poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 23

Sorry, jeżeli będzie coś nie tak z formatem, ale staram się to ulepszać jak mogę, bo widzicie - przy wklejaniu rozdziału z Worda na nowy post, pojawiają się kłopoty z formatem >.<

Hejo ludziska ^^ Uprzejmie ogłaszam, że Wiki pozna zawartość skrzyneczki Gregora S. w rozdziale następnym - czyli 24. Miała być już w 20, ale uznałam, że jeszcze nie czas na takie wybryki xD
Miłego czytania - Ania mnie nie ochrzani już ;( A ja lubię, jak Ty mnie chrzanisz xD 
___________________________________________

Rozdział 23

Byłam zaskoczona, jak szybko Gregor znów zaczął w miarę normalnie funkcjonować. Chłopak przestał rozmawiać notorycznie o śmierci, nie spał już tak dużo jak wcześniej, jego skóra przybrała zdrowszego, ciemniejszego odcienia, w oczach znajdowały się po raz kolejny iskierki, które tak bardzo lubiłam. Zniknęły przerażające sińce pod oczami, a sam Schlieri zaczął normalnie ze wszystkimi rozmawiać i wychodził wreszcie z pokoju. Wrócił z zapałem do gotowania i fotografii tak, jakby nic się wcześniej nie stało. Przybrał też trochę na wadze, po tym jak przez kilka tygodni, jadł śladowe ilości jedzenia.
Nie miałam wątpliwości, że to dzięki mnie, byłam z nim niemal cały czas i troskliwie się skoczkiem opiekowałam. Potrafiłam przychodzić do jego pokoju kilka razy w środku nocy, bo gdy tylko mnie nie było w pokoju, szatyna dręczyły koszmary, a kiedy się z nich wybudzał, widział postać Natashy oraz słyszał głos Briana. Słyszałam wtedy jego krzyki i natychmiast przybiegałam. Siadywałam obok nie go i trzymałam za rękę, póki ten nie zasnął, po czym szłam do siebie, aby za niecałą godzinę znów przybiec i uspokajać.
Którejś nocy jednak, jego sen nie trwał nawet godziny i musiałam przybiegać bardzo często, byłam padnięta, czasem nawet nie zdążyłam zasnąć, a on znów miał te halucynacje.
— Przepraszam cię – wyszeptał, cały roztrzęsiony. – Nie daje już rady sam, to jest takie trudne – przekonywał, chowając twarz w dłonie. – Oni mi nie dają spokoju, czemu Oni mi to robią? – spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
— Gregor – westchnęłam. – Wszystko będzie dobrze – obiecałam, łapiąc go za rękę. – Póki ja jestem w tym domu, nikt ani nic cię nie skrzywdzi, nie pozwolę na to.
— Nie rozumiem, jak wcześniej mogłem cię nienawidzić – przyznał ze skruchą. – Tak bardzo tobą gardziłem, a ty okazałaś się błogosławieństwem – powiedział z uśmiechem. – Czy kiedyś mi wybaczysz?
— Ja już ci wybaczyłam kochany – zapewniłam. – Nic a nic, nie mam ci za złe Gregor. Wiem, że to oni ci kazali mnie nienawidzić, bałeś się, więc robiłeś to, co mówili – uśmiechnęłam się.
— Jesteś cudowna – wyszeptał, a ja poczułam, jak po moim ciele przebiega dreszcz, jego głos zawsze jakoś dziwnie na mnie działał.
— Nieważne – ucięłam, uznając, że jeszcze powie kilka słów, a całkowicie oszaleję. – Śpij teraz – poprosiłam. – Znów z tobą zostanę – obiecałam, poprawiając uścisk jego dłoni.
Miałam czas na to, aby zastanowić się nad słowami, które niedawno powiedziała mi Sandra. Uznałam, że to niemożliwe, abym kochała Gregora, musiała sobie coś głupia blondynka ubzdurać w tej swojej głowie i tyle. Ja kochałam całym sercem Thomasa i nie miałam ku temu żadnych wątpliwości.
