poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 31

Rozdział 31

Jestem największą kretynką świata! Przez moją głupotę i nieroztropne postępowanie stało się coś, czego obawiałam się najbardziej na świecie – Thomas mnie odrzucił, a w dodatku powiedział, że zachowałam się jak jakaś tania dziwka. To bolało, bardzo bolało, ale było straszną prawdą. Nic nie robiłam, nic nie mówiłam, żeby się do niego zbliżyć, ponieważ bałam się odmowy – dostałam ją.
Teraz, gdy stanęłam twarzą w twarz z tym okropnym uczuciem, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Dalej nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Byłam strasznie otępiała i ciężko było zebrać mi jakiekolwiek myśli. Leżałam na łóżku cały czas jak ta sierota i nie ruszałam się z miejsca. Miałam wrażenie, iż znajduję się w jakimś dziwnym stanie między życiem a śmiercią. Mój organizm przestał się domagać pożywienia, płynów, czy jakiejkolwiek formy aktywności.
Co ja najlepszego zrobiłam? Co ja zrobiłam? Ja się zabiję… on mnie kochał, ale przez moją głupotę już go nie dostanę. Straciłam go, straciłam. Straciłam swoje szczęście, swoją miłość, mojego bohatera. Nie miałam już poczucia bezpieczeństwa, nie czułam już tego ciepła. Powinnam o niego walczyć, problem w tym, że ja nie miałam siły na walkę. Nie posiadałam nadziei. W chwili, gdy wyszedł, byłam pewna, iż wszystko stracone. Całe moje życie posypało się jak domek z kart. Nie miałam już marzeń. Posypałam się – straciłam swoją podporę, swoje jedyne źródło energii.
Ktoś chyba wchodził do mojego pokoju i coś do mnie mówił – nie jestem pewna. Tak czy siak mam to gdzieś…

***
<oczami Thomasa>

— Thomas, ja nie jestem przekonany co do słuszności twojej decyzji – usłyszałem głos Manuela. – Czy nie tych słów cały czas od niej oczekiwałeś? Wiedziałeś jaka jest nieśmiała i jak bardzo się boi. To był dla niej wyczyn.
Żeby tradycji stało się zadość, musiałem opowiedzieć o wszystkim Manuelowi, bo inaczej bym nie wytrzymał, a poza tym musiałem się przed kimś wyżalić. Nie mieliśmy miedzy sobą żadnych tajemnic. Jak przystało na dobrego przyjaciela, nie przerwał mi opowiadania ani na chwilę i dopiero gdy skończyłem, wypowiedział swoje zdanie. Zawsze potrafił w jakiś sposób doradzić, czy pocieszyć, potrzebowałem teraz rozmowy z nim.
W niektórych momentach łamał mi się wręcz głos, to było niezwykle trudne. Nie miałem bladego pojęcia, kto w tym momencie cierpi bardziej: ja czy ona? Niewątpliwie oboje teraz przeżywaliśmy to – każde na swój sposób. Mogłem jej odpuścić ten układ z Gregorem, mogłem cieszyć się słowami, które usłyszałem, ale zwyczajnie nie potrafiłem. W momencie, w którym Wiki wyznała mi, co łączyło ją ze Schlierenzauerem, podczas gdy ja cały czas robiłem sobie jakieś nadzieje, miałem wrażenie, jakby dziewczyna wyciągnęła mi serce z piersi i je poszargała na coraz to drobniejsze części. Nie tak to miało wyglądać, to nie taki miał być finał całej tej sytuacji. Nienawidziłem, gdy coś było nie po mojej myśli. Musiałem ją zostawić samą, ona była taka załamana. Wystarczyła tylko chwila, abym wymiękł, uwierzył jej i padł przed nią na kolana. Musiałem wyjść, to była ostatnia właściwa chwila.
Obiecałem sobie, że nie dam się tak łatwo przekonać, że nie pozwolę, aby się mną bawiła. Pokażę jej, iż nie jest jedyną osobą na tym świecie, która posiada uczucia. Chciałem, aby czegoś się nauczyła, zmieniła na lepsze. Pragnąłem, aby stała się silną, zdecydowaną kobietą, aby zrozumiała swoje błędy i starała się je naprawić. Gdybym bez żadnego zająknięcia zrobił to, czego żądała, nie mógłbym liczyć na to, że coś się w niej zmieni, a tak to tliła się we mnie nowa nadzieja. Wiki mogła się zmienić, mogła naprawdę stać się kobietą, za którą ją uznałem w dniu naszego poznania. Wydawała się taka silna, zdecydowana, mądra i zaradna. Tymczasem okazała się kimś innym.
