W szpitalu nie spędziłam zbyt dużo czasu. Po zdjęciu
wszystkich opatrunków oraz naprawieniu skręconej kostki, opuściłam to przytłaczające miejsce. Nie chciałam
czekać, aż Marta się obudzi, jeśli w ogóle. Było mi bardzo przykro i pragnęłam
wyjaśnić całą sytuację, porozmawiać z nią, ale ona nie wydała mi się zbyt
przyjaźnie nastawiona. Nie mam pojęcia jakie życie prowadziła z ludźmi, którzy
ją porwali, ale wątpię, żeby było ono takie, jakie sobie wymarzyła. Nie mogłam
zapomnieć, że przecież dziwnym zbiegiem okoliczności Marta okazała się pierwszą
dziewczyną Gregora.
Gregor. Zawsze, kiedy pojawiał się w moich myślach,
czułam się niezwykle dziwnie. Ta chora sytuacja z nim w roli głównej
doprowadziła mnie do punktu, w którym znajdowałam się wówczas. Niewykluczone,
iż znajomość z nim uświadomiła mi w pewnym stopniu, że Thomas okazał się
zwykłym zauroczeniem. Teraz pozostałam
sama, w pełni świadoma, że wszystko z Morgensternem zostało definitywnie
zakończone.
Westchnęłam głośno, ostatni raz zerkając na salę i
udałam się do recepcji po wypis. Kiedy rozmawiałam już z recepcjonistką,
zaczepił mnie znajomy lekarz.
— Bardzo proszę pozostawić nam kontaktowy numer — zaczął, spoglądając na
mnie uważnie. — Poinformujemy panią o każdym stanie zdrowia pani siostry.
Nie byłam całkiem pewna, czy to taki dobry pomysł,
ale bez słowa pokiwałam głową i zapisałam swój prywatny numer w miejscu, który
wskazał mi lekarz. Pożegnałam się uprzejmie, a następnie wyszłam z budynku.
Okazało się, że leje jak z cebra, a ja w ciągu
pięciu sekund przesiąkłam do suchej nitki. Zebrało mi się na płacz. Nie
kontrolując zbytnio swoich reakcji, poczułam, jak słone łzy mieszają się na
mojej twarzy z zimnym deszczem. Przeklęłam w duchu i wydałam ostatnie swoje
oszczędności na obskurną taksówkę.
Jest tylko jedno miejsce do którego mogłam się
obecnie udać i niezbyt mi się to podobało. Wiedziałam, że jeśli Thomas wyrzuci
mnie teraz z mieszkania, dzisiejszą noc spędzę pod mostem, jakże uroczo.
Kiedy dojechałam na miejsce, wcisnęłam taksówkarzowi
w garść ostatnie pieniądze i mając nogi jak z waty, podeszłam do metalowej
bramki. Okazała się otwarta, a Thomas czekał na mnie z szeroko otwartymi
drzwiami. Widziałam wyraźnie jak krople wpadają do środka mocząc podłogę w
przedpokoju.
— Nie masz teraz dokąd pójść, co? Wiedziałem, że
wrócisz.
— Daj mi spędzić tu ostatnią noc, a jutro już mnie
nie będzie — odpowiedziałam szorstko i przecisnęłam się w drzwiach. Słyszałam
jak Thomas śmieje się szyderczo pod nosem, a następnie głośny trzask zamykanych
drzwi.
— Kto jest twoim wybawcą, jeśli można spytać?
— Wellinger
Na dźwięk tego nazwiska skoczek skrzywił się, jakby
właśnie zjadł cytrynę, a jednocześnie wydawał się mocno zaskoczony.
— Kolejny skoczek z którym masz romans?
Musiałam się zaśmiać mimo woli.
— Wellinger jest chłopakiem Magdy, mojej koleżanki.
Powinieneś ją pamiętać. Po dość długim czasie odezwała się do mnie i
zaoferowała pomoc, gdy usłyszała o mojej sytuacji. Zresztą nie czuję się w
obowiązku wszystkiego ci tłumaczyć.
Mówiłam prawdę. Ku mojemu zaskoczeniu Magda
zadzwoniła dwa dni temu z nowego numeru i zaczęła gorączkowo się tłumaczyć,
dlaczego musiała na jakiś czas zerwać ze mną wszelkie kontakty. Okazało się, że
Magda i Andreas zeszli się całkiem niedawno, a wyżej wymieniona para chciała
mnie i Thomasa odwiedzić, ponieważ Niemiec na jakiś czas musi przyjechać do
Austrii. Po przedstawieniu całej obecnej sytuacji, Magda zapewniła, że nie może
mnie zostawić samej. Byłam bardziej niż wdzięczna.
