piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 44

Nie mógł uwierzyć w to co widzi, a tym bardziej nie wiedział, czy powinien wyjść z samochodu. Już dawno nie czuł się tak niepewnie. Równie dobrze gdzieś z boku mogła znajdować się ukryta kamera, a oni oboje mieli z niego niezły ubaw. Wpatrywał się w postać Thomasa jak zahipnotyzowany — z jednej strony głos w głowie podpowiadał mu, że powinien odjechać, a z drugiej nie był w stanie, ponieważ wszystkie jego mięśnie zesztywniały. Usłyszał głos, JEJ głos, pełen niedowierzania i w następnej sekundzie wiedział już, że musi zostać, choć nie tak wyobrażał sobie tę sytuację.
Wysiadł szybko z pojazdu, jego paraliż zniknął tak szybko, jak się pojawił. Pragnął z całego serca zostać, chociaż po to, aby zobaczyć jej twarz. Nie musiał długo czekać. Wybiegła na balkon, jakby się paliło.
Gregor natychmiast niemal zachłysnął się widokiem dziewczyny. Wydawała mu się piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Miała na sobie krótki top z nadrukiem, który odsłaniał jej ramiona oraz płaski brzuch. Poza tym nosiła także krótkie wytarte jeansowe szorty, które eksponowały jej długie nogi. W tamtej chwili wydało mu się to cholernie seksowne. Sądził, że ucieszy się na jego widok, mimo zaistniałych okoliczności, jednak twarz Wiktorii  nie wyrażała zadowolenia. Na pewno nie takich słów spodziewał się po tak długiej rozłące.
— Po chuj tu przyjechałeś, ktoś cię zapraszał, co ty odpierdalasz?!
Cały jego świat się w jednej chwili zawalił, ale nie odezwał się, zaskoczony jej słowami.
— A mnie to jakoś nie dziwi — odparł Thomas sarkastycznie. — Po takim wyznaniu, to nawet ja bym przyjechał.
Wyraz twarzy Wiktorii nie zmienił się. Dalej była zszokowana i wściekła. Nie potrafiła zrozumieć o co chodzi tej dwójce. Czuła się tak, jakby wykluczono jej udział z jakieś istotnej sytuacji. Patrzyła na przemian na Gregora oraz Thomasa, ale żadna logiczna odpowiedz nie przychodziła dziewczynie do głowy.
— O jakim wyznaniu, o czym wy w ogóle mówicie?
Gregor słysząc to pytanie, po raz kolejny otrzymał silny cios w brzuch. Wiedział, że na pewno się nie rozpłacze, ale miał szczerą ochotę odjechać bez pożegnania, pojechać nad najbliższą rzekę i zwyczajnie w niej utonąć. Przez moment nawet rozważał taką możliwość, patrząc niepewnie na swój samochód. Nie cofnął się mimo to ani o krok.
— Nie dałeś Wiktorii listu, kretynie? Nikt cię nie nauczył, że nie czyta się cudzej korespondencji?!
— Mój dom, moje zasady. Mam prawo wiedzieć wszystko — odparł ze spokojem w głosie i jak gdyby nigdy nic oparł się o barierkę, znudzony sytuacją.
 Maliniak za to miała coraz większy mętlik w głowie. Gregor napisał do niej list? Ale dlaczego? Wiedziała, iż teraz tych dwoje będzie bez końca prowadzić wymianę zdań, więc chcąc poznać dokładnie całą sytuację, wyszła z balkonu i najszybciej jak umiała, wybiegła na zewnątrz.
Stała tam przez chwilę. Dokładnie dwa metry od niego. Jej pierś unosiła się szybko i niespokojnie, przez co Gregor miał ochotę znów wziąć ją w swoje ramiona. Jednak wyraz twarzy brunetki go zniechęcił, zatrzymał dosłownie w ostatniej sekundzie. Patrzyła na skoczka w taki sposób, jakby chciała go zabić. Tak zabić. Z zimną krwią, bez żadnych skrupułów, czy wahania.
— Dlaczego? — zapytał,  a w jego oczach pojawił się ogromny smutek. Poczuł się prawdziwie oszukany i zraniony. Zupełnie tak, jakby dziewczyna, która pisała do niego wiadomość, nie była tą samą Wiki. — Przecież ja tylko odpowiedziałem na twój list. Czekałem.  Czekałem na ciebie, bo obiecałaś przyjechać. Tęskniłem za tobą.