Czy dalej ją kochałem? Nie chciałem już jej kochać, pragnąłem to w sobie zdusić, pozbyć się tego. Potraktowała mnie oraz Gregora bardzo przedmiotowo, a potem i tak starała się przekonać mnie do siebie. Miała wielki tupet – to nie ulegało wątpliwości.
— A co twoim zdaniem powinienem był zrobić? – warknąłem, nie mając zamiaru ukrywać swojego oburzenia. – Dziewczyna najpierw gada ci, że sypia regularnie z twoim największym wrogiem, a potem wyznaje miłość. Nie no, zajebiście!
— Powiedziała ci chociaż dlaczego to robiła? – spytał wyraźnie zamyślony. – Ciężko jest usprawiedliwić takie zachowanie, ale może…
— Mówiła – przerwałem. – Ale dla mnie żadne tłumaczenie nie jest dobre – zapewniłem. – Gregorek był chory, a nie chciał się leczyć, więc w zamian oczekiwał tego czego oczekiwał – dodałem. – A Wiki jako dziewczyna pragnąca ukoić ból całego świata, jest w stanie zgodzić się na każdy warunek jak widać – uznałem kąśliwie. – Jakie to szlachetne. – Poza tym, przyznała szczerze, że w ten sposób chciała o mnie zapomnieć, bo wydawałem jej się czymś nierealnym – przewróciłem oczami. – Mówiła jak naćpana.
— Mówiła w ten sam sposób jak na swoich urodzinach, prawda? – uśmiechnął się chytrze. – A tego nie pamięta. Moim zdaniem możesz uznać to za potwierdzenie wcześniejszych wyznań. Jej bardzo zależy, stary. Słowa pijanego, to myśli trzeźwego, a skoro już powiedziała to i owo na trzeźwo – wzruszył ramionami. – Skoro powiedziała, że cię kocha, to musiała być już naprawdę zdesperowana i niepewna, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze zachowanie wobec ciebie. Dziewczyna nam się zmienia z cichej, lękliwej myszki na drapieżnego i odważnego tygryska. – Przy ostatnim zdaniu parsknął śmiechem.
— Czy ty musisz nawet w takiej sytuacji cieszyć tę buzię? – załamałem się. – Ty nawet na pogrzebie  nie byłbyś poważny – stwierdziłem.
— Pogrzeby, to inna sprawa, ale ta sytuacja mnie po prostu bawi – stwierdził i znów zaczął się śmiać.
— Niby dlaczego?
— Sami sobie wszystko utrudniacie, mimo tego iż oboje czujecie do siebie coś więcej. Ta się bała nie wiadomo czego, a ty wiedząc o tym, zamiast z nią porozmawiać, to czekałeś na oklaski. Teraz, gdy w końcu zrobiła to czego oczekiwałeś, to ty się obrażasz, bo we wszystkim widzisz jakiś problem. Mała nam się zagubiła, ale to dlatego, że należy do grupy istot, które zawsze się gubią i zatracają jeśli nie mają podpory. Cóż zrobić, taki charakter. Skoro chciała o tobie zapomnieć, zmusić się do tego, musiała przezywać katusze.
Byłem zdziwiony takim zachowaniem Manu, liczyłem, iż stanie bezapelacyjnie po mojej stronie i pomoże jakoś to wszystko „posegregować”. W  znacznej większości przypadków się zgadzaliśmy, teraz jednak tak nie było. Z niewiadomych dla mnie powodów Manu od samego początku polubił Wiki i ją bronił. Nie ułatwiało mi to wcale podjęcia ostatecznej decyzji co do dalszego postępowania, wręcz przeciwnie – utrudniało.
— Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – zdziwiłem się.
— Bo jesteśmy – powiedział pewnym głosem. – Ale to nie jest równe z tym, iż zawsze muszę się z tobą zgadzać. Jako kumpel muszę dbać o to, abyś sobie  życia nie zmarnował na własne życzenie, a także przestrzec cię przed pochopnymi decyzjami. Wiesz co ja bym zrobił? – spojrzał na mnie pytająco. – Skoro ci na niej zależy i teraz ona też się w jakimś stopniu przełamała, to zaryzykuj. Jeśli Mała znów nawali, to kopnij ją w jej zgrabny tyłek i niech wtedy wynosi się z twojego życia, bez możliwości powrotu.
