Rozdział 31
Jestem największą kretynką świata! Przez moją głupotę i
nieroztropne postępowanie stało się coś, czego obawiałam się najbardziej na
świecie – Thomas mnie odrzucił, a w dodatku powiedział, że zachowałam się jak
jakaś tania dziwka. To bolało, bardzo bolało, ale było straszną prawdą. Nic nie
robiłam, nic nie mówiłam, żeby się do niego zbliżyć, ponieważ bałam się odmowy
– dostałam ją.
Teraz, gdy stanęłam twarzą w twarz z tym okropnym uczuciem,
nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Dalej nie mogłam uwierzyć w to, co się
stało. Byłam strasznie otępiała i ciężko było zebrać mi jakiekolwiek myśli.
Leżałam na łóżku cały czas jak ta sierota i nie ruszałam się z miejsca. Miałam
wrażenie, iż znajduję się w jakimś dziwnym stanie między życiem a śmiercią. Mój
organizm przestał się domagać pożywienia, płynów, czy jakiejkolwiek formy
aktywności.
Co ja najlepszego zrobiłam? Co ja zrobiłam? Ja się zabiję…
on mnie kochał, ale przez moją głupotę już go nie dostanę. Straciłam go,
straciłam. Straciłam swoje szczęście, swoją miłość, mojego bohatera. Nie miałam
już poczucia bezpieczeństwa, nie czułam już tego ciepła. Powinnam o niego
walczyć, problem w tym, że ja nie miałam siły na walkę. Nie posiadałam nadziei.
W chwili, gdy wyszedł, byłam pewna, iż wszystko stracone. Całe moje życie posypało
się jak domek z kart. Nie miałam już marzeń. Posypałam się – straciłam swoją
podporę, swoje jedyne źródło energii.
Ktoś chyba wchodził do mojego pokoju i coś do mnie mówił –
nie jestem pewna. Tak czy siak mam to gdzieś…
***
<oczami
Thomasa>
— Thomas, ja nie jestem przekonany co do słuszności twojej
decyzji – usłyszałem głos Manuela. – Czy nie tych słów cały czas od niej
oczekiwałeś? Wiedziałeś jaka jest nieśmiała i jak bardzo się boi. To był dla
niej wyczyn.
Żeby tradycji stało się zadość, musiałem opowiedzieć o
wszystkim Manuelowi, bo inaczej bym nie wytrzymał, a poza tym musiałem się
przed kimś wyżalić. Nie mieliśmy miedzy sobą żadnych tajemnic. Jak przystało na
dobrego przyjaciela, nie przerwał mi opowiadania ani na chwilę i dopiero gdy
skończyłem, wypowiedział swoje zdanie. Zawsze potrafił w jakiś sposób doradzić,
czy pocieszyć, potrzebowałem teraz rozmowy z nim.
W niektórych momentach łamał mi się wręcz głos, to było
niezwykle trudne. Nie miałem bladego pojęcia, kto w tym momencie cierpi bardziej:
ja czy ona? Niewątpliwie oboje teraz przeżywaliśmy to – każde na swój sposób.
Mogłem jej odpuścić ten układ z Gregorem, mogłem cieszyć się słowami, które
usłyszałem, ale zwyczajnie nie potrafiłem. W momencie, w którym Wiki wyznała
mi, co łączyło ją ze Schlierenzauerem, podczas gdy ja cały czas robiłem sobie
jakieś nadzieje, miałem wrażenie, jakby dziewczyna wyciągnęła mi serce z piersi
i je poszargała na coraz to drobniejsze części. Nie tak to miało wyglądać, to
nie taki miał być finał całej tej sytuacji. Nienawidziłem, gdy coś było nie po
mojej myśli. Musiałem ją zostawić samą, ona była taka załamana. Wystarczyła
tylko chwila, abym wymiękł, uwierzył jej i padł przed nią na kolana. Musiałem
wyjść, to była ostatnia właściwa chwila.
Obiecałem sobie, że nie dam się tak łatwo przekonać, że nie
pozwolę, aby się mną bawiła. Pokażę jej, iż nie jest jedyną osobą na tym
świecie, która posiada uczucia. Chciałem, aby czegoś się nauczyła, zmieniła na
lepsze. Pragnąłem, aby stała się silną, zdecydowaną kobietą, aby zrozumiała
swoje błędy i starała się je naprawić. Gdybym bez żadnego zająknięcia zrobił
to, czego żądała, nie mógłbym liczyć na to, że coś się w niej zmieni, a tak to
tliła się we mnie nowa nadzieja. Wiki mogła się zmienić, mogła naprawdę stać
się kobietą, za którą ją uznałem w dniu naszego poznania. Wydawała się taka
silna, zdecydowana, mądra i zaradna. Tymczasem okazała się kimś innym.