Wyciągnął do niej dłoń, mając szczerą nadzieję, że Wiki zaraz ją uchwyci, a wszystko, co zostało powiedziane wcześniej, okaże się złym snem. Przyciągnąłby ją wówczas do siebie i przytulił z całych sił. Cierpiał teraz bardzo.
Był niepewny, a mimo tego wciąż bardzo jej pragnął. Pragnął każdą komórką swego ciała. Gdyby tylko mu na to pozwoliła, mógłby nawet wziąć ją na tej trawie i miał pewność, że to byłaby najcudowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek będzie mu dane doświadczyć.
Nie uchwyciła jednak ręki. Podbiegła szybko i zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, poczuć ją w swoich ramionach, wymierzyła mu tak siarczystego policzka, że aż się zatoczył. Całe wyobrażenie w głowie Gregora rozmyło się, a on mimowolnie położył dłoń w miejscu uderzenia. Był zbyt zdziwiony, żeby odczuwać ból. Spojrzał na nią przerażony, a ona stała obok, zanosząc się płaczem. Nie wykonał jednak żadnego ruchu, bojąc się, iż znów go odtrąci.
— Jak możesz tak bezczelnie kłamać? — powiedziała prosto w jego twarz. — Nigdy do ciebie nie napisałam. Nigdy!
Wciąż trzymał się za policzek, pewny, że pozostanie ślad. Nie tym się jednak martwił. Bardziej obawiał się, iż jego serce tego nie wytrzyma. Nie wiedział, co powinien mówić, jak się bronić. Zanim z jego ust padło choćby słowo, nagle pojawił się Thomas. Stanął za Wiktorią i szarpnął nią mocno, wyraźnie rozzłoszczony. Dziewczyna zapłakała jeszcze mocniej.
— Co mi kurwa obiecywałeś?! — krzyknęła. — Miałeś już nigdy mnie nie skrzywdzić, puszczaj w tej chwili!
Thomas puścił ją natychmiast po tych słowach, ale nie kwapił się do tego, aby w jakikolwiek sposób starać się uspokoić brunetkę.
— A teraz czy bylibyście łaskawi mi wyjaśnić, o co kurwa chodzi?! — Teraz spojrzała na nich obu z chęcią mordu.
— Ty naprawdę nic nie wiesz? — spytał słabo Schlierenzauer coraz bardziej zagubiony. Zanim ktokolwiek się odezwał, popędził do samochodu i chwycił zmaltretowany list w swoje roztrzęsione dłonie.
Kiedy wrócił, Thomas akurat wchodził do mieszkania.
Nie wiedząc co myśleć, podsunął Wiktorii wiadomość pod nos i czekał z zapartym tchem, aż cokolwiek odpowie. Zamiast jednak odpowiadać, co chwilę przecierała oczy ze zdumienia. W momencie w którym dotarła do końca, znów pojawił się blondyn z koszem do śmieci w ręku.
— Wybaczcie, że w takiej formie, ale troszkę mnie poniosło — powiedział sarkastycznie i wysypał przed nimi skrawki papieru. — To jest liścik Gregora, wybaczcie. ale nie poczytacie.
— Dzięki kurwa — powiedział Gregor. — Jesteś naprawdę miły.
— Staram się jak mogę — odparł z szerokim uśmiechem.
Wiktoria natomiast zbliżyła się bardziej do poszarpanych kawałków, po czym zaczęła nabierać je garściami, a co drobniejsze kawałeczki, przelatywały jej między palcami. Dalej nie mówiła ani słowa, przez jakiś czas bawiąc się nic nie znaczącymi w takiej formie skrawkami papieru.
Wreszcie przestała i skierowała swój wzrok na Gregora. On mimo złamanego serca, dalej czuł przyjemny dreszcz, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Wiktoria jednak zdawała się tej magii nie odczuwać.
— To nie jest moje pismo — powiedziała beznamiętnie, oddając mu wiadomość. — Ja piszę zupełnie inaczej. Poza tym nie mam w zwyczaju, mówić o swoich uczuciach w listach — podsumowała. — Ktoś cię zrobił w trąbę.
Ciszę przerwał donośny śmiech Thomasa.
— To jest chore — stwierdził. — Nie wiem co wy dwoje do siebie macie, ale widać, to bardzo skomplikowane. Ty może do niego nic nie czujesz, ale on chętnie by cię teraz przeleciał — powiedział uczynnym tonem.