— Zgrabny tyłek? Podoba ci się?
— Nie łap spiny, stary – uniósł ręce w geście poddania. – Nie da się ukryć, że Mała choć mała, to ma się czym pochwalić i ty też na bank tak uważasz. Jestem facetem i ładną laskę zawsze przyuważę.
— Dlatego ją bronisz? – uniosłem brwi.
— Nie – zaprzeczył natychmiast. – Takie sieroty życiowe mnie bawią – stwierdził. – Takie malutkie, słodziutkie, nieporadne, lękliwe. Wygląda na taką, co jakby mogła, to by przeprosiła za swoje istnienie.
— Coś w tym musi być – przytaknąłem.
— Co teraz zrobisz? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
— Nie wiem, nie wiem kompletnie – wzruszyłem ramionami. – Namieszałeś mi w głowie.

***
<oczami Wiki>

— No Wiki! Błagam cię, musisz coś zjeść. Bo inaczej mi umrzesz z głosu!
To Magda próbowała mnie przyprowadzić do porządku – jak widać nie wychodziło jej. Mój organizm przestał domagać się o swoje, więc nie czułam już potrzeby ani jedzenia, ani picia. Jedyne co, to znów zachciało mi się ryczeć do poduszki i zapaść się pod ziemię – najlepiej dwa metry pod nią w jakieś niezbyt wyszukanej trumnie. Pomogła mi się umyć oraz ubrać w coś świeżego, bo tak, to bym w tym pokoju przeleżała resztę swojego życia. Właściwie to robiła wszystko za mnie, a ja jak szmaciana kukła oddawałam się pod jej władanie. Mówiłam bardzo niewiele, zdarzało mi się nie odpowiadać na większość pytań czy żali. Nie zauważałam wściekłości Sobańskiej, skupiona tylko na swoim nieszczęściu.
— Nie jesz już nic od dwóch dni! – lamentowała. – Powiedź coś do mnie, kochanie! Daj znać, że jeszcze mi żyjesz.
Nigdy nie widziałam jej w stanie takiego załamania. Zawsze była niesamowicie twarda i silna – takie moje przeciwieństwo. W dodatku dyktator, zawsze dostawała to, czego chciała. Pani świata usilnie dążąca do spełniania swoich marzeń i celów. Płakała tylko w nielicznych przypadkach. Teraz była cała roztrzęsiona.
Przeniosłam na nią swój obojętny wzrok i poruszyłam lekko ustami, nie miałam już siły na nic. Byłam wrakiem i stałam się nim ledwie po dwóch dniach od tego strasznego zdarzenia.
Policja cały czas buszowała po hotelu i przeszukiwała pokoje. Magda, recepcjonista oraz Alex złożyli już zeznania na komisariacie. Pozostali czekali dalej na wezwanie – w tym także ja. Nie miałam pojęcia jak znajdę siły, aby się doczłapać na miejsce, ale jakoś nie za bardzo mnie to obchodziło. Nie chciałam już patrzeć na Gregora ani go wyciągać z tego bagna. Jedyne o czym marzyłam, to o tym, aby przestało wreszcie tak cholernie boleć.
— On mnie odrzucił – wymajaczyłam. – Zostaw mnie samą…
Miałam wrażenie, że głos, który wydobył się z moich warg wcale do mnie nie należy. Był taki inny. Chrypliwy, słaby, gasnący, ledwo dosłyszalny.
Magda warknęła ze złością a łyżka, którą trzymała w ręce, wpadła do miski z zupą, z głośnym chlupotem. Jako że nic nie zjadłam i naczynie było pełne, brunetce trochę się powylewało, ale nie zwróciła na ten fakt zbytniej uwagi. Zamaszystym gestem odłożyła wszystko na pobliski stolik, po czym wstała niezwykle gwałtownie i ze skrzyżowanymi rękami, podeszła do okna.
— Mam już tego wszystkiego dość – prychnęła. – Pieprzony Austriak.
— Nie mów tak o Thomasie – powiedziałam słabo. – Nie pozwalam ci.
— A ty gówno możesz wobec mnie, wiesz? W dupie mam czy mi zabraniasz! Ja ci mówiłam, że z tymi Austriakami to same kłopoty – nigdy ich nie lubiłam. Nienawidzę ich wszystkich od paru ładnych lat! I jak widać miałam racje. – Odwróciła się w moim kierunku.
