Rozdział 25
Pocałowałam go znowu, mimo to nie zwróciłam wtedy na ten
fakt jakieś większej uwagi. Gdy oboje znaleźliśmy się w moim obecnym pokoju,
natychmiast zamknęłam drzwi i skierowałam się na łóżko, uprzednio podnosząc
otwartą skrzyneczkę z podłogi. Było mi głupio, że ją otworzyłam, to nie były
moje rzeczy. Pamiętam, że pragnęłam poznać jej zawartość, tylko dlatego, aby
przekonać się, z jakiego powodu Gregor mnie nienawidzi. Czy poznanie odpowiedzi
na to akurat pytanie było mi TERAZ potrzebne? Przecież w obecnej chwili nie
poświęcałam temu, aż takiej uwagi, wydawało mi się, że ta nienawiść wyparowała
z nas już dawno temu.
— Gregor ja przepraszam, nie powinnam – pociągnęłam nosem. –
Jestem głupia, nie miałam się o tym dowiedzieć teraz, bynajmniej nie w ten
sposób – powiedziałam, patrząc mu w oczy.
— Nie przepraszaj – mówił spokojnie, ale wzrok miał jakiś
nieobecny, zupełnie jakby przebywał teraz w innym świecie. – Gdybyś sama taka
uparła nie była, to byś nie dowiedziała się nigdy – zapewnił. – Twoi rodzice
żyją przez dwadzieścia jeden lat, bez twojej siostry i jakoś nie wydaje mi się,
aby mieli chęć sobie o niej przypomnieć.
— Nie rozumiem – zmarszczyłam brwi.
— No właśnie, nic nie rozumiesz – westchnął i spojrzał na
mnie ze współczuciem. – O tym dlaczego Natasha nie wychowywała się z tobą i
Sandrą, musisz porozmawiać z rodzicami, ja nie znam szczegółów w tym temacie –
dodał.
— Gregor – zawahałam się. – Czy ty mnie nienawidzisz? –
spojrzałam na niego wyczekująco, a ten zaśmiał się serdecznie.
— Dobre pytanie – uśmiechnął się. – Takie samo mógłbym zadać
tobie – stwierdził. – Na początku oboje unikaliśmy się wzajemnie jak ognia,
prawda?
— Tak, to prawda – przyznałam mu rację. – Ale teraz, sama
nie wiem – przyznałam z zakłopotaniem, drapiąc się po głowie.
— Nie jestem w stanie powiedzieć, że cię nienawidzę, nie po
tym, co się stało między nami – wyznał i odgarnął mi włosy za ucho.
Na dźwięk tych słów, poczułam, jak oblewam się rumieńcem, a
w gardle powstaje wielka gula, która nie pozwalała mi choćby na zaczerpnięcie
powietrza. Spuściłam głowę, gdy pojawiły się w niej obrazy, z minionych
niedawno wydarzeń. Zdawało mi się nawet przez chwilę, że znów słyszę jęki
Gregora, które zapewne roznosiły się po całym mieszkaniu oraz słowa, jakie
szeptał mi do ucha, powodujące, że jeszcze bardziej traciłam nad sobą panowanie.
Czułam na nowo, jak jego dłonie dotykają niemal całego mojego ciała, a usta
składają gorące pocałunki.
Nagle z transu wyrwał mnie jego śmiech. Złapał mnie za
podbródek i zmusił w ten sposób, abym
spojrzała mu w oczy. Było mi wstyd.
— Nie chodziło mi konkretne o seks, ale o to jak bardzo się
mną przejęłaś i opiekowałaś, kiedy ja nie byłem nawet w stanie ustać na
własnych nogach.
— No przecież wiem, że nie o seks! – warknęłam. – Jak mogłeś
pomyśleć, że… — nie mogłam dobrać właściwych słów. – Jesteś okropny!
— Oczywiście – zadrwił. – Wcale o tym nie pomyślałaś –
uśmiechnął się sztucznie. – Tak czy siak, gdyby nie ty, mogło by mnie już nie
być na tym świecie albo w najlepszym
wypadku, byłbym już na skraju wyczerpania. Więc powiedź mi, jak mógłbym
nienawidzić w dalszym ciągu kogoś, kto naraża swoje życie, pomagając
największemu wrogowi?
— Nie zrobiłam wcale, aż tak wiele – zaprzeczyłam. – Tak
bardzo cierpiałeś, że nie życzyłabym tego nawet najgorszej szumowinie –
zapewniłam. – Nikt nie zasłużył sobie na takie cierpienie. To, że się tobą
zajmowałam, wydawało mi się normalnym, ludzkim odruchem, skierowanym w stronę
drugiego człowieka.
Przez chwilę między nami zapała krępująca cisza, której nikt
nie ośmielił się przerwać. W tym czasie starałam się zebrać myśli, ale jakoś
nie za bardzo mi to wychodziło. Podkurczyłam nogi i ułożyłam sobie podbródek na
kolanach, stwierdzając jednocześnie, iż przeciwległa ściana jest bardzo
interesująca. Wisiały na niej już trzy, sporej wielkości plakaty, jakie
dostałam od szatyna i zajmowały niemal całą powierzchnię ściany.
— Nie obraź się, ale jesteś za dobra dla innych i zbyt
naiwna – odezwał się nagle, a ja aż podskoczyłam. – Uważasz, że to było
normalne? Wiki, przecież my się nienawidziliśmy, a ty jak gdyby nigdy nic,
ruszyłaś mi z pomocą. Mogłaś mieć to w dupie i pojechać sobie do tego swojego
Morgensterna, ale nie, ty wolałaś przyjechać do mnie.
— Czy już wszyscy wiedzą, że Thomas proponował mi wyjazd?! –
uniosłam się nagle i zmarszczyłam brwi. – Może i go kocham, ale to nie zmienia
faktu, że zwyczajnie boję się mu to powiedzieć, bo jestem tchórzem – głos mi
się załamał. – Tyle razy już próbowałam, jak zwykle podkulałam ogon. Nienawidzę
siebie za to – warknęłam.
