poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 25



Rozdział 25

Pocałowałam go znowu, mimo to nie zwróciłam wtedy na ten fakt jakieś większej uwagi. Gdy oboje znaleźliśmy się w moim obecnym pokoju, natychmiast zamknęłam drzwi i skierowałam się na łóżko, uprzednio podnosząc otwartą skrzyneczkę z podłogi. Było mi głupio, że ją otworzyłam, to nie były moje rzeczy. Pamiętam, że pragnęłam poznać jej zawartość, tylko dlatego, aby przekonać się, z jakiego powodu Gregor mnie nienawidzi. Czy poznanie odpowiedzi na to akurat pytanie było mi TERAZ potrzebne? Przecież w obecnej chwili nie poświęcałam temu, aż takiej uwagi, wydawało mi się, że ta nienawiść wyparowała z nas już dawno temu.
— Gregor ja przepraszam, nie powinnam – pociągnęłam nosem. – Jestem głupia, nie miałam się o tym dowiedzieć teraz, bynajmniej nie w ten sposób – powiedziałam, patrząc mu w oczy.
— Nie przepraszaj – mówił spokojnie, ale wzrok miał jakiś nieobecny, zupełnie jakby przebywał teraz w innym świecie. – Gdybyś sama taka uparła nie była, to byś nie dowiedziała się nigdy – zapewnił. – Twoi rodzice żyją przez dwadzieścia jeden lat, bez twojej siostry i jakoś nie wydaje mi się, aby mieli chęć sobie o niej przypomnieć.
— Nie rozumiem – zmarszczyłam brwi.
— No właśnie, nic nie rozumiesz – westchnął i spojrzał na mnie ze współczuciem. – O tym dlaczego Natasha nie wychowywała się z tobą i Sandrą, musisz porozmawiać z rodzicami, ja nie znam szczegółów w tym temacie – dodał.
— Gregor – zawahałam się. – Czy ty mnie nienawidzisz? – spojrzałam na niego wyczekująco, a ten zaśmiał się serdecznie.
— Dobre pytanie – uśmiechnął się. – Takie samo mógłbym zadać tobie – stwierdził. – Na początku oboje unikaliśmy się wzajemnie jak ognia, prawda?
— Tak, to prawda – przyznałam mu rację. – Ale teraz, sama nie wiem – przyznałam z zakłopotaniem, drapiąc się po głowie.
— Nie jestem w stanie powiedzieć, że cię nienawidzę, nie po tym, co się stało między nami – wyznał i odgarnął mi włosy za ucho.
Na dźwięk tych słów, poczułam, jak oblewam się rumieńcem, a w gardle powstaje wielka gula, która nie pozwalała mi choćby na zaczerpnięcie powietrza. Spuściłam głowę, gdy pojawiły się w niej obrazy, z minionych niedawno wydarzeń. Zdawało mi się nawet przez chwilę, że znów słyszę jęki Gregora, które zapewne roznosiły się po całym mieszkaniu oraz słowa, jakie szeptał mi do ucha, powodujące, że jeszcze bardziej traciłam nad sobą panowanie. Czułam na nowo, jak jego dłonie dotykają niemal całego mojego ciała, a usta składają gorące pocałunki.
Nagle z transu wyrwał mnie jego śmiech. Złapał mnie za podbródek  i zmusił w ten sposób, abym spojrzała mu w oczy. Było mi wstyd.
— Nie chodziło mi konkretne o seks, ale o to jak bardzo się mną przejęłaś i opiekowałaś, kiedy ja nie byłem nawet w stanie ustać na własnych nogach.
— No przecież wiem, że nie o seks! – warknęłam. – Jak mogłeś pomyśleć, że… — nie mogłam dobrać właściwych słów. – Jesteś okropny!
— Oczywiście – zadrwił. – Wcale o tym nie pomyślałaś – uśmiechnął się sztucznie. – Tak czy siak, gdyby nie ty, mogło by mnie już nie być na tym  świecie albo w najlepszym wypadku, byłbym już na skraju wyczerpania. Więc powiedź mi, jak mógłbym nienawidzić w dalszym ciągu kogoś, kto naraża swoje życie, pomagając największemu wrogowi?
— Nie zrobiłam wcale, aż tak wiele – zaprzeczyłam. – Tak bardzo cierpiałeś, że nie życzyłabym tego nawet najgorszej szumowinie – zapewniłam. – Nikt nie zasłużył sobie na takie cierpienie. To, że się tobą zajmowałam, wydawało mi się normalnym, ludzkim odruchem, skierowanym w stronę drugiego człowieka.
Przez chwilę między nami zapała krępująca cisza, której nikt nie ośmielił się przerwać. W tym czasie starałam się zebrać myśli, ale jakoś nie za bardzo mi to wychodziło. Podkurczyłam nogi i ułożyłam sobie podbródek na kolanach, stwierdzając jednocześnie, iż przeciwległa ściana jest bardzo interesująca. Wisiały na niej już trzy, sporej wielkości plakaty, jakie dostałam od szatyna i zajmowały niemal całą powierzchnię ściany.
— Nie obraź się, ale jesteś za dobra dla innych i zbyt naiwna – odezwał się nagle, a ja aż podskoczyłam. – Uważasz, że to było normalne? Wiki, przecież my się nienawidziliśmy, a ty jak gdyby nigdy nic, ruszyłaś mi z pomocą. Mogłaś mieć to w dupie i pojechać sobie do tego swojego Morgensterna, ale nie, ty wolałaś przyjechać do mnie.
— Czy już wszyscy wiedzą, że Thomas proponował mi wyjazd?! – uniosłam się nagle i zmarszczyłam brwi. – Może i go kocham, ale to nie zmienia faktu, że zwyczajnie boję się mu to powiedzieć, bo jestem tchórzem – głos mi się załamał. – Tyle razy już próbowałam, jak zwykle podkulałam ogon. Nienawidzę siebie za to – warknęłam.