— Jak mogłam być tak głupia i nie zauważyć tego, jak Thomas…
— Przestań już kurwa o tym Morgim! – wrzasnęła. – To że się doprowadzasz na skraj nędzy, wcale ci nie pomoże...
— Ja go kocham – wyszeptałam, podnosząc na nią swoje przekrwione, zmęczone, przygaszone ślepia. – Nie mam już po co egzystować. Gregora zamkną w psychiatryku na bank, więc już nie będę mogła go wspierać, będzie miał opiekę lekarską, Dominika oraz Daria już także mnie nie potrzebują, szczęśliwe z braćmi Kot. Ty także zaczęłaś sobie radzić – ukończyłaś kurs z najlepszym wynikiem, a teraz masz jakieś praktyki u prawdziwego psychologa. Świetlana przyszłość przed tobą. Rodzice mają mnie totalnie w dupie, odkąd zaczęłam się z Gregorem prowadzić, a siostra wyleczyła się z zauroczenia w idolu i podobno szuka sobie nowego faceta.
— Nie mów mi, że chcesz umrzeć, błagam – westchnęła ciężko. – To bez sensu, przez faceta?!
— Myślisz, że Thomas by uronił choć jedną łzę, gdyby się dowiedział, że nie żyję? – spytałam całkiem poważnie, patrząc się na nią w skupieniu.
— Tobie to już całkiem odbiło z tej miłości – warknęła. – Mam dość, powiem o wszystkim Thomasowi – powiedziała hardo. – Może gdy go ujrzysz, to jakoś się ogarniesz psychicznie.
— Marzę, żeby go zobaczyć – powiedziałam, padając bezradnie na łóżko.
— Matko jedyna… coś ty ze sobą zrobiła?

***
<oczami Thomasa>

Tego bym się w życiu nie spodziewał. Pakowałem się właśnie, bo za parę dni miałem wyjechać z Hinzenbach – do domu niestety. Alex odwołał całą naszą kadrę z zawodów Letniej Grand Prix. Zresztą i tak bylibyśmy na nich tylko ja i Manu. Trochę niepocieszony i rozczarowany pakowałem rzeczy do torby, gdy usłyszałem pukanie do drzwi – donośne, niecierpliwe, natarczywe i bardzo niespokojne.
— No już otwieram! – odkrzyknąłem i skierowałem się do drzwi.
Stała za nimi… Magda. Była ostatnią osobą, jakiej bym się spodziewał pod swoimi drzwiami. Jeśli to co mówiła Wiktoria było prawdą, dziewczyna raczej nie miała przyjaznych zamiarów. Zresztą w jej oczach także nie zauważyłem jakieś przyjaźni. Wyglądała na taką, która przyszła do mnie z przymusu.
— Musisz mi pomóc chłopie – powiedziała z grymasem na twarzy. – Chcę, abyś wiedział, że nie proszę cię o pomoc, bo cię lubię, ale dlatego, że to ostateczne rozwiązanie – wybąknęła.
— Jak masz być taka naburmuszona i zniesmaczona, to ja z tobą nie będę rozmawiał – poinformowałem z chłodną, udawaną uprzejmością, a następnie zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem.
— Tu chodzi o sprawę życia bądź śmierci – usłyszałem jej krzyk zza drzwi. – Z Wiktorią jest bardzo źle – dodała niepewnie. – Od dwóch dni nic nie jadła, jest załamana i prawie w ogóle się do mnie nie odzywa. Chce umrzeć. – Wrzeszczała do mnie kolejne zdania.
Co ona wyrabia? Chce mnie zatrzymać przy sobie szantażem i wzbudzić moją litość? Teraz to już zupełnie przegięła. Tak nie można pogrywać, to jest niesprawiedliwe.
Znów otworzyłem drzwi na oścież.
— Wiktoria marzy o spotkaniu z tobą – powiedziała już normalnym tonem, gdy znów spojrzeliśmy sobie w twarz. – Mówi, że bez ciebie jej życie nie ma sensu.
Byłem coraz bardziej wściekły. Ona starała się wywrzeć na mnie presje. Musiałem to przerwać jak najszybciej.
— Zaprowadź mnie do niej – powiedziałem obojętnie. – Albo nie, sam do niej pójdę. Będziesz tylko przeszkadzała – stwierdziłem złośliwie i z satysfakcją oddaliłem się od niej na kilkanaście metrów. Następnie pobiegłem do pokoju.