— Masz więcej szczęścia niż rozumu — zawyrokował
blondyn, przyglądając mi się uważnie. — Szczerze sądziłem, że udasz się do
swojego kochasia.
— Ty byłeś moim kochasiem — sarknęłam, siadając na
kanapie w salonie. Thomas niczym cień podążył za mną.
— Uważam, że dalej powinienem nim być, bo przecież
nic takiego JA nie zrobiłem — podkreślił, siadając tuż obok. Musiałam się
mimowolnie odsunąć.
— Zrobiłeś i to bardzo wiele. Skoro tak ci Kristina
odpowiada, to ja już nie będę ci na drodze stać. Lepiej się to zakończy dla
niczemu winnej Lily.
Czułam, jak wszystkie jego mięśnie się napinają, Był
bardziej niż wściekły, a ja w jednej chwili straciłam ochotę do patrzenia
blondynowi w oczy. Potrafił naprawdę wywołać we mnie strach. W porównaniu z nim
byłam doprawdy maleńka oraz krucha. Mógłby mi zgnieść wszystkie kości, gdyby
tylko taki pomysł zrodził się w jego głowie. Nie wiedząc za bardzo co dalej
powiedzieć, uznałam, iż najlepiej wstać i udać się pod prysznic, bo deszcz
powoli zaczął ściekać ze mnie i wsiąkać w materiał kanapy.
Kiedy wstałam Thomas jednak bardzo mocno złapał mnie
za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, upadłam na jego kolana.
— Mnie nie traktuje się w ten sposób. Dobrze wiesz o
tym. Poza tym złożyłaś mi pewną obietnicę, pamiętasz?
— Pamiętam, ale jesteś nienormalny, jeśli sądzisz,
że dotrzymam jej w takich okolicznościach. Zdradziłeś mnie, nie sądzisz, że
jest to wystarczający powód do odejścia?
— Nie zdradziłem cię i nie ja ją pocałowałem —
warknął. — Ile jeszcze razy mam ci to powtarzać?
— Już więcej nie musisz, a teraz wybacz, ale chcę
iść do łazienki — odparowałam, znów starając się wstać, ale ten trzymał mnie
mocno.
— Puść mnie natychmiast, bo zostaną mi siniaki —
krzyknęłam wściekle i zaczęłam się wyrywać.
— Jak sobie życzysz — odpowiedział i z całej siły
pchnął mnie na stolik.
Kubek oraz półmisek z ciastkami, które znajdowały
się na stole, rozbiły się z głośnym brzdękiem o ziemię, a ja poczułam, jak coś
ostrego i kruchego wbija mi się w pierś. Syknęłam mimowolnie, starając się
przybrać pozycje stojącą.
— Od kiedy myślisz o Gregorze?! — zapytał ze
złością. — To jego sobie wyobrażałaś, kiedy cię pieprzyłem?!
Zaczęło szumieć mi w uszach. W pierwszej chwili nie
byłam w ogóle w stanie zrozumieć co się dzieje oraz co on do mnie mówi.
Wydawało się to całkowicie nierealne. Nie mogłam się jednak dłużej nad tym
zastanawiać, bo Thomas wstał szybko z kanapy i pociągnął mnie gwałtownie z tyłu
za kaptur bluzy. Chcąc nie chcąc, musiałam spojrzeć mu w oczy.
— Coś ty sobie do kurwy nędzy ubzdurał?!
— Ja sobie ubzdurałem? Ja?! Nie bądź śmieszna. Skoro
tak ci kurwa było źle tutaj, to trzeba było razem z nim do tego psychiatryka
się udać!
— Nie zerwałam z tobą dlatego, żeby iść do Gregora,
idioto. Czemu w ogóle sądzisz, że coś do niego czuję?
— Lubisz zgrywać debilkę, to nie ulega wątpliwości.
Ale ja sobie nie dam przyprawiać rogów.
— Kompletnie ci odbiło i puść mnie do jasnej
cholery!