Czy dalej ją kochałem? Nie chciałem już jej kochać,
pragnąłem to w sobie zdusić, pozbyć się tego. Potraktowała mnie oraz Gregora
bardzo przedmiotowo, a potem i tak starała się przekonać mnie do siebie. Miała
wielki tupet – to nie ulegało wątpliwości.
— A co twoim zdaniem powinienem był zrobić? – warknąłem, nie
mając zamiaru ukrywać swojego oburzenia. – Dziewczyna najpierw gada ci, że
sypia regularnie z twoim największym wrogiem, a potem wyznaje miłość. Nie no,
zajebiście!
— Powiedziała ci chociaż dlaczego to robiła? – spytał
wyraźnie zamyślony. – Ciężko jest usprawiedliwić takie zachowanie, ale może…
— Mówiła – przerwałem. – Ale dla mnie żadne tłumaczenie nie
jest dobre – zapewniłem. – Gregorek był chory, a nie chciał się leczyć, więc w
zamian oczekiwał tego czego oczekiwał – dodałem. – A Wiki jako dziewczyna
pragnąca ukoić ból całego świata, jest w stanie zgodzić się na każdy warunek
jak widać – uznałem kąśliwie. – Jakie to szlachetne. – Poza tym, przyznała
szczerze, że w ten sposób chciała o mnie zapomnieć, bo wydawałem jej się czymś
nierealnym – przewróciłem oczami. – Mówiła jak naćpana.
— Mówiła w ten sam sposób jak na swoich urodzinach, prawda?
– uśmiechnął się chytrze. – A tego nie pamięta. Moim zdaniem możesz uznać to za
potwierdzenie wcześniejszych wyznań. Jej bardzo zależy, stary. Słowa pijanego,
to myśli trzeźwego, a skoro już powiedziała to i owo na trzeźwo – wzruszył ramionami.
– Skoro powiedziała, że cię kocha, to musiała być już naprawdę zdesperowana i
niepewna, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze zachowanie wobec ciebie. Dziewczyna
nam się zmienia z cichej, lękliwej myszki na drapieżnego i odważnego tygryska.
– Przy ostatnim zdaniu parsknął śmiechem.
— Czy ty musisz nawet w takiej sytuacji cieszyć tę buzię? –
załamałem się. – Ty nawet na pogrzebie
nie byłbyś poważny – stwierdziłem.
— Pogrzeby, to inna sprawa, ale ta sytuacja mnie po prostu
bawi – stwierdził i znów zaczął się śmiać.
— Niby dlaczego?
— Sami sobie wszystko utrudniacie, mimo tego iż oboje
czujecie do siebie coś więcej. Ta się bała nie wiadomo czego, a ty wiedząc o
tym, zamiast z nią porozmawiać, to czekałeś na oklaski. Teraz, gdy w końcu
zrobiła to czego oczekiwałeś, to ty się obrażasz, bo we wszystkim widzisz jakiś
problem. Mała nam się zagubiła, ale to dlatego, że należy do grupy istot, które
zawsze się gubią i zatracają jeśli nie mają podpory. Cóż zrobić, taki
charakter. Skoro chciała o tobie zapomnieć, zmusić się do tego, musiała
przezywać katusze.
Byłem zdziwiony takim zachowaniem Manu, liczyłem, iż stanie
bezapelacyjnie po mojej stronie i pomoże jakoś to wszystko „posegregować”.
W znacznej większości przypadków się
zgadzaliśmy, teraz jednak tak nie było. Z niewiadomych dla mnie powodów Manu od
samego początku polubił Wiki i ją bronił. Nie ułatwiało mi to wcale podjęcia
ostatecznej decyzji co do dalszego postępowania, wręcz przeciwnie – utrudniało.
— Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – zdziwiłem się.
— Bo jesteśmy – powiedział pewnym głosem. – Ale to nie jest
równe z tym, iż zawsze muszę się z tobą zgadzać. Jako kumpel muszę dbać o to,
abyś sobie życia nie zmarnował na własne
życzenie, a także przestrzec cię przed pochopnymi decyzjami. Wiesz co ja bym zrobił?
– spojrzał na mnie pytająco. – Skoro ci na niej zależy i teraz ona też się w
jakimś stopniu przełamała, to zaryzykuj. Jeśli Mała znów nawali, to kopnij ją w
jej zgrabny tyłek i niech wtedy wynosi się z twojego życia, bez możliwości
powrotu.