Zawsze w takich chwilach przypominałam sobie te trzy, cudowne tygodnie – uwielbiałam, gdy nosił mnie na rękach, gdy razem rozmawialiśmy i śmialiśmy się, kochałam patrzeć mu w oczy, a także trzymać za rękę, mimo że bardzo mnie to peszyło. Pragnęłam jego szczęścia całą sobą, obecność Morgiego była najlepszą dla mnie nagrodą. Wystarczyło, że znajdował się obok, w zasięgu mojego wzroku, a ja już czułam szczęście. Nie potrzebowałam jakieś większej bliskości, wystarczyło, że był i uśmiechał się do mnie – nie chciałam wiele. Nigdy nie wyobrażałam sobie, aby między nami mogło być coś więcej, wystarczyły wspomnienia. Moje myśli o blondynie były zadziwiająco „czyste”, nigdy nie myślałam o nim w jakiś sprośnych kategoriach.
Muszę przyznać, że z szatynem było całkowicie na odwrót. Tu nie wyobrażałam sobie tego, co przy Morgensternie. Zawsze myśląc o Gregorze, mimowolnie mój mózg wędrował w przeciwną stronę – w kierunku, w jakim nigdy nie myślał o blondynie. Skomplikowane? Możliwe, ale tak właśnie było. Walczyłam z tym, ale od kilku dni, nie byłam w stanie odeprzeć faktu, że Schlierenzauer po prostu mnie pociągał. Czułam do niego coś w rodzaju szalonej fascynacji i zawsze przy nim, automatycznie robiło mi się gorąco. Miałam świadomość, że zachowuję się jak nastoletnia gówniara, ale jakoś specjalnie nie walczyłam sama ze sobą. Podsycał mnie również fakt, że dalej nie byłam całkowicie bezpieczna. Szatyn mógł mnie skrzywdzić w każdej chwili, mimo że się na to nie zapowiadało. Gregor stanowił zagadkę, a ja uwielbiałam wezwania. Jego tajemniczość, dziwaczna aura – niesamowicie mi się podobały. Szczeniacka fascynacja, ot co! Nie chciałam układać sobie z nim życia, nie miałam ochoty na żaden związek – w przypadku Gregora marzyłam tylko, aby w jakiś sposób pozbyć się tego dziwnego uczucia, które nade mną władało, gdy ten był blisko. Ale jedno było dla mnie oczywiste – nie kochałam go i nigdy nie pokocham.
Spojrzałam na niego znowu – nie wyglądał niewinnie, jak aniołek, nie był ani uroczy, ani słodki, nie przywoływał uśmiechu na mojej twarzy, nie czułam tej błogości i szczęścia, jak to było w przypadku Thomasa. Czułam coś zupełnie innego, coś bardziej wyzywającego – był niesamowicie seksowny, jedyne o czym myślałam, to, aby się na niego rzucić.
— Wiki, opanuj się w tej chwili, bo zwariujesz – szepnęłam do siebie i puszczając jego rękę, wstałam z łóżka.
Nim zdążyłam wyjść, poczułam jego niesamowicie silny uścisk dłoni na moim nadgarstku i aż syknęłam z bólu. Odwróciłam się w stronę łóżka, spoglądając na niego zaskoczona. Zauważyłam, jak w jego oczach pojawia się ogień, przyciągnął mnie stanowczo do siebie tak, że niemal natychmiast wylądowałam na skraju łóżka. Byłam przerażona, ale towarzyszyło mi też dziwne podniecenie, od razu przypomniała mi się scena ze szpitala i emocje jakie mi wtedy towarzyszyły. Liczyłam, że to się powtórzy.
— Przepraszam – Usłyszałam jego łagodny głos, przy okazji czując, jak rozluźnia uścisk i odrywa swoją dłoń, od mojego nadgarstka. – Sam nie wiem dlaczego – tłumaczył się. – Wystraszyłem cię, nie chciałem, możesz wyjść.
Spotkał mnie zawód. Miałam nadzieję, że skoro przyjaźń z Thomasem musi mi wystarczyć, to choć będę miała jakieś „pocieszenie” w Gregorze, niestety nic na to nie wskazywało. Odkryłam, że myślenie o Thomasie sprawia mi wiele smutku, mimo sporej ilości wspaniałych wspomnień. Zbyt wiele sobie wyobrażałam, marzenia względem Morgiego okazały się za bardzo wygórowane. Jedynym wyjściem dla mnie było całkowite poświęcenie się Gregorowi – nie dręczyły myśli o przyjacielu, nie miałam czasu na wyobrażanie sobie idealnego świata, kiedy to niemal cały czas znajduję się u jego boku. To nie miało sensu. Wyobrażałam sobie Nas, problem w tym, że My nie istnieliśmy. Byłam ja i był on, byliśmy przyjaciółmi, ale nic poza tym.

