Rozdział 30
Powoli zaczynałam powracać do pełnej świadomości umysłu.
Czułam przyjemne ciepło, wiedziałam, że ktoś obejmuje mnie delikatnie
ramionami. Nie bojąc się już żadnego
zagrożenia, wtuliłam się z rozkoszą w czyjąś klatkę piersiową i uśmiechnęłam się
pod nosem. Byłam pewna, że zagrożenie zniknęło. Było mi tak dobrze i miło.
Zaraz jednak otworzyłam oczy, ciekawa niezmiernie u kogo też znajduję się na
kolanach. Gdy podniosłam wzrok, a następnie ujrzałam twarz mojego towarzysza,
poczułam, jak po moim ciele rozlewa się przyjemne gorąco. Chciałam, aby tak chwila trwała jak
najdłużej, pragnęłam, aby już na zawsze zostać w jego objęciach i czuć dotyk,
powodujący dreszcze.
— Thomas? – wyszeptałam. – Co się stało, co ty tu robisz? –
pytałam, nie mogąc oderwać wzroku od jego uśmiechniętej twarzy.
— Nic nie pamiętasz? – zdziwił się. Jego głos podziałał na
mnie niezwykle kojąco. – Uratowałem cię
przed tymi skurwysynami – dodał.
Zamyśliłam się na moment, przymrużając jednocześnie powieki.
Faktycznie. Dopiero teraz przed moimi oczami ukazały się te straszliwe migawki.
Przypomniałam sobie wszystko, a policzek uderzony wcześniej, przez któregoś z
Austriaków, dał o sobie znać. Syknęłam. Zaraz jednak ujrzałam, jak Thomas razem
z Manuelem pozbywają się ich z miejsca zdarzenia, wcześniej ich trochę tłukąc.
Pojawił się promienny uśmiech. Następnie pojawiła się wizja, gdy Thomas
podbiega do mnie i przytula do siebie mocno, starając się mnie uspokoić. To
była taka piękna chwila. Fakt, że byłam wtedy naga, nie za bardzo na mnie
wpłynął. W tej chwili byłam szczelnie otulona kocem i biorąc pod uwagę, że był
on dość gruby, a na dworze panowało lato, zaczęło mi być niemiłosiernie gorąco.
A może to przez obecność Morgiego, kto wie?
— Pamiętam – odpowiedziałam słabo. – Nawet nie wiem, jak ci
podziękować – odpowiedziałam ze smutkiem na twarzy. – Po raz kolejny ratujesz
mnie z opresji, a ja nie mam nawet jak spłacić długu – zmieszałam się.
Morgenstern zaśmiał się cicho, uwielbiałam jego śmiech.
Zresztą jakby się zastanowić, to uwielbiałam w nim dosłownie wszystko.
Trzymając mnie dalej na swoich kolanach, uniósł mój podbródek, zmuszając mnie w
ten sposób, do spojrzenia mu w roziskrzone oczy.
— Jakiego długu? O czym ty mówisz Wiki? – spytał zaskoczony.
– W życiu nie pozwoliłbym, aby stała ci się krzywda – zapewnił. – Nie musisz mi
się odwdzięczać, a już tym bardziej nie masz żadnego długu.
— Jesteś dla mnie za dobry – powiedziałam, czując jak łzy
zbierają mi się pod powiekami, ale nie chciałam płakać.
— Oj, Wiki – pokręcił głową lekko przybliżając mnie do
siebie. – Ty to się nigdy nie zmienisz – dodał.
— Wiem, jestem nieznośna – pociągnęłam nosem. – Każdy
prędzej czy później, ma mnie dość.
— Nie o to mi chodziło – odpowiedział. – A to co mówisz, to
zwyczajne kłamstwo – stwierdził. – Ja na pewno nie mam cię dość.
— Czyli nie jesteś już na mnie wściekły? – spytałam
zszokowana. – O te urodziny? – przypomniałam mu. – Nie mam pojęcia co mogłam na
nich zrobić lub powiedzieć. Myślałam nad tym bardzo dużo czasu, ale nic nie
mogę sobie przypomnieć – powiedziałam z wyraźnym bólem. – Nie możesz mi
powiedzieć? Byłeś na mnie bardzo zły.
Spuściłam głowę z zakłopotaniem, będąc za bardzo nieśmiałą,
aby patrzeć mu w dalszym ciągu w twarz. Poczułam po jakiś dwóch sekundach, jak
wszystkie jego mięśnie napinają się, w skutek czego, jego ramiona oplotły mnie
jeszcze mocniej, przez chwilę nie miałam dopływu tlenu. Zaraz jednak wszystko
ustało, a blondyn ze świstem wypuścił powietrze. Jakimś cudem odważyłam się
spojrzeć w górę. Na jego twarzy wymalowane było wyraźne skupienie. Nerwowo
zaczął na zmianę przygryzać i oblizywać wargi.
— Nie powinnaś była zaczynać znów tematu o tych cholernych
urodzinach – stwierdził. – Manuel przyprowadził tutaj tę twoją koleżankę Magdę,
przyniosła ci rzeczy do ubrania – gwałtownie zmienił temat.