Wiktoria nie skomentowała tego, co powiedział Thomas.
— Więc wyszedłeś — westchnęła ciężko. — Kiedy?
Gregor nie tak sobie to wyobrażał, cieszył się jednakże, że wreszcie zwracają się do siebie bezpośrednio, a w jej głosie już nie słychać jadu. Patrzyli na siebie.
— Dziś rano Wiki. Od razu tu przyjechałem.
— Świetnie, może mam cię jeszcze przenocować? Chcecie wspólną sypialnię? — spytał ze złością. — Mój dom to nie hotel dla zakochanych.
— Nie jesteśmy zakochani! — odparowała Wiktoria, wyraźnie poirytowana sytuacją.
— Jeśli mam być szczery, wy też nie wyglądacie na zgraną parę — Gregor ponownie doszedł do słowa.
— Ta pani zostaje jeszcze tylko na dzisiejszą noc — poinformował blondyn. — Potem zabierają ją do siebie kolejny skoczek narciarski. Jak dobrze pójdzie, może zaliczy kolejnego.
— Zamknij się! Dobrze wiesz, jaka jest sytuacja i że wcale nie jadę tam dla niego. Za kilka dni wrócę do Polski i nie będę musiała gnić w tej zakichanej Austrii.
— Świetnie, ale zabierz tego pana ze sobą, bo widać, że nie ma gdzie się podziać — Thomas skierował swoje spojrzenie na szatyna. — Twoje dobre serce po raz kolejny przysłuży się ludzkości — zakończył oficjalnym tonem.
Wiktoria już nie miała ochoty z nim w ogóle rozmawiać. Ostatnimi czasy cały czas się ze sobą ścierali i czuła się już zmęczona tą atmosferą. Zamiast więc toczyć dalej dyskusję ze swoim byłym, zwróciła się do Gregora.
— Masz jeszcze jakieś pieniądze w kieszeni?
— Ja mu na pewno nie pożyczę — odezwał się Thomas.
— Nie z Tobą teraz rozmawiam — krzyknęła z wyrzutem. — Mógłbyś mi się nie wcinać w słowo?
— O przepraszam, że pani przeszkodziłem — odparł z fałszywą skruchą. — Ja jedynie uprzedziłem zawczasu, że nie zamierzam mu pomagać.
— W tej kwestii akurat nikt cię o zdanie nie pytał — odburknęła. — Więc pytam jeszcze raz...
— Ty mu na pewno pomożesz — znów jej przerwał. — Pragniesz cały świat zbawić.
— Możesz mi NIE PRZERYWAĆ?! Co cię obchodzi moja chęć zbawienia świata? Jeśli masz być taki cały wieczór, to ja już wolę spać pod mostem — odparła stanowczo. — Jeśli wielmożny pan i władca nie chce, abym deptała jego trawnik, to sobie pójdę już teraz. Tylko daj zabrać mi walizki.
— Sama nie masz już ani jednego własnego grosza.
— W porządku, już zrozumieliśmy, że masz najwięcej kasy z naszej trójki, ale co z tego? Już ci powiedziałam, że wolę most. Jest ciepło, chodnik tylko trochę mokry...
Thomas prychnął rozbawiony.
— Nie ma takiej potrzeby, już ci dałem tę ostatnią noc. Spokojnie możesz tutaj zostać
— Nagle taki uczynny, a co z nim? — wskazała na Gregora, który nie miał nawet kiedy się wciąć, bo oni sami ledwo nadążali brać powietrze, między wypowiadanymi zdaniami.
— Jeśli nie ma na hotel, to będzie spał w samochodzie. Ciesz się, że pozwoliłem mu zaparkować na mojej posesji.
— No ty chyba sobie kpisz?!
— Spokojnie, nie zamierzam w nocy p oprzebijać mu opon. Rano sobie odjedzie, chyba, że nie ma na benzynę.
— Ta ironia i sarkazm wypaliły ci mózg.
— Chyba, że woli spać w ogrodzie na leżaku. Jeśli zechce, to mogę nawet własnoręcznie przynieść.
— Już nie wytrzymam ani minuty z tobą...
— A co chcesz z nim spać na leżaku?
— Przestań wreszcie pieprzyć głupoty, w porządku? To już nawet nie jest śmieszne.
