sobota, 12 października 2013

Rozdział 32



Rozdział 32

— Dziękujemy pani za zeznania, to na razie wszystko – odpowiedział z westchnieniem tęgi facet w policyjnym wdzianku. – Gdyby pojawiły się jakieś nieścisłości w zeznaniach innych świadków, mamy prawo ponownie panią wezwać – burknął, co sprawiało, że coraz mniej go lubiłam.
Właśnie byłam zmuszona opowiedzieć całą historię od nowa, od chwili, gdy tylko poznałam Gregora. Nie widziałam potrzeby, aby cokolwiek zatajać, bo i tak by się wydało. Zresztą byłam zdania, iż moje zeznania bardzo mu pomogą. Z wyraźnym westchnieniem ulgi, opuściłam komisariat i udałam się prosto do aresztu śledczego, w którym dostałam pozwolenie na spotkanie się z szatynem.
Im bliżej byłam celu, tym bardziej się bałam, ale wewnętrznie czułam, iż muszę mu o wszystkim powiedzieć. Chciałam być w stosunku do niego fair, więc posłuchałam się Magdy i nie zwlekałam zbytnio w działaniu. Czasy, w których to byłam zawsze bierna, skończyły się na dobre. Mój spokojny, ułożony świat posypał się niczym domek z kart. Teraz, gdy będę miała dziecko na głowie, wiedziałam, że moje życie diametralnie się zmieni – i to w dodatku dziecko Schlieriego.
Nigdy nie lubiłam dzieci, nie czułam instynktu macierzyńskiego, który opanował większość moich koleżanek z dawnej szkoły. Kilkoro z nich posiadało już własne pociechy i wręcz tryskały szczęściem. Ja tego nie czułam. Nie rozczulały mnie małe, bezzębne, śliniące się berbecie, które wrzeszczą, gdy tylko im coś nie przypasuje. Nigdy nie rozpływałam się na ich widok, więc nie miałam pojęcia dlaczego wszystkie inne dziewczyny, zachwycały się małymi bachorami. Zawsze trzymano dzieci z dala ode mnie, a ja jakoś nie tęskniłam za nimi specjalnie. Nie zgodziłam się nawet na zostanie matką chrzestną, gdy moja kuzynka urodziła „małego Szymonka”. Wielokrotnie myślałam o aborcji, bo szczerze nienawidziłam tego dziecka. Nigdy nie chciałam zostać matką Polką i nie uśmiechała mi się ta rola. Moim marzeniem pozostało, aby to wszystko okazało się koszmarem – nawet jeśli po przebudzeniu miałoby się okazać, iż nigdy nie poznałam żadnego skoczka, nie udał nam się wyjazd na zawody do Planicy, a Gregor w dalszym ciągu pozostaje dla mojej siostrzyczki tylko obiektem westchnień – jak to do idola.
Niebawem dotarłam na miejsce, przedstawiłam się, pokazałam dowód osobisty i pozwolenie na spotkanie ze Schlierenzauerem. Nogi miałam jak z waty i zupełnie instynktownie pomasowałam swój brzuch – już teraz bynajmniej wiedziałam, dlaczego spóźniała mi się miesiączka, a że ja się głupia tym wcale nie zaniepokoiłam, nie kupiłam testu ciążowego, to już inna inszość.
— Kochanie moje najdroższe – usłyszałam i niemal natychmiast spojrzałam się w kierunku, z którego dochodził tak dobrze znany mi głos.
Widziałam, jak prowadzi go barczysty mężczyzna i z niezwykłą zręcznością rozkuwa z metalowych kajdanek. Usiadłam na wskazanym miejscu przez funkcjonariusza, na początku zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Chcąc zyskać więc trochę czasu, odprowadziłam policjanta wzrokiem. Potem jednak przeniosłam swoje zdezorientowane spojrzenie na skoczka, czując jak w gardle rośnie mi wielka gula i robi się niemiłosiernie gorąco.
— Wybacz, że cię wcześniej nie odwiedziłam – zaczęłam. – Pewnie masz mi to za złe – bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
Gregor uśmiechnął się i odnajdując moją dłoń, mocno ją uścisnął. Zadrżałam, czując ciepły dotyk jego skóry, ale mimo wszystko nie wyrwałam dłoni z tego uścisku.
— Nie byłbym w stanie gniewać się na ciebie, ale cholernie za tobą tęskniłem, wierzyłem, że wreszcie przyjdziesz. Bardzo źle mi jest bez ciebie, to wszystko wróciło. Zarówno głosy, jak i Natasha. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, myślałem, że to ty – zaśmiał się nerwowo. – Ale ona miała takie zawistne spojrzenie.
— Mój biedaku. To jest wszystko w twojej głowie, jej nie ma. Ona cię nie skrzywdzi.
