czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 38



<23.02.2014>

W  życiu każdego człowieka dzieją się wspaniałe rzeczy. Trzeba jednak pamiętać o tym, że przeplatają się one z tragediami. Wbrew pozorom życie jest bardzo sprawiedliwe, przecież każdy z nas  przeżywa różne tragedie, prawda? Nie istnieje człowiek, którego egzystencja od początku do końca byłaby usłana różami.
Stwierdziłam, że w ostatnich dniach spotkało mnie wiele cudownych chwil. Miałam kochającego faceta, bardzo dobre kontakty z kuzynką, nie musiałam się martwić o Gregora, bo wiedziałam, że pozostaje on pod dobrą opieką, udało mi się nawet polepszyć stosunki z tym małym, wrednym psem Thomasa. Poświęciłam się bieganiu, dzięki czemu udało mi się już zrzucić parę kilo po ciąży, wracałam do psychicznej stabilizacji, rozkoszując się urokami Austrii. Dziecko, które oddałam Ville i Idze niedawno wyszło ze szpitala, a zakochana para może od kilku dni w pełni cieszyć się urokami rodzicielstwa. Z tego co wspominał mi Fin, Milo ma się już zupełnie dobrze. Magda wyprowadziła się do Niemiec, bo znalazła pracę w jakimś niemieckim czasopiśmie dla nastolatek. Ona i Wellinger stale utrzymują ze sobą kontakty, mimo że dalej pozostają wyłącznie w przyjaźni. Zdaję mi się, że Freitag już całkowicie nie zaprząta jej głowy. Jedynie o Darii nie widziałam zbyt wiele, nagle zamknęła się we własnym świecie i tylko Maciek potrafi do niej dotrzeć – tak przynajmniej zapewniała Dominika. Cały czas trzeba się na uboczu, blondynka jednakże nie wykazuje zbytniego niepokoju, więc i ja nie roztrząsałam sprawy.
Któregoś dnia jednak odniosłam wrażenie, że ta niemal idealna sytuacja zaczyna się sypać. Stało się tak za sprawą telefonu Sandry. Wcześniej miałyśmy raczej nikły kontakt. Miałam jej w dalszym ciągu za złe, to co zrobiła Schlieriemu. To przecież nie musiało się kończyć w taki sposób. Niemniej postanowiłam odebrać, gdy wykonała już piąte połączenie w ciągu zaledwie pięciu minut.
— Z mamą jest coraz gorzej, trafiła do szpitala.
Gdy usłyszałam tę informację, łzy stanęły mi w oczach. Miałam do samego końca nadzieję, że się przesłyszałam. Z drugiej strony przecież wiedziałam, że od pewnego czasu choruje na złośliwego raka. Nie powinnam być zdziwiona. Lekarze od zawsze powtarzają, że trzeba się przygotować na każdą ewentualność. Ale jak tego dokonać, gdy chodzi o śmierć bardzo bliskiego członka rodziny? Uznałam to za niewykonalne.
W momencie, w którym usłyszałam diagnozę lekarza, po prostu nie uwierzyłam. Zbagatelizowałam wszystko, wmawiając sobie, że przecież takie coś jest niemożliwe i nawet nie zostałam w Polsce. To Sandra cały ten czas pozostała w domu rodzinnym i doglądała, co dzieje się z mamą. Ja tego nie zrobiłam. Po raz kolejny poczułam się, jakbym popełniła błąd kardynalny. A wszystko przecież było takie wspaniałe.
