Stwierdzenie,
że miałam wyrzuty w związku z nocą spędzoną w łóżku Gregora, to
niedopowiedzenie tak ogromne niczym odległość z Polski do Stanów Zjednoczonych.
Urodziło się we mnie chore przekonanie, że tą jedną nocą, dałam mu nadzieję na
związek. Nie żeby to doświadczenie nie było przyjemne, ale... przecież tak nie
powinno się postępować. Do tego wszystkiego dochodził fakt, że przecież jeszcze
wielu sobie rzeczy nie wyjaśniliśmy.
Kiedy zamienimy choć słowo na temat naszego dziecka?
Kiedy wreszcie zdobędę się na odwagę, aby wyznać Gregorowi, że poznałam Natashę
vel Martę, kobietę, która zniszczyła mu życie i doprowadziła do utraty zmysłów
w dosłownym tych słów znaczeniu? Ile jeszcze minie czasu, zanim wyznam mu
wszystkie swoje obawy odnośnie przyszłości? Czy będę miała w sobie na tyle
siły, aby przyznać mu otwarcie, że się Marty po prostu boję?
Nie chciałam poruszać żadnej z tych kwestii nigdy w
życiu, ponieważ:
1) Nienawidziłam dzieci i każda choćby wzmianka o
nich, doprowadzała mnie do białej gorączki. Nie zmienia to jednak faktu, iż
zaszłam w ciążę, urodziłam dziecko, po czym oddałam nowonarodzone dzieciątko
praktycznie obcym ludziom, a ojciec nie miał nic do powiedzenia, bo umieścili
go właśnie decyzją sądu w szpitalu psychiatrycznym. Pokręcone, prawda? Sprawa w
cale nie stała się prostsza, gdy się okazało, że tatuś dziecka mnie kocha.
Wyobrażacie to sobie? Kobieta którą kocham, oddaje dziecko, które ja
spłodziłem, bo go nienawidzi, co może być równoznaczne z tym, że nienawidzi
mojej osoby. W dodatku pozbawiła mnie dziecka, które może chciałbym mieć i się
nim opiekować?
Nie znałam dokładnego zdania Gregora na temat
małych, śliniących się bachorów, ale z pewnością był to stosunek zgoła lepszy
aniżeli mój własny. W końcu, gdy mu oznajmiłam, że jestem w ciąży, to się
cieszył, czyż nie? I w dodatku powiedział, iż jest szczęśliwy, że to właśnie ja
jestem matką...
To było delikatnie powiedziawszy pojebane w każdym
calu. Jakim cudem Gregor mnie jeszcze
nie udusił, ponieważ podjęłam taką a nie inną decyzję, a on nic nie mógł
wówczas zrobić? Jakakolwiek odpowiedź na to pytanie by nie była, martwiłam się,
że jego schizofreniczna psychoza uaktywni się, w chwili poruszenia powyższego
tematu.
2) Powody dla których nie chciałam wspominać o
Marcie, były chyba oczywiste. Gregor mówił, że teraz tylko mnie kocha, a ona
stała się przeszłością. Jaką jednak posiadałam gwarancję, że naprawdę tak było?
Co jeśli znów by się w sobie zamknął, tak jak to miało miejsce na początku, a
jego stan uległby pogorszeniu? W końcu to przez nią stał się schizofrenikiem i
stale musiał kontaktować się z psychiatrą. Bałam się poza tym, że mógłby być
wściekły, że nie powiedziałam mu o tym spotkaniu natychmiast. Lęk, że mógłby
mnie znienawidzić za zatajanie takich informacji, przytłaczał do żywego. Co jeśli
straciłby do mnie zaufanie? Nie chciałam, aby Marta po raz kolejny zniszczyła
cokolwiek samą swoją obecnością na tym świecie. To chyba zrozumiałe.
3) Bałam się wielu rzeczy odnośnie przyszłości.
Zwłaszcza jeśli Gregor miał w tej przyszłości uczestniczyć w jakikolwiek
sposób, a stało się to niemalże pewne,
odkąd wyszedł ze szpitala psychiatrycznego. Nie wiedziałam co się ze mną
stanie, gdzie ostatecznie skończę, co będę w życiu robić i czy, o zgrozo, sama
nie zacznę wariować psychicznie przez choćby śmierć mamy, czy lęk pozostania
starą, zrzędliwą panną, która do towarzystwa kupi sobie wyliniałego, równie
starego kota. Obawiałam się śmierci kolejnych członków rodziny. Trzęsłam się na
myśl, że ktoś z ważnych dla mnie osób mógłby mnie zostawić na zawsze. Wreszcie
martwiłam się, że już żaden mężczyzna mnie nie zrozumie i wszyscy będą
wyśmiewać moje idee.
4) Dlaczego bałam się Marty i nie chciałam o tym z
Gregorem rozmawiać? Powodów było kilka; żeby rozmawiać o moich lękach
związanych konkretnie z jej osobą, musiałabym wyjawić, że w ogóle ją znam, co
samo w sobie jest przerażające (patrz punkt 2). Kolejny punkt dotyczył tego, że
Marta najwyraźniej była stukniętą wariatką, skoro napada na ludzi w środku nocy
z zamiarem zabicia, w najlepszym wypadku dotkliwego uszkodzenia ciała. Wolałam
nie wiedzieć, co kryje się w mózgu tego skrzywdzonego przez życie dziewczęcia.
Kolejny argument również nie wydawał mi się słabszy od dwóch poprzednich —
Marta dalej zdawała się kochać Gregora i tu dochodzimy do meritum. Bałam się
jej, bo lękałam się jednocześnie, że mi Gregora odbierze i to w brutalny
sposób.
Nie planowałam może związku z szatynem, ale mogłam
mieć pewność, że gdyby między Gregorem a moją bliźniaczką odrodziło się gorące
uczucie, to byłabym ugotowana. Marta tak bardzo zdawała się mnie nie znosić, iż
z pewnością obrzydziłaby skoczkowi cały mój obraz, w skutek czego z biegiem
czasu Gregor także by mnie znienawidził, podobnie jak ona, a tego nie
potrafiłabym chyba przetrwać.
Przyzwyczaiłam się już do obecności Gregora w swoim
życiu i za cholerę nie zniosłabym kobiety, która zabroniłaby się nam ze sobą
komunikować w jakikolwiek sposób.
Wszystko sprowadza się do tego, iż obawiam się
odrzucenia z jego strony. Końcowe wnioski mnie zaskoczyły, bo przecież zawsze
uparcie powtarzałam, że Gregor nie znaczy absolutnie nic. Posiadał jednak
ludzkie uczucia i był człowiekiem, więc należało się z tym liczyć.
Przynajmniej jedno z moich problemów, pochodzących
niewiadomo skąd, rozwiązało się z biegiem czasu. Odkąd Andreas wrócił ze zgrupowania,
Magda znacznie ograniczyła swoje kontakty z Gregorem, więc nie sprawiali już
wrażenia najlepszych w świecie przyjaciół. Przez moment zastanawiałam się, czy
nie zdradzić Andreasowi tego, co się działo podczas jego nieobecności, ale
uznałam, że w ten sposób zdradziłabym dwójkę najważniejszych dla mnie ludzi, co
absolutnie nie wchodziło w rachubę. Zresztą teraz dziewczyna poświęcała całą
swoją uwagę Niemcowi.
W związku z tym bardzo często zostawaliśmy z
Gregorem sami w domu.
— Coś cię trapi — zauważył Gregor kolejnego
wieczora, gdy oglądaliśmy film na DVD. Magda z Andreasem stwierdzili, że zjedzą
wspólną kolację w restauracji.
— Zdaje ci się — mruknęłam, udając, że jestem
zainteresowana filmem, a w dodatku napchałam sobie buzię popcornem.
— Wcale mi się nie zdaje, coś ukrywasz — powiedział
ze złością. — Spójrz na mnie.
Spojrzałam, ale dałabym sobie rękę uciąć, że miałam
minę zbitego psa, co raczej nie pomagało w obecnej sytuacji, a cała
wiarygodność poszła i nie wróci.
— Nie chcę o tym rozmawiać — ucięłam.
— Dlaczego? — nie dawał za wygraną. — Myślałem, że i
tak wiemy o sobie prawie wszystko. Nie musisz się niczego wstydzić.
Ja się nie wstydzę, tylko cała się w środku trzęsę
ze zdenerwowania i strachu. Drobna różnica, prawda? Czemu akurat musiał upatrzyć
sobie ten wieczór, mogło być taki przyjemnie. Film, który oglądaliśmy wcale nie
był taki głupi, choć zapomniałam jego tytułu po pierwszych piętnastu minutach.
— To nie jest moment na poważne rozmowy.
