Rozdział 27
Wiedziałam, że Gregor będzie chciał, abym pojechała z
nim na zgrupowanie kadry, które odbywało się dwa tygodnie przed pierwszymi
zawodami Letniego GP w Niemczech, więc nie wahałam się, aby „zaproponować” ten
wyjazd także facecikowi, który nam Gregora leczył. Musiałam się z nim długo
kłócić, ale w końcu się zgodził i nie miał zamiaru rezygnować z jakże pomocnych
sesji z pacjentem. Dopięłam swego. Nie uśmiechało mi się nagłe przerwanie
terapii z psychiatrą, bo stracilibyśmy, to co na razie udało się nam
wypracować. Nie ulega wątpliwości, że doktorek Schmitt miał absolutną rację –
Schlieri potrzebował ciągłego nadzoru i opieki specjalisty, aby znowu coś mu nie
strzeliło do głowy – na przykład samobójstwo.
— Musiałaś to zrobić? – spytał z pretensją skoczek,
gdy rozmawialiśmy na ten temat. – Sądziłem, że odpocznę od tych sesji – żachnął
się.
— Tak? I co jeszcze? – piekliłam się. – Może
przestaniesz brać leki?! – wrzasnęłam. – Jaka była umowa? Dostajesz mnie, w
zamian za leczenie swojej schizofrenii.
— Wiem, jaka była umowa kochanie moje najdroższe –
powiedział z uśmiechem i objął mnie w pasie. – Bardzo przepraszam, od teraz
będę grzeczny – wyszeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz.
W trakcie tej rozmowy pakowaliśmy się akurat na wyjazd
do Austrii, a potem z kraju od razu do Niemiec. Gregorek uparł się, że mam za
nim i za skoczkami latać dosłownie na każde zawody. Czekały mnie więc Niemcy,
Polska, Francja, Szwajcaria, Japonia, Rosja, Kazachstan, Austria i znów Niemcy.
Jeśli podczas tej podróży ja sama nie oszaleję, to będzie cud. Schlieri
„uspokoił” mnie i zapewnił, że rozmawiał już z trenerem, a ten nie ma nic
przeciwko. Jak miło! Liczyłam jednak do samego końca, że to nie wypali. Powód,
dla którego skoczek zabierał mnie wszędzie ze sobą był jasny i oczywisty –
chciał nieustającego seksu, a ja już powoli traciłam siły wszelakie.
Z początku czułam się wykorzystywana, ale potem
zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie, więc nie chodziłam już taka przybita.
Dopiero niedawno doszło do mnie, że tylko od mojego podejścia zależy, czy
będzie mi się to podobało, czy jednak nie. Stwierdziłam wreszcie, że układ ten
nie jest wcale taki najgorszy, bo nie mam w obowiązku angażować się uczuciowo,
a seks zawsze poprawiał mi nastrój, działał niczym dopalacz – w dodatku był
całkiem za darmo. Jako że miałam ponad roczną przerwę od tego typu rzeczy,
właśnie teraz odkryłam, jak bardzo mi wszystkiego brakowało. Cóż za idioci mówią,
że tylko faceci posiadają potrzebę bliskości fizycznej? Pewnie to przez
zakompleksione babki, które kochają się ze swoimi facetami raz na rok.
Byłam ladacznicą? Możliwe, ale nie rozumiem dlaczego
dziewczyny mają sobie odmawiać przyjemności, tylko dlatego że zostaną uznane za
jakieś tam. Nie czułam się z tym źle, a wręcz przeciwnie, lubiłam to. Nie
posiadałam chłopaka ani nikomu nie robiłam złudnych nadziei . Byłam wolna, więc
robiłam, co chciałam.
Co się tyczy Thomasa – on sam w dalszym ciągu
pozostawał spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Nie mogłam zaprzeczyć, że to
właśnie przy nim czułam pełnie szczęścia i aby ją zasmakować, wcale nie
musiałam pchać mu się do łóżka. Wystarczy, że był blisko, a ja miałam możliwość
słyszenia jego głosu, czy wpatrywania się w niebieskie tęczówki. Zadziwiające
jak niewiele potrzeba człowiekowi do tego, aby stać się szczęśliwym. Thomas
zaoferował mi swoją przyjaźń i byłam mu wdzięczna za to. Gdybym go straciła na
zawsze, chociażby jako przyjaciela, chyba bym tego nie przetrwała. Moje myśli
ograniczały się tylko do tego poziomu relacji. Nigdy nie przeszło mi przez
myśl, aby Morgi mógł być moim mężczyzną – uznałam to za zbyt piękne i bajkowe,
aby mogło się spełnić, okazać kiedykolwiek realne.