Los nie miał zamiaru odpuścić mi ani mojej rodzinie. Po usłyszeniu tego okropnego zdania z ust siostry, odpowiedziałam tylko jedno słowo „Przyjeżdżam”, a następnie przerwałam połączenie, nawet nie trudząc się z pożegnaniem.
Rzuciłam telefon komórkowy na stół w salonie i padając na kanapę, zaczęłam po prostu wyć, jak ugodzone, konające zwierze. Thomasa nie było wtedy w domu, został nagle wezwany przez osobistego trenera i musiał mnie zostawić na jakiś czas. Nie wiedziałam ani o co chodziło, ani kiedy przyjdzie do domu. Zresztą teraz to nie było istotne. Mały Coco po usłyszeniu mojego wycia przyczłapał do mnie ze swojego łóżeczka i polizał przyjacielsko po twarzy, za co byłam mu nawet wdzięczna, ale nic nie powiedziałam, bo zwyczajnie nie umiałam. Nie wtedy.
Milion myśli kołatało się w mojej chorej głowie, ale na dobrą sprawę nie było to nic konkretnego. Pojedyncze słowa, wyrwane z kontekstu zdania, twarz mojej mamy, jej uśmiech w różnych chwilach życia. Moja ignorancja. Ignorancja lekarskiej diagnozy.
Czy sobie to kiedykolwiek wybaczę?
Wiem, że nie.
Nie mam prawa.
Czemu do jasnej cholery mnie przy niej nie było?!
Szczęk zamka w drzwiach wreszcie dotarł do moich uszu. Tak bardzo na niego czekałam. Nigdy jeszcze czas oczekiwanie nie był tak potworny. Po raz kolejny odniosłam wrażenie, że wracam do starych reakcji – panika, rozpacz, tysiące pytań. Tak było zawsze, odkąd pamiętam. „Kochanie wróciłem” – usłyszałam jego głos w korytarzu i znów dostałam ataku histerii. Zaraz potem słyszałam, że do mnie podbiega.
— Wika, co się stało?! – zapytał przerażony, widząc w jakim jestem stanie. Kiedy nie odpowiadałam po prostu wziął mnie w swoje ramiona i mocno przytulił.
Jak miałam mu powiedzieć? Jak to zrobić, żeby nie zagłuszał mnie mój płacz? Jak powiedzieć to tak, żeby zrozumiał? W tamtej chwili wszystkie niemiecki słowa wyleciały mi z głowy, nie wiedziałam nawet, czy umiałabym się przedstawić, gdyby jakiś Austriak zagadnął mnie na ulicy.
— Thomas, muszę wyjechać – wychrypiałam wreszcie w jego koszulkę. —  Natychmiast, jak najszybciej. Muszę wrócić do domu.
— Obiecałaś, że nigdy mnie nie opuścisz, pamiętasz? – zapytał, a następnie uniósł moją twarz, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. – Gdziekolwiek będziesz chciała pojechać, pojadę tam z tobą.
Nigdy jeszcze nie słyszałam w jego głosie tak wielkiej pewności. Nigdy jeszcze nie byłam Bogu tak cholernie wdzięczna za to, że miałam Thomasa u swojego boku. Nigdy jeszcze nie miałam takiego mentliku uczuć w sobie. Podejrzewałam jednak, że nie tylko ja byłam w stanie dziękować losowi, jednocześnie go przeklinając.
— Moja mama umiera, Sandra do mnie zadzwoniła – powiedziałam wreszcie, czując jak pod powiekami zbierają mi się kolejne łzy. – Nie wiem nawet czy zdążę się z nią zobaczyć, dlatego muszę wrócić jak najszybciej – dodałam łamanym głosem, znów kryjąc twarz w jego koszulce.
— Zdążysz – odpowiedział i pocałował mnie delikatnie w czoło.