***
<oczami Thomasa>

Dziecko, to mimo wszystko spory kłopot dla kogoś, kto musi wiele trenować przed sezonem. Od czasu, gdy nie było przy mnie Wiki, robiłem co chciałem, bo miałem pewność, że się o tym nie dowie – pewnie by się znów o mnie bała. Trenowałem po raz kolejny bardzo dużo, ale nie ośmieliłem się odmówić Kristinie, wzięcia dziecka pod swój dach na parę dni – w końcu też byłem rodzicem. Nie chcąc rezygnować w treningu, zamierałem ją zawsze ze sobą, w jej ukochanym nosidełku, nie zapominając o pozostałych duperelach. Przewinięcie jej, nakarmienie, czy wykąpanie nie było dla mnie jakimś tam wielkim problemem, a gdy mała się nudziła, zawsze starałem się ją jakoś zabawić. Nie znosiłem jednak, mimo wszystko nocnego wstawania. Po całym dniu treningu zwyczajnie byłem padnięty, a mała Lilly potrafiła wyjątkowo dokazywać – zwłaszcza w nocy.
— Trzeba wziąć odpowiedzialność za to, co się zrobiło – powiedziałem do siebie ku pokrzepieniu, w środku nocy, gdy mała znów zaczęła płakać.
Wstałem ledwo żywy z łóżka i skierowałem się w stronę kojca córeczki, którego nie zapomniałem zabrać z domu Kristiny, bo mała zostawała u mnie na tydzień. A tak właściwie to z domu, w którym mieszkaliśmy kiedyś we dwoje i który ja kupiłem, ale to taki mały, nieistotny szczegół.
— No już cicho, tatuś jest tutaj – wyszeptałem, biorąc ją w ramiona i zaczynając lekko kołysać.
Mała po niedługim czasie przestała płakać, zasypiając mi na rękach. Była słodka i niezwykle urocza – czy byłem z Kristiną, czy nie, naszą córeczkę bardzo kochałem. Co prawda już w trakcie ciąży zacząłem mieć pretensje o tego całego Fabiana, ale mimo to podświadomie czułem, że Lilly jest moją córeczką – była do mnie bardzo podobna i to mi wystarczyło.
Po niedługim chodzeniu w kółko, pocałowałem maleństwo w główkę i wsadziłem z powrotem do łóżeczka. Kiedy to zrobiłem, mała lekko poruszyła zaciśniętą piąstką i przekręciła główkę w przeciwną stronę. Nie mogłem się powstrzymać przed uśmiechnięciem – cóż za słodziak z niej.
Wiedząc, że moje dziecko, znów zasnęło, na powrót udałem się do swojego łóżka, które znajdowało się w tym samym pokoju, będąc pewnym, że jeszcze nie raz dzisiaj wstanę.
I nie pomyliłem się, wstałem, jeszcze dwukrotnie. Stwierdzając, że mała płacze cały czas z powodu, niewidzenia mnie po przebudzeniu, postanowiłem zabrać ją do swojego łóżka. Podziałało, położyłem ją koło siebie, przytulając delikatnie. Córeczka wtuliła się w mój policzek, a małą piąstką złapała mnie za palec – chyba zrezygnujemy z kojca na ten tydzień. Lilly nie płakała już tej nocy.