Wyrosła ze mnie typowa kobieta, która jest realistką,
więc nie buja w obłokach. Już dawno przestałam wierzyć w księcia na białym
koniu, więc w wieku lat szesnastu związałam się z Danielem, bo stwierdziłam, że
czekając na ideał, zgorzknieję zupełnie jak stara panna i nigdy nie zaznam smaku
miłości. Nie żałowałam związku z nim – było cudownie. Zaznałam u jego boku
wielu miłych chwil, jednak coś się popsuło, więc nasze drogi się rozeszły.
Kolejnym okazał się facet o imieniu Filip, z którym związałam się w wieku lat
dziewiętnastu i rozeszłam już po roku, jednak mimo wszystko i tego nie żałuję.
Przy każdym z nich czułam się szczęśliwa i spełniona, a to chyba było
najważniejsze.
Teraz miałam Gregora i choć wiedziałam, że nie ma mowy
o żadnym głębszym uczuciu, to mimo wszystko było miło oraz przyjemnie. Co z
Księciem na białym koniu? – zapewne gdzieś tam jest w Austrii i trenuje do
utraty tchu, aby przypadkiem nie być gorszym od Gregora na zawodach, a także w
klasyfikacji generalnej. Poznałam ideał mężczyzny – był nim Thomas. Nie zmienia
to jednak faktu, że chociaż istniał, to nie potrafiłam wyznać mu swoich uczuć,
więc upajałam się samą znajomością – los i tak okazał się dla mnie łaskawy.
Mieć marzenie tak blisko, a z niego nie skorzystać, toż to tylko Wiktoria
Maliniak potrafi, bo jest głupia, strachliwa i żałosna w każdym calu. Chyba
nigdy nie będę korzystać z życia na sto procent.
Pocieszałam się mimo wszystko faktem, że już niebawem
będę miała możliwość zobaczenia się z Morgensternem i chociaż uściskam go po
przyjacielsku. Znów zaczęło mi brakować zapachu jego perfum. Dotyku jego dłoni,
zadziornych oczu i zabójczego uśmiechu. Chyba po raz kolejny się za bardzo
rozmarzyłam, taka moja dola.
— Tylko nie mów nikomu o naszym układzie –
zastrzegłam. – Bo ci własnoręcznie urwę sprzęt – pogroziłam mu i zapięłam
torbę. Ten tylko zaśmiał się, po czym klepnął mnie z całej siły w tyłek, kiedy
się schylałam do bagażu.
— Wiem doskonale, że i ty masz z tego dobrą zabawę –
powiedział z uśmiechem. – Ale w sumie cię rozumiem. Kobiety też mają swoje
potrzeby.
— Obiecaj – wycedziłam przez zęby. – Błagam.
— A zabawimy się od razu po przyjeździe do hotelu i
dziś wieczorem?
— Zachowujesz się tak, jakbyśmy codziennie tego nie
robili – powiedziałam z pretensją. – Nie mam innego wyjścia – wzruszyłam
ramionami i wyszłam z pokoju, z torbą w rękach, wynosząc ją na przedpokój.
— Przecież ty też to uwielbiasz – powiedział. –
Mówiłem ci Kiciu, że nie będziesz żałowała. Tylko się nie chcesz przyznać sama
przed sobą.
Ależ ja się przed samą sobą przyznaję, ale nie mam
najmniejszej ochoty powiedzieć tego Gregorowi w twarz. Lepiej niech wyciąga
takie wnioski z moich reakcji na jego czyny, a ja mu nie będę nic mówiła. Nie
przywykłam do mówienia głośno o takich rzeczach. Też coś, strachliwa myszka, a
takie rzeczy wyczynia. Sama siebie zadziwiam. Byłam szarą myszką i dalej nią
jestem właściwie, ale Schlieri od początku naszego układu zaczął nazywać mnie
paradoksalnie Kicią, bo stwierdził, że w łóżku wcale nie przypominam myszy.
Zaczęło mnie trochę to przezwisko niepokoić, bo powtarzał je coraz częściej,
zamiast mojego imienia i bardzo mnie to irytowało.
Nie odezwałam się do niego, bo nie za bardzo
wiedziałam co odpowiedzieć, więc usiadłam na łóżku i zaczęłam wpatrywać się z
zadumą w plakaty, które niezmiennie zajmowały całą ścianę w moim pokoju. Ku
mojej uciesze Gregor nie widział, jak pakowałam wisiorek i kolczyki od Thomasa
w kształcie cudownych, złotych gwiazdek. Byłby wściekły, gdyby się dowiedział.
Prawda była taka, że nie wspomniałam o Morgim ani jednego słowa, więc szatyn
myślał zapewne, iż nie zajmuje on już mojej głowy.
— Kiedy mamy odlot? – spytałam, przerywając głuchą
ciszę.
