Sorry, jeżeli będzie coś nie tak z formatem, ale staram się to ulepszać jak mogę, bo widzicie - przy wklejaniu rozdziału z Worda na nowy post, pojawiają się kłopoty z formatem >.<
Hejo ludziska ^^ Uprzejmie ogłaszam, że Wiki pozna zawartość skrzyneczki Gregora S. w rozdziale następnym - czyli 24. Miała być już w 20, ale uznałam, że jeszcze nie czas na takie wybryki xD
Hejo ludziska ^^ Uprzejmie ogłaszam, że Wiki pozna zawartość skrzyneczki Gregora S. w rozdziale następnym - czyli 24. Miała być już w 20, ale uznałam, że jeszcze nie czas na takie wybryki xD
Miłego czytania - Ania mnie nie ochrzani już ;( A ja lubię, jak Ty mnie chrzanisz xD
___________________________________________
Rozdział 23
Byłam zaskoczona, jak szybko Gregor znów zaczął w miarę
normalnie funkcjonować. Chłopak przestał rozmawiać notorycznie o śmierci, nie
spał już tak dużo jak wcześniej, jego skóra przybrała zdrowszego, ciemniejszego
odcienia, w oczach znajdowały się po raz kolejny iskierki, które tak bardzo
lubiłam. Zniknęły przerażające sińce pod oczami, a sam Schlieri zaczął
normalnie ze wszystkimi rozmawiać i wychodził wreszcie z pokoju. Wrócił z
zapałem do gotowania i fotografii tak, jakby nic się wcześniej nie stało.
Przybrał też trochę na wadze, po tym jak przez kilka tygodni, jadł śladowe
ilości jedzenia.
Nie miałam wątpliwości, że to dzięki mnie, byłam z nim
niemal cały czas i troskliwie się skoczkiem opiekowałam. Potrafiłam przychodzić
do jego pokoju kilka razy w środku nocy, bo gdy tylko mnie nie było w pokoju,
szatyna dręczyły koszmary, a kiedy się z nich wybudzał, widział postać Natashy
oraz słyszał głos Briana. Słyszałam wtedy jego krzyki i natychmiast
przybiegałam. Siadywałam obok nie go i trzymałam za rękę, póki ten nie zasnął,
po czym szłam do siebie, aby za niecałą godzinę znów przybiec i uspokajać.
Którejś nocy jednak, jego sen nie trwał nawet godziny i
musiałam przybiegać bardzo często, byłam padnięta, czasem nawet nie zdążyłam
zasnąć, a on znów miał te halucynacje.
— Przepraszam cię – wyszeptał, cały roztrzęsiony. – Nie daje
już rady sam, to jest takie trudne – przekonywał, chowając twarz w dłonie. –
Oni mi nie dają spokoju, czemu Oni mi to robią? – spojrzał na mnie ze łzami w
oczach.
— Gregor – westchnęłam. – Wszystko będzie dobrze –
obiecałam, łapiąc go za rękę. – Póki ja jestem w tym domu, nikt ani nic cię nie
skrzywdzi, nie pozwolę na to.
— Nie rozumiem, jak wcześniej mogłem cię nienawidzić –
przyznał ze skruchą. – Tak bardzo tobą gardziłem, a ty okazałaś się
błogosławieństwem – powiedział z uśmiechem. – Czy kiedyś mi wybaczysz?
— Ja już ci wybaczyłam kochany – zapewniłam. – Nic a nic,
nie mam ci za złe Gregor. Wiem, że to oni ci kazali mnie nienawidzić, bałeś
się, więc robiłeś to, co mówili – uśmiechnęłam się.
— Jesteś cudowna – wyszeptał, a ja poczułam, jak po moim
ciele przebiega dreszcz, jego głos zawsze jakoś dziwnie na mnie działał.
— Nieważne – ucięłam, uznając, że jeszcze powie kilka słów,
a całkowicie oszaleję. – Śpij teraz – poprosiłam. – Znów z tobą zostanę –
obiecałam, poprawiając uścisk jego dłoni.
Miałam czas na to, aby zastanowić się nad słowami, które
niedawno powiedziała mi Sandra. Uznałam, że to niemożliwe, abym kochała
Gregora, musiała sobie coś głupia blondynka ubzdurać w tej swojej głowie i
tyle. Ja kochałam całym sercem Thomasa i nie miałam ku temu żadnych
wątpliwości.
Zawsze w takich chwilach przypominałam sobie te trzy,
cudowne tygodnie – uwielbiałam, gdy nosił mnie na rękach, gdy razem
rozmawialiśmy i śmialiśmy się, kochałam patrzeć mu w oczy, a także trzymać za
rękę, mimo że bardzo mnie to peszyło. Pragnęłam jego szczęścia całą sobą,
obecność Morgiego była najlepszą dla mnie nagrodą. Wystarczyło, że znajdował
się obok, w zasięgu mojego wzroku, a ja już czułam szczęście. Nie potrzebowałam
jakieś większej bliskości, wystarczyło, że był i uśmiechał się do mnie – nie
chciałam wiele. Nigdy nie wyobrażałam sobie, aby między nami mogło być coś
więcej, wystarczyły wspomnienia. Moje myśli o blondynie były zadziwiająco
„czyste”, nigdy nie myślałam o nim w jakiś sprośnych kategoriach.
