niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 51

Rozdział krótszy o połowę niż poprzedni, ale jest wcześniej. Kolejny jeszcze przed 15 lutego. W następnym bardziej konkretna akcja.

Następne tygodnie okazały się koszmarem. Ten telefon zburzył cały spokój, jaki Wiktoria starała się w sobie zatrzymać. Nie podziałało. Wysłuchując co takiego Richard ma do powiedzenia, odniosła wrażenie jakby ktoś mocno uderzył ją w brzuch. Nie była w stanie nabrać powietrza. Wszyscy dookoła starali się do niej dotrzeć. Dowiedzieć się, co takiego nią wstrząsnęło. Ona natomiast słyszała jedynie głos w słuchawce; naglący, pełen złości, głośny, do pewnego stopnia przesycony strachem.
— Krzysztof jest niewinny. To wszystko wina Patryka, a twoja kuzyneczka chce wsadzić do pierdla niewłaściwą osobę.
Czasem ciężko było go zrozumieć. Wiktoria była tak zaskoczona, że ledwo rozróżniała niemieckie słowa, a w dodatku Freitag mówił we wręcz szaleńczym tempie. Zupełnie tak, jakby bał się, że ona zaraz się rozłączy i już nigdy nie będzie miał możliwości się z nią skontaktować.
Niemal widziała jak Richard się trzęsie, ponieważ słyszała to na pewno w jego glosie. Z pewnością wielu musiał kosztować go ten telefon akurat do niej. Zaskoczył ją już samym faktem, że nie wykasował numeru. Ale nie to było teraz ważne. Przejęcie w głosie skoczka prawdopodobnie spowodowało, że bez żadnego namysłu zgodziła się z kolejnymi wypowiedzianymi słowami.
— Musimy się spotkać, a twoja kuzynka musi wszystko odwołać.
— Tak.
Inteligentna odpowiedź z pewnością. Nie tego się po sobie spodziewała. Oj, na pewno nie tego. Ale dawno nic nie zaskoczyło Wiktorii w taki sposób. Znając życie, gdyby odmówiła, to do końca życia zastanawiałaby się czy nie popełniła błędu. Taka już po prostu była.
— Co tak? – usłyszała wątpiący głos w słuchawce. – Zgadzasz się?
— Bez Marty.
Mówi cholernie nieskładnie. Wiedziała o tym. Myśli w jej głowie nie były w żaden sposób poukładane. Nie wiedziała co powinna zrobić ani co sądzić. Z drugiej jednak strony, gdyby nic w tym nie było, to czy Richard tak by się przejął? Z pewnością nie. Ale skąd oni znali się tak dobrze? Nie byli przecież kumplami z kadry. Nie mieli wspólnych zgrupowań. Nie powinni się ze sobą kontaktować, jaki był w tym cel? Skąd Richard w ogóle wiedział, że Krzysiek przebywa w areszcie, a Daria za niedługo ma zeznawać?
— Twoja prośba jest niemożliwa do spełnienia – kategorycznie się nie zgadza. – Od pewnego czasu wszędzie podróżujemy razem.
Chyba Richard zapalił papierosa. Wiktoria wyraźnie słyszała w słuchawce szczęk zapalniczki, a niedługo potem Niemiec wypuścił powietrze z ust. Gdzieś w tle słychać było jadący samochód.
— Bez Marty albo wcale – powtórzyła. – To co mówię, nie jest wcale prośbą.
Dopiero wtedy, gdy powiedziała te słowa, poczuła jak ktoś dźga ją łokciem w bok. Odwróciła powoli głowę i zobaczyła Gregora, który spojrzał na nią z lękiem w oczach. Już dawno tak na nią nie patrzył.
Rozejrzała się dookoła. Wszyscy mieli podobne miny. Spojrzała w dół na swoje nogi, cała się trzęsła, jakby właśnie dostała jakiegoś ataku. Wstała gwałtownie z kanapy, a następnie pobiegła korytarzem. Musi porozmawiać z nim sama. Na razie.
— W takim razie nici z czegokolwiek – powiedział z pewnością siebie. – Pozwolisz, aby ktoś niewinny siedział przez ciebie kilka lat w pace?
Pytanie retoryczne. Wszyscy wiedzieli, że w życiu by na to nie pozwoliła. To zupełnie nie w jej stylu. Nie może tak po prostu zignorować tej informacji. Nie może. A jednak gdzieś w głębi podświadomości nie jest w stanie uwierzyć w czyste intencje tego człowieka. Musi istnieć jakieś inne rozwiązanie. Odmienne powody.
— Taki macie plan? W ten sposób Marta chce mnie zlikwidować, tak? Nie pozwolę, żeby widziała się z Gregorem.
Zaśmiał się dziko. Jakby naprawdę powiedziała coś zabawnego. Śmiał się długo i głośnio, szydził sobie z niej. Wiktoria miała powody, żeby się obawiać. Każdy kto znał jej siostrę bliźniaczkę wiedział o tym. Ona dalej chciała mieć Austriaka dla siebie. Bądźmy szczerzy, chciała Wiktorię zabić. Tak więc czy Maliniak nie miała powodów, aby się bać? Owszem miała i to całkiem spore.
