sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 40



01.03.2014

Nigdy nie sądziłam, że Thomas będzie w stanie, obrazić się tak bardzo, iż nawet kobiecy foch przy tym to nic nieznacząca błahostka. Odzywał się do mnie tylko w razie konieczności, a ponadto cały czas posyłał spojrzenia pełne wyrzutu. Tak było przez cały ubiegły tydzień. Dalej tkwiliśmy w Polsce i spaliśmy w hotelu, co niezbyt mu odpowiadało. Rozumiałam go w pewnym stopniu, niemniej chciałam pobyć trochę przy mamie, tym bardziej, że jej stan ostatnio uległ drastycznemu pogorszeniu.
Odwiedzałam ją codziennie, z Thomasem czy bez niego, zależy jak bardzo w dany dzień nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Żeby mnie rozzłościć do granic możliwości, zaczął nawet do Kristiny dzwonić i — o zgrozo — robił to w mojej obecności, co uznałam za chwyt poniżej pasa.
Jakby tego było mało, kochana Sandra milczała na temat swojego przyszłego macierzyństwa i planów na życie. O dowiedzeniu się, kto spłodził dzieciaka, mogłam najwidoczniej sobie pomarzyć, bo młoda nie chciała puścić pary z ust. Dodatkowo ojciec kompletnie nie wytrzymywał tej chorej sytuacji, więc oddał się stuprocentowo w wir pracy, co zupełnie rozumiałam.
Moją frustrację potęgował brak jakichkolwiek informacji o stanie Darii. Milion telefonów dziennie nie pomogło bynajmniej w obudzeniu dziewczyny ze śpiączki. Nie dawała znaków życia już ponad tydzień. Dominika kompletnie się załamała, przybita dodatkowo tym, że nie usłyszała żadnych wieści od lekarzy — nawet tych złych.
Musimy czekać, musimy czekać...
Magda natomiast przestała się w ogóle odzywać, najwyraźniej pochłonięta własnym, nowym życiem. Bardzo ubolewałam nad tym, przecież miałam dziewczynę za swoją najlepszą przyjaciółkę. Nagle kontakt się urwał. Próbowałam dzwonić, ale nigdy nie odbierała, najwidoczniej zmieniając numer, bez powiadomienia mnie o nowej sytuacji. Szkoda, czułam się źle z tym, że teraz nie mam do kogo za bardzo otworzyć ust i najzwyczajniej w świecie wyrzucić z siebie wszystkie problemy, jakie zaprzątały mi głowę.
Tomek z wujkiem Pawłem wrócili już do Warszawy, ale to nie przeszkodziło nastolatkowi w codziennym dzwonieniu, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Z początku myślałam, iż chłopak utrzymuje z mną kontakt, tylko ze względu na Morgensterna, ale odrzuciłam tę myśl, gdy przestał on być numerem jeden w rozmowach z kuzynem, a wcale nie musiałam się jakoś specjalnie starać.
Nastąpił jednak ten dzień, w którym zaczęło się powoli układać, a humor polepszył mi się znacznie, gdy ujrzałam Thomasa z kwiatkami w ręce.
— Przepraszam — powiedział wreszcie. — Nie powinienem cię do niczego zmuszać. Jeśli nie chcesz się z nią widzieć, zaakceptuję to.
Nie miałam zamiaru gniewać się na blondyna zbyt długo. Męczyło mnie to wszystko. Musiałam go przytulić i pocałować, niezależnie od tego, co myślałam wcześniej. Trzeba przyznać, że moja reakcja bardzo go ucieszyła.
— Dziwi mnie jednak, że ona chce mnie poznać — na mojej twarzy znów pojawił się grymas. — Nie wprosił byś się ze mną przecież.
— Chce, owszem. Zresztą wydaje mi się, że zaczęła sobie powoli życie układać.
— To świetnie, zastanowię się nad tym jeszcze raz — obiecałam, a potem znów pocałowałam go w usta.
— Co powiedziałaś? — zdziwił się. — Przecież mówiłaś wcześniej, że nigdy w życiu.
— Musimy się jakoś porozumieć, Thomas. Zresztą nie znam jej, więc może nie będzie tak źle.