— Na takie konwersacje nigdy nie ma dostatecznie dobrego
momentu — zauważył, uśmiechając się do mnie, co spowodowało jedynie większe
wyrzuty sumienia. — Może skorzystajmy chociaż z momentu, kiedy jesteśmy sami? —
zaproponował. — Kiedyś będziesz musiała to z siebie wyrzucić.
Chwilę zajęło mi przeprawienie tych słów. Humor i
tak miałam już dostatecznie zepsuty, co znaczyło, że z dalszego jedzenia
popcornu nici. Odrzuciłam go od siebie, jakby był obrzydliwy. Dzisiaj nic już
nie przełknę. Wątpiłam, czy po dzisiejszym wieczorze zjem jeszcze cokolwiek.
— Niekoniecznie
— mruknęłam. — Pewne rzeczy można po prostu pominąć.
— Wiktoria, nie denerwuj mnie — odpowiedział
zniecierpliwiony. — Jesteśmy już ze sobą na tyle blisko, że powinienem chyba
wiedzieć — zawahał się widząc moje karcące spojrzenie. — Żeby spróbować ci
pomóc.
Westchnęłam.
— Ale ja nie potrzebuję pomocy — odezwałam się
zrezygnowana. — To po prostu ciężkie. Gregor, ile byłbyś mi w stanie wybaczyć?
Zaskoczyłam go. Poczułam jak cały się spina, a gdy
skierowałam spojrzenie na jego twarz, uniósł prawą brew w charakterystyczny dla
siebie sposób. Wiedziałam, że prędzej się udławię, aniżeli dojdę do meritum.
Ostatnimi czasy spędzaliśmy ze sobą każdy dzień, ale
wciąż starałam się trzymać choćby najmniejsze granice w naszych relacjach.
Domyśliłam się, że fakt, iż obchodzi mnie co sobie pomyśli, może być
zaskakujący.
— Wiktora, co się stało? — w jego głosie usłyszałam
narastającą panikę.
Poczułam się tysiąc razy gorzej, niż przed sekundą.
Zaraz cała spłonę ze wstydu, z bólu, z wyrzutów sumienia, z własnej głupoty, ze
strachu, z lęku oraz miliona innych negatywnych emocji, które powoli zaczęły
się we mnie kotłować.
— Odpowiedz na moje pytanie.
Gregor cały czas patrząc na mnie, wyłączył film na
DVD, zapanowała całkowita cisza.
— Czuję, że ten wieczór zmieni moje życie — starał
się zaśmiać, ale uśmiech zniknął z jego twarzy w ciągu jednej sekundy. — O ile
nie zabiłaś nikogo z mojej rodziny ani nie skrzywdziłaś mojej mamy, wybaczę ci
wszystko.
Na szczęście tych dwóch rzeczy nie było na mojej
liście grzeszków. Marne pocieszenie, ale zawsze jakieś jest.
— Gregor, nasze dziecko... ostatnio nie potrafię
przestać o tym myśleć. Czy ty nie powinieneś zabić mnie za to, co zrobiłam?
Kochałeś mnie, a ja twoje dziecko... czemu się nie wściekasz?
Znów się spiął, a ja cholernie bałam się spojrzeć mu
w oczy. Poczułam, jak zaczynają mi drgać wszystkie kończyny, więc niezgrabnie
podciągnęłam kolana pod brodę, obejmując je rękami. Milczał przez dłuższy czas,
a ja nie odważyłam się oderwać wzroku od swoich kolan. Cieszyłam się, że długie
brązowe włosy zasłaniają moją twarz niczym kurtyna.
Nie dotknął mnie, abym przestała drżeć. Jego głos w
jednej sekundzie okazał się obdarty z całego ciepła. Brzmiał prawie identycznie
jak na weselu ponad rok temu. Miał głos jak Gregor, którego nienawidziłam. Bałam
się, że zaraz zaciśnie dłonie na mojej szyi i udusi, tak jak próbował to
zrobić, kiedy leżałam w szpitalu. Zaczęłam się bać, a wszystkie obawy w związku
z tą rozmową nasiliły się stukrotnie.
— Więc to takie trudne tematy cię zabijają od
środka. Nie spodziewałem się, że w ogóle jeszcze pamiętasz o tym, iż byłaś w
ciąży.
Nie wytrzymałam, musiałam spojrzeć. Musiałam
wiedzieć, czy nie wpadnie w szał, moim obowiązkiem było sprawdzenie, czy jego
oczy nie zmieniły się w dwa puste tunele bez emocji, bez najmniejszego śladu
świadomości.
Ale jego oczy były żywe. Nie zmienił się, panował
nad każdym swoim ruchem, a głosy z pewnością nie rozszalały się wówczas w jego
głowie.
Uśmiechnął się jakby rozbawiony.
— Nienawidzisz tego tonu, prawda? — prychnął. — Za
bardzo przypomina ci początki naszej znajomości, boisz się, że połamię ci kości
— Tak — odparłam szczerze, zdając sobie sprawę, jak
bardzo jestem przerażona. Głos drżał mi tak, że ja sama ledwo zrozumiałam
wypowiedziane słowo.
— Wiesz —
kontynuował dalej nienawistnym głosem. — Nie sądziłem, że kiedykolwiek
przejmiesz się jakimkolwiek dzieciakiem.
— Nie przejmuję się dzieciakiem, ale tobą. To ciebie
zraniłam przez swoje postępowanie — odparowałam natychmiast, nie zastanawiając
się nad niczym. — Dobrze wiesz, że nigdy nie będzie ze mnie dobra matka, nie
chciałam zostać sama z tym problemem. Nie oznacza to jednak, że nienawidzę
ciebie.
— Mam o to żal — odezwał się. — Ale miałaś prawo
podjąć decyzję beze mnie, skoro zostałaś z tym sama.
Milczałam przez dłuższy czas, choć chciało mi się
płakać. Pragnęłam, żeby mnie przytulił i powiedział, że można o tym zapomnieć,
ale wiedziałam, iż nie mogę tego wymagać. Sama nigdy nie przestanę wracać do
swoich decyzji z przeszłości.
— Chciałbym widzieć jak dorasta, jak się rozwija i jak
wygląda, ale ja sam chyba nie byłbym dobrym ojcem, ze względu na swoją chorobę.
Cieszę się jednak, że pozwoliłaś mu żyć i nie zabiłaś go — powiedział już
łagodniejszym i smutniejszym głosem.
Zamarłam. Czy powinnam teraz Gregorowi powiedzieć,
iż z początku miałam takowy zamiar?
Chyba powstrzymam się od podobnych szczegółów.
— Zrobię jednak wszystko, żeby go zobaczyć. Nie
sądzę, aby Ville odmówił mi, jeśli go poproszę. Jak go nazwali, wiesz?
— Milo Andreas — odpowiedziałam, czując jak w oczach
zbierają mi się łzy. — Przepraszam cię.
Spojrzał na mnie znów, uśmiechając się lekko. Nie
był to jednak ten uśmiech, który od zawsze przynosił ukojenie. Bałam się,
naprawdę się bałam.
— Zaskoczyłaś mnie — usłyszałam po raz kolejny,
wyobrażając sobie, jak zimna, ostra stal zaczyna wbijać mi się w gardło. — Co
się jednak stało, to się nie odstanie. Nie rycz, bo nic już nie możesz zrobić.
Po raz kolejny zapanowała między nami cisza. Zdawało
mi się, że cofnęłam się o ponad rok, kiedy taki Gregor był na porządku dziennym
w moim życiu. Wtedy jednakże kompletnie mnie to nie obchodziło. Teraz
wiedziałam, że straciłam coś ważnego. Chciałam jak najszybszego powrotu do
normalności. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, iż tak bardzo przywiązałam
się do jego nowej, przymilnej wersji.
— Odnoszę wrażenie, że to nie wszystko, więc
słucham. — Oparł się wygodniej na kanapie i jak gdyby nigdy nic napił się coli.
Samym swoim głosem sprawiał, że jeszcze chwila, a mogłam się rozsypać.
— Mów do mnie normalnie — wytarłam łzy rękawem
bluzki i spojrzałam na niego z wyrzutem. — Nienawidzę takiego tonu.
— Wiem — uśmiechnął się. — Sądzę mimo wszystko, że
poważne wyznania takiego tonu wymagają. Kiedyś ci to przecież nie
przeszkadzało. Codziennie potrafiłaś odzywać się do mnie w ten sam okrutny
sposób.
— To było rok temu — zauważyłam. — Wtedy się
nienawidziliśmy, a teraz... — zawahałam się. — Teraz jest po prostu inaczej.
Polubiłam cię.
— Jestem zaszczycony — odparł ironicznie. — Nie
przystanę jednak na twoją prośbę i będę mówił tak, jak mi się podoba.