— Ja wręcz przeciwnie, uważam, że kłótnie wychodzą nam najlepiej ze wszystkiego co razem robiliśmy.
Kiedy wreszcie nastało dosłownie parę sekund ciszy, milczący do tej pory Gregor, wreszcie mógł coś powiedzieć. W pierwszej chwili nie za bardzo wiedział jakich słów użyć, bo sprzeczka między tymi dwojga dostatecznie go zaskoczyła.
— Przy sobie nie mam żadnych pieniędzy, ale zawsze mogę je wypłacić. Mam dość spore oszczędności.
— Jest już dość późno, na pewno sobie poradzisz?
Gregor z zaskoczeniem stwierdził, że w jej głosie słychać było teraz troskę. Wyraźnie się interesowała tym, co zamierzał teraz zrobić. Najwyraźniej wcześniejszy ton głosu i zachowanie były spowodowane szokiem. Dalej jednak nie mógł przeboleć, że ten list był jednym wielkim kłamstwem, a Wiktora wcale go nie kochała. Jedyne co okazało się prawdą, to ich rozstanie, co pocieszało Gregora tylko w niewielkim stopniu, biorąc pod uwagę to, na co liczył i co sobie wcześniej wyobrażał.
Powolnym krokiem zaczął się kierować w stronę samochodu, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć.
— Tak, poradzę. Dotrę do jakiegoś hotelu. Niezależnie od sytuacji, miło było znów cię zobaczyć — powiedział do Wiktorii.
Naprawdę w tamtej chwili miał ochotę się utopić. Wewnętrzny głosik w jego głowie, który zelżał znacznie dzięki leczeniu, znów odezwał się z pełną mocą. Już wtedy wiedział, że wcale nie będzie szukał żadnego hotelu na tę noc, możliwe, iż to była ostatnia godzina w jego życiu.
Nie kochała go. Został oszukany. Wszystkie jego wyobrażenia nie miały teraz sensu. Nie miał tak naprawdę do kogo teraz pójść. Został sam. Uderzyła go. Pokazała jak bardzo go nie chce. Udowodniła mu, jak daleka jest brutalna rzeczywistość od cudownych marzeń.
Zabij się. Zabij. Oszukiwałeś się. Los sobie z ciebie zadrwił. Przecież tak naprawdę nie chcesz teraz żyć. Nie kocha cię i nigdy nie kochała. Każdy wcześniejszy seks był dla niej niczym. Robiła to, bo zmusiłeś ją. Ona chciała tylko cię wyleczyć. Nie byłeś i nie jesteś mężczyzną jej życia. Zawsze marzyła o innym. Chciała Thomasa. Dążyła do tego wszystkimi możliwymi ścieżkami. To była długa droga, a teraz gdy się z nim rozstała, dalej nie chce ciebie. To nie Morgenstern był przeszkodą. Wiktoria cię po prostu nie kocha. Nie jesteś jej wart. Nie jesteś wart niczego! Nawet cię nie przytuliła, nie uścisnęła dłoni. Baaa, ona cię uderzyła. Obiła ci mordę tak, że aż się zatoczyłeś! Jesteś pieprzonym śmieciem i naiwniakiem!
— Kurwa, zamknij się, przecież miałeś już na zawsze zniknąć — wyszeptał do siebie, nieświadomie przyciskając dłoń do prawej skroni.
Na chwilę zacisnął powieki. Natychmiast je jednak otworzył.
Był pewien, że Thomas niczego nie zauważył, ale Wiktoria... ona wpatrywała się w niego z prawdziwym strachem.
Wiktoria obserwowała sylwetkę Gregora z dwóch metrów. Stwierdziła, że nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Miała się już z nim pożegnać, gdy nagle Gregor zawahał się. Zauważyła jak przyciska dłoń do skroni i szybko, niemal niezauważalnie zaciska powieki. Chwilę później znów zaczął iść i w ciągu kilku sekund otworzył drzwiczki od strony kierowcy. Ale jego oczy... Maliniak zauważyła, że wyraz jego oczu zmienił się. Nagle utraciły dawny błysk życia i stały się puste, jakby matowe. Tęczówka o barwie czekolady straciła swoją intensywną barwę. Za to na ustach chłopaka wykwitł uśmieszek. Ten wyraz twarzy znała aż za dobrze. Wiedziała, że w obecnym stanie mógł uczynić dosłownie wszystko. Biorąc pod uwagę, jak wielki zawód mu sprawiła, zaczęła bać się o jego życie. Już przecież raz próbował popełnić samobójstwo.
Wiedziała, że jeśli czegoś nie zrobi on umrze. Musiała uratować mu życie. Pod żadnym pozorem nie mógł teraz zostać sam. Najgorsze obawy Wiktorii, że szpital jednak go nie wyleczy, sprawdziły się.
Siedział już za kierownicą i ku jej zaskoczeniu nawet zapiął pas bezpieczeństwa. Do końca zapewne pragnął pozorować normalność. Ona jednak wiedziała, znała go lepiej niż ktokolwiek inny. Te miesiące opieki nad nim.
Musi coś teraz zrobić. Musi. Zanim on odjedzie. Musi go ratować. Ten wyraz twarzy. Te oczy.
— Wrócę jutro po swoje rzeczy. Muszę ratować Gregora zanim się zabije — powiedziała szybko w stronę Thomasa. — Proszę, postaraj się to zrozumieć choć trochę.
— Leć — odpowiedział. — Szybko. — Tylko tyle. Potem zniknął w drzwiach domu.
Wiktoria uśmiechnęła się lekko, po czym jak strzała pokonała dzielące ją od samochodu metry.
— Gregor, zaczekaj! — krzyknęła, rzucając mu ręce na maskę samochodu. W jego oczach był obłęd.
— Odejdź — usłyszała jedynie zza szyby.
— Chcę pojechać z tobą do hotelu. Musimy porozmawiać.
— Nie mamy o czym — usłyszała stłumiony głos.
— Przepraszam, że cię uderzyłam. To był impuls. Proszę, tak dawno się nie widzieliśmy. To wszystko powinno inaczej wyglądać.
Nie czekając na odpowiedź skoczka, odsunęła się od maski i otworzyła drzwi od strony pasażera. Obłęd w jego oczach nie zniknął, ale także jej nie zatrzymał. Spokojnie wsiadła, zatrzasnęła drzwi oraz zapięła pas.
Starała się nie tracić z nim kontaktu wzrokowego. Nie chciała też pozwolić, aby zapadła między nimi cisza. Nieprzerwanie musiała mieć z nim kontakt. Teraz wiedziała, że tylko ona może go uleczyć.
— Gregor, proszę. Jestem tutaj. Spokojnie.
— Jestem spokojny — odpowiedział.
— Nie, nie jesteś. Znam cię. Znam twoje oczy. Wiem jak wyglądają kiedy słyszysz głosy. Wiem jak wyglądają, kiedy jesteś załamany. Wiem jak wyglądają, kiedy jesteś szczęśliwy. Wiem jak wyglądają, kiedy przeżywasz rozkosz.
Na dźwięk ostatniego słowa wzdrygnął się lekko. Specjalnie przywołała do niego tamte obrazy. Na samym początku, gdy się poznawali, gdy się nienawidzili, był dla niej enigmą. W chwili odkrycia jego tajemnicy zaczęła go poznawać kawałek po kawałeczku. Teraz czytała w nim jak w otwartej księdze. Miała świadomość, iż stała się dla niego lekarstwem.
Lubiła go odkrywać, poznawać, bo choć z początku żywiła jawną niechęć, od zawsze nie umiała zdusić w sobie rosnącej ciekawości, fascynacji. Wiedziała bardzo dobrze, że rok temu miał na sobie maskę, otoczył się murem. Ona w kilka miesięcy rozbiła doszczętnie i jedno i drugie. Miała do niego całkowity dostęp.
— Twoje oczy są piękne — dodała na końcu.
— Tęskniłem za tobą — powiedział wreszcie.
— Wiem, przytul mnie.
Zdziwił się po raz kolejny tego późnego wieczora, ale nie mówiąc już nic, uczynił to. Bez choćby najmniejszych protestów znalazła się w jego ramionach, a on mógł znów poczuć ciepło jej ciała. Wiedział, że go nie kocha, ale w tamtej chwili ta myśl została zepchnięta w najdalsze zakamarki świadomości. Liczyło się tylko teraz oraz fakt, że naprawdę się nim przejmowała.
Ona wiedziała co chciał zrobić i nie było jej to obojętne. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny. Potrzebował jej.
— Wiktoria — szeptał, wdychając znajomy zapach jej włosów.
To była dla niego magiczna chwila. Ich klatki piersiowe ruszały się w tym samym rytmie, czuł jej serce przy swoim sercu. Mimo to wciąż było mu mało, pragnął mieć ją jeszcze bliżej. Zaczął gładzić ją po plecach. W miejscu, gdzie top się kończył, wyczuł nagą skórę, to podziałało na niego jeszcze bardziej.
— Nie pozwolę ci zrobić żadnego głupstwa, rozumiesz? Masz żyć! — odezwała się w końcu.
— Wiktoria proszę... — powiedział cicho. — Błagam.
Oderwała się od niego, żeby spojrzeć mu w oczy. Obłęd zniknął. Jego oczy znów były pełne życia, pojawił się w nich znajomy blask. To było coś innego. Spojrzenie Gregora przenikało ją na wskroś, wywołując gęsią skórkę.
Już po chwili wiedziała, czego chciał. Wiedziała, że jeśli sama zacznie, zawaha się, a to mogłoby zepsuć wszystko, co wypracowała. Postanowiła więc rozegrać to inaczej.
— Jeśli tak bardzo tego pragniesz, zrób to — odrzekła cicho, zbliżając się do niego.
Wyciągnął prawą dłoń i zaczął delikatnie gładzić jej policzek. Zjechał powoli w dół, dokładnie obrysowując palcami linie szczęki. Wreszcie dotknął kciukiem warg, które lekko rozchyliła. Kiedy poczuł na palcu koniuszek języka, wiedział już, że całkowicie stracił nad sobą panowanie. Wziął jej twarz w swoje dłonie i gwałtownie przyciągnął w swoją stronę. Tak mocno i zachłannie wpił się w wargi dziewczyny, że nawet gdyby się opierała, on dostałby to czego chciał.
Ale nie opierała się. Z początku siedziała sztywno, nie wykonując ani jednego ruchu. Zabolało go to. Myślał, że tym gestem ją pobudzi, że sama będzie go do siebie przyciągać, ale tak się nie stało. On ją całował, a sama Wiktoria nie zrobiła zupełnie nic. Nawet nie oddała pocałunku, boleśnie czekając, aż on się nasyci jej smakiem.
Nie odpowiadało mu to. Nie chciał, aby to działo się w ten sposób. Pragnął, żeby ona też chciała, a nie tylko pozwalała mu spełniać zachcianki. Nie chciał, żeby była narzędziem. W końcu odsunął się od niej wyraźnie nieusatysfakcjonowany i wewnętrznie zniszczony. Myślał, że to również dla niej będzie przyjemność, ale Wiki go nie potrzebowała.
— Zrozumiałem — wychrypiał wreszcie, po czym zapiął ponownie pas i ruszył dość gwałtownie. Za wiele już czasu spędzili w tym miejscu.
Przez dłuższy cza jechali w ciszy. Gregor właściwie nie wiedział, co należało powiedzieć. Głosy w jego głowie ucichły, ale i tak czuł się rozbity. Zerkał co jakiś czas ukradkiem na swoją towarzyszkę, ale ona beznamiętnie wpatrywała się w okno od strony pasażera. Nie wiedząc, co zrobić, włączył radio, z którego wypływała jakaś wolna, nieznana mu piosenka.
— Po co to robisz? — zapytał, nie mogąc znieść dłuższej ciszy. — Przecież nie chcesz tego, nie chcesz mnie.
— To że cię nie kocham, nie oznacza wcale, że mnie nie obchodzisz. Zależy mi na tobie, ale w innym sensie.
Prychnął.
— Zbawicielka świata znowu w akcji. Nie chcę twojej łaski, a tym bardziej nie chcę takich pocałunków jak ten ostatni. Nie lituj się nade mną i nie bądź pieprzoną matką miłosierdzia. Gdybym chciał cię teraz wyruchać, zgodziłabyś się?
Nie odpowiedziała, spuszczając wzrok.
— Krzywdzisz mnie w ten sposób, wiesz? Świadomość, że robisz coś dla mnie, choć tego nie chcesz, jest okropna. Kocham cię kurwa, zrozum to wreszcie. Chcę, żebyś robiła wszystko z własnej potrzeby, a nie po to, żebym się nie zabił.
— Przepraszam.
— Przyrzeknij mi coś — powiedział nagle. — Nigdy, ale to nigdy, nie rób niczego, co nie sprawia ci przyjemności. Nie rób tego, czego nie chcesz robić. Nawet jeśli będę cię o to błagał.
Milczała wzdychając ciężko.
— Przyrzeknij. Nie chcesz mnie dotykać, nie dotykaj. Nie chcesz całować, nie całuj. Nie chcesz mówić czułych słów, nie mów. Niczego nie rób bez potrzeby. Nie pozwalaj mi na to. Nawet jeśli będzie zżerało mnie pragnienie. Zero litości. Nic nie rób bez wewnętrznej potrzeby.
Milczała.
— Obiecaj mi to wreszcie! — krzyknął zniecierpliwiony.
— Obiecuję — powiedziała głośno. — Ale chcę z tobą jechać do hotelu.
— W porządku — odparł.
— Razem, w jednym pokoju.
— Ale powiedziałem ci przecież...
— Chcę z tobą spędzić tę noc. Muszę z tobą porozmawiać.
— Będzie, jak sobie życzysz.
Znów przez jakich czas jechali w ciszy. Nikt nie zdążył jej przerwać do chwili dotarcia pod hotel. Wysiedli bez słowa, każde otwierając drzwi po swojej stronie i milczeli również w drodze do recepcji. Gregor zaczął rozmawiać z recepcjonistą, po czym szybo podał mu swoją kartę kredytową oraz powiedział ich nazwiska. W milczeniu wziął klucz, a następnie w ciszy jechali windą.
Kiedy dotarli na miejsce, Wiktorię niezbyt interesował wystrój wnętrza. Usiadła na łóżku wzdychając cicho i obserwowała chłopaka w milczeniu. Szybko zdjął z siebie bluzę, niedbale rzucając ją na krzesło, a potem energicznie rozczochrał sobie włosy.
— Jesteś głodna? — odezwał się wreszcie do niej.
— Nie, a ty?
— Nie, jak chcesz możesz pierwsza pójść do łazienki — odpowiedział beznamiętnie nie za bardzo wiedząc, jak teraz z nią postępować. Między nimi właśnie coś się popsuło. — O czym chciałaś porozmawiać?
— O wszystkim — wzruszyła ramionami — Jak się czułeś w zakładzie, co robiłeś, o czym myślałeś, jakie masz teraz plany... dużo tego.
`— Czemu chcesz to wiedzieć? — spojrzał na nią z góry.
Jego głos był taki cichy i spokojny, ale mimo wszystko sprawiał, że przeszedł ją dreszcz. Oczy skoczka odzyskały dawną głębię i błysk, który znała lepiej niż ktokolwiek poza nią. Zresztą twierdziła, że bardzo korzystnie wygląda w rozczochranych włosach. Był teraz całkowicie sobą, był takim, jakim go znała.
— Bo ja także za tobą tęskniłam — powiedziała cicho. — I ja też o tobie myślałam. Codziennie. Odniosłam wrażenie, że cię opuściłam, że zostałeś sam.
— Na szczęście już nie będziesz musiała robić nic, na co sama nie masz ochoty — odpowiedział ze sztucznym uśmiechem.
— Nie opiekowałam się tobą z przymusu. Robiłam to, bo chciałam. Sandra nie zasługiwała na ciebie. Ale ja też nie zasługuję.
Wstała powoli z łóżka, zbliżając się do niego. Zanim zdążył coś powiedzieć, przytuliła się do niego, obejmując w pasie. Kiedy to się stało, odniósł wrażenie, iż żadne słowa nie są już potrzebne. Również ją objął, choć niepewnie. Chciała tego, naprawdę chciała. Teraz do niczego jej nie zmusił. W chwili w której położył Wiktorii ręce na plecach, dziewczyna wzmocniła uścisk.
— Nie wiem kim dla mnie jesteś, ale wiem, że nie chcę, byś cierpiał. I cokolwiek ulży ci w cierpieniu, wiedz, że będę to czynić z własnej woli.  Mieliśmy bardzo trudne początki znajomości — zaśmiała się nerwowo na samo wspomnienie. — Ale teraz już wszystko jest inaczej. Mnie i Thomasowi od początku się nie układało. Myślałam, że będę szczęśliwa, w końcu sama sobie tego życzyłam, ale... on jest dla mnie obcy. Nie potrafię czytać jego myśli, nie wiem czego pragnie i jaki mogę mieć w tym swój udział. Nie wiem o nim nic. O tobie wiem wszystko, choć nie wymagało to ode mnie specjalnego wysiłku.
