<23.02.2014>
W życiu każdego człowieka dzieją się wspaniałe
rzeczy. Trzeba jednak pamiętać o tym, że przeplatają się one z tragediami.
Wbrew pozorom życie jest bardzo sprawiedliwe, przecież każdy z nas przeżywa różne tragedie, prawda? Nie istnieje
człowiek, którego egzystencja od początku do końca byłaby usłana różami.
Stwierdziłam,
że w ostatnich dniach spotkało mnie wiele cudownych chwil. Miałam kochającego
faceta, bardzo dobre kontakty z kuzynką, nie musiałam się martwić o Gregora, bo
wiedziałam, że pozostaje on pod dobrą opieką, udało mi się nawet polepszyć
stosunki z tym małym, wrednym psem Thomasa. Poświęciłam się bieganiu, dzięki
czemu udało mi się już zrzucić parę kilo po ciąży, wracałam do psychicznej
stabilizacji, rozkoszując się urokami Austrii. Dziecko, które oddałam Ville i
Idze niedawno wyszło ze szpitala, a zakochana para może od kilku dni w pełni
cieszyć się urokami rodzicielstwa. Z tego co wspominał mi Fin, Milo ma się już
zupełnie dobrze. Magda wyprowadziła się do Niemiec, bo znalazła pracę w jakimś
niemieckim czasopiśmie dla nastolatek. Ona i Wellinger stale utrzymują ze sobą
kontakty, mimo że dalej pozostają wyłącznie w przyjaźni. Zdaję mi się, że
Freitag już całkowicie nie zaprząta jej głowy. Jedynie o Darii nie widziałam
zbyt wiele, nagle zamknęła się we własnym świecie i tylko Maciek potrafi do
niej dotrzeć – tak przynajmniej zapewniała Dominika. Cały czas trzeba się na
uboczu, blondynka jednakże nie wykazuje zbytniego niepokoju, więc i ja nie
roztrząsałam sprawy.
Któregoś
dnia jednak odniosłam wrażenie, że ta niemal idealna sytuacja zaczyna się
sypać. Stało się tak za sprawą telefonu Sandry. Wcześniej miałyśmy raczej nikły
kontakt. Miałam jej w dalszym ciągu za złe, to co zrobiła Schlieriemu. To
przecież nie musiało się kończyć w taki sposób. Niemniej postanowiłam odebrać,
gdy wykonała już piąte połączenie w ciągu zaledwie pięciu minut.
—
Z mamą jest coraz gorzej, trafiła do szpitala.
Gdy
usłyszałam tę informację, łzy stanęły mi w oczach. Miałam do samego końca
nadzieję, że się przesłyszałam. Z drugiej strony przecież wiedziałam, że od
pewnego czasu choruje na złośliwego raka. Nie powinnam być zdziwiona. Lekarze
od zawsze powtarzają, że trzeba się przygotować na każdą ewentualność. Ale jak
tego dokonać, gdy chodzi o śmierć bardzo bliskiego członka rodziny? Uznałam to
za niewykonalne.
W
momencie, w którym usłyszałam diagnozę lekarza, po prostu nie uwierzyłam.
Zbagatelizowałam wszystko, wmawiając sobie, że przecież takie coś jest
niemożliwe i nawet nie zostałam w Polsce. To Sandra cały ten czas pozostała w
domu rodzinnym i doglądała, co dzieje się z mamą. Ja tego nie zrobiłam. Po raz
kolejny poczułam się, jakbym popełniła błąd kardynalny. A wszystko przecież
było takie wspaniałe.
Los
nie miał zamiaru odpuścić mi ani mojej rodzinie. Po usłyszeniu tego okropnego
zdania z ust siostry, odpowiedziałam tylko jedno słowo „Przyjeżdżam”, a
następnie przerwałam połączenie, nawet nie trudząc się z pożegnaniem.
Rzuciłam
telefon komórkowy na stół w salonie i padając na kanapę, zaczęłam po prostu
wyć, jak ugodzone, konające zwierze. Thomasa nie było wtedy w domu, został
nagle wezwany przez osobistego trenera i musiał mnie zostawić na jakiś czas.
Nie wiedziałam ani o co chodziło, ani kiedy przyjdzie do domu. Zresztą teraz to
nie było istotne. Mały Coco po usłyszeniu mojego wycia przyczłapał do mnie ze
swojego łóżeczka i polizał przyjacielsko po twarzy, za co byłam mu nawet
wdzięczna, ale nic nie powiedziałam, bo zwyczajnie nie umiałam. Nie wtedy.