— Może jeszcze przystaw mi nóż do gardła, zwiąż,
zgwałć i będzie jak za starych, dobrych czasów! — krzyknęłam, zrywając się
szybko z kanapy. Zanim zdążyłam odejść o odpowiednią liczbę kroków, złapał mnie
za nadgarstki i pociągnął, sprawiając, że wpadłam wprost na niego. — Co cię
kurwa opętało?!
Jego oczy były tak bardzo świadome wszystkiego, że
to aż bolało. Gdyby miał nawrót schizofrenii, gdyby miał przywidzenia, mogłabym
wybaczyć mu wszystko. Nie, on pozostawał świadomy, łamiąc moje serce na milion
kawałków i najwyraźniej świetnie się bawiąc.
— Nic mnie teraz nie opętało i wiem, że zdajesz
sobie z tego sprawę lepiej, aniżeli ktokolwiek inny na tym świecie. Nie
skończyliśmy jednak rozmawiać.
Po czymś takim wiedziałam, że kiedy wspomnę o
Natashy zostanę w najlepszym wypadku zabita od razu, bez zbędnych cierpień oraz
tortur. Wolałam nie przekonywać się, jak bardzo Gregor potrafiłby być
kreatywny, jeśli chciał się na kimś zemścić za oszustwo.
— Kochasz mnie?
Pytanie to wyszło z moich ust zupełnie bezwiednie, bez
najmniejszego zastanowienia. Nie wiedziałam co miało ze sobą nieść.
Najwyraźniej mój mózg wszelkimi sposobami chciał znów usłyszeć choć trochę
życzliwości wraz z tym cudownym, ciepłym głosem, którym Gregor zazwyczaj się
posługiwał.
— Coś ty zrobiła najlepszego, że chcesz, abym cię
kochał?
— Właściwie nic nie zrobiłam. Po prostu nie
powiedziałam ci pewnych rzeczy i teraz nie wiem, jak zacząć.
— Tylko tyle? — spytał zrezygnowany, a ja poczułam,
jak zaczynam zsuwać się z jego kolan. — Jaja sobie robisz? Niepotrzebny dramat.
— Ale to jest poważne — odpowiedziałam.
— Chcesz mi powiedzieć, że kiedyś byłaś mężczyzną?
— Nieee, Gregor to jest naprawdę coś ważnego.
— No to powiedz mi to wreszcie! — niecierpliwił się.
Wstałam z jego kolan, po czym usiadłam obok niego na
kanapie, choć wolałam znaleźć się po drugiej stronie globu. Westchnęłam, nie
wiedząc, co teraz zrobić. Spojrzałam na niego ten ostatni raz, szukając otuchy
w wyrazie twarzy, jednakże znalazłam tam jedynie oczekiwanie i chłód zupełnie
taki sam, jak na początku naszej znajomości. Zaczęłam się w sobie coraz
bardziej zamykać i zaschło mi w ustach.
— Pragnę podkreślić, że nie było wcześniej okazji do
powiedzenia ci tego, co zamierzam. Cała ta sytuacja wyniknęła całkowicie
spontanicznie i okazała się szokiem również dla mnie. Do ostatnich chwil nie
miałam pojęcia, kim właściwie jest ta osoba. Mam nadzieję, że nie będziesz
wściekły na mnie zbyt długo i nie przestaniesz mi przez to ufać, ponieważ nigdy
nie chciałam cię zranić.
Cały ten czas obserwowałam jego twarz. Wyrażała
coraz większe zaskoczenie i zniecierpliwienie. Zdziwiłam się, że do tej chwili
nie rzucił się na mnie, ale Gregor cierpliwie czekał. Jak gdyby nigdy nic
skrzyżował ręce na piersi, co w mojej wyobraźni okazało się imadłem
zaciskającym się coraz mocniej na szyi.
Wzdrygnęłam się, ale mimo wszystko kontynuowałam.
— Któregoś późnego wieczora wracałam sama do
mieszkania Thomasa i zostałam napadnięta przez rozwścieczoną kobietę. Trafiłam
przez nią do szpitala.
Chłód Gregora niemal całkowicie zniknął, a oczy
przestały być tak obce. Znów powrócił do mężczyzny, którym się stał całkiem
niedawno. Odniosłam wrażenie, że ma ochotę przytulić mnie i przeprosić za to
całe dzisiejsze przedstawienie. Zanim jednak wykonał jakikolwiek ruch,
zatrzymałam go gestem ręki.
— Niby dlaczego miałbym się gniewać, że ktoś cię
pobił? Wiktoria, zależy mi na tobie, jak mogłaś pomyśleć, że...
— Ale to nie o sam fakt pobicia chodzi —
odpowiedziałam gwałtownie, odsuwając się o kilka centymetrów. — Nie wiem, po
prostu nie wiem dlaczego ci tego nie powiedziałam od razu, ale boję się, że to
może wszystko zniszczyć! Tak bardzo się starałeś wyzdrowieć, ja się starałam
pomóc... nie wybaczyłabym sobie, gdyby to wszystko przepadło.
— Cokolwiek by to nie było, na pewno sobie z tym
poradzę — odparł lecz w jego głosie nie słyszałam pewności.
— Tą kobietą była moja siostra bliźniaczka —
oznajmiłam na jednym wydechu, bojąc się jednocześnie, że wraz z końcem tego
zdania uciekł mi cały grunt pod nogami. — Nie powiedziałam ci tego od razu, bo
nie chciałam cię ranić, rozumiesz? Nie wiedziałam jak zareagujesz, bałam się.
Spojrzałam na niego, ale on w pierwszej chwili nie
powiedział nawet słowa. Jedyne co podnosiło mnie na duchu, to fakt, iż oczy
Gregora cały ten czas pozostawały żywe i świadome. Zacisnął jednak usta i spiął
wszystkie mięśnie, ja natomiast przygotowałam się na atak z każdej możliwej
strony.
— Błagam, powiedz coś. Nie zamykaj się teraz. Ta
kobieta już nic nie znaczy, nie możesz znów zacząć wszystkiego od nowa.
— Natasha... — wyszeptał.
Zrobił to w taki sposób, że moje serce załamało się
wraz z tym słowem na milion kawałków. Jakbym dosłownie w tamtej chwili go
straciła raz na zawsze. Nigdy wcześniej nie uwierzyłabym, że może mi to
przeszkadzać.
Patrzył na mnie, a ja czułam coraz większy ból w
piersi, pewna, że zaraz sama stracę świadomość. Myślałam, że będzie wrzeszczał,
ale on pozostał całkowicie spokojny i niedowierzał moim słowom.
— Ona wygląda
zupełnie tak jak ty — powiedział już normalnym głosem i zanim zdążyłam
jakkolwiek zareagować, przejechał dłonią po moim policzku.
— Nieprawda — wychrypiałam. — Całkowicie się
zmieniła. Wygląda teraz zupełnie inaczej, nawet nie jak siostra, nie mówiąc o
bliźniaczym podobieństwie.
Sprawiał wrażenie rozczarowanego, szybko zabrał dłoń
z mojego policzka. Fizycznie tego nie uczynił, ale poczułam się gorzej niż po
dostaniu z liścia.
— Dlaczego nie powiedziałaś mi tego od razu?
— Już ci powiedziałam dlaczego, nie słuchałeś.
— Słuchałem, ale takie wytłumaczenie nie trafia do
mnie. Czego się bałaś? Myślałaś, że cię zabiję, bo moja była narzeczona chciała
cię zamordować?
Byłam w szoku. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie
tego. Bardziej zezłościła go rozmowa na temat naszego dziecka. Patrzyłam się na
niego wówczas, jakby był stworzeniem z zupełnie innej planety. Musiało to
wyglądać dość głupio, ponieważ zaśmiał się.
— Natasha zniszczyła mi życie w dosłownym tego słowa
znaczeniu. Zostawiła mnie tuż przed naszym ślubem. Nigdy się ze mną nie
skontaktowała. Przeszedłem przez prawdziwe piekło z jej powodu.
Słuchałam jego słów niczym zaczarowana. Z każdym
kolejnym było mi coraz lżej na sercu. Nie stracę go, on nagle nie zniknie z
mojego życia. Nie skrzywdzi. Wciąż chce patrzeć mi prosto w oczy. Nagle
pojawiła się w moim wnętrzu nowa energia, która powodowała, iż musiałam wylać z
siebie wszystkie emocje.
— Ja nie chciałam ci o niej mówić, ponieważ bałam
się, że cię stracę — wyznałam. — Myślałam, że znienawidzisz mnie za skrywanie tego
faktu i pójdziesz do niej.
— Zgłupiałaś kompletnie — odparował i uśmiechnął
się, a był to taki uśmiech, który lubiłam najbardziej ze wszystkich. — Swoimi
czynami okazałaś mi więcej uczucia niż ona i nigdy nie zostawiłaś mnie, gdy cię
potrzebowałem. Jesteś od niej lepsza i bardzo szybko to zauważyłem, choć na
początku faktycznie kierowała mną nienawiść.