***
<oczami Wiki>

Musiałam wstać w nocy jeszcze dwukrotnie, bo Gregora znów coś nawiedziło. Nie znosiłam tego nocnego wstawania – nigdy nie będę miała dzieci. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo wszystko wstawałam, bo nie widziałam innego wyjścia z tej chorej sytuacji, poza tym wiedziałam doskonale, że to nie jego wina i szatyn cierpi znacznie bardziej aniżeli ja.
W ciągu dnia jednak rzadko kiedy go coś nawiedziło, bo byłam zawsze blisko. Chodziłam za nim niczym cień praktycznie wszędzie i nie spuszczałam go z oczu – jakoś sobie radziliśmy. Gregor starał się funkcjonować normalnie i z tego powodu stawałam się dumna – nie poddawał się bynajmniej, dawałam mu siłę, której sama bardzo potrzebowałam, ale jak zwykle nie myślałam o sobie.
— Znowu coś zobaczył – powiedziałam załamana, słysząc jak zaczyna żywo z kimś konwersować. – Kurwa.
Zabiłabym tę Natashę, gdybym była w stanie, a głos imieniem Brian, wepchałabym z lubością do jej gardła. To jest istna paranoja. Udałam się zrezygnowana do pokoju szatyna i otworzyłam drzwi na oścież, siadając na łóżku.
— Gregor, nie możemy tak żyć – powiedziałam, ledwo widząc na oczy, tak bardzo chciało mi się spać. – Ty cały czas czegoś się boisz, rozmawiasz i nie śpisz. A ja nie śpię także, bo cię uspokajam i siedzą przy tobie jak ten kołek.
— Przepraszam – wyszeptał, a w jego oczach, znów ujrzałam łzy. – Tylko jak ciebie nie ma przy mnie, to Oni się pojawiają.
— Przestań już przepraszać, a zamiast tego posuń swój zacny, sławny tyłek.
— Co? Chcesz ze mną spać? – zdziwił się, a jego źrenice powiększyły się w tempie ekspresowym. – Ale jak to tak, że my razem? Dlaczego?
— Tylko będziemy spać – podkreśliłam. – Pomyśl tylko: cały czas powtarzasz, że gdy jestem w pobliżu, to Oni nie przychodzą, no więc jestem. Ty ich nie widzisz i nie słyszysz, przy czym wreszcie śpisz. A ja nie słyszę twoich rozmów, krzyków i też będę mogła w końcu zasnąć. Czy to rozwiązanie nie jest właściwe? – spojrzałam na niego uważnie. – Jakieś inne propozycje niby masz?
Spojrzałam na jego twarz, przez chwilę się nad czymś zastanawiał, po czym uśmiechnął łobuzersko i przesunął swój tyłek, poprawiając nawet dla mnie poduszki. Może i by mi się zrobiło gorąco na widok jego dwuznacznego uśmieszku i obnażonej klaty, ale w tamtej chwili mi to absolutnie wisiało – chciałam spać. Pewnym krokiem skierowałam się do łóżka, po czym wsunęłam delikatnie pod kadrę. Zamknęłam oczy niemal natychmiast.
— Dobranoc, wreszcie – wyszeptałam i zwinęłam się w kłębek. Nie zdążyłam zasnąć, gdy poczułam, jak jego dłonie zaczynają błądzić po moim ciele.
— Pamiętasz, co działo się w szpitalu? – wyszeptał mi do ucha. – Jestem pewien, że gdyby wtedy zamiast sali szpitalnej, był to mój pokój, inaczej by się to skończyło.
— Niby jak? – odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam łobuzerski uśmieszek.
— Chcesz się przekonać? – uniósł jedną brew i zaczął zbliżać się do mojej twarzy, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho, a drugą dłoń, włożył mi między nogi.
O Matko! Wiki, opanuj się, nie możesz! Nie pozwól!
— Zostaw mnie! – odepchnęłam go od siebie. – Powiedziałam, że będziemy normalnie spać! Jeszcze raz mnie tkniesz, a stąd wyjdę i już nie przyjdę. Będziesz się sam męczył z tą Natashą! Mam już tego dość.
Gregor wyraźnie był zaskoczony taką reakcją – zresztą ja też. Przecież mi się bardzo podobał, przecież przyznałam sama przed sobą, że mnie pociągał. Niedawno sama narzekałam, że zniknął z jego oczu ten ogień, kiedy złapał mnie wtedy za nadgarstek. Nie chciałam, żeby się opanował. Teraz znów był taki sam jak wtedy, ale tym razem nie chciał przestać – ja go zatrzymałam.
— Myślałem, że po tym jak się całowaliśmy w szpitalu, to… nie chcesz, abym odchodził. Sądziłem, że… że coś do mnie czujesz.
Teraz to ja byłam zaskoczona, wstrzymałam oddech i wpatrywałam się w niego wielkimi oczyma. Ten pocałunek – on także cały czas o nim pamiętał. Wiedział, jak zareagowałam, wiedział, że sama tego chciałam, bo się przyznałam. Przyciągnęłam go do siebie, a mimo to teraz… nie chciałam do siebie dopuścić myśli, że moglibyśmy się kochać i to właśnie w tej chwili.
— Źle sądziłeś – wycedziłam przez zęby. – Ja cię wcale nie kocham.
— Tylko Thomasa – warknął. – Wszyscy skoczkowie wiedzą co jest grane, tylko ten tępy idiota tego nie widzi – prawie krzyknął. – Wiki, zapomnij o nim! Czemu masz bez przerwy czekać na kogoś, kto nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić twoich uczuć? On cię nie kocha, pogódź się z tym. Sama zapewne się przekonałaś, że to ignorant, on myśli tylko o sobie, poza tym…
— Co poza tym? – spytałam zniecierpliwiona. – Gadaj mi zaraz!
— Wiedziałaś o tym, że on ma dziecko? Powiedział ci? – spojrzał na mnie z uwagą. – Czy może jednak pominął ten „mały szczegół”?
— Pominął, masz rację. Nic mi nie powiedział, ale ja wiem o tym bardzo dobrze. Fanką skoków narciarskich jestem nie od tego sezonu. Każdy o tym wiedział. Komentatorzy powiadomili telewidzów o narodzinach dziecka – ot, taka tam ciekawostka na początek konkursu – wzruszyłam ramionami.
— I wiedziałaś o tym, że jest ponad…
— Ponad dziesięć lat z Kristiną – przerwałam mu. – Tak wiem i to ona jest matką jego córeczki Lilly. Jednak z tego co mi wiadomo, to nie są razem od kwietnia.
— Thomas wrócił do Kristiny.
— Kłamiesz! – oburzyłam się. – Mówisz tak po to, żebym o nim nie myślała, a tak naprawdę byłbyś ostatnią osobą, którą by powiadomił o podobnym zdarzeniu – zapewniłam. – Mam cię dość! Przyłóż łeb do poduszki i zaśnij wreszcie! – krzyknęłam i bez większego zastanowienia, przykryłam się pod samą szyję, odwracając do skoczka plecami.
Westchnął zrezygnowany i już po chwili oddychał miarowo. Dał sobie spokój – bynajmniej na dziś.
Ja jednak nie mogłam zasnąć jeszcze przez dłuższy czas, mimo że wcześniej padałam ze zmęczenia. Thomas znów z Kristiną? Nie, to niemożliwe! Choć w sumie, to przecież matka jego córeczki… czy tego chcę, czy nie Thomas i ona, już na zawsze będą ze sobą w pewien sposób połączeni – dzieckiem.
Po moim policzku spłynęła samotna łza, niebawem jednak zasnęłam.