W momencie w którym znowu zaczęłam się wyrywać,
Thomas kompletnie stracił cierpliwość. Nie zdążyłam nawet zarejestrować momentu
uderzenia, ale kilka sekund później poczułam, jak piekielnie pali mnie policzek,
a głowa odleciała w prawą stronę. Kiedy doszłam do siebie na tyle, aby spojrzeć
mu w twarz, zobaczyłam malujące się na niej przerażenie i niedowierzanie.
— Boże, ja przepraszam — szepnął. — Ja nie wiem jak
to się stało, ja bym NIGDY nie zrobił ci krzywdy.
— Właśnie zrobiłeś! — krzyknęłam na całe gardło i
pragnęłam uciec, ale znów mnie przytrzymał. — Puść mnie wreszcie, kurwa!
Nie puścił. Zamiast tego otoczył mnie ramionami i
mocno do siebie przytulił. Emocje tak się we mnie nagromadziły, że wybuchłam
płaczem w jego białą koszulkę z krótkim rękawem. Cała się trzęsłam, a on tylko
cały czas szeptał "przepraszam" i zaczął głaskać po głowie.
— Uspokój się, błagam. Już nigdy nie podniosę na
ciebie ręki, przysięgam.
Przestałam płakać po jakiś dwóch minutach.
Spojrzałam mu w oczy pełna strachu. Nie poznawałam go w tamtym momencie i
wydawał mi się bardziej odległy niż kiedykolwiek wcześniej. Ten związek
przetrwał tylko trzy miesiące. Wyobrażałam sobie całkowicie coś innego.
— Kilka razy dochodziłam do wniosku, że jednak do
siebie nie pasujemy, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że kiedyś naprawdę
mnie uderzysz i skrzywdzisz — wychrypiałam.
— Nie panowałem nad swoimi odruchami, przepraszam.
Proszę cię jedynie o szczerość — mówił już spokojniej. — Od kiedy myślisz o
Gregorze? Czy kiedykolwiek miałem cię tylko dla siebie?
— Masz jakąś paranoję — zmarszczyłam brwi,
przyglądając się Thomasowi z uwagą. — Nie zaczęłam o nim myśleć i wcale cię z
nim nie zdradzam.
— Jak wolisz — dał za wygraną. — Przygotuję ci
osobny pokój.
***
Stała przy oknie i niecierpliwie wpatrywała się w
parking, znajdujący się za oknem. Powinien już być, ale jednak spóźniał się już
ponad godzinę czasu. Zaciągnęła się po raz ostatni i wrzuciła resztki peta do
popielniczki. Była w ciąży, a mimo wszystko paliła w stresujących sytuacjach.
Przeklęła w myślach i wycofując się z kuchni, zajrzała do pokoju matki.
Spała spokojnie jak anioł. Miała już bardzo mało
siły. Sandra wątpiła, żeby zostało jej wiele czasu. Nie chciała tego za nic w
świecie, przecież kochała swoją mamę tak samo jak Wiktoria, może nawet
bardziej, przecież się nią opiekowała ze wszystkich sił, a siostra co?
Jak zawsze lepsza i
wszystko jej było wolno, teraz pewnie zabawiała się w najlepsze ze swoim
Morgensternem i wszystko miała w dupie. Zawsze w oczach Sandry Wiktoria była
erotomanką, a w dodatku ulubienicą rodziców i nauczycieli. Zazdrościła jej
sukcesów i powodzenia w życiu. Kiedy Sandra wreszcie wyszła za Gregora,
Wiktoria oczywiście odbiła jej faceta i nic sobie z tego nie robiła. Starsza
siostra zawsze wygrywała na każdej płaszczyźnie.
Blondynce zachciało
się płakać, ale kiedy oczy się zaszkliły, usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko
otarła powieki grzbietem dłoni i starała się uśmiechnąć promiennie. Za drzwiami
tak jak się spodziewała stał Krzysiek Miętus.
— Witaj kochanie,
stęskniłam się — szepnęła mu do ucha oraz przytuliła z całej siły. — Dlaczego
się spóźniłeś? — spytała składając na ustach chłopaka szybkiego całusa.
— Korki — uciął
krótko. — Jak się ma nasz maluszek? — spytał z uśmiechem na twarzy.
— Chyba dobrze — powiedziała niepewnie. — Ciągle
rośnie. Chodź zaparzę ci herbaty — powiedziała i pociągnęła chłopaka za rękaw.
Krzysiek usiadł na krześle obok stołu bez cienia
protestu i obserwował, jak blondynka wyjmuje szklanki.