— Wiki, zapomnij o nim – Usłyszałam jego głos koło swojego
ucha. – Nie znasz go nawet w połowie tak dobrze jak ja. – Jemu zależy tylko na
tej całej karierce i treningach. Wpadł w jakiś trans i zwyczajnie nie jest się
w stanie z niego wyrwać. Nie byłabyś z nim szczęśliwa – stwierdził.
— Ale w takim razie co ja mam zrobić? Zapomnienie o Thomasie
wcale nie będzie łatwe – zauważyłam.
— Nie przesadzaj – westchnął. – Ile wy się znacie?
— Coś ponad trzy miesiące – obliczyłam szybko. – Wiem do
czego zmierzasz – dodałam. – Ciebie znam ponad cztery, to i tak mało.
— Ale jednak trochę dłużej, a poza tym nikt nie rozumie mnie
tak dobrze jak ty.
Uniosłam zaskoczona jedną braw i chyba źrenice także mi się
powiększyły, spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Co miało znaczyć to ostatnie
zdanie?
— Chyba jednak się nie zrozumieliśmy – odezwałam się
wreszcie. – Dlaczego mam niby zapomnieć o Margim?
Skoczek westchnął głośno i kierując swoje spojrzenie z mojej
twarzy na biurko, gorączkowo się nad czymś zastanawiał. Nic się nie odzywałam,
nie chcąc przerywać kolejnej ciszy. Niebawem Schlieri odwrócił się w moją
stronę.
— Może to dziwnie zabrzmi – zawahał się. – Ale chcę, abyśmy
spróbowali.
— Co? – zdziwiłam się. – Czy ty wiesz w ogóle co
powiedziałeś? – spojrzałam na niego z wyrzutem. – Przecież ja kocham Thomasa, a
ty w dalszym ciągu tę swoją Natashę – przypomniałam. – I co? Chcesz sobie tak
nagle ją zastąpić moją osobą? Moja bliźniaczka od ciebie odeszła, więc
stwierdziłeś sobie, że fajnie byłoby mieć drugą, nie? Przecież ja wyglądam
identycznie jak twoja była, czemu więc by mną jej nie zastąpić, prawda? Co ci
szkodzi? Przecież to tylko różne imiona! – Czułam, jak cała się trzęsę z
wściekłości.
— Wiki, to nie tak, ja naprawdę dużo myślałem – Starał się
mnie uspokoić.
— Co myślałeś? Słucham?!
— Kiedy dowiedziałem
się, że nie jesteś Natashą, chciałem się bardzo do ciebie zbliżyć i poznać,
dlatego właśnie oświadczyłem się Sandrze. Uznałem jednak potem, że twoja osoba
przypomina mi o niej, więc cię nienawidziłem. Wyglądałaś zupełnie tak, jak
dziewczyna, która zraniła mnie najbardziej na świecie. Starałem się polubić
ciebie, ale zwyczajnie nie byłem w stanie. To przeze mnie to wszystko, cała ta
nasza wzajemna nienawiść.
— I co w związku z tym?! – niecierpliwiłam się.
— Potem jednak zmieniłem zdanie – zaczął. – Mimo naszych
napiętych relacji, to właśnie od ciebie otrzymałem pomoc, tylko od ciebie.
Reszta uważa mnie za niezrównoważonego psychopatę i najchętniej omijaliby mnie
szerokim łukiem. Mimo tego, jaki potrafię się stać, ty nigdy się nie boisz i
cały czas jesteś przy mnie, bez względu na to, jak bardzo cię to ogranicza. Ja
dopiero niedawno zrozumiałem, że stałaś się dla mnie darem od losu.
— Naprawdę tak uważasz?
— Jak najbardziej. Już nie myślę o Natashy, teraz to ty się
dla mnie liczysz – zapewnił. – Kiedy uprawialiśmy seks, nie myślałem wcale o
niej, ale o tobie – przyrzekł i złapał mnie za rękę.
— Ja też myślałam tylko o tobie – uśmiechnęłam się, po czym
położyłam mu palec na ustach, widząc, jak cały w skowronkach zbliża się do
mnie, aby pocałować – Ale to nie znaczy, że cię kocham – zgasiłam go. – To był
tylko zwykły seks, nic więcej.
— Ale ja cię kocham – powiedział. – Proszę, powiedź że…
— Nie, to był tylko seks, nie kocham cię.
— Ale chyba mnie teraz nie pozostawisz samemu sobie? – mówił
błagalnym tonem. – Jeśli tylko nie będzie cię przy mnie, to ja znów oszaleję.
— Nie, nie zostawię, dalej będę chodzić za tobą jak cień,
bylebyś tylko nie miał ataków – obiecałam. – Poza tym udamy się do psychiatry –
dodałam.
— Nie, nie zgadzam się na to! – uniósł się nagle. – W życiu
tam nie pójdę, oni mnie będą chcieli zamknąć z czubkami! Chcesz, żebym tam
trafił, tak?! Pozbędziesz się problemu? Zresztą ja wcale nie potrzebuję
lekarza.
— Potrzebujesz – kłóciłam się. – Dzięki lekarzowi i
odpowiednim lekom wyzdrowiejesz zupełnie i nawet, gdy mnie nie będzie w
pobliżu, nie usłyszysz żadnych głosów ani nikogo nie zobaczysz. Będziesz wolny.
Przestaniesz myśleć o śmierci.
— Ty jesteś moim lekiem, wystarczy, że będziesz przy mnie, a
ja pozostanę sobą.
— Wcale mnie nie kochasz, chcesz się tylko pocieszyć po
stracie Natashy – powiedziałam spokojnie. – Rozumiem to i nie mam ci za złe. A
tak poza tym… naprawdę masz ochotę na to, aby ta kobieta nękała cię przez całe
życie i powtarzała, że jesteś zerem? Chcesz dalej mieć koszmary i bać się
zasnąć? A co jeśli znowu dostaniesz jakiegoś ataku i sam sobie zrobisz krzywdę?
To naprawdę takie miłe? Lubisz to?
— Nie, ale to nie zmienia faktu, że tam nie pójdę. Nie chcę,
aby mnie wzięli za jakiegoś czuba – żachnął się.