— Odlot to możemy mieć już za parę chwil – powiedział
szelmowsko z jednoznacznym uśmieszkiem, a ja poczułam jak żołądek zmienia się w
supeł.
— Nie o to chodziło – nachmurzyłam się, odpychając go.
– Samolot, o której mamy jutro samolot?
— O ósmej – odwarknął. – Nie masz może ochoty się
zabawić?
— Zabawialiśmy się dziś rano – zauważyłam, rumieniąc
się na samo wspomnienie. – Skąd u ciebie tyle testosteronu? – zmarszczyłam
brwi. – Nigdy nie masz dość.
— To prawda – uśmiechnął się, pokazując mi rząd swoich
białych zębów. – Ciebie nigdy nie mógłbym mieć dość – stwierdził rozmarzony. –
Jesteś wspaniała. – Delikatnym ruchem dłoni zaczął zsuwać ze mnie ramiączka
bluzki, a ja zadrżałam mimowolnie, czując parzący dotyk jego skóry.
Już po chwil bluzka obnażyła piersi, zatrzymując się
gdzieś w okolicy tali, a sam Gregor popatrzył na moje ciało skrzącymi się
oczyma, następnie delikatnym acz zdecydowanym ruchem ręki pchnął na łóżko i bez
najmniejszego ostrzeżenia wpił się w usta, całując bez opamiętania. Gorąco
rozlało się po moim ciele, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jego
dłonie zaczęły niespokojną wędrówkę. Położył się na mnie, chcąc być jak
najbliżej. Po paru chwilach nasze ciała były ze sobą splatane, a ja znajdowałam
przyjemność w jego objęciach.
— Nie masz może ochoty zrobić tego pod prysznicem? –
zapytał z nieschodzącym mu z twarzy uśmiechem, wyczekując aż coś z siebie
wyduszę, po tym jak ledwo mogłam złapać oddech, z powodu jego pocałunków.
Szczerze powiedziawszy nie, nie miałam ochoty nawet
najmniejszej. Nigdy nie uważałam łazienki, jako miejsca dobrego do czynienia
takich rzeczy i raczej nie posiadałam w związku z tym miłych wspomnień –
próbowałam. Nienawidziłam chwili, gdy moje ciało zostaje przygniecione do
zimnych jak cholera kafelek, graniczących z prysznicem. W chwili gdy ciało jest
rozgrzane od nadmiaru podniecenia, szok termiczny gwarantowany. Także wiecie –
Wiktoria Maliniak stanowczo nie poleca. Mimo wszystko wpatrując się
nieprzerwanie w jego rozpalone pożądaniem oczy, stwierdzam, że co mi szkodzi
spróbować raz jeszcze. Było widać, że bardzo mu na tym zależy, a w sprawach
seksu był w stanie, przekonać mnie niemal do wszystkiego.
— Jak chcesz – również odpowiedziałam uśmiechem. – Mi
to obojętne – skłamałam.
Gregor spojrzał się na mnie przez chwilę z miną,
jakby właśnie wygrał sporą sumę pieniędzy na loterii. Bez słowa wstał i
podniósł mnie z łóżka, po czym zaniósł na rękach do łazienki, rozbierając po
drodze.
Już kilka minut później stanęłam naga pod prysznicem i
czułam jak letnie krople wody, spływają po moim ciele strumieniami. Oczywiście
nie obyło się, bez przyparcia mnie z całej siły do białych kafli na ścianie.
Początkowo zaczęły odżywać wspomnienia, jakie miałam z poprzednimi facetami,
ale gdy Gregor zdecydowanym ruchem uniósł mnie, a ja instynktownie skrzyżowałam
nogi za jego plecami, to szczerze wolałam myśleć o tym co teraz. Jęknęłam
przeciągle, gdy we mnie wszedł, odchylając głowę do tyłu. Mój błąd. Uderzyłam
się o kafle i zaczęła mnie boleć głowa – nie, czyli jednak łazienka wypada z
listy „ulubione miejsca na igraszki”.
Gregor zauważył to i cichutko zaśmiał się pod nosem,
ale ja szczerze poirytowana, nie miałam ochoty słyszeć jego śmiechu w tej
chwili. Bardzo zabawne – na serio, boki, zrywać. Byłam zła i z uwagi na to,
wolałam zatkać mu usta pocałunkiem, ale chyba zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo
lekko się zachwiał – co nie oznacza, ażeby dobry humor go opuszczał. Po krótkiej
chwili, przeniósł całą swoją uwagę z moich ust na piersi, a gdy lekko skubnął
sutek, musiałam uważać, ażeby nie pierdyknąć znów nieszczęśliwie głową. Udało
mi się – hura. Poruszał się we mnie z początku powoli i delikatnie, ale w miarę
upływu czasu, postanowił się nie ograniczać, więc już wkrótce pomieszczenie
wypełniło się dźwiękiem naszych jęków. Przez ten cały czas Schlieri starał
patrzeć się mi prosto w oczy, ale nie za bardzo mógł się powstrzymać od
odchylania głowy i mrużenia powiek w przypływie rozkoszy. Zaśmiałam się pod
nosem i musiałam przyznać się sama przed sobą – uwielbiałam, gdy jęczał, bo
wydawał dźwięki podobne do rasowego kocura.