***

Pojechaliśmy do Polski samochodem Thomasa już na następny dzień. Wiedziałam, że czekają nas długie godziny drogi. Męczące, ciągnące się w nieskończoność minuty, a każda z nich przepełniona do granic natrętnymi myślami. Myślami które pozostawały chaotyczne, niejednokrotnie bezsensowne i na swój sposób zabijały mnie od  środka. Nie byłam zbytnio rozmowna, a Thomas nie mógł znaleźć odpowiednich słów na pocieszenie z jednego, prostego powodu – takowe nie istnieją.
Sandra dzwoniła do mnie jeszcze kilka razy, ale jakaś tajemnicza siła zakazała mi odbierać. Chciałam już być na miejscu i na własne oczy zobaczyć, co się teraz dzieje. Sam dźwięk dzwonka okazała się niezwykle irytujący, wyłączyłam więc komórkę i rzuciłam ją niezbyt delikatnie na tylne sieczenia samochodu. W aucie panowała niezmącona niczym cisza, nawet Thomas w tej sytuacji reagował rozdrażnieniem na jakiekolwiek dźwięki. Miałam nawet wyrzuty sumienia, iż udzielił mu się mój nastrój, ale trwało to raptem kilka minut. Miałam ważniejsze rzeczy do przemyślenia.
Stojąc przed drzwiami swojego dawnego mieszkania bynajmniej nie poczułam się lepiej, mimo że modliłam się, aby jak najszybciej znaleźć się właśnie tutaj. Nie czułam się wcale zmęczona ani głodna. Wszystkie moje fizjologiczne potrzeby ustąpiły miejsca panice, jaka bez trudu zawładnęła moim ciałem.
Kiedy siostra otworzyła mi drzwi, była niezwykle zaskoczona, mimo to radosne przywitania, czy jakiekolwiek słowo na dzień doby nie miało miejsca.
— Myślałam, że mieliście wypadek. Nie odbierałaś, a potem w ogóle nie było sygnału – zaczęła i gestem zaprosiła mnie wraz z Thomasem so środka.
Mieszkanie wyglądało dokładnie tak samo, jak w chwili, w której widziałam je po raz ostatni. Bez zbędnych wstępów zaczęłam chodzić od pokoju do pokoju w poszukiwaniu ojca, ale nie było go nigdzie. Słysząc szlochanie dobiegające z kuchni, skierowałam się tam niemal biegiem, przez co prawie potknęłam się o własne nogi jak ostatnia niezdara. Niemniej nie spodziewałam się tam właśnie tych dwóch osób.
— Thomas? Wujek Paweł?
Oboje słysząc jak ktoś ich woła, podnieśli na mnie swoje zasmucone spojrzenia. Thomas, mój szesnastoletni kuzyn, którego pozwoliłam sobie przechrzcić z Tomka na Thomasa spojrzał na mnie zszokowanym wzrokiem, a może raczej na Morgensterna, który stał tuż za mną i delikatnie obejmował w pasie. Niebawem także Sandra przydreptała do kuchni, co chwilę odgarniając niesforną grzywkę z oczu.
— Witajcie kochani – odezwał się wujek, starając się przybrać pogodny wyraz twarzy.
Natomiast nastolatek wyraźnie zawstydzony, że ktokolwiek widział jego łzy, natychmiast przetarł oczy rękawem i wziął trzy głębokie wdechy, aby następnie skierować swoje spojrzenie w naszym kierunku. Wujek Paweł wyciągnął powoli rękę i rozczochrał chłopakowi jego brązowe włosy, niszcząc tym samym misternie wykonaną fryzurę.
— No już, podejdź do nich, a nie będziesz się tak gapił – ponaglił go wujek.
Mimo okoliczności w jakich wszyscy się spotkaliśmy, poczułam się w obowiązku, aby wyjaśnić stojącemu za mną skoczkowi, czemu mój ukochany kuzynek tak bacznie się w niego wpatruje.
— Mój kuzyn jest Twoim wielkim fanem od ponad siedmiu lat – powiedziałam, odwracając się w jego kierunku. I tak naprawdę ma na imię Tomek, ale pozwoliłam go sobie przechrzcić, bo bardzo chciał. Nie było go jednak na weselu, ponieważ potwornie się wtedy rozchorował, więc widzi cię teraz pierwszy raz na żywo.
— Mówisz poważnie? – spytał zaskoczony, a w następnej chwili wyminął mnie i podszedł bliżej Tomka.
— Jak najbardziej.