Milion
myśli kołatało się w mojej chorej głowie, ale na dobrą sprawę nie było to nic
konkretnego. Pojedyncze słowa, wyrwane z kontekstu zdania, twarz mojej mamy,
jej uśmiech w różnych chwilach życia. Moja ignorancja. Ignorancja lekarskiej
diagnozy.
Czy
sobie to kiedykolwiek wybaczę?
Wiem,
że nie.
Nie
mam prawa.
Czemu
do jasnej cholery mnie przy niej nie było?!
Szczęk
zamka w drzwiach wreszcie dotarł do moich uszu. Tak bardzo na niego czekałam.
Nigdy jeszcze czas oczekiwanie nie był tak potworny. Po raz kolejny odniosłam
wrażenie, że wracam do starych reakcji – panika, rozpacz, tysiące pytań. Tak
było zawsze, odkąd pamiętam. „Kochanie wróciłem” – usłyszałam jego głos w
korytarzu i znów dostałam ataku histerii. Zaraz potem słyszałam, że do mnie
podbiega.
—
Wika, co się stało?! – zapytał przerażony, widząc w jakim jestem stanie. Kiedy
nie odpowiadałam po prostu wziął mnie w swoje ramiona i mocno przytulił.
Jak
miałam mu powiedzieć? Jak to zrobić, żeby nie zagłuszał mnie mój płacz? Jak
powiedzieć to tak, żeby zrozumiał? W tamtej chwili wszystkie niemiecki słowa
wyleciały mi z głowy, nie wiedziałam nawet, czy umiałabym się przedstawić,
gdyby jakiś Austriak zagadnął mnie na ulicy.
—
Thomas, muszę wyjechać – wychrypiałam wreszcie w jego koszulkę. — Natychmiast, jak najszybciej. Muszę wrócić do
domu.
—
Obiecałaś, że nigdy mnie nie opuścisz, pamiętasz? – zapytał, a następnie uniósł
moją twarz, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. – Gdziekolwiek będziesz chciała
pojechać, pojadę tam z tobą.
Nigdy
jeszcze nie słyszałam w jego głosie tak wielkiej pewności. Nigdy jeszcze nie
byłam Bogu tak cholernie wdzięczna za to, że miałam Thomasa u swojego boku.
Nigdy jeszcze nie miałam takiego mentliku uczuć w sobie. Podejrzewałam jednak,
że nie tylko ja byłam w stanie dziękować losowi, jednocześnie go przeklinając.
—
Moja mama umiera, Sandra do mnie zadzwoniła – powiedziałam wreszcie, czując jak
pod powiekami zbierają mi się kolejne łzy. – Nie wiem nawet czy zdążę się z nią
zobaczyć, dlatego muszę wrócić jak najszybciej – dodałam łamanym głosem, znów
kryjąc twarz w jego koszulce.
—
Zdążysz – odpowiedział i pocałował mnie delikatnie w czoło.
***
Pojechaliśmy
do Polski samochodem Thomasa już na następny dzień. Wiedziałam, że czekają nas
długie godziny drogi. Męczące, ciągnące się w nieskończoność minuty, a każda z
nich przepełniona do granic natrętnymi myślami. Myślami które pozostawały
chaotyczne, niejednokrotnie bezsensowne i na swój sposób zabijały mnie od środka. Nie byłam zbytnio rozmowna, a Thomas
nie mógł znaleźć odpowiednich słów na pocieszenie z jednego, prostego powodu –
takowe nie istnieją.
Sandra
dzwoniła do mnie jeszcze kilka razy, ale jakaś tajemnicza siła zakazała mi
odbierać. Chciałam już być na miejscu i na własne oczy zobaczyć, co się teraz
dzieje. Sam dźwięk dzwonka okazała się niezwykle irytujący, wyłączyłam więc
komórkę i rzuciłam ją niezbyt delikatnie na tylne sieczenia samochodu. W aucie
panowała niezmącona niczym cisza, nawet Thomas w tej sytuacji reagował
rozdrażnieniem na jakiekolwiek dźwięki. Miałam nawet wyrzuty sumienia, iż
udzielił mu się mój nastrój, ale trwało to raptem kilka minut. Miałam
ważniejsze rzeczy do przemyślenia.
Stojąc
przed drzwiami swojego dawnego mieszkania bynajmniej nie poczułam się lepiej,
mimo że modliłam się, aby jak najszybciej znaleźć się właśnie tutaj. Nie czułam
się wcale zmęczona ani głodna. Wszystkie moje fizjologiczne potrzeby ustąpiły
miejsca panice, jaka bez trudu zawładnęła moim ciałem.
Kiedy
siostra otworzyła mi drzwi, była niezwykle zaskoczona, mimo to radosne
przywitania, czy jakiekolwiek słowo na dzień doby nie miało miejsca.