— Wiesz co, Maliniak? Jeśli Gregor rzuciłby cię dla kogoś, kto wcześniej kopnął go w dupę i z kim się już nie widział szmat czasu, to ja bym osobiście takiego faceta nie chciał przez choćby krótką chwilę. Świadczyłoby to jedynie o tym, że jest szmatą. Nic nie wartą szmatą.
Ten facet trafił w sedno. Dziwiła się, że wcześniej ani przez moment nie spojrzała na całą sytuację w podobny sposób. Richard gadał do rzeczy. Ale…
— Ona chciała mnie zabić – przypomniała mu.
Chwila ciszy w słuchawce wystarczyła, aby na powrót spięły się jej wszystkie mięśnie. W dodatku ktoś uporczywie zaczął walić w drzwi łazienki, w której się zabarykadowała, aby być sama.
— No chwila no! – krzyknęła, zasłaniając głośniczek dłonią.
Pukanie ustało, ale słyszała wyraźnie, że przed łazienką tłoczy się więcej niż jedna osoba i wszyscy zapewne chcą coś usłyszeć. Postanowiła zignorować ten fakt i na nowo przyłożyła swój telefon do ucha.
— Nie popieram tego – odezwał się. – Można nawet powiedzieć, że twoja siostra otrzymała ode mnie reprymendę. Słuchaj, mnie też się jej obsesja nie podoba. Marta jednak jest dość uparta oraz ma skłonność wierzyć w rzeczy niemożliwe.
Zastanowiła się przez chwilę. Może jednak powinna się zgodzić? Będzie musiała znowu stanąć twarzą w twarz z kobietą, która okazała się jej siostrą. Która chciała ją zabić. Nikt nie powiedział jednak, że Wiktoria zostanie z nią sama. Bo nie zostanie, na pewno nie. Będzie przede wszystkim rozmawiać z Richardem. Na sto procent musi być obecna Daria. A co do Gregora… chwila, przecież wcale nie musi zabierać go ze sobą. Czy zgodzi się nie iść? Na pewno zrobi wszystko, żeby pójść razem z nią. Tym bardziej, że będzie tam ta flądra.
— Gadasz mądre rzeczy – odezwała się wreszcie. – Obiecaj. Że będziesz tę psychopatkę trzymał z dala ode mnie, to możemy się dogadać.
Chwila ciszy i głośne westchnięcie.
— Tego nie mogę ci obiecać, niestety – stwierdził z rezygnacją. – Ale mogę zapewnić, że tam gdzie Marta tam ja, więc w razie czego ją odciągnę.
Nie mogła uwierzyć w to, co teraz się z nią działo. Zaśmiała się szczerze, choć dość nerwowo.
— Zadajesz się z osobą chorą psychicznie i ci to nie przeszkadza? – spytała się całkiem poważnie. – Dlaczego to robisz?
— Zadajesz się z osobą chorą psychicznie i ci to nie przeszkadza? Dlaczego to robisz? – usłyszała identyczne pytanie.
Wiktoria zmarszczyła brwi, w pierwszej chwili nie rozumiejąc. Potem nagle wszystko stało się jasne.
— Jestem święcie przekonany, że oboje udzielilibyśmy identycznych odpowiedzi na te pytania.
— Kochasz ją – stwierdziła.
Cisza jaka zapanowała w słuchawce, była aż nadto jednoznaczna. Nie wiedziała za bardzo jak ma postąpić teraz. Powiedzieć coś jeszcze, czy może czekać, aż sam zacznie mówić? Nie chciała w żaden sposób drążyć tego tematu. Z resztą nie było jej to w ogóle potrzebne. Każdy z nich miał swoje własne powody, aby drugą osobę kochać.
Richard chyba odpalił kolejnego papierosa. Istne obrzydlistwo. Wiktoria słyszała jak niemiecki skoczek głośno kaszle, a po kilku chwilach znów wypuszcza głośno powietrza. I tak trzykrotnie.
Kiedy panowała między nimi cisza i nic nie mówili, Wiktoria wyraźnie słyszała zgiełk ulicy oraz przejeżdżające samochody. Podjęła już decyzję, że nie przerwie jako pierwsza tego milczenia. Nie mogłaby. Nie wiedziała co teraz przeżywa Freitag, a ona nie miała ochoty włazić z buciorami w sprawy, które jej w najmniejszym stopniu nie dotyczą. Po co sprawiać komuś niepotrzebne cierpienie? Nie rozumiała ludzi, którzy czerpali przyjemność z krzywdzenia innych.
— Jesteśmy po tej samej stronie barykady, Wiktoria – Znów wypuścił głośno powietrze. – Po identycznej. Oboje chcemy być z tymi, których kochamy. A ja na dodatek nie popieram mordowania – zaśmiał się nerwowo.
Podobnie jak ona. Chyba powoli nawiązywali nić porozumienia.
— Skąd wiesz o tym wszystkim? – zapytała marszcząc brwi.
Nie chciała jednak do końca mu zaufać. Czuła, że mogą być przez to jakieś kłopoty.
— Wiem o wielu rzeczach, bo umiem szukać informacji – odparł wymijająco. – Jak się chce, można dowiedzieć się absolutnie wszystkiego. Nie jestem jednak niebezpieczny jeśli o to ci chodzi. Gdybym chciał ci zrobić krzywdę, to zrobiłbym to na samym początku, nie uważasz? Krzysiek to serio dobry chłopak i po prostu mi go szkoda.