— Kiciu – wyjęknął mi do ucha i przygryzł jego płatek.
– Najdroższa.
— Mój kochany Kocurek – odpowiedziałam, widząc uśmiech
na jego twarzy.
***
Lecimy do Austrii, yeah! Znajdujemy się już wewnątrz
samolotu i niedługo będziemy startować! Czy tylko ja się cieszę, że tam lecimy?
Najwidoczniej, bo Gregor bardzo się mi nachmurzył, kiedy zobaczył doktorka
Schmitta na sąsiednim siedzeniu ze swoją podręczną, skórzaną torbą na kolanach
– zapewne trzymał tam leki dla Schlieriego. Sam facecik też jakoś nie pałał
optymizmem na prawo i lewo – zdawało mi się, że wybiera się z nami do
Hinzenbach wbrew własnej woli, w sumie to jakoś nie bardzo odbiegało od prawdy,
ale wreszcie się zgodził, nie?
— Wiki – usłyszałam niepewny głos Schlierenzauera,
kiedy zapinałam pas. Spojrzałam w jego stronę z zaciekawieniem.
— Co się stało? – spytałam łagodnie.
— Daj mi swoją rękę – powiedział błagalnie. – Proszę.
– dodał na koniec.
— Co się stało? – powtórzyłam przerażona, widząc
strach wymalowany na jego twarzy. Zaczął przy okazji cały drżeć. – Gregor! –
powiedziałam głośniej, po czym ujęłam go za rękę, splatając nasze palce. – Masz
znów atak? Widzisz coś albo słyszysz? – Spojrzałam wtem z niepokojem na lekarza
Schmitta.
— Nie, nie – zaprzeczył. – W tym zakresie na razie nie
mam poważniejszych problemów – zapewnił. – Tylko że… ja się boję latać
samolotem.
Spojrzałam na niego jak na przybysza z innej planety i
cudem powstrzymałam się od tego, aby nie wybuchnąć śmiechem. Jak to możliwe, że
on – skoczek narciarski, który miał obowiązek latania samolotami kilkanaście
razy do roku, boi się latać samolotami? Przecież to przeczy jakiejkolwiek
logice, a poza tym lata od tak dawna i jeszcze się z tego nie wyleczył?
— Za dużo oglądałeś filmów katastroficznych –
stwierdzam, wzruszając ramionami, gdy już udaje mi się odzyskać mowę. – Boisz,
że się rozbijemy, czy o co chodzi? Bo w lęk wysokości, to ja raczej nie
uwierzę, biorąc pod uwagę fakt, jakim sportem się zajmujesz – dodałam.
— Powiedzmy, że twoje przypuszczenia są słuszne –
powiedział z wahaniem, nie dało się nie wyczuć także wstydu. – Mam ten lęk od
dziecka.
— O rety – pokręciłam głową. – A jak ty sobie radzisz
w czasie sezonu? Chyba nie łapiesz kolegów za raczki?
Gregor śmieje się nerwowo.
— Nie – powiedział z uśmiechem. – Jakoś zawsze udaje
mi się przetrwać, ale to trudne, a już na pewno nie mogę siedzieć sam. Tak
właściwie to zawsze jestem z Thomasem i tylko on z całej kadry wie, o mojej
przypadłości.
— Z Thomasem? – Byłam w szoku. – Myślałam, że wy się
nienawidzicie.
Gregor odwrócił ode mnie swój wzrok, po czym zwiesił
głowę i przed dłuższą chwilę się nad czymś zastanawiał. Kiedy znów na mnie
spojrzał, miał bardzo zmartwioną minę, po czym westchnął ciężko.
— Nasze relacje są bardzo skomplikowane – stwierdził
wreszcie. – Jesteśmy dla siebie największymi rywalami na skoczni i może przez
to nie jest najlepiej. – Na jego twarzy pojawiał się grymas. – Każdy chce być
lepszy od drugiego, to jest najważniejsze. Już nawet nie liczą się inni
skoczkowie.
— Przecież to głupie! – Nie wytrzymałam w końcu i
fuknęłam. – Jak można postępować w ten sposób?