Nawet nie zapukałem, od razu wszedłem, mając pewność, że drzwi pozostawały otwarte. Gdy ją ujrzałem, moje serce po raz kolejny rozsypało się na milion kawałków. Właśnie dlatego chciałem jej unikać. Pragnąłem zerwać ten kontakt. Uczucie jakim ją darzyłem, było jeszcze zbyt silne, aby obojętnie patrzeć na to jak cierpi. Tym bardziej, że wcześniej robiłem wszystko, aby dziewczyna nigdy nie była w takim stanie.
Korzystając z faktu, że Wiki nie zauważyła do tej pory, iż w ogóle ktoś wszedł do pomieszczenia i leżała bezwładnie na łóżku. Zacisnąłem mocno powieki i wstrzymałem na chwile oddech, starając się opanować swoje serce. Postanowiłem nie zbliżać się do niej, nie dotykać – nie chciałem mieć z nią cielesnego kontaktu. Cały czas powtarzałem sobie w duchu, czego się dopuściła, a wtedy łatwiej było mi to wszystko znieść i uzasadnić swoją decyzję. Samo uczucie czasem nie wystarcza, pewnych rzeczy nigdy się nie wybacza.
— Co ty wyrabiasz do jasnej cholery? – powiedziałem spokojnie, ale zimno.
Zapobiegawczo oparłem się plecami o ścianę i postanowiłem się nie ruszać z tego miejsca. Skoro Wiki nie jadła nic od dwóch dnie, nie powinna mieć siły, aby do mnie podbiec.
Spojrzała na mnie pustym wzrokiem, jakby w ogóle nie zorientowała się, że znajduję się w tym samym pokoju. Udało jej się usiąść na łóżku, ale już nie wstała i podobnie jak ja, oparła się o ścianę plecami. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a oczy z obojętnych stały się ożywione.
— W życiu popełniłam wiele błędów, bo nie należę do osób inteligentnych – zaczęła, odchrząkując. – Uważam tak ja, Magda, moje kuzynki i rodzina pewnie też – spojrzała na mnie z bólem. – Zawsze bałam się życia, byłam bardzo słaba. Przez ten cały czas ja wcale nie żyłam, tylko egzystowałam. Jeszcze moment a umrę ze świadomością, iż nie wykorzystałam daru życia i niczego w życiu nie dokonałam. Starałam się, ulżyć innym ludziom w ich kłopotach, bo czułam się wtedy potrzebna. Miałam pewność, że jednak nie jestem taka bezużyteczna. Wszystkim dawałam rady, pocieszałam, a nigdy nie potrafiłam sobie poradzić ze swoimi kłopotami. To mnie wszystko zabija – wzruszyła ramionami. – Życie jest brutalne, przetrwają najsilniejsi, a ja jestem za słaba.
— Bredzisz – stwierdziłem niepewnie, starając się opanować dwa przeciwne uczucia, które teraz zaczęły toczyć ze sobą bój. – Nie chcę, abyś odstawiała jakiś głupi cyrk i zwracała na siebie uwagę. W ten sposób mnie nie odzyskasz. – Przygryzłem zębami jedną z warg. – Nie bierz mnie na litość, to nie na tym polega.
— Ale ja wiem doskonale, że choćbym nie wiadomo co robiła, to straciłam cię na zawsze, wiesz? Nawet jako przyjaciela, a tak bardzo chciałam tego nie zepsuć. Chociaż tego.
Mówiła to wszystko tak pewnie i zdecydowanie, że aż się zdziwiłem. Liczyłem na to, że będzie jeszcze starała się mnie przekonać do siebie, tymczasem ona się zupełnie poddała – to w sumie do niej podobne. Kiedy wypowiadała te słowa, czułem się dziwnie, bo w dalszym ciągu mi na niej zależało. Miałem nadzieję, iż kiedyś będę w stanie jej wybaczyć. Nie chciałem tego kończyć. Po tym wszystkim nie miałem pewności co do jej słów – teraz już nie będę nigdy przekonany, bo ona nic nie zrobi.
— Tak bardzo nie chciałam zniszczyć naszych relacji, że postanowiłam nie mówić ci o swoich prawdziwych uczuciach, rozumiesz? Cieszyłam się po prostu, iż jesteś obecny w moim życiu. Serce chciało czegoś więcej, ale rozum podpowiadał, że powinnam cieszyć się z tego co mam i tego nie schrzanić.