Pokiwała głową, zdając sobie jednak sprawę, że skoczek nie może jej zobaczyć. Znów natarczywe bicie w drzwi doszło do jej uszu. To okazywało się coraz bardziej frustrujące.
— To ja napisałem list – dodał nagle.
— Jaki list?
— Ten który Gregor rzekomo otrzymał od ciebie – powiedział. – Chciałem pomóc bardziej sobie niż tobie, ale jak widać, dobrze się stało.
— Podszyłeś się pode mnie?
Doskonale zdawała sobie sprawę, że to właśnie dzięki temu listowi teraz było tak jak było. Mimo wszystko poczuła się dość dziwnie, słysząc taką informację.
— I co, pójdziesz na policję? – spytał, ale jego ton wskazywał, że nie za bardzo wierzy w taki obrót spraw. – Przecież ci pomogłem.
— Nie, nie pójdę – odpowiedziała pewnym głosem. – To kiedy chcesz się spotkać? I gdzie?
— Twoja kuzynka chyba niezbyt jest teraz sprawna, prawda? Sama zaproponuj miejsce i datę. Jakoś się z Martą dostosujemy.
— A czego ona tutaj chce? – poczuła jak znów wzbiera w niej złość. – Ona jest jakoś umysłowo niesprawna, że musi się za tobą ciągać.
Freitag prychnął do słuchawki.
— Interpretuj to jak chcesz. Biorę ją. To gdzie?
Zastanowiła się dobrą chwilę. Do swojego domu na pewno go nie zabierze. Poza tym nie wiedziała czy teraz, ktoś w ogóle by ją tam wpuścił, biorąc pod uwagę, że tata całymi dniami siedzi w pracy, a siostra zwyczajnie jej już nie akceptuje. Umawianie się na mieście też nie wchodziło w rachubę. Bądź co bądź był dość znanym skoczkiem narciarskim i zawsze istniało ryzyko spotkania jakiś namolnych ludzi. Hotel wydawał się jeszcze bardziej dziwaczny. Nie wydawał się poza tym dobry na załatwienie takich spraw. Z kolei podawanie mu adresu do nie swojego mieszkania było bardziej niż niestosowne.
— Mogę dać ci tą odpowiedź później? – zawahała się.
— Kiedy później?
— Jeszcze dziś, ale wieczorem.

***

Umówili się pod koniec czerwca. Czyli jakieś trzy tygodnie po zakończeniu rozmowy. Wiktoria powiedziała wszystko co usłyszała od Niemca. Nie widziała najmniejszego sensu ukrywania prawdy przed którymkolwiek ze swoich przyjaciół. Nie bała się nawet wspomnieć o Marcie.
Daria na wieść o tym, że najprawdopodobniej to Patryk doprowadził do potrącenia, popłakała się. Ona nigdy nie płakała, więc oznaczało to jedynie, że jest bardzo rozbita. W sumie Wiktoria się wcale nie dziwiła. Dominika oraz Magda niemal natychmiast ruszyły do niej niczym grupa wsparcia. Wiktoria tego nie zrobiła, skupiając w tym samym czasie całą swoją uwagę na Gregorze.
Nie odezwał się. Nie skomentował tych rewelacji. Jedynie patrzył się na wprost, wbijając spojrzenie w ścianę. Niedobrze. Bardzo, bardzo niedobrze. Nawet się nie poruszał, a wszyscy byli zbyt zajęci Darią, żeby to zauważyć. A co jeśli znów będzie dostawał ataki? Co jeśli znów nieświadomie będzie robił wszystko, aby ją zamordować?
Na samą myśl o tym, że Gregor mógłby na powrót ją dusić albo popchnąć do rzeki wstrzymała powietrze. Poczuła się jakby ktoś uderzył ją z całej siły pięścią w brzuch. Zrobiło się jej bardzo gorąco i zaczęły pocić się ręce. Starała się oddychać.
On już nigdy nie zrobi mi krzywdy. Nie ma takiej możliwości. Nie ma, prawda? Ciągłe powtarzanie w głowie tych słów wcale nie polepszyło samopoczucia kobiety. Poprzysięgła sobie, że jeśli Marta zniszczy to wszystko, co udało jej się z cudem zbudować, zabije ją. Bez skrupułów.
Miała dwie siostry, a każda z nich okazała się wrogiem. To bardziej niż smutne. Czuła się jak jedynaczka, a nawet gorzej, bo rak zabrał jej jednego z rodziców. Nie miała teraz nawet wstępu do swojego dawnego azylu w postaci własnego pokoju. Teraz znajdowały się tam; kołyska, karuzela i multum innych dziecięcych akcesoriów.
Prychnęła pod nosem z bezsilności.
Najlepsze siostry na świecie. Ciekawe co by było, jakby miała brata?
Wzdrygnęła się. Właśnie zobaczyła, jak Gregor wstał ze swojego miejsca. Kierował się w jej stronę powolnym krokiem. Mimo wszystko nie patrzył na nią. W obecnie panującym gwarze nikt tego nie zauważył. Gdy dotarł do miejsca, gdzie się znajdowała, wciąż nie zachwycił jej spojrzeniem. Podniósł zdecydowanym ruchem prawą dłoń i położył na ramieniu Wiktorii.