—
Myślałam, że mieliście wypadek. Nie odbierałaś, a potem w ogóle nie było
sygnału – zaczęła i gestem zaprosiła mnie wraz z Thomasem so środka.
Mieszkanie
wyglądało dokładnie tak samo, jak w chwili, w której widziałam je po raz
ostatni. Bez zbędnych wstępów zaczęłam chodzić od pokoju do pokoju w
poszukiwaniu ojca, ale nie było go nigdzie. Słysząc szlochanie dobiegające z
kuchni, skierowałam się tam niemal biegiem, przez co prawie potknęłam się o
własne nogi jak ostatnia niezdara. Niemniej nie spodziewałam się tam właśnie
tych dwóch osób.
—
Thomas? Wujek Paweł?
Oboje
słysząc jak ktoś ich woła, podnieśli na mnie swoje zasmucone spojrzenia.
Thomas, mój szesnastoletni kuzyn, którego pozwoliłam sobie przechrzcić z Tomka
na Thomasa spojrzał na mnie zszokowanym wzrokiem, a może raczej na
Morgensterna, który stał tuż za mną i delikatnie obejmował w pasie. Niebawem
także Sandra przydreptała do kuchni, co chwilę odgarniając niesforną grzywkę z
oczu.
—
Witajcie kochani – odezwał się wujek, starając się przybrać pogodny wyraz
twarzy.
Natomiast
nastolatek wyraźnie zawstydzony, że ktokolwiek widział jego łzy, natychmiast
przetarł oczy rękawem i wziął trzy głębokie wdechy, aby następnie skierować
swoje spojrzenie w naszym kierunku. Wujek Paweł wyciągnął powoli rękę i
rozczochrał chłopakowi jego brązowe włosy, niszcząc tym samym misternie
wykonaną fryzurę.
—
No już, podejdź do nich, a nie będziesz się tak gapił – ponaglił go wujek.
Mimo
okoliczności w jakich wszyscy się spotkaliśmy, poczułam się w obowiązku, aby
wyjaśnić stojącemu za mną skoczkowi, czemu mój ukochany kuzynek tak bacznie się
w niego wpatruje.
—
Mój kuzyn jest Twoim wielkim fanem od ponad siedmiu lat – powiedziałam,
odwracając się w jego kierunku. I tak naprawdę ma na imię Tomek, ale pozwoliłam
go sobie przechrzcić, bo bardzo chciał. Nie było go jednak na weselu, ponieważ
potwornie się wtedy rozchorował, więc widzi cię teraz pierwszy raz na żywo.
—
Mówisz poważnie? – spytał zaskoczony, a w następnej chwili wyminął mnie i
podszedł bliżej Tomka.
—
Jak najbardziej.
Dawno
nie widziałam, żeby Tomek aż tak bardzo się z czegoś cieszył, więc pomimo
niezbyt miłych okoliczności na mojej twarzy zagościł uśmiech, choć na krótką chwilę.
Wiele rzeczy mu obiecywałam, ale nigdy nie udawało mi się tych obietnic
zrealizować, więc od pewnego czasu zaprzestałam składania oficjalnych
deklaracji. Tomek był jak taki młodszy brat, którego zawsze chciałam mieć, lecz
nigdy się go nie doczekałam. Za każdym razem gdy widziałam na jego twarzy
smutek, sama czułam się kompletnie przybita i rodziło się we mnie przeświadczenie,
że to ja go zawiodłam.
Miałam
go zabrać na skoki do Zakopanego, miałam pojechać z nim do Austrii (już jakieś
dwa lata temu), ale praca całkowicie mnie wtedy pochłonęła. Tomek był
jedynakiem, więc to ja stałam się dla niego siostrą, mimo że nie widywaliśmy
się zbyt często. Chłopak mieszkał w Warszawie.
Powinnam
się domyślić, że przyjadą. Wujek Paweł był bratem mojej mamy i od zawsze mieli
ze sobą świetny kontakt. Zapewne mój ojciec zadzwonił do niego w pierwszej
kolejności.
Ukradkiem
spojrzałam w jego kierunku, nie wyglądał najlepiej. Rozwód z żoną najwidoczniej
dał się mu mocno we znaki, a poza tym miał na wychowaniu energicznego
nastolatka, co z pewnością nie było łatwym zadaniem.
—
Jesteś najlepszym skoczkiem na świecie, od zawsze ci kibicowałem.
Głos
mojego kuzyna wyrwał mnie z chwilowego letargu.
—
Jak chcecie, to mogę wam zrobić zdjęcie – odpowiedziałam, nie mogąc nacieszyć
się tym widokiem.
