Rozdział krótszy o połowę niż poprzedni, ale jest wcześniej. Kolejny jeszcze przed 15 lutego. W następnym bardziej konkretna akcja.
Następne
tygodnie okazały się koszmarem. Ten telefon zburzył cały spokój, jaki Wiktoria
starała się w sobie zatrzymać. Nie podziałało. Wysłuchując co takiego Richard
ma do powiedzenia, odniosła wrażenie jakby ktoś mocno uderzył ją w brzuch. Nie
była w stanie nabrać powietrza. Wszyscy dookoła starali się do niej dotrzeć.
Dowiedzieć się, co takiego nią wstrząsnęło. Ona natomiast słyszała jedynie głos
w słuchawce; naglący, pełen złości, głośny, do pewnego stopnia przesycony
strachem.
—
Krzysztof jest niewinny. To wszystko wina Patryka, a twoja kuzyneczka chce
wsadzić do pierdla niewłaściwą osobę.
Czasem
ciężko było go zrozumieć. Wiktoria była tak zaskoczona, że ledwo rozróżniała
niemieckie słowa, a w dodatku Freitag mówił we wręcz szaleńczym tempie.
Zupełnie tak, jakby bał się, że ona zaraz się rozłączy i już nigdy nie będzie
miał możliwości się z nią skontaktować.
Niemal
widziała jak Richard się trzęsie, ponieważ słyszała to na pewno w jego glosie.
Z pewnością wielu musiał kosztować go ten telefon akurat do niej. Zaskoczył ją
już samym faktem, że nie wykasował numeru. Ale nie to było teraz ważne.
Przejęcie w głosie skoczka prawdopodobnie spowodowało, że bez żadnego namysłu
zgodziła się z kolejnymi wypowiedzianymi słowami.
—
Musimy się spotkać, a twoja kuzynka musi wszystko odwołać.
—
Tak.
Inteligentna
odpowiedź z pewnością. Nie tego się po sobie spodziewała. Oj, na pewno nie
tego. Ale dawno nic nie zaskoczyło Wiktorii w taki sposób. Znając życie, gdyby
odmówiła, to do końca życia zastanawiałaby się czy nie popełniła błędu. Taka
już po prostu była.
—
Co tak? – usłyszała wątpiący głos w słuchawce. – Zgadzasz się?
—
Bez Marty.
Mówi
cholernie nieskładnie. Wiedziała o tym. Myśli w jej głowie nie były w żaden
sposób poukładane. Nie wiedziała co powinna zrobić ani co sądzić. Z drugiej
jednak strony, gdyby nic w tym nie było, to czy Richard tak by się przejął? Z
pewnością nie. Ale skąd oni znali się tak dobrze? Nie byli przecież kumplami z
kadry. Nie mieli wspólnych zgrupowań. Nie powinni się ze sobą kontaktować, jaki
był w tym cel? Skąd Richard w ogóle wiedział, że Krzysiek przebywa w areszcie,
a Daria za niedługo ma zeznawać?
—
Twoja prośba jest niemożliwa do spełnienia – kategorycznie się nie zgadza. – Od
pewnego czasu wszędzie podróżujemy razem.
Chyba
Richard zapalił papierosa. Wiktoria wyraźnie słyszała w słuchawce szczęk
zapalniczki, a niedługo potem Niemiec wypuścił powietrze z ust. Gdzieś w tle
słychać było jadący samochód.
—
Bez Marty albo wcale – powtórzyła. – To co mówię, nie jest wcale prośbą.
Dopiero
wtedy, gdy powiedziała te słowa, poczuła jak ktoś dźga ją łokciem w bok.
Odwróciła powoli głowę i zobaczyła Gregora, który spojrzał na nią z lękiem w
oczach. Już dawno tak na nią nie patrzył.
Rozejrzała
się dookoła. Wszyscy mieli podobne miny. Spojrzała w dół na swoje nogi, cała
się trzęsła, jakby właśnie dostała jakiegoś ataku. Wstała gwałtownie z kanapy,
a następnie pobiegła korytarzem. Musi porozmawiać z nim sama. Na razie.