— Ja nie wiem, co ma
teraz powiedzieć — odezwałam się z uśmiechem na ustach. — Myślałam, że
wciąż ją kochasz, a ja ci tylko ją przypominam.
— Nie jestem masochistą Wiktoria. Nienawidzę jej za
to, co mi zrobiła. Już dawno przestałem cię z nią porównywać, a informacja, że
wyglądacie teraz całkowicie odmiennie, jedynie mnie cieszy. Ona nie zasługuje,
aby posiadać twój wygląd. Natasha cię pobiła, tak? Mam nadzieję, że odpłaciłaś
się jej za wszystko.
— Tak, razem byłyśmy w szpitalu.
— Natasha to zamknięty rozdział — zapewnił mnie. —
Nawet gdyby teraz chciała wszystko odkręcić, w ogóle mnie to nie interesuje.
Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam płakać. Wszystkie
emocje ze mnie uleciały. Już od dawna nie czułam takiej ulgi. Nie miałam pojęcia,
że jest to dla mnie aż takie ważne. Gregor również wydawał się zaskoczony, ale
przysunął się do mnie i mocno do siebie przytulił. Przez pierwsze kilka chwil
nie odezwał się nawet słowem, głaszcząc mnie delikatnie po plecach i całując w
czubek głowy.
— Nie płacz, proszę. Wszystko jest już dobrze. Nie
zostawię cię.
— Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że aż tak mi
zależy, aby ona nic dla ciebie nie znaczyła.
— Nie znaczy, mogę ci to obiecać.
Oderwałam się od niego, po raz kolejny dzisiejszego
wieczora wycierając oczy rękawem. Cały czas się do mnie u śmiechał.
— Masz mi jeszcze coś ważnego do powiedzenia,
kochanie?
Wzięłam głęboki wdech i pomyślałam przez chwilę.
— Nie, to już wszystko.
— Szkoda — wyglądał na prawdziwie rozczarowanego. —
Wiesz, nie pogardziłbym jeszcze jednym wyznaniem.
— Nie wyobrażaj sobie za wiele, to że nie chciałam,
abyś wracał do tej wariatki nie oznacza, że sama cię kocham. Po prostu taka
niezrównoważona baba powinna być odizolowana od społeczeństwa.
— Jasne, jasne, jak sobie chcesz.
Jakoś tak było mi z tym wszystkim dziwnie. Nie
dokończyliśmy tego filmu, a ja poczułam się nagle zmęczona do tego stopnia, że
prawie zasnęłam Gregorowi na ramieniu. Nie zadawał już więcej pytań, choć
miałam przeczucie, iż jeszcze niejednokrotnie powrócimy do tematu mojej siostry
bliźniaczki. Wolałam odsunąć te myśli na boczne tory, bo w innym wypadku w
ogóle bym nie zasnęła.
Dopilnowałam jedynie, aby Gregor wziął swoje leki,
po czym udałam się do siebie.
***
— Wiki, wstawaj — usłyszałam nad uchem.
Z początku zdawało mi się, że jedynie mam jakieś
omamy słuchowe. Było wyjątkowo zimno, więc zakryłam sobie pościelą połowę
twarzy i poprawiłam poduszkę pod głową. Uchylając delikatnie powieki, zdążyłam
się zorientować, że jest jeszcze szaro na dworze, a słońce ledwo co wstało.
— Wiki
Znów to samo. Tym razem dodatkowo poczułam, jak ktoś
potrząsa mnie delikatnie za ramię. Zmarszczyłam powieki, nie mając jednak w
zamiarze otwierania oczu. Jakikolwiek dzień dziś nie nastał, z pewnością będzie
beznadziejnie.
— Wiki, dzisiaj jest wyjątkowy dzień.
— Znów masz koszmary Gregor? — wymruczałam
całkowicie zaspana i zdziwiona, że dopiero za trzecim razem udało mi się
zidentyfikować ten głos.
Niechętnie podniosłam kołdrę. Para roziskrzonych,
brązowych oczu wpatrywała się we mnie z narastającym oczekiwaniem. Zlustrowałam
go spojrzeniem. Gregor był całkowicie ubrany. Uni osłam jedną brew.
— Nie mam żadnych koszmarów — zaprzeczył, krzywiąc
się lekko. — Chcę, żebyś poszła ze mną nad jezioro.
Moment. Między nami zapadła cisza, a ja
potrzebowałam dłuższej chwili, aby się w tym wszystkim połapać. Ponownie
omiotłam szatyna zdziwionym wzrokiem, a następnie wyciągnęłam telefon komórkowy
spod poduszki. Jedno spojrzenie na wyświetlacz wystarczyło, abym wszystko
zrozumiała.
Moje urodziny. Dwudziesty szósty maj. Dzień Matki.
Nie, stanowczo nie chcę nigdzie iść.
— Nie chcę Gregor — odpowiedziałam słabo, znów
zakrywając się kołdrą. — Ja... nie mam dzisiaj nastroju.
— Twoja mama z pewnością by nie chciała, abyś była
nieszczęśliwa we własne urodziny niezależnie od powodu.
Po raz
kolejny to robił. Wiedział, że cokolwiek by się nie działo, za nic nie
chciałabym skrzywdzić własnej matki. Od czasu kiedy umarła na raka, zbyt często
korzystał z tego argumentu.
— Najważniejsze, że działa — usłyszałam jego głos,
który wyrwał mnie z zamyślenia. Gregor najwyraźniej bardzo dobrze zdawał sobie
sprawę z tego, co zaprząta moje myśli. Powinnam już dawno temu przestać się
dziwić.
— Moja mama umarła niedawno. Nie myśl sobie, że
zgodzę się na jakieś huczne imprezy — burknęłam, wstając jednak z łóżka. Na
twarzy Gregora dostrzegłam triumfujący uśmiech. — Robię to tylko dlatego, żebyś
mnie dłużej nie męczył — uprzedziłam, przeczesując włosy palcami.
— Nawet mi to przez myśl nie przeszło Wiktoria —
zaprzeczył niemal od razu. — Wiem, że jest ci ciężko, nie jestem ślepy. Nie
zmienia to jednak faktu, iż w swoje urodziny powinnaś się chociaż uśmiechnąć.
Zaczęłam grzebać w swoich rzeczach, w poszukiwaniu
ubrań do założenia, a jednocześnie posłałam w stronę Gregora najbardziej
sztuczny uśmiech, na jaki było mnie stać w tej chwili. Następnie wyszłam z
pokoju bez słowa i skierowałam się do łazienki, aby choć trochę wyglądać jak
człowiek w dniu swoich dwudziestych drugich urodzin. Zupełnie nie tak sobie to
wszystko wyobrażałam jeszcze rok wcześniej.
Szykowanie się nie zajęło mi zbyt dużo czasu. Szybki
prysznic i umycie głowy załatwiło sprawę. Zresztą nie zależało mi, aby wyglądać
w ten dzień jakoś rewelacyjnie. Żadnych imprez, wódki, tabunu znajomych i
głośnej muzyki, nie zniosłabym tego. W ten dzień wszyscy będą szli do swoich
matek, aby dać im prezent, a ja... nie miałam już takiej możliwości.
Czułam, zbierające się łzy pod powiekami, więc
najszybciej jak mogłam, ochlapałam twarz zimną wodą z kranu. Całkowicie
odpuściłam sobie makijaż opuszczając łazienkę w jasnych jeansach, czarnych
trampkach oraz białej bluzie z kapturem z wizerunkiem sowy na piersi. Długie
włosy postanowiłam jedynie lekko podsuszyć i pozwolić, aby wilgotne jeszcze
kosmyki opadły mi swobodnie na ramiona. Nie trudziłam się nawet, aby je
wyprostować, w skutek czego były wówczas wyraźnie pofalowane.
Gdy wyszłam z
łazienki, Gregor już na mnie czekał. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany w
czarne jeansy. adidasy i czarno skurzaną kurtkę, a włosy pozostawił w lekkim
nieładzie. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok.
— Chodź, powinniśmy jeszcze zdążyć — powiedział,
wyciągając rękę w moim kierunku.
Uniosłam jedną brew.
— Zdążyć na co? — spytałam.
— Jak to na co? Na wschód słońca oczywiście.
***
Mimo świtu nie czułam już zimna. Kiedy wyszliśmy na
zewnątrz, Gregor trzymał się cały czas blisko mnie i ogrzewał własnym ciałem.
Nie mówiliśmy do siebie zbyt wiele, nie zareagowałam także, kiedy szatyn
delikatnie splótł ze sobą palce naszych dłoni. Zwyczajnie mu na to pozwoliłam.