Muszę przyznać, że z szatynem było całkowicie na odwrót. Tu
nie wyobrażałam sobie tego, co przy Morgensternie. Zawsze myśląc o Gregorze,
mimowolnie mój mózg wędrował w przeciwną stronę – w kierunku, w jakim nigdy nie
myślał o blondynie. Skomplikowane? Możliwe, ale tak właśnie było. Walczyłam z
tym, ale od kilku dni, nie byłam w stanie odeprzeć faktu, że Schlierenzauer po
prostu mnie pociągał. Czułam do niego coś w rodzaju szalonej fascynacji i
zawsze przy nim, automatycznie robiło mi się gorąco. Miałam świadomość, że
zachowuję się jak nastoletnia gówniara, ale jakoś specjalnie nie walczyłam sama
ze sobą. Podsycał mnie również fakt, że dalej nie byłam całkowicie bezpieczna.
Szatyn mógł mnie skrzywdzić w każdej chwili, mimo że się na to nie zapowiadało.
Gregor stanowił zagadkę, a ja uwielbiałam wezwania. Jego tajemniczość,
dziwaczna aura – niesamowicie mi się podobały. Szczeniacka fascynacja, ot co! Nie
chciałam układać sobie z nim życia, nie miałam ochoty na żaden związek – w
przypadku Gregora marzyłam tylko, aby w jakiś sposób pozbyć się tego dziwnego
uczucia, które nade mną władało, gdy ten był blisko. Ale jedno było dla mnie
oczywiste – nie kochałam go i nigdy nie pokocham.
Spojrzałam na niego znowu – nie wyglądał niewinnie, jak
aniołek, nie był ani uroczy, ani słodki, nie przywoływał uśmiechu na mojej
twarzy, nie czułam tej błogości i szczęścia, jak to było w przypadku Thomasa.
Czułam coś zupełnie innego, coś bardziej wyzywającego – był niesamowicie seksowny,
jedyne o czym myślałam, to, aby się na niego rzucić.
— Wiki, opanuj się w tej chwili, bo zwariujesz – szepnęłam
do siebie i puszczając jego rękę, wstałam z łóżka.
Nim zdążyłam wyjść, poczułam jego niesamowicie silny uścisk
dłoni na moim nadgarstku i aż syknęłam z bólu. Odwróciłam się w stronę łóżka,
spoglądając na niego zaskoczona. Zauważyłam, jak w jego oczach pojawia się
ogień, przyciągnął mnie stanowczo do siebie tak, że niemal natychmiast
wylądowałam na skraju łóżka. Byłam przerażona, ale towarzyszyło mi też dziwne
podniecenie, od razu przypomniała mi się scena ze szpitala i emocje jakie mi
wtedy towarzyszyły. Liczyłam, że to się powtórzy.
— Przepraszam – Usłyszałam jego łagodny głos, przy okazji
czując, jak rozluźnia uścisk i odrywa swoją dłoń, od mojego nadgarstka. – Sam
nie wiem dlaczego – tłumaczył się. – Wystraszyłem cię, nie chciałem, możesz
wyjść.
Spotkał mnie zawód. Miałam nadzieję, że skoro przyjaźń z
Thomasem musi mi wystarczyć, to choć będę miała jakieś „pocieszenie” w
Gregorze, niestety nic na to nie wskazywało. Odkryłam, że myślenie o Thomasie
sprawia mi wiele smutku, mimo sporej ilości wspaniałych wspomnień. Zbyt wiele
sobie wyobrażałam, marzenia względem Morgiego okazały się za bardzo wygórowane.
Jedynym wyjściem dla mnie było całkowite poświęcenie się Gregorowi – nie dręczyły
myśli o przyjacielu, nie miałam czasu na wyobrażanie sobie idealnego świata,
kiedy to niemal cały czas znajduję się u jego boku. To nie miało sensu.
Wyobrażałam sobie Nas, problem w tym, że My nie istnieliśmy. Byłam ja i był on,
byliśmy przyjaciółmi, ale nic poza tym.