— Po co się tak katujesz? Jaki jest w tym sens? Chyba nie chcesz mi teraz wmówić, że byłem jedyną osobą, która dała ci szczęście?
— Dalej jesteś – odpowiedziała, a ja poczułem jak po moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło. – Zakochałam się w tobie, Thomas i choćbyś nie wiadomo jak bardzo mnie znienawidził, to ja tego w sobie nie jestem w stanie zniszczyć. I nie chcę.
— Nie jestem w stanie wybaczyć ci tego co robiłaś, niestety – zwiesiłem głowę, było mi cholernie ciężko. – Ale błagam, nie rezygnuj teraz z życia. Jesteś taka młoda i…
— Co z tego?! – krzyknęła. – Skoro do końca tego parszywego życia nie będę miała u swojego boku kogoś, kto znaczy dla mnie tak wiele? Kogoś, w kim zakochałam się już po tak krótkim czasie? Kogoś, kto daje mi tyle szczęścia? Kogoś, za kim tęsknię po każdym rozstaniu? Zdarzało mi się płakać za tobą w nocy. Kupiłam sobie twoje perfumy, po tym jak idealnie zapamiętałam ich zapach. Łaziłam przez tydzień po perfumeriach, wąchając każdy zapach z osobna, aż w końcu je znalazłam. Przypominały mi o tobie i zawsze uspokajały. Bardzo się o ciebie bałam, gdy usłyszałam o tym, jak katujesz się treningami. Gdy zabrałeś mnie do siebie na te trzy tygodnie, dziękowałam Bogu za złamaną nogę, to były piękne dni, mimo że ja wszystko psułam. Tak bardzo chciałam ci powiedzieć, wielokrotnie o swoich uczuciach, nie dałam rady. Mam do siebie cholerny żal i jest mi wstyd. Tyle razy chciałam cię pocałować i to pragnienie było takie silne, nie silniejsze jednak od obawy utracenia cię. Obiecałam sobie, że się zabiję, jeśli stracę cię jako kogoś bliskiego. Oto stało się. Żal mi tylko, że nie będzie mi dane usłyszeć słów „kocham cię” i zaznać smaku twoich ust.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę – byłem kompletnie oniemiały. Cały czas jednak w środku coś powtarzało mi, że mogę się porządnie rozczarować. Ciężko było jej wybaczyć – jeśli kiedykolwiek, to na pewno nie teraz. Zrobiło mi się jej cholernie żal, mimo że na początku tylko czułem wściekłość. Zresztą minęły dwa dni, zdążyłem ochłonąć na tyle, aby chociaż nie wybuchnąć.
— I ty, i ja mamy sporo do przemyślenia – powiedziałem, unikając jej zrozpaczonego wzroku. – Mi też nie jest łatwo w tej całej sytuacji, tak? Ale to nie powód, aby robić to, co ty teraz robisz – dodałem. – Zacznij normalnie funkcjonować i w żadnym razie mi się nie głodź. Pijesz coś chociaż? – spytałem, spoglądając ukradkiem na jej wątłe, słabe ciało.
— Przez te dwa dni wypiłam tylko pół szklanki wody – wychrypiała.
— Nie mażesz tak robić! – krzyknąłem, nie wytrzymując. – Nie rób z siebie jakieś ofiary, bo z naszej trójki jesteś najmniej poszkodowana – warknąłem, podbiegając do niej i ignorując wcześniejsze postanowienie, złapałem ją za nadgarstek. – Masz mi zacząć normalnie żyć, zrozumiano? – powiedziałem, spoglądając w jej przygaszone oczy. – Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość, może wreszcie szczęście się do ciebie uśmiechnie?
— Ty jesteś moim jedynym szczęściem – powiedziała, a ja zacząłem żałować, że w ogóle tu przyszedłem.
— Przestań – uciąłem. – Twoje słowa teraz nic nie zdziałają, już jest za późno na wyznawanie uczuć. Wszystko przepadło – powiedziałem, nie mogąc uwierzyć, że faktycznie te słowa padły z moich ust.