— Tak to już z nami jest, po prostu – Schlieri
wzruszył ramionami i zdaje mi się, że nie zauważył mojej frustracji. –
Nawet jeśli nie wygrywam zawodów, a jestem lepszy od Morgensterna czuje, się
niczym zwycięzca konkursu. Thomas myśli o mnie w ten sam sposób. Oboje jesteśmy
cholernie ambitni i się nawzajem prześcigamy. Myślisz dlaczego Morgi trenuje na
umór całymi dniami?
— Bo chce wygrać Letnie GP?
— Nie – spojrzał na mnie rozbawiony. – Jemu zależy na
tym, aby wygrać ze mną, ale ja tanio skóry nie sprzedam – zapewnił. – Inni
skoczkowie nie mają znaczenia – powtórzył, a ja czuję napiętą atmosferę, jaka
zapanowała po wypowiedzeniu tych słów i jakoś mi tak zimno. To zabrzmiało
prawie jak groźba.
Zaczynam się bać tego wyjazdu na zgrupowanie, a miałam
taki dobry humor. Oni naprawdę są dla siebie nawzajem najgroźniejszymi
rywalami, lepiej będzie, jeśli uda ich się trzymać od siebie z daleka.
Lecieliśmy w kompletnej ciszy przez większość czasu, a ja tylko wgapiałam się w
chmury za oknem, z każdym kilometrem czując większy lęk przed spotkaniem z
Austriakami. Czekał mnie grom z jasnego nieba w trzech osobach – Kofler, Koch i
Kraft. Oni dalej mają ze mną „niewyrównane rachunki”.
Spojrzałam na Gregora, odkrywając, że szatyn wpatruje
się we mnie jak cielę na malowane wrota, a jego wzrok jest rozmarzony.
Uśmiechnął się promiennie, gdy zaczęłam przyglądać się jego wyczynom.
— Czemu się we mnie tak wpatrujesz? – spytałam unosząc
jedną brew.
— Kocham cię – powiedział rozanielony i zbliżył się do
mnie, lekko muskając wargi. – Naprawdę kocham – zapewnił. – Tylko ty mnie
rozumiesz, tylko z tobą mogę być szczęśliwy – powiedział cicho, nie
spuszczając ze mnie wzroku. – Uwielbiam w tobie praktycznie wszystko, łącznie z
twoją nieśmiałością, naiwnością, ślepą wiarą w ludzi i dobrodusznym serduszkiem
– jesteś słodka.
— Przestań, błagam! – poczułam jak łzy zbierają mi się
pod powiekami. – To miał być tylko układ, pamiętasz? Nic poważniejszego. Żadnej
miłości ani związków.
— Nic nie poradzę na to, że się w tobie zakochałem –
powiedział, a uśmiech znikł z jego twarzy. – Udowodnię ci to, zobaczysz.
— Nie chcę, abyś mi cokolwiek udowadniał –
zaprzeczyłam gorączkowo. – Nie kocham cię i nigdy nie pokocham naprawdę –
przyznałam z pełną powagą.
— Liczyłem na to, że gdy już lekarz uzna mnie za
zdrowego, będziemy mogli zacząć szczęśliwe, wspólne życie – oznajmia niezrażony
moimi słowami. – Miałem nadzieję, że jednak coś się odmieniło i w twoim sercu
jest miejsce dla mnie. Czy naprawdę nic do mnie nie czujesz? – spojrzał na mnie
z nadzieją.
— Nie – odpowiedziałam chłodno. – Gdybyś zażądał ode
mnie czegoś innego niż seksu, zapewniam cię, że nigdy by się nic nie wydarzyło.
Nigdy bym cię nie pocałowała ani nie objęła. To ty wszystko powodowałeś,
żądałeś ode mnie. Czysty handel wymienny – stwierdzam lekko, ale w głębi duszy,
czuję się, jakby coś pokiereszowało mi duszę oraz serce. – Szkoda tylko, że to
ja jestem tym towarem – fuknęłam wściekle. – Zeszmaciłeś mnie doszczętnie, to
wszystko twoja wina! – uniosłam się.
— Przepraszam, to faktycznie mogło tak wyglądać –
odezwał się. – Ale zażądałem tego tylko dlatego, że cię pragnąłem i pragnę w
dalszym ciągu, nieprzerwanie. Nie widziałem innego sposobu, aby zbliżyć się do
ciebie. Kocham cię całym swoim sercem, duszą i ciałem. To ty nadajesz sens
mojemu życiu. Gdyby nie ty, już by mnie nie było na tym świecie. Przy tobie
jestem szczęśliwy – powiedział z przejęciem i wziął moją dłoń w swoją, aby
potem ucałować.
— Może i zyskałeś moje ciało, ale nie jest możliwym,
aby oddała ci swoje serce – powiedziałam łamanym głosem. – Nie mogę, nie
potrafię i nie chcę. Między nami nigdy nie będzie miłości.