Korzystając z okazji, że znajdowaliśmy się w moich rodzinnych stronach, postanowiłam go trochę oprowadzić i pokazać najciekawsze miejsca. Taka alternatywa pomogła mi zarówno zacieśnić z nim relacje, jak i unikać rozmowy z Sandrą, czy ojcem na drażliwe tematy. Nie wyobrażałam sobie teraz zupełnie, jak będzie wyglądała przyszłość, bo zdawała się ona niezbyt optymistyczna. Wyjechaliśmy z Polski kilka dniu później, bez jakiś ckliwych pożegnań, zwłaszcza z Sandrą, ale niezbyt żałowałam swojej postawy, choć w głębi duszy troszkę zabolało. W końcu to moja siostra, którą kochałam bez względu na wszystko. Wiem, że ona także zdawała sobie z tego sprawę, ale odpowiedzią okazało się wymowne milczenie.

Kiedy nadszedł dzień spotkania z Kristiną, poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie mocno w twarz. Nie chciałam tam iść, bałam się. Odczułam nawet fizyczne skutki swojego lęki i nabawiłam się w ten sposób gorączki. Thomas oczywiście uznał, że przesadzam i to bardzo. Nie okazał się wsparciem w tej chwili, znów mocno mnie rozczarowując. Nie tak wyobrażałam sobie nasz związek. Ciągłe kłótnie i warczenie. Jego przeprosiny zaczęły tracić na znaczeniu. Tylko początek okazał się udany, resztę mogłam spisać na straty.
— MOŻESZ PRZESTAĆ NA MNIE WARCZEĆ?! — spytałam "kulturalnie", gdy jechaliśmy samochodem pod wskazany adres. Thomas jedynie spojrzał na mnie  wymownie w lusterku. — Świetnie, po prostu świetnie — prychnęłam, podpierając głowę na szybie.
— Niepotrzebnie panikujesz — stwierdził sucho, skręcając w kolejną uliczkę. — To nie jest żaden ludojad — na twarzy blondyna pojawił się grymas. — Jeśli nie wpadniesz w panikę, to wszystko będzie idealnie.
— Nie pomagasz mi — zauważyłam, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. — Mam chyba prawo się martwić, skoro jestem zmuszona poznać twoją byłą, którą sam nazwałeś suką, bo podejrzewałeś ją o zdradę.
— Do niczego cię nie zmuszałem, nie przeinaczaj! Sama się na to zgodziłaś — warknął, odwracając się w moim kierunku. Na mojej twarzy zaczęło pojawiać się przerażenie.
— Patrz na drogę kretynie! — krzyknęłam, gdy zauważyłam czarny samochód, wyjeżdżający z prawej strony.
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Thomas zareagował natychmiast, ale mimo wszystko zbyt późno. Zamknęłam oczy z całej siły, nie chcąc widzieć zderzenia. Modliłam się, aby nie poczuć bólu, a przed oczami ujrzałam całe moje życie. Zaczęłam żałować wszystkich kłótni i spraw, których nie udało mi się zakończyć. Zdarzenie trwało ledwie kilka sekund, ale moje myśli pojawiały się z niemal zawrotną prędkością. Poczułam mocne szarpnięcie. Pasy skutecznie zablokowały moje ciało, ale wnętrzności nie miały się najlepiej. Wszystko się ode mnie oderwało, a ja poczułam, jakbym miała zaraz zemdleć. Usłyszałam ogłuszający huk zderzenia. Wydawało mi się, że jednak nie umarłam, choć byłam pewna, że mnie to nie ominie. Powoli otworzyłam oczy i zaczęłam wpatrywać się jak zahipnotyzowana w potłuczoną szybę, która mimo wielu rys, układających się w wymyślny wzorek, dalej znajdowała się w całości na swoim miejscu. Uderzyliśmy. Uderzyliśmy z impetem w innego kierowcę, a przody obydwu samochodów, były zmasakrowane.
— Kurwa mać! — krzyknął Thomas z wściekłością uderzając w kierownicę. Nie zdążyłam nawet na niego spojrzeć, a już wyskoczył z samochodu, kłócąc się z facetem, który wyszedł z drugiego auta.
— Czy pan kompletnie oszalał?! Miałem pierwszeństwo! — usłyszałam przytłumione głosy, obserwując ich jednocześnie przez potłuczoną przednią szybę, która skutecznie zniekształcała mi obraz. Chcąc nie chcąc wysiadłam z samochodu, uznając, że jedynie mocno szarpnęło mnie do przodu, więc powinnam przeżyć.
Zaczęłam uważniej przyglądać się ofiarom zdarzenia. Okazało się, że kierowca również nie był sam, a przy jego lewym boku stała mała, wystraszona dziewczyna, która wyglądała mi dość znajomo, choć nie sądziłam, że mogłyśmy się kiedyś zobaczyć. Pokręciłam powoli głową, wyrzucając tę absurdalną myśl ze swojego mózgu. Kiedy jednak przeniosłam swój wzrok na mężczyznę, oniemiałam.
— Freitag? — spytałam zaskoczona, unosząc jedną brew. Dwóch kłócących się skoczków, przestało na chwilę wrzeszczeć, a Thomas spojrzał na mnie jak na przybysza z innej planety.
— Co ty bredzisz? — spytał niezbyt uprzejmym tonem, a następnie skierował swoje spojrzenie na dwójkę osobników, którzy stali kilka kroków od nas.
— Thomas, nie poznałem cię — odezwał się Richard. — O kurcze — złapał się za głowę i niepewnie spojrzał na dwa zniszczone samochody. — Załatwmy to może między sobą, co? — wskazał palcem na pojazdy.
— Ta — kiwnął głową i podszedł do Niemca. Podejrzliwie jednak zerkał na towarzyszkę Freitaga, która w dalszym ciągu spoglądała w moim kierunku wystraszona, cała się trzęsła. Była gdzieś mojego wzrostu i miała krótkie blond włosy, w moim odczuciu z pewnością farbowane, bo dało się już zauważyć wyraźne odrosty. Nie wiedziałam dlaczego się tak mi przygląda, ale niezbyt mi się to spodobało.
— Stało się coś pani? — spytałam uprzejmie, a następnie podeszłam bliżej. — Może powinniśmy udać się do szpitala? — Wyciągnęłam powoli rękę, ale kobieta z wyraźnym strachem odtrąciła ją, odchodząc kilka kroków w tył. W końcu schowała się za Niemcem i widziałam jedynie jej głowę.
— Jest wystraszona. To szok — wyjaśnił Richard, bagatelizując na wstępie zachowanie swojej znajomej. Nikt tego nie skomentował.
— Wszyscy cali? — odezwał się Thomas już bez gniewu w głosie. Wszyscy pokiwali nieznacznie głowami, łącznie z wystraszoną blondynką, do której chyba dochodziły jakieś komunikaty.
— W takich właśnie chwilach, cieszę się, że zapłaciłem ubezpieczenie — parsknął śmiechem Niemiec, choć sytuacja wcale nie była zabawna, a on nie wyglądał na rozbawionego.