— Co teraz będzie z nami?
— Nie wiem, jutro wyjeżdżam. Przepraszam.
— Nie przepraszaj mnie za nic. Nie powinienem był od razu tam przyjeżdżać. To wszystko nie jest twoją winą.
— Domyślasz się, kto mógł chcieć nas wrobić? — spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Jego oczy pozostały niezmienne, tak samo znajome jak to tylko było możliwe.
— Ten ktoś, chciał, żebyśmy  się zeszli, ale nie wiem, kto. Od miesięcy byłem w zakładzie. Nie miałem w ogóle kontaktu z ludźmi spoza placówki.
— Byłeś taki samotny? — pytała dalej, nie wypuszczając go z objęć. — Miałeś z kim w ogóle rozmawiać?
Pokiwał głową.
— Tak, nie było wcale tak najgorzej. Z początku jedynie musieli mnie wiązać. Potem się uspokoiłem i znalazłem przyjaciela, obiecałem napisać. Przywiązałem się do tego faceta i mogę śmiało stwierdzić, że gdyby nie on, jeszcze mógłbym tam siedzieć.
Spojrzała na jego twarz, był bardziej niż zaskoczony. Wiktoria czuła, jak wszystkie mięsnie chłopaka spinają się.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — spytał z chrypą w głosie. — Jak to WSZYSTKIE?
— Poza tym, że cię kocham, wszystkie — sprostowała. — Moja mama umiera Gregor, a Sandra jest w ciąży. Z Thomasem się rozstaliśmy. To wszystko prawda. Ktoś musi mnie inwigilować — powiedziała wystraszona, wtulając twarz w jego koszulę. — To mi się wcale nie podoba.
Trwali tak jeszcze kilka minut w swoich ramionach. Wreszcie jednak uznali, że należy się położyć. Osobno skorzystali z prysznica, a potem nieśmiało położyli się obok siebie. Wiktoria spała w jednej s koszulek Gregora, które miał ze sobą w torbie.
Wyglądała dla niego bardzo kusząco, ale powstrzymał się. Nie chciał już zmuszać jej do niczego. Niech teraz ona wykonuje pierwsze kroki. Niech wskaże mu drogę, którą wolno mu podążać. Nie będzie łamał niewidzialnej bariery między nimi.
Z początku leżeli na dwóch przeciwnych krańcach łóżka, wsłuchując się w swoje spokojne oddechy. Potem jednak Gregor poczuł, jak dziewczyna zbliża się w jego kierunku. Nieśmiało go objęła, kładąc głowę na jego ramieniu. Niedługo potem jednak uniosła się na łokciu i skoczek widział, jak wpatruje się w niego w ciemności.
— Przepraszam jeszcze raz za ten policzek — powiedziała głośno, przejeżdżając dłonią po zranionym miejscu.
— To nic — odpowiedział z trudem, czując, jak ciężko złapać mu w tej chwili powietrze.
Zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Nie, po ich dzisiejszej rozmowie. Przybliżała się do niego coraz bardziej, a gdy poczuł jej oddech na swojej szyi, czas jakby się zatrzymał.

— Chcę tego — powiedziała tylko, po czym pocałowała go w usta z taką pasją i namiętnością, że nie był pewien, czy aby na pewno nie śni.

__________
Kolejny do was leci kochani :) 

1 komentarz:

  1. Witaj!
    Kolejny świetny rozdział. Spodziewałam się takiego obrotu sprawy i nadal zastanawiam się, czy to, do czego właśnie doszło między Gregorem a Wiki wciąż jest jedynie chęcią pomocy chłopakowi. Szczerze chciałabym, aby to oczywiście było nieprawdą, bo od samego początku kibicuję tej dwójce i gdzieś mam przeczucie, że ona naprawdę go kocha tylko jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Przekonuje mnie do tego to porównanie między tym, co czuła w stosunku do Morgensterna a jakie uczucia towarzyszą jej w obecności Gregora. Chciałabym, żeby się wreszcie do tego przekonała. No i czekam na wyjaśnienie sprawy z jej siostrą i z samą Darią. Pewnie czekają nas niezłe komplikacje.
    Życzę weny i buziaczki ;*

    P.S. Zapraszam też do siebie:
    gdybys-tu-byl.blogspot.com

    Ann

    OdpowiedzUsuń