Między nami zapadła grobowa cisza, którą nikt nie śmiał przerywać. Dopiero wtedy zorientowałem się, że w dalszym ciągu trzymam Wiktorię za jej prawy nadgarstek. Niczym oparzony puściłem jej rękę. Patrzyłem cały czas na jej przygnębioną twarz i po raz pierwszy w życiu poczułem, iż kogoś poważnie zraniłem swoją decyzją. Nie widziałem jednak innego rozsądnego wyjścia. Nie potrafiłem zapomnieć tego wszystkiego co mówiła o Gregorze, nie byłem w stanie pozbyć się ze swoich myśli tego strasznego obrazu, wytworzonego w mojej wyobraźni, w którym to ta dwójka kochała się ze sobą. Bolało mnie to jak jasna cholera, ale nie umiałem o tym nie myśleć. Czyli jeszcze bardziej się dobijałem, jednocześnie utwierdzając się w przekonaniu, co do słuszności swojej decyzji.
— Zmarnowałam swoje życie przez swój cholerny charakter i decyzje jakie podjęłam – powiedziała z wściekłością. – Gdybym mogła cofnąć czas, to pewnie teraz znajdowałabym się w twoich silnych ramionach i…
— Ale nie możesz – uciąłem po raz kolejny dobitnie, nie mogąc znieść tych jej wszystkich słów i wizji, tym bardziej, że do niedawna miałem takie same. – A teraz błagam, wstań po tym jak upadłaś i idź dalej przez życie. Zapewne upadniesz jeszcze nie raz – powiedziałem ze smutkiem. – I ja także.
— Czyli to koniec, tak? Znikniesz z mojego życia?
— Tak będzie lepiej dla nas obojga – powiedziałem cicho, pilnując, aby głos mi się nie załamał. – Przez cały ten czas coś nas blokowało, najwidoczniej nie jesteśmy sobie pisani. Przykro mi – zwiesiłem głowę.
— Ale przecież kochamy się oboje, tak? Ja ciebie, a ty mnie. Teraz wiemy to oboje. Sami sobie to wszystko komplikujemy.
— To nie jest takie łatwe, jak się wydaje Wiki, bynajmniej nie w moim przypadku. Ja tego nie wiem, możesz mnie kłamać tak samo jak Gregora.
— Czy to nie ty mi powiedziałeś, że warto zaryzykować?
— Nie w wypadku, gdy ktoś przez cały czas robił wszystko, aby cię zranić. Nawet jeśli nie było to celowe. Zapamiętaj to sobie, a teraz wybacz, muszę już iść – szepnąłem i skierowałem się do drzwi niemal natychmiast, nie oglądając się za nią.
Gdy wybiegłem prawie z pokoju, zsunąłem się wzdłuż ściany, ale po przeciwnej stronie, po czym schowałem twarz w dłonie. Bolało. Nie było łatwo. Czułem, jak po moim policzku spływa samotna łza, natychmiast otarłem ją wierzchem dłoni. Nie mogłem uwierzyć, że tak bardzo mnie to wszystko dotknęło. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem.

***
<oczami Wiki>
25.07.2013

Zaczęłam normalnie jeść oraz pić. Skoro Thomas powiedział, że nie mogę się tak zachowywać, to musiał mieć rację. Jakoś doprowadziłam się do ładu. Psychicznie dalej byłam w rozsypce, ale od strony fizycznej nic się nie zmieniło lub bardzo niewiele. Przez resztę pobytu w Hinzenbach, unikałam Morgiego niczym ognia, żeby na jego widok znów nie stracić zmysłów. Całkiem nieźle mi to wychodziło. Zaczęłam normalnie rozmawiać z Magdą, nie unikałam Alexa, który najwidoczniej znalazł sobie we mnie idealnego fotografa, bo cały czas błagał o zrobienie jakiś zdjęć. Śmiałam się w towarzystwie świrniętego Manu i korzystałam jako tako z uroków pięknego lata w Austrii.
Coś jednak musiało być nie tak. Zaczęłam się bardzo źle czuć przez ostatnie dni, wymiotowałam niemal każdego dnia i miałam podwyższoną temperaturę. Nudności mnie nie opuszczały i zauważyłam, że zaczyna mnie mdlić po zapachu pieczonego kurczaka. Magda zaczęła się martwić i radziła, abym poszła do lekarza, ale ja to bagatelizowałam. Któregoś dnia po prostu zemdlałam przed jej osobą i ostatnie co usłyszałam, to donośny krzyk Sobańskiej.
Trafiłam do szpitala i teraz czekałam na wyniki badań, które miał niebawem przynieść lekarz, Magda była ze mną przez ten cały czas i czuwała przy łóżku. Nie chciałam powiadamiać rodziny ani tym bardziej Thomasa – nasze drogi niestety się rozeszły, bo on tak postanowił.