***
<oczami
Thomasa>
Dziecko, to mimo wszystko spory kłopot dla kogoś, kto musi
wiele trenować przed sezonem. Od czasu, gdy nie było przy mnie Wiki, robiłem co
chciałem, bo miałem pewność, że się o tym nie dowie – pewnie by się znów o mnie
bała. Trenowałem po raz kolejny bardzo dużo, ale nie ośmieliłem się odmówić
Kristinie, wzięcia dziecka pod swój dach na parę dni – w końcu też byłem
rodzicem. Nie chcąc rezygnować w treningu, zamierałem ją zawsze ze sobą, w jej
ukochanym nosidełku, nie zapominając o pozostałych duperelach. Przewinięcie
jej, nakarmienie, czy wykąpanie nie było dla mnie jakimś tam wielkim problemem,
a gdy mała się nudziła, zawsze starałem się ją jakoś zabawić. Nie znosiłem
jednak, mimo wszystko nocnego wstawania. Po całym dniu treningu zwyczajnie
byłem padnięty, a mała Lilly potrafiła wyjątkowo dokazywać – zwłaszcza w nocy.
— Trzeba wziąć odpowiedzialność za to, co się zrobiło –
powiedziałem do siebie ku pokrzepieniu, w środku nocy, gdy mała znów zaczęła
płakać.
Wstałem ledwo żywy z łóżka i skierowałem się w stronę kojca
córeczki, którego nie zapomniałem zabrać z domu Kristiny, bo mała zostawała u
mnie na tydzień. A tak właściwie to z domu, w którym mieszkaliśmy kiedyś we
dwoje i który ja kupiłem, ale to taki mały, nieistotny szczegół.
— No już cicho, tatuś jest tutaj – wyszeptałem, biorąc ją w
ramiona i zaczynając lekko kołysać.
Mała po niedługim czasie przestała płakać, zasypiając mi na
rękach. Była słodka i niezwykle urocza – czy byłem z Kristiną, czy nie, naszą
córeczkę bardzo kochałem. Co prawda już w trakcie ciąży zacząłem mieć pretensje
o tego całego Fabiana, ale mimo to podświadomie czułem, że Lilly jest moją
córeczką – była do mnie bardzo podobna i to mi wystarczyło.
Po niedługim chodzeniu w kółko, pocałowałem maleństwo w
główkę i wsadziłem z powrotem do łóżeczka. Kiedy to zrobiłem, mała lekko
poruszyła zaciśniętą piąstką i przekręciła główkę w przeciwną stronę. Nie
mogłem się powstrzymać przed uśmiechnięciem – cóż za słodziak z niej.
Wiedząc, że moje dziecko, znów zasnęło, na powrót udałem się
do swojego łóżka, które znajdowało się w tym samym pokoju, będąc pewnym, że jeszcze
nie raz dzisiaj wstanę.
I nie pomyliłem się, wstałem, jeszcze dwukrotnie.
Stwierdzając, że mała płacze cały czas z powodu, niewidzenia mnie po
przebudzeniu, postanowiłem zabrać ją do swojego łóżka. Podziałało, położyłem ją
koło siebie, przytulając delikatnie. Córeczka wtuliła się w mój policzek, a
małą piąstką złapała mnie za palec – chyba zrezygnujemy z kojca na ten tydzień.
Lilly nie płakała już tej nocy.
***
<oczami Wiki>
Musiałam wstać w nocy jeszcze dwukrotnie, bo Gregora znów
coś nawiedziło. Nie znosiłam tego nocnego wstawania – nigdy nie będę miała
dzieci. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo wszystko wstawałam, bo nie
widziałam innego wyjścia z tej chorej sytuacji, poza tym wiedziałam doskonale,
że to nie jego wina i szatyn cierpi znacznie bardziej aniżeli ja.
W ciągu dnia jednak rzadko kiedy go coś nawiedziło, bo byłam
zawsze blisko. Chodziłam za nim niczym cień praktycznie wszędzie i nie
spuszczałam go z oczu – jakoś sobie radziliśmy. Gregor starał się funkcjonować
normalnie i z tego powodu stawałam się dumna – nie poddawał się bynajmniej,
dawałam mu siłę, której sama bardzo potrzebowałam, ale jak zwykle nie myślałam
o sobie.
— Znowu coś zobaczył – powiedziałam załamana, słysząc jak
zaczyna żywo z kimś konwersować. – Kurwa.
Zabiłabym tę Natashę, gdybym była w stanie, a głos imieniem
Brian, wepchałabym z lubością do jej gardła. To jest istna paranoja. Udałam się
zrezygnowana do pokoju szatyna i otworzyłam drzwi na oścież, siadając na łóżku.
— Gregor, nie możemy tak żyć – powiedziałam, ledwo widząc na
oczy, tak bardzo chciało mi się spać. – Ty cały czas czegoś się boisz,
rozmawiasz i nie śpisz. A ja nie śpię także, bo cię uspokajam i siedzą przy
tobie jak ten kołek.
— Przepraszam – wyszeptał, a w jego oczach, znów ujrzałam
łzy. – Tylko jak ciebie nie ma przy mnie, to Oni się pojawiają.
— Przestań już przepraszać, a zamiast tego posuń swój zacny,
sławny tyłek.