Odepchnął ją z użyciem sporej siły, choć wydawało się, że nie sprawiło mu to dużego wysiłku. Wiktoria potknęła się i upadła na znajdujący się w pobliżu blat. Szklanka stojąca na nim ześlizgnęła się i potłukła na drobne kawałeczki.
Wszyscy zwrócili teraz swoje spojrzenia w ich kierunku. Wiktoria nie do końca wiedziała co się stało, dopóki nie poczuła bólu w łokciu. Uderzyła w blat tak mocno, że trysnęła krew, brudząc jej jasną koszulkę. Miała zdartą w zgięciu rękę. Skrzywiła się mocno, tłumiąc jęk.
 — Stary, co ty wyprawiasz? – Wellinger był w ciężkim szoku. Spojrzał na Gregora z wyrzutem.
Austriak nie odpowiedział. Zamiast tego skierował wzrok w stronę Wiktorii. Aż za dobrze znała to spojrzenie; pełne nienawiści, złości, gniewu, ale mimo wszystko jakby nieobecne. Wbrew jego własnej woli. Pierwszy raz tak spojrzał na nią, jeszcze przed ślubem z Sandrą. Pamiętała to bardzo dobrze. Wtedy jednak nienawidziła go równie mocno. Z premedytacją. Obydwoje lubili podkładać sobie haki. Teraz jednak sytuacja była inna.
Wiktoria niezgrabnie podniosła się do pionu ignorując pulsująco—piekący ból w łokciu. Starała się spojrzeć na niego bez lęku, bez smutku, choć serce niebezpiecznie zakuło ją, powodując chyba większy ból aniżeli jej rana. Wiedziała, że nie może się bać.
— Znów ci odbiło, Schlierenzauer?
Starała się brzmieć dokładnie tak, jak brzmiała kiedyś. Na początku ich znajomości. Ten sposób zawsze działał mniej lub bardziej skutecznie. Zawsze się wyzywali, dokuczali sobie, a po pewnym czasie Gregor jakby się na powrót wyłączał, po czym wracał do normalności. Nie wiedziała jednak, czy będzie miała na tyle siły, aby utrzymać ten ton głosu. Kłócąc się z nim w ten sposób jeszcze nie wiedziała, że cierpi na schizofrenie paranoidalną. Nie miała pojęcia, że od zawsze wykorzystywali pewien schemat, dopóki nie zdarza sobie sprawy na co cierpiał.
Na jego twarz wstąpił ironiczny, pełen jadu uśmieszek. To również znała aż za dobrze.
— Ups, przepraszam – odezwał się z przesadną uprzejmością. – Chyba zrobiłem ci krzywdę. To niechcący.
— Jak jest się taką sierotą i nie umie się łazić, to trudno się dziwić – prychnęła. – Tobie to jednak można wybaczyć, od zawsze miałeś problem z podstawowymi rzeczami.
— Uważasz, że to rozsądne mi się narażać, Maliniak?
— Na pewno lepsze to niż pozwalanie na robienie z siebie popychadła. Swoją drogą; za kogo ty się do cholery uważasz, Schlienezauer? Woda sodowa ci do głowy uderzyła i już nikogo nie szanujesz. Gdzie są Twoi trzej pomagierzy?
Mówiąc to wszystko, czuła się co najmniej obrzydliwie. Wiedziała jednak, że okazywanie strachu zawsze jedynie pogarszało sytuacje. Jego umysł w takich sytuacjach bywał szczególnie bezlitosny i żywił się strachem. Im go więcej, tym bardziej zatracał się w głosach, które słyszał. Podjęcie walki oznaczało, mimo wszystko opór, co było równoznaczne z brakiem uczucia, którym się karmił.
Jeszcze trochę.
— Nie potrzebuję ich. Sam sobie poradzę – odparł lekceważąco. – Bądź tak łaskawa i nigdy więcej nie właź mi w drogę.
— Jakbym faktycznie miała na to ochotę – odparła złośliwie. – Jesteś doprawdy zabawny. A prawda jest taka, że sobie nie radzisz, dlatego do mnie przyłazisz.
Nie krzyknął na nią. Nie zareagował agresywnie. Nie podniósł po raz kolejny ręki. Zamiast tego uśmiechnął się z politowaniem, zakładając jednocześnie kaptur na głowę.
— Pożałujesz tego co powiedziałaś. To ty przyjdziesz do mnie. Na kolanach.
Zmarszczyła brwi. W dalszym ciągu mówił do niej tym specyficznym tonem, który dość często powtarzał się w początkowej fazie ich znajomości. Sandra lubiła go określać  mianem pociągający, co ją osobiście odrzucało. Spojrzenie Gregora też nie uległo zmianie. Wciąż był pod wpływem głosów i myśli, jakie krążyły po jego głowie. Te słowa nic nie znaczyły, Były niczym, skoro mówił je nieświadomie.
— Nie sądzę. Pomarz sobie – oznajmiła z pewnością w głosie.
Nie odpowiedział już nic. Wyszedł z pokoju, w którym wszyscy się znajdowali, a chwilę później dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi. Wyszedł i niewiadomym było kiedy wróci.