— Ale nie muszą od razu zapinać cię w kaftan! Schizofrenikom
zapinanie w pasy nie pomaga. Dostałbyś leki przeciwpsychotyczne, chodziłbyś na
terapie, rozmawiałbyś z psychiatrą…
— Schizofrenicy też lądują w pokojach bez klamek, wiesz o
tym. A poza tym, ja nie jestem schizofrenikiem, nie potrzebuję żadnych leków
ani durnych terapii. Potrzebuję ciebie i niczego więcej – upierał się.
— Ale z ciebie
uparciuch! – obraziłam się.
— Powiedź, że mnie kochasz – popatrzył na mnie błagalnie. –
Powiedź, że już zawsze będziesz przy mnie, że mnie nie zostawisz samego… ja… ja
się zabiję, jeśli to zrobisz, rozumiesz?
— Nie szantażuj mnie! – krzyknęłam. – Niczego ci nie powiem,
jeżeli nie zgodzisz się porozmawiać z lekarzem i nie pozostaniesz z nim
szczery. Chcę cię wyleczyć, a ty mi to kurwa utrudniasz! – Wstałam z łóżka,
wściekła jak osa i stanęłam przy ścianie naprzeciw, czując szelest plakatu za
plecami.
— Nie potrzebuję leczenia, jestem zdrowy – upierał się.
— Tak, niezwykle – zadrwiłam. – Bo normalnym jest, jeśli
widzi się jakąś babę przed oczami o każdej porze dnia i nocy, i wtóruje jej
sympatyczny kolega! – nie wytrzymałam.
— Ale ona naprawdę tutaj była…
— Nikogo tutaj nie było! – wrzasnęłam poirytowana. – Mam już
tego dość, rozumiesz?! Żadna Natasha nigdy nie przekroczyła progu tego
mieszkania ani tym bardziej żaden Brian! Żyjesz w świecie własnych urojeń,
dociera to do ciebie?!
— Ale ja ją widziałem.
— I właśnie dlatego potrzebujesz lekarza. – Starałam się
uspokoić. – Błagam cię, współpracuj ze mną! – Czułam, jak już tracę wszelkie
siły.
— Nie pójdę do psychiatry.
— No kurwa – nie wytrzymałam. – Zachowujesz się, jak małe
dziecko – stwierdziłam. – Żegnam pana – wycedziłam przez zęby i już kierowałam
się ku drzwiom, gdy poczułam jak jego dłonie zaciskają się na mojej talii, a
potem Gregor przerzuca mnie przez swoje ramię, jakbym ważyła ledwie pięć kilo.
— Co to robisz do cholery?! – zaczęłam okładać go po
plecach. – Znowu ci odbiło?! Puszczaj mnie!
— Nie wierzgaj się tak, bo dostaniesz lanie – powiedział i
jakby na dowód swoich słów, klepnął mnie w tyłek z otwartej ręki.
— Ała! Postaw mnie! – zażądałam, ale nic to nie dało.
Szatyn niewzruszony, podszedł ze mną do drzwi, otworzył je,
wyszedł z mojego pokoju i skierował się do swojego, po czym położył mnie na
łóżku, wcześniej zamykając drzwi na kluczyk. Następnie usiadł okrakiem na mnie
i po raz kolejny tego dnia, zablokował ręce.
— Powiedź, że mnie kochasz – zażądał, po czym pocałował mnie
w usta. – Powiedź to! – powtarzał, jak jakieś zaklęcie i zaczął mnie rozbierać.
– Błagam, kochanie…
— Nigdy! – krzyczałam. – Nigdy tego ode mnie nie usłyszysz!
– zaczęłam się wyrywać. – Zostaw mnie, błagam! Ja nie chcę!
— Znów myślisz o tym Morgensternie? – spytał poirytowany. –
Na cholerę ci on, skoro możesz być ze mną?
— Ale ja nie chcę być z tobą! – zaprzeczyłam. – Nie kocham
cię.
— Nigdy nie będziesz z Thomasem, rozumiesz? Nie pozwolę ci
na to – zapewnił. – Czy nie jesteś w stanie pojąć, że to właśnie ty i ja
jesteśmy dla siebie stworzeni?
— Chyba cię już do reszty porąbało! – syknęłam. – To że się
kochaliśmy i całowaliśmy parę razy, nie oznacza, że powinniśmy być razem.
— A jak ci obiecuję, że pójdę do lekarza? — uśmiechnął się.
— To jest szantaż! – oburzyłam się.
— Nie szantaż tylko układ: ja idę do psychiatry, a w zamian
dostaję ciebie.
— Nie jestem jakimś przedmiotem na handel wymienny!
— No to nie idę.
— No i kurwa nie idź! Zdechnij, jako niezrównoważony czubek!
Ostatnie co było, to głuche plaśnięcie i przeraźliwy ból
policzka, a potem Gregor rozebrał mnie, wszedł w moje ciało z impetem, brutalnie
zgwałcił, to nie był przyjemny seks. Nie miał wiele wspólnego z tym pierwszym.
Byłam w szoku, że raz jego dotyk może doprowadzać mnie do rozkoszy, a kiedy indziej
do płaczu i okropnego cierpienia. Byłam w stanie kompletnego rozbicia. Ból stał
się naprawdę duży. Tak to właśnie jest, gdy chłopak bez zbędnych ceregieli, czy
przysłowiowej gry wstępnej, postanowi wejść w ciebie. W dodatku wpadł w jakiś
amok i poruszał się we mnie tak szybko i mocno, iż nie byłam w stanie opanować
łez, jakie ściekały długimi strumieniami po moich policzkach. Krzyczałam z
bólu, ale na nim nie robiło to absolutnie żadnego wrażenia.
