Rozdział 32
— Dziękujemy pani za zeznania, to na razie wszystko –
odpowiedział z westchnieniem tęgi facet w policyjnym wdzianku. – Gdyby pojawiły
się jakieś nieścisłości w zeznaniach innych świadków, mamy prawo ponownie panią
wezwać – burknął, co sprawiało, że coraz mniej go lubiłam.
Właśnie byłam zmuszona opowiedzieć całą historię od nowa, od
chwili, gdy tylko poznałam Gregora. Nie widziałam potrzeby, aby cokolwiek
zatajać, bo i tak by się wydało. Zresztą byłam zdania, iż moje zeznania bardzo
mu pomogą. Z wyraźnym westchnieniem ulgi, opuściłam komisariat i udałam się
prosto do aresztu śledczego, w którym dostałam pozwolenie na spotkanie się z
szatynem.
Im bliżej byłam celu, tym bardziej się bałam, ale
wewnętrznie czułam, iż muszę mu o wszystkim powiedzieć. Chciałam być w stosunku
do niego fair, więc posłuchałam się Magdy i nie zwlekałam zbytnio w działaniu.
Czasy, w których to byłam zawsze bierna, skończyły się na dobre. Mój spokojny,
ułożony świat posypał się niczym domek z kart. Teraz, gdy będę miała dziecko na
głowie, wiedziałam, że moje życie diametralnie się zmieni – i to w dodatku
dziecko Schlieriego.
Nigdy nie lubiłam dzieci, nie czułam instynktu
macierzyńskiego, który opanował większość moich koleżanek z dawnej szkoły.
Kilkoro z nich posiadało już własne pociechy i wręcz tryskały szczęściem. Ja
tego nie czułam. Nie rozczulały mnie małe, bezzębne, śliniące się berbecie,
które wrzeszczą, gdy tylko im coś nie przypasuje. Nigdy nie rozpływałam się na
ich widok, więc nie miałam pojęcia dlaczego wszystkie inne dziewczyny,
zachwycały się małymi bachorami. Zawsze trzymano dzieci z dala ode mnie, a ja
jakoś nie tęskniłam za nimi specjalnie. Nie zgodziłam się nawet na zostanie
matką chrzestną, gdy moja kuzynka urodziła „małego Szymonka”. Wielokrotnie myślałam
o aborcji, bo szczerze nienawidziłam tego dziecka. Nigdy nie chciałam zostać
matką Polką i nie uśmiechała mi się ta rola. Moim marzeniem pozostało, aby to
wszystko okazało się koszmarem – nawet jeśli po przebudzeniu miałoby się
okazać, iż nigdy nie poznałam żadnego skoczka, nie udał nam się wyjazd na
zawody do Planicy, a Gregor w dalszym ciągu pozostaje dla mojej siostrzyczki
tylko obiektem westchnień – jak to do idola.
Niebawem dotarłam na miejsce, przedstawiłam się, pokazałam
dowód osobisty i pozwolenie na spotkanie ze Schlierenzauerem. Nogi miałam jak z
waty i zupełnie instynktownie pomasowałam swój brzuch – już teraz bynajmniej
wiedziałam, dlaczego spóźniała mi się miesiączka, a że ja się głupia tym wcale
nie zaniepokoiłam, nie kupiłam testu ciążowego, to już inna inszość.
— Kochanie moje najdroższe – usłyszałam i niemal natychmiast
spojrzałam się w kierunku, z którego dochodził tak dobrze znany mi głos.
Widziałam, jak prowadzi go barczysty mężczyzna i z niezwykłą
zręcznością rozkuwa z metalowych kajdanek. Usiadłam na wskazanym miejscu przez
funkcjonariusza, na początku zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Chcąc zyskać
więc trochę czasu, odprowadziłam policjanta wzrokiem. Potem jednak przeniosłam
swoje zdezorientowane spojrzenie na skoczka, czując jak w gardle rośnie mi
wielka gula i robi się niemiłosiernie gorąco.
— Wybacz, że cię wcześniej nie odwiedziłam – zaczęłam. –
Pewnie masz mi to za złe – bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
Gregor uśmiechnął się i odnajdując moją dłoń, mocno ją
uścisnął. Zadrżałam, czując ciepły dotyk jego skóry, ale mimo wszystko nie
wyrwałam dłoni z tego uścisku.
— Nie byłbym w stanie gniewać się na ciebie, ale cholernie
za tobą tęskniłem, wierzyłem, że wreszcie przyjdziesz. Bardzo źle mi jest bez
ciebie, to wszystko wróciło. Zarówno głosy, jak i Natasha. Gdy pierwszy raz ją
zobaczyłem, myślałem, że to ty – zaśmiał się nerwowo. – Ale ona miała takie
zawistne spojrzenie.
— Mój biedaku. To jest wszystko w twojej głowie, jej nie ma.
Ona cię nie skrzywdzi.
