus – poinformowałam. – Dziś
jak tylko wrócimy do ciebie, zacznę się pakować – dodałam.
— Może jednak pojechałabyś ze mną do Austrii? –
zaproponował znowu, patrząc na mnie błagalnie. – Teraz, gdy mieszkałem z tobą
przez te trzy tygodnie, to się przyzwyczaiłem do towarzystwa – stwierdził.
— To bardzo miłe z twojej strony – powiedziałam
zadowolona. – Ale mówiłam ci już, że ja muszę wrócić do swojego domu –
przypomniałam.
Morgi ze świstem wypuścił powietrze z płuc i
spojrzał na mnie z pretensją wymalowaną w spojrzeniu. Cofnął gwałtownie samochód
do tyłu, z donośnym piskiem opon, co chyba miało świadczyć o tym, że nie
spodobała mu się ta odpowiedź.
— Thomas ja wiem, że się o mnie martwisz. – Starałam
się go jakoś uspokoić. – I pochlebia mi to bardzo, doceniam. – Zaczęłam się
plątać. – Ale naprawdę nie masz się o co bać przyjacielu – Po raz pierwszy
nazwałam go swoim przyjacielem i dziwnie się poczułam z tego powodu.
— Dobrze więc, skoro nie chcesz, to ja nie będę
nalegał – skapitulował. – Nie mówmy już o tym – powiedział cicho i wbił wzrok w
drogę przed sobą.
Resztę drogi przebyliśmy w całkowitym milczeniu,
które mi osobiście bardzo ciążyło. W mojej głowie zaczęło huczeć od nadmiaru
myśli, przez co czułam, że po powrocie, powinnam łyknąć leki przeciwbólowe.
Wpatrywałam się tępo w krajobraz Zakopanego, przyklejona naosem do szyby i
wsparta na łokciu. Katem oka widziałam, jak Thomas spokłada na mnie co jakiś
czas, ale ja postanowiłam, nie odwracać się w jego kierunku.
Kiedy już dojechaliśmy, bez słowa odpięłam swój pas
i nie czekając na to, aż Morgi otworzy mi drzwi samochodu, wyszłam sama z auta,
prosząc niecierpliwie o klucze. Thomas dał mi je bez cienia protestu.
Rzuciłam się ochoczo do pakowania – wracałam do
domu.
***
Dzień mojego wyjazdu wreszcie nadszedł, byłam taka
podekscytowana tym, co się może zdarzyć w domu, że w nocy budziłam się niemal
cały czas. O godzinie siódmej rano postanowiłam dać sobie spokój i zaścieliłam
łóżko, udając się następnie do łazienki. Jeszcze raz sprawdziłam, czy wszystko
spakowałam i cieszyłam się, że do Zakopanego wzięłam największą walizkę, jaką
miałam w swoim posiadaniu. Musiałam przecież zapakować jeszcze prezenty.
Gregor kupił mi laptopa – gdy odpakowałam prezent,
nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zaczęłam się śmiać jednak, gdy uruchamiając
go, ujrzałam rozpromienionego Gregorka na tapecie. Pod spodem znalazłam jeszcze
trzy plakaty z Rammsteinem, całkiem sporej wielkości – chyba było mu głupio, że
tamte, które miałam zawieszone w swoim starym pokoju, „niechcący” mi podarł,
następnie wyrzucając.
Od Magdy dostałam grubą książkę na temat psychiatrii,
– nie psychologii – zaburzenia
psychiczne od A do Z, stwierdziła bez wahania, że to bardziej mi się spodoba,
bo „ja uwielbiam totalnych czubków” – wiedziałam, że ma na myśli
Schlierenzauera, ale nie skomentowałam tego. Książka się bynajmniej przydała,
to dzięki niej wysnułam podejrzenia co do schizofrenii paranoidalnej u skoczka
– telefon od Sandry ze szczegółowym opisem zachowania szatyna, jeszcze bardziej
mnie w tym utwierdził. Musiałam go niezwłocznie zabrać do lekarza. Oczywiście
chorzy nie wierzą w to, iż są chorzy, dlatego będę musiała zrobić to jakoś
podstępem.
Daria podarowała mi nową, czarną torebkę wybijaną
ćwiekami (które zresztą ubóstwiam), najwidoczniej pamiętała jeszcze, jak mnie
denerwowała ta, którą miałam ze sobą na weselu. Nawiasem mówiąc jest zepsuta,
więc chyba wypadałoby ją wreszcie wyrzucić, bo już nikomu raczej by się nie
przydała.
Moja druga kuzynka stwierdziła, że… za mało czytam.