***
<oczami Thomasa>

Reszta nocy minęła zadziwiająco dobrze. Córeczka obudziła mnie gdzieś dopiero koło godziny ósmej rano, co było dla mnie samego wielkim sukcesem. Przekonałem się niebawem, że jest po prostu głodna, nakarmiłem ją więc od razu i postanowiłem ubrać cieplej, ponieważ miałem zamiar wyjść z nią na spacer do parku.
Kiedy już zapiąłem sobie nosidełko na brzuchu i umieściłem w Lilly, ktoś nagle zaczął mi dzwonić do drzwi. Zaciekawiony, kto też może mnie odwiedzić, poszedłem otworzyć razem z Lilly, to była Kristina.
— Ależ wy słodko razem wyglądacie – uśmiechnęła się i pocałowała dziecko w policzek, chciała to samo zrobić ze mną, ale ja w porę się odsunąłem.
— Po co przyszłaś? Skontrolować, czy z dzieckiem sobie radzę? – oburzyłem się. – Tydzień jeszcze nie minął – zauważyłem. – A poza tym i tak przybyłaś nie w porę, bo właśnie wychodziliśmy na spacer.
— Mam prawo przyjść do dziecka kiedy mi się podoba – spoważniała.
— To super – zadrwiłem. – Ale tak, to niemal cały czas narzekasz, że masz za mało czasu dla siebie i mam się zająć dzieckiem.
— Aż takie to dla ciebie trudne?
— Nie, tylko jeśli ustalamy, że teraz moja kolej, to mogłabyś bynajmniej nie przychodzić i wykorzystać ten czas, którego masz tak mało podobno, gdy dziecko jest u ciebie. Zamiast faktycznie zająć się sobą i skorzystać z wolnego, to mnie jeszcze nachodzisz.
— Chciałam pogadać – powiedziała cicho, zdejmując okulary słoneczne. – O nas i o naszej rodzinie.
— Nas już nie ma – powiedziałem. – Teraz jesteśmy osobno i najlepiej będzie, gdy tak zostanie – dokończyłem. – Poza tym, nie mam czasu na rozmowy, jakbyś nie zauważyła, to właśnie wychodziłem – wycedziłem przez zęby.
— Dla ciebie będzie najlepiej, ale nie dla Lilly… i poniekąd dla mnie. Dalej mi na tobie zależy – zapewniła. – Kocham cię i chciałabym, abyśmy znów byli razem.
— To uroczo, skończyłaś? – zakpiłem. – Bo mi się spieszy.
— Pójdę z wami do parku i porozmawiamy – oznajmiła. – Muszę ci coś wyjaśnić.
— I tak ci nie uwierzę, ale wiem też, że nie dasz mi spokoju, dopóki cię nie wysłucham, więc jak chcesz sobie strzępić niepotrzebnie język, to proszę bardzo, chodźmy – westchnąłem zrezygnowany, a na twarzy Kristiny wykwitł podstępny uśmieszek.
Nie miałem już siły na walkę, niech dziewczyna robi co chce. A zapowiadał się tak piękny, słoneczny, spokojny spacer. Nie chwal dnia przed zachodem słońca – chyba coś w tym musi być.