Samochód posiadał dość spore wgniecenie w masce, niemniej stwierdzono, że da się go naprawić.  Skoczkowie między sobą uznali, że nie chcą bawić się w żadne oskarżenia czy odszkodowania. Cieszyło mnie to, ponieważ wiedziałam, iż wina całkowicie była po stronie Austriaka. Minione zdarzenie jednak nie spowodowało pozytywnych zmian w jego nastroju. Po powrocie do domu dalej na mnie warczał i sykał, a jedyną zaletą było uniknięcie spotkania z Kristiną.
— Może mi jeszcze powiedz, że ten wypadek to moja wina! — krzyknęłam w jego stronę, gdy postanowił całkowicie mnie zignorować i nieco zbyt energicznie otworzył drzwi od lodówki.
— Ja ci nic nie sugeruję — powiedział całkowicie obojętnym tonem, otwierając puszkę RedBulla,
— Możesz powiedzieć mi, o co tak naprawdę ci chodzi? — spytałam już nieco łagodniejszym tonem. — Nie chcę, żebyś się na mnie złościł.
— Jestem po prostu rozdrażniony, to wszystko — odpowiedział sucho, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Nie zastanawiając się zbyt wiele, wstałam z kanapy i powolnym krokiem podeszłam do Thomasa, aby przytulić się do jego pleców. Wzdrygnął się nieznacznie, jednakże nie miał zamiaru mnie odpychać. Trwaliśmy tak przez chwilę w ciszy, ale ani mnie, ani jemu to nie przeszkadzało. Nie mówiąc nic, upajałam się bijącym od niego ciepłem. Wkrótce wszystkie złe emocje z niego wyparowały, a napięte mięśnie rozluźniły się, co przyjęłam z niemałym zadowoleniem.
— Kocham cię — powiedziałam cicho, ale byłam pewna, że usłyszał. Nie powiedział jednak nic, co z początku bardzo mnie zmartwiło. Zamiast tego odwrócił się i bez najmniejszego ostrzeżenia wpił się w moje usta, sprawiając, że zaparło mi dech w piersi. Jeszcze nigdy nie całował mnie w taki sposób. Kiedy tylko odzyskałam trzeźwość umysłu, postanowiłam oddać pieszczotę z taką samą zachłannością.
Nie chciałam, żeby to się skończyło. Z zadowoleniem przyjęłam fakt, że naparł na mnie całym ciałem, przyciskając do zimnego kuchennego blatu. W jednej chwili poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Musiałam walczyć o każdy choćby najmniejszy oddech, a mimo wszystko bardzo mi to odpowiadało. Wydałam z siebie ciche jęknięcie, gdy przygryzł delikatnie płatek mojego lewego ucha, a w następnej sekundzie wyszeptał.
— Chcę Cię teraz. Tutaj.
Nie miałam zbyt wiele czasu na przemyślenia, zresztą komu było to teraz potrzebne? Byłam święcie przekonana, że zrobiłby wszystko, co tylko zechce, niezależnie od tego, jakie słowa padłyby z moich ust. Taki po prostu był.
Po raz kolejny zatkał mi usta pocałunkiem, lecz ten okazał się już krótszy od poprzedniego. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, przeniósł swoje gorące wargi na moją szyję. Syknęłam, zdając sobie sprawę, że podgryza mi delikatnie skórę i zostawi pewnie na niej mnóstwo malinek, a mimo to machinalnie odchyliłam się do tyłu, chcąc ułatwić mu w ten sposób dostęp. W tym samym czasie błądził dłońmi po całym moim ciele, co skutkowało bardzo przyjemnymi dreszczami, które przeszyły całe moje ciało.