— Coraz bardziej zaczynam w to wierzyć, choć mi trudno – powiedział z grymasem na twarzy. – To wszystko wydaje się takie realne – odpowiedział ze smutkiem.
W tej samej chwili wstał z krzesełka i pochylając się nade mną, lekko musnął moje usta. Nie spodziewałam się tego, zanim zdążyłam zareagować, już się ode mnie oderwał. Potem spojrzał w moje oczy. Bez słowa zajął swoje dawne miejsce.
— Co się dzieje? – spytał zaskoczony. – Gdyby wszystko było w porządku, okazałabyś się bardziej wylewna w uczuciach – stwierdził. – Nie ukrywaj nic przede mną.
— Miałeś już spotkanie z psychologiem?
— Tak miałem i stwierdził to samo, co ten twój doktorek, także raczej wyjdę cało z tego wszystkiego – odpowiedział obojętnie. – Ale ty nie zmieniaj tematu – zaczął mi się bacznie przyglądać. – Ja wiem, że coś jest nie tak.
Odchrząknęłam znacząco i poczułam po raz kolejny, jak zalewa mnie fala gorąca. Łzy poczęły zbierać się pod powiekami. Było mi trudno, bardzo trudno. Unikałam jego wzroku, ale on złapał mnie zdecydowanie acz delikatnie za podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy, Pogłaskałam go delikatnie po policzku, następnie wstając powoli od stolika, stanęłam tuż obok niego. Bez słowa wzięłam jego  rękę i położyłam ją na swoim brzuchu. W tamtej chwili łzy już płynęły po moich policzkach strumieniami.
— Trzeci tydzień. Noszę twoje dziecko pod sercem – wychlipałam. – Zupełnie nie wiem jak mogło do tego dojść, ja się przez ten cały czas brałam regularnie pigułki.
Gregor wstał bez słowa i nim zdążyłam zaprotestować, mocno mnie objął, przyciskając głowę do swojej klatki piersiowej. Zaczęłam wypłakiwać mu się w koszulkę.
— Najwidoczniej tak miało być – wyszeptał. – Cieszę się, że to właśnie ty będziesz matką mojego dziecka – powiedział z uśmiechem. – Nie płacz już, kocham cię – powiedział i ucałował mnie w czoło. – Wszystko będzie dobrze, Wiki. Nie zamkną mnie w więzieniu na pewno.
— Ale pewnie będziesz miał przymusowe leczenie – wychrypiałam. – Zamkną cię w zakładzie na czas leczenia, a ja zostanę sama – panikowałam.
— Lepsze kilka lat w zakładzie psychiatrycznym, aniżeli dożywocie w więzieniu – powiedział raczej bardziej do siebie, aniżeli do mnie. – Nie wiadomo ile czasu tam spędzę, ale wierzą w to, że mi pomogą, a gdy już będę zupełnie zdrowy razem zajmiemy się naszym dzieciątkiem – zapewnił, ocierając mi kciukami łzy z policzków.
— Optymista z ciebie – zaśmiałam się nerwowo. – Mam zamiar być na każdym konkursie Letniego Grand Prix – zmieniłam temat. – Jeszcze dziś wyjeżdżam z Austrii. Póki co i tak nie wydali by kolejnego pozwolenia na widzenie. Spotkamy się na sprawie sądowej.
— Alex nie wycofał naszej kadry? – spytał zaskoczony.
— Wycofał, wyjeżdżam sama – odpowiedziałam. – Nie zapamiętam raczej dobrze Hinzenbach – powiedziałam z westchnieniem. – Ten cały koszmar zaczął się przeze mnie – wyszeptałam. – Ale ja tu wrócę.
— Będę czekał na ciebie i dziecko, dbaj o siebie.

***
Kiedy stamtąd wyszłam, natychmiast udałam się do hotelu, w którym jeszcze znajdowali się Austriacy. Przywitałam się z kobietą z recepcji – to nie była na szczęście, ta sama, która wezwała policję – i udałam się do swojego pokoju. Byłam już spakowana i jedyne co mi pozostało, to czekać na samolot.
Magda też ze mną wybierała się w tę podróż, powiedziała, że pragnie zbierać doświadczenia. Rzecz jasna dopadła mnie i wypytała o wszystko. Gdy jej powiedziałam, jak zareagował Gregor, to o mało mi się nie rozpłynęła. Zapewniła, że w takim razie Gregor naprawdę mnie kocha i tak samo pokocha naszą córkę bądź syna. Radziła mi, żebym „postarała się” odwzajemnić jego gorące uczucia. Ta, postarać, to ja się mogę najwyżej zadbać o siebie w czasie ciąży. Do miłości się raczej nie zmuszę. To nie Schlieriego kochałam, to nie on sprawiał, że życie stawało się lepsze.