— Wiki, zapomnij o nim – Usłyszałam jego głos koło swojego ucha. – Nie znasz go nawet w połowie tak dobrze jak ja. – Jemu zależy tylko na tej całej karierce i treningach. Wpadł w jakiś trans i zwyczajnie nie jest się w stanie z niego wyrwać. Nie byłabyś z nim szczęśliwa – stwierdził.
— Ale w takim razie co ja mam zrobić? Zapomnienie o Thomasie wcale nie będzie łatwe – zauważyłam.
— Nie przesadzaj – westchnął. – Ile wy się znacie?
— Coś ponad trzy miesiące – obliczyłam szybko. – Wiem do czego zmierzasz – dodałam. – Ciebie znam ponad cztery, to i tak mało.
— Ale jednak trochę dłużej, a poza tym nikt nie rozumie mnie tak dobrze jak ty.
Uniosłam zaskoczona jedną braw i chyba źrenice także mi się powiększyły, spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Co miało znaczyć to ostatnie zdanie?
— Chyba jednak się nie zrozumieliśmy – odezwałam się wreszcie. – Dlaczego mam niby zapomnieć o Margim?
Skoczek westchnął głośno i kierując swoje spojrzenie z mojej twarzy na biurko, gorączkowo się nad czymś zastanawiał. Nic się nie odzywałam, nie chcąc przerywać kolejnej ciszy. Niebawem Schlieri odwrócił się w moją stronę.
— Może to dziwnie zabrzmi – zawahał się. – Ale chcę, abyśmy spróbowali.
— Co? – zdziwiłam się. – Czy ty wiesz w ogóle co powiedziałeś? – spojrzałam na niego z wyrzutem. – Przecież ja kocham Thomasa, a ty w dalszym ciągu tę swoją Natashę – przypomniałam. – I co? Chcesz sobie tak nagle ją zastąpić moją osobą? Moja bliźniaczka od ciebie odeszła, więc stwierdziłeś sobie, że fajnie byłoby mieć drugą, nie? Przecież ja wyglądam identycznie jak twoja była, czemu więc by mną jej nie zastąpić, prawda? Co ci szkodzi? Przecież to tylko różne imiona! – Czułam, jak cała się trzęsę z wściekłości.
— Wiki, to nie tak, ja naprawdę dużo myślałem – Starał się mnie uspokoić.
— Co myślałeś? Słucham?!
  Kiedy dowiedziałem się, że nie jesteś Natashą, chciałem się bardzo do ciebie zbliżyć i poznać, dlatego właśnie oświadczyłem się Sandrze. Uznałem jednak potem, że twoja osoba przypomina mi o niej, więc cię nienawidziłem. Wyglądałaś zupełnie tak, jak dziewczyna, która zraniła mnie najbardziej na świecie. Starałem się polubić ciebie, ale zwyczajnie nie byłem w stanie. To przeze mnie to wszystko, cała ta nasza wzajemna nienawiść.
— I co w związku z tym?! – niecierpliwiłam się.
— Potem jednak zmieniłem zdanie – zaczął. – Mimo naszych napiętych relacji, to właśnie od ciebie otrzymałem pomoc, tylko od ciebie. Reszta uważa mnie za niezrównoważonego psychopatę i najchętniej omijaliby mnie szerokim łukiem. Mimo tego, jaki potrafię się stać, ty nigdy się nie boisz i cały czas jesteś przy mnie, bez względu na to, jak bardzo cię to ogranicza. Ja dopiero niedawno zrozumiałem, że stałaś się dla mnie darem od losu.
— Naprawdę tak uważasz?
— Jak najbardziej. Już nie myślę o Natashy, teraz to ty się dla mnie liczysz – zapewnił. – Kiedy uprawialiśmy seks, nie myślałem wcale o niej, ale o tobie – przyrzekł i złapał mnie za rękę.
— Ja też myślałam tylko o tobie – uśmiechnęłam się, po czym położyłam mu palec na ustach, widząc, jak cały w skowronkach zbliża się do mnie, aby pocałować – Ale to nie znaczy, że cię kocham – zgasiłam go. – To był tylko zwykły seks, nic więcej.
— Ale ja cię kocham – powiedział. – Proszę, powiedź że…
— Nie, to był tylko seks, nie kocham cię.
— Ale chyba mnie teraz nie pozostawisz samemu sobie? – mówił błagalnym tonem. – Jeśli tylko nie będzie cię przy mnie, to ja znów oszaleję.
— Nie, nie zostawię, dalej będę chodzić za tobą jak cień, bylebyś tylko nie miał ataków – obiecałam. – Poza tym udamy się do psychiatry – dodałam.
— Nie, nie zgadzam się na to! – uniósł się nagle. – W życiu tam nie pójdę, oni mnie będą chcieli zamknąć z czubkami! Chcesz, żebym tam trafił, tak?! Pozbędziesz się problemu? Zresztą ja wcale nie potrzebuję lekarza.
— Potrzebujesz – kłóciłam się. – Dzięki lekarzowi i odpowiednim lekom wyzdrowiejesz zupełnie i nawet, gdy mnie nie będzie w pobliżu, nie usłyszysz żadnych głosów ani nikogo nie zobaczysz. Będziesz wolny. Przestaniesz myśleć o śmierci.
— Ty jesteś moim lekiem, wystarczy, że będziesz przy mnie, a ja pozostanę sobą.
— Wcale mnie nie kochasz, chcesz się tylko pocieszyć po stracie Natashy – powiedziałam spokojnie. – Rozumiem to i nie mam ci za złe. A tak poza tym… naprawdę masz ochotę na to, aby ta kobieta nękała cię przez całe życie i powtarzała, że jesteś zerem? Chcesz dalej mieć koszmary i bać się zasnąć? A co jeśli znowu dostaniesz jakiegoś ataku i sam sobie zrobisz krzywdę? To naprawdę takie miłe? Lubisz to?