— Czyli zrobiłam wtedy coś nie tak – stwierdziłam głupio, bo
to raczej było oczywiste. – Nie możesz mi powiedzieć co takiego, a ja bym potem
to odpokutowała? – spojrzałam na niego z nadzieją. – Nie chcę, abyś do końca
życia miał do mnie jakieś uprzedzenia z powodu tego, iż się narąbałam do
nieprzytomności.
— Ależ ja wcale nie mam uprzedzeń – zaprzeczył, a ja
wiedziałam, że nie kłamie. – I wcale nie zrobiłaś niczego złego, wręcz
przeciwnie. Problem w tym, że nie pamiętasz, to mnie dobiło wewnętrznie –
poinformował.
— Przepraszam – powiedziałam ze skruchą. – Naprawdę mi
przykro. Nie pamiętam nawet powodu dla którego miałabym się upić, a powód
zawsze jakiś muszę mieć, bo tak to nie piję wiele. Wiesz dlaczego wtedy się
upiłam?
— Powód także znam – przytaknął. – Ale jego ci nie zdradzę –
dodał, niemal od razu po tym, jak wstąpiła we mnie nadzieja. – Ten temat
naprawdę nie jest teraz istotny. Jak mówiłem wcześniej, Magda przyniosła ci
rzeczy.
Fakt, że byłam naga,
otulona jedynie kocem i siedziałam Thomasowi na kolanach, umknął mojej uwadze
na kilka chwil. Musiałam się chyba wtedy strasznie zaczerwienić, bo Thomas znów
zaśmiał się pod nosem. Powoli przeniosłam wzrok
z jego twarzy na ławeczkę. Niedaleko mnie, znajdowały się rzeczy, ładnie
i starannie poukładane w kosteczkę. Poprawiając swoje okrycie, zeskoczyłam
prawie z kolan Morgiemu i szczelnie otulona, odwróciłam się tyłem.
— Ja wyjdę i będę pilnował, żeby nikt tu nie wszedł –
powiedział i nim zdążyłam coś odrzec, już go nie było.
Zrzuciłam jednym, sprawnym ruchem kocyk w koale i zajęłam
się ubieraniem. Ta cała sytuacja wydawała mi się jakaś cholernie
nierzeczywista. Nie chciałam nawet myśleć, jak teraz wygląda wiadoma trójeczka
skoczków, i jak też zareagują, gdy mnie już zobaczą. Gdy skończyłam, wzięłam
głęboki oddech, wzięłam koc, po czym wyszłam w ekspresowym tempie.
— Masz – powiedziałam słabo i wcisnęłam koc blondynowi. Mój
cudowny humor, spowodowany zapewne jego niedawną bliskością, znikł gdzieś bez
śladu. Szczerze pragnęłam wtulić się w niego ponownie.
— To własność Manu – poinformował, ale bez większych
protestów wziął ode mnie okrycie. – Szybka jesteś – stwierdził, lustrując mnie
od góry do dołu.
— Jak Magda zareagowała? – spytałam, ignorując wcześniejsze
stwierdzenie. – Widząc mnie nagą u ciebie na kolanach?
Morgi zamyślił się na chwilę, po czym wzruszył niepewnie
ramionami.
— W pierwszej chwili myślała zapewne, że to ja cię chciałem
skrzywdzić. Ona mnie chyba nie lubi. Już od początku.
— Zgadłeś, nienawidzi cię wręcz – powiedziałam oschle,
dopiero po chwili orientując się, że wcale nie musiałam go o tym fakcie
informować. – Ale ty się nie przejmuj. – Chciałam złagodzić jakoś wcześniejsze
słowa. – Magda ogólnie nie lubi żadnego Austriaka. Gardzi wami wszystkimi tak
samo – wzruszyłam ramionami. – No, może ostatnio zmieniła zdanie co do Gregora,
ale tak, to od kilku lat, nic nie zmieniło się w tej kwasji. Ona ubóstwia
Niemców, z kolei ja, jakoś nie bardzo. Zawsze dochodziło między nami do sprzeczek
w tym temacie, także niezbyt często oglądamy wspólnie skoki. Nigdy nie miałam
ulubieńca, ale zawsze kibicowałam wam, jako drużynie. Teraz dostałam nauczkę,
jak widać. Team, który uwielbiałam bardziej niż swój narodowy, pokazuje jak
bardzo mną gardzi. Spoko. I jakoś teraz dziwnie się czuję ze świadomością, że
gdzieś u siebie w domu posiadam autografy Kocha, Krafta, czy Koflera.
Specjalnie wysyłałam listy i czekałam jak na szpilkach, a gdy wreszcie
przyszły, to się cieszyłam jak głupia. Posiadam też autografy Hayböcka, Zaunera, Goldbergera, Innauera,
Loitzla, czy Arthura Pauliego, a wiesz co jest najdziwniejsze?
— Co? – Morgi
spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami i lekko otwartą buzią.
— Nie wiem, po co ci
mówię to wszystko – odpowiedziałam drżącym głosem. – Na cholerę mówię ci o
swoim niedawnym uwielbieniu całej kadry Austriaków, tym bardziej, że jesteś
jednym z nich. Czuję, że jeszcze bardziej się pogrążam i wychodzę na jakąś
fanatyczkę. Ale ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak to boli. Miałam was
wszystkich za ideały, które jeszcze długo będą królować w świecie skoków.