— Coraz bardziej zaczynam w to wierzyć, choć mi trudno –
powiedział z grymasem na twarzy. – To wszystko wydaje się takie realne –
odpowiedział ze smutkiem.
W tej samej chwili wstał z krzesełka i pochylając się nade
mną, lekko musnął moje usta. Nie spodziewałam się tego, zanim zdążyłam
zareagować, już się ode mnie oderwał. Potem spojrzał w moje oczy. Bez słowa
zajął swoje dawne miejsce.
— Co się dzieje? – spytał zaskoczony. – Gdyby wszystko było
w porządku, okazałabyś się bardziej wylewna w uczuciach – stwierdził. – Nie
ukrywaj nic przede mną.
— Miałeś już spotkanie z psychologiem?
— Tak miałem i stwierdził to samo, co ten twój doktorek,
także raczej wyjdę cało z tego wszystkiego – odpowiedział obojętnie. – Ale ty
nie zmieniaj tematu – zaczął mi się bacznie przyglądać. – Ja wiem, że coś jest
nie tak.
Odchrząknęłam znacząco i poczułam po raz kolejny, jak zalewa
mnie fala gorąca. Łzy poczęły zbierać się pod powiekami. Było mi trudno, bardzo
trudno. Unikałam jego wzroku, ale on złapał mnie zdecydowanie acz delikatnie za
podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy, Pogłaskałam go delikatnie po policzku,
następnie wstając powoli od stolika, stanęłam tuż obok niego. Bez słowa wzięłam
jego rękę i położyłam ją na swoim
brzuchu. W tamtej chwili łzy już płynęły po moich policzkach strumieniami.
— Trzeci tydzień. Noszę twoje dziecko pod sercem –
wychlipałam. – Zupełnie nie wiem jak mogło do tego dojść, ja się przez ten cały
czas brałam regularnie pigułki.
Gregor wstał bez słowa i nim zdążyłam zaprotestować, mocno
mnie objął, przyciskając głowę do swojej klatki piersiowej. Zaczęłam wypłakiwać
mu się w koszulkę.
— Najwidoczniej tak miało być – wyszeptał. – Cieszę się, że
to właśnie ty będziesz matką mojego dziecka – powiedział z uśmiechem. – Nie
płacz już, kocham cię – powiedział i ucałował mnie w czoło. – Wszystko będzie
dobrze, Wiki. Nie zamkną mnie w więzieniu na pewno.
— Ale pewnie będziesz miał przymusowe leczenie –
wychrypiałam. – Zamkną cię w zakładzie na czas leczenia, a ja zostanę sama –
panikowałam.
— Lepsze kilka lat w zakładzie psychiatrycznym, aniżeli
dożywocie w więzieniu – powiedział raczej bardziej do siebie, aniżeli do mnie.
– Nie wiadomo ile czasu tam spędzę, ale wierzą w to, że mi pomogą, a gdy już
będę zupełnie zdrowy razem zajmiemy się naszym dzieciątkiem – zapewnił,
ocierając mi kciukami łzy z policzków.
— Optymista z ciebie – zaśmiałam się nerwowo. – Mam zamiar
być na każdym konkursie Letniego Grand Prix – zmieniłam temat. – Jeszcze dziś
wyjeżdżam z Austrii. Póki co i tak nie wydali by kolejnego pozwolenia na
widzenie. Spotkamy się na sprawie sądowej.
— Alex nie wycofał naszej kadry? – spytał zaskoczony.
— Wycofał, wyjeżdżam sama – odpowiedziałam. – Nie zapamiętam
raczej dobrze Hinzenbach – powiedziałam z westchnieniem. – Ten cały koszmar
zaczął się przeze mnie – wyszeptałam. – Ale ja tu wrócę.
— Będę czekał na ciebie i dziecko, dbaj o siebie.
***
Kiedy stamtąd wyszłam, natychmiast udałam się do hotelu, w
którym jeszcze znajdowali się Austriacy. Przywitałam się z kobietą z recepcji –
to nie była na szczęście, ta sama, która wezwała policję – i udałam się do
swojego pokoju. Byłam już spakowana i jedyne co mi pozostało, to czekać na
samolot.
Magda też ze mną wybierała się w tę podróż, powiedziała, że
pragnie zbierać doświadczenia. Rzecz jasna dopadła mnie i wypytała o wszystko.
Gdy jej powiedziałam, jak zareagował Gregor, to o mało mi się nie rozpłynęła.
Zapewniła, że w takim razie Gregor naprawdę mnie kocha i tak samo pokocha naszą
córkę bądź syna. Radziła mi, żebym „postarała się” odwzajemnić jego gorące
uczucia. Ta, postarać, to ja się mogę najwyżej zadbać o siebie w czasie ciąży.
Do miłości się raczej nie zmuszę. To nie Schlieriego kochałam, to nie on
sprawiał, że życie stawało się lepsze.