— Co? Chcesz ze mną spać? – zdziwił się, a jego źrenice
powiększyły się w tempie ekspresowym. – Ale jak to tak, że my razem? Dlaczego?
— Tylko będziemy spać – podkreśliłam. – Pomyśl tylko: cały
czas powtarzasz, że gdy jestem w pobliżu, to Oni nie przychodzą, no więc
jestem. Ty ich nie widzisz i nie słyszysz, przy czym wreszcie śpisz. A ja nie
słyszę twoich rozmów, krzyków i też będę mogła w końcu zasnąć. Czy to
rozwiązanie nie jest właściwe? – spojrzałam na niego uważnie. – Jakieś inne
propozycje niby masz?
Spojrzałam na jego twarz, przez chwilę się nad czymś
zastanawiał, po czym uśmiechnął łobuzersko i przesunął swój tyłek, poprawiając
nawet dla mnie poduszki. Może i by mi się zrobiło gorąco na widok jego
dwuznacznego uśmieszku i obnażonej klaty, ale w tamtej chwili mi to absolutnie
wisiało – chciałam spać. Pewnym krokiem skierowałam się do łóżka, po czym
wsunęłam delikatnie pod kadrę. Zamknęłam oczy niemal natychmiast.
— Dobranoc, wreszcie – wyszeptałam i zwinęłam się w kłębek.
Nie zdążyłam zasnąć, gdy poczułam, jak jego dłonie zaczynają błądzić po moim
ciele.
— Pamiętasz, co działo się w szpitalu? – wyszeptał mi do
ucha. – Jestem pewien, że gdyby wtedy zamiast sali szpitalnej, był to mój
pokój, inaczej by się to skończyło.
— Niby jak? – odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam
łobuzerski uśmieszek.
— Chcesz się przekonać? – uniósł jedną brew i zaczął zbliżać
się do mojej twarzy, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho, a drugą dłoń,
włożył mi między nogi.
O Matko! Wiki, opanuj się, nie możesz! Nie pozwól!
— Zostaw mnie! – odepchnęłam go od siebie. – Powiedziałam,
że będziemy normalnie spać! Jeszcze raz mnie tkniesz, a stąd wyjdę i już nie
przyjdę. Będziesz się sam męczył z tą Natashą! Mam już tego dość.
Gregor wyraźnie był zaskoczony taką reakcją – zresztą ja
też. Przecież mi się bardzo podobał, przecież przyznałam sama przed sobą, że
mnie pociągał. Niedawno sama narzekałam, że zniknął z jego oczu ten ogień,
kiedy złapał mnie wtedy za nadgarstek. Nie chciałam, żeby się opanował. Teraz
znów był taki sam jak wtedy, ale tym razem nie chciał przestać – ja go
zatrzymałam.
— Myślałem, że po tym jak się całowaliśmy w szpitalu, to…
nie chcesz, abym odchodził. Sądziłem, że… że coś do mnie czujesz.
Teraz to ja byłam zaskoczona, wstrzymałam oddech i
wpatrywałam się w niego wielkimi oczyma. Ten pocałunek – on także cały czas o
nim pamiętał. Wiedział, jak zareagowałam, wiedział, że sama tego chciałam, bo
się przyznałam. Przyciągnęłam go do siebie, a mimo to teraz… nie chciałam do
siebie dopuścić myśli, że moglibyśmy się kochać i to właśnie w tej chwili.
— Źle sądziłeś – wycedziłam przez zęby. – Ja cię wcale nie
kocham.
— Tylko Thomasa – warknął. – Wszyscy skoczkowie wiedzą co
jest grane, tylko ten tępy idiota tego nie widzi – prawie krzyknął. – Wiki,
zapomnij o nim! Czemu masz bez przerwy czekać na kogoś, kto nigdy nie będzie w
stanie odwzajemnić twoich uczuć? On cię nie kocha, pogódź się z tym. Sama
zapewne się przekonałaś, że to ignorant, on myśli tylko o sobie, poza tym…
— Co poza tym? – spytałam zniecierpliwiona. – Gadaj mi
zaraz!
— Wiedziałaś o tym, że on ma dziecko? Powiedział ci? –
spojrzał na mnie z uwagą. – Czy może jednak pominął ten „mały szczegół”?
— Pominął, masz rację. Nic mi nie powiedział, ale ja wiem o
tym bardzo dobrze. Fanką skoków narciarskich jestem nie od tego sezonu. Każdy o
tym wiedział. Komentatorzy powiadomili telewidzów o narodzinach dziecka – ot,
taka tam ciekawostka na początek konkursu – wzruszyłam ramionami.
— I wiedziałaś o tym, że jest ponad…
— Ponad dziesięć lat z Kristiną – przerwałam mu. – Tak wiem
i to ona jest matką jego córeczki Lilly. Jednak z tego co mi wiadomo, to nie są
razem od kwietnia.
— Thomas wrócił do Kristiny.