Sądziłam, iż wszyscy jesteście niezwykle utalentowani i oddani swoim fanom,
skromni, ale jednak świadomi swojej wielkiej siły. Tymczasem rzeczywistość okazała
się być inna, ponad połowa z was jest zupełnym przeciwieństwem moich wyobrażeń.
Gregor okazał się niezrównoważonym psychicznie narcyzem, mającym się za króla
całego świata. A wiadoma trójeczka z nazwiskami na literę Ka, widzi we mnie
odpowiednik ladacznicy. Ciebie wtedy nie było, bo jak zwykle trenowałeś w
samotności, ale zaraz po przyjedzie na zgrupowanie kadr w Zakopanym, miałam
okazję spotkać się z tą czwórką na posiłku. Zachowywali się wszyscy, jak stado
dzikich małp w zoo i obrażali inne kadry narciarskie. Cały czas skandowali, że
są najlepsi, mając totalnie gdzieś, że nie byli sami. Gregor niesamowicie
adorował swoją żonkę, a mi było cholernie wstyd, że mojej młodszej siostrzyczce
odpowiada towarzystwo takich idiotów. W dodatku wybrała sobie za męża największego
z nich. Oto właśnie przeżyłam największe rozczarowanie swojego życia. Ponad dziesięć
lat bycia kibicem, poszło się jebać.
Thomas ani razu mi
nie przerwał, gdy na niego spojrzałam, był tak samo zaskoczony jak na początku.
Nie miałam pojęcia, dlaczego wszystko mu wyznałam, to nie miało sensu, a w
dodatku wyszłam na idiotkę. Nie chciałam rozpamiętywać tych wszystkich lat, gdy
z uśmiechem na ustach i austriacką flagą na ramionach, cieszyłam się razem ze
skoczkami, gdy ci stawali na podium. Nie miałam zamiaru wracać do swoich
wyidealizowanych obrazów, które nieświadomie tworzyłam w umyśle. Musiałam
jednak to zrobić. Niedawne wydarzenie przechyliło szalę goryczy. Byli moimi
ulubieńcami, idolami, miałam ich za wzory sportowców. Mimo, że nie doszło do tego
zbiorowego gwałtu, to i tak ból w sercu był przeogromny. Właśnie dlatego, że
próbowali go dokonać Austriacy.
Nie wiem kiedy
zaczęłam, ale doszłam do wniosku, że po moich policzkach spływają strugi łez.
Przetarłam oczy dłonią i omijając zaskoczonego Thomasa, zaczęłam biec przed
siebie. Udałam się do hotelu, jakimś cudem nie zabijając się o nic po drodze,
mimo że wszystko mi się zamazywało.
***
— Co się stało kochanie? – usłyszałam zmartwiony głos Gregora koło
swojego ucha. – Gdzie byłaś? Ktoś cię skrzywdził? – zadawał nieprzerwanie
pytania.
Nie miałam już absolutnie siły na nic. Drżącymi rękami zaczęłam upychać
swoje rzeczy do torby podróżnej,
starając się ignorować zachowanie skoczka. Gdy zadał ostatnie pytanie,
nie wytrzymałam. Przerwałam gwałtownie napoczętą czynność, po czym wpatrywałam
się w jakiś martwy punkt na przeciwległej ścianie.
— Tak, skrzywdziliście mnie wszyscy! – wybuchłam, krzycząc mu prosto w
twarz. – Kibicowałam waszej drużynie od ponad dziesięciu lat i miałam za
ideały, tymczasem okazaliście się zadufanymi w sobie narcyzami! Uważacie się za
najlepszych w skokach i gardzicie innymi drużynami, uznajecie, że nikt wam do
pięt nie dorasta, a wy jesteście panami świata! – krzyczałam dalej.
— Ale o co ci chodzi?! – zmarszczył brwi. – Kochanie, ja nie rozumiem –
powiedział spokojnie i starał się mnie objąć.
— Nie waż się mnie dotykać, Austriaku pieprzony! – wrzasnęłam. – A już na
pewno nie nazywaj mnie swoim kochaniem – zagroziłam. – To ty nimi kierujesz, to
ciebie się słuchają, to ty jesteś ich przywódcą, to ty ich wszystkich zepsułeś!
— Wiki dlaczego jesteś na mnie tak wściekła, taka zimna? – popatrzył na
mnie przygnębionymi oczyma. – Nie kochasz mnie już? Przecież powiedziałaś, że…
— Czy kocham?! – prychnęłam wściekłe. – Chłopie, do jasnej cholery, ja
cię zamorduję, słyszysz?! Zabiję, uduszę i pokroję na kawałki! – W moich oczach
znów pojawiły się łzy. – Chcesz wiedzieć dlaczego? To się swoich najlepszych
przyjaciół zapytaj – poleciłam. – Ciebie się słuchają, jak jakiegoś Boga –
fuknęłam i znów zaczęłam się pakować.
— I co teraz? –
zaczął poważnie skoczek. – Wyjedziesz w cholerę?! – Teraz też już był wściekły.
– Przyrzekłaś pozostać ze mną już na zawsze.
— Przeżyłam
największe rozczarowanie swojego żywota! – poinformowałam. – Austriacy zawsze
byli moimi ulubieńcami, odkąd tylko oglądam skoki – powiedziałam.