— Tylko mi się nad sobą nie użalaj – warknęła Magda i
zdecydowanie złapała mnie za ramię. – Gregor to zdecydowanie lepszy kandydat na
męża i ojca, niż ten głupi Morgenstern.
— Na męża?! – krzyknęłam. – Jeszcze czego? – spojrzałam na
nią oskarżycielsko. – Ja go nie kocham, rozumiesz? Nie wyjdę za kogoś, kogo nie
kocham.
— Będziesz miała z nim dzieciątko – powiedziała spokojnie
Sobańska. – Rozsądnie by było, związać się na stałe z jego tatą.
— To nie jest jakieś średniowiecze – prychnęłam.
— Kiedy zamierzasz powiedzieć Gregorowi, że ci na nim nie
zależy? – spojrzała na mnie badawczo. – Im dłużej będziesz z tym zwlekać, tym
będzie gorzej dla każdego z was, a Thomas i tak cię już w dupę kopnął.
— Dzięki, że mi to uświadomiłaś – zadrwiłam i posłałam jej
spojrzenie mordercy. – Moje życie i tak wystarczająco się wali.
— Zobaczysz, niebawem się odkochasz – westchnęła dziewczyna.
– On nie jest taki idealny – dodała.
***
Wzięłam właśnie drugą swoją walizkę do ręki i zaczęłam ją
ciągnąć po hotelowym korytarzu. Czułam się, jakbym szła na ścięcie, a tymczasem
miałam zejść do holu i po ludzku, jak człowiek cywilizowany pożegnać się z
Pointnerem – i podziękować mu za mini etat fotografa, bo dał mi za to nawet
trochę kasy – a także Manuelem – pozytywnie zbzikowanym facetem, który potrafił
poprawić mi humor w każdej sytuacji. No i oczywiście… Thomasem – tego bałam się
najbardziej. Lękałam się, iż rzucę się na niego i zacznę ryczeć, znów
zapewniając go o swoim uczuciu. Wyszłabym na idiotkę, dlatego musiałam się
pilnować.
Westchnęłam, gdy znalazłam się na samym dole. Stała tam
trójka osób – Alex, Manuel i Magda. Po Thomasie nie było ani śladu. Ulga
związana z uniknięciem kłopotliwego pożegnania, zaczęła toczyć bój z
rozczarowaniem. Miałam nadzieję, że dane będzie mi spojrzeć w jego piękne oczy,
usłyszeć jego ciepły, kojący głos, który zawsze był dla mnie niczym muzyka.
— Długo żeś się szykowała – powiedziała do mnie z pretensją
Sobańska, dzierżąc w ręku walizkę. – Na szczęście już jesteś.
— Dziękuję Alex za ten mini etat fotografa – uśmiechnęłam
się, podchodząc do trenera, z którym zdążyłam przejść na „ty”. – Przy okazji najlepszy
trener z ciebie, Austriacy dzięki tobie jeszcze daleko zajdą – zapewniłam,
ściskając jego dłoń.
— Nie ma za co i dziękuję za te wyrazy uznania – odwzajemnił
uśmiech. – Swoją drogą naprawdę masz wrodzony talent do fotografii, myślałaś,
żeby zacząć pracować w tym zawodzie? – spojrzał na mnie pytająco.
— Szczerze, to nie – zmieszałam się. – Ale zawsze można
pomyśleć, do zobaczenia – dodałam, a następnie podeszłam do Manu.
— Do zobaczenia, Mała! – krzyknął wesoło i nim się
obejrzałam już mnie zaczął obściskiwać. – Będę tęsknił – przybrał smutną minę.
– Jesteś zajebista no i taka fajna – zapewnił, poruszając lekko brwiami.
Parsknęłam śmiechem, a razem ze mną cała reszta.
— Fajnie było cię poznać Manu – powiedziałam szczerze i z
uśmiechem na ustach. – Tak świrnięta to jest tylko jeszcze moja kuzynka
Dominika. Nieraz poprawiałeś mi nastrój.
— Zawsze do usług – odpowiedział i ukłonił się teatralnie.
— Dobra, to my spadamy – westchnęła Magda i pociągnęła mnie
za rękę.
Nie chciałam jeszcze iść, wierzyłam do ostatniej chwili, że
dane mi będzie na niego spojrzeć, coś powiedzieć. Pragnęłam właśnie z nim
najmocniej zobaczyć się w tamtej chwili. Wlokłam się jak żółw w stronę wyjścia
z hotelu i co chwilę oglądałam się za siebie. Uchwyciłam współczujące
spojrzenie Manu i poczułam się jeszcze gorzej. Chłopak spojrzał na mnie ze
współczuciem, wzruszył ramionami.
— No chodźże wreszcie! – syknęła mi do ucha. – To koniec, on
nie przyjdzie.
Dotarłyśmy do wyjścia, lekki wiatr zaczął owiewać moją
twarz, a oczy skrzyły się od napływających łez. Straciłam nadzieję na to, że go
zobaczę.
Wtem usłyszałam kroki na schodach, zatrzymałam się
gwałtownie, przez co Magda, która szkła z tyłu, wpadła mi na plecy i zaczęła
wyklinać na moją osobę. Odepchnęłam ją delikatnie, odwracając się. Mogłam się
rozczarować, bo nie miałam pewności, czy to on, ale w to wierzyłam.
Był tam, stał na jednym z dolnych stopni schodów i wpatrywał
się w moją postać wnikliwie, oparty o poręcz. Nie wiedziała co zrobić. Wszyscy
wokoło zamilkli, tylko Magda fuknęła ze złości na widok blondyna i na bank
przewróciła oczami. Uśmiechnęłam się delikatnie, pilnując, żeby nie zacząć
płakać i błagać o wybaczenie. Weszłam pewnym krokiem do pomieszczenia i
podeszłam do schodów, w miejscu, w którym on przystanął.
— Przecież powiedziałeś, że już się nie zobaczymy –
przypomniałam.
— Nie mogłem się z tobą nie pożegnać – odpowiedział. – Mimo
że miałem taki zamiar na początku. Uznałem, że się to nam należy. To będzie
ostatni raz – dodał ze smutkiem, a ja poczułam, jak serce mi pęka.
Nie zastanawiając się wiele, wbiegłam po schodach o dwa
stopnie wyżej, niż stał Thomas i spojrzałam mu prosto w twarz. Nie myśląc nad
tym, jak zareaguje, przytuliłam go z całej siły, wtulając się z lubością w jego
klatkę piersiową.
— Nie chcę, żeby to był ostatni raz – wyszeptałam. – Żałuję
tego co zrobiłam, naprawdę — zapewniłam.
– Moglibyśmy stworzyć razem coś naprawdę pięknego.
— Właśnie dlatego bałem się tutaj przyjść, znów zaczynasz
mnie przekonywać. Ale mimo wszystko spodziewałem się tego. Moglibyśmy razem
stworzyć coś pięknego, masz rację, gdyby nie stało się to, co się stało.
— Każdy z nas popełnia błędy – wychrypiałam. – Powinno dawać
się człowiekowi drugą szansę, gdybyś mi ją dał, nie zawiodłabym cię –
obiecałam. – Dopiero niedawno zrozumiałam kim naprawdę dla mnie jesteś.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, chciałam pocałować – ten pierwszy,
a zarazem ostatni raz. Liczyłam, iż pozwoli na to i mnie, i sobie, skoro nie
zamierzał dać nam szansy na coś poważniejszego, ale znów stało się to co
wcześniej. Odrzucił mnie od siebie zdecydowanym ruchem, nie mogłam mieć
nadziei.
— Nie – powiedział stanowczo.
— Ten jeden, jedyny raz – błagałam. – Skoro mówisz, że to
nasze ostatnie pożegnanie. – Wiem, że i ty tego chcesz – spojrzałam mu w oczy.
– Wiem, że i tobie zależy na mnie. Jeden, jedyny raz, proszę cię.
Co ja właściwie wyprawiam? Obiecałam sobie przecież, że nie
będę robiła z siebie ofiary, tymczasem zupełnie mi to nie wyszło. Jestem
żałosna… i na swój sposób dziecinna, dopiero teraz to zrozumiałam. Ale co ja
poradzę na to, że tak mi z tym wszystkim źle i moim największym marzeniem jest
cofnięcie czasu? Nie widziałam swoich błędów, pomyłek, irracjonalnego
zachowania. Chciałam wyleczyć Gregora za wszelką cenę, aby mógł normalnie żyć,
więc w sposób całkowicie nieświadomy zniszczyłam swoje życie. Poświęciłam się
dla niego.
— Nie – powiedział, spoglądając na mnie zimno. – Powinnaś
już iść, niepotrzebnie przyszedłem. Żegnaj i miłej podróży – Przymknął powieki,
odpychając mnie od siebie delikatnie.
Zeszłam ze schodów, czułam łzy pod powiekami. Spojrzałam
błagalnie na Manuela, miał nieodgadniony wyraz twarzy, Alex był wyraźnie
zakłopotany, a Magda kipiała z wściekłości. Gdy do niej podeszłam szarpnęła
mnie mocno za rękę, wycedzając do ucha, jak wielką kretynkę z siebie znów
zrobiłam i błagała, abym wreszcie się uspokoiła.
To był koniec.
***
I oto jest, wspaniałe Hinterzarten, lato było w pełni, więc
niemal natychmiast po wyjściu z samolotu, zdjęłam cienką bluzę z kapturem, jaką
miałam na sobie, i przywiązałam ją sobie w pasie. Ja i Magda ciągnęłyśmy nasze
walizki w całkowitym milczeniu, ponieważ Sobańska była dalej na mnie wściekła.
Chciała, abym wreszcie się opamiętała, a co za tym idzie, zapomniała o
Thomasie. Patrzyła w przyszłoś, a także… związała się na stałe z Gregorem, bo
będę miała z nim dziecko. Ostatni argument najbardziej mnie dobijał, więc
stwierdziłam, że wolę skoczyć z okna… albo dokonać aborcji.
Przystanęłam na moment, wyciągając przy okazji komórkę z
torebki i odruchowo wybrałam numer Fina w swoich kontaktach. Już po chwili
usłyszałam jego głos. Bałam się tego, jak zareaguje, gdy mu wszystko opowiem.
— Hej Ville, gdzie wy się zatrzymaliście w tym Hinterzarten?
– wypowiedziałam do słuchawki, ignorując ciekawski wzrok Magdy.
— A to Austriacy nie dostali namiarów do hotelu?
— Austriaków nie ma w Niemczech, wycofali się, tylko ja
przyjechałam, wszystko ci opowiem, kiedy się spotkamy – poinformowałam na
jednym wydechu.
— Coś ty znów narobiła? – odezwał się nieufnie do słuchawki.
– Jak zwykle zniweczyłaś moje starania. Z Morgim dalej nic nie poszło do
przodu? – wypytywał.
— Poszło, ale niestety do tyłu – wychrypiałam. – On nie chce
mnie znać – wyszeptałam. – Takiej idiotki jak ja, to raczej w życiu jeszcze nie
spotkałeś.
Po drugiej stronie zapanowała grobowa cisza. Słyszałam tylko
jego ciężki oddech. Byłam pewna, że bardzo dogłębnie analizował teraz moje
słowa. I już się robił zły, mimo że nie wiedział jeszcze znacznej większości
rzeczy. Chciałam tą ciszę przerwać, ale tak właściwie, to bardzo się bałam,
więc czekałam na jego reakcję.
— Jest bardzo źle? – powiedział spokojnie. Zdecydowanie za
spokojnie.
— Tragicznie – odpowiedziałam. – Gorzej, to już raczej nie
będzie – dodałam. – Jedyne pocieszenie w całej, jakże chorej sytuacji.
Ville ze świstem wypuścił powietrze.
— No dobra, jestem przygotowany na najgorsze. Iga z Michałem
już wystarczająco dziś mi zaleźli za skórę swoimi sprzeczkami. Bardziej, to już
mnie nie załamiesz – stwierdził, po czym podał mi nazwę hotelu.
Ja i Magda, znów ruszyłyśmy w drogę, dopytując się co jakiś
czas przechodniów, którędy do celu naszej podróży.
***
Niebawem dotarłyśmy do celu i weszłyśmy przez drzwi hotelu.
Chciałyśmy się zameldować, ale jakże niemiła, gburowata recepcjonistka,
stwierdziła, że nie ma już wolnych miejsc, więc musimy poszukać innego hotelu.
— Te dwie dziewczyny są z fińską drużyną narciarską –
usłyszałam za plecami głos Larinto. – Więc pokoje dla nich na pewno się znajdą
– uśmiechnął się promiennie. – Proszę je zameldować na naszym piętrze – dodał.
Gdy go ujrzałam niemal natychmiast oderwałam się od recepcji
i ruszyłam w jego stronę, przytulając serdecznie. Zaraz za nim kroczyła Iga z
Michałem. Nie mieli jakoś za dobrego nastroju, pewnie byli znowu pokłóceni, bo
w ogóle nie patrzyli w swoim kierunku, krocząc od siebie jak najdalej.
Zaśmiałam się tylko pod nosem.
— Hej, Ville – uśmiechnęłam się. – Są już wszystkie teamy?
— Wszystkie oprócz Austriaków, coś ty narobiła? – Spojrzał
na mnie, jak na winnego. – Mam nadzieję, że wszystko mi opowiesz. – Miałam
wrażenie, iż blondyn przeszywa mnie na wylot. Zrobiło mi się jakoś tak zimno.
— Tylko nie krzycz – zabrzmiałam jak wystraszone, małe
dziecko. – Nie chciałam. Naprawdę nie chciałam.
— Hej Wiki – usłyszałam rozpromieniony głos Lewińskiej,
która rzuciła mi się na szyję. – Nie zbliżaj się do tego idioty, dobrze ci
radzę – wyszeptała mi na ucho.
— Co Ty na mnie gadasz? – spytał z pretensją Michał,
najwyraźniej domyślając się wszystkiego. – Sama jesteś idiotką tępa dziewucho –
warknął.
— A weź spierdalaj na drzewo faceciku – syknęła, odrywając
się ode mnie.
— Macie mi się tutaj nie kłócić! – krzyknął na nich Ville. –
Sprzeczka, która była ponad godzinę temu, wystarcza mi całkowicie na całe lata
świetlne! Zacznijcie się wreszcie tolerować, bo niebawem będziecie rodziną!
No tak, Michał był kuzynem Ville w prostej linii, a Iga od
niedawna stała się narzeczoną skoczka.