—
W takim razie nici z czegokolwiek – powiedział z pewnością siebie. – Pozwolisz,
aby ktoś niewinny siedział przez ciebie kilka lat w pace?
Pytanie
retoryczne. Wszyscy wiedzieli, że w życiu by na to nie pozwoliła. To zupełnie
nie w jej stylu. Nie może tak po prostu zignorować tej informacji. Nie może. A
jednak gdzieś w głębi podświadomości nie jest w stanie uwierzyć w czyste
intencje tego człowieka. Musi istnieć jakieś inne rozwiązanie. Odmienne powody.
—
Taki macie plan? W ten sposób Marta chce mnie zlikwidować, tak? Nie pozwolę,
żeby widziała się z Gregorem.
Zaśmiał
się dziko. Jakby naprawdę powiedziała coś zabawnego. Śmiał się długo i głośnio,
szydził sobie z niej. Wiktoria miała powody, żeby się obawiać. Każdy kto znał
jej siostrę bliźniaczkę wiedział o tym. Ona dalej chciała mieć Austriaka dla
siebie. Bądźmy szczerzy, chciała Wiktorię zabić. Tak więc czy Maliniak nie
miała powodów, aby się bać? Owszem miała i to całkiem spore.
—
Wiesz co, Maliniak? Jeśli Gregor rzuciłby cię dla kogoś, kto wcześniej kopnął
go w dupę i z kim się już nie widział szmat czasu, to ja bym osobiście takiego
faceta nie chciał przez choćby krótką chwilę. Świadczyłoby to jedynie o tym, że
jest szmatą. Nic nie wartą szmatą.
Ten
facet trafił w sedno. Dziwiła się, że wcześniej ani przez moment nie spojrzała
na całą sytuację w podobny sposób. Richard gadał do rzeczy. Ale…
—
Ona chciała mnie zabić – przypomniała mu.
Chwila
ciszy w słuchawce wystarczyła, aby na powrót spięły się jej wszystkie mięśnie.
W dodatku ktoś uporczywie zaczął walić w drzwi łazienki, w której się
zabarykadowała, aby być sama.
—
No chwila no! – krzyknęła, zasłaniając głośniczek dłonią.
Pukanie
ustało, ale słyszała wyraźnie, że przed łazienką tłoczy się więcej niż jedna
osoba i wszyscy zapewne chcą coś usłyszeć. Postanowiła zignorować ten fakt i na
nowo przyłożyła swój telefon do ucha.
—
Nie popieram tego – odezwał się. – Można nawet powiedzieć, że twoja siostra
otrzymała ode mnie reprymendę. Słuchaj, mnie też się jej obsesja nie podoba.
Marta jednak jest dość uparta oraz ma skłonność wierzyć w rzeczy niemożliwe.
Zastanowiła
się przez chwilę. Może jednak powinna się zgodzić? Będzie musiała znowu stanąć
twarzą w twarz z kobietą, która okazała się jej siostrą. Która chciała ją
zabić. Nikt nie powiedział jednak, że Wiktoria zostanie z nią sama. Bo nie
zostanie, na pewno nie. Będzie przede wszystkim rozmawiać z Richardem. Na sto
procent musi być obecna Daria. A co do Gregora… chwila, przecież wcale nie musi
zabierać go ze sobą. Czy zgodzi się nie iść? Na pewno zrobi wszystko, żeby
pójść razem z nią. Tym bardziej, że będzie tam ta flądra.
—
Gadasz mądre rzeczy – odezwała się wreszcie. – Obiecaj. Że będziesz tę
psychopatkę trzymał z dala ode mnie, to możemy się dogadać.
Chwila
ciszy i głośne westchnięcie.
—
Tego nie mogę ci obiecać, niestety – stwierdził z rezygnacją. – Ale mogę
zapewnić, że tam gdzie Marta tam ja, więc w razie czego ją odciągnę.
Nie
mogła uwierzyć w to, co teraz się z nią działo. Zaśmiała się szczerze, choć
dość nerwowo.
—
Zadajesz się z osobą chorą psychicznie i ci to nie przeszkadza? – spytała się
całkiem poważnie. – Dlaczego to robisz?
—
Zadajesz się z osobą chorą psychicznie i ci to nie przeszkadza? Dlaczego to
robisz? – usłyszała identyczne pytanie.
Wiktoria
zmarszczyła brwi, w pierwszej chwili nie rozumiejąc. Potem nagle wszystko stało
się jasne.
—
Jestem święcie przekonany, że oboje udzielilibyśmy identycznych odpowiedzi na
te pytania.
—
Kochasz ją – stwierdziła.
Cisza
jaka zapanowała w słuchawce, była aż nadto jednoznaczna. Nie wiedziała za
bardzo jak ma postąpić teraz. Powiedzieć coś jeszcze, czy może czekać, aż sam
zacznie mówić? Nie chciała w żaden sposób drążyć tego tematu. Z resztą nie było
jej to w ogóle potrzebne. Każdy z nich miał swoje własne powody, aby drugą
osobę kochać.
Richard
chyba odpalił kolejnego papierosa. Istne obrzydlistwo. Wiktoria słyszała jak
niemiecki skoczek głośno kaszle, a po kilku chwilach znów wypuszcza głośno
powietrza. I tak trzykrotnie.
Kiedy
panowała między nimi cisza i nic nie mówili, Wiktoria wyraźnie słyszała zgiełk
ulicy oraz przejeżdżające samochody. Podjęła już decyzję, że nie przerwie jako
pierwsza tego milczenia. Nie mogłaby. Nie wiedziała co teraz przeżywa Freitag,
a ona nie miała ochoty włazić z buciorami w sprawy, które jej w najmniejszym
stopniu nie dotyczą. Po co sprawiać komuś niepotrzebne cierpienie? Nie
rozumiała ludzi, którzy czerpali przyjemność z krzywdzenia innych.
—
Jesteśmy po tej samej stronie barykady, Wiktoria – Znów wypuścił głośno
powietrze. – Po identycznej. Oboje chcemy być z tymi, których kochamy. A ja na
dodatek nie popieram mordowania – zaśmiał się nerwowo.
Podobnie
jak ona. Chyba powoli nawiązywali nić porozumienia.
—
Skąd wiesz o tym wszystkim? – zapytała marszcząc brwi.
Nie
chciała jednak do końca mu zaufać. Czuła, że mogą być przez to jakieś kłopoty.
—
Wiem o wielu rzeczach, bo umiem szukać informacji – odparł wymijająco. – Jak
się chce, można dowiedzieć się absolutnie wszystkiego. Nie jestem jednak
niebezpieczny jeśli o to ci chodzi. Gdybym chciał ci zrobić krzywdę, to
zrobiłbym to na samym początku, nie uważasz? Krzysiek to serio dobry chłopak i
po prostu mi go szkoda.
Pokiwała
głową, zdając sobie jednak sprawę, że skoczek nie może jej zobaczyć. Znów
natarczywe bicie w drzwi doszło do jej uszu. To okazywało się coraz bardziej
frustrujące.
—
To ja napisałem list – dodał nagle.
—
Jaki list?
—
Ten który Gregor rzekomo otrzymał od ciebie – powiedział. – Chciałem pomóc
bardziej sobie niż tobie, ale jak widać, dobrze się stało.
—
Podszyłeś się pode mnie?
Doskonale
zdawała sobie sprawę, że to właśnie dzięki temu listowi teraz było tak jak
było. Mimo wszystko poczuła się dość dziwnie, słysząc taką informację.
—
I co, pójdziesz na policję? – spytał, ale jego ton wskazywał, że nie za bardzo
wierzy w taki obrót spraw. – Przecież ci pomogłem.
—
Nie, nie pójdę – odpowiedziała pewnym głosem. – To kiedy chcesz się spotkać? I
gdzie?
—
Twoja kuzynka chyba niezbyt jest teraz sprawna, prawda? Sama zaproponuj miejsce
i datę. Jakoś się z Martą dostosujemy.
—
A czego ona tutaj chce? – poczuła jak znów wzbiera w niej złość. – Ona jest
jakoś umysłowo niesprawna, że musi się za tobą ciągać.
Freitag
prychnął do słuchawki.
—
Interpretuj to jak chcesz. Biorę ją. To gdzie?
Zastanowiła
się dobrą chwilę. Do swojego domu na pewno go nie zabierze. Poza tym nie
wiedziała czy teraz, ktoś w ogóle by ją tam wpuścił, biorąc pod uwagę, że tata
całymi dniami siedzi w pracy, a siostra zwyczajnie jej już nie akceptuje.
Umawianie się na mieście też nie wchodziło w rachubę. Bądź co bądź był dość
znanym skoczkiem narciarskim i zawsze istniało ryzyko spotkania jakiś namolnych
ludzi. Hotel wydawał się jeszcze bardziej dziwaczny. Nie wydawał się poza tym
dobry na załatwienie takich spraw. Z kolei podawanie mu adresu do nie swojego
mieszkania było bardziej niż niestosowne.
—
Mogę dać ci tą odpowiedź później? – zawahała się.
—
Kiedy później?
—
Jeszcze dziś, ale wieczorem.
***
Umówili
się pod koniec czerwca. Czyli jakieś trzy tygodnie po zakończeniu rozmowy.
Wiktoria powiedziała wszystko co usłyszała od Niemca. Nie widziała
najmniejszego sensu ukrywania prawdy przed którymkolwiek ze swoich przyjaciół.
Nie bała się nawet wspomnieć o Marcie.
Daria
na wieść o tym, że najprawdopodobniej to Patryk doprowadził do potrącenia,
popłakała się. Ona nigdy nie płakała, więc oznaczało to jedynie, że jest bardzo
rozbita. W sumie Wiktoria się wcale nie dziwiła. Dominika oraz Magda niemal
natychmiast ruszyły do niej niczym grupa wsparcia. Wiktoria tego nie zrobiła,
skupiając w tym samym czasie całą swoją uwagę na Gregorze.
Nie
odezwał się. Nie skomentował tych rewelacji. Jedynie patrzył się na wprost,
wbijając spojrzenie w ścianę. Niedobrze. Bardzo, bardzo niedobrze. Nawet się
nie poruszał, a wszyscy byli zbyt zajęci Darią, żeby to zauważyć. A co jeśli
znów będzie dostawał ataki? Co jeśli znów nieświadomie będzie robił wszystko,
aby ją zamordować?
Na
samą myśl o tym, że Gregor mógłby na powrót ją dusić albo popchnąć do rzeki
wstrzymała powietrze. Poczuła się jakby ktoś uderzył ją z całej siły pięścią w
brzuch. Zrobiło się jej bardzo gorąco i zaczęły pocić się ręce. Starała się
oddychać.
On
już nigdy nie zrobi mi krzywdy. Nie ma takiej możliwości. Nie ma, prawda?
Ciągłe powtarzanie w głowie tych słów wcale nie polepszyło samopoczucia
kobiety. Poprzysięgła sobie, że jeśli Marta zniszczy to wszystko, co udało jej
się z cudem zbudować, zabije ją. Bez skrupułów.
Miała
dwie siostry, a każda z nich okazała się wrogiem. To bardziej niż smutne. Czuła
się jak jedynaczka, a nawet gorzej, bo rak zabrał jej jednego z rodziców. Nie
miała teraz nawet wstępu do swojego dawnego azylu w postaci własnego pokoju.
Teraz znajdowały się tam; kołyska, karuzela i multum innych dziecięcych
akcesoriów.
Prychnęła
pod nosem z bezsilności.
Najlepsze
siostry na świecie. Ciekawe co by było, jakby miała brata?
Wzdrygnęła
się. Właśnie zobaczyła, jak Gregor wstał ze swojego miejsca. Kierował się w jej
stronę powolnym krokiem. Mimo wszystko nie patrzył na nią. W obecnie panującym
gwarze nikt tego nie zauważył. Gdy dotarł do miejsca, gdzie się znajdowała,
wciąż nie zachwycił jej spojrzeniem. Podniósł zdecydowanym ruchem prawą dłoń i
położył na ramieniu Wiktorii.
Odepchnął
ją z użyciem sporej siły, choć wydawało się, że nie sprawiło mu to dużego
wysiłku. Wiktoria potknęła się i upadła na znajdujący się w pobliżu blat.
Szklanka stojąca na nim ześlizgnęła się i potłukła na drobne kawałeczki.
Wszyscy
zwrócili teraz swoje spojrzenia w ich kierunku. Wiktoria nie do końca wiedziała
co się stało, dopóki nie poczuła bólu w łokciu. Uderzyła w blat tak mocno, że
trysnęła krew, brudząc jej jasną koszulkę. Miała zdartą w zgięciu rękę.
Skrzywiła się mocno, tłumiąc jęk.
— Stary, co ty wyprawiasz? – Wellinger był w
ciężkim szoku. Spojrzał na Gregora z wyrzutem.
Austriak
nie odpowiedział. Zamiast tego skierował wzrok w stronę Wiktorii. Aż za dobrze
znała to spojrzenie; pełne nienawiści, złości, gniewu, ale mimo wszystko jakby
nieobecne. Wbrew jego własnej woli. Pierwszy raz tak spojrzał na nią, jeszcze
przed ślubem z Sandrą. Pamiętała to bardzo dobrze. Wtedy jednak nienawidziła go
równie mocno. Z premedytacją. Obydwoje lubili podkładać sobie haki. Teraz
jednak sytuacja była inna.
Wiktoria
niezgrabnie podniosła się do pionu ignorując pulsująco—piekący ból w łokciu.
Starała się spojrzeć na niego bez lęku, bez smutku, choć serce niebezpiecznie
zakuło ją, powodując chyba większy ból aniżeli jej rana. Wiedziała, że nie może
się bać.
—
Znów ci odbiło, Schlierenzauer?
Starała
się brzmieć dokładnie tak, jak brzmiała kiedyś. Na początku ich znajomości. Ten
sposób zawsze działał mniej lub bardziej skutecznie. Zawsze się wyzywali,
dokuczali sobie, a po pewnym czasie Gregor jakby się na powrót wyłączał, po
czym wracał do normalności. Nie wiedziała jednak, czy będzie miała na tyle
siły, aby utrzymać ten ton głosu. Kłócąc się z nim w ten sposób jeszcze nie
wiedziała, że cierpi na schizofrenie paranoidalną. Nie miała pojęcia, że od
zawsze wykorzystywali pewien schemat, dopóki nie zdarza sobie sprawy na co
cierpiał.
Na
jego twarz wstąpił ironiczny, pełen jadu uśmieszek. To również znała aż za
dobrze.
—
Ups, przepraszam – odezwał się z przesadną uprzejmością. – Chyba zrobiłem ci
krzywdę. To niechcący.
—
Jak jest się taką sierotą i nie umie się łazić, to trudno się dziwić –
prychnęła. – Tobie to jednak można wybaczyć, od zawsze miałeś problem z
podstawowymi rzeczami.
—
Uważasz, że to rozsądne mi się narażać, Maliniak?
—
Na pewno lepsze to niż pozwalanie na robienie z siebie popychadła. Swoją drogą;
za kogo ty się do cholery uważasz, Schlienezauer? Woda sodowa ci do głowy
uderzyła i już nikogo nie szanujesz. Gdzie są Twoi trzej pomagierzy?
Mówiąc
to wszystko, czuła się co najmniej obrzydliwie. Wiedziała jednak, że okazywanie
strachu zawsze jedynie pogarszało sytuacje. Jego umysł w takich sytuacjach
bywał szczególnie bezlitosny i żywił się strachem. Im go więcej, tym bardziej
zatracał się w głosach, które słyszał. Podjęcie walki oznaczało, mimo wszystko
opór, co było równoznaczne z brakiem uczucia, którym się karmił.
Jeszcze
trochę.
—
Nie potrzebuję ich. Sam sobie poradzę – odparł lekceważąco. – Bądź tak łaskawa
i nigdy więcej nie właź mi w drogę.
—
Jakbym faktycznie miała na to ochotę – odparła złośliwie. – Jesteś doprawdy
zabawny. A prawda jest taka, że sobie nie radzisz, dlatego do mnie przyłazisz.
Nie
krzyknął na nią. Nie zareagował agresywnie. Nie podniósł po raz kolejny ręki.
Zamiast tego uśmiechnął się z politowaniem, zakładając jednocześnie kaptur na
głowę.
—
Pożałujesz tego co powiedziałaś. To ty przyjdziesz do mnie. Na kolanach.
Zmarszczyła
brwi. W dalszym ciągu mówił do niej tym specyficznym tonem, który dość często
powtarzał się w początkowej fazie ich znajomości. Sandra lubiła go
określać mianem pociągający, co ją
osobiście odrzucało. Spojrzenie Gregora też nie uległo zmianie. Wciąż był pod
wpływem głosów i myśli, jakie krążyły po jego głowie. Te słowa nic nie
znaczyły, Były niczym, skoro mówił je nieświadomie.
—
Nie sądzę. Pomarz sobie – oznajmiła z pewnością w głosie.
Nie
odpowiedział już nic. Wyszedł z pokoju, w którym wszyscy się znajdowali, a
chwilę później dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi. Wyszedł i niewiadomym
było kiedy wróci.
Nastała
niezręczna cisza. Wiktoria na nowo poczuła ból w łokciu. Zaobserwowała, że
koszulka przemokła już doszczętnie, a ręka, którą trzymała zranione miejsce
była naznaczona krwią. Obejrzała się na wszystkich obecnych. Każdy miał minę,
jakby zobaczył ducha. Nie kontrolując już swoich reakcji, zaczęła płakać. Już
nie mogła dłużej wytrzymać.
—
Nie rozumiem. Czemu go tak potraktowałaś? – Ciszę odważyła się przerwać
Dominika. Kuba za te słowa dźgnął ją w bok i posłał pełne dezaprobaty
spojrzenie. – No co? Przecież nie tak się rozmawia z kimś, na kim ci zależy,
prawda? Obraziłaś go.
Mimo
faktu, że niemal całkowicie opuściły Wiktorię siły, postanowiła odpowiedzieć,
żeby nie wyjść na kolejną wariatkę w towarzystwie.
—
Nie rozmawiałam z Gregorem jeśli musisz wiedzieć. Rozmawiałam z jego
wewnętrznym głosem.
Tak
jak przypuszczała niewiele to dało. Więc uściśliła.
—
Kiedy powiedziałam o Marcie, Gregor wpadł w letarg, a potem zaczął czynić to co
kazał mu głos w jego głowie. Zazwyczaj nazywam to atakiem skurwysyństwa. Tak
naprawdę to nic wielkiego. Marta podziałała na niego jak zapalnik. Trochę
pozwoliłam mu się rozładować. Niedługo powinien wrócić do siebie. I do domu, w
sensie tutaj.
—
Skąd wiesz, że nie popełni samobójstwa? – spytała z kolei Daria, a Magda
przytaknęła głową. – Mówiłaś, że już kiedyś miał taki zamiar. Może ktoś
powinien za nim pójść i przypilnować.
—
Nie, to nie jest konieczne – zaprzeczyła, unosząc zdrową rękę na znak, żeby
pohamowali swoje plany. – Nie był w nastroju do użalania się nad sobą. Posiada
jakby trzy tryby. Jeden normalny, dwa schizofreniczne. Teraz jednak włączył mu
się ten drugi, w którym uważa się za władcę świata, więc do targnięcia się na
własne życie mu daleko. Zawsze, gdy chce sobie zrobić krzywdę, przychodzi do
mnie. Nie zrobiłby mnie wtedy. Wręcz przeciwnie, mówiłby otwarcie, że mnie
potrzebuje.
Przez
chwilę trwała cisza. Wszyscy starali się jak mogli najlepiej przyswoić
usłyszane informacje. Wiktoria cierpliwie czekała, bo spodziewała się, że to
nie koniec pytań. Korzystając jednak z okazji tego chwilowego zawieszenia,
opuściła pokój, udając się do łazienki po wodę utlenioną i jakiś bandaż z
agrafką do kompletu.
Dość
szybko znalazła to co chciała i wróciła do pokoju z podwiniętym rękawem.
Wyciągnęła niewielką miskę z jednej z szafek, po czym nalała do niej wody z
kranu. Zaczęła na oczach wszystkich przemywać sobie łokieć, lekko sycząc.
—
Dlaczego jak włącza mu się agresor, to atakuje akurat ciebie? – spytał Kuba.
Wiktoria
wiedziała, że to pytanie będzie jedynie kwestią czasu. Wzięła głębszy oddech i
nie przerywając swoich czynności, odpowiedziała rzeczowo.
—
Marta często pojawiała się u Gregora w formie halucynacji wzrokowych. Jakby nie
patrzeć jestem jej siostrą bliźniaczką, czyż nie? Wyglądam jak odzwierciedlenie
jego koszmarów, dlatego teraz nie dziwi mnie takie a nie inne zachowanie z jego
strony. Co prawda Marta przeszła wielką metamorfozę, ale Gregor nigdy jej
takiej nie widział.
—
Nieciekawie – powiedział jedynie Welli, patrząc na Wiktorię ze współczuciem. –
Może pomogę ci z tym bandażem, okej?
Wiktoria
nigdy nie przepadała za Niemcami. Nigdy im w skokach nie kibicowała. Trzeba
było jednak przyznać, że Andreas był naprawdę fajnym gościem po lepszym
poznaniu.
A
Richard Freitag z pewnością nie był idiotą.
***
Wiktoria
miała niemal pewność, że Gregor wróci. Zawsze po takich atakach wracał do niej
łaknąc fizycznej bliskości. Kochał ją. Potrzebował jej. Tak powtarzała sobie
przez całą noc, leżąc już w łóżku; pustym niestety. Czekała na niego do wpół do
czwartej nad ranem, gotowa przytulić go, pocałować i wysłuchać szczerych
przeprosin.
Nie
przyszedł.
Wiktoria
dzwoniła. Nie odebrał.
Wiedziała
jednak, że żyje, bo każde połączenie odrzucił po dwóch, może po trzech
sygnałach. Skoro to zrobił to znaczyło, iż nic mu nie jest, a to było przecież
najważniejsze. Niestety równało się to z faktem, że dalej miał nawrót psychozy
i najchętniej naplułby na nią. Wciąż była ucieleśnieniem jego fatum.
Zaczęła
się niepokoić. Ataki nigdy nie trwały tak długo. Wyszedł z mieszkania ładnych
kilka godzin temu. A dalej jej nienawidził. Wiktoria czuła coraz większy ból w
sercu, choć starała się tego nikomu nie pokazywać. Wreszcie wszyscy poszli
spać, a ona została sama na kanapie w salonie. Podkurczyła nogi pod siebie,
oparła głowę na kolanach i czekała.
Nie
przyszedł. Jeszcze się nie rozładował. W końcu jej zapragnie, wróci do niej
mówiąc, że chce się z nią kochać. Że daje mu poczucie bezpieczeństwa. Jest mu z
nią dobrze. Zawsze tak się działo w takich przypadkach.
Czekała.
W
końcu jednak nie wytrzymała. Stwierdziła, że nie ma to dalej sensu. Poszła
ledwo żywa do łazienki, umyła się już drugi raz i o piątej rano wylądowała w
swoim tymczasowym łóżku. Myślała, że zaśnie. Oczy ją niesamowicie piekły, niestety
łokieć cały czas dokuczał.
Zdawało
się jej, że zasnęła dosłownie na kilka minut, kiedy usłyszała huk. Zerwała się
z łóżka i na chwiejnych nogach doczłapała do salonu. Okazało się, że to tylko
Dominika przewróciła krzesło, gdy starała się je ominąć.