— Nie, ale to nie zmienia faktu, że tam nie pójdę. Nie chcę, aby mnie wzięli za jakiegoś czuba – żachnął się.
— Ale nie muszą od razu zapinać cię w kaftan! Schizofrenikom zapinanie w pasy nie pomaga. Dostałbyś leki przeciwpsychotyczne, chodziłbyś na terapie, rozmawiałbyś z psychiatrą…
— Schizofrenicy też lądują w pokojach bez klamek, wiesz o tym. A poza tym, ja nie jestem schizofrenikiem, nie potrzebuję żadnych leków ani durnych terapii. Potrzebuję ciebie i niczego więcej – upierał się.
 — Ale z ciebie uparciuch! – obraziłam się.
— Powiedź, że mnie kochasz – popatrzył na mnie błagalnie. – Powiedź, że już zawsze będziesz przy mnie, że mnie nie zostawisz samego… ja… ja się zabiję, jeśli to zrobisz, rozumiesz?
— Nie szantażuj mnie! – krzyknęłam. – Niczego ci nie powiem, jeżeli nie zgodzisz się porozmawiać z lekarzem i nie pozostaniesz z nim szczery. Chcę cię wyleczyć, a ty mi to kurwa utrudniasz! – Wstałam z łóżka, wściekła jak osa i stanęłam przy ścianie naprzeciw, czując szelest plakatu za plecami.
— Nie potrzebuję leczenia, jestem zdrowy – upierał się.
— Tak, niezwykle – zadrwiłam. – Bo normalnym jest, jeśli widzi się jakąś babę przed oczami o każdej porze dnia i nocy, i wtóruje jej sympatyczny kolega! – nie wytrzymałam.
— Ale ona naprawdę tutaj była…
— Nikogo tutaj nie było! – wrzasnęłam poirytowana. – Mam już tego dość, rozumiesz?! Żadna Natasha nigdy nie przekroczyła progu tego mieszkania ani tym bardziej żaden Brian! Żyjesz w świecie własnych urojeń, dociera to do ciebie?!
— Ale ja ją widziałem.
— I właśnie dlatego potrzebujesz lekarza. – Starałam się uspokoić. – Błagam cię, współpracuj ze mną! – Czułam, jak już tracę wszelkie siły.
— Nie pójdę do psychiatry.
— No kurwa – nie wytrzymałam. – Zachowujesz się, jak małe dziecko – stwierdziłam. – Żegnam pana – wycedziłam przez zęby i już kierowałam się ku drzwiom, gdy poczułam jak jego dłonie zaciskają się na mojej talii, a potem Gregor przerzuca mnie przez swoje ramię, jakbym ważyła ledwie pięć kilo.
— Co to robisz do cholery?! – zaczęłam okładać go po plecach. – Znowu ci odbiło?! Puszczaj mnie!
— Nie wierzgaj się tak, bo dostaniesz lanie – powiedział i jakby na dowód swoich słów, klepnął mnie w tyłek z otwartej ręki.
— Ała! Postaw mnie! – zażądałam, ale nic to nie dało.
Szatyn niewzruszony, podszedł ze mną do drzwi, otworzył je, wyszedł z mojego pokoju i skierował się do swojego, po czym położył mnie na łóżku, wcześniej zamykając drzwi na kluczyk. Następnie usiadł okrakiem na mnie i po raz kolejny tego dnia, zablokował ręce.
— Powiedź, że mnie kochasz – zażądał, po czym pocałował mnie w usta. – Powiedź to! – powtarzał, jak jakieś zaklęcie i zaczął mnie rozbierać. – Błagam, kochanie…
— Nigdy! – krzyczałam. – Nigdy tego ode mnie nie usłyszysz! – zaczęłam się wyrywać. – Zostaw mnie, błagam! Ja nie chcę!
— Znów myślisz o tym Morgensternie? – spytał poirytowany. – Na cholerę ci on, skoro możesz być ze mną?
— Ale ja nie chcę być z tobą! – zaprzeczyłam. – Nie kocham cię.
— Nigdy nie będziesz z Thomasem, rozumiesz? Nie pozwolę ci na to – zapewnił. – Czy nie jesteś w stanie pojąć, że to właśnie ty i ja jesteśmy dla siebie stworzeni?
— Chyba cię już do reszty porąbało! – syknęłam. – To że się kochaliśmy i całowaliśmy parę razy, nie oznacza, że powinniśmy być razem.
— A jak ci obiecuję, że pójdę do lekarza?  — uśmiechnął się.
— To jest szantaż! – oburzyłam się.
— Nie szantaż tylko układ: ja idę do psychiatry, a w zamian dostaję ciebie.
— Nie jestem jakimś przedmiotem na handel wymienny!
— No to nie idę. 
— No i kurwa nie idź! Zdechnij, jako niezrównoważony czubek!
Ostatnie co było, to głuche plaśnięcie i przeraźliwy ból policzka, a potem Gregor rozebrał mnie, wszedł w moje ciało z impetem, brutalnie zgwałcił, to nie był przyjemny seks. Nie miał wiele wspólnego z tym pierwszym. Byłam w szoku, że raz jego dotyk może doprowadzać mnie do rozkoszy, a kiedy indziej do płaczu i okropnego cierpienia. Byłam w stanie kompletnego rozbicia. Ból stał się naprawdę duży. Tak to właśnie jest, gdy chłopak bez zbędnych ceregieli, czy przysłowiowej gry wstępnej, postanowi wejść w ciebie. W dodatku wpadł w jakiś amok i poruszał się we mnie tak szybko i mocno, iż nie byłam w stanie opanować łez, jakie ściekały długimi strumieniami po moich policzkach. Krzyczałam z bólu, ale na nim nie robiło to absolutnie żadnego wrażenia.