Zanim się spostrzegłam, wsunął swoje dłonie pod moją koszulkę i bardzo szybkim, sprawnym ruchem uporał się z zapięciem od stanika. Mój oddech przyspieszył w chwili, gdy poczułam, jak zaczyna pieścić moje piersi i coraz bardziej na mnie napiera. Korzystając z naszej bliskości, wsunęłam swoją nogę między jego nogi, zaczynając rytmicznie pocierać jego krocze swoim kolanem. Zauważyłam jak reaguje niemalże od razu, przygryzając mocno swoje wargi. Wreszcie zrzucił ze mnie górną część ubrania i przez krótką chwilę podziwiał w całkowitej ciszy. Uśmiechnęłam się do niego lubieżnie, składając na ustach Thomasa szybkiego całusa.
Najwidoczniej pomogło mu to, wyrwać się z krótkiego transu, bo od razu zaczął pieścić moje piersi ustami, ssąc je i liżąc, doprowadzając mnie dzięki temu do wielkiej przyjemności. Wiedziałam już, że moje sutki zrobiły się bardzo twarde i wrażliwsze na choćby najmniejszy dotyk. Jęknęłam dość głośno, nie myśląc absolutnie o niczym innym, niż obecnej sytuacji.
Thomas przerwał na chwilę, co spotkało się z niemym protestem z mojej strony. Nie przejął się jednak tym zupełnie. W następnej sekundzie ujął mnie zdecydowanie za pośladki i podnosząc zaledwie o kilka centymetrów, posadził na blacie kuchennym. Kilka przedmiotów spadło na ziemię z głośnym jazgotem, a to co pozostało, Thomas samodzielnie zrzucił na ziemię dwoma zdecydowanymi ruchami.
— To nie jest teraz istotne — powiedział zdecydowanym, ochrypłym, jakby nieswoim głosem, napotykając na moje zdziwione spojrzenie.
Nie chciałam teraz myśleć o niczym. Bez żadnej odpowiedzi rozkraczyłam nogi, po czym przyciągnęłam do siebie blondyna gwałtownym ruchem tak, iż teraz znajdował się między moimi nogami. Tym razem to ja odnalazłam jego usta i wpiłam się w nie z narastającym pragnieniem, które zaczęło palić mnie bezlitośnie od środka. Włożyłam ręce pod jego koszulkę i zaczęłam wbijać swoje pazurki w jego tors, czując jednocześnie jakie gorąco bije od jego ciała.
— Zdejmij ją natychmiast — rozkazałam, bo pomimo siedzenia na blacie, dalej pozostawałam od niego wyraźnie niższa.
Bez szemrania wykonał moje polecenie, a ja po chwili oddałam się obcałowywaniu i pieszczeniu jego torsu, z zamiarem poznania każdego, choćby najmniejszego zakamarka. Musiało się to mu bardzo spodobać, bo kilkakrotnie widziałam jak przymyka oczy, szybciej oddycha i wypowiada moje imię, które pięknie brzmiało w jego ustach.
Dłonią zaczęłam pocierać jego krocze, co skutkowało jedynie zwiększeniem jego przyjemności. Zaskoczony tą nagłą niespodzianką głośniej jęknął moje imię, co było muzyką dla moich uszu. Nie wahałam się ani przez chwilę odpiąć paska spodni  oraz rozpiąć rozporek, a gdy to zrobiłam, spodnie powoli się zsunęły. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok i bez większych wstępów pozbawiłam Thomasa również bokserek. Moje pieszczoty spodobały mu się chyba tak bardzo, że nie miał zamiaru mi przerywać.
Wzięłam jego penisa w swoją dłoń, po czym zaczęłam poruszać nią rytmicznie w górę i w dół. Blondyn jęknął przeciągle, co znów było dla mnie wyjątkową nagrodą, a następnie dość brutalnie oraz gwałtownie wpił się w moje usta, co wyjątkowo przypadło mi do gustu. Chciałam, żeby to się nigdy nie kończyło. Ku zaskoczeniu Thomasa zsunęłam się po jakimś czasie z blatu po czym uklęknęłam przed nim.
— Nie musisz, naprawdę ja...