***
<oczami Wiki>

Od naszej „pierwszej, wspólnej nocy” minął już tydzień czasu – od tamtej chwili spaliśmy razem każdej nocy, nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji. Bynajmniej mogłam spokojnie spać i nie biegałam już jak jakaś wariatka w te i z powrotem. Gregor, od kiedy z nim spałam, ani razu nie miał już halucynacji, każde z nas wreszcie mogło normalnie wypocząć. Skoczek powoli zaczął wracać do normalności, tak mi się bynajmniej wydawało, to były pozory. Gdy tylko odchodziłam do innego pomieszczenia Natasha z Brianem wracali do jego głowy, aby siać w niej totalne spustoszenie. Wróciło poczucie strachu i lęk przed śmiercią, to było okropne. Musiałam pogodzić się z faktem, że schizofrenik nie stanie się tak nagle zdrowy – od potrzebował leczenia specjalistycznego, ja mimo to bałam się go tam zaprowadzić, ponieważ nie chciałam, aby lekarz stwierdził, iż ze swoimi urojeniami i skłonnościami jest niebezpieczeństwem dla otoczenia, nie chciałam, aby go zamknęli w szpitalu.
Schlierenzauer był na mnie obrażony za to, iż go odrzuciłam, nie ponowił co prawda swoich prób dobrania się do mnie, ale jak na mnie patrzył, to szastał piorunami na prawo i lewo. Mimo wszystko dalej łaził za mną, bo wiedział, że beze mnie znów mu padnie na mózg – przepraszam, bo wiedział, że beze mnie u boku Natasha i Brian wpadną w odwiedziny.
Sama nie wiem dlaczego mu na to nie pozwalałam – przecież tego chciałam, tak samo jak on. Cóż by mi szkodziło spróbować? Thomasem nie miałam co sobie głowy zawracać, bo to był przyjaciel – zresztą całkiem chyba dobry, skoro ani razu nie zadzwonił. Co prawda też bym mogła zadzwonić, ale nie chciałam narażać się na krzyki z jego strony, iż mu przeszkadzam, bo trenuje znów do upadłego – zapewne tak było. Pewnie kolejny raz mdlał z wyczerpania, a ja o tym nic nie wiedziałam. Poza tym nie za bardzo było mnie na te telefony do Austrii stać.
Obiecałam sobie, że zapomnę o Morgensternie, tak? To przecież nie miało sensu. Trzy tygodnie spędzone u jego boku, były jedyną szansą na to, aby wyznać mu swoje uczucia, teraz uznałam, że już nie powinnam, że nie mogę, jest za późno! Ja i Thomas, to było marzenie, a marzenia się nigdy nie spełniają. Za bardzo zresztą bałam się stracić go na zawsze po tym, jakby usłyszał co myślę o nim. Strach mnie paraliżował, nie mogłam działać, nawet jeśli bardzo pragnęłam. Miłość do niego, zbyt wiele dla mnie znaczyła, była tak cenna, że bałam się ją tknąć, aby jej nie złamać.
Siedziałam właśnie na krześle w kuchni, przeglądając jakiś denny magazyn o polskich gwiazdeczkach i miałam ochotę zasnąć. Nie miałam nic lepszego do roboty. Mama z tatą i Sandrą wybrali się na długie zakupy, a Gregor właśnie robił obiad, chyba więc nie muszę tłumaczyć, dlaczego czytałam ten szmatławiec w kuchni, a nie u siebie w pokoju.
— Jestem, jestem – uspokoiłam, spoglądając w jego stronę. – Nikt cię nie porwie rób, co tam robisz – dodałam.
Nie odezwał się, odwracając z powrotem w stronę garów. Usłyszałam jak kroi jakieś tam warzywa, a niedługo potem, jak kawałki kurczaka skwierczą na patelni. Nie zorientowałam się nawet kiedy skończył, zagłębiona doszczętnie w czytaniu artykuły o rzekomym uzależnieniu od hazardu Michała Wiśniewskiego – normalnie temat miesiąca!
— Jesz teraz czy potem? – spytał nagle, a ja aż podskoczyłam.
— Nie, później. Teraz nie jestem głodna – wzruszyłam ramionami, zamykając gazetę. – Ale jak ty chcesz, to jedź. Tyle już siedziałam w tej kuchni, że parę dodatkowych minut mnie nie zbawi.
— Też właściwie nie jestem głodny – stwierdził, wycierając ręce o szmatkę.
— Mogę iść do siebie? – zapytałam. – Chciałabym się położyć – ziewnęłam. – Poradzisz sobie beze mnie? Jak coś, to mnie obudź – powiedziałam z uśmiechem.
— Okej – uśmiechnął się i on. – Nie ma sprawy.
Udałam się do siebie.