— Jak mama? — spytał powoli nie będąc pewnym, czy to
dobre pytanie. Sandra była bardzo wrażliwa, zwłaszcza teraz w ciąży.— Jest jej
choć trochę lżej?
— Szczerze to nie wiem — mruknęła, nie odwracając
się nawet w jego stronę. — Mówi, że jest okej i nic ją nie boli, ale myślę, że
po prostu nie chce mnie martwić.
— Nie wiem co powiedzieć.
— Nie musisz — odpowiedziała, kładąc na stole dwie
szklanki i usiadła tuż obok chłopaka. — Zrobiłeś to, o co cię prosiłam?
— Tak, ale myślę, że będą przez to kłopoty.
— Przesadzasz. Nikt się przecież nie dowie —
bagatelizowała. — Dziękuję, że to dla mnie robisz.
— Dla ciebie wszystko — odpowiedział, po czym złapał
ją za rękę.
Od zawsze marzył, żeby założyć rodzinę. Jeszcze rok
temu był pewien, że to życzenie jest prawie zrealizowane. Oczywiście coś
musiało wyjść nie tak i jego dawna narzeczona zamiast jego ukochanej Antosi,
urodziła czarnoskórego chłopczyka. Krzysiek był tak wściekły, że myślał, iż
zabije Agnieszkę jeszcze w szpitalu. Nie miał ochoty słuchać tłumaczeń tej zdradzieckiej
suki, więc zwyczajnie opuścił placówkę bez słowa, nie odbierał telefonów, a
obraz czarnoskórego dziecka niemal całkowicie zamazał się przez ten cały czas w
pamięci Miętusa.
On i Sandra znali się oczywiście z wesela
dziewczyny, ale ponownie ich drogi skrzyżowały się w jednej z popularnych
dyskotek. Pogadali się, pośmiali, popili, potańczyli. Generalnie znaleźli
wspólny język. Oboje na swój sposób zostali zranieni. Wiedział dobrze, jak
Sandrę bolało, odbicie męża przez siostrę. Był to swojego rodzaju dowód, że
Wiktoria zawsze miała to, czego pragnęła, A Sandra? No cóż, urodziła się po
prostu pod złą gwiazdą, jak Krzysiek. Oboje zdradzeni.
Ich znajomość pędziła w zastraszającym tempie. Zanim
poszli do łóżka byli wspólnie na pięciu randkach. Los chciał, że Sandra zaszła
w ciążę niemal od razu i teraz chodziła z dość pokaźnym brzuszkiem.
Krzysiek nie chciał się migać od odpowiedzialności,
wręcz przeciwnie, cieszył się, że może założyć rodzinę z kimś, kto okazał się
mu bardzo bliski. Sandra i on rozumieli się niemalże bez słów. Nie zmieniło to
jednak faktu, że Miętus został przekonany do wykonania pewnych zadań, w zamian
za kolejną próbę założenia rodziny.
— Cieszę się, że tak mówisz — zaświergotała i
nachyliła się, aby powtórnie go pocałować, tym razem znacznie namiętniej.
— Może odpuściłabyś w końcu siostrze?
Sandra zmarszczyła brwi.
— Myślisz, że to wystarczy? — spytała zaskoczona. —
Nakierowałeś Martę na Gregora, tak jak prosiłam?
— Tak.
— Informowałeś o wszystkim Richarda i Patryka?
— Tak.
— Potrąciłeś Darię?
— I tutaj mamy problem. Ona mnie chyba widziała.
Sandra nie wyglądała na zmartwioną. Puściła szyję
ukochanego, wróciła na swoje miejsce, po czym napiła się spokojnie herbaty.
Przez chwilę trwali w ciszy, aż wreszcie odezwał się skoczek.
— Nie chcę robić już nic ryzykownego — poinformował.
— Niezależnie od tego co sądzisz. Chcę być w przyszłości z tobą i naszym
dzieckiem, a nie w więzieniu.
— Przynajmniej wszyscy ci za to płacili, możemy za
niedługo zamieszkać w jakimś pięknym jednorodzinnym domu — rozmarzyła się. —
Nie mogę się już doczekać. Nie musisz już nic robić — stwierdziła.
Krzysiek odetchnął z ulgą.
— Wizja takiej przyszłości faktycznie jest cudowna —
odpowiedział. — Chodź tu do mnie, chcę cię porządnie wyściskać — powiedział z
uśmiechem na ustach, wyciągając ręce w jej kierunku.