Nie zdawałam sobie nigdy wcześniej sprawy jak
pięknym widokiem jest wschód słońca nad jeziorem. Rzadko bywałam w tym
konkretnym miejscu, pomimo tego iż znajdowała się w mojej miejscowości. Nigdy
dotychczas nie zauważyłam magii tego konkretnego miejsca. Promienie
wschodzącego słońca pięknie mieniły się w tafli jeziora. Chciało mi się trochę
spać, ale nie żałowałam, że zgodziłam się jednak na wyjście z domu. Czułam, że
mogłabym spędzić tutaj cały dzień.
— Jak znalazłeś to miejsce? — zagadnęłam, wtulając
się delikatnie w jego ramię, aby się ogrzać.
— Mijałem je, kiedy tutaj przyjechałem —
poinformował. — Od razu mi się spodobało. Jak się czujesz?
Wzruszyłam ramionami.
— Mam teraz
mieszane uczucia — powiedziałam prawie szeptem. — Nie jest jednak źle.
Gregor porozumiewawczo kiwnął głową.
— Jest jeszcze coś co cię martwi? — spytał,
jednocześnie obejmując mnie ramionami, jakbym zaraz miała mu uciec.
Zaśmiałam sie cicho pod nosem.
— Mam ci wyjawić wszystkie swoje sekrety? Rozumiem,
że nawiązujesz do naszej wcześniejszej rozmowy?
Pomiędzy nami zapadła chwilowa cisza. Gregor
wyraźnie zastanawiał się nad doborem słów, a malowniczy krajobraz jeziora przed
nami, zdawał mu się w tym pomagać. Wpatrując się w niego, delikatnie odgarnęłam
włosy z oczu, które z powodu wiatru, zdążyły już całkowicie wyschnąć.
— Nie zrozum mnie źle. Nie chcę, abyś coś przede mną
ukrywała, zwłaszcza tak poważnych spraw jak te ostatnie. Myślę, że powinienem
wiedzieć wcześniej.
W duchu przyznałam mu rację. Do teraz dziwiłam się,
że zareagował w tak spokojny sposób.
— Nie jest to nic konkretnego — zaczęłam. — Po
prostu się jej boję. Boję się mojej siostry. Widziałam ją dwukrotnie, ale
myślę, że ona jeszcze ze mną nie skończyła. Wyraźnie jest na mnie cięta i ma o
coś żal. Nie wiem, może dowiedziała się, jakie łączą nas relacje.
Siedział spokojnie, analizując moje słowa. Nie
wyczułam żadnego spięcia, pozostał zupełnie opanowany.
— Ja sam tego nie wiem, a ona miałaby wiedzieć? — w
jego głosie słyszałam wyraźną ironię i przez chwilę coś ścisnęło mi serce.
— Gregor, dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważny,
ale...
— Wiem — przerwał mi gwałtownie. — Wolę nie
kontynuować tego tematu. A co do Natashy, to się nie martw. Póki jestem przy
tobie, nic ci nie zrobi, nie będzie miała odwagi.
Milczałam. Nie byłam dostatecznie przekonana, czy
skoczek faktycznie ma rację. Wydawała się być niezwykle zdeterminowana, kiedy
okładała mnie pięściami. W dodatku niesamowicie szalona.
— Ona chyba dalej cię kocha — wychrypiałam, niepewna
własnego głosu. Nie byłam przekonana, czy chcę usłyszeć jego odpowiedź na to
stwierdzenie.
Prychnął drwiąco.
— Jak mnie tak kocha, to powinna starać się mnie
odnaleźć, a nie uwziąć się na ciebie i marnować swój czas na napaście w ciemnej
ulicy. Zwariowała kompletnie tak samo jak ja.
Zerwał się silniejszy wiatr. Mimowolnie wtuliłam się
jeszcze bardziej w Gregora, a ten nie protestował.
— Beznadziejny ze mnie romantyk, ale już trudno —
westchnął zrezygnowany. — Prezent też nie jest jakiś powalający.
— Masz dla mnie prezent, serio? — spytałam
zaskoczona. — Naprawdę nie musiałeś Gregor.
— Musiałem — zaprotestował. — Mam nadzieję, że
będziesz miała kolejny powód, aby się uśmiechnąć.
Gregor odsunął się ode mnie delikatnie, po czym
zaczął grzebać w wewnętrznej kieszeni kurtki. Po niedługim czasie wyciągnął z
niej dwa bilety. Z pytającym wyrazem twarzy wzięłam je od niego.
— Masz VIP'y — dodał, kiedy uważnie przyglądałam się
podarunkowi.
Dopiero po minucie doszło do mnie co tak naprawdę
trzymam w rękach.
— Gregor, te bilety musiały kosztować fortunę! Boże,
dziękuję! — krzyknęłam i zanim zdążyłam pomyśleć, rzuciłam się szatynowi na
szyję. Po chwili oboje leżeliśmy na mokrej trawie.
Dostałam od Gregora VIP'owskie wejściówki na koncert
Rammstein w listopadzie! Boże, ja chyba śnię!
— Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jeszcze nigdy nie
byłam na ich koncercie!
Leżałam tak na nim z dobrych kilka minut i nie
zdawałam sobie sprawy, że krzyczę mu do ucha, ale ten się tylko ze mnie śmiał i
raczej nie śpieszył się, aby zrzucić mnie ze swojej piersi. Zanim to
przemyślałam, szybko dałam mu buziaka w usta, zaraz potem drugiego, po czym
wstałam i zaczęłam poprawiać ubrania.
— Nie spodziewałem się, aż takiej radości —
wymruczał mi do ucha, zachodząc od tyłu. — Chyba ci będę kupował bilety na
każdy ich koncert teraz.
Po chwili skierował swoje ciepłe dłonie na mój kark
i zaczął z wyczuciem masować. Mimowolnie zadrżałam lecz nie było to spowodowane
zimnem. Chciałam mu powiedzieć, żeby przestał, ale gdy otworzyłam usta, wydobył
się z nich tylko jęk. Przeczuwałam, że szatyn uśmiechał się wówczas z
zadowoleniem.
Po kilku minutach masażu przestał, aby na koniec
ucałować mnie w szyję.
— Byłaś bardzo spięta kochanie — powiedział. —
Zbieramy się, nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem.
Dopiero, gdy Gregor wypowiedział te słowa, zdałam
sobie sprawę, że ja też bym coś zjadła.
Wracaliśmy oboje w lepszych nastrojach i bardziej
rozmowni.
***
To był wyjątkowo miły dzień, mimo moich
wcześniejszych obaw. Andreas i Magda przywitali mnie z wielkim uśmiechem. W
prezencie od nich dostałam pięknie zdobione pióro. To takie kochane.
Prawdziwą niespodziankę otrzymałam jednak późnym
popołudniem, kiedy to zadzwonił dzwonek do drzwi, a w progu pojawił się Kuba
Kot z moją kuzynką Darią na rękach, a z tyłu stała Dominika, machając do mnie
pociesznie.
— Wszystkiego najlepszego solenizantko! — zawołali,
a ja miałam szczerą ochotę się popłakać.
Wszyscy zaczęli się ze mną wylewnie witać, a w całym
mieszkaniu dało słyszeć się gwar rozmów i śmiechu. Była nas w sumie siódemka,
nie potrzebowałam nikogo więcej. Sandra oczywiście nie zadzwoniła do mnie, aby
złożyć głupie życzenia, czego nie można było zarzucić ojcu, który skontaktował
się ze mną, kiedy akurat wracaliśmy z Gregorem z naszej porannej przechadzki.
Nie przejmowałam się zbytnio tą dziewuchą.
— To nieładnie tak nie odbierać telefonów! —
Dominika pogroziła mi palcem. — Wiesz, jak myśmy od zmysłów odchodzili wszyscy?
Jak się teraz czujesz? — dodała ze słyszalną troską.
Było mi niesamowicie głupio.
— Przepraszam was wszystkich — odezwałam się ze skruchą.
— Teraz jest już znacznie lepiej — zapewniłam. — Miałam tutaj ogromne wsparcie —
dodałam, patrząc z wdzięcznością na właścicieli mieszkania oraz Gregora.
Wszyscy uśmiechnęli się do mnie radośnie.
Wszyscy zostali poczęstowani kawą lub herbatą po czym
staraliśmy się rozmawiać na każdy niemal temat. Było całkowicie spokojnie,
czyli tak jak sobie wymarzyłam. W pewnej chwili wyłączyłam się z rozmowy i w
myślach złożyłam najlepsze życzenia mojej mamie. To nie był smutny dzień.
Wiedziałam, że ona także się teraz uśmiecha.
Daria również zdawała się powrócić do dawnego ja. Po
części już pogodziła się z własną niepełnosprawnością i raczej nie miała
momentów zadumy. Specjalnie usiadłam obok niej, abyśmy wzajemnie były dla
siebie wsparciem. Przez pewien moment ściskałyśmy się za ręce.