Kiedy skończył, wyszedł ze mnie i postanowił udać się pod
prysznic. Miałam wielką ochotę uderzyć go w twarz, ale nie znalazłam w sobie
siły, aby się nawet poruszyć. Ból w podbrzuszu i pieczenie jakie czułam, stały
się nie do zniesienia. Nie mogłam nawet ruszać nogami bez najmniejszego
syknięcia. Wiedziałam jednak, że jedynym wyjściem jest ucieczka, zanim ten
wyjdzie z łazienki. Ignorując przykre dolegliwości, starałam się ubrać jak
najszybciej, a gdy mi się to udało, błyskawicznie założyłam buty i chwyciłam za
kurtkę na wieszaku, słysząc jak szatyn zakręca wodę i najwyraźniej niedługo
wyjdzie. Z przerażeniem w oczach, przyspieszyłam kroku, następnie trzęsącymi
się rękoma otworzyłam drzwi na klatkę schodową, po czym wyszłam, zamykając je z
trzaskiem i w tempie ekspresowym mimo bólu, zbiegłam po schodach. Uczucie
strachu, jakie zagościło w mojej głowie, przytłumiło jakiekolwiek fizyczne
dolegliwości.
Gdy znalazłam się już na zewnątrz, usłyszałam i poczułam
pierwsze podmuchy wiatru, ciepłego wiatru, zorientowałam się, że mamy przecież
środek lipca. Zdjęłam kurtkę i zawiązałam sobie jej rękawy na biodrach. Kiedy
chciałam już się oddalić, usłyszałam trzask otwieranego okna i wołanie.
— Wiktoria! – To darł się ten kretyn.
Chcąc nie chcąc, zaczęłam cofać się, po czym skierowałam
głowę ku górze, aby ujrzeć, jak Gregorek stoi w oknie uśmiechnięty od ucha do
ucha, w samym ręczniku, wgapiając się we mnie jak w obrazek. Zmarszczyłam brwi,
na co ten zaśmiał się cicho, następnie posyłając mi całusa. Byłam na niego
wściekła! Już ja mu kiedyś wygarnę, to co zrobił! Gdyby mnie naprawdę kochał,
to nie sprawiłby bólu, nie myślałby tylko o zaspokojeniu własnych potrzeb.
Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy – Gregorowi na mnie nie zależało.
Zdziwiłam się, ale naprawdę poczułam jakieś dziwne ukłucie w
klatce piersiowej, gdy sobie to uświadomiłam. Co się ze mną dzieje? Przecież mi
wcale na miłości szatyna nie zależy! O czym ja myślę? On mnie zgwałcił!
Postanowiłam wziąć się w garść, zacisnęłam pięści i rękawem
bluzy, starałam się zetrzeć z policzków, ostatnie ślady łez. Kiedy to zrobiłam,
spojrzałam znów w górę, on dalej tam stał. Chciałam przybrać, jakiś surowy
wyraz twarzy, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Byłam w szoku po tym co się
stało, nie mogłam ani nic odkrzyknąć, ani się poruszyć.
— Na długo wychodzisz skarbie? – spytał się z łobuzerskim
uśmiechem na twarzy. – Nie chcesz chyba, abym się zatęsknił na śmierć, prawda?
Nic nie odpowiedziałam, nie potrafiłam. Jak gdyby nigdy nic,
odwróciłam się na pięcie zaczęłam biec przed siebie, słysząc za plecami jego
śmiech i trzask zamykanego okna. Napisałam smsa do Magdy, musiałam z nią
porozmawiać, powiedzieć dosłownie o wszystkim. Mimo że ostatnio oddaliłyśmy się
od siebie, to w dalszym ciągu pozostała ona jedyną osobą, której mogłam się
zwierzyć.
***
<oczami
Thomasa>
— Twoja forma jest coraz lepsza Morgenstern, brawo! –
Usłyszałem zadowolony głos mojego indywidualnego trenera. – Jestem niemal
pewien, że dasz niezły popis na Letnim GP, a potem to już tylko Puchar Świata.
— Dzięki trenerze – powiedziałem z uśmiechem i odwróciłem
się w stronę okna.
— Gotowy na zgrupowanie w Hinzenbach?
Nie słyszałem tego pytania. Wpatrując się z zaangażowaniem w
krajobraz za oknem, po raz kolejny zamyśliłem się i zobaczyłem ją przed swoimi
oczyma. Często zastanawiałem się co takiego robi, jak jej idzie ze
Schlierenzauerem i czy o mnie pamięta. Mogłem zadzwonić co prawda i zapytać,
ale… uznałem, że równie dobrze Wiktoria mogła to zrobić. Najwyraźniej nie byłem
jej teraz potrzebny do szczęścia – nie ukrywam, że mnie to irytowało. Ja
myślałem o Maliniak niemal każdego dnia i bardzo ciężko było mi chociaż zabrać
się do treningu. Na moje szczęście, gdy już się za to zabierałem, to mogłem tak
do wieczora. Byłoby mi zdecydowanie łatwiej, gdyby dziewczyna była przy mnie,
ale ona wolała pojechać do Gregorka – tak wiem, znów się powtarzam. W kółko i w
kółko to samo.
— Thomas, co się dzieje? – Usłyszałem głos mojego trenera i
odwróciłem się powoli w jego stronę.
— Nic takiego – wzruszyłem ramionami. – Przepraszam.
— Coś nie tak z małą Lilly? – dopytywał, a ja czułem, jak
krew zaczyna we mnie buzować. – Jeśli oczywiście mogę spytać – zreflektował się
najwyraźniej, zauważając moje zniecierpliwione spojrzenie.
Westchnąłem zrezygnowany, po czym wzruszyłam ramionami i
siadając na pobliskiej leżance, przymknąłem oczy, starając się opanować emocje.
Zawsze, gdy myślałem o brunetce, to miałem mieszane uczucia. Z jednej strony
byłem szczęśliwy na samo jej wspomnienie, ale chwilę potem, widziałem ją u boku
Schlierenzauera i cały dobry humor diabli wzięli. Jak tak dalej pójdzie, to
wykituję.
— Nie, nie – zaprzeczyłem po dłuższej chwili, nie mając
ochoty na zwierzenia. – Mała ma się najzupełniej dobrze. W dodatku rośnie jak
na drożdżach. – Starałem się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko grymas.