— Kłamiesz! – oburzyłam się. – Mówisz tak po to, żebym o nim
nie myślała, a tak naprawdę byłbyś ostatnią osobą, którą by powiadomił o
podobnym zdarzeniu – zapewniłam. – Mam cię dość! Przyłóż łeb do poduszki i
zaśnij wreszcie! – krzyknęłam i bez większego zastanowienia, przykryłam się pod
samą szyję, odwracając do skoczka plecami.
Westchnął zrezygnowany i już po chwili oddychał miarowo. Dał
sobie spokój – bynajmniej na dziś.
Ja jednak nie mogłam zasnąć jeszcze przez dłuższy czas, mimo
że wcześniej padałam ze zmęczenia. Thomas znów z Kristiną? Nie, to niemożliwe!
Choć w sumie, to przecież matka jego córeczki… czy tego chcę, czy nie Thomas i
ona, już na zawsze będą ze sobą w pewien sposób połączeni – dzieckiem.
Po moim policzku spłynęła samotna łza, niebawem jednak
zasnęłam.
***
<oczami
Thomasa>
Reszta nocy minęła zadziwiająco dobrze. Córeczka obudziła
mnie gdzieś dopiero koło godziny ósmej rano, co było dla mnie samego wielkim
sukcesem. Przekonałem się niebawem, że jest po prostu głodna, nakarmiłem ją
więc od razu i postanowiłem ubrać cieplej, ponieważ miałem zamiar wyjść z nią
na spacer do parku.
Kiedy już zapiąłem sobie nosidełko na brzuchu i umieściłem w
Lilly, ktoś nagle zaczął mi dzwonić do drzwi. Zaciekawiony, kto też może mnie
odwiedzić, poszedłem otworzyć razem z Lilly, to była Kristina.
— Ależ wy słodko razem wyglądacie – uśmiechnęła się i
pocałowała dziecko w policzek, chciała to samo zrobić ze mną, ale ja w porę się
odsunąłem.
— Po co przyszłaś? Skontrolować, czy z dzieckiem sobie
radzę? – oburzyłem się. – Tydzień jeszcze nie minął – zauważyłem. – A poza tym
i tak przybyłaś nie w porę, bo właśnie wychodziliśmy na spacer.
— Mam prawo przyjść do dziecka kiedy mi się podoba –
spoważniała.
— To super – zadrwiłem. – Ale tak, to niemal cały czas
narzekasz, że masz za mało czasu dla siebie i mam się zająć dzieckiem.
— Aż takie to dla ciebie trudne?
— Nie, tylko jeśli ustalamy, że teraz moja kolej, to
mogłabyś bynajmniej nie przychodzić i wykorzystać ten czas, którego masz tak
mało podobno, gdy dziecko jest u ciebie. Zamiast faktycznie zająć się sobą i
skorzystać z wolnego, to mnie jeszcze nachodzisz.
— Chciałam pogadać – powiedziała cicho, zdejmując okulary
słoneczne. – O nas i o naszej rodzinie.
— Nas już nie ma – powiedziałem. – Teraz jesteśmy osobno i
najlepiej będzie, gdy tak zostanie – dokończyłem. – Poza tym, nie mam czasu na
rozmowy, jakbyś nie zauważyła, to właśnie wychodziłem – wycedziłem przez zęby.
— Dla ciebie będzie najlepiej, ale nie dla Lilly… i poniekąd
dla mnie. Dalej mi na tobie zależy – zapewniła. – Kocham cię i chciałabym,
abyśmy znów byli razem.
— To uroczo, skończyłaś? – zakpiłem. – Bo mi się spieszy.
— Pójdę z wami do parku i porozmawiamy – oznajmiła. – Muszę
ci coś wyjaśnić.
— I tak ci nie uwierzę, ale wiem też, że nie dasz mi
spokoju, dopóki cię nie wysłucham, więc jak chcesz sobie strzępić niepotrzebnie
język, to proszę bardzo, chodźmy – westchnąłem zrezygnowany, a na twarzy
Kristiny wykwitł podstępny uśmieszek.
Nie miałem już siły na walkę, niech dziewczyna robi co chce.
A zapowiadał się tak piękny, słoneczny, spokojny spacer. Nie chwal dnia przed
zachodem słońca – chyba coś w tym musi być.
***
<oczami Wiki>
Od naszej „pierwszej, wspólnej nocy” minął już tydzień czasu
– od tamtej chwili spaliśmy razem każdej nocy, nie widziałam innego wyjścia z
tej sytuacji. Bynajmniej mogłam spokojnie spać i nie biegałam już jak jakaś
wariatka w te i z powrotem. Gregor, od kiedy z nim spałam, ani razu nie miał
już halucynacji, każde z nas wreszcie mogło normalnie wypocząć. Skoczek powoli
zaczął wracać do normalności, tak mi się bynajmniej wydawało, to były pozory.