— Kończą mi się proszki – pożalił się w moim kierunku
blondyn. – Najlepiej to by ich było odseparować, nie wiem tylko jakim sposobem
– powiedział zrezygnowany.
W tej chwili odwróciłam się w stronę recepcji. Zapomniałam
zupełnie o Magdalenie, ale jej już tam nie było. Pewnie poszła szukać Polaków
lub Niemców. Wzruszyłam ramionami. I tak nie doszłybyśmy dzisiaj do żadnego
porozumienia. Moje kuzynki pewnie gdzieś też się tu plątały z braćmi Kot.
— To możemy pogadać? – spytałam na niego z nadzieją. – Jak
chcesz, to mnie zabij i tak już mi się nie chce dalej egzystować – westchnęłam.
— Nawet tak nie mów, poza tym ja jestem bardzo spokojnym
człowiekiem – obiecał, patrząc na mnie słodkimi oczkami. – No dobra –
zreflektował się. – Nie jestem – zrzedła mu mina.
— Hej Wiki – powiedział radośnie Michałek i rzucił się mi na
szyję. – Jeszcze ja! – dodał radośnie i zaczął mnie ściskać.
— Zaraz ją udusisz koczkodanie! – krzyknęła na niego Iga i
sprawnym ruchem pociągnęła za koszulkę. – Przepraszam za niego – powiedziała w
moją stronę. – To kosmita z innej galaktyki – zaśmiała się kpiąco.
— Sama jesteś z innej galaktyki! – odkrzyknął jej Michałek.
— A idźcie wy razem na tę inną galaktykę! – powiedział
zdesperowany Ville, łapiąc się za głowę. – Mam dość tych codziennych,
nieustających kłótni i wrzasków.
— Ależ kochanie! – obruszyła się Iga. – Powinieneś być po
mojej stronie – stwierdziła i teatralnie skrzyżowała ręce.
— Skarbie, ale ty się na mnie nie gniewaj – poprosił ją
łagodnie i delikatnie przytulił, cmokając przy okazji w policzek.
To było urocze. Przez moment nawet zapomniałam o swoich
problemach i beznadziejnej sytuacji. Takim to dobrze. Nawet jeśli jedno na
drugie się obraża, to i tak bardzo się kochają. Też tak chciałam – sama
wszystko zepsułam, wiem. Wtedy zauważyłam jak Michałek nieśmiało się do mnie
przybliża i kładzie mi dłoń na ramieniu.
— Co ty wyrabiasz? – uniosłam brew.
Michałek się niewiarygodnie speszył, spuścił głowę i zdjął
swoją rękę z mojego ramienia, przy okazji się odsunął.
— Może poszłabyś ze mną na kawę? – zaproponował.
Przez chwilę stałam, zaskoczona, wpatrując się w Michałka,
jakby faktycznie był z innej galaktyki, jak to powiedziała Iga. Spojrzałam na
Ville i Igę, ale oni akurat teraz się całowali, więc wolałam im nie
przeszkadzać zbytnio. Odwróciłam swój wzrok z powrotem na Michała i
odchrząknęłam.
— Może kiedy indziej – odpowiedziałam. – Ostatnio nie mam
nastroju na takie wypady – wywinęłam się. – Trochę mi się życie wali – wzruszyłam
ramionami.
— Facet? – spytał ciekawski, miałam ochotę walnąć go w łeb.
Za dużo chciał wiedzieć. Zdecydowanie za dużo.
— No powiedźmy – odburknęłam. – To bardzo świeża sprawa,
wybacz, ale naprawdę nie mam ochoty – stwierdziłam i zaczęłam wpatrywać się w
czubki swoich balerinek, splatając dłonie za plecami. – Ville, błagam cię, wolę
to ci powiedzieć teraz, aniżeli zwlekać – powiedziałam, łapiąc go za rękę i
przerywając całowanie Igi. – Z upływem czasu coraz mi trudniej – dodałam na
swoje usprawiedliwienie. W gruncie rzeczy chciałam uciec także od Michałka.
Ville niechętnie oderwał się od swojej lubej, ale zgodził
się ze mną porozmawiać właśnie w tamtej chwili. Co jak co, ale tamta dwójka nie
potrafiła długo się na siebie gniewać. Byli słodcy, za słodcy jak na mój gust.
— To pilne – powiedział do Lewińskiej, po czym sięgnął do
kieszeni spodni i wyjął z niej jakieś pieniądze. – Zamówcie sobie z Michałem po
kawie, a ja idę ją skrzyczeć – wskazał na mnie ręką, a mi znów zrobiło się
niesamowicie zimno. Ten mężczyzna mnie przeraża w głębi duszy.