— Nie wiem, o co ci
chodzi, ale zamierzam się dowiedzieć – wyznał i nim się obejrzałam wyszedł z
pokoju.
***
Panowie na literkę
Ka pojechali do szpitala z jeszcze bardziej obitymi mordami, a Gregor został
zatrzymany przez policję, którą wezwała obsługa hotelu, słysząc jakieś awantury.
Gregor najwidoczniej otrzymał informację, jakich pragnął i nie przebierał w
środkach ani przez chwilę. Okazało się, że cały czas w kieszeni bluzy trzymał
nóż i użył go w potyczce z „przyjaciółmi”. Kraft miał rozciętą lewą dłoń,
złamany nos, podbite oczy. Koch miał rozciętą wargę, złamane kości policzkowe,
oraz przecięte lewe ramię. Z Koflerem było najgorzej, bo Gregor ugodził go w
tętnicę, przez co ten o mało się nie wykrwawił, powykręcał mu także ręce i
złamał prawą nogę.
— Przeciwko panu Schlierenzauerowi zostanie
wszczęte postępowanie. Zostanie prawdopodobnie oskarżony o próbę zabójstwa
trzech ludzi – poinformował „uczynnie” sierżant. – Godził swoich kolegów wielokrotnie
z wyraźnym zamiarem zabójstwa – kontynuował mężczyzna. – Możliwe, iż dostanie
dożywocie.
— Nie, to niemożliwe
– stwierdziłam, płacząc. – Nie możecie go zamknąć. On nie był poczytalny w
trakcie dokonywania tego czynu, jestem pewna.
— To osądzi nasz
biegły psychiatra, a póki co pan Schlierenzauer zostanie zamknięty w areszcie
śledczym. – Policjant był niewzruszony. – Stan trzech poszkodowanych nie jest
jeszcze stabilny, możliwe, że tego nie przeżyją, zostali silnie okaleczeni.
— Matko boska – wyszeptał
Pointner, zasłaniając usta dłonią. – To jest jakiś koszmar. Nigdy nie sądziłem,
że mój podopieczny może być w stanie postąpić w ten sposób. W takim razie
austriacka kadra musi wycofać swoje uczestnictwo w Letnim GP.
— Bardzo mi przykro
– wyznał ze smutkiem mężczyzna. – Niebawem wszyscy obecni będą musieli złożyć zeznania
– dodał. – W odpowiednim czasie każdy z państwa dostanie wezwanie. – Po tych
słowach oddalił się.
Nie mogłam uwierzyć
w to co się działo ani w to, co usłyszałam. Cała we łzach, padłam na kolana i
zaczęłam histeryzować, wpadłam w istny afekt. Nie miałam pojęcia, co dzieje się
dookoła mnie. Chciałam, aby to wszystko było tylko złym snem, koszmarem, z
którego zaraz się obudzę. Jedyne co dudniło mi w uszach, jedyny obraz, jaki
widziałam, to Gregor wyprowadzany w kajdankach przez dwóch, rosłych policjantów
i jego krzyk w moją stronę: „Tylko ja w ten sposób mam prawo, dotykać moją
kobietę!”.
Z ziemi pomógł wstać
mi Morgenstern. Wziął mnie w swoje ramiona i zaczął delikatnie kołysać.
Bliskość Thomasa pomogła mi opanować spazmatyczny płacz. Jego rosłe, dobrze
zbudowane ciało dawało wyraźne poczucie bezpieczeństwa. Ignorując resztę ludzi,
zaniósł mnie na rękach do pokoju i położył na łóżku. Zaraz jednak usiadł na
nim, następnie na powrót przytulił moją drobną postać. Cała drżałam, czując
dotyk jego rozgrzanego ciała.
— Wszystko będzie
dobrze Wiki – wyszeptał mi do ucha. – Nie bój się. Gregor na pewno zostanie
uznany za niepoczytalnego, w końcu cierpi na schizofrenię. Wykryją to u niego,
wyślą na przymusowe leczenie w specjalistycznym zakładzie i tam dobrze się nim
zajmą. Chłopaki przejdą odpowiednie zabiegi wraz z rekonwalescencją i także
niebawem opuszczą szpital, całą grupą – na pewno nikt nie umrze i nikt nie
zostanie skazany na dożywocie – powiedział z uśmiechem.
— To wszystko moja
wina – wychlipałam. – On nie powinien za to odpowiadać!
— Nie mów tak –
skarcił mnie. – W całej tej sytuacji, to właśnie ty jesteś poszkodowaną, a nie
winną. Gregor… to twój obrońca. – Ostatnie zdanie, wypowiedział z wyraźnym
wahaniem. – Złożymy zeznania, powiemy czego się dopuścili i sąd na pewno
popatrzy na Shlieriego przez inne okulary – pocieszał. – To kwestia czasu, aż
odbędzie się rozprawa i wszystko wyjdzie na jaw. Tym bardziej, że Gregor już
dziś ma mieć spotkanie z psychiatrą, żeby ten stwierdził czy działał w stanie
niepoczytalności.
— Ale dlaczego od
razu chcą go skazać? – oburzyłam się. – Przecież nikt nie wniósł nawet aktu
oskarżenia.
— Powiedźmy, że
recepcjonista wzywając policję, trochę narobiła bigosu – odpowiedział. – Ona
też zapewne zostanie wzięta na przesłuchanie.