Gdy tylko odchodziłam do innego pomieszczenia Natasha z Brianem wracali do jego
głowy, aby siać w niej totalne spustoszenie. Wróciło poczucie strachu i lęk
przed śmiercią, to było okropne. Musiałam pogodzić się z faktem, że
schizofrenik nie stanie się tak nagle zdrowy – od potrzebował leczenia
specjalistycznego, ja mimo to bałam się go tam zaprowadzić, ponieważ nie
chciałam, aby lekarz stwierdził, iż ze swoimi urojeniami i skłonnościami jest
niebezpieczeństwem dla otoczenia, nie chciałam, aby go zamknęli w szpitalu.
Schlierenzauer był na mnie obrażony za to, iż go odrzuciłam,
nie ponowił co prawda swoich prób dobrania się do mnie, ale jak na mnie
patrzył, to szastał piorunami na prawo i lewo. Mimo wszystko dalej łaził za
mną, bo wiedział, że beze mnie znów mu padnie na mózg – przepraszam, bo
wiedział, że beze mnie u boku Natasha i Brian wpadną w odwiedziny.
Sama nie wiem dlaczego mu na to nie pozwalałam – przecież
tego chciałam, tak samo jak on. Cóż by mi szkodziło spróbować? Thomasem nie
miałam co sobie głowy zawracać, bo to był przyjaciel – zresztą całkiem chyba
dobry, skoro ani razu nie zadzwonił. Co prawda też bym mogła zadzwonić, ale nie
chciałam narażać się na krzyki z jego strony, iż mu przeszkadzam, bo trenuje
znów do upadłego – zapewne tak było. Pewnie kolejny raz mdlał z wyczerpania, a
ja o tym nic nie wiedziałam. Poza tym nie za bardzo było mnie na te telefony do
Austrii stać.
Obiecałam sobie, że zapomnę o Morgensternie, tak? To
przecież nie miało sensu. Trzy tygodnie spędzone u jego boku, były jedyną
szansą na to, aby wyznać mu swoje uczucia, teraz uznałam, że już nie powinnam,
że nie mogę, jest za późno! Ja i Thomas, to było marzenie, a marzenia się nigdy
nie spełniają. Za bardzo zresztą bałam się stracić go na zawsze po tym, jakby
usłyszał co myślę o nim. Strach mnie paraliżował, nie mogłam działać, nawet
jeśli bardzo pragnęłam. Miłość do niego, zbyt wiele dla mnie znaczyła, była tak
cenna, że bałam się ją tknąć, aby jej nie złamać.
Siedziałam właśnie na krześle w kuchni, przeglądając jakiś
denny magazyn o polskich gwiazdeczkach i miałam ochotę zasnąć. Nie miałam nic
lepszego do roboty. Mama z tatą i Sandrą wybrali się na długie zakupy, a Gregor
właśnie robił obiad, chyba więc nie muszę tłumaczyć, dlaczego czytałam ten
szmatławiec w kuchni, a nie u siebie w pokoju.
— Jestem, jestem – uspokoiłam, spoglądając w jego stronę. –
Nikt cię nie porwie rób, co tam robisz – dodałam.
Nie odezwał się, odwracając z powrotem w stronę garów.
Usłyszałam jak kroi jakieś tam warzywa, a niedługo potem, jak kawałki kurczaka
skwierczą na patelni. Nie zorientowałam się nawet kiedy skończył, zagłębiona
doszczętnie w czytaniu artykuły o rzekomym uzależnieniu od hazardu Michała
Wiśniewskiego – normalnie temat miesiąca!
— Jesz teraz czy potem? – spytał nagle, a ja aż
podskoczyłam.
— Nie, później. Teraz nie jestem głodna – wzruszyłam
ramionami, zamykając gazetę. – Ale jak ty chcesz, to jedź. Tyle już siedziałam
w tej kuchni, że parę dodatkowych minut mnie nie zbawi.
— Też właściwie nie jestem głodny – stwierdził, wycierając
ręce o szmatkę.
— Mogę iść do siebie? – zapytałam. – Chciałabym się położyć
– ziewnęłam. – Poradzisz sobie beze mnie? Jak coś, to mnie obudź – powiedziałam
z uśmiechem.
— Okej – uśmiechnął się i on. – Nie ma sprawy.
Udałam się do siebie.
***
Obudziły mnie czyjeś, powolne kroki, ktoś najwyraźniej
skradał się, aby zrobić mi niemiłego psikusa. Z uśmiechem na ustach, otworzyłam
usta i podniosłam głowę, w celu ujrzenia z kim mam do czynienia – to był
Gregor. Również się uśmiechał. Śmiech zniknął z mojej twarzy, gdy spostrzegłam
się, jaki to był uśmiech – to był uśmiech psychopaty. W jednej chwili pobladłam
i spojrzałam w jego oczy – były przepełnione starą, dobrze znaną mi
nienawiścią, która zawsze tak mnie paraliżowała. Jednak największa
niespodzianka czekała w jednej z jego dłoni – był w niej nóż, bardzo ostry nóż.