— To dobrze – powiedział z wahaniem w głosie, nie trudno
było odgadnąć, iż w jednej chwili zmienił mi się nastrój. – No to co? Na
dzisiaj koniec – wzruszył ramionami. – Trzymam za ciebie kciuki, za kilka dni
wyjazd.
— Dziękuję – odpowiedziałem zdawkowo. – To miło wiedzieć, że
ktoś ci kibicuje – uśmiechnąłem się blado i skierowałem do wyjścia.
— Kibicuje ci cała Austria – zapewnił.
— Niewątpliwie – odparłem z przekąsem.
Szkoda tylko, że ja nie potrzebowałem całej Austrii, a tylko
jej. Niestety Wiktorii przy mnie nie było. Nie ulega wątpliwości, że
zachowywałem się w ostatnim czasie, jak rozkapryszony nastolatek, jednak ja nie
zwracałem na ten fakt większej uwagi. Nikt nigdy niczego mi nie odmówił. Miałem
wszystko czego chciałem, to ja byłem panem swojego życia. Wiktoria była
pierwszą osobą, która nie spełniła mojej prośby, w związku z tym znalazłem się
w całkowicie nowej sytuacji, nie potrafiłem sobie z tym poradzić.
Gdy wyszedłem z budynku, udałem się pieszo do domu. W
trakcie drogi znów wiadoma osoba, zawładnęła wprost moimi myślami. Nie byłem w
stanie przyznać się do tego sam przed sobą, ale ta kobieta potokiem słów, jakie
wypowiedziała w swoje urodziny, spowodowała, że stałem się jej niewolnikiem.
Słowa i gesty, w które obiecałem sobie nie wierzyć, dopóki nie zostaną
wypowiedziane po raz kolejny – w czasie stu procentowej świadomości dziewczyny.
A jednak wierzyłem. Wierzyłem ślepo i całkowicie, żyjąc tymi myślami w trakcie
długich, niekończących się dni i bezsennych nocy. Odświeżałem bez ustanku
obrazy, których nawet Wiktoria nie pamiętała. Słyszałem jej głos i bezustanne
błagania, gdy nie chciałem pozwolić Maliniak zbliżyć się do siebie. A co gdybym
jednak wtedy się zgodził? Możliwe, że stałbym się szczęśliwy, na pewno wszystko
wyglądałoby inaczej.
— Thomas! – Usłyszałem znajomy, jednak znienawidzony już
głos. Ta kobieta mnie zamęczy na śmierć. – Chodź tutaj! – przywoływała mnie
gestem ręki.
Uniosłem brwi, wyraźnie zaskoczony, czego ona chce? Nie
miała przy sobie Lilly. W ogóle okolica w jakiej się teraz znajdowaliśmy,
wydała mi się nad wyraz opustoszała. Rozejrzałem się w około. Jak na złość nie było
nikogo. Zrezygnowany, westchnąłem głośno i udałem się w jej kierunku. Schowała
się za drzewem.
— Czego ode mnie żądasz? – Starałem się wypowiedzieć te
słowa, jak najspokojniejszym tonem, nie byłem bynajmniej w obecnej sytuacji w
wyśmienitym humorze. Przynajmniej ona mi go nie popsuje.
— A coś ty dziś taki markotny? – Udała, że ją to obchodzi.
— O jak miło, że cię interesuje moje samopoczucie –
uśmiechnąłem się sztucznie. – Nie sądzę jednak, że muszę ci się zwierzać. – Jak
mała?
Mina Kristiny zmizerniała, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Zbliżyła się do mnie o parę kroków i chrząknęła znacząco.
Jednym, zdecydowanym ruchem, zdjęła z nosa okulary przeciwsłoneczne, składając
je i wrzucając niedbale do torebki. Troszkę zniecierpliwiony tym wszystkim,
westchnąłem, po czym skrzyżowałem swoje ręce na piersi i udałem, że gdzieś mi
się spieszy.
— Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko – powiedziała z bólem i
znów się do mnie zbliżyła o parę kroczków.
Przyjąłem ten fakt z rosnącym niepokojem, ale mimo to nie
poruszyłem się z miejsca. Czekałem.
— To było kiedyś – odezwałem się po chwili dłuższej ciszy. –
Teraz już kroczymy zupełnie innymi ścieżkami – spojrzałem na nią ze
współczuciem. – Musisz to wszystko komplikować? Myślałem, że tamtego dnia
powiedzieliśmy sobie, że to definitywny koniec.
— Nie, nie powiedzieliśmy – oburzyła się. – To ty
powiedziałeś, zadecydowałeś za nas oboje, nie dając sobie nic wyjaśnić. Po
prostu dowiedziałeś się o czymś, oceniając wszystko z góry, zbyt pochopnie.
Przekreśliłeś od razu cały nasz związek, nie zamieniając ze mną ani słowa.
Wyniosłeś się z naszego domu w momencie, w którym mnie nie było i pozostawiłeś
jakąś durną wiadomość na karteczce. Uważasz, że zachowałeś się dorośle? –
fuknęła.
Zdenerwowałem się. Nigdy nie lubiłem, jak ktoś robił ze mnie
idiotę. Kristina udawała teraz niewiniątko, tylko po to, aby wzbudzić we mnie
wyrzuty sumienia. Ja jednak w głębi duszy czułem, że postąpiłem odpowiednio i
nie żałowałem swojej decyzji. Nie miałem zamiaru z nią rozmawiać, ponieważ
wiedziałem, iż wszystkiego się wyprze i będzie starała się mnie omamić. Ja się
nie dałem. Od tamtego dnia czułem się całkowicie wolnym człowiekiem oraz
czyniłem co tylko mi się podobało. Byłem wolny. Nie widziałem powodu, dla
którego osoba, która powiadomiła mnie o całej sytuacji, miałaby kłamać.
— Postąpiłem tak, jak postąpić powinienem, wcale tego nie
żałuję.
— Jesteś uparty jak osioł, egoistyczny i samolubny. Myślisz
tylko o sobie, robiąc zawsze tak, aby to tobie było dobrze. Nie zważasz na
uczucia innych, byle pod siebie! – krzyknęła.