Nastała niezręczna cisza. Wiktoria na nowo poczuła ból w łokciu. Zaobserwowała, że koszulka przemokła już doszczętnie, a ręka, którą trzymała zranione miejsce była naznaczona krwią. Obejrzała się na wszystkich obecnych. Każdy miał minę, jakby zobaczył ducha. Nie kontrolując już swoich reakcji, zaczęła płakać. Już nie mogła dłużej wytrzymać.
— Nie rozumiem. Czemu go tak potraktowałaś? – Ciszę odważyła się przerwać Dominika. Kuba za te słowa dźgnął ją w bok i posłał pełne dezaprobaty spojrzenie. – No co? Przecież nie tak się rozmawia z kimś, na kim ci zależy, prawda? Obraziłaś go.
Mimo faktu, że niemal całkowicie opuściły Wiktorię siły, postanowiła odpowiedzieć, żeby nie wyjść na kolejną wariatkę w towarzystwie.
— Nie rozmawiałam z Gregorem jeśli musisz wiedzieć. Rozmawiałam z jego wewnętrznym głosem.
Tak jak przypuszczała niewiele to dało. Więc uściśliła.
— Kiedy powiedziałam o Marcie, Gregor wpadł w letarg, a potem zaczął czynić to co kazał mu głos w jego głowie. Zazwyczaj nazywam to atakiem skurwysyństwa. Tak naprawdę to nic wielkiego. Marta podziałała na niego jak zapalnik. Trochę pozwoliłam mu się rozładować. Niedługo powinien wrócić do siebie. I do domu, w sensie tutaj.
— Skąd wiesz, że nie popełni samobójstwa? – spytała z kolei Daria, a Magda przytaknęła głową. – Mówiłaś, że już kiedyś miał taki zamiar. Może ktoś powinien za nim pójść i przypilnować.
— Nie, to nie jest konieczne – zaprzeczyła, unosząc zdrową rękę na znak, żeby pohamowali swoje plany. – Nie był w nastroju do użalania się nad sobą. Posiada jakby trzy tryby. Jeden normalny, dwa schizofreniczne. Teraz jednak włączył mu się ten drugi, w którym uważa się za władcę świata, więc do targnięcia się na własne życie mu daleko. Zawsze, gdy chce sobie zrobić krzywdę, przychodzi do mnie. Nie zrobiłby mnie wtedy. Wręcz przeciwnie, mówiłby otwarcie, że mnie potrzebuje.
Przez chwilę trwała cisza. Wszyscy starali się jak mogli najlepiej przyswoić usłyszane informacje. Wiktoria cierpliwie czekała, bo spodziewała się, że to nie koniec pytań. Korzystając jednak z okazji tego chwilowego zawieszenia, opuściła pokój, udając się do łazienki po wodę utlenioną i jakiś bandaż z agrafką do kompletu.
Dość szybko znalazła to co chciała i wróciła do pokoju z podwiniętym rękawem. Wyciągnęła niewielką miskę z jednej z szafek, po czym nalała do niej wody z kranu. Zaczęła na oczach wszystkich przemywać sobie łokieć, lekko sycząc.
— Dlaczego jak włącza mu się agresor, to atakuje akurat ciebie? – spytał Kuba.
Wiktoria wiedziała, że to pytanie będzie jedynie kwestią czasu. Wzięła głębszy oddech i nie przerywając swoich czynności, odpowiedziała rzeczowo.
— Marta często pojawiała się u Gregora w formie halucynacji wzrokowych. Jakby nie patrzeć jestem jej siostrą bliźniaczką, czyż nie? Wyglądam jak odzwierciedlenie jego koszmarów, dlatego teraz nie dziwi mnie takie a nie inne zachowanie z jego strony. Co prawda Marta przeszła wielką metamorfozę, ale Gregor nigdy jej takiej nie widział.
— Nieciekawie – powiedział jedynie Welli, patrząc na Wiktorię ze współczuciem. – Może pomogę ci z tym bandażem, okej?
Wiktoria nigdy nie przepadała za Niemcami. Nigdy im w skokach nie kibicowała. Trzeba było jednak przyznać, że Andreas był naprawdę fajnym gościem po lepszym poznaniu.
A Richard Freitag z pewnością nie był idiotą.

***

Wiktoria miała niemal pewność, że Gregor wróci. Zawsze po takich atakach wracał do niej łaknąc fizycznej bliskości. Kochał ją. Potrzebował jej. Tak powtarzała sobie przez całą noc, leżąc już w łóżku; pustym niestety. Czekała na niego do wpół do czwartej nad ranem, gotowa przytulić go, pocałować i wysłuchać szczerych przeprosin.
Nie przyszedł.
Wiktoria dzwoniła. Nie odebrał.
Wiedziała jednak, że żyje, bo każde połączenie odrzucił po dwóch, może po trzech sygnałach. Skoro to zrobił to znaczyło, iż nic mu nie jest, a to było przecież najważniejsze. Niestety równało się to z faktem, że dalej miał nawrót psychozy i najchętniej naplułby na nią. Wciąż była ucieleśnieniem jego fatum.
Zaczęła się niepokoić. Ataki nigdy nie trwały tak długo. Wyszedł z mieszkania ładnych kilka godzin temu. A dalej jej nienawidził. Wiktoria czuła coraz większy ból w sercu, choć starała się tego nikomu nie pokazywać. Wreszcie wszyscy poszli spać, a ona została sama na kanapie w salonie. Podkurczyła nogi pod siebie, oparła głowę na kolanach i czekała.