— Pani Maliniak? – usłyszałam lekarza i niemal natychmiast podniosłam na niego swoje przerażone spojrzenie. – Mamy wyniki pani badań.
— Co mi jest? – spytałam trochę się bojąc.
— Czy ona umrze? – Podniosła się z krzesła Magda, a ja miałam ochotę uderzyć ją w łeb. Niech ona nie mówi takich tekstów!
— Jest pani w trzecim tygodniu ciąży – poinformował lekarz z uśmiechem. – Gratulacje! – powiedział, podchodząc do mnie.
Nie mogłam w to uwierzyć, po prostu nie potrafiłam. Brałam przecież regularnie tabletki antykoncepcyjne, nie opuściłam ani jednej… to nie mogła być prawda, nie mogła! Noszę pod sercem dziecko Gregora. Moje marzenia dotyczące Thomasa w jednej chwili przestały istnieć. Ta informacja je zabiła. Dopiero w tamtej chwili zrozumiałam, że mężczyzna którego pokochałam, naprawdę już nigdy nie pojawi się w moim życiu, że go straciłam. Thomas nie chciał mnie, po tym jak się dowiedział o moim związku ze Schlierim – teraz to już na pewno mnie znienawidzi.
Po moim policzku zaczęły spływać słone krople łez. Zatkałam usta dłonią, aby stłumić szloch. Nie chciałam nikogo widzieć, pragnęłam zostać z tym sama. Ja chciałam… zabić to dziecko. Wyrwać je ze swojego wnętrza, pozbyć się problemu. Przecież to wszystko zrujnuje mi życie! Jestem w ciąży z kimś kogo nigdy nie kochałam i jedyne co mnie z nim łączyło, to przyjemność cielesna! W dodatku tatuś siedzi w areszcie śledczym i trafi do psychiatryka! Jest schizofrenikiem…
Lekarz usunął się na razie z pomieszczenia, widząc najwyraźniej, że popełnił gafę i ta informacja jakoś niespecjalnie mnie cieszy. Zostałam sama z Magdą. Spojrzałam na nią uważnie.
— To dziecko Gregora? – spytała słabo.
— Tak, Gregora! A niby czyje ma być, wiedziałaś jaka jest sytuacja?! Nie jestem dziwką, aby się z każdym puszczać!
— Powinnaś postarać się o pozwolenie na widzenie z Gregorem i powiedzieć mu, że zostanie ojcem – mówiła spokojnie. – Powinien wiedzieć.
Spojrzałam na nią z chęcią mordu w oczach. Nie mogłam uwierzyć, że Magda naprawdę wypowiedziała te słowa. Ja nie kochałam szatyna, nie chciałam z nim być, nie chciałam tego dziecka – nie z nim.
Drogi moje i Thomasa się rozeszły, ale droga Gregora i moja droga cały czas były jedną i tą samą drogą. Uświadomiłam sobie, że to z nim związana będzie moja przyszłość. Czy tego właśnie chce dla mnie los, czy to właśnie Gregor jest mi pisany?

3 komentarze:

  1. Gdzie jest Ville ?! Miał być w tym rozdziale ; - ; No bo, normalnie się fochnę ile to rozdziałów temu pisałaś mi, że będzie za 3 rozdziały ?! Ja tu zawalam naukę, bo mówiłaś będzie w 31, a go nie ma. :c
    I tak właśnie jest, jak się jest tchórzem i idiotą Wiki. Sama nie wiem co napisać, bardzo dobrze rozumiem Thomasa i ja też bym się na takiego kogoś wypięła :P
    A dziecko ? Nie trza było się pierdolić z Gredziem XD Plemniki Gredzia są tak mocne, że nawet tabletki antykoncepcyjne ich nie zabiją, jak widać :P ( czyt. Tak zatrute XD )
    Nic więcej nie napiszę, bo czytałam w nadziei, że będzie Ville i nie mogłam się skupić ; - ; Giń w piekle Kumiko, bo jesteś kolejną osobą, która pogłębia moją niecierpliwość.

    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. łiii!!! Wiki będzie mieć dziecko z Gregorem!!! w porównaniu do Suomi to ja cieszę się i skaczę z radości :3 nie mogę się doczekać następnych odcinków xD wybacz, że taki krótki ale uczę się na towaroznawstwo -.-' weny i inspiracji życzę :*

    OdpowiedzUsuń