Kiedy skończył, wyszedł ze mnie i postanowił udać się pod prysznic. Miałam wielką ochotę uderzyć go w twarz, ale nie znalazłam w sobie siły, aby się nawet poruszyć. Ból w podbrzuszu i pieczenie jakie czułam, stały się nie do zniesienia. Nie mogłam nawet ruszać nogami bez najmniejszego syknięcia. Wiedziałam jednak, że jedynym wyjściem jest ucieczka, zanim ten wyjdzie z łazienki. Ignorując przykre dolegliwości, starałam się ubrać jak najszybciej, a gdy mi się to udało, błyskawicznie założyłam buty i chwyciłam za kurtkę na wieszaku, słysząc jak szatyn zakręca wodę i najwyraźniej niedługo wyjdzie. Z przerażeniem w oczach, przyspieszyłam kroku, następnie trzęsącymi się rękoma otworzyłam drzwi na klatkę schodową, po czym wyszłam, zamykając je z trzaskiem i w tempie ekspresowym mimo bólu, zbiegłam po schodach. Uczucie strachu, jakie zagościło w mojej głowie, przytłumiło jakiekolwiek fizyczne dolegliwości.
Gdy znalazłam się już na zewnątrz, usłyszałam i poczułam pierwsze podmuchy wiatru, ciepłego wiatru, zorientowałam się, że mamy przecież środek lipca. Zdjęłam kurtkę i zawiązałam sobie jej rękawy na biodrach. Kiedy chciałam już się oddalić, usłyszałam trzask otwieranego okna i wołanie.
— Wiktoria! – To darł się ten kretyn.
Chcąc nie chcąc, zaczęłam cofać się, po czym skierowałam głowę ku górze, aby ujrzeć, jak Gregorek stoi w oknie uśmiechnięty od ucha do ucha, w samym ręczniku, wgapiając się we mnie jak w obrazek. Zmarszczyłam brwi, na co ten zaśmiał się cicho, następnie posyłając mi całusa. Byłam na niego wściekła! Już ja mu kiedyś wygarnę, to co zrobił! Gdyby mnie naprawdę kochał, to nie sprawiłby bólu, nie myślałby tylko o zaspokojeniu własnych potrzeb. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy – Gregorowi na mnie nie zależało.
Zdziwiłam się, ale naprawdę poczułam jakieś dziwne ukłucie w klatce piersiowej, gdy sobie to uświadomiłam. Co się ze mną dzieje? Przecież mi wcale na miłości szatyna nie zależy! O czym ja myślę? On mnie zgwałcił!
Postanowiłam wziąć się w garść, zacisnęłam pięści i rękawem bluzy, starałam się zetrzeć z policzków, ostatnie ślady łez. Kiedy to zrobiłam, spojrzałam znów w górę, on dalej tam stał. Chciałam przybrać, jakiś surowy wyraz twarzy, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Byłam w szoku po tym co się stało, nie mogłam ani nic odkrzyknąć, ani się poruszyć.
— Na długo wychodzisz skarbie? – spytał się z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. – Nie chcesz chyba, abym się zatęsknił na śmierć, prawda?
Nic nie odpowiedziałam, nie potrafiłam. Jak gdyby nigdy nic, odwróciłam się na pięcie zaczęłam biec przed siebie, słysząc za plecami jego śmiech i trzask zamykanego okna. Napisałam smsa do Magdy, musiałam z nią porozmawiać, powiedzieć dosłownie o wszystkim. Mimo że ostatnio oddaliłyśmy się od siebie, to w dalszym ciągu pozostała ona jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć.

***
<oczami Thomasa>

— Twoja forma jest coraz lepsza Morgenstern, brawo! – Usłyszałem zadowolony głos mojego indywidualnego trenera. – Jestem niemal pewien, że dasz niezły popis na Letnim GP, a potem to już tylko Puchar Świata.
— Dzięki trenerze – powiedziałem z uśmiechem i odwróciłem się w stronę okna.
— Gotowy na zgrupowanie w Hinzenbach?
Nie słyszałem tego pytania. Wpatrując się z zaangażowaniem w krajobraz za oknem, po raz kolejny zamyśliłem się i zobaczyłem ją przed swoimi oczyma. Często zastanawiałem się co takiego robi, jak jej idzie ze Schlierenzauerem i czy o mnie pamięta. Mogłem zadzwonić co prawda i zapytać, ale… uznałem, że równie dobrze Wiktoria mogła to zrobić. Najwyraźniej nie byłem jej teraz potrzebny do szczęścia – nie ukrywam, że mnie to irytowało. Ja myślałem o Maliniak niemal każdego dnia i bardzo ciężko było mi chociaż zabrać się do treningu. Na moje szczęście, gdy już się za to zabierałem, to mogłem tak do wieczora. Byłoby mi zdecydowanie łatwiej, gdyby dziewczyna była przy mnie, ale ona wolała pojechać do Gregorka – tak wiem, znów się powtarzam. W kółko i w kółko to samo.
— Thomas, co się dzieje? – Usłyszałem głos mojego trenera i odwróciłem się powoli w jego stronę.
— Nic takiego – wzruszyłem ramionami. – Przepraszam.
— Coś nie tak z małą Lilly? – dopytywał, a ja czułem, jak krew zaczyna we mnie buzować. – Jeśli oczywiście mogę spytać – zreflektował się najwyraźniej, zauważając moje zniecierpliwione spojrzenie.
Westchnąłem zrezygnowany, po czym wzruszyłam ramionami i siadając na pobliskiej leżance, przymknąłem oczy, starając się opanować emocje. Zawsze, gdy myślałem o brunetce, to miałem mieszane uczucia. Z jednej strony byłem szczęśliwy na samo jej wspomnienie, ale chwilę potem, widziałem ją u boku Schlierenzauera i cały dobry humor diabli wzięli. Jak tak dalej pójdzie, to wykituję.
— Nie, nie – zaprzeczyłem po dłuższej chwili, nie mając ochoty na zwierzenia. – Mała ma się najzupełniej dobrze. W dodatku rośnie jak na drożdżach. – Starałem się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko grymas.