Nie przyszedł. Jeszcze się nie rozładował. W końcu jej zapragnie, wróci do niej mówiąc, że chce się z nią kochać. Że daje mu poczucie bezpieczeństwa. Jest mu z nią dobrze. Zawsze tak się działo w takich przypadkach.
Czekała.
W końcu jednak nie wytrzymała. Stwierdziła, że nie ma to dalej sensu. Poszła ledwo żywa do łazienki, umyła się już drugi raz i o piątej rano wylądowała w swoim tymczasowym łóżku. Myślała, że zaśnie. Oczy ją niesamowicie piekły, niestety łokieć cały czas dokuczał.
Zdawało się jej, że zasnęła dosłownie na kilka minut, kiedy usłyszała huk. Zerwała się z łóżka i na chwiejnych nogach doczłapała do salonu. Okazało się, że to tylko Dominika przewróciła krzesło, gdy starała się je ominąć.
Zegar wskazywał dziewiątą rano.
— Sorry – wybełkotała. – Sierota ze mnie.
— Gregor jeszcze nie wrócił? – spytała Wiktoria, rozglądając się po salonie.
— Ty się mnie pytasz? – odezwała się zaskoczona. – Byłam pewna, że smacznie sobie razem śpicie. W końcu na niego czekałaś. – Dominika nie kryła zmartwienia.
— W końcu postanowiłam się położyć i poczekać w łóżku – oznajmiła niemniej zdenerwowana niż jej kuzynka.
Wiktoria nie czekając na odpowiedź, wróciła do pokoju, po czym wzięła swój telefon komórkowy z szafki nocnej. Drżącymi dłońmi wybrała numer do chłopaka. Czas niesamowicie jej się dłużył, a przerwy między kolejnymi sygnałami wydawały się co najmniej godzinne.
Poczta głosowa. Serce niemal Wiktorii stanęło. Miała jedynie nadzieję, że atak już minął i strachem, który słychać było w jej głosie, nie pogorszy stanu Austriaka.
— Gdzie ty się podziewasz? Martwię się o ciebie. Wracaj do mnie jak najszybciej. Wiem, że teraz, gdy już wróciłeś do siebie, a mam pewność, że wróciłeś – bzdura, wcale nie miała. Bardziej kierowała się intuicją. – to możesz mieć wyrzuty sumienia, ale… ja się nie gniewam, słyszysz? Nie gniewam się. Chcę jedynie, żebyś do mnie wrócił. Wszystko będzie już dobrze.
Maliniak nie była pewna czy bardziej chce przekonać Gregora, czy samą siebie. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo drży jej głos i jak bardzo czuje się rozbita. Miała najszczerszą ochotę wyć z niepokoju, strachu oraz niepewności. Marzyła w głębi duszy, aby zadzwonić natychmiast na policję. Ufała mu jednak i wierzyła do samego końca, że sam do niej wróci.
Zawsze wracał. Przyjdzie również teraz.
Wszyscy wstali, obudzeni rabanem stworzonym przez Dominikę. Doprowadzili się do stanu używalności, zjedli śniadanie i starali się tym razem pocieszyć Wiktorię. Z marnym skutkiem. Kobieta ledwo co zjadła, mało piła, a w dodatku na powrót zabarykadowała się w pokoju, jakby wracała jej depresja. Nie mówiła zbyt wiele do nikogo.
Dalej czekała.
Wróci. Zawsze wracał. Pragnął jej do cholery. Tylko ona mogła dać mu to czego potrzebował. Rozumiała go niemal zawsze. Był przy niej bezpieczny. Nie musiał się bać.
Wróci.
Dwunasta w południe. Zadzwoniła po raz enty na  jego komórkę. Sygnał pierwszy, drugi, trzeci… połączenie zakończono.
Znów serce podeszło Wiktorii do gardła. Żył, miał się dobrze. Wszystko musiało być dobrze.
Nie wiedziała, czy minęło pięć, dziesięć, a może piętnaście minut, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Poderwała się niczym oparzona i otworzyła drzwi tak gwałtownie, że głośno uderzyły o ścianę. Wybiegła na korytarz, obserwując uważnie, jak Magdalena spogląda przez judasza.
Przyjaciółka pokazała Maliniak uniesiony kciuk do góry oraz obdarzyła wesołym uśmiechem.
To był on.
Wszedł niepewnie do mieszkania, a wzrok miał wbity w podłogę. Wyglądał jakby zaraz musiał odpokutować za najgorszy błąd w swoim życiu. Kiedy wreszcie spojrzał na Wiktorię, widziała wyraźnie, że jest mu wstyd. Nie była jednak zła. Najważniejsze, że wrócił cały i zdrowy. Do niej.
Nie czekając na jego ruch, podbiegła do chłopaka i rzuciła mu się na szyję. Tak bardzo cieszyła się, że już wrócił. Gregor zdawał się trochę zaskoczony, ale po chwili także ją objął.
— Ty pierdolony idioto – odezwała się, patrząc mu w oczy. – Nigdy więcej nie rób mi takich numerów. Powinieneś wrócić od razu, gdy tylko poczułeś się lepiej, a nie szlajać się całą noc.
— Nie szlajałem się. Byłem w hotelu. Po uświadomieniu sobie, co wczoraj zaszło, było mi okropnie wstyd. Bałem się wrócić. Miałem niemal pewność, że jesteś na mnie wściekła. W sumie wcale bym się nie zdziwił.
— Jestem wściekła, masz rację, ale nie dlatego że masz schizofrenię do jasnej cholery. Przecież nie mogę być zła o coś, nad czym nie panujesz. Wiem dobrze, na co się pisałam i jestem gotowa znosić takie sytuacje jak wczorajsza. Nie pierwsza i z pewnością nie ostatnia, ale nie możesz się mnie obawiać i bać się wrócić. Jestem po to by ci pomóc, a nie żebyś był z tym wszystkim sam.
Pocałował ją. Wiktoria liczyła na to, że zrozumiał i już nigdy więcej tak się nie zachowa. Miała nadzieję, że dzisiaj już nic złego się  nie wydarzy. Za dużo atrakcji jak na tak krótki okres czasu. Zdecydowanie za dużo.

***

Myliła się jednak. W nocy zaczęły się ataki paniki. Gregor co chwilę się budził, ale ona spała jeszcze mniej, bo chciała przy nim czuwać. Raz prawie uderzył ją w twarz, ale dała radę go zablokować i uspokoić. Co się działo do cholery? Przecież brał leki tak, jak kazał doktor i cały czas miał choćby telefoniczny kontakt ze specjalistą.
Okłamał ją. Mówił, że Marta już nic dla niego nie znaczy, że ma do niej żal. Trzeba przyznać, że ta dziewczyna w dalszym ciągu wywoływała u niego silne reakcje. To ona doprowadziła Gregora do takiego stanu. Z każdą chwilą Wiktoria nienawidziła jej coraz bardziej.
Szeptała do chłopaka kojące słowa i objęła go, aby poczuł się bezpiecznie. W końcu podziałało. Gregor zasnął nie budząc się aż do rana.
Podobny schemat nocy pojawiał się mimo wszystko jeszcze przez tydzień. Wiktoria cierpliwie znosiła to, starając się pomóc Gregorowi na wszelkie możliwe sposoby. Codziennie też dbała o to, aby brał swoje leki i zadzwonił znów do lekarza. Wiedziała dobrze, że nie chciał znów wracać do szpitala psychiatrycznego. Wiktoria nie sądziła, żeby musiał. Zrobi wszystko, aby tak się nie stało.
Zaczęli biegać. Razem. Gregor sądził, że w ten sposób będzie mógł pozbyć się nadmiaru energii oraz jakoś uporządkować myśli w swojej głowie. Czy to pomogło Wiktoria  nie wiedziała, ale przynajmniej miło spędzało im się czas. Dużo się śmiał, ale też dużo przepraszał.
— Co robisz? – spytała się któregoś razu, widząc jak pisze coś przy stole.
— Piszę list do Trevora. Mój znajomy z psychiatryka – odpowiedział, nie odrywając wzroku od kartki. – Może wygadanie się mu, jakoś mi pomoże.
Wiktoria pokiwała głową, dosiadając się do niego. Nie chciała jednak zaglądać mu przez ramię i czytać wiadomości. To byłoby niegrzeczne.
— Masz pewność, że dalej tam jest? – zapytała ostrożnie.
— Niektóre schorzenia są tak złożone, że ludzie nie wychodzą latami – oznajmił, a na jego twarzy pojawił się grymas. – Facet od zawsze miał przejebane. Ale fajny z niego gość.
— Na pewno – uśmiechnęła się. – Ale ty już na pewno tam nie wrócisz – dodała, kładąc swoją dłoń na jego dłoni. – Nie pozwolę na to.
Wyraźnie się spiął. Spojrzał na nią, wreszcie odrywając wzrok od kartki papieru. Widać było, że nie podziela jej wesołości.
— Przepraszam cię.
Znów to robił. Dalej miał wyrzuty sumienia o to, co jej zrobił. Wciąż musiała nosić bandaż na łokciu, a Gregor codziennie wpatrywał się w to miejsce i sądził, że musi odpokutować. W dodatku ich noce też już nie były spokojne. Codziennie miał koszmary i każdej doby miał krótkotrwałe nawroty. Coraz mniej nad sobą panował.
— To po prostu gorszy okres. Nie przepraszaj. Nie zamierzam cię zostawić, niezależnie od tego co być robił.
Uśmiechnął się niemrawo. Mimo wszystko chyba nie do końca jej wierzył.
Wiktoria pocałowała go w usta, po czym powiedziała.
— Nie martw się aż tyle. To ci nie pomoże.
Usłyszała szczęk w zamku. Do tej pory pozostali w domu sami. Magda z Andreasem wyszli gdzieś, żeby spędzić razem czas, a Kuba z Dominiką oraz Darią wyszli wspólnie na zakupy. Blondynka mówiła, że musi zaopatrzyć się w nowe akcesoria; cokolwiek to u niej znaczy. Maliniak wolała nie wnikać.
Teraz wrócili, wszyscy z uśmiechem na ustach. Dominika szczególnie. Kuba obejmował ją od tyłu i trzymał rękę na brzuchu.