Chłopak patrzył na mnie chytrze i widząc moje przerażenie, zaczął się nim
bawić, gdy ruszył w moją stronę, zerwałam się jak oparzona i dobiegłam do drzwi,
na szczęście nie były zamknięte.
Z głośnym krzykiem przerażenia zaczęłam uciekać, niemal po
całym domu. Chciałam z niego uciec na dobre, ale szatyn schował gdzieś kluczyki
i nie można ich było otworzyć nawet od środka – a przy kupowaniu zamków, ojciec
powiedział, że tak będzie lepiej – aby otworzyć zamek, potrzebny był dodatkowy kluczyk, który zawsze znajdował się
na szafeczce w przedpokoju – teraz go tam nie było.
Czułam się, jak w jakimś kiepskim filmie. Serce waliło mi
niesamowicie szybko i mocno, bardzo się bałam, mimo że zmęczona nie zwalniałam
tempa biegu, bo wiedziałam, że źle się to może dla mnie skończyć.
Gregor biegł za mną z nożem uniesionym wysoko do góry i z
niemym obłędem w spojrzeniu – znów chciał mnie zabić, te demony przejęły nad
nim władzę po raz kolejny. Trzeba było nie zostawiać go samego i jednak nie
kłaść się spać. Gdybym nie postąpiła tak lekkomyślnie, to co się działo, nigdy
nie miałoby miejsca.
W panice zaczęłam chować się za meblami, nie krzyczałam już,
bo odkryłam, że to tylko odbiera mi niezbędne teraz siły. Widziałam, jak w
szalonym amoku skoczek zaczyna ciąć wszystko co miał na swojej drodze. Pierze z
poduszek, zaczęło unosić się w powietrzu, a jedną z nich była ta, którą sama
się osłaniałam przez krótki czas. Schlierenzauer rozpruł ją nożem tuż przed
moją twarzą – skończyła przekrojona na pół. Udało mi się jednak uciec między
jego nogami i znów skierowałam się do przedpokoju.
W ostatniej chwili wykonałam unik i nóż zamiast w moją
twarz, trafił w drewniane drzwi, grzęznąc w nim na parę sekund, zaczęły sypać
się drzazgi i powstał kolejny ślad niby—pazura
W końcu jednak dopadł mnie, bo okazałam się za wolna, nie
miałam już więcej siły. Złapał mnie za nadgarstki i podciągnął do góry, tak że
teraz stałam. Przykleił się do mnie niemal natychmiast i przyłożył nóż do
gardła, cała się trzęsłam, mimo że wiedziałam, iż pogorszy to jeszcze sprawę.
— Gregor, przepraszam – zaczęłam. – Nie powinnam cię była
zostawiać samego, Ona znów przyszła, prawda?
— Zupełnie nie wiem, o czym ty bredzisz, nie ma żadnej Jej –
spojrzał na mnie zaskoczony. – Odwaliło ci?
No tak, przypuszczałam, że tak będzie, w przypływie ataku
agresji miał zwyczaj wypierać się wszystkiego, co mówił, będąc w pełni
świadomości. Wiedziałam, że z nim nie wygram, dałam sobie więc spokój.
— Naprawdę, aż tak będzie cię rajcowało zabicie mnie? –
starałam się zaśmiać. – Przecież to nie ma sensu, nic ci z tego nie przyjdzie,
a w dodatku pójdziesz siedzieć na dożywocie. Po co sobie babrać w życiu
niepotrzebnie? Kariera skoczka jeszcze przed tobą – Starałam się załagodzić sytuację,
wiedziałam, że nikt nie przyjdzie mi na ratunek.
— Posiadam swoje powody, aby cię zabić – stwierdził spokojnie.
– Jednak mam dla ciebie całkiem korzystną ofertę, będziesz miała wybór między
dwoma wariantami.
— Jakimi? – spytałam zaciekawiona.
— Albo poderżnę ci gardziołko, albo… — tu zatrzymał głos i
skierował dwoją dłoń miedzy moje nogi, jednocześnie przyciskając nóż do gardła,
po to, abym poczuła chłodny metal na skórze. – Widzisz złotko, nie bardzo mi
się spodobała twoja ostatnia odmowa, a chciałem załatwić to pokojowo, bez
drastycznych środków.
— Aż tak bardzo ci się podobam, czy nie masz nikogo innego
pod ręką? Taki facet jak ty, mógłby mieć każdą fankę skoków narciarskich.
— Sprytna z ciebie dziewczynka – zaśmiał się, a mi aż krew
zmroziło w żyłach. On był przerażający! I taki… pociągający za razem. Magda
miała rację, jarają mnie psychopaci! Jestem nienormalna. – Przyznam szczerze
jednak, że po prostu mnie jarasz, jeśli jesteś taka ciekawa.
