— Błagam panią, to jest sprawa życia lub śmieci! —
krzyknął, opierając się z impetem o biurko pielęgniarki, która spoglądała na
niego z wyraźnym przerażeniem w oczach.
Miał już w całości napisany list i wstał o świcie,
aby wysłać go jak najszybciej. Pech chciał, że miał zupełny zakaz wychodzenia
poza teren placówki, więc musiał płaszczyć się przed jakąś starą, jędzowatą
babą, żeby wrzuciła jego wiadomość do skrzynki na listy. Dobrze chociaż, że
mógł pożyczyć kopertę i znaczek od Trevora, który utrzymywał stały kontakt z
rodziną. Oczywiście to Gregora tam się nie lubiło i to on musiał cierpieć. A
konkretnie nie znosiła go ta Pomfrey
— Nawroty choroby panie Schlierenzauer, mamy ataki
złości? — spytała z przymilnym uśmieszkiem, opanowując swój strach. Dumnie
wyprostowała się na krześle. — Nie wiem czy w związku z tym możemy wysłać tę
kopertę — dodała złośliwie, taksując go spojrzeniem swoich szarych tęczówek.
Wziął trzy głębokie oddechy. Ta baba go chciała
wprowadzić do grobu. Jeszcze chwila, a zaraz jej przywali! O nie, Gregor
Schlierenzauer nie bije kobiet, on unicestwia demony, które przyodziały ludzką
skórę. O taaak, taka wizja zdecydowanie bardziej do niego przemawiała. Uspokoił
się, ochłonął... na jego twarzy wykwitł promienny uśmiech, który doprowadził
starszą kobietę do niepokoju. Nie lubiła takich nagłych zmian aury u pacjentów,
zwłaszcza u schizofreników.
— P—p—panie Schlierenzauer, wszystko w porządku? —
spytała drżącym głosem, delikatnie odsuwając się od biurka.
— Niech pani będzie tak miła i to wyśle, najlepiej
zaraz, zależy mi bardzo na czasie — odpowiedział, mając wielką ochotę ją
zastrzelić. — Pamięta pani list, który wczoraj dostałem? Adresat domaga się
odpowiedzi, natychmiast.
Starsza kobieta odkaszlnęła znacząco i poprawiła
okulary na swoim krzywym nosie. Wpatrywała się przez chwilę w szatyna z
nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Musiałabym jednak skontrolować treść.
Skoczek nachmurzył się w jednej chwili. Wolał, aby
ta ropucha nie wściubiała nosa w jego sprawy intymne, tym bardziej, że już
chyba od dawna ta sfera w jej życiu nie istniała, więc mogła dostać zawału. A
on nie chciał jej śmierci, prawda?
Zastanowił się nawet przez moment, czy nie
przesadził z treścią tego listu. Może nie powinien się tak spieszyć i poczekać
na ich spotkanie w cztery oczy? Teraz jednak nie miał jak zmienić treści.
Zresztą nie wiedział, czy naprawdę chciał się bawić w podchody. Czas dać kawę
na ławę i nie zachowywać się niczym dzieci. Tak mało dzieliło go od szczęścia.
— Wolałbym, aby ta wiadomość była odczytana dopiero
przez odbiorcę — zapewnił chłodnym tonem. — To są sprawy osobiste, mam
nadzieję, że pani rozumie. Zapewniam, że żaden głupi list nie jest w stanie
pogorszyć mojego stanu, a w środku nie znajduje się tasak — dokończył z
ironicznym uśmieszkiem, nie spuszczając z niej swojego przeszywającego
spojrzenia.
— Dla bezpieczeństwa...
— Jakiego kurwa bezpieczeństwa? — zaklął, ale nie
uniósł się, co nie zmieniło faktu, iż kobieta wzdrygnęła się na usłyszane
przekleństwo. — Mój dobry znajomy, zna go pani, Trevor McRowan znacznie gorzej
rokuje, a pozwala się mu wysyłać listy bez wcześniejszej kontroli.
— Pan McRowan koresponduje z rodziną — odparowała
natychmiast, krzyżując ręce i zapierając się o fotel. — Tożsamość pana
korespondentki jest natomiast nam nieznana.
Gregor znów odetchnął głęboko, powtarzając w myśli
"nie bij szatana, nie bij szatana, nie bij szatana...", a następnie
przymknął ze zmęczenia powieki. Musi wysłać ten list dzisiaj! Musi przecież
zdążyć! Co on ma jej powiedzieć?
— Siostro — zaczął łagodnym tonem. — Bardzo możliwe,
że ta kobieta będzie w przyszłości moją rodziną. Ja walczę o miłość mojego
życia. — Pani Pomfrey wyglądała po tych słowach na bardzo zaskoczoną, ale nie
zamierzała mu przerywać. — To bardzo ważne i trzeba to wysłać już dziś, inaczej
stracę wszystko — zakończył, patrząc na nią wyczekująco.