Tak, Dominika zaczęła przykładać wagę do literatury. Szkoda tylko, że była to w
większości literatura erotyczna. Otóż blondynka podarowała mi w prezencie całą
serię książek – dokładnie jest ich trzy – o zacnym tytule „50 twarzy Greya”
autorstwa E.L. James:
„Studentka
literatury Anastasia Steele przeprowadza wywiad z młodym przedsiębiorcą
Christianem Greyem. Niezwykle przystojny i błyskotliwy mężczyzna budzi w młodej
dziewczynie szereg sprzecznych emocji. Fascynuje ją, onieśmiela, a nawet budzi
strach. Przekonana, że ich spotkania nie należało do udanych, próbuje o nim
zapomnieć – tyle że on zjawia się w sklepie, w którym Ana pracuje, i prosi o
drugie spotkanie.
Młoda, niewinna dziewczyna wkrótce ze zdumieniem odkrywa, że pragnie tego mężczyzny. Że po raz pierwszy zaczyna rozumieć, czym jest pożądanie w swej najczystszej, pierwotnej postaci. Instynktownie czuje też, że nie jest w swej fascynacji osamotniona. Nie wie tylko, że Christian to człowiek opętany potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych warunkach…
Czy wiszący w powietrzu, pełen namiętności romans będzie początkiem końca czy obietnicą czegoś niezwykłego? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę mają drzemiące w nim demony?”
Taki to
mniej więcej opis znajdował się na stronach internetowych z recenzjami, jakie
dane mi było odwiedzić niedawno. No cóż, słyszałam o tej książce znacznie
wcześniej. Wszyscy mówią, że szmira i ubogi język literacki, autorka podobno
nie potrafi należycie opisać tych rzeczy. Nie będę się jednak uprzedzała, zanim
sama nie przeczytam. Zobaczymy, czy faktycznie jest tak źle, ale raczej o
zaczerwienione policzki, nie muszę się obawiać. Przystojny, bogaty, uwodziciel,
amant. Coś jak saga „Zmierzch” właściwie. A ona? Cnotka, która nie miała
wcześniej do czynienia z seksem i bojąca się własnego cienia, a mimo wszystko
pragnąca Greya, jak cholera. Nie jest to jakaś ambitna literatura, ale na
zabicie czasu, czemu nie? Oczywiście Kubuś i Maciek dokładali się do tych
prezentów.
Od Finów
(jak sobie pozwoliłam nazywać moje ukochane trio w postaci Ville, Igi oraz
Michałka) dostałam w prezencie sukienkę, którą zapewne wybrała mi Iga. Bardzo
mi się spodobała – mocno żółta, trochę przykrótka, bez ramiączek, odsłaniająca
górną część pleców, z rozkloszowanym dołem i miejscem na pasek w talii. Nigdy
nie widziałam jeszcze tak ładnej kiecki. Idealna na zbliżające się wielkimi
krokami lato.
Od
Welliego dostałam dwa koncerty Rammsteina na DVD „Live aus Berlin” oraz „Völkerball”. On,
jako że był Niemcem i sam uwielbiał ten zespół, kupił mi prezent z nimi
związany z wielką przyjemnością (sam zapewne kupił też koncerty dla siebie).
Prevc natomiast podarował
mi… perfumy „Beyonce: Heat Rush” – muszę przyznać się przed wami, że zakochałam
się w tym zapachu niemal od razu. Facet ma gust, nie powiem, choć nie
zdziwiłabym się, gdyby jakaś panna mu podpowiedziała co ma kupić i czy te
perfumy są ładne.
Jurij
wzbogacił mój inwentarz sprzętów elektronicznych o mp4 w kolorze miętowym i
białe słuchawki – zarówno te wkładane do uszu, jak i duże i nagrał mi na nie
nawet parę kawałków Rammsteina.
Prezent
od Miętusa przyniósł mi najwięcej śmiechu – nie licząc tapety z Gregorkiem na
pulpicie laptopa – otóż skoczek kupił mi czarną koszulkę z krótkim rękawkiem w
rozmiarze M z napisem „Krąży pogłoska, że jestem boska” – I like it!
Kiedy
otworzyłam prezent od Thomasa o mało się nie popłakałam. Dostałam od niego złoty
naszyjnik z gwiazdką i kolczykami do kompletu również w kolorze złotym. Jak
później zdążyłam się przekonać, było to prawdziwe złoto. W opakowanie wsadzona
była karteczka – „Pamiętaj o mnie ;) – Morgenstern”.
Także
jak widzicie trochę tego było. Po przekonaniu, że wszystko mam i – o dziwo –
wszystko się zmieściło, postanowiłam założyć kolczyki i naszyjnik, które
dostałam od Morgiego i spryskałam się perfumami, jakimi obdarował mnie Prevc.