Zaśmiałam się serdecznie i sama w tamtej chwili, czułam się,
jakby mi mózg odparowało. Może ja też miałam jakieś problemy z psychiką?
— Ty mnie też – powiedziałam z uśmiechem. – Jeśli jesteś
ciekawy.
— Mówisz poważnie? – szepnął mi do ucha, a ja jak na zawołanie
zadrżałam i poczułam, jak cała zaczynam się palić, na moim ciele pojawiła się
gęsia skórka, oddech przyspieszył gwałtownie. – To miło – Złożył pocałunek na
moim uchu.
— Możesz więc odłożyć ten nóż – zapewniłam. – Nie będzie ci
potrzebny.
Gregor znów się zaśmiał.
— Pozwól skarbie, że jednak zachowam go tak na wszelki
wypadek – powiedział, po czym dalej trzymając nóż, blisko mnie, zaprowadził do
swojego pokoju – tego w którym sypialiśmy.
Rzucił mnie z rozmachem na łóżko, po czym zamknął drzwi i
położył nóż na szafce obok. Niemal natychmiast usiadł na mnie, przygwożdżając
jednocześnie do materaca. Spojrzał w jeszcze raz w moje oczy, a gdy ujrzał w
nich podniecenie, zaśmiał się serdecznie.
— Ty mówiłaś na serio – stwierdził zdziwiony. – Tym lepiej
dla ciebie złotko, nie będzie bolało – dodał, po czym wbił się łapczywie w moje
usta, a ja poczułam jak zalewa mnie kolejna fala gorąca.
Czemu on musiał być taki pociągający? Ludzie ratunku, ja tu
zaraz spłonę!
_________________________________________________
Wiem, że nienawidzicie Wiki (lub ją znienawidzicie xd), jak śmiała zapomnieć o Thomasie?! Sama jej nie lubię ^^ Ale cóż, Wiki to taka sierota życiowa - ja się z nią nie utożsamiam! Pokazuję tylko przejawy głupoty, a także ludzkich sprzeczności. Ta baba ma same wady - jak stwierdziła jedna z moich czytelniczek, całkiem słusznie zresztą.
Na koniec zdjęcia dla fanek Gredzia, a wiem, że jest i tutaj kilka - jakoś 5, mimo że nie wszystkie komentują, ale wiem, że są i to najważniejsze ^^
A Ciebie Aniu, przepraszam, nie patrz ;P
Mówiłam ci, jaką minę zrobię, jak zrobisz to z Gregorem, no więc właśnie jedna z moich brwi powędrowała w górę, w ten właśnie sposób o.0.
OdpowiedzUsuńZa zdjęcie na przepraszaj, bo to spowodowało jeszcze większe podniesienie się mojej brwi, czyli możesz wiedzieć, że moje reakcja się nie zmieniła.
Czytając, jak się Wiki mizia z Gregorem, to po prostu jakieś takie dziwne, ja nie jestem jak ty i nie potrafię sobie go wyobrazić, no chyba, że czytając wtedy tak, ale jeżeli miałabym napisać sama, za nic.
Mimo iż, wiem, że Thomas ma dziecko, to jakoś mi nie pasi w roli dobrego tatusia, po prostu jest zbyt pociągający. ( tylko, żeby nie było, ja się nie jaram Thomasem. )
" zacny sławny tyłek " tym tekstem mnie rozpierdoliłaś mogłaś przynajmniej dopisać, że nie mam się siadać przy biurku, a zostać na łóżku.
A tak poza tym, wiesz, że zawsze uważałam Gregora za psychopatę, więc nie zdziwiło mnie, kiedy zaczął cię ganiać po mieszkaniu z nożem, nawet mnie to rozbawiło, muszę to kiedyś wykorzystać u siebie, jeżeli oczywiście nie obrazisz się, że podkradam ci pomysły, bo już raz coś ci zaliniłam.
Szczerze to nie wiem o czym jeszcze napisać, więć kończę już ten bezsensowny komentarz, wiesz, że i tak go nie przeczytam przed wstawieniem, więc przepraszam za jakiekolwiek pomyłki, literówki itp.
Pozdrawiam i weny ;*
łączyło mnie z Wiki miłość do psychopatów i szaleńców :) ostatnia scena - mjodzio <3 czekam na kontynuację tego :) cóż mogę więcej dodać? genialne <3 do następnego! weny kochana!
OdpowiedzUsuńPo ostatnim rozdziale napisałam "OOOOOO" i teraz chciałabym napisać jeszcze większe "OOOOOO" ,ale do cholery jasnej nie ma takiej czcionki!!!!!
OdpowiedzUsuńRozdziału jak zwykle ge-nial-ny ,nie wiem jak ty to robisz ,ale czytając to ,naprawdę utożsamiam się z bohaterką!!! TALENT MASZ!!!