***
Ville jest naprawdę straszny i potrafi znęcać się nad
człowiekiem. Na co dzień niezwykłe łatwo jest go wyprowadzić z równowagi. Teraz
jednak moja historia musiała go zszokować do głębi, ponieważ milczał jak grób i
nie chciał przerwać tej strasznej ciszy, jaka się pojawiła między nami. Patrzył
się prosto w moje oczy, ale wcale to nie było przyjemne doznanie – on mnie
zabijał swoim wzrokiem.
Widziałam w oczach wszystko niedowierzanie, żal, szok,
pretensję, gniew, złość, bezradność – dosłownie każdą emocję negatywną. Poza
tym także współczucie. Jego obecność powodowała dreszcze, siedziałam jak na
szpilkach, zupełnie jakbym oczekiwała jakiegoś wyrok – bardzo złego,
niekorzystnego wyroku.
Ville ani na moment nie spuszczał ze mnie wzroku, świdrując
swoim spojrzeniem. Oddychał miarowo, nie poruszając się choćby o milimetr. Jego
usta nie drgnęły choćby na ułamek sekundy. Nie wydawał się myśleć nad tym
wszystkim co usłyszał – a nie ukrywałam przed nim niczego. Absolutnie niczego.
Nie widziałam w tym sensu, a poza tym chciałam, aby wiedział.
— Błagam cię, powiedź coś – wyszeptałam.
W gruncie rzeczy pragnęłam, aby coś powiedział. Nawet jeśli
miałby wrzeszczeć, krzyczeć i wyzywać mnie bez przerwy. Nawet jeśli miałby mnie
uderzyć z całej siły twarz na otrzeźwienie – tak, nie miałabym mu za złe, gdyby
dopuścił się wobec mnie przemocy fizycznej. Należała mi się nawet najgorsza
kara i byłam tego w pełni świadoma, wreszcie zrozumiałam, jak wielkie błędy
popełniałam. Szkoda tylko, że tak późno. Wszystko było lepsze od tej
wyzywającej, niezwykle dotkliwej ciszy, która doprowadzała w obecnej chwili
moją osobę do obłędu.
— Nie zabiję cię tylko dlatego, że jesteś w ciąży – wycedził
przez zęby, a jego dłonie zacisnęły się od razu w pięści. – Jak mogłaś w ogóle
coś takiego zrobić? – mówił niezwykle spokojnie. Za spokojnie.
Nie odpowiedziałam mu nic, bo nie miałam żadnego
usprawiedliwienia dla samej siebie. Byłam głupia, nie myślałam nad tym co
robię, chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle. Opuściłam głowę w geście wstydu.
Czułam jak serce wali mi w piersi, jak krew się we mnie buzuje. Drżałam z lęku.
Chciałam płakać. Chciałam cofnąć czas, nie mogłam.
— Odpowiadaj do jasnej cholery, jak się o coś pytam!!! –
wrzasnął, podnosząc się gwałtownie, z wcześniej zajmowanego miejsca.
Nim się obejrzałam podbiegł do mnie i z całej siły zacisnął
swoje palce na moim podbródku. Syknęłam z bólu, czując jednocześnie, jak pod
powiekami zbierają się słone łzy. Spojrzałam zlękniona w jego oczy. Był w nich
gniew. Gniew jakiego jeszcze nigdy nie ujrzałam u innej osoby. Ani u Thomasa,
ani u Gregora nigdy coś takiego nie pojawiło się – nigdy w takiej sile.
Po chwili odrzucił mocno moją głowę, a ta bezwładnie
odskoczyła do tyłu, stykając się z twardą, betonową ścianą. Znów syknęłam z
bólu, a huk spowodowany uderzeniem mojej głowy o ścianę, dalej rozbrzmiewał w
uszach.
— Jak mogłaś?! Do reszty oszalałaś dziewczyno, ja się
wszystkiego po tobie spodziewałem, ale nie tego co żeś uczyniła! Kto normalny zachowuje się w ten sposób?!
Gdzieś ty miała mózg?! – krzyczał bez przerwy, a mi pozostało nic innego, jak
przyjąć tę karę z pokorą. Bardzo potrzebne było mi takie skarcenie, czułam to w
środku i cieszyłam się wręcz, że blondyn nie miał zamiaru mnie pocieszyć.
— Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – odpowiedziałam słabo.
– Ville dziękuję ci za to, co mówisz – dodałam. – W pełni mi się to należało.
— Skoro kochałaś Thomasa, to jakim cudem sypiałaś z
Gregorem?! Bo chciałaś go wyleczyć, bo tego sobie zażądał?! Jakim w ogóle
prawem pozwoliło ci na to twoje sumienie?! Twoje serce, twoje uczucia?! – krzyczał
w dalszym ciągu, patrząc na mnie z nienawiścią w oczach. – Posiadasz ty w ogóle takie coś jak
sumienie?! – dodał, pukając się z całej
siły w czoło.
— Nie wiem jakim cudem, mogłam być tak głupia – mówiłam cicho
i niepewnie. – Dlaczego wszystko tak skomplikowałam, dlaczego tak postępowałam.