***
Obudziły mnie czyjeś, powolne kroki, ktoś najwyraźniej skradał się, aby zrobić mi niemiłego psikusa. Z uśmiechem na ustach, otworzyłam usta i podniosłam głowę, w celu ujrzenia z kim mam do czynienia – to był Gregor. Również się uśmiechał. Śmiech zniknął z mojej twarzy, gdy spostrzegłam się, jaki to był uśmiech – to był uśmiech psychopaty. W jednej chwili pobladłam i spojrzałam w jego oczy – były przepełnione starą, dobrze znaną mi nienawiścią, która zawsze tak mnie paraliżowała. Jednak największa niespodzianka czekała w jednej z jego dłoni – był w niej nóż, bardzo ostry nóż. Chłopak patrzył na mnie chytrze i widząc moje przerażenie, zaczął się nim bawić, gdy ruszył w moją stronę, zerwałam się jak oparzona i dobiegłam do drzwi, na szczęście nie były zamknięte.
Z głośnym krzykiem przerażenia zaczęłam uciekać, niemal po całym domu. Chciałam z niego uciec na dobre, ale szatyn schował gdzieś kluczyki i nie można ich było otworzyć nawet od środka – a przy kupowaniu zamków, ojciec powiedział, że tak będzie lepiej – aby otworzyć zamek, potrzebny był  dodatkowy kluczyk, który zawsze znajdował się na szafeczce w przedpokoju – teraz go tam nie było.
Czułam się, jak w jakimś kiepskim filmie. Serce waliło mi niesamowicie szybko i mocno, bardzo się bałam, mimo że zmęczona nie zwalniałam tempa biegu, bo wiedziałam, że źle się to może dla mnie skończyć.
Gregor biegł za mną z nożem uniesionym wysoko do góry i z niemym obłędem w spojrzeniu – znów chciał mnie zabić, te demony przejęły nad nim władzę po raz kolejny. Trzeba było nie zostawiać go samego i jednak nie kłaść się spać. Gdybym nie postąpiła tak lekkomyślnie, to co się działo, nigdy nie miałoby miejsca.
W panice zaczęłam chować się za meblami, nie krzyczałam już, bo odkryłam, że to tylko odbiera mi niezbędne teraz siły. Widziałam, jak w szalonym amoku skoczek zaczyna ciąć wszystko co miał na swojej drodze. Pierze z poduszek, zaczęło unosić się w powietrzu, a jedną z nich była ta, którą sama się osłaniałam przez krótki czas. Schlierenzauer rozpruł ją nożem tuż przed moją twarzą – skończyła przekrojona na pół. Udało mi się jednak uciec między jego nogami i znów skierowałam się do przedpokoju.
W ostatniej chwili wykonałam unik i nóż zamiast w moją twarz, trafił w drewniane drzwi, grzęznąc w nim na parę sekund, zaczęły sypać się drzazgi i powstał kolejny ślad niby—pazura
W końcu jednak dopadł mnie, bo okazałam się za wolna, nie miałam już więcej siły. Złapał mnie za nadgarstki i podciągnął do góry, tak że teraz stałam. Przykleił się do mnie niemal natychmiast i przyłożył nóż do gardła, cała się trzęsłam, mimo że wiedziałam, iż pogorszy to jeszcze sprawę.
— Gregor, przepraszam – zaczęłam. – Nie powinnam cię była zostawiać samego, Ona znów przyszła, prawda?
— Zupełnie nie wiem, o czym ty bredzisz, nie ma żadnej Jej – spojrzał na mnie zaskoczony. – Odwaliło ci?
No tak, przypuszczałam, że tak będzie, w przypływie ataku agresji miał zwyczaj wypierać się wszystkiego, co mówił, będąc w pełni świadomości. Wiedziałam, że z nim nie wygram, dałam sobie więc spokój.
— Naprawdę, aż tak będzie cię rajcowało zabicie mnie? – starałam się zaśmiać. – Przecież to nie ma sensu, nic ci z tego nie przyjdzie, a w dodatku pójdziesz siedzieć na dożywocie. Po co sobie babrać w życiu niepotrzebnie? Kariera skoczka jeszcze przed tobą – Starałam się załagodzić sytuację, wiedziałam, że nikt nie przyjdzie mi na ratunek.
— Posiadam swoje powody, aby cię zabić – stwierdził spokojnie. – Jednak mam dla ciebie całkiem korzystną ofertę, będziesz miała wybór między dwoma wariantami.
— Jakimi? – spytałam zaciekawiona.
— Albo poderżnę ci gardziołko, albo… — tu zatrzymał głos i skierował dwoją dłoń miedzy moje nogi, jednocześnie przyciskając nóż do gardła, po to, abym poczuła chłodny metal na skórze. – Widzisz złotko, nie bardzo mi się spodobała twoja ostatnia odmowa, a chciałem załatwić to pokojowo, bez drastycznych środków.
— Aż tak bardzo ci się podobam, czy nie masz nikogo innego pod ręką? Taki facet jak ty, mógłby mieć każdą fankę skoków narciarskich.
— Sprytna z ciebie dziewczynka – zaśmiał się, a mi aż krew zmroziło w żyłach. On był przerażający! I taki… pociągający za razem. Magda miała rację, jarają mnie psychopaci! Jestem nienormalna. – Przyznam szczerze jednak, że po prostu mnie jarasz, jeśli jesteś taka ciekawa.
Zaśmiałam się serdecznie i sama w tamtej chwili, czułam się, jakby mi mózg odparowało. Może ja też miałam jakieś problemy z psychiką?
— Ty mnie też – powiedziałam z uśmiechem. – Jeśli jesteś ciekawy.
— Mówisz poważnie? – szepnął mi do ucha, a ja jak na zawołanie zadrżałam i poczułam, jak cała zaczynam się palić, na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, oddech przyspieszył gwałtownie. – To miło – Złożył pocałunek na moim uchu.
— Możesz więc odłożyć ten nóż – zapewniłam. – Nie będzie ci potrzebny.
Gregor znów się zaśmiał.
— Pozwól skarbie, że jednak zachowam go tak na wszelki wypadek – powiedział, po czym dalej trzymając nóż, blisko mnie, zaprowadził do swojego pokoju – tego w którym sypialiśmy.
Rzucił mnie z rozmachem na łóżko, po czym zamknął drzwi i położył nóż na szafce obok. Niemal natychmiast usiadł na mnie, przygwożdżając jednocześnie do materaca. Spojrzał w jeszcze raz w moje oczy, a gdy ujrzał w nich podniecenie, zaśmiał się serdecznie.
— Ty mówiłaś na serio – stwierdził zdziwiony. – Tym lepiej dla ciebie złotko, nie będzie bolało – dodał, po czym wbił się łapczywie w moje usta, a ja poczułam jak zalewa mnie kolejna fala gorąca.
Czemu on musiał być taki pociągający? Ludzie ratunku, ja tu zaraz spłonę!