— Głupia suka –
stwierdziłam ochryple. – Powiem wszystko jak było, więc na pewno Gregor wyjdzie
z tego cało – pocieszałam się. – Martwię się jeszcze tym przymusowym pobyciem w
zakładzie – dodałam. – Nie da się tego jakoś uniknąć? – popatrzyłam na Thomasa
z nadzieją, ten wzruszył ramionami.
— Raczej wątpię –
odpowiedział. – On jest niebezpieczny dla otoczenia, czego dał dzisiaj idealny
dowód. – Thomas westchnął głośno. – Jego kariera w tym momencie legła w gruzach
– dodał cicho.
— To wszystko moja
wina – powtórzyłam. – On mnie tak bardzo kochał, tak mu mocno zależało na mnie,
na nas – powiedziałam szeptem, kompletnie nieświadomie.
W innych
okolicznościach nie wypowiedziałabym tych słów przy Thomasie. Kiedy zdałam
sobie z tego sprawę, było już za późno. Jego wszystkie mięśnie napięły się
gwałtownie, a oddech znacznie przyspieszył tempa. Gdy spojrzałam mu w oczy,
zobaczyłam nic innego, jak smutek i ogromny zawód. Sama nie wiedziałam
dlaczego, bo przecież byliśmy tylko przyjaciółmi.
— Co to znaczy? –
zapytał zimno, a moje poczucie bezpieczeństwa uleciało gdzieś daleko i
bezpowrotnie. – Powiedziałaś mi kiedyś, że go nigdy nie kochałaś, nie kochasz i
nigdy nie pokochasz – przypomniał mi. – Okłamałaś mnie – stwierdził z
wyczuwalnym bólem w głosie.
— Thomas, wcale nie
– zaprzeczyłam niemal od razu. – Wszystko co mówiłam, jest prawdą. Ja nic do
niego nie czuję, to on mnie pokochał i zaczął stawiać mi warunki. Robiłam wszystko
co chciał, tylko dla dobra jego leczenia. Na samo leczenie zgodził się
wyłącznie ze względu na mnie. Chciałam go wyleczyć, rozumiesz? Pragnęłam pomóc,
nic poza tym. Opiekowałam się nim najlepiej jak potrafiłam, a on stwierdził, że
nikt w życiu jeszcze tak się nim nie przejmował, w wyniku tego zakochał się we
mnie do granic. Nie widziałam innego wyjścia. Kłamałam go w żywe oczy, dla
dobra sprawy. Cała sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, aniżeli ci
się wydaje. Dużą rolę odgrywa tu także jego przeszłość i wspomnienia, choroba,
a także tajemnica, którą ukrywała przede mną cała rodzina. Małżeństwo Sandry
oraz Schlieriego nie było z miłości, to podpucha, wszystko okazało się być
zaaranżowane. Gregor i Sandra nigdy się tak naprawdę nie kochali.
— Oddałaś mu się,
prawda? – zapytał drżącym głosem. – Sypiałaś z nim, bo tak ci kazał i nie
widziałaś w tym nic złego – dodał z wyczuwalnym jadem.
— Wszystko
upraszczasz – stwierdziłam załamana. – Thomas daj mi wszystko wyjaśnić –
błagałam. – To nie jest tak, jak myślisz.
— Czyli to prawda –
powiedział zrezygnowany i wstał z łóżka, pozbawiając mnie ciepła swojego ciała.
– Wiki pragnąca zbawić cały świat, jest w stanie nawet oddać się za darmo
biednemu psychopacie, bo ten nie chce się leczyć, jakież to dobroduszne –
stwierdził z przekąsem, powodując, iż moje serce rozbiło się na miliony
kawałeczków.
— W ten sposób,
chciałam także zapomnieć o lęku i paraliżującym strachu, jaki za każdym razem
rodził się w moim sercu, gdy cię widziałam – odpowiedziałam.
Thomas, który miał
zamiar opuścić właśnie pokój, natychmiast przystanął, gdy wypowiedziałam te
słowa.
— O czym ty mówisz?
– wyszeptał. – Bałaś się mnie? Po tym wszystkim, co uczyniłem dla ciebie? – W
jego głosie usłyszałam jeszcze większy żal.
W jednej chwili w moim
gardle pojawiła się nieznośna gula. Zawsze pojawiała się w momencie, w którym
chciałam powiedzieć coś ważnego. Poruszałam bezwładnie ustami, nie potrafiłam
wydobyć z siebie dźwięku. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, cała drżałam.
Thomas zniecierpliwiony podbieg do łóżka i zdecydowanie uniósł mój podbródek,
zmuszając tym samym do kontaktu wzrokowego. W jego oczach malowało się nieme
pytanie, wzrastająca z każdą chwilą niepewność, w tym także oczekiwanie.
— Powiedź mi o
wszystkim, co masz w sercu – poprosił łagodnie. – Dlaczego się bałaś? Z jakiego
powodu zawsze byłaś taka cicha? Taka niezdecydowana?
— Bałam się, że cię
stracę, panicznie się obawiałam, iż mnie odrzucisz. Że wystarczy jeden
niewłaściwy ruch, abyś zniknął z mojego nędznego życia. Nie chciałam tego za
nic w świecie. To ty jesteś tym, przy którym staję się szczęśliwa, bezpieczna i
silna. Gdybyś nagle zniknął, rozpadłabym się, nie byłabym w stanie odżyć. Nigdy
nie chciałam zaryzykować, ponieważ twierdziłam, że zbyt wiele może mnie to kosztować.