Prezent jaki otrzymałam od tej trójki wprawił mnie w
zdumienie. Kadzidełka, muzyka relaksacyjna i...
— Co to jest? — spytałam z ciekawością, kiedy
Dominika wcisnęła mi w ręce jakąś małą figurkę na srebrnym łańcuszku.
— Talizman dziewczyno — odparła Dominika, urażona,
że nie domyśliłam się jaki też ogromny skarb mi daje. Podarunki od dziewczyn
zawsze były nietypowe i nieprzewidywalne, zupełnie jak ona sama. — Starodawny,
uwalnia pozytywną energię i odstrasza negatywne wibracje, poza tym musisz
przyznać, że ten kotek jest uroczy. Żadne złe myśli nie będą cię już nękać.
Podświadomie wyobraziłam sobie jak leżę na fotelu z
słuchawkami na uszach, skąd dobiega relaksacyjna muzyka, noszę ten
"talizman" na szyi i wdycham zapach kadzidełek. Normalnie ful wypas,
spokój oraz relaks gwarantowany.
Jednocześnie dostrzegłam jak Kuba patrzy na swoją
dziewczynę z pobłażliwym uśmieszkiem, dając mi do zrozumienia, że to nie był
jego pomysł. Daria jedynie machnęła ręką, co najwidoczniej miało oznaczać
"Znasz ją, jak się uprze to koniec".
O tak, znałam bardzo dobrze. Dawna Dominika wracała
do nas w stu procentach, tęskniłam za nią. Musiałam blondynkę mocno uściskać.
— Dziękuję wam, to jest cudowne — powiedziałam ze
szczerym uśmiechem. Te podarki były doprawdy urocze, powodując u mnie
wzruszenie. Dla tych ludzi naprawdę okazałam się ważną osobą w życiu. — Tak,
kotek jest wprost cudowny. W ogóle wszystkim wam dziękuję — omiotłam
spojrzeniem całą szóstkę. — Wszystkich was uwielbiam, dziękuję za pamięć.
Dalsza część dnia okazała się mniej ckliwa i
znacznie bardziej wesoła. Zanim się zorientowałam z głośników płynęła cicho
muzyka. Dałam się nawet namówić na jeden jedną lampkę wina, która naprawdę
okazała się pierwszą i ostatnią. Zaczęły mną targać lekkie wyrzuty sumienia. To
mężczyźni co chwilę pili moje zdrowie, a ja wraz z dziewczynami patrzyłam na
nich z politowaniem.
— Tylko się nie upijaj, to ma być kulturalne
świętowanie, a nie melina — ostrzegła Magda, stając za Andreasem i chwytając go
za ramiona.
— Ja się nigdy nie upijam — żachnął się Niemiec. —
Też się wybieram na koncert Rammstein w listopadzie i też mam VIP'y — dodał,
spoglądając w moim kierunku. — Czuję, że będzie zajebiście, już się bałem, że
nie będę miał z kim pojechać.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
— Na pewno już nie mogę się doczekać. Pierwszy raz
będę na ich koncercie.
— Tak samo ja — odpowiedział Welli. — Byłoby super,
gdyby udało nam się dopchać do członków zespołu i pogadać.
— Łap mnie,
jak będę mdleć z wrażenia — poprosiłam, śmiejąc się.
— Chyba ten pięćdziesięcioletni dziadek nie podoba
ci się bardziej niż ja? — spytał Gregor z udawaną zazdrością, najwyraźniej
mając na myśli wokalistę.
Posłałam mu karcące spojrzenie.
— To nie jest żaden dziadek! — naskoczyliśmy
jednocześnie z Andreasem, a wtedy Gregor wraz z Magdą spojrzeli na siebie
porozumiewawczo.
— Oni mają fioła Gregor, tego nie przegadasz...
Generalnie bawiliśmy się coraz lepiej, choć ja
wiernie pozostałam przy jednym kieliszku wina. Nie czułam się jednak
upoważniona do zabraniania picia innym. Po pewnym czasie przestało mi to
przeszkadzać. Nie zmieniło to jednak faktu, że mężczyźni zaczynali folgować z
alkoholem.
Zrobiło mi się duszno, poczułam, że muszę wyjść na
balkon, aby się przewietrzyć. Niebo już pięknie zostało upstrzone mnóstwem
małych gwiazdek, a powietrze okazało się wyjątkowo rześkie i orzeźwiające.
Lekko upity głos wyrwał mnie z zamyślenia, nie
musiałam się odwracać, aby wiedzieć kto przyszedł, a poza tym obecność Kuby nie
przeszkadzała mi, dawno nie rozmawialiśmy na osobności, jak kumple.
— Jesteś bardzo zła? — spytał, opierając się o
balustradę. — Widzisz, alkohol pomaga zapomnieć o problemach.
— Nie, nie jestem zła — zaprzeczyłam ruchem głowy. —
Nie mam prawa wam niczego narzucać. Cieszę się, że mogę z wami spędzić swoje
urodziny — dodałam ze szczerym uśmiechem. — Dawno się nie widzieliśmy.
Pokiwał głową i skierował na mnie swoje
ciemnobrązowe tęczówki.
— Martwię się w dalszym ciągu o Darię — przyznał
szczerze. — Mieszka ze mną i z Dominiką, nie przeszkadza nam oczywiście, ale w
dalszym ciągu mam wrażenie, że się załamała zupełnie i ciężko będzie jej dalej
funkcjonować. Poza tym mój braciszek zachował się jak ostatnia świnia!
Dobrze go rozumiałam i nie miałam o nic żalu.
— Też się o nią niepokoję — przyznałam. — Wierzę
jednak, iż ona potrzebuje po prostu więcej czasu. Z naszej trójki to właśnie
Daria miała głowę na karku i była najrozsądniejsza. Wiem, że sobie poradzi. A
co do Maćka... cóż, najwidoczniej nie wszystko musi mieć swoje szczęśliwe
zakończenie.
— Nie dość, że zerwał z Darią w taki chamski sposób,
to jeszcze nie odzywa się do mnie! — w głosie Kuby słyszałam ogromną gorycz,
która sprawiła, iż miałam ochotę go przytulić. — Od dziecka byliśmy
nierozłączni, spędzaliśmy każdą możliwą chwilę razem, a teraz on nagle wszystko
zakończył. Bez konkretnego powodu. Zwyczajnie mnie olał!
— Próbowałeś się z nim skontaktować?
Kuba spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym w
jednej sekundzie postradała zmysły.
— Oczywiście, codziennie próbuje, ale wychodzi na
to, że zmienił numer.
— Do rodziców dzwoniłeś?
— Tak, z rodzicami też nie rozmawiał. Wygląda na to,
że całkowicie zapadł się pod ziemię. Mam nieodparte wrażenie, że za wszelką
cenę chciał odizolować się na stałe od Darii, a wiedział, że teraz się z nią
zadaję.
— Poświęciłby te wszystkie wasze wspólne lata tylko
po to, aby odizolować się od Darii? — ciężko było mi w to uwierzyć. — To
okrutne!
— Znowu mu sodówa uderzyła do łba — sarknął
wściekle. — Już ja sie z nim policzę, jeśli raczy się odezwać. Z podłogi się
nie podniesie!
Wyraźnie widziałam jak Kuba zaciska pięści na
poręczy, a szczęka mu drży. Był naprawdę wściekły.
Nie wiedziałam, co mogłabym mu poradzić w tej
sytuacji, tym bardziej, że moje relacje z Sandrą były tragiczne, nie
wspominając o "kontaktach" z siostrą bliźniaczką. Czułam się po
prostu niczym jedynaczka.
— Przepraszam, wiem, że moje problemy w porównaniu
do twoich są niczym — posmutniał. — Pewnie wydaje ci się to zabawne, co?
Zaprzeczyłam energicznie głową i zanim zdążyłam to
dokładnie przemyśleć położyłam swoją zimną dłoń na rozgrzanej dłoni Kuby. W
pierwszej chwili prawie mnie parzyła, nie cofnęłam jednak ręki, a on jej nie
strząsnął.
— Każdy z nas ma problemy, z którymi musi sobie
poradzić Kuba i nie należy tych problemów porównywać. Po prostu każdy z nas
musi przejść przez to wszystko z podniesioną głową.
Uśmiechnął się nagle, a w jego oczach pojawiły się
wesołe iskierki.
— Dzięki Wiktoria.
— No problemo — wzruszyłam ramionami, odrywając się
od balustrady. — Wracamy do środka? — zaproponowałam. — Zimno tutaj.
Z ust skoczka wydobyło się jedynie ciche mruknięcie,
ale odebrałam to jako aprobatę.