Nie pozwoliłam mu dokończyć, ponieważ mimo tego co chciał powiedzieć, wiedziałam, że sprawi mu to ogromną przyjemność, a tego właśnie wówczas chciałam z całego serca. Wysunęłam powoli język, aby w kolejnej sekundzie zacząć nim pieścić główkę penisa. Kiedy doszedł do mnie jęk rozkoszy, wiedziałam, że Thomas już nie będzie protestował. Wkładałam sobie jego przyjaciela coraz głębiej do ust, dopiero wtedy przekonując się naprawdę o jego imponującej wielkości. Kuchnię wypełniły rozkoszne jęki Thomasa, które uporczywie, lecz bezskutecznie starał się stłumić. Nie wiedziałam dokładnie dlaczego tak bardzo zależy mu na hamowaniu swoich reakcji, ale nie miałam zamiaru teraz się nad tym rozwodzić, choćby w myślach.
Poruszałam rytmiczne głową wysuwając i wsuwając sobie jego przyrodzenie raz za razem, upajając się przy tym jego rozkoszą oraz dodatkowo stymulując jego penisa regularnymi ruchami prawej dłoni. Kiedy wiedziałam, że jest już dość blisko, natychmiast przestałam. Na twarzy mojego ukochanego pojawiła się na pozór niemożliwa do połączenia mieszanka ulgi oraz zawodu. Nie mogłam powstrzymać parsknięcia śmiechem.
— Byłaś doprawdy cudowna, dziękuję — powiedział na głos. — Ale nie musiałaś tego robić.
— Ale chciałam i to bardzo — odpowiedziałam z uśmiechem, na co i blondyn się uśmiechnął, a następnie zamknął mi usta pocałunkiem, który dla odmiany okazał się delikatny, czuły oraz pełen uczucia.
— Kocham cię — powiedział, zdejmując mi jednocześnie spodnie razem z bielizną. Dopiero wtedy przekonałam się, jak bardzo byłam podniecona.
Thomas z uśmiechem na twarzy skierował dłoń między moje uda Jęknęłam przeciągle, czując jego dotyk na swojej kobiecości. Byłam zmuszona zagryźć wargi zębami w chwili, kiedy zaczął palcem zataczać kółeczka na mojej łechtaczce, a następnie wszedł w pochwę dwoma palcami, rytmicznie nimi poruszając. Kiedy to robił, znów powrócił do całowania mojej szyi oraz nabrzmiałych piersi, doprowadzając do istnego raju. Nie wiem ile to trwało, ale nie miało to znaczenia.
Gdy przerwał, spotykając się z moim protestem, znów dzięki niemu znalazłam się na blacie, po czym machinalnie rozłożyłam nogi. Wszedł we mnie szybko oraz gwałtownie, przez co wydałam z siebie całkowicie niekontrolowany jęk rozkoszy. Podniosłam lekko pośladki, zaczynając wykonywać płynne ruchy biodrami. Niemal natychmiast wpiłam się łapczywie w jego usta, a także wtopiłam dłoń we włosy, które pozostawały teraz w totalnym nieładzie, bardzo rozczochrane. Z upływem czasu poruszał się we mnie coraz szybciej, wykonując bardziej zdecydowane ruchy. Nam obojgu było wprost cudownie.
— Szybciej — jęknęłam, czując zbliżającą się rozkosz. Zareagował niemal od razu. Przez ten cały czas patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a gdy zbliżył się upragniony orgazm krzyknęliśmy prawie w tym samym momencie.
Nie mogłam się jednak oprzeć wrażeniu, że oczy Thomasa wydają mi się takie obce, a rozczochrane włosy przywołują na myśl pewną osobę. Kiedy uświadomiłam sobie, o kim pomyślałam, poczułam rosnące przerażenie.
Czemu pomyślałam o Gregorze?
Cały nastrój pękł u mnie jak banka mydlana. Chciałam, aby Thomas natychmiast ze mnie wyszedł, żebym mogła udać się pod prysznic, ubrać się, a następnie po prostu wyjść z mieszkania. Na spacer. Sama.