Upajałam się naszą znajomością, uznając, że lepiej jest cię mieć jako
przyjaciela, niż nie posiadać w ogóle.
Jestem do teraz wdzięczna losowi, iż pojawiłeś się w moim życiu. Nie
zasłużyłam sobie na to. Ten cały chory układ ze Schlierim, pomagał mi zapomnieć
o tobie, o tym, iż stałeś się kimś wyjątkowym. Stwierdziłam, że jesteś dla mnie
kimś niedostępnym, marzeniem, a marzenia nigdy się nie spełniają. Pragnęłam żyć
normalnie, chciałam zabić w sobie coś, co niszczyło mnie od środka.
Przez cały ten czas
patrzyłam w jego oczy. Stały się puste i nieodgadnione. Zupełnie tak, jakby
Thomas nagle wyłączył się i przebywał w innym świecie. Zbiło mnie to stropu.
Pragnęłam zobaczyć jakieś uczucie, choćby nienawiść, tymczasem była obojętność,
raniła ona moje serce zdecydowanie bardziej.
— Do czego zmierzasz
tak właściwie? – powiedział chłodno, nie spuszczając ze mnie wzroku.
— Już tak dawno
chciałam ci powiedzieć…
— Więc powiedź –
przerwał mi.
— Kocham cię,
Thomas. – Wypowiedziałam te słowa, nie mogąc uwierzyć z początku, iż faktycznie
one padły.
Pragnęłam zrobić tak
wiele, przytulić go, pocałować, powiedzieć jeszcze więcej. Z mojego serca
spadło ogromne, przeraźliwe brzemię. Pozbyłam się czegoś, co niezwykle mnie
krępowało, teraz poczułam się wolna, lekka, miałam wrażenie, iż mogę przenosić
góry. Liczyłam na to, że coś powie, zrobi, zdradzi swoje aktualne emocje. Tak
się nie stało, niestety. Jego spojrzenie dalej pozostawało puste, obojętnie. Wydawało
mi się, iż w ogóle mógł nie zrozumieć tego wyznania, nie usłyszeć go. Potwornie
się zlękłam, on nie zrobił absolutnie nic.
— Thomas, kocham cię
– powtórzyłam z nadzieją.
— Słyszałem –
westchnął ciężko. – Ale to kłamstwo, nie wierzę ci – dodał, powodując,
zatrzymanie akcji mojego serca na parę sekund. – Jeszcze dziś rano byłbym
niezwykle szczęśliwy z powodu tego wyznania. Czekałem tyle czasu na twój
pierwszy krok i w końcu się doczekałam, w niewłaściwym momencie niestety –
przyznał z żalem. – Wiele razy wyobrażałem sobie różne scenariusze tej
sytuacji, wiesz? Jednak nie wpadła mi do głowy ewentualność, która nastąpiła na
twoje i moje nieszczęście.
— Co masz na myśli?
– spytałam ze strachem, czując łzy spływające po policzkach. – Czyli ty też
mnie kochasz, czekałeś na to? – Miałam w danym momencie mieszane uczucia,
niepohamowana radość, zmieszała się z paraliżującym lękiem.
— Czekałem już od
momentu naszego drugiego rozstania – odpowiedział. – Całymi dniami myślałem o
tobie i oczekiwałem jakiegokolwiek działania. Podejrzewałem tylko, jaka może
być prawdziwa przyczyna twojej nieśmiałości.
Nie zastanawiałam
się nad tym co robię, nie chciałam myśleć. Po raz pierwszy nie miałam żadnych
wątpliwości, wiedziałam czego tak naprawdę chcę. Brzemię, które spadło z moich
barków i serca, odmieniło mnie natychmiastowo, może nie całkowicie, ale na
pewno w jakimś zakresie. Teraz, gdy już padły te znaczące słowa ze strony
Thomasa, wszystko zdawało mi się inne – lepsze. Między nami zapadła chwila
ciszy, niekoniecznie tej krępującej, bynajmniej nie dla mnie.
Uniosłam się powoli
na rękach, aby potem przejechać delikatnie dłonią po jego ciepłym policzku. Nie
zaprotestował wcale, nie poruszył się choćby o milimetr. Wpatrywał się w moją
twarz bez cienia emocji, co niesamowicie bolało, mimo to świadomość, że nie
byłam mu obojętna przez ten cały czas, podnosiła na duchu. Zbliżyłam znacząco
swoją twarz do jego twarzy, czułam już gorący oddech na swoich policzkach.
Zamknęłam oczy, jeszcze bardziej się przybliżając, a gdy ujęłam jego twarz w
obie dłonie i prawie musnęłam już usta swoimi ustami, stało się coś, czego
obawiałam się od samego początku.
— Nie waż się mnie
pocałować – powiedział cicho, aczkolwiek dobitnie i bardzo gwałtownie odrzucił
mnie od siebie.
Znów leżałam na
łóżku, niczego nie potrafiłam zrozumieć, wszystko było niejasne. Liczyłam na
to, iż zaraz obudzę się z koszmaru. Serce waliło mi niemiłosiernie w piersi –
słyszałam jego bicie nawet w uszach. Powoli uchyliłam drżące powieki, bojąc się
spojrzeć w twarz, siedzącego obok blondyna.