Ostentacyjnie
spojrzałam na zegarek, który znajdował się na mojej lewej ręce. Musiałam być
pewna, że nie przegapię przypadkiem godzin przyjęć w szpitalu, bo w przeciwnym
razie poćwiartowałabym się na kawałeczki. W następnej sekundzie spojrzałam na
siostrę, która wciąż stała z tyłu i całkowicie z boku obserwowała całe
zdarzenie. Posłała mi następnie krzepiący uśmiech, co świadczyło o tym, że nie
powinnam się aż tak martwić.
Ruszyłam
w kierunku swojego pokoju, w celu znalezienia aparatu, który zastawiłam w domu
ostatnim razem. Jakież było moje zdziwienie, gdy mój pokój okazał się już nie
być moim pokojem…
—
To fajnie, że już mnie z domu wywaliliście na amen i nie ma tu dla mnie miejsca
– krzyknęłam w stronę kuchni, nie spuszczając wzroku z dziecinnych mebelków i
kołyski ustawionej pod jedynym w tym pomieszczeniu oknem.
Sandra
przybiegła szybciej, aniżeli się spodziewałam, a za nią reszta towarzystwa i
tak o to wszyscy mogliśmy podziwiać typowo dziecięcy pokoik.
—
Wiesz Sandra, nie wydaje mi się, aby to był idealny pokój dla Thomasa, więc zgaduję,
że tu nie o Thomasa chodzi.
—
Co ty, Wika, w życiu bym tu nie zamieszkał. Ja bym cię miał z domu wyrzucać? –
kuzyn posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
—
Patrzcie jakie kochane dziecko z tego Thomasa. Sandra czemu nic mi nie
powiedziałaś?
Jak
jeden mąż skierowaliśmy na nią ciekawskie spojrzenia, a biedaczka od stóp do
głów pokryła się szkarłatną czerwienią. Spojrzała na mnie pokornie, zaraz potem
jednak spuściła wzrok, wgapiając się w podłogę.
—
Jeszcze nawet nie wzięłaś rozwodu, a już masz nowego faceta? – spojrzałam na
nią oskarżycielsko. – Jesteś okropna.
Świetnie,
po prostu super. Jakie wspaniałe niespodzianki jeszcze mnie dzisiaj czekają?
Czy nie wystarczy, że już się cała trzęsę ze zdenerwowania? Sandra zaszła w
ciążę z jakimś facetem, no trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Ciekawe, czy biologiczny
tatuś skakał z radości, słysząc tę wiadomość i troskliwie się nią zaopiekuje.
Biorąc pod uwagę fakt, że urządziła pokoik w naszym malutkim mieszkaniu,
pozbawiając mnie jednocześnie praw do mojego starego pokoju, to jeszcze nic mi
nie wiadomo o nowej miłości jej życia. Czyżby odpowiedź brzmiała – ojciec dziecka
dał nogę?
—
Chciałam ci powiedzieć – zaczęła cicho. – Ale nie odbierałaś ode mnie połączeń.
—
O, to faktycznie szybko się zreflektowałaś, skoro dzwonisz do mnie od wczoraj –
odparłam sarkastycznie, nie mogąc powstrzymać rozbawienia całą tą sytuacją.
—
Wika, to był wypadek – spojrzała na mnie z miną zbitego psa.
—
Czyli mam rozumieć, że szłaś ulicą, potknęłaś się, a upadając przypadkowo
nadziałaś się na penisa?
—
Wiktoria! – zgromił mnie wujek, czym ja w ogóle się nie przejmowałam.
—
No co? Taki zbieg okoliczności można uznać za wypadek, ale nie świadome
przespanie się z facetem!
—
Sama masz dziecko z przypadku – przypomniała mi, starając się bronić ostatkiem
sił.
—
Nigdy bynajmniej nie mówiłam, że to był wypadek, bo miałam świadomość tego co
czynię. Najgorsze co mogłaś powiedzieć, to słowo „wypadek”.
Nigdy
nie miałam z Sandrą zbyt dobrych relacji. Zawsze się różniłyśmy, gotowe
wydrapać sobie nawzajem oczy. Zdaję sobie sprawę, że sama nie byłam idealna, a
poza tym nie otrzymała ode mnie dobrego przykładu. Miała jednak rozum, prawda? Tak
naprawdę wcale nie miałam obowiązku obwiniać się za to, co się z nią stało.
Sandra stała się dużą dziewczynką, choć w dalszym ciągu pozostawała niespełna
rozumu.