***

Nie wiedział kompletnie co ma ze sobą zrobić. Po raz setny czytał treść listu, czując, jak jego serce bije szybciej. Na początku myślał, że ma omamy wzrokowe. Miał wrażenie, że jego mózg znów płata figle, opętany zdradziecką schizofrenią. Nie chciał jednak, aby to wszystko okazało się złudzeniem. Był zbyt szczęśliwy, nie doszukiwał się podstępu, nie wydało się to podejrzane.

Kochany Gregorze!
Na początku chciałbym przeprosić Cię za tak długi brak kontaktu. Miałam wiele problemów, o których nie mam zamiaru się teraz rozpisywać. Zanim zaczniesz się zastanawiać, czemu nie starałam się Ciebie odwiedzić, musisz wiedzieć, że po prostu nie miałam jak.
Muszę oznajmić Ci coś bardzo ważnego. Ja i Thomas już nie jesteśmy ze sobą. Zerwaliśmy dość szybko. Zrozumiałam, że Morgenstern nie jest mężczyzną, którego szukam. Na początku nie mogłam, nie chciałam w to wierzyć, jednakże wszystko się zmieniło. Nie żałuję swojej decyzji, mimo że źle mi teraz samej.
Moja matka zachorowała na raka, bardzo powoli umiera. Jest to dość bolesny oraz trudny proces. W dodatku Sandra zaszła w ciążę, ale nie chce zdradzić, kto będzie ojcem. Nie mam wyrzutów sumienia, gdy Cię o tym informuję. Wiem, że nigdy nie kochałeś mojej siostry i zależało Ci na mnie. W głębi duszy liczę, że dalej tak jest. Zapewne myślisz teraz, iż mam spory tupet. Wiele się wydarzyło. Musiałam zrozumieć pewne kwestie, które wcześniej nie zdawały się tak oczywiste.
Prawda jest taka, że z nikim nie było mi tak dobrze jak z Tobą. Nie chodzi tutaj bynajmniej wyłącznie o sferę fizyczną. Ja po prostu tęsknię za wszystkim, co się z Tobą wiąże. Dopiero niedawno zrozumiałam fakt, że spędzanie czasu w Twoim towarzystwie było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Kochałam nasze rozmowy, martwiłam się, kiedy miałeś napady i czułam się spokojniejsza, gdy byłeś przy mnie. Opieka nad Tobą sprawiała, iż czułam się potrzebna i miałam swoje miejsce w świecie. Bardzo długo wypierałam się tego, ale zrozumiałam. Możliwe, że za późno.
Nie będę miała żadnych pretensji, jeśli uznasz, że to co czułeś, minęło bezpowrotnie. Masz prawo zaśmiać się teraz i podrzeć ten list na drobne kawałeczki. Musiałam jednakże napisać Ci to wszystko. Dusiłam się, trzymając te uczucia w sobie. Dusiłam się w związku z Thomasem. Źle mi bez Ciebie.
Nie wiem, ile jeszcze będzie trwał Twój pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Niezależnie od wszystkiego zaczekam, aż pomyśle wszystko się zakończy. Z pewnością już wiesz, że Twoje leczenie jest niezbędne. Pomogą Ci. Rób wszystko, co zechcą, a z pewnością Twój pobyt w zakładzie  skróci się maksymalnie.
Bardzo tęsknię za Tobą, za Twoim kojącym dotykiem, uwodzicielskim głosem, brązowymi oczami, w których bezkarnie zatracałam się każdego wspólnego poranka. Nie mam pojęcia, czy Ci to kiedykolwiek mówiłam, ale wiesz, że kocham, gdy masz rozczochrane włosy? Boli mnie, że tak długo nie pojmowałam własnego szczęścia, Ciebie z pewnością jeszcze bardziej.
Jeśli w dalszym ciągu czujesz coś do mnie, to wiec, iż zrobię wszystko, aby doprowadzić do naszego spotkania. Nie jestem w stanie dłużej już czekać, muszę mieć pewność do tego, co będzie dalej. Odpisz. Wiesz doskonale, że Ci na to pozwolą, jest to tym bardziej prawdopodobne, jeśli rokujesz poprawę, a wierzę w nią z całego serca. Będę z niecierpliwością czekać na choćby jedno słowo, niezależnie od tego czy będzie to "Spadaj", czy "Przyjedź". Tak, zamierzam to zrobić, już niedługo. Czekaj. Muszę oczekiwać na pozwolenie od lekarzy ze szpitala, w którym przebywasz. Wcześniej jednak pragnę, abyś odpisał.
Mogłabym teraz napisać pewne słowa, ale wolę powiedzieć Ci je prosto w oczy, niezależnie od Twojej decyzji i obecnych uczuć. Choć bardzo możliwe, że podarłeś ten list już na wstępie, dowiadując się, kto jest nadawcą. Mając to na względzie, poczekam z kolejnym krokiem na Twoją odpowiedź. Jeśli nie przeczytałeś tego listu, wiadomym jest, że się nie odezwiesz. Wtedy nie przyjadę. Czekam dwa tygodnie. Przemyśl to bardzo dokładnie.