— Jak możesz? –
usłyszałam jego niepewny, głos i jakimś cudem, spojrzałam w oczy. – Czy ty
jesteś normalna? Jaki musisz mieć cholerny tupet, aby po wyznaniu mi, iż przez
cały ten czas – rzekomego kochania mnie –
pieprzyłaś się ze Schlierenzauerem, próbować mnie pocałować i zapewnić o swoim
uczuciu? Gdyby ci naprawdę na mnie zależało, nie tknęłabyś go nawet palcem,
tymczasem oddałaś mu się, jak jakaś tania dziwka! Mało tego, okłamywałaś go, a
on myślał, że naprawdę coś do niego czujesz. Zdanie jakie wykrzyknął do ciebie,
gdy go zabierali, wystarczy na dowód. Nazwał cię swoją kobietą. Jakim potworem
musisz być, aby słowa „kocham cię” były w twoich ustach nic nieznaczącym frazesem,
który jesteś w stanie wyznać każdemu, byle tylko mieć z tego korzyści? Skoro on
nie mógł mieć pewności co do twoich uczuć i został perfidnie oszukany, to
powiedź mi jedno – dlaczego ja miałbym ci wierzyć?
Każde jego słowo
raniło mnie coraz bardziej. Niemniej jednak musiałam przyznać rację jego
słowom. Tak bardzo bałam się go stracić, że nie zrobiłam nic, aby zbliżyć się
do niego, aby udowodnić mu, że jest kimś ważnym. Chciałam zapomnieć, puść na
łatwiznę – ta „prostsza droga” spowodowała odwrotny skutek. Myślałam, że dzięki
takiemu postępowaniu będę bezpieczna, nie zatracę się w tym wszystkim, co mną
zawładnęło. Tak bardzo lękałam się, że robiłam nieświadomie coś, co mnie tylko
pogrążyło. Pragnęłam uciec przed swoimi obawami, a tymczasem wpadłam prosto w
ich sidła. Wszystko to, czego tak bardzo nie chciałam, właśnie zaczęło się
spełniać i to wyłącznie przez moją głupotę. Dopiero w tamtej chwili
zrozumiałam, że mogłam rozegrać to wszystko inaczej – nikt z naszej trójki by
nie cierpiał, a tak cierpimy wszyscy. Przeze mnie.
— Wiem, że
postępowałam głupio, ale ja naprawdę nie chciałam tego wszystkiego. Pierwszy
raz w swoim życiu stanęłam twarzą w twarz z tak trudnym zadaniem. Nikt,
naprawdę nikt nie był w stanie mi pomóc. Musiałam wszystko robić sama i
zwyczajnie nie dałam rady. Nie widziałam innego rozwiązania, to wszystko powoli
zaczęło mnie niszczyć.
— Głupio, to mało
powiedziane i nie jestem w stanie zrozumieć twojego „szlachetnego postępowania”
– zadrwił. – Usprawiedliwiasz się w sposób niezwykle żałosny. Nic z tego co
powiedziałaś, nie może służyć za usprawiedliwienie. Wszystko to robiłaś z
własnej woli, było to skutkiem twoich działań, które nawiasem mówiąc, także nie
były konieczne. Nie twoim obowiązkiem było się nim zajmować – tylko jego żony.
Nie ty powinnaś nad nim ubolewać tylko Sandra. Nie ty powinnaś mu pomóc. I
gdybyś faktycznie się nie wtrącała, nikt nie mógłby mieć do ciebie pretensji,
bo to zwyczajnie nie twoja sprawa. Ale nie – jak zawsze pragniesz zbawisz cały
świat. Zastanów się do czego to doprowadziło? Co ty sobie myślałaś, że porwę
cię w ramiona po tym cudnym wyznaniu? Po tym, jak jeszcze parę godzin temu
zapewne powtarzałaś to samo Gregorowi? Pominę już fakt, że to mój największy
rywal i przegrana z nim doprowadza mnie do szewskiej pasji – jak widać, nie
tylko na skoczni zacząłem z nim przegrywać. Pan boski Schlierenzauer jak zwykle
okazał się być o krok przed nic nieznaczącym Morgensternem. Kibice wiwatują do jasnej cholery!
— Nigdy nie był
ważniejszy od ciebie, zawsze to ty byłeś w moim sercu.
— Nie rozśmieszaj
mnie teraz dziewczyno – uśmiechnął się drwiąco. – Gdyby tak było, cały ten czas
jaki mu poświęciłaś, spędziłabyś ze mną – powiedział. – A ja dawałem ci szansę.
Pamiętasz jak chciałem, abyś wyjechała ze mną? Kogo wybrałaś?
— Jestem kretynką –
powiedziałam i rozpłakałam się.
— No cóż,
przynajmniej w jednym się teraz zgadzamy. Żegnam panią – powiedział i skierował
się do drzwi.
— Żegnaj? – oniemiałam.
– Jak to, żegnaj. Thomas, ale nie zostawisz mnie przecież teraz! Nie możesz.
— Mi też jest teraz
trudno – oznajmił cicho. – Nie myśl sobie, że jesteś jedyną osobą, która ma
uczucia, bo tak nie jest. Cały czas tylko było „Ja chciałam pomóc, ja się bałam,
ja nie chciałam cię stracić”. Cały czas tylko ja, ja i ja! A może teraz byś tak
o mnie pomyślała, o tym jak ja się czuję? O tym co musiał czuć Gregor? Cały
czas tylko mówiłaś o tym, jak ci było ciężko i źle, a prawda jest taka, że mnie
oraz Gregora traktowałaś jak przedmioty, bawiłaś się nami.
— To nieprawda – wymamrotałam
zszokowana.
— Jak to nieprawda?
Gregor myśli, że odwzajemniasz jego uczucia, a ja jak jakiś idiota czekałem, aż
łaskawie „przyjdzie moja kolej”. Tak bardzo się starałem, pomagałem ci, byłem
na każde twoje skinienie. Czy nie wystarczająco pokazywałem ci, że mi zależy? Czy
nie nadstawiałem karku? Nie uratowałem ci życia? Nie dbałem o twoje
bezpieczeństwo? W trakcie tych trzech tygodni, gdy byłaś u mnie, nie
pilnowałem, abyś miała wszystko co chcesz, czego ci tylko potrzeba? Cóż w
zamian dostałem? Otóż ja ci powiem; cudowną informację o treści – przez cały
ten czas oddawałam się innemu. I może nie miałbym, aż tak wielkich pretensji,
bo przecież formalnie przez ten cały czas byliśmy przyjaciółmi, gdyby nie fakt,
że ty teraz bezczelnie, bezwstydnie po tym wszystkim co czyniłaś, próbujesz
mnie usidlić.
— Błagam cię,
ukarałeś mnie już dość swoimi słowami – zapłakałam po raz kolejny, zakrywając
twarz rękoma.
— Należy ci się kara
– stwierdził z satysfakcją. – Poza tym cierpię w tej chwili dokładnie tak samo,
wiesz? Różnica jest tylko taka, że ja nie płaczę. Liczyłem na to, iż możesz być
kiedyś moją, tylko moją. Że stanę się jedyną osobą, która będzie ci potrzebna
do szczęścia. Jak widać moje oczekiwania okazały się zbyt wygórowane.
— Czy będę w stanie
dać ci kiedyś przekonywujący dowód, że naprawdę cię kocham? – spytałam z
nadzieją, wpatrując się w jego skupioną twarz. Stał niewzruszony, opierając się
plecami o ścianę niedaleko drzwi, z rękami schowanymi w kieszeniach granatowych
dżinsów.
— Wiki, Wiki –
powiedział z ciężkim westchnieniem. – Nie odpowiem ci na to pytanie, bo sam nie
znam odpowiedzi. Przykro mi – powiedział ze smutkiem. – Uwierz, że ja też
naprawdę chciałem, abyśmy byli razem – dodał i po tych słowach wyszedł z
pokoju.
Zostawiając mnie nie płaczącą, ale na granicy agonii.
Może na początek :
OdpowiedzUsuńW końcu pozbędziesz się Gredzia ;D Przynajmniej zniknie jedna z najbardziej wkurwiających mnie osób. ;3 Tylko w tym ataku to mogłaś chociaż oszczędzić Krafta :c Mimo wszystko jego to jakoś tak na razie lubię, zobaczymy, czy później stanie się drugim Gredziem ;/
Nie wiem co więcej napisać, więc przechodzę do sedna sprawy :
Ale się uśmiałam ;3 Mówiłaś, że to mnie wkurwi, a tymczasem ja się śmiałam w niebo głosy xd Tak, tak kochana nasza idiotyczna Wiki, należało ci się i wcale nie dziwię się Thomasowi, no bo kto lubi być po Gredziu " Na pewno nie Thomas " ;3 Więc teraz niech sobie cierpi, bo jej się należało xd
Pozdrawiam i weny ;*
Pfff odzwyczaiłam się od komentowania ,bo w każdym rozdziale to co robiła Wiki mnie cholernie wkurzało i swierdziłam, że niepotrzebnie będę pisać jaka to ona jest głupia, jednak chyba to zrobie. Cóż to ,że Thomas odrzucił ją to kompletnie mnie nie dziwi, na jego miejscu też bym tak zrobiła. Co do Gregorka to dobrze ,że go wywaliłaś ,bo od zawarcia tego "paktu" zaczą mi działać na nerwy, tak więc żyje teraz nadzieją ,że strzeli se w łeb ,albo powiesi się w tym psychiatryku . A no i głupia Wiki...a niech sobie teraz cierpi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weeny!!!
trochę mi już przeszła fascynacja skokami a to dlatego, że PŚ jeszcze nie ma :( tak, tak, ja tylko jaram się PŚ, reszta zawodów zbytnio mnie nie interesuje... piszę to gdyż komentarz będzie krótki a ja chcę wyjaśnić dlaczego. kocham wariatów i nie przeszkadza mi to, że Gregor właśnie taki jest. Wiki ma być z Gregorem i koniec kropka, amen. rozdział cudowny, jak zawsze zresztą xD gratuluję jubileuszowego odcinka :* to tyle będzie :) wiem, że krótki, przepraszam :( weny i inspiracji życzę :*
OdpowiedzUsuńSezonowcy kurna
Usuń