Sandra nie zgłosiła żadnego sprzeciwu. Teraz
naprawdę była zakochana.
***
Dominika do tej pory nie potrafiła uwierzyć w słowa,
które padły z ust kuzynki. Razem z Kubą dopytywali Darię czy jest pewna tego,
co widziała. Z każdym takim pytaniem coraz bardziej się jednak wahała. Wreszcie
zdecydowali nie dyskutować o tym, zanim Tondelewicz nie wróci do pełni sił.
Kuba i Dominika towarzyszyli Darii w szpitalu jeszcze kilka dni, ale okazało
się, że potrącenie nie było jedynym problemem dziewczyny.
— Powiedział pan, że brak czucia wkrótce minie oraz
zdarza się przy śpiączkach — powiedziała spanikowana.
— Jak dobrze pani wie, byliśmy zmuszeni zrobić
operację mózgu, ponieważ pani stan okazał się krytyczny. Kierowca jechał z
zawrotną prędkością, powodując naprawdę wiele obrażeń.
— Niech pan mówi konkretnie! — krzyknęła mimo woli,
a do jej oczu podeszły łzy. — Kiedy zacznę chodzić?! Kiedy poczuję własne
nogi?!
Kuba wraz z Dominiką stali zszokowani kilka metrów
dalej, opierając się o ścianę. Bardzo chcieli usłyszeć, co lekarz ma Darii do
powiedzenia i kiedy dziewczyna powróci do pełnej kondycji.
— Tego nie wiemy... — zawahał się. — Możliwe, że
nigdy. Nie mogliśmy nic więcej zrobić. Zależało nam na uratowaniu pani życia.
W sali zapanowała martwa cisza przez kilka minut.
Dominika zdziwiła się, ale większy szok i niedowierzanie ujrzała w twarzy Kuby
aniżeli Darii. Dziewczyna natomiast sprawiała wrażenie zamyślonej, jakby
dopiero teraz powoli zaczynała rozumieć całą sytuację. Dominika nie wiedziała
co wówczas zrobić oraz co powiedzieć. Dla lekarza, to także nie była komfortowa
sytuacja.
— Możliwe, że dzięki długotrwałej intensywnej
rehabilitacji zacznie pani funkcjonować normalnie, ale to nie jest pewne —
próby pocieszenia przez lekarza okazały się marne.
— Ekstra — wymamrotała wreszcie. — Żyję, ale co to
będzie za życie — mówiło ledwo dosłyszalnie. — Dziękuję za wszystko. Kiedy będę
mogła wyjść? — Daria skierowała pytający wzrok na lekarza, który powoli
odzyskiwał rezon.
— Pani stan jest stabilny, ale zalecałbym jeszcze
tydzień obserwacji — odpowiedział.
— Czy moje życie jest jeszcze zagrożone?
— Nie, na szczęście nie. Zabieg przebiegł całkowicie
pomyślnie. Krwiak został w całości.
Daria ze zrozumieniem pokiwała głową i wbiła swoje
nieprzeniknione spojrzenie w Dominikę, która w jednej chwili poczuła, jak
spinają się wszystkie mięśnie w jej ciele. Powinna teraz coś powiedzieć? Coś
zrobić? Jeśli tak to co? Blondynka przerwała kontakt wzrokowy i wbiła wzrok w
starszego z braci Kot.
— Jakby czegoś pani potrzebowała, proszę wezwać
pielęgniarkę — lekarz ponownie przerwał niezręczną ciszę, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Nikt się do niego już nie odezwał.
Dominika wraz z Kubą oderwali swoje plecy od ściany,
po czy powolnym krokiem podeszli do łóżka Darii. Blondynka widziała z daleka
pierwsze łzy, które zaczęły spływać po policzkach kuzynki. Sama poczuła, jak
gardło się jej zaciska, a oczy zaczynają piec. Nie zastanawiając się zbyt dużo,
pokonała ostatnie metry biegiem i rzuciła się Darii na szyję.
Obie zaczęły płakać rzewnie, a Kuba Kot miał
niejasne wrażenie, że w jakiś sposób nie pasuje do tego obrazka, więc ponownie
się wycofał, nie mówiąc ani słowa. Uznał, że najlepiej zostawić je same, więc
wyszedł niepostrzeżenie z pomieszczenia, po czym mimo obietnicy danej
blondynce, poczuł, że musi szybko zapalić i zadzwonić przy okazji do brata.