Wymownie
spojrzałam na jej brzuch, który wydał mi się zupełnie płaski. Czyli ciąża i dla
niej była czymś zupełnie nowym. Nie wahała się jednak pozbawić mnie własnej
przestrzeni, podkreślając tym samym, że nie ma już dla mnie miejsca w tym domu.
—
Co z ojcem? – spojrzałam na nią już łagodniej, choć dalej we mnie buzowało.
—
Nie przejmuj się, nie jest jakimś gościem poznanym na dyskotece – odparowała,
nie mając jednak zamiaru zaszczycić mnie żadnymi szczegółami.
—
Super – prychnęłam, rozkładając ręce. – Szczęścia wam życzę, wniosłaś choć
pozew o rozwód z Gregorem?
—
Sprawa jest już w toku — poinformowała
łaskawie, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
—
Idę do mamy – oznajmiłam wszystkim i zaczęłam ubierać się.
Nie
dość, że mama, to jeszcze Sandra będzie miała jakiegoś bachora. Mój stosunek do
małych dzieci bynajmniej nie uległ
zmianie. Dalej nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem wszystkie kobiety
posiadały instynkt macierzyński, a ja – nawet po urodzeniu dziecka – miałam ich
serdecznie dość. Nigdy więcej. Nie miałam również zamiaru utrzymywać z tym bękartem
kontaktu, gdy podrośnie.
Nie
wiedziałam, na czym teraz powinnam skupić swoje myśli, bo wizerunki mamy oraz
siostry przewijały się w mojej głowie z zawrotną wręcz prędkością. Znów
zachciało mi się płakać, ale postanowiłam trzymać te emocje głęboko w sobie i
nie kontynuować rozpoczętego przedstawienia.
Zauważyłam,
że pozostali również zaczęli szykować się do wyjścia, jedynie Sandra cofnęła
się do pokoju, zamykając z trzaskiem drzwi, przez co szyba mocno zadrżała i
przez chwilę byłam pewna, że rozsypie się na drobne kawałeczki.
— Idziemy z tobą – odezwał się wujek Paweł,
zakładając płaszcz. – Też niedawno przyjechaliśmy i nie było nas jeszcze w
szpitalu.
Kiwnęłam
ze zrozumieniem głową, starając się do niego uśmiechnąć, ale nie byłam w
stanie.
Kiedy
już byliśmy ubrani, Thomas podszedł do mnie i pocałował mnie w głowę, a
następnie wyszeptał mi do ucha, żebym się nie martwiła. Jego szept działał na
mnie niezwykle kojąco. Poczułam, jak opuszczają mnie wszystkie negatywne
emocje, które wywołała Sandra. Byłam mu za to cholernie wdzięczna.
—
Ty to się umiesz ustawić, siostra – powiedział Tomek, celowo przechodząc obok nas.
Chłopak mimo szesnastu lat znacznie mnie przewyższał. Był tylko parę
centymetrów niższy od Morgiego. – Cieszę się, że mogłem cię poznać, stary – powiedział
do Thomasa i po raz kolejny przybił sobie z nim piątkę.
***
Kiedy
dojechaliśmy do szpitala, mama okazała się mieć całkowicie odmienny nastrój od
mojego, co mnie dość mocno zaskoczyło. Kiedy dotarliśmy na odpowiedni oddział i
stanęliśmy w progu odpowiedniej sali, była pogrążona w lekturze jakieś książki,
a przy tym wcale nie wyglądała na umierającą. Widząc nowoprzybyłych gości,
uśmiechnęła się od ucha do ucha, a następnie odłożyła książkę na boczną szafkę.
—
Nie wierzę, że przyjechaliście! – zawołała wesoło.
—
Mamo… — rzuciłam się do kobiety szybciej, aniżeli mój mózg był w stanie to
zarejestrować.
Czułam,
jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, gdy delikatnie ujęłam ją za prawą
dłoń i całkowicie wyłączyłam się na świat zewnętrzny. Byłam teraz tylko ja oraz
moja mama i moje ogromne wyrzuty sumienia.
—
Przepraszam, że mnie przy tobie nie było, nie wiem, jak mogłam postąpić tak
perfidnie – głos mi się łamał, zwiastując, że zaraz po prostu się popłaczę.
Rodzicielka
spojrzała na mnie prawdziwie ciepłym, pełnym miłości spojrzeniem. Wybaczyła mi,
a poza tym cieszyła się, że teraz tutaj jestem. Wiedziałam to w jej oczach.
Uniosła powoli drugą dłoń i przejechała nią delikatnie po moim policzku, a na
jej palcu wskazującym wylądowała pierwsza moja łza.
—
Nie płacz kochanie – powiedziała cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Nic
nie odpowiedziałam, a jedynie wstałam, aby mocno ją uściskać i pocałować w
policzek.
—
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś. Sandra mówiła, że wyjechałaś do
Austrii, nie sądziłam, że przyjedziesz tak szybko – powiedziała uśmiechając
się. – Nie mam do ciebie o nic żalu. Kocham cię córeczko.
—
Ja ciebie też mamo – wychrypiałam i starałam się powstrzymać łzy, które uparcie
chciały ujrzeć światło dzienne, co zwiększało jedynie moją irytację.
Ktoś
głośno kaszlnął za moimi plecami, ten gest pozwolił mi wrócić do
rzeczywistości. Odwróciłam się na pięcie, dostrzegając, że stoją za mną także
inne osoby. Dopiero wtedy pojęłam, że nie przybyłam tutaj sama, a moja mama
zlustrowała wszystkich ciekawskim spojrzeniem.
Thomas
stanął tuż obok mnie i przywitał się z moją matką, obdarzając ją promiennym
uśmiechem.
—
Mamo, to jest mój…
—
Narzeczony! – krzyknął Tomek, podchodząc żwawym krokiem do mojej mamy. – Witaj ciociu.
—
Tomek! – zgromiłam go spojrzeniem.
—
Właściwie, to tak, jestem Wiktorii narzeczonym – odpowiedział Thomas, nie
odrywając wzroku od mojej mamy.
Tymi
słowami całkowicie mnie zszokował, ale nie miałam siły, aby to zdementować.
Poza tym nie było to teraz konieczne. Skoro Thomas, aż tak poważnie podchodził
do naszego związku, to powinnam się cieszyć a nie wściekać, prawda? Wiedziałam
jednakże, iż w momencie, w którym zostaniemy sami, będę musiała z nim wrócić do
tej sytuacji.
—
Tak się cieszę – odpowiedziała, spoglądając na nas radośnie. – Co do ciebie
Tomeczku, to muszę przyznać, że znacznie zmężniałeś odkąd ostatnio cię
widziałam. Nie możesz się zapewne odpędzić od panien, co?
Nie
sądziłam, że będę w stanie przywołać uśmiech na swojej twarzy, gdy dotrę do
szpitala. Widać było, że mama nie miała zamiaru popadać w depresję, a po prostu
cieszyła się, iż ma przy sobie rodzinę. Nie wiedziałam, czy gdybym była na jej
miejscu, to dałabym radę myśleć w ten sposób.
—
Oj, ciociu – odpowiedział, lekko się zawstydzając, co spowodowało rozbawienie
praktycznie u każdego z nas.
—
Młody powinien zając się przede wszystkim nauką – odezwał się w końcu wujek Paweł,
a następnie podszedł do swojej siostry i delikatnie ją przytulił. – Jak się
czujesz?
Mama
zamyśliła się na kilka chwil, ale potem odpowiedziała z uśmiechem.
—
Znacznie lepiej niż wczoraj – przyznała. – Wszystkie dolegliwości nagle
ustąpiły – dodała. – Wczoraj nie było jednak tak wesoło.
W
jednej sekundzie spięły mi się wszystkie mięśnie. Typowym było, że osoba
umierająca czuła się lepiej na krótko przed śmiercią. Nie miałam jednak zamiaru
wypowiadać tego nagłos. Zacisnęłam zęby, starając się zapanować nad płaczem.
Poczułam wtedy, jak Thomas mocniej ściska moją rękę i posyła mi pokrzepiające
spojrzenie.
—
Czemu Sandry nie ma z wami? – zapytała nagle.
—
Pokłóciłyśmy się – postanowiłam od razu powiedzieć jej prawdę. – Wiesz, prawda?
—
Tak, wiem – odpowiedziała ze smutkiem. – Moje biedne dziecko. Proszę cię
jednak, abyś nie miała jej tego za złe, jest jeszcze młoda i głupia, jako
starsza powinnaś być bardziej wyrozumiała – przypomniała mi.
—
Wiem, że tak, ale w jej przypadku, to nie jest takie łatwe.
—
Nie zostawiaj jej teraz – poprosiła. – Ja nie będę mogła Sandrze pomóc, a nie
chcę, abyście żyły w niezgodzie. Jesteście moimi córeczkami.
—
Dobrze, postaram się – obiecałam, a następnie wzięłam głęboki oddech.
Cieszyłam
się, że mogłam porozmawiać z mamą, że nie wahałam się przyjechać jak
najszybciej, a Thomas bez najmniejszego sprzeciwu zgodził się na wszystko i
cały czas mi towarzyszył. Gdyby w dalszym ciągu mnie unikał, a ja dalej
przeżywałabym jego brak, to najzwyczajniej w świecie nie poradziłabym sobie
teraz z żadnym dodatkowym problemem.
***
Spędziliśmy
z wujkiem Pawłem oraz Tomkiem resztę dnia, po wyjściu ze szpitala.
Spacerowaliśmy, zjedliśmy coś na mieście, a także przez cały czas rozmawialiśmy
o wszystkim. Cieszyłam się, że ta dwójka zna w stopniu dobrym język angielski,
a Thomas czuł się w ich towarzystwie swobodnie – przynajmniej takie sprawiał
wrażenie. Udało mi się wreszcie zrobić obydwu Thomasom zdjęcie gdzieś w
okolicach Ratusza, bo wujek wspaniałomyślnie, gdziekolwiek jechał, zabierał ze
sobą aparat, bez względu na okoliczności. Thomas napisał nawet na koszulce
chłopaka swój autograf, a ten prawie skakał ze szczęścia. Zadawał mojemu
chłopakowi mnóstwo pytań odnośnie skakania, jego innych zainteresowań,
treningów, dzieciństwa, zupełnie jakby miał zamiar napisać biografię
Morgensterna, a ten odpowiadał mu na każde pytanie i to nawet dość dokładnie. Gdyby nie sytuacja w jakiej znajdowała się
mama, zapewne byłby to najszczęśliwszy dzień
w życiu moim oraz Tomka.
—
Gdybyś ty widział, jak Wiktoria się zapierała, gdy wszyscy się ją starali
wepchnąć do samolotu. Żałuję, że sam tego nie widziałem na żywo, ale
przynajmniej mam zdjęcie.
Tomek
nie byłby sobą, gdyby nie zaczął zdradzać kompromitujących faktów z mojego
życia innym ludziom, ale mimo wszystko i tak go kochałam i skubany doskonale o
tym wiedział.
—
To aż tak się broniłaś przed ślubem własnej siostry? – Thomas posłał mi
zaskoczone spojrzenie. – Ja na jej miejscu bym się obraził.
—
Wiedziałam, że głupio robi – odparowałam, wzruszając ramionami, starając się
jednocześnie zachować resztki dumy.
—
Ale gdyby tam nie pojechała, to byście się nie poznali, a co gorsza ja bym cię
nie poznał – odezwał się znów nastolatek, podkreślając wagę sytuacji.
—
O tak, to byłby prawdziwa tragedia, która zmieniłaby losy świata – odparłam sarkastycznie
i przewróciłam teatralnie oczyma.
—
Jestem przekonany, że jakbyś spotkała swojego idola, to byś zemdlała i
zrobiłabyś mi siarę przed wszystkimi – odgryzł się, spoglądając na mnie
gniewnie.
Wszyscy
się zaśmiali, ten mały (no okej, nie taki mały, bo chłop metr osiemdziesiąt
dwa) gówniarz sobie ze mną pogrywał i jak zwykle nie obawiał się, że z tego
powodu spotka go jakaś kara z mojej strony. Byłam za delikatna oraz zbyt
miłosierna. Ale i tak go kochałam, wspominałam już o tym?
—
Tobie bym zrobiła siarę, powiadasz? – odparłam po dłuższym zastanowieniu. – A od kiedy ty byś ze mną na koncerty Rammsteina
chodził?
—
Dalej słuchasz tym wyjców? – rozczarował się. – Z drugiej strony jakby nie ich
piosenki, to byś niemieckiego nie umiała.
—
I vice versa – prychnęłam. – Zresztą, ty dalej nie umiesz nic po niemiecku
powiedzieć, mimo moich usilnych starań.
—
Za to umiem francuski, a ty nic nie powiesz – odparował.
Udało
mi się zarejestrować, jak mój wujek przesyła Thomasowi spojrzenie mówiące: „
oni tak zawsze, ale i tak się kochają”, choć poza mną i Tomkiem nikt nie ważył
się odezwać, gdy prowadziliśmy szybką wymianę zdań. Nie chciałam już dłużej
kontynuować te farsy, więc najzwyczajniej w świecie zamilkłam, a gdy tak się
stało, Tomek znów zaczął swój wywiad środowiskowy, dotyczący Thomasa.
—
Nie męcz już mojego chłopaka – ostrzegłam.
—
Ale to naprawdę nic złego – odpowiedział i po raz pierwszy poczułam, że nie
jest po mojej stronie, co było dość dziwnym i niecodziennym doznaniem, ale nie
powiedziałam już nic więcej.