Pomfrey skurczyła się w sobie, jakby ktoś ją ostro
zganił, a oczy kobiety przygasły niespodziewanie. Wyparowała z nich wszelka
możliwa złośliwość oraz niechęć, jaką darzyła tego pacjenta.
— Dobra, w porządku — mruknęła niechętnie. — Proszę
mi to przekazać — Wyciągnęła szybko rękę.
— Proszę jednak tego nie czytać — dodał naprędce. —
To doprawdy dość osobiste sprawy. Zresztą niewiele by pani zrozumiała, nie
znając sytuacji — mówił, ażeby ją odwieść od zamiaru węszenia. Na starość ta
cecha wyraźnie się uwidaczniała. Chodzący radar i kamera w jednym. Tak, jak się
spodziewał, oczy kobiety zwęziły się podejrzliwie. — Błagam.
Kapitulacja. Pielęgniarka machnęła wściekle
ramionami.
— No dobrze już! — zaskrzeczała. — Niech pan tak na
mnie nie patrzy!
— Ma pani rodzinę? — zapytał nagle, nie konsultując
wcześniej swojego języka z mózgiem, ale niezbyt mu to przeszkadzało.
— Co? — spytała takim tonem, jakby poczuła się
wyraźnie zgorszona oraz zniesmaczona, na co Gregor parsknął śmiechem.
— Niech pani zapomni o tym pytaniu — pokręcił głową.
— Nie muszę tego wiedzieć. W każdym bądź razie wie pani co?
— Co? — spytała kompletnie ogłupiała.
— Ja chciałbym bardzo mieć. Właściwie... to
spłodziłem już syna, ale niestety został on oddany innej rodzinie.
Pielęgniarka gwałtownie nabrała powietrza do płuc,
nie mogąc opanować szoku. Bardzo nie lubiła tego pacjenta, jednakże teraz
wyjątkowo go żałowała.
— Widzi pani? My świry nie zasługujemy na posiadanie
normalnej rodziny. — Zapina się nas w pasy bezpieczeństwa, izoluje od reszty
świata, a szczęście ucieka.
— Niech pan tak nie mówi — poprosiła, wstając powoli
z krzesła. — Nie jest pan wariatem i na pewno założy pan jeszcze rodzinę. Taki
młody mężczyzna...
Zamarła w pół kroku. Skoczek odwrócił się od niej
gwałtownie, a jego twarz wykrzywił grymas bólu, Po policzku Gregora spłynęła
pojedyncza łza, którą natychmiast otarł rękawem, a następnie wsadził obie
dłonie do kieszeni spodni. Nie wiedziała za bardzo, co czynić w takich
sytuacjach. Zazwyczaj pacjenci płakali w czasie napadów i wtedy podawano im
właściwe mankamenty. Teraz jednak wiedziała doskonale, że to nie jest żaden
napad, druga osobowość, czy przerażające wizje chorego. Stał przed nią normalny
człowiek, który był w tej sytuacji w stu procentach sobą i schizofrenia nie
miała z tym nic wspólnego. W takich momentach czuła się bezbronna. Potrafiła
postępować z chorymi, ale ten mężczyzna znajdował się wówczas daleko od swoich przejawów chorobowych.
— Pójdę na pocztę w tej sekundzie! — zawołała
spanikowana, porywając natychmiast swoją kurtkę z wieszaka. — Proszę nie
płakać.
— Nie mogłem się zająć swoim dzieckiem, bo trafiłem
tutaj. Nie mogłem go ochronić. Oddała go innym ludziom — mówił, a po jego
policzkach spływały kolejne łzy. — Kurwa — sarknął, na co kobieta podskoczyła. —
Jestem beznadziejny.
Zaprzestała ubierania. Po raz kolejny kobieta
zamarła, jakby ktoś ją uderzył w twarz z pięści. Nie potrafiła pocieszać.
Nadawała się jedynie do podawania prochów oraz robienia zastrzyków
uspokajających. To inni byli tutaj od rozmów i psychoanalizy. Czemu więc zjawił
się u niej?
— Myślę, że powinien pan porozmawiać otwarcie ze
swoim lekarzem prowadzącym — odezwała się wreszcie. — To na pewno panu pomoże.
— Zakochałem
się do szaleństwa w pewnej kobiecie i ona zaszła w ciążę, a potem okazało się,
że nic dla niej nie znaczę, że wcale mnie nie kocha. Nienawidziła mnie,
nienawidziła naszego dziecka. Oddała je jak niechciany prezent gwiazdkowy,
rozumie pani? A ja zostałem skierowany tutaj. Na leczenie.
Nie lubiła takich momentów, bo zwyczajnie nie umiała
pocieszyć. Ta sytuacja okazała się dla niej niezwykle krępująca. Poczuła, jak
krople potu spływają jej wzdłuż kręgosłupa.
— To ta kobieta? — spytała słabym, ochrypłym głosem,
machając niemrawo kopertą. Gregor jedynie przytaknął.
Pani Pomfrey wyleciała z gabinetu niczym z procy.
Nie powiedziała już ani słowa, biegnąc jak szalona przez korytarze. Skoczek
obserwował kobietę w milczeniu. Wcale nie chciał tego spowodować. Jego wyznanie
nie temu służyło. Pragnął się przed kimś po prostu wyżalić. Nie chciał
specjalisty od przypadków beznadziejnych. Chciał normalnego człowieka, takiego
jak Pomfrey. Wiedział od początku, że ta baba nie będzie prawiła mu kazań i nie
pocieszy. Podświadomie czuł, iż nie posiadała takowej zdolności. Uznał, że to
jedyna z bardzo niewielu zalet u tej pielęgniarki. Jako jedyna nie była tutaj
"specjalistą" i "znawcą".
— Muszę pogadać z Trevorem — powiedział sam do
siebie na głos, po czym zaśmiał się perliście.
No co? Znajdował się w szpitalu psychiatrycznym,
mógł sobie pozwolić na dziwactwa.
***
— Czy ja zrobiłem coś nie tak? — zapytał po raz
kolejny, siadając przy mnie na kanapie.
Od wczorajszego zdarzenia w kuchni, miał nawyk
pytania się o to co pół godziny. Zwyczajnie nie potrafił uwierzyć, gdy mówiłam
mu, że było cudownie i naprawdę nie żałuję ani minuty.
— Nie, naprawdę było mi dobrze — odpowiedziałam, po
czym pocałowałam go w usta, co przyjął z wyraźnym zadowoleniem.
— To czemu wczoraj tak nagle wyszłaś z domu? —
spytał, bawiąc się jednocześnie moimi włosami. — Pomyślałem wtedy, że to moja
wina.
Westchnęłam głośno, chcąc chwilę pomyśleć. Sama nie
wiedziałam do końca dlaczego to zrobiłam, po prostu musiałam i już. Nie miało
to nic wspólnego z Morgensternem. Nie wiedzieć czemu, zaczęłam myśleć o
Gregorze. Kierowało mną niejasne przeczucie, że niebawem o nim usłyszymy. Już
dwa miesiące siedział w szpitalu psychiatrycznym, zapewne przyjmując jakieś
proszki. Nie wiedziałam, czemu dopiero teraz o nim pomyślałam, czemu WTEDY
pojawił się przed moimi oczami. Nie powinno się tak stać, a jednak się stało.
— Musiałam iść na spacer, potrzebowałam się dotlenić
— odpowiedziałam. — Mówiłam ci to już — przypomniała, wpatrując się w jego
jasne tęczówki. Nie wyglądał jednakże na zadowolonego. Jego oczy zwęziły się
groźnie.
— Nie wierzę ci — przyznał prosto z mostu. —
Myślałaś o jakimś innym mężczyźnie, zgadłem? — uśmiechnął się złośliwie.
Zatkało mnie. Poczułam, jak krew w moim ciele
zaczyna szybciej krążyć, a serce podchodzi do gardła. Mimowolnie zacisnęłam
dłonie w pięści, na tyle mocno, że zostaną z pewnością ślady po paznokciach na
wewnętrznej stronie. Miałam ochotę wrzasnąć na niego albo nawet uderzyć. Nie
myślałam przecież o żadnym innym facecie! Gregor pojawił się w moim umyśle, gdy
już było po wszystkim, więc się nie liczy. W czasie seksu byłam jego i tylko
jego! Jak w ogóle mógł mi insynuować takie brednie?!
— Czy ty się kurwa dobrze czujesz?! — wrzasnęłam,
nie umiejąc powstrzymać swoich emocji na wodzy. — Za kogo ty mnie w ogóle masz,
co? Oczywiście, że myślałam tylko o tobie!
— Po wszystkim nawet się do mnie nie odezwałaś. Wzięłaś
prysznic i po prostu wyszłaś, jak twoim zdaniem powinienem się czuć?!
Zamilkłam na kilka sekund, przygryzając jednocześnie
wargi, po czym wzięłam dwa wdechy, żeby uspokoić bijące serce. Thomas spoglądał
na mnie wyczekująco i przy okazji również się wyciszał.
— Przepraszam — odezwałam się wreszcie. — Masz
rację, źle się zachowałam, powinnam była coś powiedzieć, ale naprawdę byłam w
siódmym niebie, uwierz mi.
— W porządku — również skapitulował. — Nie miałabyś
ochoty wybrać się do kina? — spytał, znów zaczynając bawić się moimi włosami. —
Dzisiaj wieczorem — dodał, wiedząc najwyraźniej, o co chcę się zapytać.
Nie zastanawiałam się długo nad odpowiedzą. Dość
dawno nie byliśmy nigdzie razem w celach rozrywkowych. Uznałam, że może być to
świetny sposób na natłok myśli w mojej głowie. Zdecydowanie za dużo rzeczy
poddawałam dokładnej analizie i rozkładowi na czynniki pierwsze.
— Z wielką przyjemnością — odpowiedziałam z
uśmiechem, przytulając się do niego. — A po filmie, jeśli miałbyś ochotę... —
nie dokończyłam, całując płatek jego lewego ucha.
***
Nie wspominał dobrze tej kolacji z Martą. Liczył, że
uda się ją odciągnąć od tematu Gregora, ale najwidoczniej przecenił swoje
możliwości. Ta kobieta przez całe swoje życie była Austriakowi bezgranicznie
oddana, co zaczęło go powoli irytować. To on jako jej przyjaciel, był z nią
przez cały ten okres. Może nie wyjeżdżał do Ameryki, żeby się z nią spotkać,
ale dzwonił, pisał, donosił, interesował się. Z tego co udało mu się ustalić,
Schlierenzauer próbował dziewczynę odnaleźć, niemniej tak dobrze zatarła
wszelkie ślady, że skoczek dosłownie zwariował. Nie dziwiło go w najmniejszym
stopniu, że się Gregor w niej zakochał, była niezwykłą kobietą.
— Wiesz może, ile jeszcze będzie tam siedział? —
spytała przy kolacji, unosząc kolejny raz widelec.
— Niestety nie mam aż takich wtyków — westchnął. —
Nie w szpitalach psychiatrycznych. Jestem teraz całkowicie odcięty od jego
osoby.
Twarz Marty wykrzywił grymas niezadowolenia. Przez
jakiś czas myślała nad czymś intensywnie w ciszy. Richard tracił powoli
cierpliwość. Mógł jej coś powiedzieć, ale wiedział, że wybuchnie, w skutek
czego on sam utraci głowę, a to mu się raczej nie uśmiechało.
— Naprawdę nic nie zdziałasz? — spojrzała na Niemca
z nadzieją.
— Marta.. wiesz dobrze, że robię dla ciebie wszystko
co zechcesz, nie jestem jednak Bogiem, nie posiadam nadprzyrodzonych zdolności.
Znamy się już tyle lat, nie zrobiłem wystarczająco wiele? — Nie chciał tego,
ale na jego twarzy pojawił się zawód i wielki żal do tej dziewczyny. W ogóle
nie umiała go docenić.
— Jesteś moim przyjacielem — odpowiedziała bez
wahania.
— Przyjaciele powinni się szanować — syknął, zanim
zdążył się ugryźć w język. — Popadłaś w obsesję na punkcie tego człowieka, mimo
że nie jesteście ze sobą od dawna.
Marta rzuciła sztućce na talerz w przypływie złości.
Nie mogła uwierzyć, że miał o to do niej pretensje, dobrze wiedział, że miała
powody. Gdyby nie odeszła, to jej narzeczony wąchałby już kwiatki od spodu.
Okazało się przecież, że jej "rodzice" nie dość, iż ją porwali z
wózka, to jeszcze mają konflikty z płatnymi zabójcami. Jak ona mogła nie uciec?
Musiała go ochronić bez względu na cenę.
— Dobrze wiesz, że musiałam to zrobić. Wierzę, że
gdy się spotkamy da mi wszystko jakoś wyjaśnić.
— To nierealne — przerwał jej złośliwie. — W co
wierzysz, że po tym wszystkim rzuci ci się w ramiona i zaczniecie żyć
normalnie? Zbyt wiele rzeczy zdarzyło się przez ten czas w życiu Gregora —
wyrzucił z siebie. — W twoim zresztą też — dodał po chwili zastanowienia, a
następnie zapił te słowa sporym łykiem wina.
Bał się po tym wszystkim na nią spojrzeć. Ku jego
ogromnemu zdziwieniu nie krzyknęła, może ze względu na to, iż znajdowali się w
miejscu publicznym, może dlatego, że ją zatkało.
— To po co ja w ogóle wracałam z Ameryki? — spytała,
patrząc się pustym wzrokiem w przestrzeń gdzieś za Richardem. — Ryzykowałam
życiem dla niego, powrót również nie był łatwy. To wszystko na nic? Skoro
tak... to po cholerę cały czas mi pomagałeś?
Nie musiał się nad tym zastanawiać, mimo wszystko
milczał przez jakiś czas niczym zaklęty. Nie wiedział zbytnio, jak ubrać w
słowa własne myśli. Coś takiego rzadko się zdarzało. Parsknął śmiechem w
przypływie zdenerwowania. Zawsze tak robił w kryzysowych sytuacjach i Marta
wiedziała o tym doskonale.
— Więc? — ponaglała. Nie można było jej uznać raczej
za cierpliwą osobę, ale nie zamierzała tego zmieniać.
— Bo cię polubiłem — odparł wreszcie. — Bo wydawałaś
mi się interesującą, lecz zagubioną dziewczyną. Bo nie chciałem sprawiać ci
zbytnio zawodu, bo lubię, kiedy się uśmiechasz. Jesteś jedyną osobą, która zna
mnie tak dobrze i wiesz o tym. Razem wiele przeszliśmy. Zdaję sobie sprawę, że
nie miałaś wsparcia w Ameryce, kiedy twoich "rodziców" zamordowali.
— Byli porywaczami, ale opiekowali się mną
najlepiej, jak umieli — powiedziała natychmiast i sama musiała napić się wina.
— Tego nie neguję — odparował. — Chodzi mi o fakt,
że od dłuższego czasu jestem twoim jedynym towarzyszem. I wcale mi to nie
przeszkadza, wręcz przeciwnie.
Oczy Marty powiększyły się niebezpiecznie, a jej
usta nieco rozchyliły. Wpatrywała się w przyjaciela z wielkim niedowierzaniem
wymalowanym na twarzy. Nie spodziewał się wcale innej reakcji. Miał poza tym
świadomość, iż nie musi mówić nic więcej, ponieważ ona zrozumiała od razu.
— Richard, jesteś moim przyjacielem — powtórzyła
cicho dziewczyna. Tego również się spodziewał. Mimo wszystko po raz kolejny
parsknął śmiechem, odwracając natychmiast wzrok.
— Pan i władca Schlierenzauer najważniejszy, spoko
zrozumiałem — uniósł ręce w geście kapitulacji, mając gdzieś przyglądających mu
się ludzi w restauracji. — Nie ważne, kto przez ten cały czas chronił twój
tyłek i wypełniał twoje rozkazy.
— Oczywiście że ważne! — uniosła się nagle. — Nie
gadaj głupot! — mówiła, wstając od stołu. Niemiec poszedł za jej przykładem. —
Zawsze to doceniałam!
— Oczywiście — sarknął, upewniając się jednocześnie,
czy wcześniej zapłacił za posiłek. Utwierdził go w tym uszczuplony stan
portfela, a mimo to zostawił kelnerowi jeszcze spory napiwek.
Wyszli z restauracji w niezbyt dobrych humorach.
Marta czuła, że musi to przemyśleć, więc poszła w przeciwnym niż Niemiec
kierunku.
— Co ty wyprawiasz?! — krzyknął za nią.
— Idę na spacer! — odkrzyknęła, przyspieszając
kroku. — Widzimy się w hotelu, będę za godzinę lub dwie!
— Jest ciemno!
— Wrócę.
***
Ja wiedziałam, że moje życie nie jest łatwe i nigdy
takie nie było. Niemniej, miałam nadzieję, że pewne rzeczy nigdy w życiu mi się
nie przytrafią, ponieważ pewna sfera mnie zwyczajnie nie dotyczy. Przeliczyłam
się, a jakże!
Udaliśmy się do kina, akurat leciał jakiś horror,
nie przeszkadzało mi to zbytnio. Nigdy takie filmy mnie nie przerażały, a
historie dla zakochanych par jedynie przyprawiały o odruch wymiotny. Parę razy
nawet wspólnie się zaśmialiśmy. W kinie poza nami nie było zbyt wielu ludzi, co
okazało się dla nas wielką korzyścią. Nie zarejestrowałam nawet kiedy ten czas
tak szybko minął i film się skończył.
— To była raczej komedia — powiedział Thomas z
uśmiechem, łapiąc mnie za rękę, Powoli wychodziliśmy z sali kinowej.
— I to nie najgorsza — odpowiedziałam, spoglądając
na niego. — Poczekasz na mnie? — poprosiłam. — Muszę iść do toalety.
— Pewnie — odpowiedział i pocałował mnie zanim
odeszłam.
Weszłam do dość dużej łazienki z czterema kabinami i
jednym wielkim lustrem na przeciwległej ścianie. Kiedy już myłam ręce, od
niechcenia spojrzałam w wielką powierzchnię lustra. Miałam dość spore worki pod
oczami, mimo że nałożyłam makijaż i przekrwione oczy, jak po wielkiej libacji
alkoholowej. Zdziwiło mnie to dość, bo czułam się wyjątkowo dobrze, a i ze
spaniem nie miałam problemu.
— Jeszcze tylko rozczochrać mi włosy i wyglądałabym
jak ta nawiedzona dziewczyna — zaśmiałam się sama do siebie i wyszłam z
łazienki. Thomasa jednak nie znalazłam od razu.
— Dziwne, przecież miał zaczekać — burknęłam
niezadowolona, ruszając na poszukiwania. Wyszłam przed kino, ale nie było go
tam, wróciłam więc do środka. Wreszcie znalazłam, ale to co zobaczyłam raczej
nie poprawiło mojego humoru.
Stał przy ścianie koło automatu z kawą i to z NIĄ, a
w dodatku całowali się. Zamrugałam kilka razy, a gdy przekonałam się, że nie
oślepłam, to poczułam zaraz, jak po moim prawym policzku zaczyna spływać
pierwsza zła. Niezbyt wiele myśląc podbiegłam i uderzyłam Thomasa z całej siły
w twarz, a Kritina odskoczyła na bok z głośnym piskiem.
— CO TY KURWA ROBISZ?! TO DLATEGO CHCIAŁEŚ IŚĆ DO
KINA?! — wrzeszczałam mając gdzieś ludzi dookoła siebie, którzy natychmiast się
zatrzymywali, bardzo ciekawi dalszego rozwoju wydarzeń.
Thomas jednakże nie mógł odpowiedzieć mi
natychmiast, wyraźnie zamroczony. Podparł się ręką ściany, po czym spojrzał
nieprzytomnie w moim kierunku, mrugając kilkakrotnie. Kiedy oprzytomniał,
wyglądał na wielce zszokowanego.
— Wiki, o Boże.. to nie tak — jęknął i chciał mnie
złapać za ramiona, ale ja odskoczyłam. — Daj mi...
— A JAK?! — znów krzyknęłam, czując, jak zaczyna
mnie boleć gardło.
Kristyna wyglądała na bardzo zaskoczoną i
zawstydzoną zarazem, bo gdy tylko zwróciłam na nią uwagę, wbiła wzrok w
podłogę.
— Nie wiedziałam, że nie jest sam — mruknęła w moim
kierunku.
— A ty się z łaski swojej nie odzywaj! — fuknęłam
wściekle, ocierając ostatnie łzy z obu policzków rękawem bluzy. — Nie chcę cię
słuchać! — dodałam, widząc, że ma jeszcze coś do powiedzenia. — Nie obchodzisz
mnie w żadnym stopniu, a za zaproszenie na obiad, szczerze podziękuję —
wysyczałam w jej kierunku.
Widząc jednak rosnące zainteresowanie ludzi i
ochrony, która łypała na nas groźnie, wzięłam trzy głębokie oddechy i
nakazałam:
— Wychodzimy na zewnątrz.
Poszli za mną jak dwa potulne, skruszone baranki.
Kiedy wreszcie miałam pewność, że w pobliżu nie będzie zainteresowanych, a poza
tym nikomu nie przeszkadzamy, zaczęłam znowu:
— Słucham? — Wbiłam w Thomasa palące spojrzenie,
całkowicie ignorując Kristinę, która w swojej ładnej, acz krótkiej sukience,
trzęsła się wyraźnie z zimna. Thomas na tyle był zszokowany całą sytuacją, że w
ogóle nie zwrócił na blondynkę uwagi albo bał się, iż znowu dostanie porządnie
w twarz.
— To ona mnie pocałowała — powiedział wreszcie patrząc
na blondynkę, która ani śmiała się odezwać. — Natknąłem się na nią, a ona bez
ostrzeżenia rzuciła się mi na szyję i pocałowała.
— A ty wspaniałomyślnie się zaangażowałeś —
prychnęłam, nie potrafiąc powstrzymać rozbawienia.
— Nie oddałem pocałunku — zaprzeczy gorączkowo. —
Gdybyś się uważniej przyjrzała, to nie wyciągnęłabyś takich wniosków.
— Jesteś bezczelny! — oburzyła się.
— Być może, ale to prawda — odparł po chwili ciszy. —
Nigdy bym cię nie zdradził. Kocham cię.
— Jakże uroczo — powiedziałam z ironicznym
uśmieszkiem na twarzy. — Czemu w takim razie nie odepchnąłeś jej, tylko
pozwalałeś się całować?
— Za nami była ściana, gdybym ją odepchnął, to
mógłbym Kristinę uszkodzić.
— Szlachetnie — odpowiedziałam z fałszywą
uprzejmością oraz spokojem. — Nienawidzę cię — wycedziłam przez zęby, chciałam
uciec, ale gwałtownie i mocno złapał mnie za ramię. Bolało tak bardzo, że
musiałam syknąć.
— Nigdzie nie pójdziesz — odparł ostrym tonem. — To
nie była moja wina, nie chcę, żebyś teraz robiła sceny! Gdybym cię nie kochał,
to bym cię zostawił, to chyba oczywiste.
— O tak, jesteś już na dobrej drodze do zostawienia
mnie — znów wskazałam na blondynkę.
— Żałuję tego, co się stało, naprawdę. Kocham tylko
ciebie — zaczął znowu, starając się do mnie jakoś zbliżyć, ale jego dwa kroki
do przodu, skutkowały moimi trzema w tył, więc zaprzestał prób.
— On mówi prawdę, to moja wina. Nie wiedziałam, że
nie jest tu sam.
— Wyście oboje upadli na głowę!
Miałam kompletny mętlik w głowie. Nie wierzyłam za
bardzo w to, co się przed chwilą stało, chciałam z tego powodu śmiać się z
niedowierzania, płakać z bólu serca i wrzeszczeć w akcie gniewu, wszystko na
raz. Z drugiej jednak strony wiedziałam, iż nie mam na to wystarczająco dużo
sił, bo jestem zmęczona całym światem. Westchnęłam więc po raz kolejny i po
prostu odeszłam spokojnym krokiem, zostawiając ich nieco skołowanych.
— Widzimy się i tak w domu! — krzyknął za mną, a ja
mogłam jedynie przekląć w duchu i przyznać temu dupkowi rację. Nie miałam za
bardzo dokąd pójść. Jego słowa brzmiały jak groźba, co poskutkowało o u mnie
przyspieszonym biciem serca. On nie był zdecydowanie normalny.
***
Szłam pewnym, dość szybkim krokiem prosto przed
siebie. Zanim udam się do domu, postanowiłam się przejść. Nie przeszkadzało mi,
że było bardzo ciemno, bo dochodziła dwudziesta trzecia, a na początku marca
dość szybko zapadał zmrok. Uliczne latarnie pomogły mi zachować widoczność, a
żeby się nie zgubić, szłam cały czas prosto, bez żadnych zakrętów. Nie myślałam
teraz o żadnych zboczeńcach, psychopatach, czy pijakach, gotowych napaść na
mnie w nocy. Właściwie byłam tak wściekła oraz rozgoryczona, że śmierć wydawała
się całkiem wesołym rozwiązaniem. Czułam, jakby faktycznie Thomas przełamał mi
serce na pół. Jego tłumaczenia okazały się idiotyczne. Nie wiedziałam zresztą,
czy w takich sytuacjach istniały jakieś dobre, wiarygodne wyjaśnienia.
Znów poczułam łzy na swoich policzkach, a oczy
zaczęły mnie cholernie mocno piec. Przystanęłam na chwilę, aby przetrzeć je
rękawem, co niewiele pomogło. Stanęłam pod jedną z ulicznych latarń, opierając
się o nią całym ciałem. Smugi czarnego tuszu, ubrudziły mi paskudnie rękaw.
Parsknęłam wściekle podwijając obydwa rękawy, po czym zjechałam powoli na dół,
siadając na zimnym, brudnym chodniku.
Zlękłam się jednakże, widząc ciemną postać, zmierzającą
w moim kierunku prosto z naprzeciwka. Wstałam szybko na równe nogi, czekając z
bijącym sercem. Chciałam uciec, ale odniosłam wrażenie, że stopy po prostu
wrosły mi w chodnik. W świetle latarni, ujrzałam twarz nieznanej postaci. Była
to kobieta.
Krótkowłosa blondynka z soczyście zielonymi
tęczówkami, sporą blizną na policzku, niewielkim trądzikiem, zaczęła bezczelnie
pożerać mnie wzrokiem. Na oko miała tyle samo wzrostu oraz lat co ja. Miała
także podobną minę, co sugerowało, że ten wieczór również dla niej nie zaliczał
się tych udanych. Po dłuższych oględzinach doszłam do wniosku, że to ta sama
dziewczyna, która towarzyszyła Freitagowi w czasie wypadku samochodowego. Nie
wyglądała już na tak wystraszoną i słabą jak wczoraj. Nie była także zdziwiona
moim widokiem.
Podchodziła coraz bliżej, a gdy znalazła się kilka
centymetrów ode mnie, chciałam się przywitać, lecz nie zdążyłam. Blondynka
przyłożyła mi z pięści w nos, aby w następnej kolejności dać mi z liścia oraz
przyłożyć kolanem w brzuch. Nie wiedziałam zbytnio co się dzieje. Metaliczna,
szkarłatna ciecz, dostała mi się do ust, ściekając z nosa, a moja bluza
ubrudziła się nią dość porządnie. Zgięłam się w pół, odnosząc wrażenie, że
kobieta znokautowała wszystkie moje wnętrzności.
— Nienawidzę cię, odkąd się dowiedziałam, że w ogóle
istniejesz! — krzyknęła nade mną i pociągnęła mnie za włosy.
Tego było za wiele. Naparłam na nią całym ciałem,
resztką sił wypychając na brudną, ale cichą ulicę. Usłyszałam jak krzyknęła
głośno z bólu, obijając się plecami o asfalt. Podbiegłam do niej wówczas szybko
i łapiąc za fraki, rzuciłam z powrotem na chodnik. Będą siniaki, oj będą!
Widziałam jak wzbiera w niej wściekłość, podniosła się szybko z chodnika z
zamiarem wyrwania mi wszystkich włosów. Zanim jednak to się stało, uderzyłam ją
w twarz, tak mocno, iż upadła. Chciałam ją kopnąć w brzuch, ale zanim to
zrobiłam zdążyła złapać mnie za kostkę i posłać brutalnie na dół.
— Kim ty kurwa jesteś?! — krzyknęłam, starając się
ją z siebie zrzucić.
— Twoją siostrą bliźniaczką dziwko!
Byłam zupełnie zszokowana. W pierwszej chwili miałam
wrażenie, że się po prostu przesłyszałam. Dziewczyna przestała mnie na moment
okładać pięściami, najwyraźniej chcąc, aby to do mnie dotarło.
— Marta? — spytałam zaskoczona, cały czas obserwując
jej twarz w świetle latarni. Jej uścisk znacznie zelżał, a oczy naszły łzami.
Bardzo starała się je powstrzymać, ale i tak zaczęły kapać mi one na bluzkę.
Siedziała na mnie okrakiem i po prostu płakała, a ja nie miałam siły zrzucić
blondynki ze swojego ciała.
— Nie mów tak do mnie — rozkazała, znów sprzedając
mi liścia, aż moja głowa odskoczyła, boleśnie uderzając w chodnik.
— Możemy porozmawiać — poprosiłam słabym głosem,
czując, jak bardzo przetarty mam prawy policzek. Na pewno leciała mi z niego
krew.
— O niczym nie będziemy rozmawiać! — warknęła. —
Jakim prawem w ogóle dotknęłaś Gregora?! Jakim prawem tak to wszystko
skomplikowałaś?!
Nie wytrzymałam. Musiałam również uderzyć ją w nos.
z całej siły. Dziewczyna zleciała ze mnie bezwładnie, lądując na chodniku. Słyszałam
jednak ogłuszający trzask, jaki powstał, gdy uderzyła tyłem głowy o chodnik.
Była nieprzytomna.
Ja ją chyba zabiłam.
_____
Kolejny rozdział do was leci. Piszę je na bieżąco, ale dzięki wam mam ochotę cały czas pisać. Po zobaczeniu statystyk serduszko rośnie ♥
Fantastyczny rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnej części. Czy Wiktoria będzie z Gregorem? Szczerze im kibicuję :)
OdpowiedzUsuńnowość także u mnie: http://i-just-want-you.blog.pl/
Cudowny rozdział, oby tak dalej !
OdpowiedzUsuńNo po prostu nie wierzę. Jak Thomas tak mógł?
I do tego jeszcze siostra bliźniaczka. Szkoda mi Wiktorii. Cierpi przez wszystkich. Prawie od nikogo nie ma wsparcia :(
Czekam na następny i weny życzę :*
no nieźle, rozdział cudny jak zawsze! siostry poznały się w ciekawych okolicznościach, czekam na kolejny wpis. pozdrowienia. xx
OdpowiedzUsuńCzytam to opowiadanie 3 raz i chyba przeczytam czwarty!
OdpowiedzUsuńKocham Cię, za to! Haha
No i czekam na next ;*
P.S. W wolnych chwilach zapraszam do mnie, dopiero zaczynam :/
I-believe-will-be-okay.blogspot.com
Szczere opinie, mile widziane :)
Świetne, czy bys mogła mogła mnie infotmować u mnie na blogu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;* i zapraszam do mnie ;)
http://my-life-is-written-in-my-pen.blogspot.com/
http://przeznaczenie-fly.bloog.pl/?_ticrsn=5&smoybbtticaid=61499c Zapraszam ! Masz świetne opowiadanie ! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na dwójkę ;)
OdpowiedzUsuńhttp://my-life-is-written-in-my-pen.blogspot.com/
Witam!
OdpowiedzUsuńInformuję, że nominowałam Cię do nagrody "The Liebster Award". Więcej szczegółów znajdziesz tutaj: http://gdybys-tu-byl.blogspot.com/p/the-liebster-award.html
Hej!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards :*
Więcej szczegółów tutaj :) http://dziekujezakazdachwile.blogspot.com/p/libster-award.html