Kiedy jednak wróciliśmy do ciepłego salonu, wryło
nas w ziemię i w pierwszej chwili miałam wrażenie, że to jakaś fatamorgana. Nie
było mimo wszystko możliwości, aby to były omamy. Nic przecież nie piłam, będąc
trzeźwą jak nikt inny na tej imprezie.
Na środku kanapy siedział Gregor wraz z Dominiką i
całował się z nią. Czy może raczej zmuszał ją do tej czynności, ponieważ moja kuzynka
wyraźnie się wyrywała. Koło nich siedziała Daria ze źrenicami wielkości
pięciozłotówek i szczęką do ziemi, ale w ogóle się nie poruszała.
Nie, to się nie mogło dziać. Gregor całował Dominikę
i widać było, że bardzo się mu to podobało, że chciał ją całować.
Zabolało. Mocno. Na tyle, że widząc ten paskudny
obraz zatoczyłam się i musiałam się podeprzeć o najbliższy fotel. Czułam jak
mocno ściska mi się serce, a w oczach pojawiają się łzy.
Dlaczego? Dlaczego do cholery on całował moją
kuzynkę i jakim prawem mnie to dotknęło? Przecież go nie kocham. Mówiłam mu, że
może znaleźć sobie jakąś inną kobietę.
Nie rozumiałam powodu tak gwałtownej reakcji mojego
ciała. Miałam szczerą ochotę podbiec do nich, brutalnie ich od siebie oderwać,
wykrzykując Gregorowi w twarz, że mnie zdradził. Uderzyłabym go z całej siły w
twarz, ciesząc się, że go boli, choć w połowie tak mocno jak mnie na ten widok.
Zrozumiałam, że byłam zazdrosna i to cholernie.
Zanim jednak zdążyłam zrobić cokolwiek, Kuba
wystrzelił jak z procy i oderwał tę dwójkę od siebie. Rzucił Gregora na
podłogę, uderzając go tak mocno z pięści, że aż trysnęła krew.
Ten cholerny dupek mnie zdradził! Przecież miał
kochać tylko mnie, przecież... miał pozostać dla mnie i dla nikogo innego.
Mimowolnie zaczęłam zanosić się płaczem. Wcale nie
było mi Gregora szkoda. Wyminęłam bijącą sie dwójkę, uciekając do swojego
tymczasowego lokum. Zamknęłam drzwi z trzaskiem, zjeżdżając powoli plecami w
dół.
Bolało.
Myślałam, że jego usta należą do mnie, jego dotyk
zarezerwowany jest wyłącznie dla mnie. Jego oczy iskrzą się wyłącznie na mój
widok.
Do kurwy nędzy, byłam zraniona!
— Wiktoria?
Usłyszałam jego głos za drzwiami. Podziałało na mnie
to niczym płachta na byka. Jeszcze bardziej zalałam sie łzami, a co
najdziwniejsze, wcale się ich nie wstydziłam. Co więcej, chciałam, żeby je
usłyszał, żeby żałował.
— Spierdalaj pieprzony chuju!
— Daj mi wyjaśnić...
— Jak dla mnie Kuba może cię pobić na śmierć! —
krzyknęłam, mimo że Gregor stał tuż za drzwiami. — Spieprzaj męska kurwo!
Nie miałam całkowitej świadomości tego jakie słowa
wydobywają się z moich ust. Liczyło się tylko to, aby serce przestało wreszcie
tak mocno boleć. Do tej pory nie zdawałam sobie w ogóle sprawy, że zareaguję
tak bardzo impulsywnie, widząc Gregora, całującego inną kobietę.
— Jesteś zazdrosna?
— Jesteś pierdolnięty!
Nie rozumiałam jak on po czymś takim może sądzić, że
wszystko jest w jak najlepszym porządku. Teraz już z pewnością wiedział ile dla
mnie znaczył i powinien mieć chociaż wyrzuty sumienia, a on mówił tak spokojnie.
— Kochasz mnie?
— Uważaj na niskie kobiety, bo prędzej urwą ci jaja,
niż uderzą w twarz! Nienawidzę jeśli już!
Jeśli kiedykolwiek miałam ochotę Gregora zabić, to
był właśnie ten moment. Jedynie świadomość, iż tak naprawdę nie jestem u
siebie, powstrzymywała mnie przed rozwaleniem wszystkiego w drobny mak.
Naprawdę poczułam się zdradzona.
— Wiktoria, przepraszam, kocham cię.
Jeszcze bardziej się we mnie zagotowało.
— Okazujesz to w bardzo pokrętny sposób! Dziwię się,
że cię jeszcze Kuba nie przerobił na mielonkę! Idź opatrz sobie nosek, zanim
się wykrwawisz! — dodałam z udawaną troską. Cała się trzęsłam z wściekłości. —
Tak, kocham cię do kurwy nędzy, zadowolony?! Kocham jak ostatnia kretynka, a ty
całujesz się z moją kuzynką!
Nagle wbrew wszelkim oczekiwaniom usłyszałam gromki
śmiech, w tym śmiech Kuby. Byłam bardziej niż zszokowana. O co w ogóle chodzi?
— Na to wszyscy czekaliśmy, dobra koniec
przedstawienia. Wiktoria, możesz otworzyć drzwi, wszyscy musimy ci coś wyjawić —
usłyszałam głos Dominiki.
— To było wyreżyserowane — powiedział Kuba z
rozbawieniem w głosie. — Gregor chciał, żebyś wreszcie się otworzyła.
— A my mu
pomogliśmy — dodała Magda.
Dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie tych słów, a
gdy je pojęłam... miałam szczerą ochotę zapaść się pod ziemię. Ten człowiek
zgrabnie mną zamanipulował! Nie chciałam teraz nikomu w oczy patrzeć.
Cieszyłabym się, gdybym mogła się w tamtej chwili obudzić. Jak mogli mnie w ten
sposób potraktować? To takie nieludzkie..
Cały czas coś do mnie mówili, ale ja nie
odpowiadałam. Szybko odwróciłam się i zanim ktokolwiek mnie złapał pobiegłam do
salonu, bezpardonowo nalewając sobie, a następnie wypijając jeden po drugim
trzy kieliszki wódki.
— Niech nikt się do mnie nie zbliża — wychrypiałam,
czując nieprzyjemne palenie w przełyku. — Zrobiliście sobie ze mnie żarty i
zachowaliście się wszyscy jak świnie.
— Nie sądziliśmy, że aż tak weźmiesz to do siebie —
w głosie Dominiki słyszałam wyraźną skruchę.
— Zamilcz — powiedziałam spokojnie aczkolwiek zimno.
— Ile my już się lat znamy, co? Myślałam, że jesteśmy dla siebie jak
przyjaciółki. A co do ciebie — skierowałam oskarżycielskie spojrzenie na Kubę. —
To co mi powiedziałeś na balkonie, to też była część planu? Braciszek będzie
zadowolony.
Nie musiał nic mówić, abym się zorientowała, iż akurat
tamto nie było kłamstwem. Bardzo się zmieszał, a na wspomnienie młodszego brata
w jego oczach dostrzegłam złość. Nie odpowiedział jednakże na moje pytanie.
— Z tobą natomiast nie chce mi się nawet gadać —
spojrzałam na Gregora z wielkim żalem, czując, jak opuszczają mnie wszystkie
siły. — Wyrwałeś te wyznanie ze mnie w sposób całkowicie brutalny, nie
przemyślałeś absolutnie nic. Lepiej ci teraz? Co z tego, skoro zachowałeś się
całkowicie nie, jak mężczyzna którego kocham, a jak ktoś kogo szczerze
nienawidziłam rok temu. Pamiętasz, kiedy chciałeś mnie utopić w rzece? Teraz
czuję się nieporównywalnie gorzej.
Nie czekając na żadną reakcję, nalałam sobie czwarty
kieliszek wódki i skrzywiłam się.
— Czy moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy? — spytał
Gregor, a ja w pierwszym odruchu chciałam na niego wrzasnąć. — Jeśli się nie
zgodzisz, będę mówił przy wszystkich.
Zaśmiałam się szczerze, odkładając kieliszek na
stół. Było mi absolutnie wszystko jedno, ponieważ czułam, że nie można mnie już
bardziej upokorzyć w ten wieczór. Uśmiechnęłam się sztucznie do szatyna, dając
mu tym przyzwolenie do publicznych inwokacji.
— Nie chce mi się odchodzić od stołu — stwierdziłam
obojętnym tonem, biorąc do ręki jedną z kanapek z serem, sałatą i pomidorem. —
Mów śmiało, a ja zjem.
Rozejrzał się nieśmiało po zebranych, którzy stali
teraz jak słup soli, bacznie obserwując rozwój wydarzeń. Nie przeszkodziło mu
to jednak, aby zacząć:
— Wiem, że zachowałem się jak świnia i żałuję tego.