— Zrobię wszystko co w mojej mocy, abyś mnie pokochała
– zapewnił niemal szeptem. – Choćby to miała być ostatnia rzecz w moim życiu.
Nie mogę pozwolić, abyś kiedykolwiek odeszła ode mnie, bo wtedy cały mój świat
się zawali.
Co się stało? Przecież to niemożliwe, aby naprawdę mu
zależało. To nie jest prawdziwa miłość. Zapewne cały czas chce zastąpić w pełni
swoją ukochaną Natashę moją osobą. Wszystkie te wyznania bardzo mnie męczyły, a
każde słowo, które mówiło o uczuciu do mnie, powodowało, że miałam ochotę się
rozpłakać, ale mimo to byłam twarda i jeszcze nie poleciały łzy. Świadomość, że
on może jednak nie kłamać, dobijała mnie zupełnie, bo wiedziałam już wtedy, iż
przenigdy nie będę miała sił, aby tą miłość odwzajemnić. Odnosiłam wrażenie, że
wszystko się mi wali na głowę w jednej niemalże chwili, a te całe gorączkowe
wyznania, tylko jeszcze bardziej psują moje życie. Zdecydowanie łatwiej było
kochać się z kimś, mając pewność, że ta osoba, także nic nie czuje i chodzi jej
tylko o seks, ale jeśli on naprawdę się zakochał, to wszystko staje się jeszcze
bardziej skomplikowane.
— Gregor musimy z tym skończyć, ja nie chcę dawać ci
złudnej nadziei, bo to i tak się nie uda – powiedziałam na jednym wydechu. –
Nie mam zamiaru igrać z twoimi uczuciami. Nie życzę sobie, abyś kiedykolwiek
żądał ode mnie poważnego związku.
***
Jak łatwo się zapewne domyślić, Gregor się nie
zgodził, na zakończenie naszego układu. „Przestaniemy się kochać, to ja
przestanę się leczyć” – szatyn zachowywał się bardzo często jak małe,
rozwydrzone dziecko i bardzo mnie to irytowało. Ku mojej uciesze jednak,
przyrzekł nie wspominać nikomu – absolutnie nikomu! – o naszym układzie. Ponadto
obiecał, że będzie mnie bronił przed resztą Austriaków, gdyby ci dalej mieli do
mnie jakieś „ale”, bo chyba coś ze sobą nie przepadamy zbytnio. Kiedy
przyznałam z uśmiechem, że będę mu wdzięczna za ochronę przed tymi facetami,
odpowiedział, że to będzie pierwszy z wielu dowodów jego miłości, prawdziwej
miłości do mnie. Na dźwięk tych słów, znowu poczułam, jakby ktoś mi serce wraz
z duszą pokiereszował. Marzyłam o tym, aby mimo wszystko nie podkreślał tak
swojego uczucia – nie mogłam go jednak powstrzymać.
Co się tyczy facecika Schmitta, to bidak musiał znosić
naszą obecność i w dodatku wyśmienicie udawać, że nie słyszy naszej wymiany
zdań – bądź co bądź sprawy te były bardzo osobiste. Miałam niemalże pewność, iż
w samolocie również słyszał każde słowo – nawet okiem nie mrugnął! Byłam mu za
to wdzięczna ogromnie i doszłam do wniosku, że z tego tytułu wypadałoby odpalić
mu jakąś zapłatę za trudy, nawet jeśli jej od nas nie wymagał. Latał cały czas
jakieś dwa metry za nami i dzierżąc w jednej dłoni skórzaną teczką, w drugiej
trzymał uchwyt walizki podróżnej, ciągnąc ją zażarcie po chodniku.
Była połowa lipca, a my właśnie zmierzaliśmy prosto
pod skocznie w Hinzenbach – tam miała odbyć się pierwsza zbiórka, która została
zaplanowana na godzinę dwunastą. Reszty nie znam, bo się Gregor nie podzielił
ze mną planem. Przez następne dwa tygodnie treningi, treningi i treningi –
nudy, ale cóż czasem trzeba, a w przypadku sportowców to już szczególnie.
Oddaliłam się dosłownie na kilka chwil od Schlierenzauera, gdy właśnie skoczek
zmierzał do pomieszczenia dla skoczków, a mi zadzwonił telefon. Poprosiłam go
uprzejmie, aby nikomu nie mówił, że tu jestem razem z nim. Niebawem sama
przyjdę i chcę zobaczyć ich rozdziawione mordki – zgodził się.
— Halo? – spytałam zaskoczona, bo choć nie wyrzuciłam
swojej karty do śmietnika razem z odłamkami obudowy, to numery mi się
pousuwały. Zdążyłam już kupić na szczęście nowy telefon.