Tęsknię,
Wiktoria

Czytał ten list jeszcze wiele, wiele razy upajając się zawartymi w nim słowami, które w obecnej sytuacji działały niczym narkotyk. Przysunął powolnym ruchem obie kartki do swojego nosa i z zadowoleniem stwierdził, że nosiły zapach perfum Wiktorii. Perfum, które po prostu uwielbiał. Które kochał i które go koiły. Ją kochał. Przeczytał list jeszcze raz, ale gdy znalazł się w połowie, jego wzrok niepostrzeżenie znalazł się na dacie napisania wiadomości. Tydzień. Minął już tydzień.
Nie miał zielonego pojęcia, czy lekarze tak długo przetrzymywali jego list, czy poczta w Austrii działała tak wolno. Jeśli opcja numer dwa była tą prawdziwą, to musiał z niepokojem stwierdzić, że jego sytuacja musi być fatalna. Nie chcąc tracić czasu, który stał się teraz dla niego najcenniejszy na świecie, zasiadł do małego biurka, zapalając jedyną małą lampeczkę, jaką posiadał w pokoju, a następnie wygrzebał czarne pióro ze swojej podręcznej torby.
Było późno, lecz wcale się tym faktem nie przejął. Musiał zdążyć, inaczej się zabije. W jego obecnym stanie, było to dość prawdopodobne. Ręka niesamowicie mu drżała, ale wiedział, iż musi się uspokoić, bo nie miał zbyt wielu kartek, a chciał napisać wszystko dość czytelnym pismem. Zresztą zawsze miał nienaganne pismo, zawsze, gdy rzecz jasna, nie targały nim tak silne emocje.
Przerwał dosłownie na chwilę, zerkając w niewielkie, trochę brudne lustro na ścianie. Z ulgą stwierdził, że niewiele się zmienił, więc nie powinna się go wystraszyć i uciec z krzykiem. Nie schudł zbyt wiele, oczy miał tylko lekko podkrążone, a włosy w nieładzie, ale to akurat chyba lubiła.
Skończył pisać o pierwszej w nocy. Wiedział, że wstanie na poranną terapię, będzie graniczyło z cudem, ale miał to wszystko gdzieś. Los się do niego uśmiechnął.
— Chce stąd wyjść, natychmiast — jęknął, rzucając się na łóżko.