— Tylko mi się nad sobą nie użalaj – warknęła Magda i zdecydowanie złapała mnie za ramię. – Gregor to zdecydowanie lepszy kandydat na męża i ojca, niż ten głupi Morgenstern.
— Na męża?! – krzyknęłam. – Jeszcze czego? – spojrzałam na nią oskarżycielsko. – Ja go nie kocham, rozumiesz? Nie wyjdę za kogoś, kogo nie kocham.
— Będziesz miała z nim dzieciątko – powiedziała spokojnie Sobańska. – Rozsądnie by było, związać się na stałe z jego tatą.
— To nie jest jakieś średniowiecze – prychnęłam.
— Kiedy zamierzasz powiedzieć Gregorowi, że ci na nim nie zależy? – spojrzała na mnie badawczo. – Im dłużej będziesz z tym zwlekać, tym będzie gorzej dla każdego z was, a Thomas i tak cię już w dupę kopnął.
— Dzięki, że mi to uświadomiłaś – zadrwiłam i posłałam jej spojrzenie mordercy. – Moje życie i tak wystarczająco się wali.
— Zobaczysz, niebawem się odkochasz – westchnęła dziewczyna. – On nie jest taki idealny – dodała.

***
Wzięłam właśnie drugą swoją walizkę do ręki i zaczęłam ją ciągnąć po hotelowym korytarzu. Czułam się, jakbym szła na ścięcie, a tymczasem miałam zejść do holu i po ludzku, jak człowiek cywilizowany pożegnać się z Pointnerem – i podziękować mu za mini etat fotografa, bo dał mi za to nawet trochę kasy – a także Manuelem – pozytywnie zbzikowanym facetem, który potrafił poprawić mi humor w każdej sytuacji. No i oczywiście… Thomasem – tego bałam się najbardziej. Lękałam się, iż rzucę się na niego i zacznę ryczeć, znów zapewniając go o swoim uczuciu. Wyszłabym na idiotkę, dlatego musiałam się pilnować.
Westchnęłam, gdy znalazłam się na samym dole. Stała tam trójka osób – Alex, Manuel i Magda. Po Thomasie nie było ani śladu. Ulga związana z uniknięciem kłopotliwego pożegnania, zaczęła toczyć bój z rozczarowaniem. Miałam nadzieję, że dane będzie mi spojrzeć w jego piękne oczy, usłyszeć jego ciepły, kojący głos, który zawsze był dla mnie niczym muzyka.
— Długo żeś się szykowała – powiedziała do mnie z pretensją Sobańska, dzierżąc w ręku walizkę. – Na szczęście już jesteś.
— Dziękuję Alex za ten mini etat fotografa – uśmiechnęłam się, podchodząc do trenera, z którym zdążyłam przejść na „ty”. – Przy okazji najlepszy trener z ciebie, Austriacy dzięki tobie jeszcze daleko zajdą – zapewniłam, ściskając jego dłoń.
— Nie ma za co i dziękuję za te wyrazy uznania – odwzajemnił uśmiech. – Swoją drogą naprawdę masz wrodzony talent do fotografii, myślałaś, żeby zacząć pracować w tym zawodzie? – spojrzał na mnie pytająco.
— Szczerze, to nie – zmieszałam się. – Ale zawsze można pomyśleć, do zobaczenia – dodałam, a następnie podeszłam do Manu.
— Do zobaczenia, Mała! – krzyknął wesoło i nim się obejrzałam już mnie zaczął obściskiwać. – Będę tęsknił – przybrał smutną minę. – Jesteś zajebista no i taka fajna – zapewnił, poruszając lekko brwiami.
Parsknęłam śmiechem, a razem ze mną cała reszta.
— Fajnie było cię poznać Manu – powiedziałam szczerze i z uśmiechem na ustach. – Tak świrnięta to jest tylko jeszcze moja kuzynka Dominika. Nieraz poprawiałeś mi nastrój.
— Zawsze do usług – odpowiedział i ukłonił się teatralnie.
— Dobra, to my spadamy – westchnęła Magda i pociągnęła mnie za rękę.
Nie chciałam jeszcze iść, wierzyłam do ostatniej chwili, że dane mi będzie na niego spojrzeć, coś powiedzieć. Pragnęłam właśnie z nim najmocniej zobaczyć się w tamtej chwili. Wlokłam się jak żółw w stronę wyjścia z hotelu i co chwilę oglądałam się za siebie. Uchwyciłam współczujące spojrzenie Manu i poczułam się jeszcze gorzej. Chłopak spojrzał na mnie ze współczuciem, wzruszył ramionami.
— No chodźże wreszcie! – syknęła mi do ucha. – To koniec, on nie przyjdzie.
Dotarłyśmy do wyjścia, lekki wiatr zaczął owiewać moją twarz, a oczy skrzyły się od napływających łez. Straciłam nadzieję na to, że go zobaczę.
Wtem usłyszałam kroki na schodach, zatrzymałam się gwałtownie, przez co Magda, która szkła z tyłu, wpadła mi na plecy i zaczęła wyklinać na moją osobę. Odepchnęłam ją delikatnie, odwracając się. Mogłam się rozczarować, bo nie miałam pewności, czy to on, ale w to wierzyłam.
Był tam, stał na jednym z dolnych stopni schodów i wpatrywał się w moją postać wnikliwie, oparty o poręcz. Nie wiedziała co zrobić. Wszyscy wokoło zamilkli, tylko Magda fuknęła ze złości na widok blondyna i na bank przewróciła oczami. Uśmiechnęłam się delikatnie, pilnując, żeby nie zacząć płakać i błagać o wybaczenie. Weszłam pewnym krokiem do pomieszczenia i podeszłam do schodów, w miejscu, w którym on przystanął.
— Przecież powiedziałeś, że już się nie zobaczymy – przypomniałam.
— Nie mogłem się z tobą nie pożegnać – odpowiedział. – Mimo że miałem taki zamiar na początku. Uznałem, że się to nam należy. To będzie ostatni raz – dodał ze smutkiem, a ja poczułam, jak serce mi pęka.
Nie zastanawiając się wiele, wbiegłam po schodach o dwa stopnie wyżej, niż stał Thomas i spojrzałam mu prosto w twarz. Nie myśląc nad tym, jak zareaguje, przytuliłam go z całej siły, wtulając się z lubością w jego klatkę piersiową.
— Nie chcę, żeby to był ostatni raz – wyszeptałam. – Żałuję tego co zrobiłam, naprawdę  — zapewniłam. – Moglibyśmy stworzyć razem coś naprawdę pięknego.
— Właśnie dlatego bałem się tutaj przyjść, znów zaczynasz mnie przekonywać. Ale mimo wszystko spodziewałem się tego. Moglibyśmy razem stworzyć coś pięknego, masz rację, gdyby nie stało się to, co się stało.
— Każdy z nas popełnia błędy – wychrypiałam. – Powinno dawać się człowiekowi drugą szansę, gdybyś mi ją dał, nie zawiodłabym cię – obiecałam. – Dopiero niedawno zrozumiałam kim naprawdę dla mnie jesteś.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, chciałam pocałować – ten pierwszy, a zarazem ostatni raz. Liczyłam, iż pozwoli na to i mnie, i sobie, skoro nie zamierzał dać nam szansy na coś poważniejszego, ale znów stało się to co wcześniej. Odrzucił mnie od siebie zdecydowanym ruchem, nie mogłam mieć nadziei.
— Nie – powiedział stanowczo.
— Ten jeden, jedyny raz – błagałam. – Skoro mówisz, że to nasze ostatnie pożegnanie. – Wiem, że i ty tego chcesz – spojrzałam mu w oczy. – Wiem, że i tobie zależy na mnie. Jeden, jedyny raz, proszę cię.
Co ja właściwie wyprawiam? Obiecałam sobie przecież, że nie będę robiła z siebie ofiary, tymczasem zupełnie mi to nie wyszło. Jestem żałosna… i na swój sposób dziecinna, dopiero teraz to zrozumiałam. Ale co ja poradzę na to, że tak mi z tym wszystkim źle i moim największym marzeniem jest cofnięcie czasu? Nie widziałam swoich błędów, pomyłek, irracjonalnego zachowania. Chciałam wyleczyć Gregora za wszelką cenę, aby mógł normalnie żyć, więc w sposób całkowicie nieświadomy zniszczyłam swoje życie. Poświęciłam się dla niego.
— Nie – powiedział, spoglądając na mnie zimno. – Powinnaś już iść, niepotrzebnie przyszedłem. Żegnaj i miłej podróży – Przymknął powieki, odpychając mnie od siebie delikatnie.
Zeszłam ze schodów, czułam łzy pod powiekami. Spojrzałam błagalnie na Manuela, miał nieodgadniony wyraz twarzy, Alex był wyraźnie zakłopotany, a Magda kipiała z wściekłości. Gdy do niej podeszłam szarpnęła mnie mocno za rękę, wycedzając do ucha, jak wielką kretynkę z siebie znów zrobiłam i błagała, abym wreszcie się uspokoiła.
To był koniec.

***
I oto jest, wspaniałe Hinterzarten, lato było w pełni, więc niemal natychmiast po wyjściu z samolotu, zdjęłam cienką bluzę z kapturem, jaką miałam na sobie, i przywiązałam ją sobie w pasie. Ja i Magda ciągnęłyśmy nasze walizki w całkowitym milczeniu, ponieważ Sobańska była dalej na mnie wściekła. Chciała, abym wreszcie się opamiętała, a co za tym idzie, zapomniała o Thomasie. Patrzyła w przyszłoś, a także… związała się na stałe z Gregorem, bo będę miała z nim dziecko. Ostatni argument najbardziej mnie dobijał, więc stwierdziłam, że wolę skoczyć z okna… albo dokonać aborcji.
Przystanęłam na moment, wyciągając przy okazji komórkę z torebki i odruchowo wybrałam numer Fina w swoich kontaktach. Już po chwili usłyszałam jego głos. Bałam się tego, jak zareaguje, gdy mu wszystko opowiem.
— Hej Ville, gdzie wy się zatrzymaliście w tym Hinterzarten? – wypowiedziałam do słuchawki, ignorując ciekawski wzrok Magdy.
— A to Austriacy nie dostali namiarów do hotelu?
— Austriaków nie ma w Niemczech, wycofali się, tylko ja przyjechałam, wszystko ci opowiem, kiedy się spotkamy – poinformowałam na jednym wydechu.
— Coś ty znów narobiła? – odezwał się nieufnie do słuchawki. – Jak zwykle zniweczyłaś moje starania. Z Morgim dalej nic nie poszło do przodu? – wypytywał.
— Poszło, ale niestety do tyłu – wychrypiałam. – On nie chce mnie znać – wyszeptałam. – Takiej idiotki jak ja, to raczej w życiu jeszcze nie spotkałeś.
Po drugiej stronie zapanowała grobowa cisza. Słyszałam tylko jego ciężki oddech. Byłam pewna, że bardzo dogłębnie analizował teraz moje słowa. I już się robił zły, mimo że nie wiedział jeszcze znacznej większości rzeczy. Chciałam tą ciszę przerwać, ale tak właściwie, to bardzo się bałam, więc czekałam na jego reakcję.
— Jest bardzo źle? – powiedział spokojnie. Zdecydowanie za spokojnie.
— Tragicznie – odpowiedziałam. – Gorzej, to już raczej nie będzie – dodałam. – Jedyne pocieszenie w całej, jakże chorej sytuacji.
Ville ze świstem wypuścił powietrze.
— No dobra, jestem przygotowany na najgorsze. Iga z Michałem już wystarczająco dziś mi zaleźli za skórę swoimi sprzeczkami. Bardziej, to już mnie nie załamiesz – stwierdził, po czym podał mi nazwę hotelu.
Ja i Magda, znów ruszyłyśmy w drogę, dopytując się co jakiś czas przechodniów, którędy do celu naszej podróży.

***
Niebawem dotarłyśmy do celu i weszłyśmy przez drzwi hotelu. Chciałyśmy się zameldować, ale jakże niemiła, gburowata recepcjonistka, stwierdziła, że nie ma już wolnych miejsc, więc musimy poszukać innego hotelu.
— Te dwie dziewczyny są z fińską drużyną narciarską – usłyszałam za plecami głos Larinto. – Więc pokoje dla nich na pewno się znajdą – uśmiechnął się promiennie. – Proszę je zameldować na naszym piętrze – dodał.
Gdy go ujrzałam niemal natychmiast oderwałam się od recepcji i ruszyłam w jego stronę, przytulając serdecznie. Zaraz za nim kroczyła Iga z Michałem. Nie mieli jakoś za dobrego nastroju, pewnie byli znowu pokłóceni, bo w ogóle nie patrzyli w swoim kierunku, krocząc od siebie jak najdalej. Zaśmiałam się tylko pod nosem.
— Hej, Ville – uśmiechnęłam się. – Są już wszystkie teamy?
— Wszystkie oprócz Austriaków, coś ty narobiła? – Spojrzał na mnie, jak na winnego. – Mam nadzieję, że wszystko mi opowiesz. – Miałam wrażenie, iż blondyn przeszywa mnie na wylot. Zrobiło mi się jakoś tak zimno.
— Tylko nie krzycz – zabrzmiałam jak wystraszone, małe dziecko. – Nie chciałam. Naprawdę nie chciałam.
— Hej Wiki – usłyszałam rozpromieniony głos Lewińskiej, która rzuciła mi się na szyję. – Nie zbliżaj się do tego idioty, dobrze ci radzę – wyszeptała mi na ucho.
— Co Ty na mnie gadasz? – spytał z pretensją Michał, najwyraźniej domyślając się wszystkiego. – Sama jesteś idiotką tępa dziewucho – warknął.
— A weź spierdalaj na drzewo faceciku – syknęła, odrywając się ode mnie.
— Macie mi się tutaj nie kłócić! – krzyknął na nich Ville. – Sprzeczka, która była ponad godzinę temu, wystarcza mi całkowicie na całe lata świetlne! Zacznijcie się wreszcie tolerować, bo niebawem będziecie rodziną!
No tak, Michał był kuzynem Ville w prostej linii, a Iga od niedawna stała się  narzeczoną skoczka.
— Kończą mi się proszki – pożalił się w moim kierunku blondyn. – Najlepiej to by ich było odseparować, nie wiem tylko jakim sposobem – powiedział zrezygnowany.
W tej chwili odwróciłam się w stronę recepcji. Zapomniałam zupełnie o Magdalenie, ale jej już tam nie było. Pewnie poszła szukać Polaków lub Niemców. Wzruszyłam ramionami. I tak nie doszłybyśmy dzisiaj do żadnego porozumienia. Moje kuzynki pewnie gdzieś też się tu plątały z braćmi Kot.
— To możemy pogadać? – spytałam na niego z nadzieją. – Jak chcesz, to mnie zabij i tak już mi się nie chce dalej egzystować – westchnęłam.
— Nawet tak nie mów, poza tym ja jestem bardzo spokojnym człowiekiem – obiecał, patrząc na mnie słodkimi oczkami. – No dobra – zreflektował się. – Nie jestem – zrzedła mu mina.
— Hej Wiki – powiedział radośnie Michałek i rzucił się mi na szyję. – Jeszcze ja! – dodał radośnie i zaczął mnie ściskać.
— Zaraz ją udusisz koczkodanie! – krzyknęła na niego Iga i sprawnym ruchem pociągnęła za koszulkę. – Przepraszam za niego – powiedziała w moją stronę. – To kosmita z innej galaktyki – zaśmiała się kpiąco.
— Sama jesteś z innej galaktyki! – odkrzyknął jej Michałek.
— A idźcie wy razem na tę inną galaktykę! – powiedział zdesperowany Ville, łapiąc się za głowę. – Mam dość tych codziennych, nieustających kłótni i wrzasków.
— Ależ kochanie! – obruszyła się Iga. – Powinieneś być po mojej stronie – stwierdziła i teatralnie skrzyżowała ręce.
— Skarbie, ale ty się na mnie nie gniewaj – poprosił ją łagodnie i delikatnie przytulił, cmokając przy okazji w policzek.
To było urocze. Przez moment nawet zapomniałam o swoich problemach i beznadziejnej sytuacji. Takim to dobrze. Nawet jeśli jedno na drugie się obraża, to i tak bardzo się kochają. Też tak chciałam – sama wszystko zepsułam, wiem. Wtedy zauważyłam jak Michałek nieśmiało się do mnie przybliża i kładzie mi dłoń na ramieniu.
— Co ty wyrabiasz? – uniosłam brew.
Michałek się niewiarygodnie speszył, spuścił głowę i zdjął swoją rękę z mojego ramienia, przy okazji się odsunął.
— Może poszłabyś ze mną na kawę? – zaproponował.
Przez chwilę stałam, zaskoczona, wpatrując się w Michałka, jakby faktycznie był z innej galaktyki, jak to powiedziała Iga. Spojrzałam na Ville i Igę, ale oni akurat teraz się całowali, więc wolałam im nie przeszkadzać zbytnio. Odwróciłam swój wzrok z powrotem na Michała i odchrząknęłam.
— Może kiedy indziej – odpowiedziałam. – Ostatnio nie mam nastroju na takie wypady – wywinęłam się. – Trochę mi się życie wali – wzruszyłam ramionami.
— Facet? – spytał ciekawski, miałam ochotę walnąć go w łeb. Za dużo chciał wiedzieć. Zdecydowanie za dużo.
— No powiedźmy – odburknęłam. – To bardzo świeża sprawa, wybacz, ale naprawdę nie mam ochoty – stwierdziłam i zaczęłam wpatrywać się w czubki swoich balerinek, splatając dłonie za plecami. – Ville, błagam cię, wolę to ci powiedzieć teraz, aniżeli zwlekać – powiedziałam, łapiąc go za rękę i przerywając całowanie Igi. – Z upływem czasu coraz mi trudniej – dodałam na swoje usprawiedliwienie. W gruncie rzeczy chciałam uciec także od Michałka.
Ville niechętnie oderwał się od swojej lubej, ale zgodził się ze mną porozmawiać właśnie w tamtej chwili. Co jak co, ale tamta dwójka nie potrafiła długo się na siebie gniewać. Byli słodcy, za słodcy jak na mój gust.
— To pilne – powiedział do Lewińskiej, po czym sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej jakieś pieniądze. – Zamówcie sobie z Michałem po kawie, a ja idę ją skrzyczeć – wskazał na mnie ręką, a mi znów zrobiło się niesamowicie zimno. Ten mężczyzna mnie przeraża w głębi duszy.

***
Ville jest naprawdę straszny i potrafi znęcać się nad człowiekiem. Na co dzień niezwykłe łatwo jest go wyprowadzić z równowagi. Teraz jednak moja historia musiała go zszokować do głębi, ponieważ milczał jak grób i nie chciał przerwać tej strasznej ciszy, jaka się pojawiła między nami. Patrzył się prosto w moje oczy, ale wcale to nie było przyjemne doznanie – on mnie zabijał swoim wzrokiem.
Widziałam w oczach wszystko niedowierzanie, żal, szok, pretensję, gniew, złość, bezradność – dosłownie każdą emocję negatywną. Poza tym także współczucie. Jego obecność powodowała dreszcze, siedziałam jak na szpilkach, zupełnie jakbym oczekiwała jakiegoś wyrok – bardzo złego, niekorzystnego wyroku.
Ville ani na moment nie spuszczał ze mnie wzroku, świdrując swoim spojrzeniem. Oddychał miarowo, nie poruszając się choćby o milimetr. Jego usta nie drgnęły choćby na ułamek sekundy. Nie wydawał się myśleć nad tym wszystkim co usłyszał – a nie ukrywałam przed nim niczego. Absolutnie niczego. Nie widziałam w tym sensu, a poza tym chciałam, aby wiedział.
— Błagam cię, powiedź coś – wyszeptałam.
W gruncie rzeczy pragnęłam, aby coś powiedział. Nawet jeśli miałby wrzeszczeć, krzyczeć i wyzywać mnie bez przerwy. Nawet jeśli miałby mnie uderzyć z całej siły twarz na otrzeźwienie – tak, nie miałabym mu za złe, gdyby dopuścił się wobec mnie przemocy fizycznej. Należała mi się nawet najgorsza kara i byłam tego w pełni świadoma, wreszcie zrozumiałam, jak wielkie błędy popełniałam. Szkoda tylko, że tak późno. Wszystko było lepsze od tej wyzywającej, niezwykle dotkliwej ciszy, która doprowadzała w obecnej chwili moją osobę do obłędu.
— Nie zabiję cię tylko dlatego, że jesteś w ciąży – wycedził przez zęby, a jego dłonie zacisnęły się od razu w pięści. – Jak mogłaś w ogóle coś takiego zrobić? – mówił niezwykle spokojnie. Za spokojnie.
Nie odpowiedziałam mu nic, bo nie miałam żadnego usprawiedliwienia dla samej siebie. Byłam głupia, nie myślałam nad tym co robię, chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle. Opuściłam głowę w geście wstydu. Czułam jak serce wali mi w piersi, jak krew się we mnie buzuje. Drżałam z lęku. Chciałam płakać. Chciałam cofnąć czas, nie mogłam.
— Odpowiadaj do jasnej cholery, jak się o coś pytam!!! – wrzasnął, podnosząc się gwałtownie, z wcześniej zajmowanego miejsca.
Nim się obejrzałam podbiegł do mnie i z całej siły zacisnął swoje palce na moim podbródku. Syknęłam z bólu, czując jednocześnie, jak pod powiekami zbierają się słone łzy. Spojrzałam zlękniona w jego oczy. Był w nich gniew. Gniew jakiego jeszcze nigdy nie ujrzałam u innej osoby. Ani u Thomasa, ani u Gregora nigdy coś takiego nie pojawiło się – nigdy w takiej sile.
Po chwili odrzucił mocno moją głowę, a ta bezwładnie odskoczyła do tyłu, stykając się z twardą, betonową ścianą. Znów syknęłam z bólu, a huk spowodowany uderzeniem mojej głowy o ścianę, dalej rozbrzmiewał w uszach.
— Jak mogłaś?! Do reszty oszalałaś dziewczyno, ja się wszystkiego po tobie spodziewałem, ale nie tego co żeś uczyniła!  Kto normalny zachowuje się w ten sposób?! Gdzieś ty miała mózg?! – krzyczał bez przerwy, a mi pozostało nic innego, jak przyjąć tę karę z pokorą. Bardzo potrzebne było mi takie skarcenie, czułam to w środku i cieszyłam się wręcz, że blondyn nie miał zamiaru mnie pocieszyć.
— Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – odpowiedziałam słabo. – Ville dziękuję ci za to, co mówisz – dodałam. – W pełni mi się to należało.
— Skoro kochałaś Thomasa, to jakim cudem sypiałaś z Gregorem?! Bo chciałaś go wyleczyć, bo tego sobie zażądał?! Jakim w ogóle prawem pozwoliło ci na to twoje sumienie?! Twoje serce, twoje uczucia?! – krzyczał w dalszym ciągu, patrząc na mnie z nienawiścią w oczach.  – Posiadasz ty w ogóle takie coś jak sumienie?! – dodał, pukając  się z całej siły w czoło.
— Nie wiem jakim cudem, mogłam być tak głupia – mówiłam cicho i niepewnie. – Dlaczego wszystko tak skomplikowałam, dlaczego tak postępowałam. Nie taki miałam zamiar.
Ville spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony i już po chwili zaczął się głośno śmiać, trzymając się od czasu do czasu za brzuch.
— Jesteś naprawdę zabawna – zakpił. – Jedno jest pewne, wszystko sobie zepsułaś i prędzej stanie się cud, aniżeli Thomas ci wybaczy.

7 komentarzy:

  1. Szykuj się na bardzo długi wywód na pewno wiesz na jaki temat *-* Ale cie zdziwię i nie zacznę od tego ;D
    Tak na początek do Madzi i Gredzia :
    Kto w dzisiejszych czasach mówi DZIECIĄTKO !? -.- W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy oni są z jakiejś innej epoki xd
    Ta scena z Gredziem była stanowczo za słodka xd Za duża czułości dla Gredzia xd
    Spodziewałam się, że Thomas jednak przyjdzie wiem, że potrafiła byś bez niego przeżyć, nie wspomnieć o nim w choćby jednym zdaniu, byłoby dla ciebie grzechem ;3 Tak właśnie jak jest ze mną i z Ville ;3
    A teraz do sedna sprawy, do mojego wywodu ;3
    Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi kłótni Igi i Michałka *-* No to było coś pięknego i potem to buzi, buzi ;3 Dobra, chyba jednak nie będę się rozpisywać, bo niektórzy mogli by uznać mnie za osobę niepoczytalną xD
    No i potem tak reakcja Ville to było coś pięknego *-* Tak, mogłeś jeszcze bardziej ją zwyzywać, należało jej się *-* Nawet nie wiem co pisać, bo słowa nie opisuję tego, jak teraz bardzo znowu jaram się Ville chociaż jest już kwadrans po północy, a ja ledwo widzę klawiaturę i na mojej twarzy po prostu musiał się pojawić bananek, a oczy mam jak takie dwie gwiazdki. Ja nie potrafię żyć bez niego, więc chyba możesz się spodziewać, że w końcu nabazgram na Finach ;3 Nie będzie Gredzia, czego pewnie się spodziewasz ;3 Mam dość, ostatnio przesadnie zaczęłaś się nim jarać i czasami mam już ochotę rzygnąć tęczą. ; - ; Ale wracając do Ville... Nie no, nie wiem już co mam napisać ;3 Ten zielone oczy za bardzo zawładnęły dziś moim umysłem. *-* Więc chyba przyjmiesz moje usprawiedliwienia i wiesz, kto dziś będzie w moim śnie. ;3 Dobra kończę, bo jest totalnie bezsensu, ale to nie moja wina, że mam fazę *-*

    weny kochana, bo ja chce więcej Ville <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. dzieciątka są słodkie :3 ale nie swoje :/ no chyba że jak śpią i nie wołają o jedzenie xD
    sama dzieci nie lubię, i raczej swoich mieć nie będę, brak instynktu macierzyńskiego... może to się nie zmieni ale na razie mam inne plany...
    mam nadzieję, że Gregor wyzdrowieje i będzie z Wiki i dzieciątkiem tworzył wspaniałą rodzinę ^^.
    jestem chyba nieliczną z czytelniczek, która kibicuje tej parze xD
    weny kochana i inspiracji :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę aby Wiktoria była z Thomasem:) przecież oni się kochają. Każdy zasługuje na drugą szanse ;) Wiki może jeszcze poronić (tak szczerze to mam taką nadzieje). Ja też za bardzo nie przepadam za dziećmi.
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Obserwuje od dawna tego bloga, ale dopiero teraz zdecydowałam się skomentować. Proszę Cię, niech ona usunie to dziecko albo poroni..... Kibicuje jej i Thomasowi. I mam nadzieję że już niedługo będą razem :) Zapraszam do siebie, pojawił się prolog http://crazy-life-by-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. jej trafiłam tu niedawno, miała troche do nadrobienia, ale dobrze jest :D Dzieciątko... hmm... nie lubie tego :D cały czas ryczy i śmierdzi ;/ ale no mam nadzieje że Gregor z tego wyjedzie i będzie razem z Wiki i dzieciątkiem :D hahah :D Ale z drugiej strony to każdy zasługuje na drugą szanse wiec gdyby była z Morgim to też nie najgorzej... tak czy tak jest świetnie *.*
    zapraszam do siebie :) http://sercenamurawie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy bedzie następny odcinek ????

    OdpowiedzUsuń
  7. Nadrobiłam wszystkie rozdziały!
    Powiem tak - czytałam ten rozdział i słuchałam Linkin Park - Numb. I sobie płakałam, zupełnie nie wiedząc dlaczego.
    Chcę Wiki i Thomasa. Zgredzia uwielbiam, ale ... kurde, sama już nie wiem.
    Wiem, że chcę kolejny rozdział *o*

    Całuję i przepraszam za wszystko, doskonale wiesz, za co.
    Twoja wielka fanka, Dominika xx

    OdpowiedzUsuń