— Czemu nie odbierasz od kilku dni? Ja się martwię! –
Usłyszałam w słuchawce krzyk nikogo innego, jak Ville. – Łaskawie teraz
podniosła słuchawkę! – oburzył się.
— Nie krzycz na mnie – zmarszczyłam brwi. – Miałam
wypadek i telefon mi się rozwalił na kostce. Musiałam kupić nowy – usprawiedliwiałam
się.
— Zawsze cię miałem za ciamajdę. – Usłyszałam śmiech w
słuchawce. – Wcale mnie to nie dziwi – dodał.
— Zadzwoniłeś, bo się martwisz, czy masz zamiar mnie
wkurwiać? – warknęłam.
— Chciałem się dowiedzieć jak ci idzie leczenie
Gregorka – zakpił. – Bo słyszałem od pewnych zaufanych źródeł, że wolałaś
pojechać, aby opiekować się tym idiotą, aniżeli wyjechać razem z Thomasem! – W
jego głosie dało się usłyszeć jedną wielką pretensję i frustrację. –
Dziewczyno! – krzyknął nagle, a ja muszę oddalić słuchawkę od ucha, aby nie
ogłuchnąć. – To ja się tu starałem i Thomasa namawiałem do zaopiekowania się
tobą, bo wiem jak ci na nim zależy, a ty zamiast wykorzystać te kilka tygodni
jak należy, wszystko pieprzysz! Cały mój wysiłek! Czy ty wiesz, jak ja się teraz
czuję?! Gdyby nie ja, to w życiu by się to tak nie potoczyło.
— Wiem Ville – przyznałam ze skruchą. – Idiotka ze
mnie, jak chcesz to możesz teraz na mnie jeszcze raz nawrzeszczeć – poddałam
się, bo wiedziałam, że ma rację.
— Nie miałem zamiaru się wyżywać nad tobą, ale nie
mogę słuchać tego, jakie wyczyniasz kretynizmy! – znów krzyknął. – Powiedziałaś
mi w szpitalu, że go kochasz, pamiętasz? Że czujesz się przy nim szczęśliwa,
tak?
— No tak – odpowiedziałam.
— No to rusz dupę i działaj! – kolejny raz krzyczy. –
Choć w sumie po tym jak mu odmówiłaś wyjazdu, to zdziwiłbym się, gdyby się na
ciebie nie obraził – stwierdził. – Dziewczyno! – powtórzył, a ja znów oddaliłam
telefon od ucha. – On cię chciał zabrać do swojego własnego domu, rozumiesz?
Czy ty byłaś w stanie pojąć powagę sytuacji?! – unosi się znowu. – Żal mi się
ciebie robi, gdy jestem świadom co ty wyrabiasz!
— Skąd o tym wiesz? – spytałam, gdy udało mi się w
końcu przebić przez lawinę pretensji, goryczy i wściekłości ze strony Ville.
— Nieważne – powiedział szybko i dobitnie. – Nie
zmieniaj tematu, ja jeszcze z tobą nie skończyłem! – zastrzega. – Wniosek jest
jeden maleńka – dodaje z powagą. – Thomas najwidoczniej również lepiej czuje
się w twoim towarzystwie, aniżeli bez niego. Inaczej nie zaproponowałby ci
wyjazdu.
— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mnie kocha –
zadrwiłam i cudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. – Zaoferował mi
swoją przyjaźń – dodałam już poważnie. Po tych słowach słyszę zniecierpliwione
westchnięcie i tłumioną usilnie złość na moją osobę.
— A powiedź mi dziewczyno jedno – zaczął śmiertelnie
poważnym, zimnym tonem. – Co innego mógł ci powiedzieć, jak nie to, że
jesteście przyjaciółmi? – zapytał. – Skoro ty nie dajesz mu żadnych, absolutnie
żadnych sygnałów, że czujesz coś więcej? – dodał. – Morgi przynajmniej się tobą
zaopiekował, troszczył się, chciał zabrać cię do SWOJEGO DOMU – podkreśla
ostatnie słowa. – Wydaje mi się, że jako takie sygnały dawał, ale ty ich nie
widziałaś, bo jesteś zwyczajnie ślepa! – po raz kolejny zaczął się pieklić. –
Okej, masz mnie – warknął poirytowany. – Wszystko to wiem od Thomasa. – Bierze
głęboki oddech. – Ty wiesz jak bardzo było mu przykro? Cały czas boisz się
odrzucenia z jego strony, a sama go odrzuciłaś. Hipokrytka! – wyzywa mnie.
— Nie wierzę – szepnęłam do słuchawki. – Co ci jeszcze
o mnie powiedział?