Dawno nie widziałam, żeby Tomek aż tak bardzo się z czegoś cieszył, więc pomimo niezbyt miłych okoliczności na mojej twarzy zagościł uśmiech, choć na krótką chwilę. Wiele rzeczy mu obiecywałam, ale nigdy nie udawało mi się tych obietnic zrealizować, więc od pewnego czasu zaprzestałam składania oficjalnych deklaracji. Tomek był jak taki młodszy brat, którego zawsze chciałam mieć, lecz nigdy się go nie doczekałam. Za każdym razem gdy widziałam na jego twarzy smutek, sama czułam się kompletnie przybita i rodziło się we mnie przeświadczenie, że to ja go zawiodłam.
Miałam go zabrać na skoki do Zakopanego, miałam pojechać z nim do Austrii (już jakieś dwa lata temu), ale praca całkowicie mnie wtedy pochłonęła. Tomek był jedynakiem, więc to ja stałam się dla niego siostrą, mimo że nie widywaliśmy się zbyt często. Chłopak mieszkał w Warszawie.
Powinnam się domyślić, że przyjadą. Wujek Paweł był bratem mojej mamy i od zawsze mieli ze sobą świetny kontakt. Zapewne mój ojciec zadzwonił do niego w pierwszej kolejności.
Ukradkiem spojrzałam w jego kierunku, nie wyglądał najlepiej. Rozwód z żoną najwidoczniej dał się mu mocno we znaki, a poza tym miał na wychowaniu energicznego nastolatka, co z pewnością nie było łatwym zadaniem.
— Jesteś najlepszym skoczkiem na świecie, od zawsze ci kibicowałem.
Głos mojego kuzyna wyrwał mnie z chwilowego letargu.
— Jak chcecie, to mogę wam zrobić zdjęcie – odpowiedziałam, nie mogąc nacieszyć się tym widokiem.
Ostentacyjnie spojrzałam na zegarek, który znajdował się na mojej lewej ręce. Musiałam być pewna, że nie przegapię przypadkiem godzin przyjęć w szpitalu, bo w przeciwnym razie poćwiartowałabym się na kawałeczki. W następnej sekundzie spojrzałam na siostrę, która wciąż stała z tyłu i całkowicie z boku obserwowała całe zdarzenie. Posłała mi następnie krzepiący uśmiech, co świadczyło o tym, że nie powinnam się aż tak martwić.
Ruszyłam w kierunku swojego pokoju, w celu znalezienia aparatu, który zastawiłam w domu ostatnim razem. Jakież było moje zdziwienie, gdy mój pokój okazał się już nie być moim pokojem…
— To fajnie, że już mnie z domu wywaliliście na amen i nie ma tu dla mnie miejsca – krzyknęłam w stronę kuchni, nie spuszczając wzroku z dziecinnych mebelków i kołyski ustawionej pod jedynym w tym pomieszczeniu oknem.
Sandra przybiegła szybciej, aniżeli się spodziewałam, a za nią reszta towarzystwa i tak o to wszyscy mogliśmy podziwiać typowo dziecięcy pokoik.
— Wiesz Sandra, nie wydaje mi się, aby to był idealny pokój dla Thomasa, więc zgaduję, że tu nie o Thomasa chodzi.
— Co ty, Wika, w życiu bym tu nie zamieszkał. Ja bym cię miał z domu wyrzucać? – kuzyn posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
— Patrzcie jakie kochane dziecko z tego Thomasa. Sandra czemu nic mi nie powiedziałaś?
Jak jeden mąż skierowaliśmy na nią ciekawskie spojrzenia, a biedaczka od stóp do głów pokryła się szkarłatną czerwienią. Spojrzała na mnie pokornie, zaraz potem jednak spuściła wzrok, wgapiając się w podłogę.
— Jeszcze nawet nie wzięłaś rozwodu, a już masz nowego faceta? – spojrzałam na nią oskarżycielsko. – Jesteś okropna.
Świetnie, po prostu super. Jakie wspaniałe niespodzianki jeszcze mnie dzisiaj czekają? Czy nie wystarczy, że już się cała trzęsę ze zdenerwowania? Sandra zaszła w ciążę z jakimś facetem, no trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Ciekawe, czy biologiczny tatuś skakał z radości, słysząc tę wiadomość i troskliwie się nią zaopiekuje. Biorąc pod uwagę fakt, że urządziła pokoik w naszym malutkim mieszkaniu, pozbawiając mnie jednocześnie praw do mojego starego pokoju, to jeszcze nic mi nie wiadomo o nowej miłości jej życia. Czyżby odpowiedź brzmiała – ojciec dziecka dał nogę?