***
Kiedy
zapadł już wieczór postanowiliśmy się rozejść. Było wiadomym, że dla kuzyna i
wujka jest miejsce w moim domu, ale dla mnie i Thomasa już nie. Nie mając za
bardzo innego wyjścia, pojechaliśmy do Karpacza z zamiarem wynajęcia w
tamtejszym hotelu pokój dla dwóch osób na tydzień czasu. Chciałam zostać w
kraju choć trochę, mimo że nie miałam zamiaru widywać się każdego dnia z
Sandrą. Pogodzę się z nią, tak jak obiecałam mamie, niestety nic więcej nie
będę w stanie zrobić w tej kwestii. I na pewno nie w najbliższych dniach, może
przed wyjazdem zapadnie rozejm, kto to wie?
Mieliśmy naprawdę piękny pokój tylko dla siebie. Na moment odeszły ode mnie wszystkie złe myśli i przeczucia. Nie mogłam się doczekać chwili, gdy będę mogła wtulić się w mojego ukochanego i przestać myśleć o wszystkich troskach.
Kiedy to wreszcie nastąpiło i miałam możliwość
wtulić się w jego gorące ciało, mój umysł zaczął działać inaczej niż zazwyczaj.
Uniosłam się ostrożnie na łokciach, a następnie zaczęłam uważnie przyglądać się
jego twarzy, zupełnie tak, jakbym chciała w jednej chwili zapamiętać każdy jej
fragment. Całkowicie nie kontrolując tego, co robię, wpiłam się w jego usta i
zaczęłam namiętnie całować, zupełnie zatracając się w pocałunku. Thomas był
zdziwiony, wiedziałam to, jednakże nie zwracając na to najmniejszej uwagi, nie
miałam zamiaru przerywać. Zaczęłam wędrować swoimi dłońmi po jego ciele,
upajając się tym uczuciem jak jeszcze nigdy dotąd
W
chwili, gdy usiadłam na nim okrakiem, dość brutalnie mnie z siebie zrzucił.
—
Przestań, to nie są właściwe okoliczności na tego typu rzeczy, nie sądzisz? –
spojrzał na mnie z naganą, a ja poczułam, jak gwałtownie wracam na ziemię.
— Ja nie wiem co się ze mną stało – odparłam zgodnie
z prawdą i sama skarciłam się w myślach tysiąc razy bardziej, aniżeli zrobił to
Thomas.
Nie
gniewał się jednak zbyt długo. W końcu przytuliliśmy się do siebie, a następnie
zasnęliśmy. Miałam mimo wszystko przeczucie, że „odpowiednia chwila” nie
nastąpi zbyt szybko. Na potwierdzenie swoich myśli dostałam w nocy wiadomość od
Dominiki: „Jakiś kretyn potrącił Darię na przejściu dla pieszych, jej stan jest
ciężki.”
_______________________________________
Tekst bez korekty, która powinna nastąpić z dniem jutrzejszym. Przepraszam, że zaginęłam bez wieści, ale w międzyczasie miałam problemy z internetem oraz problemy osobiste. Zbliżamy się do końca moi kochani :)
Długo czekałam na ten rozdział, ale było warto :) Wesołych świąt!
OdpowiedzUsuńGdy zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, nie wiedziałam, że tak mnie wciągnie :)
OdpowiedzUsuńW niecały dzień przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały aż do tego :) I co mogę powiedzieć? Po prostu świetny <3 Wszystko dokładnie opisujesz, przez co czytelnik może sobie bardziej wyobrazić co w danej chwili się dzieje :) Myślę, że jeszcze nas pozytywnie zaskoczysz :) Czekam na następny :)
I zapraszam do mnie :) http://dziekujezakazdachwile.blogspot.com/
Świetne opowiadanie! Uważam, że masz duży talent a przede wszystkim interesujący pomysł na tę historię. Jest ona zupełnie odmienna od takiego schematu zakochanie-bycie razem-żyli długo i szczęśliwie :D nie zmienia to faktu, że jednak oczywiście czekam na kolejne sceny romantyzmu i okazywania miłości. Osobiście mam cichą nadzieję, że Gregor niedługo wyjdzie ze szpitala i będzie walczył o Wikę, gdyż bardzo im dopinguję i chciałabym, zeby na koniec byli razem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDopiero wczoraj trafiłam na Twoje opowiadanie i jestem pod ogromnym wrażeniem! Masz duży talent pisarski, gratulacje. :) Nadal wierzę, że Gregor wyzdrowieje, wyjdzie ze szpitala i będzie walczył o Wiki, muszę przyznać, że kibicowałam im od początku. 😍 Troszeczkę niepokoi mnie fakt, że ostatni wpis zamieściłaś blisko półtorej miesiąca temu, niemniej jednak cierpliwie będę czekała na kolejny rozdział. Powodzenia, weny życzę! :) xx
OdpowiedzUsuń