— To dobrze – powiedział z wahaniem w głosie, nie trudno było odgadnąć, iż w jednej chwili zmienił mi się nastrój. – No to co? Na dzisiaj koniec – wzruszył ramionami. – Trzymam za ciebie kciuki, za kilka dni wyjazd.
— Dziękuję – odpowiedziałem zdawkowo. – To miło wiedzieć, że ktoś ci kibicuje – uśmiechnąłem się blado i skierowałem do wyjścia.
— Kibicuje ci cała Austria – zapewnił.
— Niewątpliwie – odparłem z przekąsem.
Szkoda tylko, że ja nie potrzebowałem całej Austrii, a tylko jej. Niestety Wiktorii przy mnie nie było. Nie ulega wątpliwości, że zachowywałem się w ostatnim czasie, jak rozkapryszony nastolatek, jednak ja nie zwracałem na ten fakt większej uwagi. Nikt nigdy niczego mi nie odmówił. Miałem wszystko czego chciałem, to ja byłem panem swojego życia. Wiktoria była pierwszą osobą, która nie spełniła mojej prośby, w związku z tym znalazłem się w całkowicie nowej sytuacji, nie potrafiłem sobie z tym poradzić.
Gdy wyszedłem z budynku, udałem się pieszo do domu. W trakcie drogi znów wiadoma osoba, zawładnęła wprost moimi myślami. Nie byłem w stanie przyznać się do tego sam przed sobą, ale ta kobieta potokiem słów, jakie wypowiedziała w swoje urodziny, spowodowała, że stałem się jej niewolnikiem. Słowa i gesty, w które obiecałem sobie nie wierzyć, dopóki nie zostaną wypowiedziane po raz kolejny – w czasie stu procentowej świadomości dziewczyny. A jednak wierzyłem. Wierzyłem ślepo i całkowicie, żyjąc tymi myślami w trakcie długich, niekończących się dni i bezsennych nocy. Odświeżałem bez ustanku obrazy, których nawet Wiktoria nie pamiętała. Słyszałem jej głos i bezustanne błagania, gdy nie chciałem pozwolić Maliniak zbliżyć się do siebie. A co gdybym jednak wtedy się zgodził? Możliwe, że stałbym się szczęśliwy, na pewno wszystko wyglądałoby inaczej.
— Thomas! – Usłyszałem znajomy, jednak znienawidzony już głos. Ta kobieta mnie zamęczy na śmierć. – Chodź tutaj! – przywoływała mnie gestem ręki.
Uniosłem brwi, wyraźnie zaskoczony, czego ona chce? Nie miała przy sobie Lilly. W ogóle okolica w jakiej się teraz znajdowaliśmy, wydała mi się nad wyraz opustoszała. Rozejrzałem się w około. Jak na złość nie było nikogo. Zrezygnowany, westchnąłem głośno i udałem się w jej kierunku. Schowała się za drzewem.
— Czego ode mnie żądasz? – Starałem się wypowiedzieć te słowa, jak najspokojniejszym tonem, nie byłem bynajmniej w obecnej sytuacji w wyśmienitym humorze. Przynajmniej ona mi go nie popsuje.
— A coś ty dziś taki markotny? – Udała, że ją to obchodzi.
— O jak miło, że cię interesuje moje samopoczucie – uśmiechnąłem się sztucznie. – Nie sądzę jednak, że muszę ci się zwierzać. – Jak mała?
Mina Kristiny zmizerniała, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zbliżyła się do mnie o parę kroków i chrząknęła znacząco. Jednym, zdecydowanym ruchem, zdjęła z nosa okulary przeciwsłoneczne, składając je i wrzucając niedbale do torebki. Troszkę zniecierpliwiony tym wszystkim, westchnąłem, po czym skrzyżowałem swoje ręce na piersi i udałem, że gdzieś mi się spieszy.
— Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko – powiedziała z bólem i znów się do mnie zbliżyła o parę kroczków.
Przyjąłem ten fakt z rosnącym niepokojem, ale mimo to nie poruszyłem się z miejsca. Czekałem.
— To było kiedyś – odezwałem się po chwili dłuższej ciszy. – Teraz już kroczymy zupełnie innymi ścieżkami – spojrzałem na nią ze współczuciem. – Musisz to wszystko komplikować? Myślałem, że tamtego dnia powiedzieliśmy sobie, że to definitywny koniec.
— Nie, nie powiedzieliśmy – oburzyła się. – To ty powiedziałeś, zadecydowałeś za nas oboje, nie dając sobie nic wyjaśnić. Po prostu dowiedziałeś się o czymś, oceniając wszystko z góry, zbyt pochopnie. Przekreśliłeś od razu cały nasz związek, nie zamieniając ze mną ani słowa. Wyniosłeś się z naszego domu w momencie, w którym mnie nie było i pozostawiłeś jakąś durną wiadomość na karteczce. Uważasz, że zachowałeś się dorośle? – fuknęła.
Zdenerwowałem się. Nigdy nie lubiłem, jak ktoś robił ze mnie idiotę. Kristina udawała teraz niewiniątko, tylko po to, aby wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia. Ja jednak w głębi duszy czułem, że postąpiłem odpowiednio i nie żałowałem swojej decyzji. Nie miałem zamiaru z nią rozmawiać, ponieważ wiedziałem, iż wszystkiego się wyprze i będzie starała się mnie omamić. Ja się nie dałem. Od tamtego dnia czułem się całkowicie wolnym człowiekiem oraz czyniłem co tylko mi się podobało. Byłem wolny. Nie widziałem powodu, dla którego osoba, która powiadomiła mnie o całej sytuacji, miałaby kłamać.
— Postąpiłem tak, jak postąpić powinienem, wcale tego nie żałuję.
— Jesteś uparty jak osioł, egoistyczny i samolubny. Myślisz tylko o sobie, robiąc zawsze tak, aby to tobie było dobrze. Nie zważasz na uczucia innych, byle pod siebie! – krzyknęła.