***

Ostatnie co można było powiedzieć na temat Richarda Freitaga, to zdanie, że jest on złym oraz nieczułym człowiekiem. Może kiedy ktoś patrzył na niego z boku, takie odnosił wrażenie, jednak on sam się z tym nie zgadzał. Utwierdził się w tym przekonaniu, gdy po pamiętnej kraksie samochodowej, znajdował się z Martą Maliniak, czy jak kto woli Natashą Lindemann, w ładnym, schludnym, austriackim hoteliku i prowadził z nią dość ożywioną konwersację — czy raczej słuchał jak sama się piekli. Swoją drogą kochał ten nieprzewidywalny, wybuchowy temperament. Nigdy nie wiedział, w której sekundzie wybuchnie pożar i na swój sposób, niezwykle go to pociągało. Znali się w końcu nie od dziś, a od sześciu cudownych lat.
— Ona tam była, widziałeś? Spojrzałam jej w oczy! Takie same jak moje..
— Czego ona nie mogła dostrzec, bo nosisz soczewki z zielonymi tęczówkami — zauważył dość słusznie, ale został jedynie zgromiony spojrzeniem, które mogłoby zabić go na miejscu. — Dobra, tego nie było — dodał, dolewając sobie czerwonego wina. — Lampeczki kochanie?
— Nie — odparła sucho. — Wysłałeś list do Gregora? — spytała pospiesznie, zbliżając się do Niemca seksownym — jak dla niego — krokiem. — Wszystko idzie zgodnie z moim planem.
— Wysłałem — odparł krótko, posyłając dziewczynie jeden ze swoich szelmowskich uśmieszków. Na jego policzkach zaczęły rysować się wyraźne dołeczki, na co jednak Marta nie zwróciła zbytniej uwagi. Nigdy nie zwracała.
— Tylko tyle masz mi do powiedzenia? — prychnęła, aby w następnej sekundzie skierować wzrok w przeciwną stronę. — Doprawdy? Myślisz, że uwierzył w to wszystko?
— O taaak, zdecydowanie. Uważam się za świetnego bajkopisarza — odparł natychmiastowo, a następnie wstał z fotela i skierował swoje kroki w kierunku Marty.
— Cudownie — powiedziała wesoło, a aura wokół niej zupełnie się zmieniła. To również uwielbiał. — Jak wszystko będzie w porządku, to Gregor ją natychmiast znienawidzi. Jedna przeszkoda mniej — zakończyła, po czym bez żadnego ostrzeżenia wyminęła skoczka szybkim krokiem i zaczęła pić wino z butelki. — Jakaś lafirynda nie będzie mu łazić po głowie — syknęła z satysfakcją. — Mam nadzieję, że wpoiłeś dużo nienawiści w ten list? — spojrzała na Richarda wyczekująco.
— Całe hektolitry — przysiągł. — Wszystko dla ciebie — zakończył pewnym głosem i ponowił próbę zbliżenia się do niej. Udało mi się objąć ją w pasie, zanim powiedziała:
— Wspaniały z ciebie przyjaciel.
Czy zabolało? Jedynie troszeczkę, wiedział, że jest coraz bliżej osiągnięcia celu, tym bardziej, że wbrew wszystkim zapewnieniom, całkowicie zmienił treść tej wiadomości. Miał nadzieję, że skutek będzie odwrotny. Poza tym podał prawdziwy adres obecnego zamieszkania Wiktorii, a nie wymyślony tak jak planowali, aby mieć pewność, że list Gregora do niej dotrze. Miał Wiktorię za prawdziwą samarytankę. Był niemal pewien, że ta idiotka nie odtrąci Schlierenzauera, niezależnie od tego co czuła. Taki po prostu posiadała styl bycia. W obecnej sytuacji dziękował za te okoliczności niebiosom.
— Może zjemy kolację w restauracji? — zapytał. — Miałabyś ochotę? — Po tych słowach ujął ją za ramiona, aby zobaczyć jej wyraz twarzy.
— Co? — zapytała zdziwiona. — Mówisz poważnie?
— Jak najbardziej, zapraszam cię do mojej ulubionej restauracji. — Zjemy coś, pogadamy. No chodź. Uwolnisz się od tych wszystkich myśli — namawiał.
Marta spojrzała na niego niepewnie. Niemiec widział, jak zaczyna w zamyśleniu przygryzać wargi, co bardzo zresztą lubił i wiedział, iż często tak robiła, gdy coś rozważała. Właściwie ze wszystkich ludzi na świecie ją znał najlepiej i wiedział, że to działa również w drugą stronę.
— Okej, w sumie jestem dość głodna — zgodziła się, a na jej twarzy pojawił się wesoły uśmieszek. Ta nagła zmiana nastrój, tak dla niej typowa.
Richard po raz kolejny zatonął we własnych myślach, był teraz bardzo z siebie zadowolony. Niemniej, obawiał się reakcji dziewczyny, gdy dowie się, że ją tak naprawdę okłamał. Robił to dla Nich, czy będzie potrafiła zrozumieć, co nim kierowało?

_____

Wcześnie jak na mnie, ale to pewnie dlatego że zbliżamy się do końca :)


2 komentarze:

  1. Mateńku, to jest cudowne <3
    Czekaj, czekaj, ale jak to zbliżamy się do końca?? Ty sobie żartujesz, prawda? Powiedz, że tak :(
    A co do rozdziału to piękny. Wszystko opisałaś, jak zdolna, znana pisarka. Gratulacje dla ciebie kochana :*
    Martwi mnie ten list, co oni chcą przez to osiągnąć.
    Czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam :*
    p.s. zapraszam do mnie ;) http://dziekujezakazdachwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No to namieszałaś tym rozdziałem :) chociaż bardzo sie cieszę, bo może Gregor i Wiktoria wrócą do siebie? Gorąco trzymam kciuki za właśnie takie zakończenie. Zachęcam także do zajrzenia na mojego nowego bloga:
    http://i-just-want-you.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń