01.03.2014
Nigdy nie sądziłam, że Thomas będzie w stanie,
obrazić się tak bardzo, iż nawet kobiecy foch przy tym to nic nieznacząca
błahostka. Odzywał się do mnie tylko w razie konieczności, a ponadto cały czas
posyłał spojrzenia pełne wyrzutu. Tak było przez cały ubiegły tydzień. Dalej
tkwiliśmy w Polsce i spaliśmy w hotelu, co niezbyt mu odpowiadało. Rozumiałam
go w pewnym stopniu, niemniej chciałam pobyć trochę przy mamie, tym bardziej,
że jej stan ostatnio uległ drastycznemu pogorszeniu.
Odwiedzałam ją codziennie, z Thomasem czy bez niego,
zależy jak bardzo w dany dzień nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Żeby mnie
rozzłościć do granic możliwości, zaczął nawet do Kristiny dzwonić i — o zgrozo —
robił to w mojej obecności, co uznałam za chwyt poniżej pasa.
Jakby tego było mało, kochana Sandra milczała na
temat swojego przyszłego macierzyństwa i planów na życie. O dowiedzeniu się,
kto spłodził dzieciaka, mogłam najwidoczniej sobie pomarzyć, bo młoda nie
chciała puścić pary z ust. Dodatkowo ojciec kompletnie nie wytrzymywał tej
chorej sytuacji, więc oddał się stuprocentowo w wir pracy, co zupełnie
rozumiałam.
Moją frustrację potęgował brak jakichkolwiek
informacji o stanie Darii. Milion telefonów dziennie nie pomogło bynajmniej w
obudzeniu dziewczyny ze śpiączki. Nie dawała znaków życia już ponad tydzień.
Dominika kompletnie się załamała, przybita dodatkowo tym, że nie usłyszała
żadnych wieści od lekarzy — nawet tych złych.
Musimy czekać, musimy czekać...
Magda natomiast przestała się w ogóle odzywać,
najwyraźniej pochłonięta własnym, nowym życiem. Bardzo ubolewałam nad tym,
przecież miałam dziewczynę za swoją najlepszą przyjaciółkę. Nagle kontakt się
urwał. Próbowałam dzwonić, ale nigdy nie odbierała, najwidoczniej zmieniając
numer, bez powiadomienia mnie o nowej sytuacji. Szkoda, czułam się źle z tym,
że teraz nie mam do kogo za bardzo otworzyć ust i najzwyczajniej w świecie
wyrzucić z siebie wszystkie problemy, jakie zaprzątały mi głowę.
Tomek z wujkiem Pawłem wrócili już do Warszawy, ale
to nie przeszkodziło nastolatkowi w codziennym dzwonieniu, za co byłam mu
ogromnie wdzięczna. Z początku myślałam, iż chłopak utrzymuje z mną kontakt, tylko
ze względu na Morgensterna, ale odrzuciłam tę myśl, gdy przestał on być numerem
jeden w rozmowach z kuzynem, a wcale nie musiałam się jakoś specjalnie starać.
Nastąpił jednak ten dzień, w którym zaczęło się
powoli układać, a humor polepszył mi się znacznie, gdy ujrzałam Thomasa z
kwiatkami w ręce.
— Przepraszam — powiedział wreszcie. — Nie
powinienem cię do niczego zmuszać. Jeśli nie chcesz się z nią widzieć,
zaakceptuję to.
Nie miałam zamiaru gniewać się na blondyna zbyt
długo. Męczyło mnie to wszystko. Musiałam go przytulić i pocałować, niezależnie
od tego, co myślałam wcześniej. Trzeba przyznać, że moja reakcja bardzo go
ucieszyła.
— Dziwi mnie jednak, że ona chce mnie poznać — na
mojej twarzy znów pojawił się grymas. — Nie wprosił byś się ze mną przecież.
— Chce, owszem. Zresztą wydaje mi się, że zaczęła
sobie powoli życie układać.
— To świetnie, zastanowię się nad tym jeszcze raz —
obiecałam, a potem znów pocałowałam go w usta.
— Co powiedziałaś? — zdziwił się. — Przecież mówiłaś
wcześniej, że nigdy w życiu.
— Musimy się jakoś porozumieć, Thomas. Zresztą nie
znam jej, więc może nie będzie tak źle.
Korzystając z okazji, że znajdowaliśmy się w moich
rodzinnych stronach, postanowiłam go trochę oprowadzić i pokazać najciekawsze
miejsca. Taka alternatywa pomogła mi zarówno zacieśnić z nim relacje, jak i
unikać rozmowy z Sandrą, czy ojcem na drażliwe tematy. Nie wyobrażałam sobie
teraz zupełnie, jak będzie wyglądała przyszłość, bo zdawała się ona niezbyt
optymistyczna. Wyjechaliśmy z Polski kilka dniu później, bez jakiś ckliwych
pożegnań, zwłaszcza z Sandrą, ale niezbyt żałowałam swojej postawy, choć w
głębi duszy troszkę zabolało. W końcu to moja siostra, którą kochałam bez
względu na wszystko. Wiem, że ona także zdawała sobie z tego sprawę, ale
odpowiedzią okazało się wymowne milczenie.
Kiedy nadszedł dzień spotkania z Kristiną, poczułam
się, jakby ktoś uderzył mnie mocno w twarz. Nie chciałam tam iść, bałam się.
Odczułam nawet fizyczne skutki swojego lęki i nabawiłam się w ten sposób
gorączki. Thomas oczywiście uznał, że przesadzam i to bardzo. Nie okazał się
wsparciem w tej chwili, znów mocno mnie rozczarowując. Nie tak wyobrażałam
sobie nasz związek. Ciągłe kłótnie i warczenie. Jego przeprosiny zaczęły tracić
na znaczeniu. Tylko początek okazał się udany, resztę mogłam spisać na straty.
— MOŻESZ PRZESTAĆ NA MNIE WARCZEĆ?! — spytałam
"kulturalnie", gdy jechaliśmy samochodem pod wskazany adres. Thomas
jedynie spojrzał na mnie wymownie w
lusterku. — Świetnie, po prostu świetnie — prychnęłam, podpierając głowę na
szybie.
— Niepotrzebnie panikujesz — stwierdził sucho,
skręcając w kolejną uliczkę. — To nie jest żaden ludojad — na twarzy blondyna
pojawił się grymas. — Jeśli nie wpadniesz w panikę, to wszystko będzie
idealnie.
— Nie pomagasz mi — zauważyłam, nawet nie
zaszczycając go spojrzeniem. — Mam chyba prawo się martwić, skoro jestem
zmuszona poznać twoją byłą, którą sam nazwałeś suką, bo podejrzewałeś ją o
zdradę.
— Do niczego cię nie zmuszałem, nie przeinaczaj!
Sama się na to zgodziłaś — warknął, odwracając się w moim kierunku. Na mojej
twarzy zaczęło pojawiać się przerażenie.
— Patrz na drogę kretynie! — krzyknęłam, gdy
zauważyłam czarny samochód, wyjeżdżający z prawej strony.
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Thomas zareagował natychmiast, ale mimo wszystko zbyt późno. Zamknęłam oczy z
całej siły, nie chcąc widzieć zderzenia. Modliłam się, aby nie poczuć bólu, a
przed oczami ujrzałam całe moje życie. Zaczęłam żałować wszystkich kłótni i
spraw, których nie udało mi się zakończyć. Zdarzenie trwało ledwie kilka
sekund, ale moje myśli pojawiały się z niemal zawrotną prędkością. Poczułam
mocne szarpnięcie. Pasy skutecznie zablokowały moje ciało, ale wnętrzności nie
miały się najlepiej. Wszystko się ode mnie oderwało, a ja poczułam, jakbym
miała zaraz zemdleć. Usłyszałam ogłuszający huk zderzenia. Wydawało mi się, że
jednak nie umarłam, choć byłam pewna, że mnie to nie ominie. Powoli otworzyłam
oczy i zaczęłam wpatrywać się jak zahipnotyzowana w potłuczoną szybę, która
mimo wielu rys, układających się w wymyślny wzorek, dalej znajdowała się w
całości na swoim miejscu. Uderzyliśmy. Uderzyliśmy z impetem w innego kierowcę,
a przody obydwu samochodów, były zmasakrowane.
— Kurwa mać! — krzyknął Thomas z wściekłością
uderzając w kierownicę. Nie zdążyłam nawet na niego spojrzeć, a już wyskoczył z
samochodu, kłócąc się z facetem, który wyszedł z drugiego auta.
— Czy pan kompletnie oszalał?! Miałem pierwszeństwo!
— usłyszałam przytłumione głosy, obserwując ich jednocześnie przez potłuczoną
przednią szybę, która skutecznie zniekształcała mi obraz. Chcąc nie chcąc
wysiadłam z samochodu, uznając, że jedynie mocno szarpnęło mnie do przodu, więc
powinnam przeżyć.
Zaczęłam uważniej przyglądać się ofiarom zdarzenia.
Okazało się, że kierowca również nie był sam, a przy jego lewym boku stała
mała, wystraszona dziewczyna, która wyglądała mi dość znajomo, choć nie
sądziłam, że mogłyśmy się kiedyś zobaczyć. Pokręciłam powoli głową, wyrzucając
tę absurdalną myśl ze swojego mózgu. Kiedy jednak przeniosłam swój wzrok na mężczyznę,
oniemiałam.
— Freitag? — spytałam zaskoczona, unosząc jedną
brew. Dwóch kłócących się skoczków, przestało na chwilę wrzeszczeć, a Thomas
spojrzał na mnie jak na przybysza z innej planety.
— Co ty bredzisz? — spytał niezbyt uprzejmym tonem,
a następnie skierował swoje spojrzenie na dwójkę osobników, którzy stali kilka
kroków od nas.
— Thomas, nie poznałem cię — odezwał się Richard. —
O kurcze — złapał się za głowę i niepewnie spojrzał na dwa zniszczone
samochody. — Załatwmy to może między sobą, co? — wskazał palcem na pojazdy.
— Ta — kiwnął głową i podszedł do Niemca. Podejrzliwie
jednak zerkał na towarzyszkę Freitaga, która w dalszym ciągu spoglądała w moim
kierunku wystraszona, cała się trzęsła. Była gdzieś mojego wzrostu i miała
krótkie blond włosy, w moim odczuciu z pewnością farbowane, bo dało się już
zauważyć wyraźne odrosty. Nie wiedziałam dlaczego się tak mi przygląda, ale
niezbyt mi się to spodobało.
— Stało się coś pani? — spytałam uprzejmie, a
następnie podeszłam bliżej. — Może powinniśmy udać się do szpitala? —
Wyciągnęłam powoli rękę, ale kobieta z wyraźnym strachem odtrąciła ją,
odchodząc kilka kroków w tył. W końcu schowała się za Niemcem i widziałam
jedynie jej głowę.
— Jest wystraszona. To szok — wyjaśnił Richard,
bagatelizując na wstępie zachowanie swojej znajomej. Nikt tego nie skomentował.
— Wszyscy cali? — odezwał się Thomas już bez gniewu
w głosie. Wszyscy pokiwali nieznacznie głowami, łącznie z wystraszoną
blondynką, do której chyba dochodziły jakieś komunikaty.
— W takich właśnie chwilach, cieszę się, że
zapłaciłem ubezpieczenie — parsknął śmiechem Niemiec, choć sytuacja wcale nie
była zabawna, a on nie wyglądał na rozbawionego.
Samochód posiadał dość spore wgniecenie w masce,
niemniej stwierdzono, że da się go naprawić. Skoczkowie między sobą uznali, że nie chcą
bawić się w żadne oskarżenia czy odszkodowania. Cieszyło mnie to, ponieważ
wiedziałam, iż wina całkowicie była po stronie Austriaka. Minione zdarzenie
jednak nie spowodowało pozytywnych zmian w jego nastroju. Po powrocie do domu
dalej na mnie warczał i sykał, a jedyną zaletą było uniknięcie spotkania z
Kristiną.
— Może mi jeszcze powiedz, że ten wypadek to moja
wina! — krzyknęłam w jego stronę, gdy postanowił całkowicie mnie zignorować i
nieco zbyt energicznie otworzył drzwi od lodówki.
— Ja ci nic nie sugeruję — powiedział całkowicie
obojętnym tonem, otwierając puszkę RedBulla,
— Możesz powiedzieć mi, o co tak naprawdę ci chodzi?
— spytałam już nieco łagodniejszym tonem. — Nie chcę, żebyś się na mnie
złościł.
— Jestem po prostu rozdrażniony, to wszystko —
odpowiedział sucho, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Nie zastanawiając się zbyt wiele, wstałam z kanapy i
powolnym krokiem podeszłam do Thomasa, aby przytulić się do jego pleców.
Wzdrygnął się nieznacznie, jednakże nie miał zamiaru mnie odpychać. Trwaliśmy
tak przez chwilę w ciszy, ale ani mnie, ani jemu to nie przeszkadzało. Nie
mówiąc nic, upajałam się bijącym od niego ciepłem. Wkrótce wszystkie złe emocje
z niego wyparowały, a napięte mięśnie rozluźniły się, co przyjęłam z niemałym
zadowoleniem.
— Kocham cię — powiedziałam cicho, ale byłam pewna,
że usłyszał. Nie powiedział jednak nic, co z początku bardzo mnie zmartwiło.
Zamiast tego odwrócił się i bez najmniejszego ostrzeżenia wpił się w moje usta,
sprawiając, że zaparło mi dech w piersi. Jeszcze nigdy nie całował mnie w taki
sposób. Kiedy tylko odzyskałam trzeźwość umysłu, postanowiłam oddać pieszczotę
z taką samą zachłannością.
Nie chciałam, żeby to się skończyło. Z zadowoleniem
przyjęłam fakt, że naparł na mnie całym ciałem, przyciskając do zimnego
kuchennego blatu. W jednej chwili poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Musiałam
walczyć o każdy choćby najmniejszy oddech, a mimo wszystko bardzo mi to
odpowiadało. Wydałam z siebie ciche jęknięcie, gdy przygryzł delikatnie płatek
mojego lewego ucha, a w następnej sekundzie wyszeptał.
— Chcę Cię teraz. Tutaj.
Nie miałam zbyt wiele czasu na przemyślenia, zresztą
komu było to teraz potrzebne? Byłam święcie przekonana, że zrobiłby wszystko,
co tylko zechce, niezależnie od tego, jakie słowa padłyby z moich ust. Taki po
prostu był.
Po raz kolejny zatkał mi usta pocałunkiem, lecz ten
okazał się już krótszy od poprzedniego. Kiedy się od siebie oderwaliśmy,
przeniósł swoje gorące wargi na moją szyję. Syknęłam, zdając sobie sprawę, że
podgryza mi delikatnie skórę i zostawi pewnie na niej mnóstwo malinek, a mimo
to machinalnie odchyliłam się do tyłu, chcąc ułatwić mu w ten sposób dostęp. W
tym samym czasie błądził dłońmi po całym moim ciele, co skutkowało bardzo
przyjemnymi dreszczami, które przeszyły całe moje ciało.
Zanim się spostrzegłam, wsunął swoje dłonie pod moją
koszulkę i bardzo szybkim, sprawnym ruchem uporał się z zapięciem od stanika. Mój
oddech przyspieszył w chwili, gdy poczułam, jak zaczyna pieścić moje piersi i
coraz bardziej na mnie napiera. Korzystając z naszej bliskości, wsunęłam swoją
nogę między jego nogi, zaczynając rytmicznie pocierać jego krocze swoim
kolanem. Zauważyłam jak reaguje niemalże od razu, przygryzając mocno swoje
wargi. Wreszcie zrzucił ze mnie górną część ubrania i przez krótką chwilę
podziwiał w całkowitej ciszy. Uśmiechnęłam się do niego lubieżnie, składając na
ustach Thomasa szybkiego całusa.
Najwidoczniej pomogło mu to, wyrwać się z krótkiego
transu, bo od razu zaczął pieścić moje piersi ustami, ssąc je i liżąc,
doprowadzając mnie dzięki temu do wielkiej przyjemności. Wiedziałam już, że
moje sutki zrobiły się bardzo twarde i wrażliwsze na choćby najmniejszy dotyk.
Jęknęłam dość głośno, nie myśląc absolutnie o niczym innym, niż obecnej sytuacji.
Thomas przerwał na chwilę, co spotkało się z niemym
protestem z mojej strony. Nie przejął się jednak tym zupełnie. W następnej
sekundzie ujął mnie zdecydowanie za pośladki i podnosząc zaledwie o kilka
centymetrów, posadził na blacie kuchennym. Kilka przedmiotów spadło na ziemię z
głośnym jazgotem, a to co pozostało, Thomas samodzielnie zrzucił na ziemię
dwoma zdecydowanymi ruchami.
— To nie jest teraz istotne — powiedział zdecydowanym,
ochrypłym, jakby nieswoim głosem, napotykając na moje zdziwione spojrzenie.
Nie chciałam teraz myśleć o niczym. Bez żadnej
odpowiedzi rozkraczyłam nogi, po czym przyciągnęłam do siebie blondyna
gwałtownym ruchem tak, iż teraz znajdował się między moimi nogami. Tym razem to
ja odnalazłam jego usta i wpiłam się w nie z narastającym pragnieniem, które
zaczęło palić mnie bezlitośnie od środka. Włożyłam ręce pod jego koszulkę i
zaczęłam wbijać swoje pazurki w jego tors, czując jednocześnie jakie gorąco
bije od jego ciała.
— Zdejmij ją natychmiast — rozkazałam, bo pomimo siedzenia
na blacie, dalej pozostawałam od niego wyraźnie niższa.
Bez szemrania wykonał moje polecenie, a ja po chwili
oddałam się obcałowywaniu i pieszczeniu jego torsu, z zamiarem poznania
każdego, choćby najmniejszego zakamarka. Musiało się to mu bardzo spodobać, bo
kilkakrotnie widziałam jak przymyka oczy, szybciej oddycha i wypowiada moje
imię, które pięknie brzmiało w jego ustach.
Dłonią zaczęłam pocierać jego krocze, co skutkowało
jedynie zwiększeniem jego przyjemności. Zaskoczony tą nagłą niespodzianką
głośniej jęknął moje imię, co było muzyką dla moich uszu. Nie wahałam się ani
przez chwilę odpiąć paska spodni oraz
rozpiąć rozporek, a gdy to zrobiłam, spodnie powoli się zsunęły. Uśmiechnęłam
się delikatnie na ten widok i bez większych wstępów pozbawiłam Thomasa również
bokserek. Moje pieszczoty spodobały mu się chyba tak bardzo, że nie miał
zamiaru mi przerywać.