Prychnąłem śmiechem. Ta istotka mnie bawiła, ale mimo wszystko miała rację, a w związku z tym, nie miałem zamiaru zaprzeczać. Tak w istocie było. Na cholerę myśleć o innych?! Przekonałem się nie raz, że zwracając uwagę na pozostałe osoby, źle się na tym wychodzi. Trzeba sobie ułatwiać życie i pilnować własnego nosa, bo tylko wtedy możemy stać się szczęśliwi. Wiktoria była moim przeciwieństwem – zapomina o sobie, troszcząc  się o resztę ludzkości. To było chyba jedyne, co mi w niej przeszkadzało, nie potrafiłem pojąc jej postępowania. I jak na tym wyszła? Cały czas naraża swoje bezpieczeństwo na rzecz kogoś innego. Na Schlierenzauera! To idiotyczne.
— Masz rację złotko, masz rację – wzruszyłem ramionami. – No cóż, takie życie. Chcesz coś jeszcze powiedzieć?
— Chcę cię odzyskać, dla dobra naszego dziecka – mówiła zrezygnowana. – Ona zasługuje, aby mieć szczęśliwą, pełną rodzinę.
— Wiem o tym – odpowiedziałem niewzruszony. – Nie zmienia to jednak faktu, że dalszy związek, nie za bardzo mi odpowiada. Nie mam ochoty płaszczyć się przed tobą  i udawać, że wierzę w to, iż jesteś bez winy. Z uwagi na mój charakter nie pozwolę sobie na przyprawianie mi rogów. Nie jestem jakimś frajerem, z którym można postępować tak, jak w danej chwili komuś odpowiada.
— Ale ja nic takiego nie zrobiłam, to kłamstwo! – Po wypowiedzeniu tych słów, jej usta zamieniły się w cieką kreskę, słyszałem jak fuknęła pod nosem
— Jasne, jasne – mruknąłem. – Nie ważne zresztą – machnąłem ręką. – Ja spadam, cześć! – Uciąłem konwersacje. – Jakby było coś nie tak z Lilly albo cokolwiek związanego z córeczką, masz zadzwonić, rozumiesz? – pogroziłem jej palcem przed nosem.
— Jasne – westchnęła po czym złapała mnie za nadgarstek, gdy ją wymijałem. – Thomas?
— Tak? – uniosłem brwi, ciekawy co jeszcze ma do powiedzenia.
— Gdybyś jednak zmienił zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać – powiedziała z uśmiechem. – Mnie i Lilly.
— Tak, wiem – odpowiedziałem. – Do zobaczenia – zakończyłem i z rękami w kieszeniach, ruszyłem przed siebie.
Nie zamierzałem myśleć o niej. Po pokonaniu pobliskiego zakrętu dziewczyna nie zaprzątała już moich myśli. Całkowicie zapomniałem o tej rozmowie, nie chciałem wziąć pod uwagi jej „oferty”. Pragnąłem w końcu być całkowicie wolny i czynić to, co zechcę, nie martwiąc się, że ktoś może mi spieprzyć całą zabawę. Moim marzeniem było ułożyć sobie życie na nowo, z zupełnie kimś innym u boku. Zamknąłem pewien rozdział w swoim życiu i nie miałem w planach cofania się. W mojej opinii wystawiłem sobie całkowicie nową, czystą kartkę, niezależną od przeszłości.
Gdy już dotarłem do domu, rzuciłem torbę w kąt, tak że z głośnym hukiem legła na panele w salonie. Nie mając za bardzo na nic ochoty, położyłem się na brzuchu na swojej ukochanej kanapie i podłożyłem ręce pod brodę. Zamknąłem oczy, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Znów widziałem ją przed swoimi oczyma. Piękną, słodką, uroczą, niewinną. Słyszałem w głowie jej dziewczęcy, dźwięczny, melodyjny głos, czując jak wstępuję w stan błogości. Kilka chwil potem jednak doświadczyłem ukłucia w sercu, uświadamiając sobie, że przecież byliśmy tylko przyjaciółmi, a Wiktoria czuwała teraz nad Gregorem. Gdyby tylko ona nie była taka wstydliwa i nie bała się wyznać, że mnie kocha. Bo kochała, prawda? Musiała, nie dopuszczałem do siebie innej opcji. Nie potem, jak widziałem jej reakcje.
— Kiedy wreszcie będziesz należeć tylko do mnie? – powiedziałem na głos.

***
<oczami Wiki>

Magda była wspaniałą dziewczyną, mimo że się kłóciłyśmy i dochodziło między nami do różnorakich spięć z uwagę na różnice charakteru, tak naprawdę nigdy mnie nie zawiodła. Także teraz niemal od razu odpowiedziała na moją wiadomość, pisząc, iż zaraz wpadnie do naszej ukochanej kawiarni i nawet przerwie specjalnie dla mnie, zgłębianie tajników psychologii.
Wysłuchała mnie niemal z zapartym tchem i nie przerwała ani na chwilę, nie mogąc chyba za bardzo uwierzyć w to, co jej mówiłam. Usta miała szeroko otwarte przez dłuższy czas, a jej broda, gdyby mogła, sięgnęłaby do ziemi. Raz jeden, gdy postanowiła zaczerpnąć łyk swojej ulubionej, mrożonej kawy, omal nie udławiła się nią, słysząc moją tajemnicę – uprawiałam seks z Gregorem.
— Ale jak to? – jąkała się. – Tak z własnej woli, ty z nim tego? – popatrzyła na mnie z nadzieją.
— I tak, i nie – zawahałam się, biorąc łyk swojej kawy. – Za pierwszym razem napadł na mnie z nożem, chcąc poderżnąć gardło, ale nie zrobił tego z uwagi na to, że zgodziłam się z nim pójść do łóżka. I to raczej zaliczyłabym do seksu z własnej woli, mimo że i tak nie do końca…
— Podobało ci się to? – spytała zdumiona, z chytrym uśmieszkiem na twarzy. – Na serio się nim jarasz?
— Bardzo mi się podobało – nie chciałam owijać w bawełnę. – W życiu nie było mi tak dobrze – przyznałam. – Poza tym… ciało ma pociągające, gorzej z charakterem.
Magdzie zaświeciły się oczy.
— A co z Thomasem? – po chwili zmarszczyła brwi. – Zdawało mi się, że się w nim zakochałaś. Utwierdziłam się w swoim przekonaniu po tym jak na początku opisywałaś mi te wasze trzy wspólne tygodnie. To szmat czasu! Szczerze liczyłam na to, iż między wami coś zaiskrzy, a tu klops – Sobańska wzruszyła ramionami i znów napiła się kawy.
— Mówiłam ci próbowałam mu powiedzieć – jęknęłam zrezygnowana. – Ale to trudne. Boję się, że w ten sposób zniszczę to, co już między nami jest. Nie chcę go stracić, zbyt wiele mnie by to kosztowało.
— Dlatego postanowiłaś poddać się i starasz się zapomnieć o nim, bo tak ci wygodniej. Zawsze byłaś tchórzliwą myszą! – naskoczyła na mnie.
— Wiem i nienawidzę się za to – przyznałam, przygryzając wargi.
— Tak, to już lepiej zapomnieć i bzykać się z Gregorem – zakpiła. – Doprawdy wspaniałe rozwiązanie.
— Nie wiem co mam robić – zakryłam twarz dłońmi.
— Ja na twoim miejscu zaryzykowałabym i powiedziała wszystko Morgensternowi, a nie starała się na siłę zastąpić Gregorem – stwierdziła.
— Ale ja go wcale nie zastąpiłam Gregorem – zaprzeczyłam gorączkowo.
— Aha, no tak, przepraszam – ironizowała. – Ty się z nim tylko kochasz dla przyjemności i zapomnienia o problemach. Faktycznie.
Nie dało się ukryć, że Sobańska bezwstydnie, całkowicie jawnie, a także prosto w twarz, wyśmiewała moją wszechmocną głupotę. Zawsze była odważna i brała od życia pełnymi garściami. Przypominała mi w pewnym stopniu Thomasa – nie ma ryzyka nie ma zabawy – to mogłoby stać się i jej mottem. Nigdy nie postąpiłaby tak jak ja. Mój lęk i strach przed zaryzykowaniem zdawał się być dla dziewczyny niezrozumiały – nie miałam o to do niej pretensji.
— Dobra, zmieńmy temat – zaproponowała. – I co w końcu stało się z tą twoją bliźniaczką? Gadałaś już na ten temat z rodziną.
— Nie, jeszcze nie. – Zacisnęłam dłoń na swojej kawie. – Nie ma ich cały dzień w domu, nie wiem wiele jeszcze o Natashy ani dlaczego się z nią nie wychowywałam. To będzie trudna rozmowa.
— Nie da się ukryć – zgodziła się ze mną Magda, uśmiechając się blado. – Popaprana sprawa – pokiwała głową. – A co z Gregorem, da się w końcu zaciągnąć do tego psychiatry? – popatrzyła na mnie zaciekawiona.
— Powiedział, że tak, o ile będziemy parą. Ale ja go nie kocham i nie chcę z nim być – zapewniłam. – Gregor chce, abym była jego kobietą.
Sobańska prychnęła.
— Nie obraź się. – Zawsze gdy z naszych ust padały te słowa, mogłyśmy być pewne, że zaraz i tak któraś się obrazi. – Ale ja na twoim miejscu bym się zgodziła, skoro i tak już ze sobą sypiacie.
— Ale dlaczego? – oburzyłam się. – Przecież przed chwilą powiedziałaś, że nie powinnam zastępować sobie Morgiego Schlierim – zrobiłam wielkie oczy.
— Ale spójrz na to z innej strony – uspokajała mnie. – I tak już po uszy topisz się w tym bagnie, więc wychodzenie z niego bez spełnienia swoich celów, byłoby istnym idiotyzmem. Zobacz: narażasz swoje bezpieczeństwo, nie zgodziłaś się z uwagi na zdrowie Gregora, wyjechać z Thomasem, miałaś złamaną nogę, wstawałaś po kilka razy w nocy, bo ten miał jakieś halucynacje, siedziałaś przy nim dzień i w nocy, aby tylko ten nie dostał ataku, poświęciłaś dla niego całe swoje życie prywatne. Chcesz teraz tak nagle wszystko to zaprzepaścić? Skoro miałaś już tyle wyrzeczeń i spotkało cię tyle złego, to błagam cię – skoro on mówi, że będzie się leczył, ale ty musisz coś tam zrobić – zrób to. Nie pozwól, aby całe twoje poświęcenie poszło się za przeproszeniem jebać. Obiecałaś sobie, że go wyleczysz, tak?
— No tak – wydukałam.
— No to go wylecz, spełnij swój cel, skoro i tak już jesteś w tym bagnie! Kiedy Gregor wyzdrowieje wszystko będzie inne, a ty będziesz miała poczucie, że nie poświęciłaś się na darmo. Rezygnowanie z tego wszystkiego właśnie w tej chwili, gdy rozpoczęcie leczenia jest już tak blisko, początek lepszego życia czeka tuż za rogiem, to istny debilizm. Zrób wszystko, aby on chodził na jakieś terapie i dostawał leki, bo gdy tak się stanie, całe twoje piekło dobiegnie końca.
— Masz rację – przyznałam z uznaniem. – Nie mogę się teraz wycofać, nie gdy już tak wiele przeszłam. Zrobię wszystko, aby on zaczął się leczyć.
— Obstawiam, że on gada, iż cię kocha, tylko ze względu na chorobę. Cały czas myśli o tej Natashy, gdy już będzie z nim wszystko w porządku, otrzymasz w prezencie upragnioną wolność – stwierdziła z uśmiechem.
— Dziękuję ci za to spotkanie – również odpowiedziałam uśmiechem. – Jesteś niezastąpiona, mimo tego iż często się kłócimy.
— Od tego są przyjaciele, nie ma za co – zapewniła. – O kurcze…
— Co się stało? – zmarszczyłam brwi i zaczęłam rozglądać się dookoła. – Coś zobaczyła takiego strasznego?
— Tomasz tam stoi z kwiatkami i misiem – wydukała i zerwała się z miejsca, ciągnąc mnie za nadgarstek. – Wiki, biegniemy! – krzyknęła i porwała mnie na główną ulicę, wykładaną kocimi łbami.
— To on jeszcze ci nie dał spokoju?! – zaśmiałam się perliście, czując jak podnosi mi się adrenalina. Spojrzałam się za siebie i ujrzałam rozpromienionego Tomasza, który również za nami pędził, jak szalony z podarkami w rękach.
— Madziu, kochanie! – krzyczał za nami. – Zaczekaj, mam cos dla ciebie!
— Odpieprz się ode mnie raz na zawsze idioto! – krzyknęła do niego, ale ten najwyraźniej nie przyjmował odmowy do wiadomości.
Dla  mnie ta cała sytuacja była jak z jakieś zabawnej komedii. W mojej przyjaciółce zakochał się na zabój jakiś palant, który nie jest w stanie zrozumieć słów odmowy i teraz biegnie za nami z podarkami w dwóch łapkach, z uśmiechem na pół gęby, a my uciekamy przed nim, również wychodząc na idiotki. Cała akcja dzieje się na środku miasta, na głównej drodze, przez którą przechadza się masa ludzi, spoglądając na nas, jak na ostatnich wariatów. Psychol Tomasz co chwilę wykrzykuje imię swojej lubej, a Magda w odpowiedzi kieruje najgorsze epitety pod jego adresem, nie powstrzymując się zbytnio od niecenzuralnych słów. Natomiast ja nie mogąc za bardzo uwierzyć w prawdziwość sytuacji, biegnę ramię w ramię z najlepszą przyjaciółką, śmiejąc się do rozpuku i nie czując w ogóle zmęczenia biegiem. Krzyki obojga, mieszają się ze stukotem dwóch par szpilek na kocich łbach.
Niebawem Sobańska zaciągnęła mnie gwałtownie na stronę, w jakąś ciemną uliczkę po prawej stronie i przywarła możliwie jak najbliżej ściany. Jest, zgubiłyśmy Tomasza. Obie teraz sapałyśmy ciężko, nie mogąc złapać tchu, ale już po chwili śmiałyśmy się serdecznie.
Całą tą akcję przerywa uporczywe dzwonienie mojej komórki. Mama.
— Wiki, Gregor trafił do szpitala, najwyraźniej usiłował, podciąć sobie żyły.

5 komentarzy:

  1. Uh... ;3 W końcu dodałaś nexta może ja się w końcu odblokuję i prawie dwa dni wpatrywania w pusty post dadzą w końcu efekty i napiszę ci twoich kochanych Finów.
    Weś już wylecz tego Gredzia w twoim opowiadaniu bo mam go szczerze dość i głupoty Wiktorii też, dziewczyno to jest psychopata ja bym uciekła i nie wracała kolejny na to dowód podciął sobie żyły i bardzo dobrze niech się idiota zabiję i będzie spokój.
    Szczerze jak dla mnie za dużo Gredzia psychopaty, więc proszę powiedz, że jeszcze dużo go nie zostało *prosi*
    Dobrze pamiętam, że w następnym rozdziale Ville, czy dopiero za dwa *myśli* wiesz, że za nim tęsknie. ;_; No i jeszcze to, że nie kompletnego pojęcia, jak zacząć swój rozdział.

    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. powiem Ci kochana, że zupełnie nie mam pomysłu na komentarz. jakby jeszcze było mało to umieram z bólu po usunięciu zęba... zacznę od końca: matko boska! tylko nie to! Gregor nie może sobie podciąć żył! proszę, nie rób tego! powiedz mi, że to nie prawda, że Gregor nie podciął sobie żył! ja tego nie przeżyję, jeśli on to sobie zrobił...dobra, uspokoiłam się nieco... Wiktoria ma naprawdę niezły orzech do zgryzienia... oboje - Gregor i Thomas - są na swój sposób świetnymi facetami. sama nie wiem, z którym powinna związać się Wiki. to tyle. a teraz idę umierać z bólu... weny kochana :* i jeszcze raz bardzo ale to bardzo Cię przepraszam za ten lakoniczny i mało rozumny komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No dobra odpuściłam sobie ostatnio komentowanie ,bo stwierdziłam ,że moje ,,OOOOOOO'' są już nudne ,ale jakoś tak się tym teraz nie przejmuję. No do rzeczy w końcu
    Jak to ładnie Magda określiła ,,bagno'' Głupia i bezsensowna miłość do Thomaska, chora fascynacja Gregorkiem ,a teraz doszła jakaś zaginiona siostrzyczka!!
    Nie mam pojęcia jak ty te wszystkie sprawy zamierzasz rozwiązać ,ale powodzenia.
    I weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie spodziewałam się, że Zgredziu jest na tyle rozbity emocjonalnie aby zgwałcić Wiki O.o
    Zaskakujące.

    OdpowiedzUsuń
  5. Boję się o Ciebie i Twoje pomysły, Wiki.
    Rozdział ? Nie wiem, co mam powiedzieć. Jak napisałam Ci na gadu : " kurwa, KuRwA, KURWA ! O.o ". Jestem rozwalona na kilkaset kawałeczków i nie mogę się pozbierać. Ciekawe i zaskakujące, jak napisała moja poprzedniczka.
    Brak mi słów. I posłuchaj - zGredzio ma żyć ! Bo ... no wiesz, nie bd przy ludziach zdradzać :D

    P.S. Widzisz? Komentarz jest, obiecałam i dodałam :P

    D. xx

    OdpowiedzUsuń