Nie taki miałam zamiar.
Ville spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony i już po chwili
zaczął się głośno śmiać, trzymając się od czasu do czasu za brzuch.
— Jesteś naprawdę zabawna – zakpił. – Jedno jest pewne,
wszystko sobie zepsułaś i prędzej stanie się cud, aniżeli Thomas ci wybaczy.
Szykuj się na bardzo długi wywód na pewno wiesz na jaki temat *-* Ale cie zdziwię i nie zacznę od tego ;D
OdpowiedzUsuńTak na początek do Madzi i Gredzia :
Kto w dzisiejszych czasach mówi DZIECIĄTKO !? -.- W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy oni są z jakiejś innej epoki xd
Ta scena z Gredziem była stanowczo za słodka xd Za duża czułości dla Gredzia xd
Spodziewałam się, że Thomas jednak przyjdzie wiem, że potrafiła byś bez niego przeżyć, nie wspomnieć o nim w choćby jednym zdaniu, byłoby dla ciebie grzechem ;3 Tak właśnie jak jest ze mną i z Ville ;3
A teraz do sedna sprawy, do mojego wywodu ;3
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi kłótni Igi i Michałka *-* No to było coś pięknego i potem to buzi, buzi ;3 Dobra, chyba jednak nie będę się rozpisywać, bo niektórzy mogli by uznać mnie za osobę niepoczytalną xD
No i potem tak reakcja Ville to było coś pięknego *-* Tak, mogłeś jeszcze bardziej ją zwyzywać, należało jej się *-* Nawet nie wiem co pisać, bo słowa nie opisuję tego, jak teraz bardzo znowu jaram się Ville chociaż jest już kwadrans po północy, a ja ledwo widzę klawiaturę i na mojej twarzy po prostu musiał się pojawić bananek, a oczy mam jak takie dwie gwiazdki. Ja nie potrafię żyć bez niego, więc chyba możesz się spodziewać, że w końcu nabazgram na Finach ;3 Nie będzie Gredzia, czego pewnie się spodziewasz ;3 Mam dość, ostatnio przesadnie zaczęłaś się nim jarać i czasami mam już ochotę rzygnąć tęczą. ; - ; Ale wracając do Ville... Nie no, nie wiem już co mam napisać ;3 Ten zielone oczy za bardzo zawładnęły dziś moim umysłem. *-* Więc chyba przyjmiesz moje usprawiedliwienia i wiesz, kto dziś będzie w moim śnie. ;3 Dobra kończę, bo jest totalnie bezsensu, ale to nie moja wina, że mam fazę *-*
weny kochana, bo ja chce więcej Ville <3 ;*
dzieciątka są słodkie :3 ale nie swoje :/ no chyba że jak śpią i nie wołają o jedzenie xD
OdpowiedzUsuńsama dzieci nie lubię, i raczej swoich mieć nie będę, brak instynktu macierzyńskiego... może to się nie zmieni ale na razie mam inne plany...
mam nadzieję, że Gregor wyzdrowieje i będzie z Wiki i dzieciątkiem tworzył wspaniałą rodzinę ^^.
jestem chyba nieliczną z czytelniczek, która kibicuje tej parze xD
weny kochana i inspiracji :*
Ja chcę aby Wiktoria była z Thomasem:) przecież oni się kochają. Każdy zasługuje na drugą szanse ;) Wiki może jeszcze poronić (tak szczerze to mam taką nadzieje). Ja też za bardzo nie przepadam za dziećmi.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :*
Obserwuje od dawna tego bloga, ale dopiero teraz zdecydowałam się skomentować. Proszę Cię, niech ona usunie to dziecko albo poroni..... Kibicuje jej i Thomasowi. I mam nadzieję że już niedługo będą razem :) Zapraszam do siebie, pojawił się prolog http://crazy-life-by-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjej trafiłam tu niedawno, miała troche do nadrobienia, ale dobrze jest :D Dzieciątko... hmm... nie lubie tego :D cały czas ryczy i śmierdzi ;/ ale no mam nadzieje że Gregor z tego wyjedzie i będzie razem z Wiki i dzieciątkiem :D hahah :D Ale z drugiej strony to każdy zasługuje na drugą szanse wiec gdyby była z Morgim to też nie najgorzej... tak czy tak jest świetnie *.*
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie :) http://sercenamurawie.blogspot.com/
kiedy bedzie następny odcinek ????
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie rozdziały!
OdpowiedzUsuńPowiem tak - czytałam ten rozdział i słuchałam Linkin Park - Numb. I sobie płakałam, zupełnie nie wiedząc dlaczego.
Chcę Wiki i Thomasa. Zgredzia uwielbiam, ale ... kurde, sama już nie wiem.
Wiem, że chcę kolejny rozdział *o*
Całuję i przepraszam za wszystko, doskonale wiesz, za co.
Twoja wielka fanka, Dominika xx