Wiktora z Gregorem spojrzeli po sobie zdziwieni, ale nie wypowiedzieli ani słowa. Chłopak jedynie spojrzał na swój list, złożył go na cztery części i schował do kieszeni spodni. Chyba nie został jeszcze do końca napisany.
— Wiktora, zostaniesz matką chrzestną – oznajmiła blondynka, podchodząc do niej rozanielona.
— Ciebie chyba pogięło – odpowiedziała, marszcząc brwi. – Ja nie zostanę jakąkolwiek matką. Nigdy.
— Już jesteś, choćby biologiczną – odezwał się Andreas.
— Zamknij się. To się nie liczy.
Wiktora znów spojrzała niepewnie na swoją kuzynkę. Wyglądała jakby się czegoś naćpała. Co w gruncie rzeczy nie było wielką odskocznią od normy. Ona zawsze się cieszyła z byle czego. Bała się mimo wszystko zapytać o co chodzi, więc milczała.
— No nie patrz się tak tępo – skarciła ją Dominika. – Zostaniesz matką chrzestną. Jestem w ciąży!
— Nie zostanę żadną matką! Czekaj… co?
— Bliźniaki.
— Że co kurwa?

***

Nie, nie, po prostu nie. Czy ona nie miała na głowie już za dużo problemów? Naprawdę? Dominika jest w ciąży, jak to w ogóle możliwe? Dobra, wiedziała w jaki sposób można zajść w ciążę. Ale… dlaczego powiedziała jej o tym dopiero teraz? Dominika już była w trzecim miesiącu i powiadamia ją o tym dnia dzisiejszego. Świetnie. Wiktoria sama nie mogła raczej tego rozpoznać. Dominika od dziecka nie była szczupła. Po osobie z jej figurą raczej tego jeszcze nie widać. Bo faktycznie nie wyglądała na ciężarną.
— Wiktora, proszę.
— Nie, nie zostanę żadną matką chrzestną!
— Ale…
— Odwal się ode mnie!
Była bardziej niż wściekła. Jak ona mogła pomyśleć, że się na to zgodzi? Może jeszcze z uśmiechem na ustach? To była absurdalna sytuacja, doprawdy. Dominika okazała się większą naiwniaczką, niż Wiktoria kiedykolwiek wcześniej przypuszczała. Znała dobrze jej podejście do dzieciaków. Zadziwiające, że sądziła, iż będzie miała w niej pomoc przy tej fabryce śliny i łez. W dodatku podwójnie.
Nikt nie popierał jej uporu. Nawet Gregor się oddalił i nie odezwał się słowem. Poczuła się co najmniej zdradzona. Żadnego wsparcia, świetnie.
Dominika była zawiedziona. Bardzo rozczarowana. Trudno, Wiktoria nie mogła nic na to poradzić. Przecież wszyscy ją znali. Jak mogli być aż tak zdziwieni.
— Nie chcę zrobić twoim dzieciom krzywdy – wycedziła przez zęby, przeszywając Dominikę wzrokiem.
— A czemu miałabyś je krzywdzić? – Nie rozumiała.
— Oddałam własne dziecko bez chwili wahania, jak myślisz, dlaczego?
Widziała bardzo wyraźnie, jak jej kuzynka wciąga głęboko powietrze. Wszyscy dalej milczeli, wgapiając się w nią, jak w winną wszelkich niegodziwości. Teraz Wiktoria poczuła się niezwykle rozczarowana ich postawą. Banda naiwniaków.
— Dziękuję za zrozumienie – warknęła w kierunku Gregora, wymijając go tak, że zderzyli się ramionami.
Kolejne dni nie przyniosły raczej wyjaśnienia. Wszyscy zdawali się mieć do niej pretensje. Dominika natomiast przechodziła największego w historii focha.
Prychnęła wściekle. Czego od niej oczekiwali? Boże, jak to zajebiście, że czekają nas narodziny kolejnych cudownych bobasków, a swojego syna oddałam przez kaprys? Żałosne, doprawdy.
Gregor znów ją przeprosił, niestety dopiero na drugi dzień, co dało Maliniak do myślenia. Skoczek sam chciał mieć dzieci, o czym Wiktoria wiedziała. Szkoda, że czekało go tak bolesne rozczarowanie. A może ona była chora? Może jej też przydałby się psychiatra?
Zaśmiała się. Nie, nie miała żadnego problemu.
Może jednak?
Nie, nie dopuszczała tego do siebie.
A jutro miała się spotkać twarzą w twarz ze swoją bliźniaczką.

2 komentarze:

  1. Witam.
    Jestem w szoku. Nie spodziewałam się takiego nawrotu choroby Gregora. Myślałam, ze ma on najgorsze za sobą i już nie dojdzie do takich ataków, jak kiedyś. A już w ogóle nie sądziłam, że znowu zacznie atakować Wiki. Martwię się, naprawdę...
    cieszę się, że dodałaś tak szybko rozdział, bo zawsze długo na niego czekam. I czekam na ten kolejny obiecany <3
    Co zaś się tyczy Richarda i Marty...mam nadzieję, że to wszystko skończy się dobrze. Nie chcę, żeby związek Wiki i Gregora ucierpiał. Za długo czekałam na ich miłość.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nastepny? :)

    OdpowiedzUsuń