W najśmielszych marzeniach nie sądziłem, że aż tak może cię to zaboleć. Od
samego początku trzymałaś mnie na dystans, w dodatku cały czas powtarzałaś, że mnie
nie kochasz, ale zrozum też, że ja musiałem wreszcie się dowiedzieć prawdy. Kompletnie
sobie nie radziłem z tą sytuacją. Zobacz, jak bardzo musiałem być zdesperowany,
skoro się na taki krok zdecydowałem. Nie wiem, co teraz zrobisz, ale cieszę się
chociaż, że w końcu znam twoje uczucia. Szczerze wątpiłem, że ty sama wiesz, co
się z tobą dzieje i równie dobrze, mogłabyś nigdy tego nie odkryć.
Kiedy tylko skończył mówić, zbliżył się do mnie,
padł na kolana i objął moje nogi rękami. Czułam się z tym wyjątkowo dziwacznie.
Wraz z Gregorem wiele przeszliśmy przez ponad rok lecz nigdy nie sądziłam, iż dojdzie
do podobnej sytuacji. Wszyscy patrzyli się na nas jak ciele na malowane wrota,
przez co poczułam się niczym ciekawa ekspozycja w muzeum.
Na całe szczęście, że skończyłam jeść, bo w tamtym
momencie było mi niedobrze — ze zmęczenia, z powodu tego całego widowiska, na
wspomnienia mojej histerii... w dodatku on tak klęczał przede mną, jakbym była
ostatnią nadzieją jego życia.
Odchrząknęłam.
— Proszę, wstań — powiedziałam cicho, zatapiając
dłoń w jego jak zwykle nastroszonych włosach.
Nie oznaczało to jednak, że mu wybaczyłam.
Zwyczajnie miałam dość wrażeń na dzisiaj. Rozglądając się dookoła zauważyłam,
że wszyscy czekają na szczęśliwe zakończenie. Dla mnie znaczyło ono tyle samo,
co położenie się wreszcie do łóżka.
Wstał. Zaszczycił mnie takim spojrzeniem, iż
poczułam się tak, jakbym się topiła od środka. Było to bardzo przyjemne
uczucie. Spoglądał z nadzieją, strachem, miłością... poczułam, że słabnę z każdą
sekundą, przez co po raz kolejny zachciało mi się wrzeszczeć.
— Od samego początku nasze relacje były dość zawiłe —
zaczęłam, ciesząc się ogromnie, iż głos mi nie drży. — Na twoim miejscu nie
dziwiłabym się z powodu moich wątpliwości. Poza tym w życiu wiele złego mnie
spotkało — młodsza siostra się na mnie wypięła, straciłam pracę, umarła mi
mama, pobiła mnie bliźniaczka, Thomas mnie zdradził... nie miałam po prostu
czasu, aby myśleć nad tym, co do ciebie czuję. Za każdym razem znajdowały się
ważniejsze sprawy do przemyślenia.
— Całkowicie to rozumiem, przepraszam — odpowiedział
ze smutkiem w głosie. Ostatkiem sił walczyłam, aby go nie przytulić. — Wydawało
mi się od dłuższego czasu, iż potrzebujemy siebie nawzajem. Każde drugiemu
pomagało na swój własny sposób. Wiem już teraz, że nie mógłbym żyć bez ciebie.
— Bo tak jest, staliśmy się dla siebie
niezastąpionym wsparciem. Co nie zmienia faktu, że aby wpaść na taki poraniony
pomysł, faktycznie trzeba mieć problem z psychiką. Zachowałeś się jak świnia!
Prychnął śmiechem, podobnie jak inne osoby w
pomieszczeniu.
— To co teraz będzie? — spojrzał na mnie wyczekując.
— Decyzja należy do ciebie.
Miałam wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech, jakby
od moich słów zależały losy wszechświata. Naprawdę chciało mi się wówczas
śmiać. Spojrzałam na każdego z nich, a wszystkie miny wyrażały coś w rodzaju:
"Jeśli teraz złamiesz mu serce, my cię nie znamy"
— Jesteś pokręcony, ekscentryczny, nieprzewidywalny,
wybuchowy, egoistyczny, niekonwencjonalny, szalony, lekkomyślny, zbyt
emocjonalny, nie masz za grosz taktu i wyczucia sytuacji, brak ci rozwagi, a do
tego jesteś erotomanem.
— Czyli same zalety — usłyszałam z tyłu głos
Andreasa.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
— Nie znęcaj się już tak nade mną — poprosił z miną
zbitego psa. — Wiem, że narozrabiałem.
— Ale mimo tych wszystkich "zalet" kocham
cię.
— Powtórzyłabyś to jeszcze raz? — spytał, a w jego
brązowych oczach ujrzałam wesołe iskierki.
— Kocham cię — spełniłam jego prośbę.
Zanim zdążyłam zarejestrować co się właściwie stało,
Gregor porwał mnie w ramiona i delikatnie unosząc, pocałował. Żaden opór nie
miałby najmniejszego sensu. Jego bliskość całkowicie odbierała mi zdolność
logicznego myślenia. Tak było już od dłuższego czasu.
W tle słyszałam głośne wiwaty moich znajomych i
rodziny, jakbyśmy właśnie złożyli sobie co najmniej przysięgę przed ołtarzem.
To był najdłuższy pocałunek jaki kiedykolwiek
doświadczyłam. Nie okazał się jednak namiętny, wyrażający pożądanie oraz
pragnienie. To był pocałunek pełen miłości, przywiązania, czułości,
delikatności w którym tkwiła wyraźna obietnica trwania przy sobie nawzajem.
Oboje złożyliśmy ją w pełni świadomie i z radością.
Czuję się zmanipulowana i jednocześnie upita
szczęściem!
Czy coś jest ze mną nie tak?
Kochana!
OdpowiedzUsuńJak zwykle brakuje mi słów, by opisać emocje, jakie mną targają za każdym razem, kiedy czytam Twój nowy rozdział. Nie wiem, skąd bierzesz te pomysły, ale jesteś w tym rewelacyjna!
Nareszcie spełniło się moje marzenie, a więc to, że Wiki zrozumiała, że kocha Gregora. To było oczywiste, ale musiała sama sobie to uświadomić. No i oczywiście nie zawiedli jej przyjaciele. Całkiem niezła akcja z tego wyszła ^^
Poza tym nadal obawiam się, co też knuje Marta. Z pewnością jej wątek jeszcze się tutaj pojawi, a jeśli dziewczyna dowie się, że Wiki i Gregor rzeczywiście są razem, może się to źle skończyć.
Mam też nadzieję, że Maliniak zmieni kiedyś swoje nastawienie do dzieci. Zapewne nie odzyskają już swojego synka, ale może w przyszłości poczuje ona jakiś instykt macierzyński. W końcu to przychodzi z czasem,
Aha, cudna piosenka w tle!
Czekam na kolejny rozdział z utęsknieniem.
Pozdrawiam ;*
Prosze, błagam na kolanach o kolejny rozdział ��
OdpowiedzUsuńPamiętasz, kiedy mówiłaś, że doprowadzisz bloga do końca, nawet jeśli by się walilo i paliło? Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o blogu i że czytasz ten komentarz. Mogę zapytać, kiedy będzie kolejny rozdział? Bo jestem przekonana, że pracujesz nad nim.
OdpowiedzUsuńCzy naprawdę potrzebujesz magii miłości, aby przywrócić byłego kochanka lub poślubić swoje małżeństwo? chubygreat@gmail.com, aby uzyskać szybkie 48-godzinne rozwiązanie. Rok i sześć miesięcy temu miałam problem z mężem, byliśmy w separacji. Kiedy ze mną zerwał, byłam zdezorientowana i nie wiedziałam, co zrobić, żeby go odzyskać, czułam się taka pusta w środku. Dopóki nie natknąłem się na chubygreat w Internecie o tym, jak pomógł wielu ludziom rozwiązać tam różne problemy. Wysłałem mu e-mail i opowiedziałem mu o swoim problemie i zrobiłem to, o co mnie poprosił, aby mi pomóc, krótko skróciłem długą historię, zanim się zorientowałem, w mniej niż 48 GODZIN mój mąż zadzwonił do mnie i wrócił do mnie, a on mi powiedział przepraszał za to, co się działo między nami dwojgiem. Na koniec piszę to świadectwo, aby podziękować i wyrazić moją głęboką wdzięczność chubygreatowi za dotrzymanie twoich słów i obietnic, że sprowadziłeś go z powrotem w ciągu zaledwie 24 godzin od potężnego rzucania zaklęć i za użycie twoich utalentowanych i wielkich mocy. sprowadzić go z powrotem. Jeśli potrzebujesz jego pomocy, możesz wysłać mu e-mail na adres: chubygreat@gmail.com Możesz również wysłać mu WhatsApp na numer +2348165965904
OdpowiedzUsuń