Prychnąłem śmiechem. Ta istotka mnie bawiła, ale mimo
wszystko miała rację, a w związku z tym, nie miałem zamiaru zaprzeczać. Tak w
istocie było. Na cholerę myśleć o innych?! Przekonałem się nie raz, że
zwracając uwagę na pozostałe osoby, źle się na tym wychodzi. Trzeba sobie
ułatwiać życie i pilnować własnego nosa, bo tylko wtedy możemy stać się
szczęśliwi. Wiktoria była moim przeciwieństwem – zapomina o sobie,
troszcząc się o resztę ludzkości. To
było chyba jedyne, co mi w niej przeszkadzało, nie potrafiłem pojąc jej
postępowania. I jak na tym wyszła? Cały czas naraża swoje bezpieczeństwo na
rzecz kogoś innego. Na Schlierenzauera! To idiotyczne.
— Masz rację złotko, masz rację – wzruszyłem ramionami. – No
cóż, takie życie. Chcesz coś jeszcze powiedzieć?
— Chcę cię odzyskać, dla dobra naszego dziecka – mówiła
zrezygnowana. – Ona zasługuje, aby mieć szczęśliwą, pełną rodzinę.
— Wiem o tym – odpowiedziałem niewzruszony. – Nie zmienia to
jednak faktu, że dalszy związek, nie za bardzo mi odpowiada. Nie mam ochoty
płaszczyć się przed tobą i udawać, że
wierzę w to, iż jesteś bez winy. Z uwagi na mój charakter nie pozwolę sobie na
przyprawianie mi rogów. Nie jestem jakimś frajerem, z którym można postępować
tak, jak w danej chwili komuś odpowiada.
— Ale ja nic takiego nie zrobiłam, to kłamstwo! – Po
wypowiedzeniu tych słów, jej usta zamieniły się w cieką kreskę, słyszałem jak
fuknęła pod nosem
— Jasne, jasne – mruknąłem. – Nie ważne zresztą – machnąłem
ręką. – Ja spadam, cześć! – Uciąłem konwersacje. – Jakby było coś nie tak z
Lilly albo cokolwiek związanego z córeczką, masz zadzwonić, rozumiesz? –
pogroziłem jej palcem przed nosem.
— Jasne – westchnęła po czym złapała mnie za nadgarstek, gdy
ją wymijałem. – Thomas?
— Tak? – uniosłem brwi, ciekawy co jeszcze ma do
powiedzenia.
— Gdybyś jednak zmienił zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać –
powiedziała z uśmiechem. – Mnie i Lilly.
— Tak, wiem – odpowiedziałem. – Do zobaczenia – zakończyłem
i z rękami w kieszeniach, ruszyłem przed siebie.
Nie zamierzałem myśleć o niej. Po pokonaniu pobliskiego
zakrętu dziewczyna nie zaprzątała już moich myśli. Całkowicie zapomniałem o tej
rozmowie, nie chciałem wziąć pod uwagi jej „oferty”. Pragnąłem w końcu być
całkowicie wolny i czynić to, co zechcę, nie martwiąc się, że ktoś może mi
spieprzyć całą zabawę. Moim marzeniem było ułożyć sobie życie na nowo, z zupełnie
kimś innym u boku. Zamknąłem pewien rozdział w swoim życiu i nie miałem w
planach cofania się. W mojej opinii wystawiłem sobie całkowicie nową, czystą
kartkę, niezależną od przeszłości.
Gdy już dotarłem do domu, rzuciłem torbę w kąt, tak że z
głośnym hukiem legła na panele w salonie. Nie mając za bardzo na nic ochoty,
położyłem się na brzuchu na swojej ukochanej kanapie i podłożyłem ręce pod
brodę. Zamknąłem oczy, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Znów widziałem ją
przed swoimi oczyma. Piękną, słodką, uroczą, niewinną. Słyszałem w głowie jej
dziewczęcy, dźwięczny, melodyjny głos, czując jak wstępuję w stan błogości.
Kilka chwil potem jednak doświadczyłem ukłucia w sercu, uświadamiając sobie, że
przecież byliśmy tylko przyjaciółmi, a Wiktoria czuwała teraz nad Gregorem.
Gdyby tylko ona nie była taka wstydliwa i nie bała się wyznać, że mnie kocha.
Bo kochała, prawda? Musiała, nie dopuszczałem do siebie innej opcji. Nie potem,
jak widziałem jej reakcje.
— Kiedy wreszcie będziesz należeć tylko do mnie? – powiedziałem
na głos.
***
<oczami Wiki>
Magda była wspaniałą dziewczyną, mimo że się kłóciłyśmy i
dochodziło między nami do różnorakich spięć z uwagę na różnice charakteru, tak
naprawdę nigdy mnie nie zawiodła. Także teraz niemal od razu odpowiedziała na
moją wiadomość, pisząc, iż zaraz wpadnie do naszej ukochanej kawiarni i nawet
przerwie specjalnie dla mnie, zgłębianie tajników psychologii.
Wysłuchała mnie niemal z zapartym tchem i nie przerwała ani
na chwilę, nie mogąc chyba za bardzo uwierzyć w to, co jej mówiłam. Usta miała
szeroko otwarte przez dłuższy czas, a jej broda, gdyby mogła, sięgnęłaby do
ziemi. Raz jeden, gdy postanowiła zaczerpnąć łyk swojej ulubionej, mrożonej
kawy, omal nie udławiła się nią, słysząc moją tajemnicę – uprawiałam seks z Gregorem.
— Ale jak to? – jąkała się. – Tak z własnej woli, ty z nim
tego? – popatrzyła na mnie z nadzieją.
— I tak, i nie – zawahałam się, biorąc łyk swojej kawy. – Za
pierwszym razem napadł na mnie z nożem, chcąc poderżnąć gardło, ale nie zrobił
tego z uwagi na to, że zgodziłam się z nim pójść do łóżka. I to raczej
zaliczyłabym do seksu z własnej woli, mimo że i tak nie do końca…
— Podobało ci się to? – spytała zdumiona, z chytrym
uśmieszkiem na twarzy. – Na serio się nim jarasz?