— Zgrabny tyłek? Podoba ci się?
— Nie łap spiny, stary – uniósł ręce w geście poddania. –
Nie da się ukryć, że Mała choć mała, to ma się czym pochwalić i ty też na bank
tak uważasz. Jestem facetem i ładną laskę zawsze przyuważę.
— Dlatego ją bronisz? – uniosłem brwi.
— Nie – zaprzeczył natychmiast. – Takie sieroty życiowe mnie
bawią – stwierdził. – Takie malutkie, słodziutkie, nieporadne, lękliwe. Wygląda
na taką, co jakby mogła, to by przeprosiła za swoje istnienie.
— Coś w tym musi być – przytaknąłem.
— Co teraz zrobisz? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
— Nie wiem, nie wiem kompletnie – wzruszyłem ramionami. –
Namieszałeś mi w głowie.
***
<oczami Wiki>
— No Wiki! Błagam cię, musisz coś zjeść. Bo inaczej mi
umrzesz z głosu!
To Magda próbowała mnie przyprowadzić do porządku – jak
widać nie wychodziło jej. Mój organizm przestał domagać się o swoje, więc nie
czułam już potrzeby ani jedzenia, ani picia. Jedyne co, to znów zachciało mi
się ryczeć do poduszki i zapaść się pod ziemię – najlepiej dwa metry pod nią w
jakieś niezbyt wyszukanej trumnie. Pomogła mi się umyć oraz ubrać w coś
świeżego, bo tak, to bym w tym pokoju przeleżała resztę swojego życia.
Właściwie to robiła wszystko za mnie, a ja jak szmaciana kukła oddawałam się
pod jej władanie. Mówiłam bardzo niewiele, zdarzało mi się nie odpowiadać na
większość pytań czy żali. Nie zauważałam wściekłości Sobańskiej, skupiona tylko
na swoim nieszczęściu.
— Nie jesz już nic od dwóch dni! – lamentowała. – Powiedź
coś do mnie, kochanie! Daj znać, że jeszcze mi żyjesz.
Nigdy nie widziałam jej w stanie takiego załamania. Zawsze
była niesamowicie twarda i silna – takie moje przeciwieństwo. W dodatku
dyktator, zawsze dostawała to, czego chciała. Pani świata usilnie dążąca do
spełniania swoich marzeń i celów. Płakała tylko w nielicznych przypadkach.
Teraz była cała roztrzęsiona.
Przeniosłam na nią swój obojętny wzrok i poruszyłam lekko
ustami, nie miałam już siły na nic. Byłam wrakiem i stałam się nim ledwie po
dwóch dniach od tego strasznego zdarzenia.
Policja cały czas buszowała po hotelu i przeszukiwała
pokoje. Magda, recepcjonista oraz Alex złożyli już zeznania na komisariacie.
Pozostali czekali dalej na wezwanie – w tym także ja. Nie miałam pojęcia jak
znajdę siły, aby się doczłapać na miejsce, ale jakoś nie za bardzo mnie to
obchodziło. Nie chciałam już patrzeć na Gregora ani go wyciągać z tego bagna.
Jedyne o czym marzyłam, to o tym, aby przestało wreszcie tak cholernie boleć.
— On mnie odrzucił – wymajaczyłam. – Zostaw mnie samą…
Miałam wrażenie, że głos, który wydobył się z moich warg
wcale do mnie nie należy. Był taki inny. Chrypliwy, słaby, gasnący, ledwo
dosłyszalny.
Magda warknęła ze złością a łyżka, którą trzymała w ręce,
wpadła do miski z zupą, z głośnym chlupotem. Jako że nic nie zjadłam i naczynie
było pełne, brunetce trochę się powylewało, ale nie zwróciła na ten fakt
zbytniej uwagi. Zamaszystym gestem odłożyła wszystko na pobliski stolik, po
czym wstała niezwykle gwałtownie i ze skrzyżowanymi rękami, podeszła do okna.
— Mam już tego wszystkiego dość – prychnęła. – Pieprzony
Austriak.
— Nie mów tak o Thomasie – powiedziałam słabo. – Nie
pozwalam ci.
— A ty gówno możesz wobec mnie, wiesz? W dupie mam czy mi
zabraniasz! Ja ci mówiłam, że z tymi Austriakami to same kłopoty – nigdy ich
nie lubiłam. Nienawidzę ich wszystkich od paru ładnych lat! I jak widać miałam
racje. – Odwróciła się w moim kierunku.
— Jak mogłam być tak głupia i nie zauważyć tego, jak Thomas…
— Przestań już kurwa o tym Morgim! – wrzasnęła. – To że się
doprowadzasz na skraj nędzy, wcale ci nie pomoże...
— Ja go kocham – wyszeptałam, podnosząc na nią swoje
przekrwione, zmęczone, przygaszone ślepia. – Nie mam już po co egzystować.
Gregora zamkną w psychiatryku na bank, więc już nie będę mogła go wspierać,
będzie miał opiekę lekarską, Dominika oraz Daria już także mnie nie potrzebują,
szczęśliwe z braćmi Kot. Ty także zaczęłaś sobie radzić – ukończyłaś kurs z
najlepszym wynikiem, a teraz masz jakieś praktyki u prawdziwego psychologa.
Świetlana przyszłość przed tobą. Rodzice mają mnie totalnie w dupie, odkąd
zaczęłam się z Gregorem prowadzić, a siostra wyleczyła się z zauroczenia w
idolu i podobno szuka sobie nowego faceta.
— Nie mów mi, że chcesz umrzeć, błagam – westchnęła ciężko.
– To bez sensu, przez faceta?!
— Myślisz, że Thomas by uronił choć jedną łzę, gdyby się
dowiedział, że nie żyję? – spytałam całkiem poważnie, patrząc się na nią w
skupieniu.
— Tobie to już całkiem odbiło z tej miłości – warknęła. –
Mam dość, powiem o wszystkim Thomasowi – powiedziała hardo. – Może gdy go
ujrzysz, to jakoś się ogarniesz psychicznie.
— Marzę, żeby go zobaczyć – powiedziałam, padając bezradnie
na łóżko.
— Matko jedyna… coś ty ze sobą zrobiła?
***
<oczami
Thomasa>
Tego bym się w życiu nie spodziewał. Pakowałem się właśnie,
bo za parę dni miałem wyjechać z Hinzenbach – do domu niestety. Alex odwołał
całą naszą kadrę z zawodów Letniej Grand Prix. Zresztą i tak bylibyśmy na nich
tylko ja i Manu. Trochę niepocieszony i rozczarowany pakowałem rzeczy do torby,
gdy usłyszałem pukanie do drzwi – donośne, niecierpliwe, natarczywe i bardzo
niespokojne.
— No już otwieram! – odkrzyknąłem i skierowałem się do
drzwi.
Stała za nimi… Magda. Była ostatnią osobą, jakiej bym się
spodziewał pod swoimi drzwiami. Jeśli to co mówiła Wiktoria było prawdą,
dziewczyna raczej nie miała przyjaznych zamiarów. Zresztą w jej oczach także
nie zauważyłem jakieś przyjaźni. Wyglądała na taką, która przyszła do mnie z
przymusu.
— Musisz mi pomóc chłopie – powiedziała z grymasem na
twarzy. – Chcę, abyś wiedział, że nie proszę cię o pomoc, bo cię lubię, ale
dlatego, że to ostateczne rozwiązanie – wybąknęła.
— Jak masz być taka naburmuszona i zniesmaczona, to ja z
tobą nie będę rozmawiał – poinformowałem z chłodną, udawaną uprzejmością, a
następnie zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem.
— Tu chodzi o sprawę życia bądź śmierci – usłyszałem jej
krzyk zza drzwi. – Z Wiktorią jest bardzo źle – dodała niepewnie. – Od dwóch
dni nic nie jadła, jest załamana i prawie w ogóle się do mnie nie odzywa. Chce
umrzeć. – Wrzeszczała do mnie kolejne zdania.
Co ona wyrabia? Chce mnie zatrzymać przy sobie szantażem i
wzbudzić moją litość? Teraz to już zupełnie przegięła. Tak nie można pogrywać,
to jest niesprawiedliwe.
Znów otworzyłem drzwi na oścież.
— Wiktoria marzy o spotkaniu z tobą – powiedziała już
normalnym tonem, gdy znów spojrzeliśmy sobie w twarz. – Mówi, że bez ciebie jej
życie nie ma sensu.
Byłem coraz bardziej wściekły. Ona starała się wywrzeć na
mnie presje. Musiałem to przerwać jak najszybciej.
— Zaprowadź mnie do niej – powiedziałem obojętnie. – Albo
nie, sam do niej pójdę. Będziesz tylko przeszkadzała – stwierdziłem złośliwie i
z satysfakcją oddaliłem się od niej na kilkanaście metrów. Następnie pobiegłem
do pokoju.
Nawet nie zapukałem, od razu wszedłem, mając pewność, że drzwi
pozostawały otwarte. Gdy ją ujrzałem, moje serce po raz kolejny rozsypało się
na milion kawałków. Właśnie dlatego chciałem jej unikać. Pragnąłem zerwać ten
kontakt. Uczucie jakim ją darzyłem, było jeszcze zbyt silne, aby obojętnie
patrzeć na to jak cierpi. Tym bardziej, że wcześniej robiłem wszystko, aby
dziewczyna nigdy nie była w takim stanie.
Korzystając z faktu, że Wiki nie zauważyła do tej pory, iż w
ogóle ktoś wszedł do pomieszczenia i leżała bezwładnie na łóżku. Zacisnąłem
mocno powieki i wstrzymałem na chwile oddech, starając się opanować swoje
serce. Postanowiłem nie zbliżać się do niej, nie dotykać – nie chciałem mieć z
nią cielesnego kontaktu. Cały czas powtarzałem sobie w duchu, czego się
dopuściła, a wtedy łatwiej było mi to wszystko znieść i uzasadnić swoją
decyzję. Samo uczucie czasem nie wystarcza, pewnych rzeczy nigdy się nie
wybacza.
— Co ty wyrabiasz do jasnej cholery? – powiedziałem
spokojnie, ale zimno.
Zapobiegawczo oparłem się plecami o ścianę i postanowiłem
się nie ruszać z tego miejsca. Skoro Wiki nie jadła nic od dwóch dnie, nie
powinna mieć siły, aby do mnie podbiec.
Spojrzała na mnie pustym wzrokiem, jakby w ogóle nie
zorientowała się, że znajduję się w tym samym pokoju. Udało jej się usiąść na
łóżku, ale już nie wstała i podobnie jak ja, oparła się o ścianę plecami. Nie
spuszczała ze mnie wzroku. Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a oczy z
obojętnych stały się ożywione.
— W życiu popełniłam wiele błędów, bo nie należę do osób
inteligentnych – zaczęła, odchrząkując. – Uważam tak ja, Magda, moje kuzynki i
rodzina pewnie też – spojrzała na mnie z bólem. – Zawsze bałam się życia, byłam
bardzo słaba. Przez ten cały czas ja wcale nie żyłam, tylko egzystowałam.
Jeszcze moment a umrę ze świadomością, iż nie wykorzystałam daru życia i niczego
w życiu nie dokonałam. Starałam się, ulżyć innym ludziom w ich kłopotach, bo
czułam się wtedy potrzebna. Miałam pewność, że jednak nie jestem taka
bezużyteczna. Wszystkim dawałam rady, pocieszałam, a nigdy nie potrafiłam sobie
poradzić ze swoimi kłopotami. To mnie wszystko zabija – wzruszyła ramionami. –
Życie jest brutalne, przetrwają najsilniejsi, a ja jestem za słaba.
— Bredzisz – stwierdziłem niepewnie, starając się opanować
dwa przeciwne uczucia, które teraz zaczęły toczyć ze sobą bój. – Nie chcę, abyś
odstawiała jakiś głupi cyrk i zwracała na siebie uwagę. W ten sposób mnie nie
odzyskasz. – Przygryzłem zębami jedną z warg. – Nie bierz mnie na litość, to
nie na tym polega.
— Ale ja wiem doskonale, że choćbym nie wiadomo co robiła, to
straciłam cię na zawsze, wiesz? Nawet jako przyjaciela, a tak bardzo chciałam
tego nie zepsuć. Chociaż tego.
Mówiła to wszystko tak pewnie i zdecydowanie, że aż się
zdziwiłem. Liczyłem na to, że będzie jeszcze starała się mnie przekonać do
siebie, tymczasem ona się zupełnie poddała – to w sumie do niej podobne. Kiedy
wypowiadała te słowa, czułem się dziwnie, bo w dalszym ciągu mi na niej
zależało. Miałem nadzieję, iż kiedyś będę w stanie jej wybaczyć. Nie chciałem
tego kończyć. Po tym wszystkim nie miałem pewności co do jej słów – teraz już
nie będę nigdy przekonany, bo ona nic nie zrobi.
— Tak bardzo nie chciałam zniszczyć naszych relacji, że
postanowiłam nie mówić ci o swoich prawdziwych uczuciach, rozumiesz? Cieszyłam
się po prostu, iż jesteś obecny w moim życiu. Serce chciało czegoś więcej, ale
rozum podpowiadał, że powinnam cieszyć się z tego co mam i tego nie schrzanić.
— Po co się tak katujesz? Jaki jest w tym sens? Chyba nie
chcesz mi teraz wmówić, że byłem jedyną osobą, która dała ci szczęście?
— Dalej jesteś – odpowiedziała, a ja poczułem jak po moim
ciele rozlewa się przyjemne ciepło. – Zakochałam się w tobie, Thomas i choćbyś
nie wiadomo jak bardzo mnie znienawidził, to ja tego w sobie nie jestem w stanie
zniszczyć. I nie chcę.
— Nie jestem w stanie wybaczyć ci tego co robiłaś, niestety
– zwiesiłem głowę, było mi cholernie ciężko. – Ale błagam, nie rezygnuj teraz z
życia. Jesteś taka młoda i…
— Co z tego?! – krzyknęła. – Skoro do końca tego parszywego
życia nie będę miała u swojego boku kogoś, kto znaczy dla mnie tak wiele? Kogoś,
w kim zakochałam się już po tak krótkim czasie? Kogoś, kto daje mi tyle
szczęścia? Kogoś, za kim tęsknię po każdym rozstaniu? Zdarzało mi się płakać za
tobą w nocy. Kupiłam sobie twoje perfumy, po tym jak idealnie zapamiętałam ich
zapach. Łaziłam przez tydzień po perfumeriach, wąchając każdy zapach z osobna,
aż w końcu je znalazłam. Przypominały mi o tobie i zawsze uspokajały. Bardzo
się o ciebie bałam, gdy usłyszałam o tym, jak katujesz się treningami. Gdy
zabrałeś mnie do siebie na te trzy tygodnie, dziękowałam Bogu za złamaną nogę,
to były piękne dni, mimo że ja wszystko psułam. Tak bardzo chciałam ci
powiedzieć, wielokrotnie o swoich uczuciach, nie dałam rady. Mam do siebie
cholerny żal i jest mi wstyd. Tyle razy chciałam cię pocałować i to pragnienie
było takie silne, nie silniejsze jednak od obawy utracenia cię. Obiecałam
sobie, że się zabiję, jeśli stracę cię jako kogoś bliskiego. Oto stało się. Żal
mi tylko, że nie będzie mi dane usłyszeć słów „kocham cię” i zaznać smaku
twoich ust.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę – byłem kompletnie
oniemiały. Cały czas jednak w środku coś powtarzało mi, że mogę się porządnie
rozczarować. Ciężko było jej wybaczyć – jeśli kiedykolwiek, to na pewno nie
teraz. Zrobiło mi się jej cholernie żal, mimo że na początku tylko czułem
wściekłość. Zresztą minęły dwa dni, zdążyłem ochłonąć na tyle, aby chociaż nie
wybuchnąć.
— I ty, i ja mamy sporo do przemyślenia – powiedziałem,
unikając jej zrozpaczonego wzroku. – Mi też nie jest łatwo w tej całej
sytuacji, tak? Ale to nie powód, aby robić to, co ty teraz robisz – dodałem. –
Zacznij normalnie funkcjonować i w żadnym razie mi się nie głodź. Pijesz coś
chociaż? – spytałem, spoglądając ukradkiem na jej wątłe, słabe ciało.
— Przez te dwa dni wypiłam tylko pół szklanki wody –
wychrypiała.
— Nie mażesz tak robić! – krzyknąłem, nie wytrzymując. – Nie
rób z siebie jakieś ofiary, bo z naszej trójki jesteś najmniej poszkodowana –
warknąłem, podbiegając do niej i ignorując wcześniejsze postanowienie, złapałem
ją za nadgarstek. – Masz mi zacząć normalnie żyć, zrozumiano? – powiedziałem, spoglądając
w jej przygaszone oczy. – Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość, może
wreszcie szczęście się do ciebie uśmiechnie?
— Ty jesteś moim jedynym szczęściem – powiedziała, a ja
zacząłem żałować, że w ogóle tu przyszedłem.
— Przestań – uciąłem. – Twoje słowa teraz nic nie zdziałają,
już jest za późno na wyznawanie uczuć. Wszystko przepadło – powiedziałem, nie
mogąc uwierzyć, że faktycznie te słowa padły z moich ust.
Między nami zapadła grobowa cisza, którą nikt nie śmiał
przerywać. Dopiero wtedy zorientowałem się, że w dalszym ciągu trzymam Wiktorię
za jej prawy nadgarstek. Niczym oparzony puściłem jej rękę. Patrzyłem cały czas
na jej przygnębioną twarz i po raz pierwszy w życiu poczułem, iż kogoś poważnie
zraniłem swoją decyzją. Nie widziałem jednak innego rozsądnego wyjścia. Nie
potrafiłem zapomnieć tego wszystkiego co mówiła o Gregorze, nie byłem w stanie
pozbyć się ze swoich myśli tego strasznego obrazu, wytworzonego w mojej
wyobraźni, w którym to ta dwójka kochała się ze sobą. Bolało mnie to jak jasna
cholera, ale nie umiałem o tym nie myśleć. Czyli jeszcze bardziej się
dobijałem, jednocześnie utwierdzając się w przekonaniu, co do słuszności swojej
decyzji.
— Zmarnowałam swoje życie przez swój cholerny charakter i
decyzje jakie podjęłam – powiedziała z wściekłością. – Gdybym mogła cofnąć
czas, to pewnie teraz znajdowałabym się w twoich silnych ramionach i…
— Ale nie możesz – uciąłem po raz kolejny dobitnie, nie
mogąc znieść tych jej wszystkich słów i wizji, tym bardziej, że do niedawna
miałem takie same. – A teraz błagam, wstań po tym jak upadłaś i idź dalej przez
życie. Zapewne upadniesz jeszcze nie raz – powiedziałem ze smutkiem. – I ja
także.
— Czyli to koniec, tak? Znikniesz z mojego życia?
— Tak będzie lepiej dla nas obojga – powiedziałem cicho,
pilnując, aby głos mi się nie załamał. – Przez cały ten czas coś nas blokowało,
najwidoczniej nie jesteśmy sobie pisani. Przykro mi – zwiesiłem głowę.
— Ale przecież kochamy się oboje, tak? Ja ciebie, a ty mnie.
Teraz wiemy to oboje. Sami sobie to wszystko komplikujemy.
— To nie jest takie łatwe, jak się wydaje Wiki, bynajmniej
nie w moim przypadku. Ja tego nie wiem, możesz mnie kłamać tak samo jak
Gregora.
— Czy to nie ty mi powiedziałeś, że warto zaryzykować?
— Nie w wypadku, gdy ktoś przez cały czas robił wszystko,
aby cię zranić. Nawet jeśli nie było to celowe. Zapamiętaj to sobie, a teraz
wybacz, muszę już iść – szepnąłem i skierowałem się do drzwi niemal
natychmiast, nie oglądając się za nią.
Gdy wybiegłem prawie z pokoju, zsunąłem się wzdłuż ściany,
ale po przeciwnej stronie, po czym schowałem twarz w dłonie. Bolało. Nie było
łatwo. Czułem, jak po moim policzku spływa samotna łza, natychmiast otarłem ją
wierzchem dłoni. Nie mogłem uwierzyć, że tak bardzo mnie to wszystko dotknęło. Nie
pamiętam, kiedy ostatnio płakałem.
***
<oczami Wiki>
25.07.2013
Zaczęłam normalnie jeść oraz pić. Skoro Thomas powiedział,
że nie mogę się tak zachowywać, to musiał mieć rację. Jakoś doprowadziłam się
do ładu. Psychicznie dalej byłam w rozsypce, ale od strony fizycznej nic się
nie zmieniło lub bardzo niewiele. Przez resztę pobytu w Hinzenbach, unikałam
Morgiego niczym ognia, żeby na jego widok znów nie stracić zmysłów. Całkiem
nieźle mi to wychodziło. Zaczęłam normalnie rozmawiać z Magdą, nie unikałam
Alexa, który najwidoczniej znalazł sobie we mnie idealnego fotografa, bo cały
czas błagał o zrobienie jakiś zdjęć. Śmiałam się w towarzystwie świrniętego Manu
i korzystałam jako tako z uroków pięknego lata w Austrii.
Coś jednak musiało być nie tak. Zaczęłam się bardzo źle czuć
przez ostatnie dni, wymiotowałam niemal każdego dnia i miałam podwyższoną temperaturę.
Nudności mnie nie opuszczały i zauważyłam, że zaczyna mnie mdlić po zapachu
pieczonego kurczaka. Magda zaczęła się martwić i radziła, abym poszła do
lekarza, ale ja to bagatelizowałam. Któregoś dnia po prostu zemdlałam przed jej
osobą i ostatnie co usłyszałam, to donośny krzyk Sobańskiej.
Trafiłam do szpitala i teraz czekałam na wyniki badań, które
miał niebawem przynieść lekarz, Magda była ze mną przez ten cały czas i czuwała
przy łóżku. Nie chciałam powiadamiać rodziny ani tym bardziej Thomasa – nasze drogi
niestety się rozeszły, bo on tak postanowił.
— Pani Maliniak? – usłyszałam lekarza i niemal natychmiast podniosłam
na niego swoje przerażone spojrzenie. – Mamy wyniki pani badań.
— Co mi jest? – spytałam trochę się bojąc.
— Czy ona umrze? – Podniosła się z krzesła Magda, a ja
miałam ochotę uderzyć ją w łeb. Niech ona nie mówi takich tekstów!
— Jest pani w trzecim tygodniu ciąży – poinformował lekarz z
uśmiechem. – Gratulacje! – powiedział, podchodząc do mnie.
Nie mogłam w to uwierzyć, po prostu nie potrafiłam. Brałam
przecież regularnie tabletki antykoncepcyjne, nie opuściłam ani jednej… to nie
mogła być prawda, nie mogła! Noszę pod sercem dziecko Gregora. Moje marzenia dotyczące
Thomasa w jednej chwili przestały istnieć. Ta informacja je zabiła. Dopiero w
tamtej chwili zrozumiałam, że mężczyzna którego pokochałam, naprawdę już nigdy
nie pojawi się w moim życiu, że go straciłam. Thomas nie chciał mnie, po tym
jak się dowiedział o moim związku ze Schlierim – teraz to już na pewno mnie
znienawidzi.
Po moim policzku zaczęły spływać słone krople łez. Zatkałam
usta dłonią, aby stłumić szloch. Nie chciałam nikogo widzieć, pragnęłam zostać
z tym sama. Ja chciałam… zabić to dziecko. Wyrwać je ze swojego wnętrza, pozbyć
się problemu. Przecież to wszystko zrujnuje mi życie! Jestem w ciąży z kimś
kogo nigdy nie kochałam i jedyne co mnie z nim łączyło, to przyjemność cielesna!
W dodatku tatuś siedzi w areszcie śledczym i trafi do psychiatryka! Jest schizofrenikiem…
Lekarz usunął się na razie z pomieszczenia, widząc
najwyraźniej, że popełnił gafę i ta informacja jakoś niespecjalnie mnie cieszy.
Zostałam sama z Magdą. Spojrzałam na nią uważnie.
— To dziecko Gregora? – spytała słabo.
— Tak, Gregora! A niby czyje ma być, wiedziałaś jaka jest
sytuacja?! Nie jestem dziwką, aby się z każdym puszczać!
— Powinnaś postarać się o pozwolenie na widzenie z Gregorem
i powiedzieć mu, że zostanie ojcem – mówiła spokojnie. – Powinien wiedzieć.
Spojrzałam na nią z chęcią mordu w oczach. Nie mogłam
uwierzyć, że Magda naprawdę wypowiedziała te słowa. Ja nie kochałam szatyna,
nie chciałam z nim być, nie chciałam tego dziecka – nie z nim.
Drogi moje i Thomasa się rozeszły, ale droga Gregora i moja
droga cały czas były jedną i tą samą drogą. Uświadomiłam sobie, że to z nim
związana będzie moja przyszłość. Czy tego właśnie chce dla mnie los, czy to
właśnie Gregor jest mi pisany?
Gdzie jest Ville ?! Miał być w tym rozdziale ; - ; No bo, normalnie się fochnę ile to rozdziałów temu pisałaś mi, że będzie za 3 rozdziały ?! Ja tu zawalam naukę, bo mówiłaś będzie w 31, a go nie ma. :c
OdpowiedzUsuńI tak właśnie jest, jak się jest tchórzem i idiotą Wiki. Sama nie wiem co napisać, bardzo dobrze rozumiem Thomasa i ja też bym się na takiego kogoś wypięła :P
A dziecko ? Nie trza było się pierdolić z Gredziem XD Plemniki Gredzia są tak mocne, że nawet tabletki antykoncepcyjne ich nie zabiją, jak widać :P ( czyt. Tak zatrute XD )
Nic więcej nie napiszę, bo czytałam w nadziei, że będzie Ville i nie mogłam się skupić ; - ; Giń w piekle Kumiko, bo jesteś kolejną osobą, która pogłębia moją niecierpliwość.
Weny.
łiii!!! Wiki będzie mieć dziecko z Gregorem!!! w porównaniu do Suomi to ja cieszę się i skaczę z radości :3 nie mogę się doczekać następnych odcinków xD wybacz, że taki krótki ale uczę się na towaroznawstwo -.-' weny i inspiracji życzę :*
OdpowiedzUsuńGebialne! <3
OdpowiedzUsuń