Maciek opuścił ich w chwili kiedy musiał udać się na
dalsze zawody w pucharze. Mimo że sezon się skończył, jego brat nie wrócił już
do Darii i w ogóle stracił całe zainteresowanie. Kuba pomyślał, że Maciek
zrobił to ze względu na dalsze bezpieczeństwo dziewczyny, a nie dlatego że mu
nie zależało. Teraz jednak zaczął mieć wątpliwości i miał żal do brata, że
zachował się w ten sposób, nawet się z Darią nie żegnając.
Wyszedł na zewnątrz szpitala i niemal od razu poczuł
silny powiew wiatru. Jak na połowę kwietnia pogoda okazała się dość kapryśna i
dominowały zimne temperatury. Na rękach chłopaka pojawiła się gęsia skórka, ale
mimo tego odpalił papierosa i zaciągnął się mocno. Następnie wyjął telefon z
kieszeni spodni.
— Maciek? — zapytał niepewnie Kuba, gdy ktoś odebrał
połączenie. — Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
Po drugiej stronie na moment zapadła cisza.
— Maciek obecnie bierze prysznic, coś przekazać? —
usłyszał kobiecy, całkowicie nieznany głos.
— Kim jesteś? — spytał zdziwiony, choć w głębi duszy
wiedział, iż zna już odpowiedź.
— Dziewczyną Maćka, sądzę, że niebawem się poznamy —
odpowiedziała.
— Aha — odparł tępo. — Nie przekazuj mu niczego.
— Jak chcesz — powiedziała obojętnie.
Kuba rozłączył sie bez pożegnania i w całkowitej
ciszy dokończył palenie papierosa. Nie spodziewał się takiego zachowania ze
strony brata, ale jednak to było całkowicie jego życie, prawda? A on nie
powinien ingerować, nawet jeśli łączyło ich bardzo bliskie pokrewieństwo. Kuba
westchnął ciężko, po czym znowu udał się do drzwi szpitala.
— Przepraszam bardzo, jesteś Kuba Kot? — usłyszał za
swoimi plecami, więc natychmiast się odwrócił.
— Tak, to ja — uśmiechnął się.
— Mogę autograf? — spytała zadowolona. — Dla
Pauliny.
***
Skoczek westchnął ciężko w momencie, w którym
wrzucił ostatnią rzecz do walizki i zapiął ją. O dziwo bagaż zaniechał walki,
zamykając się bez większych problemów, co zdarzało się doprawdy rzadko. Nie
mógł doczekać się wyjazdu z tego miejsca, choć wiedział, że będzie cholernie
tęsknił za Trevorem. Dziwny gość, ale fajny i tylko z nim udało mu się na dobrą
sprawę zaprzyjaźnić.
Kiedy już wszystko było gotowe, zostawił swoje
rzeczy przy łóżku i udał się biegiem na wyższe piętro, aby ostatni raz pożegnać
się z kolegą. Mimo że nie okazał się zbyt rozmownym i towarzyskim człowiekiem,
kilka osób klepnęło go po ramieniu i życzyło powodzenia. Cały zakład wiedział,
że dziś wychodził.
W chwili, w której stanął przed drzwiami zapukał
niecierpliwie, Drzwi otworzyły się niemal od razu.
— Cześć, wchodź — powiedział z uśmiechem Trevor.
— Nie będę długo.
— Wiem — kiwnął lekko głową. — Ja dalej tu tkwię. W sumie można się
przyzwyczaić. Byłem tu długo przed tobą i będę długo po tobie — westchnął,
zamykając drzwi.
Gregor rozejrzał się po pomieszczeniu. Bywał bardzo
często w pokoju Trevora, wyglądał niemal identycznie jak jego; pojedyncze
łóżko, szafka nocna z lampką, małe biurko, szafa na ubrania oraz całkowicie
białe, nagie ściany. Mimo dość surowego wystroju skoczek polubił swoje
dotychczasowe lokum.
Kiedy przestał się rozglądać, niezgrabnie usiadł na
łóżku i poczekał, aż Trevor uczyni to samo.
— Możesz być pewny, że będę często pisał — obiecał.
— Kiedy natomiast znajdę się w pobliżu, z pewnością cię odwiedzę.
— Dzięki — zaśmiał się nerwowo. — Też cię polubiłem.
Właściwie jesteś jedną z niewielu osób, z którymi udało mi się zakolegować —
przyznał szczerze. — Jestem raczej nieufny w stosunku do ludzi. — Chcesz soku,
zostało mi jeszcze trochę — zreflektował się.
— Nie, dzięki. Zaraz będę musiał się zbierać. Muszę
jeszcze tylko odebrać wypis. Auto już na mnie czeka.
— Szczęściarz z ciebie. Ja nigdy nawet nie miałem
okazji, żeby zrobić prawo jazdy.
— Kiedyś na pewno stąd wyjdziesz. — Gregor nie za
bardzo wiedział, jak pocieszyć przyjaciela w tej sytuacji. Gdyby on sam miał
spędzić tutaj lata, jeszcze bardziej by zwariował.
— Kiedyś będę musiał — skrzywił się. — Z tej okazji
chyba urządzę przyjęcie — zaśmiał się ironicznie. — Czuj się zaproszony.
— Bardzo mi miło — też się zaśmiał.
— Co teraz zamierzasz?
Gregor obawiał się tego pytania, bo tak naprawdę sam
do końca nie miał pewności, co los mu przyniesie. Może powinien od razu udać
się pod adres napisany na kopercie i pojechać do Wiktorii? Dowiedzieć się, co
ją zatrzymało? W sumie nie uznawał tego za jakiś kompletnie zły pomysł. Z
drugiej strony wypadałoby jednak ogarnąć własne mieszkanie. Mieszkanie, o
którym raczej niewiele ludzi miało pojęcie.
— Nie wiem — mruknął. — Na pewno postaram się
powrócić do skakania. Nie chciał bym jeszcze kończyć kariery. Mimo że mamy
kwiecień, to ten puchar mogę jeszcze spisać na straty, ale kto wie? Może uda
się w kolejnym nabrać formy i mnie przyjmą.
— Na pewno, jesteś przecież świetny.
Schlierenzauer zaśmiał się.
— Nie widziałeś ani jednych zawodów. Skąd możesz to
wiedzieć? — spojrzał na mężczyznę pytającym wzrokiem.
— Na pewno mam rację. Sam mówiłeś, że dwukrotnie
wygrałeś cały sezon. No a poza tym pięćdziesiąt zwycięstw piechotą nie chodzi
— Dzięki, że we mnie wierzysz — odparł Gregor.
— Gdzie się teraz udasz?
Szatyn pomyślał chwilę.
— Udam się chyba pod adres, z którego otrzymałem
list.
— Dalej żadnych znaków życia? — spytał ze
współczuciem w głosie.
— Żadnych, niestety. Dlatego sam muszę się
zorientować w sytuacji. Napiszę do ciebie list, jak już wszystko się wyjaśni —
obiecał, a następnie wstał z łóżka. Zaraz za nim podniósł się Trevor. — Będę
się już zbierał — powiedział wzdychając.
— Powodzenia stary, będę zawsze trzymał za ciebie
kciuki — zapewnił i poklepał go pokrzepiająco po ramieniu. Szerokiej drogi.
— Kiedyś wpadnę, dzięki za wszystko Trevor —
uścisnęli sobie dłoń na pożegnanie.
Gregor szybko wrócił po swoje walizki i zaczął
schodzić na parter. Przed opuszczeniem pokoju na dobre, rozejrzał się
dokładnie, czy czegoś nie zapomniał. Bardzo zdawkowo pożegnał się także z
Pomfrey, która choć na początku była wredną jędzą, okazała się na koniec
posiadać ludzką twarz. Podziękował swojemu osobistemu lekarzowi i na odchodnym
pożegnał się z grupą wsparcia, z którą miał okazję chodzić na zajęcia grupowe.
Na parkingu został odprowadzony do własnego
samochodu. Kiedy usiadł wreszcie za kierownicą, poczuł się wolny, jak ptak.
Wiedział w duszy, że właśnie dostał drugą szansę, złagodził objawy schizofrenii
i właśnie zaczyna nowe życie. Miał szczerą nadzieję, że ze skokami narciarskimi
w tle oraz z Wiktorią na głównym planie. Czeka go życie z kobietą, która zawsze
go wspierała, wierzyła w niego, opiekowała się nim, a także podarowała mu
uczucie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. Teraz mając los we własnych
rękach, pragnął zrobić wszystko, aby się odwdzięczyć i to w dodatku z nawiązką.
Ostatni raz spojrzał na budynek zakładu i odjechał,
zostawiając za sobą złą przeszłość.