— Bardzo mi się podobało – nie chciałam owijać w bawełnę. –
W życiu nie było mi tak dobrze – przyznałam. – Poza tym… ciało ma pociągające,
gorzej z charakterem.
Magdzie zaświeciły się oczy.
— A co z Thomasem? – po chwili zmarszczyła brwi. – Zdawało
mi się, że się w nim zakochałaś. Utwierdziłam się w swoim przekonaniu po tym
jak na początku opisywałaś mi te wasze trzy wspólne tygodnie. To szmat czasu!
Szczerze liczyłam na to, iż między wami coś zaiskrzy, a tu klops – Sobańska
wzruszyła ramionami i znów napiła się kawy.
— Mówiłam ci próbowałam mu powiedzieć – jęknęłam
zrezygnowana. – Ale to trudne. Boję się, że w ten sposób zniszczę to, co już
między nami jest. Nie chcę go stracić, zbyt wiele mnie by to kosztowało.
— Dlatego postanowiłaś poddać się i starasz się zapomnieć o
nim, bo tak ci wygodniej. Zawsze byłaś tchórzliwą myszą! – naskoczyła na mnie.
— Wiem i nienawidzę się za to – przyznałam, przygryzając
wargi.
— Tak, to już lepiej zapomnieć i bzykać się z Gregorem –
zakpiła. – Doprawdy wspaniałe rozwiązanie.
— Nie wiem co mam robić – zakryłam twarz dłońmi.
— Ja na twoim miejscu zaryzykowałabym i powiedziała wszystko
Morgensternowi, a nie starała się na siłę zastąpić Gregorem – stwierdziła.
— Ale ja go wcale nie zastąpiłam Gregorem – zaprzeczyłam
gorączkowo.
— Aha, no tak, przepraszam – ironizowała. – Ty się z nim
tylko kochasz dla przyjemności i zapomnienia o problemach. Faktycznie.
Nie dało się ukryć, że Sobańska bezwstydnie, całkowicie
jawnie, a także prosto w twarz, wyśmiewała moją wszechmocną głupotę. Zawsze
była odważna i brała od życia pełnymi garściami. Przypominała mi w pewnym
stopniu Thomasa – nie ma ryzyka nie ma zabawy – to mogłoby stać się i jej
mottem. Nigdy nie postąpiłaby tak jak ja. Mój lęk i strach przed zaryzykowaniem
zdawał się być dla dziewczyny niezrozumiały – nie miałam o to do niej
pretensji.
— Dobra, zmieńmy temat – zaproponowała. – I co w końcu stało
się z tą twoją bliźniaczką? Gadałaś już na ten temat z rodziną.
— Nie, jeszcze nie. – Zacisnęłam dłoń na swojej kawie. – Nie
ma ich cały dzień w domu, nie wiem wiele jeszcze o Natashy ani dlaczego się z
nią nie wychowywałam. To będzie trudna rozmowa.
— Nie da się ukryć – zgodziła się ze mną Magda, uśmiechając
się blado. – Popaprana sprawa – pokiwała głową. – A co z Gregorem, da się w
końcu zaciągnąć do tego psychiatry? – popatrzyła na mnie zaciekawiona.
— Powiedział, że tak, o ile będziemy parą. Ale ja go nie
kocham i nie chcę z nim być – zapewniłam. – Gregor chce, abym była jego
kobietą.
Sobańska prychnęła.
— Nie obraź się. – Zawsze gdy z naszych ust padały te słowa,
mogłyśmy być pewne, że zaraz i tak któraś się obrazi. – Ale ja na twoim miejscu
bym się zgodziła, skoro i tak już ze sobą sypiacie.
— Ale dlaczego? – oburzyłam się. – Przecież przed chwilą
powiedziałaś, że nie powinnam zastępować sobie Morgiego Schlierim – zrobiłam
wielkie oczy.
— Ale spójrz na to z innej strony – uspokajała mnie. – I tak
już po uszy topisz się w tym bagnie, więc wychodzenie z niego bez spełnienia
swoich celów, byłoby istnym idiotyzmem. Zobacz: narażasz swoje bezpieczeństwo,
nie zgodziłaś się z uwagi na zdrowie Gregora, wyjechać z Thomasem, miałaś
złamaną nogę, wstawałaś po kilka razy w nocy, bo ten miał jakieś halucynacje,
siedziałaś przy nim dzień i w nocy, aby tylko ten nie dostał ataku, poświęciłaś
dla niego całe swoje życie prywatne. Chcesz teraz tak nagle wszystko to
zaprzepaścić? Skoro miałaś już tyle wyrzeczeń i spotkało cię tyle złego, to
błagam cię – skoro on mówi, że będzie się leczył, ale ty musisz coś tam zrobić
– zrób to. Nie pozwól, aby całe twoje poświęcenie poszło się za przeproszeniem
jebać. Obiecałaś sobie, że go wyleczysz, tak?
— No tak – wydukałam.
— No to go wylecz, spełnij swój cel, skoro i tak już jesteś
w tym bagnie! Kiedy Gregor wyzdrowieje wszystko będzie inne, a ty będziesz
miała poczucie, że nie poświęciłaś się na darmo. Rezygnowanie z tego
wszystkiego właśnie w tej chwili, gdy rozpoczęcie leczenia jest już tak blisko,
początek lepszego życia czeka tuż za rogiem, to istny debilizm. Zrób wszystko,
aby on chodził na jakieś terapie i dostawał leki, bo gdy tak się stanie, całe
twoje piekło dobiegnie końca.
— Masz rację – przyznałam z uznaniem. – Nie mogę się teraz
wycofać, nie gdy już tak wiele przeszłam. Zrobię wszystko, aby on zaczął się
leczyć.
— Obstawiam, że on gada, iż cię kocha, tylko ze względu na
chorobę. Cały czas myśli o tej Natashy, gdy już będzie z nim wszystko w
porządku, otrzymasz w prezencie upragnioną wolność – stwierdziła z uśmiechem.