Po czym zeszłam na dół do kuchni i nabrałam ochoty na zrobienie śniadania.
Postawiłam na tosty – wyciągnęłam wszystkie składniki, które uznałam za
potrzebne, a także chleb tostowy, kupiony przez blondyna w dniu wczorajszym.
Postawiłam wodę na kawę i pamiętając, że Thomas słodzi dwie i pół łyżeczki
cukru, udałam się ze śniadaniem do jego pokoju.
Kiedy
otworzyłam drzwi, uśmiech wykwitł na mojej twarzy i dałabym sobie rękę uciąć,
że oczy mi zabłysły. Spał tak słodko, wyglądał tak niewinnie, uroczy widok.
Postawiłam śniadanie ostrożnie na szafce i spojrzałam na zegarek, który znajdował
się na wyświetlaczu mojej komórki – godzina dziewiąta piętnaście – chyba już
mogłam go obudzić.
— Morgi,
dzień dobry – powiedziałam wesoło, nachylając się nad nim. Jako że naszyjnik
znajdował się na długim czterdziesto-pięcio centymetrowym łańcuszku,
nieopacznie zaczęłam Thomasa nim łaskotać po twarzy. Zmarszczył uroczo nosek, a
ja zaczęłam chichotać, podnosząc się jednocześnie.
— Dzień
dobry Wiki – odpowiedział przecierając oczy. – To dla mnie? – zapytał zaskoczony,
gdy podałam mu śniadanie.
— Tak,
dla ciebie – odpowiedziałam. – Opiekowałeś się mną przez cały ten czas, więc
uznałam, że pora zacząć się odwdzięczać. To tak na początek – poinformowałam i
usiadłam na fotelu, jaki znajdował się w pomieszczeniu.
— Za ile
masz odjazd autobusu? – spytał, upijając pierwszy łyk kawy.
— Za
jakieś półtorej godziny – stwierdziłam, powtórnie patrząc na zegarek.
—
Odwiozę cię samochodem – zaoferował się.
—
Dziękuję, to miłe.
***
— Do
zobaczenia więc na zawodach w Wiśle – zaczął Thomas, gdy odwiózł mnie na
dworzec. – To będzie za jakieś sześć tygodni, drugi sierpnia podajże – dodał
przygnębiony. – To trochę długo.
— Będę
tęsknić – powiedziałam i poczułam na raz pieczenie pod powiekami, głos mi się
załamał. – Tyle dla mnie zrobiłeś, naprawdę dziękuję! – Poczułam, jak łzy
spływają po moich policzkach.
— Też
będę tęsknił… przyjaciółko. – Zawahał się mówiąc ostatni wyraz.
Ani się
obejrzałam, a już wtuliłam się w jego silne ramiona i ostatni raz, przed tak
długą przerwą, mogłam poczuć jego cudowne perfumy, usłyszeć niespokojnie bicie
serca, spojrzeć w zmartwione, smutne, niebieskie oczy.
— Nie
chciałabym cię zostawiać, ale muszę – wychrypiałam.
— Wiem –
powiedział i ostatni raz pogłaskał mnie po głowie.
______________________________________________
Nie mogłam dopuścić do tego, aby Wiki powiedziała o swoich uczuciach właśnie teraz, mimo że tak bardzo tego chcecie. Wszystko mam już obmyślone i gdybym zrobiła to teraz, cała fabuła, dalszy plan poszłyby do diabła i wszystko by się schrzaniło ;/ Zaufajcie mi i bądźcie cierpliwe, a na końcu wszyscy będą zadowoleni :P Taką bynajmniej mam nadzieję, a teraz prezenty *.*
Też chcę takie - naprawdę. Kocham motyw gwiazdy (chyba nie muszę mówić dlaczego? ^^" totalna obsesja na punkcie gwiazdek *.*) - to prawdziwe złoto, cena mrożąca krew w żyłach, uwierzcie 0.0 (260,00 zł, jeśli chcecie wiedzieć xD)
Kolczyki - również boskie moim zdaniem *.* (145,00 zł)
Prezent od Finów ;* Piękna ♥
Od Darii i Maćka ;D Kocham ćwieki :P
Podarunek od Petera Prevca "Beyonce: Heat Rush" - mam te perfumy, polecam, cudowny zapach ♥ (100,00 zł kupione przez internet)
Koszuleczka od Krzysia - love xD
Od Jurija (miałam podobne MP4 zanim mi padło :P)
...i słuchaweczki ^^(z Philipsa są bardzo dobre, mam talent do niszczenia słuchawek, ale te mam już rok czasu xD)
Takie douszne posiadałam, są dobre, bo nie wypadają z uszu :D
Książek od dziewczyn nie będę wklejała - komu zależy na tym by zobaczyć okładki? - to samo się tyczy płyt z koncertami od Welliego - laptopa chyba też każdy na oczy widział (choć raz w życiu xD) Może wam jeszcze wkleję tylko plakaty z R+ i tapetę z pulpitu :)
Kocham panów na górze ;D A teraz tapeta z Gredziem ^^
Ładną ma Wiki tapetę na laptopie? xD
Do następnego ;*
Kurna, no a tak liczyłam ,że Wiki wyzna mu miłość! No ,ale cóż muszę obejść się smakiem :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że w następnym rozdziale będzie mój psychiczny Gregorek
PS.Współczuję Wiki ,że musiała chodzić do Zakopiańskiego szpitala, jak to moja mama mówi "wolałabym umrzeć niż zostać tam na chwilę"
Ej, ja właściwie nie wspominałam ,że jestem z Zako!