Wzięłam jego penisa w swoją dłoń, po czym zaczęłam
poruszać nią rytmicznie w górę i w dół. Blondyn jęknął przeciągle, co znów było
dla mnie wyjątkową nagrodą, a następnie dość brutalnie oraz gwałtownie wpił się
w moje usta, co wyjątkowo przypadło mi do gustu. Chciałam, żeby to się nigdy
nie kończyło. Ku zaskoczeniu Thomasa zsunęłam się po jakimś czasie z blatu po
czym uklęknęłam przed nim.
— Nie musisz, naprawdę ja...
Nie pozwoliłam mu dokończyć, ponieważ mimo tego co
chciał powiedzieć, wiedziałam, że sprawi mu to ogromną przyjemność, a tego
właśnie wówczas chciałam z całego serca. Wysunęłam powoli język, aby w kolejnej
sekundzie zacząć nim pieścić główkę penisa. Kiedy doszedł do mnie jęk rozkoszy,
wiedziałam, że Thomas już nie będzie protestował. Wkładałam sobie jego
przyjaciela coraz głębiej do ust, dopiero wtedy przekonując się naprawdę o jego
imponującej wielkości. Kuchnię wypełniły rozkoszne jęki Thomasa, które
uporczywie, lecz bezskutecznie starał się stłumić. Nie wiedziałam dokładnie
dlaczego tak bardzo zależy mu na hamowaniu swoich reakcji, ale nie miałam
zamiaru teraz się nad tym rozwodzić, choćby w myślach.
Poruszałam rytmiczne głową wysuwając i wsuwając
sobie jego przyrodzenie raz za razem, upajając się przy tym jego rozkoszą oraz
dodatkowo stymulując jego penisa regularnymi ruchami prawej dłoni. Kiedy
wiedziałam, że jest już dość blisko, natychmiast przestałam. Na twarzy mojego
ukochanego pojawiła się na pozór niemożliwa do połączenia mieszanka ulgi oraz zawodu.
Nie mogłam powstrzymać parsknięcia śmiechem.
— Byłaś doprawdy cudowna, dziękuję — powiedział na
głos. — Ale nie musiałaś tego robić.
— Ale chciałam i to bardzo — odpowiedziałam z
uśmiechem, na co i blondyn się uśmiechnął, a następnie zamknął mi usta
pocałunkiem, który dla odmiany okazał się delikatny, czuły oraz pełen uczucia.
— Kocham cię — powiedział, zdejmując mi jednocześnie
spodnie razem z bielizną. Dopiero wtedy przekonałam się, jak bardzo byłam
podniecona.
Thomas z uśmiechem na twarzy skierował dłoń między
moje uda Jęknęłam przeciągle, czując jego dotyk na swojej kobiecości. Byłam
zmuszona zagryźć wargi zębami w chwili, kiedy zaczął palcem zataczać kółeczka
na mojej łechtaczce, a następnie wszedł w pochwę dwoma palcami, rytmicznie nimi
poruszając. Kiedy to robił, znów powrócił do całowania mojej szyi oraz
nabrzmiałych piersi, doprowadzając do istnego raju. Nie wiem ile to trwało, ale
nie miało to znaczenia.
Gdy przerwał, spotykając się z moim protestem, znów
dzięki niemu znalazłam się na blacie, po czym machinalnie rozłożyłam nogi.
Wszedł we mnie szybko oraz gwałtownie, przez co wydałam z siebie całkowicie
niekontrolowany jęk rozkoszy. Podniosłam lekko pośladki, zaczynając wykonywać
płynne ruchy biodrami. Niemal natychmiast wpiłam się łapczywie w jego usta, a
także wtopiłam dłoń we włosy, które pozostawały teraz w totalnym nieładzie,
bardzo rozczochrane. Z upływem czasu poruszał się we mnie coraz szybciej,
wykonując bardziej zdecydowane ruchy. Nam obojgu było wprost cudownie.
— Szybciej — jęknęłam, czując zbliżającą się
rozkosz. Zareagował niemal od razu. Przez ten cały czas patrzyliśmy sobie
głęboko w oczy, a gdy zbliżył się upragniony orgazm krzyknęliśmy prawie w tym
samym momencie.
Nie mogłam się jednak oprzeć wrażeniu, że oczy
Thomasa wydają mi się takie obce, a rozczochrane włosy przywołują na myśl pewną
osobę. Kiedy uświadomiłam sobie, o kim pomyślałam, poczułam rosnące
przerażenie.
Czemu pomyślałam o Gregorze?
Cały nastrój pękł u mnie jak banka mydlana.
Chciałam, aby Thomas natychmiast ze mnie wyszedł, żebym mogła udać się pod
prysznic, ubrać się, a następnie po prostu wyjść z mieszkania. Na spacer. Sama.
***
Nie wiedział kompletnie co ma ze sobą zrobić. Po raz
setny czytał treść listu, czując, jak jego serce bije szybciej. Na początku myślał,
że ma omamy wzrokowe. Miał wrażenie, że jego mózg znów płata figle, opętany
zdradziecką schizofrenią. Nie chciał jednak, aby to wszystko okazało się
złudzeniem. Był zbyt szczęśliwy, nie doszukiwał się podstępu, nie wydało się to
podejrzane.
Kochany
Gregorze!
Na
początku chciałbym przeprosić Cię za tak długi brak kontaktu. Miałam wiele
problemów, o których nie mam zamiaru się teraz rozpisywać. Zanim zaczniesz się
zastanawiać, czemu nie starałam się Ciebie odwiedzić, musisz wiedzieć, że po
prostu nie miałam jak.
Muszę
oznajmić Ci coś bardzo ważnego. Ja i Thomas już nie jesteśmy ze sobą.
Zerwaliśmy dość szybko. Zrozumiałam, że Morgenstern nie jest mężczyzną, którego
szukam. Na początku nie mogłam, nie chciałam w to wierzyć, jednakże wszystko
się zmieniło. Nie żałuję swojej decyzji, mimo że źle mi teraz samej.
Moja
matka zachorowała na raka, bardzo powoli umiera. Jest to dość bolesny oraz
trudny proces. W dodatku Sandra zaszła w ciążę, ale nie chce zdradzić, kto
będzie ojcem. Nie mam wyrzutów sumienia, gdy Cię o tym informuję. Wiem, że
nigdy nie kochałeś mojej siostry i zależało Ci na mnie. W głębi duszy liczę, że
dalej tak jest. Zapewne myślisz teraz, iż mam spory tupet. Wiele się wydarzyło.
Musiałam zrozumieć pewne kwestie, które wcześniej nie zdawały się tak
oczywiste.
Prawda
jest taka, że z nikim nie było mi tak dobrze jak z Tobą. Nie chodzi tutaj
bynajmniej wyłącznie o sferę fizyczną. Ja po prostu tęsknię za wszystkim, co
się z Tobą wiąże. Dopiero niedawno zrozumiałam fakt, że spędzanie czasu w Twoim
towarzystwie było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Kochałam nasze rozmowy,
martwiłam się, kiedy miałeś napady i czułam się spokojniejsza, gdy byłeś przy
mnie. Opieka nad Tobą sprawiała, iż czułam się potrzebna i miałam swoje miejsce
w świecie. Bardzo długo wypierałam się tego, ale zrozumiałam. Możliwe, że za
późno.
Nie
będę miała żadnych pretensji, jeśli uznasz, że to co czułeś, minęło
bezpowrotnie. Masz prawo zaśmiać się teraz i podrzeć ten list na drobne
kawałeczki. Musiałam jednakże napisać Ci to wszystko. Dusiłam się, trzymając te
uczucia w sobie. Dusiłam się w związku z Thomasem. Źle mi bez Ciebie.
Nie
wiem, ile jeszcze będzie trwał Twój pobyt w szpitalu psychiatrycznym.
Niezależnie od wszystkiego zaczekam, aż pomyśle wszystko się zakończy. Z
pewnością już wiesz, że Twoje leczenie jest niezbędne. Pomogą Ci. Rób wszystko,
co zechcą, a z pewnością Twój pobyt w zakładzie skróci się maksymalnie.
Bardzo
tęsknię za Tobą, za Twoim kojącym dotykiem, uwodzicielskim głosem, brązowymi
oczami, w których bezkarnie zatracałam się każdego wspólnego poranka. Nie mam
pojęcia, czy Ci to kiedykolwiek mówiłam, ale wiesz, że kocham, gdy masz rozczochrane
włosy? Boli mnie, że tak długo nie pojmowałam własnego szczęścia, Ciebie z
pewnością jeszcze bardziej.
Jeśli
w dalszym ciągu czujesz coś do mnie, to wiec, iż zrobię wszystko, aby
doprowadzić do naszego spotkania. Nie jestem w stanie dłużej już czekać, muszę
mieć pewność do tego, co będzie dalej. Odpisz. Wiesz doskonale, że Ci na to
pozwolą, jest to tym bardziej prawdopodobne, jeśli rokujesz poprawę, a wierzę w
nią z całego serca. Będę z niecierpliwością czekać na choćby jedno słowo,
niezależnie od tego czy będzie to "Spadaj", czy "Przyjedź".
Tak, zamierzam to zrobić, już niedługo. Czekaj. Muszę oczekiwać na pozwolenie
od lekarzy ze szpitala, w którym przebywasz. Wcześniej jednak pragnę, abyś odpisał.
Mogłabym
teraz napisać pewne słowa, ale wolę powiedzieć Ci je prosto w oczy, niezależnie
od Twojej decyzji i obecnych uczuć. Choć bardzo możliwe, że podarłeś ten list
już na wstępie, dowiadując się, kto jest nadawcą. Mając to na względzie,
poczekam z kolejnym krokiem na Twoją odpowiedź. Jeśli nie przeczytałeś tego
listu, wiadomym jest, że się nie odezwiesz. Wtedy nie przyjadę. Czekam dwa
tygodnie. Przemyśl to bardzo dokładnie.
Tęsknię,
Wiktoria
Wiktoria
Czytał ten list jeszcze wiele, wiele razy upajając
się zawartymi w nim słowami, które w obecnej sytuacji działały niczym narkotyk.
Przysunął powolnym ruchem obie kartki do swojego nosa i z zadowoleniem
stwierdził, że nosiły zapach perfum Wiktorii. Perfum, które po prostu
uwielbiał. Które kochał i które go koiły. Ją kochał. Przeczytał list jeszcze
raz, ale gdy znalazł się w połowie, jego wzrok niepostrzeżenie znalazł się na
dacie napisania wiadomości. Tydzień. Minął już tydzień.
Nie miał zielonego pojęcia, czy lekarze tak długo
przetrzymywali jego list, czy poczta w Austrii działała tak wolno. Jeśli opcja
numer dwa była tą prawdziwą, to musiał z niepokojem stwierdzić, że jego
sytuacja musi być fatalna. Nie chcąc tracić czasu, który stał się teraz dla
niego najcenniejszy na świecie, zasiadł do małego biurka, zapalając jedyną małą
lampeczkę, jaką posiadał w pokoju, a następnie wygrzebał czarne pióro ze swojej
podręcznej torby.
Było późno, lecz wcale się tym faktem nie przejął.
Musiał zdążyć, inaczej się zabije. W jego obecnym stanie, było to dość
prawdopodobne. Ręka niesamowicie mu drżała, ale wiedział, iż musi się uspokoić,
bo nie miał zbyt wielu kartek, a chciał napisać wszystko dość czytelnym pismem.
Zresztą zawsze miał nienaganne pismo, zawsze, gdy rzecz jasna, nie targały nim
tak silne emocje.
Przerwał dosłownie na chwilę, zerkając w niewielkie,
trochę brudne lustro na ścianie. Z ulgą stwierdził, że niewiele się zmienił,
więc nie powinna się go wystraszyć i uciec z krzykiem. Nie schudł zbyt wiele,
oczy miał tylko lekko podkrążone, a włosy w nieładzie, ale to akurat chyba
lubiła.
Skończył pisać o pierwszej w nocy. Wiedział, że
wstanie na poranną terapię, będzie graniczyło z cudem, ale miał to wszystko
gdzieś. Los się do niego uśmiechnął.
— Chce stąd wyjść, natychmiast — jęknął, rzucając
się na łóżko.
***
Ostatnie co można było powiedzieć na temat Richarda
Freitaga, to zdanie, że jest on złym oraz nieczułym człowiekiem. Może kiedy
ktoś patrzył na niego z boku, takie odnosił wrażenie, jednak on sam się z tym
nie zgadzał. Utwierdził się w tym przekonaniu, gdy po pamiętnej kraksie
samochodowej, znajdował się z Martą Maliniak, czy jak kto woli Natashą
Lindemann, w ładnym, schludnym, austriackim hoteliku i prowadził z nią dość
ożywioną konwersację — czy raczej słuchał jak sama się piekli. Swoją drogą
kochał ten nieprzewidywalny, wybuchowy temperament. Nigdy nie wiedział, w
której sekundzie wybuchnie pożar i na swój sposób, niezwykle go to pociągało.
Znali się w końcu nie od dziś, a od sześciu cudownych lat.
— Ona tam była, widziałeś? Spojrzałam jej w oczy!
Takie same jak moje..
— Czego ona nie mogła dostrzec, bo nosisz soczewki z
zielonymi tęczówkami — zauważył dość słusznie, ale został jedynie zgromiony
spojrzeniem, które mogłoby zabić go na miejscu. — Dobra, tego nie było — dodał,
dolewając sobie czerwonego wina. — Lampeczki kochanie?
— Nie — odparła sucho. — Wysłałeś list do Gregora? —
spytała pospiesznie, zbliżając się do Niemca seksownym — jak dla niego —
krokiem. — Wszystko idzie zgodnie z moim planem.
— Wysłałem — odparł krótko, posyłając dziewczynie
jeden ze swoich szelmowskich uśmieszków. Na jego policzkach zaczęły rysować się
wyraźne dołeczki, na co jednak Marta nie zwróciła zbytniej uwagi. Nigdy nie
zwracała.
— Tylko tyle masz mi do powiedzenia? — prychnęła,
aby w następnej sekundzie skierować wzrok w przeciwną stronę. — Doprawdy? Myślisz,
że uwierzył w to wszystko?
— O taaak, zdecydowanie. Uważam się za świetnego
bajkopisarza — odparł natychmiastowo, a następnie wstał z fotela i skierował
swoje kroki w kierunku Marty.
— Cudownie — powiedziała wesoło, a aura wokół niej
zupełnie się zmieniła. To również uwielbiał. — Jak wszystko będzie w porządku,
to Gregor ją natychmiast znienawidzi. Jedna przeszkoda mniej — zakończyła, po
czym bez żadnego ostrzeżenia wyminęła skoczka szybkim krokiem i zaczęła pić
wino z butelki. — Jakaś lafirynda nie będzie mu łazić po głowie — syknęła z
satysfakcją. — Mam nadzieję, że wpoiłeś dużo nienawiści w ten list? — spojrzała
na Richarda wyczekująco.
— Całe hektolitry — przysiągł. — Wszystko dla ciebie
— zakończył pewnym głosem i ponowił próbę zbliżenia się do niej. Udało mi się
objąć ją w pasie, zanim powiedziała:
— Wspaniały z ciebie przyjaciel.
Czy zabolało? Jedynie troszeczkę, wiedział, że jest
coraz bliżej osiągnięcia celu, tym bardziej, że wbrew wszystkim zapewnieniom,
całkowicie zmienił treść tej wiadomości. Miał nadzieję, że skutek będzie
odwrotny. Poza tym podał prawdziwy adres obecnego zamieszkania Wiktorii, a nie
wymyślony tak jak planowali, aby mieć pewność, że list Gregora do niej dotrze.
Miał Wiktorię za prawdziwą samarytankę. Był niemal pewien, że ta idiotka nie
odtrąci Schlierenzauera, niezależnie od tego co czuła. Taki po prostu posiadała
styl bycia. W obecnej sytuacji dziękował za te okoliczności niebiosom.
— Może zjemy kolację w restauracji? — zapytał. —
Miałabyś ochotę? — Po tych słowach ujął ją za ramiona, aby zobaczyć jej wyraz
twarzy.
— Co? — zapytała zdziwiona. — Mówisz poważnie?
— Jak najbardziej, zapraszam cię do mojej ulubionej
restauracji. — Zjemy coś, pogadamy. No chodź. Uwolnisz się od tych wszystkich
myśli — namawiał.
Marta spojrzała na niego niepewnie. Niemiec widział,
jak zaczyna w zamyśleniu przygryzać wargi, co bardzo zresztą lubił i wiedział,
iż często tak robiła, gdy coś rozważała. Właściwie ze wszystkich ludzi na
świecie ją znał najlepiej i wiedział, że to działa również w drugą stronę.
— Okej, w sumie jestem dość głodna — zgodziła się, a
na jej twarzy pojawił się wesoły uśmieszek. Ta nagła zmiana nastrój, tak dla
niej typowa.
Richard po raz kolejny zatonął we własnych myślach,
był teraz bardzo z siebie zadowolony. Niemniej, obawiał się reakcji dziewczyny,
gdy dowie się, że ją tak naprawdę okłamał. Robił to dla Nich, czy będzie
potrafiła zrozumieć, co nim kierowało?
_____
Wcześnie jak na mnie, ale to pewnie dlatego że zbliżamy się do końca :)
Wcześnie jak na mnie, ale to pewnie dlatego że zbliżamy się do końca :)
Mateńku, to jest cudowne <3
OdpowiedzUsuńCzekaj, czekaj, ale jak to zbliżamy się do końca?? Ty sobie żartujesz, prawda? Powiedz, że tak :(
A co do rozdziału to piękny. Wszystko opisałaś, jak zdolna, znana pisarka. Gratulacje dla ciebie kochana :*
Martwi mnie ten list, co oni chcą przez to osiągnąć.
Czekam na ciąg dalszy :)
Pozdrawiam :*
p.s. zapraszam do mnie ;) http://dziekujezakazdachwile.blogspot.com/
No to namieszałaś tym rozdziałem :) chociaż bardzo sie cieszę, bo może Gregor i Wiktoria wrócą do siebie? Gorąco trzymam kciuki za właśnie takie zakończenie. Zachęcam także do zajrzenia na mojego nowego bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://i-just-want-you.blog.pl/