— Chciałam ci powiedzieć – zaczęła cicho. – Ale nie odbierałaś ode mnie połączeń.
— O, to faktycznie szybko się zreflektowałaś, skoro dzwonisz do mnie od wczoraj – odparłam sarkastycznie, nie mogąc powstrzymać rozbawienia całą tą sytuacją.
— Wika, to był wypadek – spojrzała na mnie z miną zbitego psa.
— Czyli mam rozumieć, że szłaś ulicą, potknęłaś się, a upadając przypadkowo nadziałaś się na penisa?
— Wiktoria! – zgromił mnie wujek, czym ja w ogóle się nie przejmowałam.
— No co? Taki zbieg okoliczności można uznać za wypadek, ale nie świadome przespanie się z facetem!
— Sama masz dziecko z przypadku – przypomniała mi, starając się bronić ostatkiem sił.
— Nigdy bynajmniej nie mówiłam, że to był wypadek, bo miałam świadomość tego co czynię. Najgorsze co mogłaś powiedzieć, to słowo „wypadek”.
Nigdy nie miałam z Sandrą zbyt dobrych relacji. Zawsze się różniłyśmy, gotowe wydrapać sobie nawzajem oczy. Zdaję sobie sprawę, że sama nie byłam idealna, a poza tym nie otrzymała ode mnie dobrego przykładu. Miała jednak rozum, prawda? Tak naprawdę wcale nie miałam obowiązku obwiniać się za to, co się z nią stało. Sandra stała się dużą dziewczynką, choć w dalszym ciągu pozostawała niespełna rozumu.
Wymownie spojrzałam na jej brzuch, który wydał mi się zupełnie płaski. Czyli ciąża i dla niej była czymś zupełnie nowym. Nie wahała się jednak pozbawić mnie własnej przestrzeni, podkreślając tym samym, że nie ma już dla mnie miejsca w tym domu.
— Co z ojcem? – spojrzałam na nią już łagodniej, choć dalej we mnie buzowało.
— Nie przejmuj się, nie jest jakimś gościem poznanym na dyskotece – odparowała, nie mając jednak zamiaru zaszczycić mnie żadnymi szczegółami.
— Super – prychnęłam, rozkładając ręce. – Szczęścia wam życzę, wniosłaś choć pozew o rozwód z Gregorem?
— Sprawa jest już w toku  — poinformowała łaskawie, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
— Idę do mamy – oznajmiłam wszystkim i zaczęłam ubierać się.
Nie dość, że mama, to jeszcze Sandra będzie miała jakiegoś bachora. Mój stosunek do małych  dzieci bynajmniej nie uległ zmianie. Dalej nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem wszystkie kobiety posiadały instynkt macierzyński, a ja – nawet po urodzeniu dziecka – miałam ich serdecznie dość. Nigdy więcej. Nie miałam również zamiaru utrzymywać z tym bękartem kontaktu, gdy podrośnie.
Nie wiedziałam, na czym teraz powinnam skupić swoje myśli, bo wizerunki mamy oraz siostry przewijały się w mojej głowie z zawrotną wręcz prędkością. Znów zachciało mi się płakać, ale postanowiłam trzymać te emocje głęboko w sobie i nie kontynuować rozpoczętego przedstawienia.
Zauważyłam, że pozostali również zaczęli szykować się do wyjścia, jedynie Sandra cofnęła się do pokoju, zamykając z trzaskiem drzwi, przez co szyba mocno zadrżała i przez chwilę byłam pewna, że rozsypie się na drobne kawałeczki.
 — Idziemy z tobą – odezwał się wujek Paweł, zakładając płaszcz. – Też niedawno przyjechaliśmy i nie było nas jeszcze w szpitalu.
Kiwnęłam ze zrozumieniem głową, starając się do niego uśmiechnąć, ale nie byłam w stanie.
Kiedy już byliśmy ubrani, Thomas podszedł do mnie i pocałował mnie w głowę, a następnie wyszeptał mi do ucha, żebym się nie martwiła. Jego szept działał na mnie niezwykle kojąco. Poczułam, jak opuszczają mnie wszystkie negatywne emocje, które wywołała Sandra. Byłam mu za to cholernie wdzięczna.
— Ty to się umiesz ustawić, siostra – powiedział Tomek, celowo przechodząc obok nas. Chłopak mimo szesnastu lat znacznie mnie przewyższał. Był tylko parę centymetrów niższy od Morgiego. – Cieszę się, że mogłem cię poznać, stary – powiedział do Thomasa i po raz kolejny przybił sobie z nim piątkę.

***

Kiedy dojechaliśmy do szpitala, mama okazała się mieć całkowicie odmienny nastrój od mojego, co mnie dość mocno zaskoczyło. Kiedy dotarliśmy na odpowiedni oddział i stanęliśmy w progu odpowiedniej sali, była pogrążona w lekturze jakieś książki, a przy tym wcale nie wyglądała na umierającą. Widząc nowoprzybyłych gości, uśmiechnęła się od ucha do ucha, a następnie odłożyła książkę na boczną szafkę.
— Nie wierzę, że przyjechaliście! – zawołała wesoło.
— Mamo… — rzuciłam się do kobiety szybciej, aniżeli mój mózg był w stanie to zarejestrować.
Czułam, jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, gdy delikatnie ujęłam ją za prawą dłoń i całkowicie wyłączyłam się na świat zewnętrzny. Byłam teraz tylko ja oraz moja mama i moje ogromne wyrzuty sumienia.
— Przepraszam, że mnie przy tobie nie było, nie wiem, jak mogłam postąpić tak perfidnie – głos mi się łamał, zwiastując, że zaraz po prostu się popłaczę.
Rodzicielka spojrzała na mnie prawdziwie ciepłym, pełnym miłości spojrzeniem. Wybaczyła mi, a poza tym cieszyła się, że teraz tutaj jestem. Wiedziałam to w jej oczach. Uniosła powoli drugą dłoń i przejechała nią delikatnie po moim policzku, a na jej palcu wskazującym wylądowała pierwsza moja łza.
— Nie płacz kochanie – powiedziała cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Nic nie odpowiedziałam, a jedynie wstałam, aby mocno ją uściskać i pocałować w policzek.
— Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś. Sandra mówiła, że wyjechałaś do Austrii, nie sądziłam, że przyjedziesz tak szybko – powiedziała uśmiechając się. – Nie mam do ciebie o nic żalu. Kocham cię córeczko.
— Ja ciebie też mamo – wychrypiałam i starałam się powstrzymać łzy, które uparcie chciały ujrzeć światło dzienne, co zwiększało jedynie moją irytację.
Ktoś głośno kaszlnął za moimi plecami, ten gest pozwolił mi wrócić do rzeczywistości. Odwróciłam się na pięcie, dostrzegając, że stoją za mną także inne osoby. Dopiero wtedy pojęłam, że nie przybyłam tutaj sama, a moja mama zlustrowała wszystkich ciekawskim spojrzeniem.
Thomas stanął tuż obok mnie i przywitał się z moją matką, obdarzając ją promiennym uśmiechem.
— Mamo, to jest mój…
— Narzeczony! – krzyknął Tomek, podchodząc żwawym krokiem do mojej mamy. – Witaj ciociu.
— Tomek! – zgromiłam go spojrzeniem.
— Właściwie, to tak, jestem Wiktorii narzeczonym – odpowiedział Thomas, nie odrywając wzroku od mojej mamy.
Tymi słowami całkowicie mnie zszokował, ale nie miałam siły, aby to zdementować. Poza tym nie było to teraz konieczne. Skoro Thomas, aż tak poważnie podchodził do naszego związku, to powinnam się cieszyć a nie wściekać, prawda? Wiedziałam jednakże, iż w momencie, w którym zostaniemy sami, będę musiała z nim wrócić do tej sytuacji.
— Tak się cieszę – odpowiedziała, spoglądając na nas radośnie. – Co do ciebie Tomeczku, to muszę przyznać, że znacznie zmężniałeś odkąd ostatnio cię widziałam. Nie możesz się zapewne odpędzić od panien, co?
Nie sądziłam, że będę w stanie przywołać uśmiech na swojej twarzy, gdy dotrę do szpitala. Widać było, że mama nie miała zamiaru popadać w depresję, a po prostu cieszyła się, iż ma przy sobie rodzinę. Nie wiedziałam, czy gdybym była na jej miejscu, to dałabym radę myśleć w ten sposób.
— Oj, ciociu – odpowiedział, lekko się zawstydzając, co spowodowało rozbawienie praktycznie u każdego z nas.
— Młody powinien zając się przede wszystkim nauką – odezwał się w końcu wujek Paweł, a następnie podszedł do swojej siostry i delikatnie ją przytulił. – Jak się czujesz?
Mama zamyśliła się na kilka chwil, ale potem odpowiedziała z uśmiechem.
— Znacznie lepiej niż wczoraj – przyznała. – Wszystkie dolegliwości nagle ustąpiły – dodała. – Wczoraj nie było jednak tak wesoło.
W jednej sekundzie spięły mi się wszystkie mięśnie. Typowym było, że osoba umierająca czuła się lepiej na krótko przed śmiercią. Nie miałam jednak zamiaru wypowiadać tego nagłos. Zacisnęłam zęby, starając się zapanować nad płaczem. Poczułam wtedy, jak Thomas mocniej ściska moją rękę i posyła mi pokrzepiające spojrzenie.
— Czemu Sandry nie ma z wami? – zapytała nagle.
— Pokłóciłyśmy się – postanowiłam od razu powiedzieć jej prawdę. – Wiesz, prawda?
— Tak, wiem – odpowiedziała ze smutkiem. – Moje biedne dziecko. Proszę cię jednak, abyś nie miała jej tego za złe, jest jeszcze młoda i głupia, jako starsza powinnaś być bardziej wyrozumiała – przypomniała mi.
— Wiem, że tak, ale w jej przypadku, to nie jest takie łatwe.
— Nie zostawiaj jej teraz – poprosiła. – Ja nie będę mogła Sandrze pomóc, a nie chcę, abyście żyły w niezgodzie. Jesteście moimi córeczkami.
— Dobrze, postaram się – obiecałam, a następnie wzięłam głęboki oddech.
Cieszyłam się, że mogłam porozmawiać z mamą, że nie wahałam się przyjechać jak najszybciej, a Thomas bez najmniejszego sprzeciwu zgodził się na wszystko i cały czas mi towarzyszył. Gdyby w dalszym ciągu mnie unikał, a ja dalej przeżywałabym jego brak, to najzwyczajniej w świecie nie poradziłabym sobie teraz z żadnym dodatkowym problemem.