— Chcesz iść na łatwiznę, co? – zaśmiał się
serdecznie. – Ja ci wszystko wypaplę, a ty się rzucisz mu w ramiona, nie? –
spytał z udawaną, fałszywą radością. – Otóż to tak nie działa – spoważniał
nagle. – Słuchaj Wiki, ja nie wiem tak właściwie, co jest grane – powiedział
już normalnym głosem i tonem. – Mówił mi tylko, że odrzuciłaś jego propozycję,
bo Gregorek, ale to czy było mu przykro, wywnioskowałem zupełnie sam –
oznajmił. – Z tonu jego głosu. Co jak co, ale Thomas nigdy nie dusił w sobie
żadnych emocji. Ja sam zresztą, gdy to usłyszałem, nie mogłem uwierzyć, tym
bardziej, że ja wiem co czujesz do Morgiego. Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał z
żalem.
— Sprawy z Gregorem się nieco skomplikowały –
odpowiadam wymijająco, a głos mi drży. – Teraz sytuacja jest jeszcze bardziej
zagmatwana i trudno mi się z niej wyplatać – stwierdzam z bólem.
— Mogę ci jakoś pomóc? – spytał. – Opowiesz mi co się
dzieje?
— Nie teraz Ville, bo to długa historia – odpowiedziałam.
– Ale przyrzekam, że kiedyś wyznam ci zupełnie wszystko – obiecałam. – A co do
pomocy, to twój opieprz bardzo na mnie wpłynął – uśmiechnęłam się, choć Fin nie
mógł tego zobaczyć. – Wielkie dzięki.
— Gdzie teraz jesteś?
— W Austrii, w Hinzenbach niedaleko skoczni
narciarskiej – poinformowałam rzeczowo. – Muszę już kończyć.
— Czyli jednak poszłaś po rozum do głowy – stwierdził
z uznaniem i radością, ale tym razem prawdziwą. – Przyjechałaś do Thomasa!
— No właśnie nie, nie do niego, niestety – westchnęłam
ciężko. – Mówiłam ci, że wszystko jest jeszcze bardziej zaplatane, ale ja
obiecuję, że wyjaśnię niebawem.
— Aha, spoko – zgasł nagle. – Będę musiał cię za to
zjechać? Tak jak teraz? – spytał z zaciekawieniem.
— Jak się dowiesz, to zapewne mnie zabijesz. Czyli
będzie jeszcze gorzej – przyznałam z niechęcią. – Jak przeżyję, to będzie cud.
– Podniosłam kciuk do góry w powietrze.
— To aż tak wszystko spieprzyłaś?! – krzyknął z
niedowierzaniem. – No ja nie mogę, z tobą do trzy światy – westchnął
zrezygnowany. – W takim razie ja czekam na relację – powiedział podekscytowany.
— A ja póki co idę cieszyć się życiem! – Starałam się
zabrzmieć wesoło. – Bo niewiele mi go zostanie, jak już ci wszystko opowiem.
Pozdrów serdecznie Igę i Michała – uśmiechnęłam się.
— Okej, a ty pozdrów Thomasa – nakazał, ale jakby nie
swoim głosem.
— Okej, cześć – powiedziałam na pożegnanie i
zakończyłam rozmowę.
Westchnęłam ciężko i niepewnym krokiem ruszyłam do
celu.
No to teraz wiedziałaś, że od tego zacznę, tak i nie zamierzam zaczynać od niczego innego. :3
OdpowiedzUsuńMój kochany Ville, tak, tak opierdzielaj dalej, ja bym mogła dalej ciągnąć te ich kłótnie, ale tego się pewnie domyśliłaś :3 Mój kochany, szczerze za mało go było xd Tylko podsyciłaś moje oczekiwanie do tego, jak się wcześniej wyraziłaś będzie go bardzo dużo. :3 No, ale na razie będę musiała się tym zadowolić, niestety :c
W tej chwili nie jestem stanie napisać nic o durnym zachowaniu Wiki i Gredziu, ale pamiętaj, że oni dalej mnie irytują, ale po akcji z Ville zapomniałam co było na początku xD
Dobra, to ja czekam na więcej Ville :3
Pozdrawiam i weny ;*
chyba po raz pierwszy w mojej karierze blogerki nie potrafię napisać komentarza... szczerze powiedziawszy nie wiem, od czego zacząć... poza tym próbuję się obudzić ale nie mogę -.- pobudka o 6 rano nie jest dla mnie dobra -.- wiem, że jest prawie 12 ale ja nadal jestem śpiąca i nie potrafię się na niczym skupić -.- nie chcę wypisywać w komentarzu jakichś głupstw więc powstrzymam się od komentarza. wybacz mi :3 weny, duuużo weny :3
OdpowiedzUsuń