— Dziękuję ci za to spotkanie – również odpowiedziałam
uśmiechem. – Jesteś niezastąpiona, mimo tego iż często się kłócimy.
— Od tego są przyjaciele, nie ma za co – zapewniła. – O
kurcze…
— Co się stało? – zmarszczyłam brwi i zaczęłam rozglądać się
dookoła. – Coś zobaczyła takiego strasznego?
— Tomasz tam stoi z kwiatkami i misiem – wydukała i zerwała
się z miejsca, ciągnąc mnie za nadgarstek. – Wiki, biegniemy! – krzyknęła i
porwała mnie na główną ulicę, wykładaną kocimi łbami.
— To on jeszcze ci nie dał spokoju?! – zaśmiałam się
perliście, czując jak podnosi mi się adrenalina. Spojrzałam się za siebie i
ujrzałam rozpromienionego Tomasza, który również za nami pędził, jak szalony z
podarkami w rękach.
— Madziu, kochanie! – krzyczał za nami. – Zaczekaj, mam cos
dla ciebie!
— Odpieprz się ode mnie raz na zawsze idioto! – krzyknęła do
niego, ale ten najwyraźniej nie przyjmował odmowy do wiadomości.
Dla mnie ta cała
sytuacja była jak z jakieś zabawnej komedii. W mojej przyjaciółce zakochał się
na zabój jakiś palant, który nie jest w stanie zrozumieć słów odmowy i teraz
biegnie za nami z podarkami w dwóch łapkach, z uśmiechem na pół gęby, a my
uciekamy przed nim, również wychodząc na idiotki. Cała akcja dzieje się na
środku miasta, na głównej drodze, przez którą przechadza się masa ludzi,
spoglądając na nas, jak na ostatnich wariatów. Psychol Tomasz co chwilę
wykrzykuje imię swojej lubej, a Magda w odpowiedzi kieruje najgorsze epitety
pod jego adresem, nie powstrzymując się zbytnio od niecenzuralnych słów.
Natomiast ja nie mogąc za bardzo uwierzyć w prawdziwość sytuacji, biegnę ramię
w ramię z najlepszą przyjaciółką, śmiejąc się do rozpuku i nie czując w ogóle
zmęczenia biegiem. Krzyki obojga, mieszają się ze stukotem dwóch par szpilek na
kocich łbach.
Niebawem Sobańska zaciągnęła mnie gwałtownie na stronę, w
jakąś ciemną uliczkę po prawej stronie i przywarła możliwie jak najbliżej
ściany. Jest, zgubiłyśmy Tomasza. Obie teraz sapałyśmy ciężko, nie mogąc złapać
tchu, ale już po chwili śmiałyśmy się serdecznie.
Całą tą akcję przerywa uporczywe dzwonienie mojej komórki.
Mama.
— Wiki, Gregor trafił do szpitala, najwyraźniej usiłował,
podciąć sobie żyły.
Uh... ;3 W końcu dodałaś nexta może ja się w końcu odblokuję i prawie dwa dni wpatrywania w pusty post dadzą w końcu efekty i napiszę ci twoich kochanych Finów.
OdpowiedzUsuńWeś już wylecz tego Gredzia w twoim opowiadaniu bo mam go szczerze dość i głupoty Wiktorii też, dziewczyno to jest psychopata ja bym uciekła i nie wracała kolejny na to dowód podciął sobie żyły i bardzo dobrze niech się idiota zabiję i będzie spokój.
Szczerze jak dla mnie za dużo Gredzia psychopaty, więc proszę powiedz, że jeszcze dużo go nie zostało *prosi*
Dobrze pamiętam, że w następnym rozdziale Ville, czy dopiero za dwa *myśli* wiesz, że za nim tęsknie. ;_; No i jeszcze to, że nie kompletnego pojęcia, jak zacząć swój rozdział.
Pozdrawiam i weny ;*
powiem Ci kochana, że zupełnie nie mam pomysłu na komentarz. jakby jeszcze było mało to umieram z bólu po usunięciu zęba... zacznę od końca: matko boska! tylko nie to! Gregor nie może sobie podciąć żył! proszę, nie rób tego! powiedz mi, że to nie prawda, że Gregor nie podciął sobie żył! ja tego nie przeżyję, jeśli on to sobie zrobił...dobra, uspokoiłam się nieco... Wiktoria ma naprawdę niezły orzech do zgryzienia... oboje - Gregor i Thomas - są na swój sposób świetnymi facetami. sama nie wiem, z którym powinna związać się Wiki. to tyle. a teraz idę umierać z bólu... weny kochana :* i jeszcze raz bardzo ale to bardzo Cię przepraszam za ten lakoniczny i mało rozumny komentarz :*
OdpowiedzUsuńNo dobra odpuściłam sobie ostatnio komentowanie ,bo stwierdziłam ,że moje ,,OOOOOOO'' są już nudne ,ale jakoś tak się tym teraz nie przejmuję. No do rzeczy w końcu
OdpowiedzUsuńJak to ładnie Magda określiła ,,bagno'' Głupia i bezsensowna miłość do Thomaska, chora fascynacja Gregorkiem ,a teraz doszła jakaś zaginiona siostrzyczka!!
Nie mam pojęcia jak ty te wszystkie sprawy zamierzasz rozwiązać ,ale powodzenia.
I weny ;)
Nie spodziewałam się, że Zgredziu jest na tyle rozbity emocjonalnie aby zgwałcić Wiki O.o
OdpowiedzUsuńZaskakujące.
Boję się o Ciebie i Twoje pomysły, Wiki.
OdpowiedzUsuńRozdział ? Nie wiem, co mam powiedzieć. Jak napisałam Ci na gadu : " kurwa, KuRwA, KURWA ! O.o ". Jestem rozwalona na kilkaset kawałeczków i nie mogę się pozbierać. Ciekawe i zaskakujące, jak napisała moja poprzedniczka.
Brak mi słów. I posłuchaj - zGredzio ma żyć ! Bo ... no wiesz, nie bd przy ludziach zdradzać :D
P.S. Widzisz? Komentarz jest, obiecałam i dodałam :P
D. xx