***

Spędziliśmy z wujkiem Pawłem oraz Tomkiem resztę dnia, po wyjściu ze szpitala. Spacerowaliśmy, zjedliśmy coś na mieście, a także przez cały czas rozmawialiśmy o wszystkim. Cieszyłam się, że ta dwójka zna w stopniu dobrym język angielski, a Thomas czuł się w ich towarzystwie swobodnie – przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Udało mi się wreszcie zrobić obydwu Thomasom zdjęcie gdzieś w okolicach Ratusza, bo wujek wspaniałomyślnie, gdziekolwiek jechał, zabierał ze sobą aparat, bez względu na okoliczności. Thomas napisał nawet na koszulce chłopaka swój autograf, a ten prawie skakał ze szczęścia. Zadawał mojemu chłopakowi mnóstwo pytań odnośnie skakania, jego innych zainteresowań, treningów, dzieciństwa, zupełnie jakby miał zamiar napisać biografię Morgensterna, a ten odpowiadał mu na każde pytanie i to nawet dość dokładnie.  Gdyby nie sytuacja w jakiej znajdowała się mama, zapewne byłby to najszczęśliwszy dzień  w życiu moim oraz Tomka.
— Gdybyś ty widział, jak Wiktoria się zapierała, gdy wszyscy się ją starali wepchnąć do samolotu. Żałuję, że sam tego nie widziałem na żywo, ale przynajmniej mam zdjęcie.
Tomek nie byłby sobą, gdyby nie zaczął zdradzać kompromitujących faktów z mojego życia innym ludziom, ale mimo wszystko i tak go kochałam i skubany doskonale o tym wiedział.
— To aż tak się broniłaś przed ślubem własnej siostry? – Thomas posłał mi zaskoczone spojrzenie. – Ja na jej miejscu bym się obraził.
— Wiedziałam, że głupio robi – odparowałam, wzruszając ramionami, starając się jednocześnie zachować resztki dumy.
— Ale gdyby tam nie pojechała, to byście się nie poznali, a co gorsza ja bym cię nie poznał – odezwał się znów nastolatek, podkreślając wagę sytuacji.
— O tak, to byłby prawdziwa tragedia, która zmieniłaby losy świata – odparłam sarkastycznie i przewróciłam teatralnie oczyma.
— Jestem przekonany, że jakbyś spotkała swojego idola, to byś zemdlała i zrobiłabyś mi siarę przed wszystkimi – odgryzł się, spoglądając na mnie gniewnie.
Wszyscy się zaśmiali, ten mały (no okej, nie taki mały, bo chłop metr osiemdziesiąt dwa) gówniarz sobie ze mną pogrywał i jak zwykle nie obawiał się, że z tego powodu spotka go jakaś kara z mojej strony. Byłam za delikatna oraz zbyt miłosierna. Ale i tak go kochałam, wspominałam już o tym?
— Tobie bym zrobiła siarę, powiadasz? – odparłam po dłuższym zastanowieniu. – A od  kiedy ty byś ze mną na koncerty Rammsteina chodził?
— Dalej słuchasz tym wyjców? – rozczarował się. – Z drugiej strony jakby nie ich piosenki, to byś niemieckiego nie umiała.
— I vice versa – prychnęłam. – Zresztą, ty dalej nie umiesz nic po niemiecku powiedzieć, mimo moich usilnych starań.
— Za to umiem francuski, a ty nic nie powiesz – odparował.
Udało mi się zarejestrować, jak mój wujek przesyła Thomasowi spojrzenie mówiące: „ oni tak zawsze, ale i tak się kochają”, choć poza mną i Tomkiem nikt nie ważył się odezwać, gdy prowadziliśmy szybką wymianę zdań. Nie chciałam już dłużej kontynuować te farsy, więc najzwyczajniej w świecie zamilkłam, a gdy tak się stało, Tomek znów zaczął swój wywiad środowiskowy, dotyczący Thomasa.
— Nie męcz już mojego chłopaka – ostrzegłam.
— Ale to naprawdę nic złego – odpowiedział i po raz pierwszy poczułam, że nie jest po mojej stronie, co było dość dziwnym i niecodziennym doznaniem, ale nie powiedziałam już nic więcej.