Patrząc ponownie na adres, który został napisany na
kopercie, Gregor odniósł jednak wrażenie, że namiary te są mu dziwnie znajome.
Z niewiadomych przyczyn zaczął się niepokoić. Coś jednak musiało być w tym
wszystkim nie tak, skoro jego ukochana się nie pojawiła. Sądził, że adres coś
mu podpowie, więc położył kopertę na widoku. Już gdzieś ten adres widział,
tylko gdzie?
Gregor odetchnął głęboko. Powinien się przede
wszystkim skupić na tym, jak tam dojechać. Reszta póki co nie jest aż tak
bardzo istotna. Wiedział, że to bezcelowe, ale i tak znalazł odpowiedni numer w
komórce i nacisnął zieloną słuchawkę. Tak jak się spodziewał, numer taki w
ogóle nie istniał. Nie miał teraz z Wiktorią żadnego kontaktu.
— Mam nadzieję, że niebawem się spotkamy —
powiedział na głos, skręcając w prawo na najbliższym skrzyżowaniu.
Podróż niesamowicie się skoczkowi dłużyła. Musiał
pojechać do miasta, które znajdowało się na drugim końcu Austrii. Trzykrotnie
się zatrzymywał, aby coś zjeść i się czegoś napić. Większa część ludzi go
poznawała, więc był zmuszony wypisać przy okazji dziesiątki autografów. Wszyscy
natomiast życzyli mu powrotu do zdrowia i dalszych sukcesów. Był szczęśliwy,
upajając się wizją niedalekiej przyszłości, ale takie rozdawanie autografów i
rozmowy z fanami, skutecznie przeciągały jego podróż.
Poza tym po drodze złapał go silny deszcz i był
zmuszony przeczekać ponad godzinę na jednym z postojów, jeśli nie chciał
ryzykować własnego bezpieczeństwa. Stukał niecierpliwie palcami w kierownicę
oraz przeklinał w myślach,
Wprost nie mógł się doczekać, kiedy porwie ją w
swoje ramiona. Z przykrością stwierdził, że zapomniał już, jak smakowały jej
usta, mimo że pamiętał każdy szczegół z wyglądu Wiktorii. Kiedy przestało
padać, na dworze zaczęło robić się ciemno. Miał nadzieję, że dzisiejszej nocy,
dziewczyna przyjmie go do siebie. Na samą myśl, jeszcze bardziej się rozmarzył
i zrobiło się mu bardzo gorąco. Musiał uważać, aby nie spowodować wypadku. Nie
przeszkadzało mu to jednak jechać na autostradzie sto sześćdziesiąt na godzinę.
Kiedy dojechał do upragnionego miasta w jednym
kawałku, było lekko po dwudziestej pierwszej. Teraz pozostało jedynie wklepać
mu do GPS konkretny adres. Z uśmiechem na twarzy przyjął, że dojedzie tam przy
średniej prędkości w niecałe piętnaście minut.
W momencie w którym jednak dojechał pod wskazany dom
i GPS oznajmił mu koniec podróży, Gregor czuł, że ciemnieje mu przed oczami.
Przetarł oczy i bardziej wychylił się przez okno w samochodzie.
— Kurwa, wiedziałem! Wiedziałem, że skądś znam ten
cholerny adres.
— No proszę, Wiktoria przyjechał twój luby! —
krzyknął głośno w głąb domu nie kto inny jak Thomas Morgenstern, który stał
teraz na balkonie i patrzył na Gregora z wściekłością.
__________
Jak na mnie bardzo szybko, bo nie minął nawet tydzień. Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, co rzadko mi się zdarza ^^ Dziękuję wam za tyle wyświetleń i do następnego, miejmy nadzieję, że szybciej niż zazwyczaj :)
Jak na mnie bardzo szybko, bo nie minął nawet tydzień. Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, co rzadko mi się zdarza ^^ Dziękuję wam za tyle wyświetleń i do następnego, miejmy nadzieję, że szybciej niż zazwyczaj :)
Super rozdział! Czekam na to, aż wreszcie ktoś uwolni Wiktorię od tego nieszczęsnego Morgensterna i liczę na to, że ona tak naprawdę kocha Gregora. Dla mnie oni są wprost stworzeni dla siebie. Historia obfituje w tyle trudnych momentów i jest tyle komplikacji, że chciałabym, aby im wyszło. Czekam oczywiście na kolejny ;*
OdpowiedzUsuń