_________________________________________________

Wiem, że nienawidzicie Wiki (lub ją znienawidzicie xd), jak śmiała zapomnieć o Thomasie?! Sama jej nie lubię ^^ Ale cóż, Wiki to taka sierota życiowa - ja się z nią nie utożsamiam! Pokazuję tylko przejawy głupoty, a także ludzkich sprzeczności. Ta baba ma same wady - jak stwierdziła jedna z moich czytelniczek, całkiem słusznie zresztą.

Na koniec zdjęcia dla fanek Gredzia, a wiem, że jest i tutaj kilka - jakoś 5, mimo że nie wszystkie komentują, ale wiem, że są i to najważniejsze ^^
 
https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTzsy9uxcT6VtuKrCqaouOGW9sx0lz-WLEprNZY-C_E30m9yen5pg 

A Ciebie Aniu, przepraszam, nie patrz ;P

3 komentarze:

  1. Mówiłam ci, jaką minę zrobię, jak zrobisz to z Gregorem, no więc właśnie jedna z moich brwi powędrowała w górę, w ten właśnie sposób o.0.
    Za zdjęcie na przepraszaj, bo to spowodowało jeszcze większe podniesienie się mojej brwi, czyli możesz wiedzieć, że moje reakcja się nie zmieniła.
    Czytając, jak się Wiki mizia z Gregorem, to po prostu jakieś takie dziwne, ja nie jestem jak ty i nie potrafię sobie go wyobrazić, no chyba, że czytając wtedy tak, ale jeżeli miałabym napisać sama, za nic.
    Mimo iż, wiem, że Thomas ma dziecko, to jakoś mi nie pasi w roli dobrego tatusia, po prostu jest zbyt pociągający. ( tylko, żeby nie było, ja się nie jaram Thomasem. )
    " zacny sławny tyłek " tym tekstem mnie rozpierdoliłaś mogłaś przynajmniej dopisać, że nie mam się siadać przy biurku, a zostać na łóżku.
    A tak poza tym, wiesz, że zawsze uważałam Gregora za psychopatę, więc nie zdziwiło mnie, kiedy zaczął cię ganiać po mieszkaniu z nożem, nawet mnie to rozbawiło, muszę to kiedyś wykorzystać u siebie, jeżeli oczywiście nie obrazisz się, że podkradam ci pomysły, bo już raz coś ci zaliniłam.
    Szczerze to nie wiem o czym jeszcze napisać, więć kończę już ten bezsensowny komentarz, wiesz, że i tak go nie przeczytam przed wstawieniem, więc przepraszam za jakiekolwiek pomyłki, literówki itp.

    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. łączyło mnie z Wiki miłość do psychopatów i szaleńców :) ostatnia scena - mjodzio <3 czekam na kontynuację tego :) cóż mogę więcej dodać? genialne <3 do następnego! weny kochana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po ostatnim rozdziale napisałam "OOOOOO" i teraz chciałabym napisać jeszcze większe "OOOOOO" ,ale do cholery jasnej nie ma takiej czcionki!!!!!
    Rozdziału jak zwykle ge-nial-ny ,nie wiem jak ty to robisz ,ale czytając to ,naprawdę utożsamiam się z bohaterką!!! TALENT MASZ!!!

    OdpowiedzUsuń