***

Kiedy zapadł już wieczór postanowiliśmy się rozejść. Było wiadomym, że dla kuzyna i wujka jest miejsce w moim domu, ale dla mnie i Thomasa już nie. Nie mając za bardzo innego wyjścia, pojechaliśmy do Karpacza z zamiarem wynajęcia w tamtejszym hotelu pokój dla dwóch osób na tydzień czasu. Chciałam zostać w kraju choć trochę, mimo że nie miałam zamiaru widywać się każdego dnia z Sandrą. Pogodzę się z nią, tak jak obiecałam mamie, niestety nic więcej nie będę w stanie zrobić w tej kwestii. I na pewno nie w najbliższych dniach, może przed wyjazdem zapadnie rozejm, kto to wie?

Mieliśmy naprawdę piękny pokój tylko dla siebie. Na moment odeszły ode mnie wszystkie złe myśli i przeczucia. Nie mogłam się doczekać chwili, gdy będę mogła wtulić się w mojego ukochanego i przestać myśleć o wszystkich troskach.
 Kiedy to wreszcie nastąpiło i miałam możliwość wtulić się w jego gorące ciało, mój umysł zaczął działać inaczej niż zazwyczaj. Uniosłam się ostrożnie na łokciach, a następnie zaczęłam uważnie przyglądać się jego twarzy, zupełnie tak, jakbym chciała w jednej chwili zapamiętać każdy jej fragment. Całkowicie nie kontrolując tego, co robię, wpiłam się w jego usta i zaczęłam namiętnie całować, zupełnie zatracając się w pocałunku. Thomas był zdziwiony, wiedziałam to, jednakże nie zwracając na to najmniejszej uwagi, nie miałam zamiaru przerywać. Zaczęłam wędrować swoimi dłońmi po jego ciele, upajając się tym uczuciem jak jeszcze nigdy dotąd
W chwili, gdy usiadłam na nim okrakiem, dość brutalnie mnie z siebie zrzucił.
— Przestań, to nie są właściwe okoliczności na tego typu rzeczy, nie sądzisz? – spojrzał na mnie z naganą, a ja poczułam, jak gwałtownie wracam na ziemię.
 — Ja nie wiem co się ze mną stało – odparłam zgodnie z prawdą i sama skarciłam się w myślach tysiąc razy bardziej, aniżeli zrobił to Thomas.
Nie gniewał się jednak zbyt długo. W końcu przytuliliśmy się do siebie, a następnie zasnęliśmy. Miałam mimo wszystko przeczucie, że „odpowiednia chwila” nie nastąpi zbyt szybko. Na potwierdzenie swoich myśli dostałam w nocy wiadomość od Dominiki: „Jakiś kretyn potrącił Darię na przejściu dla pieszych, jej stan jest ciężki.”

_______________________________________

Tekst bez korekty, która powinna nastąpić z dniem jutrzejszym. Przepraszam, że zaginęłam bez wieści, ale w międzyczasie miałam problemy z internetem oraz problemy osobiste. Zbliżamy się do końca moi kochani :) 

4 komentarze:

  1. Długo czekałam na ten rozdział, ale było warto :) Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, nie wiedziałam, że tak mnie wciągnie :)
    W niecały dzień przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały aż do tego :) I co mogę powiedzieć? Po prostu świetny <3 Wszystko dokładnie opisujesz, przez co czytelnik może sobie bardziej wyobrazić co w danej chwili się dzieje :) Myślę, że jeszcze nas pozytywnie zaskoczysz :) Czekam na następny :)
    I zapraszam do mnie :) http://dziekujezakazdachwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie! Uważam, że masz duży talent a przede wszystkim interesujący pomysł na tę historię. Jest ona zupełnie odmienna od takiego schematu zakochanie-bycie razem-żyli długo i szczęśliwie :D nie zmienia to faktu, że jednak oczywiście czekam na kolejne sceny romantyzmu i okazywania miłości. Osobiście mam cichą nadzieję, że Gregor niedługo wyjdzie ze szpitala i będzie walczył o Wikę, gdyż bardzo im dopinguję i chciałabym, zeby na koniec byli razem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero wczoraj trafiłam na Twoje opowiadanie i jestem pod ogromnym wrażeniem! Masz duży talent pisarski, gratulacje. :) Nadal wierzę, że Gregor wyzdrowieje, wyjdzie ze szpitala i będzie walczył o Wiki, muszę przyznać, że kibicowałam im od początku. 😍 Troszeczkę niepokoi mnie fakt, że ostatni wpis zamieściłaś blisko półtorej miesiąca temu, niemniej jednak cierpliwie będę czekała na kolejny rozdział. Powodzenia, weny życzę! :) xx

    OdpowiedzUsuń