Że kurwa co.?! Thomas się coraz bardziej do ciebie zbliża, a ty do huja tylko o Gredziu, Gredzio, Gredzio i Gredzio -_- I, że on kurwa cię nie potrzebuję.??!! Czy tego dziewczyno nie widzisz, on też cie kocha.!!!!! I kuźwa jeszcze chciał cię wziąć ze sobą do domu, ja tu się kurde jakiegoś romansu spodziewałam przez te dwa tygodnie, a tu dupa, nic najwyżej trochę się przytulaliście, trochę pomerdałaś mu wisiorkiem po nosie. I tak miałaś rację zabiję cie za to, tylko muszę poprosić tatę, żeby mnie zawiózł do Jeleniej Góry, a propos mam tam rodzinę i miałabym się gdzie zatrzymać, także tym się nie martw. Prezenty śliczne to się goście wykosztowali, oczywiście wiesz, ze najbardziej podoba mi się prezent od Igi i Ville, no i oczywiście od Michałka ( o nim nie można zapomnieć XD ) wiem, że Iga ma dobry gust i świetnie wybrała te sukienkę ;3 No i dawaj szybko Wisłę, bo powróci mój Ville ;3 no i oczywiście Thomas.
OdpowiedzUsuńMimo, że mam ochotę cie zabić to i tak weny. ;p
cóż mogę powiedzieć? genialny rozdział, jak zawsze zresztą :) uwielbiam czytać Twoje opowiadanie, powtórzę się, ale co mi tam :) nie wiem, czy to za sprawą Twojego stylu pisania czy historii, którą opisujesz, ale kocham to opowiadanie <3 wczuwam się w bohaterkę i czuję momentami, że jestem nią i to jest to! dobra, kończę to zamulanie, pora napisać coś innego :) otóż... będzie głupio ale trudno... perfumę Beyonce Heat Rush również miałam i udało mi się ją kupić za JEDYNE 80zł!!! to był cud normalnie, chodziłam z mamą po całym mieście żeby ją kupić :) mój kochany Rammstein <3 widzę, że mam taką samą tapetę, jak zdjęcie numer jeden <3 moja fascynacja Tillem nadal nie minęła i dalej się nim jaram <3 skoro już tak jadę to prezenty są jak najbardziej super, też takie chcę, ale najbliższy dzień, w którym mogę je dostać to Mikołajki... i to jeszcze takie, których najbardziej nie chcę, typu słodycze... jak prosiłam o tort na 18-nastkę z Linkin Park to usłyszałam, że po co mi? zwykły wystarczy -,-' ach ci moi rodzice, nie rozumieją moich zainteresowań... dobra, znów zamulam :) do rzeczy... torebka normalnie 'cud, miód, malina' również kocham ćwieki i tego typu rzeczy :) trochę ze mnie taka niegrzeczna dziewczyna ^^. sukienka jest najpiękniejsza, tylko jedno ale... nie ten kolor :( ale tak to spoko jest i okej... a teraz mnie zabij za ten mało sensowny komentarz...
OdpowiedzUsuńno i tylko jeszcze dodam, że moim ostatnim życzeniem przed śmiercią z Twoich rąk jest rychłe pojawienie się Gregora :) dobra, możesz mnie zabić... do następnego! weny kochana!
Wiki jest dziwna, a zarazem taka ludzka. Nie dba o siebie, ale o psychicznego szwagra. Nie powiedziała Morgiemu, co czuje - ja bym tak nie potrafiła. Niby kocha Thomasa, ale Gregor jest ważniejszy ...
OdpowiedzUsuńCzekam na skrzyneczkę, pamiętaj .
Dominika, która nie umie obsługiwać gadu. Ameno .