Zegar
wskazywał dziewiątą rano.
—
Sorry – wybełkotała. – Sierota ze mnie.
—
Gregor jeszcze nie wrócił? – spytała Wiktoria, rozglądając się po salonie.
—
Ty się mnie pytasz? – odezwała się zaskoczona. – Byłam pewna, że smacznie sobie
razem śpicie. W końcu na niego czekałaś. – Dominika nie kryła zmartwienia.
—
W końcu postanowiłam się położyć i poczekać w łóżku – oznajmiła niemniej
zdenerwowana niż jej kuzynka.
Wiktoria
nie czekając na odpowiedź, wróciła do pokoju, po czym wzięła swój telefon
komórkowy z szafki nocnej. Drżącymi dłońmi wybrała numer do chłopaka. Czas
niesamowicie jej się dłużył, a przerwy między kolejnymi sygnałami wydawały się
co najmniej godzinne.
Poczta
głosowa. Serce niemal Wiktorii stanęło. Miała jedynie nadzieję, że atak już
minął i strachem, który słychać było w jej głosie, nie pogorszy stanu
Austriaka.
—
Gdzie ty się podziewasz? Martwię się o ciebie. Wracaj do mnie jak najszybciej.
Wiem, że teraz, gdy już wróciłeś do siebie, a mam pewność, że wróciłeś –
bzdura, wcale nie miała. Bardziej kierowała się intuicją. – to możesz mieć
wyrzuty sumienia, ale… ja się nie gniewam, słyszysz? Nie gniewam się. Chcę
jedynie, żebyś do mnie wrócił. Wszystko będzie już dobrze.
Maliniak
nie była pewna czy bardziej chce przekonać Gregora, czy samą siebie. Zdawała
sobie sprawę, jak bardzo drży jej głos i jak bardzo czuje się rozbita. Miała
najszczerszą ochotę wyć z niepokoju, strachu oraz niepewności. Marzyła w głębi
duszy, aby zadzwonić natychmiast na policję. Ufała mu jednak i wierzyła do
samego końca, że sam do niej wróci.
Zawsze
wracał. Przyjdzie również teraz.
Wszyscy
wstali, obudzeni rabanem stworzonym przez Dominikę. Doprowadzili się do stanu
używalności, zjedli śniadanie i starali się tym razem pocieszyć Wiktorię. Z
marnym skutkiem. Kobieta ledwo co zjadła, mało piła, a w dodatku na powrót
zabarykadowała się w pokoju, jakby wracała jej depresja. Nie mówiła zbyt wiele
do nikogo.
Dalej
czekała.
Wróci.
Zawsze wracał. Pragnął jej do cholery. Tylko ona mogła dać mu to czego
potrzebował. Rozumiała go niemal zawsze. Był przy niej bezpieczny. Nie musiał
się bać.
Wróci.
Dwunasta
w południe. Zadzwoniła po raz enty na jego
komórkę. Sygnał pierwszy, drugi, trzeci… połączenie zakończono.
Znów
serce podeszło Wiktorii do gardła. Żył, miał się dobrze. Wszystko musiało być
dobrze.
Nie
wiedziała, czy minęło pięć, dziesięć, a może piętnaście minut, kiedy usłyszała
dzwonek do drzwi. Poderwała się niczym oparzona i otworzyła drzwi tak
gwałtownie, że głośno uderzyły o ścianę. Wybiegła na korytarz, obserwując
uważnie, jak Magdalena spogląda przez judasza.
Przyjaciółka
pokazała Maliniak uniesiony kciuk do góry oraz obdarzyła wesołym uśmiechem.
To
był on.
Wszedł
niepewnie do mieszkania, a wzrok miał wbity w podłogę. Wyglądał jakby zaraz
musiał odpokutować za najgorszy błąd w swoim życiu. Kiedy wreszcie spojrzał na
Wiktorię, widziała wyraźnie, że jest mu wstyd. Nie była jednak zła.
Najważniejsze, że wrócił cały i zdrowy. Do niej.
Nie
czekając na jego ruch, podbiegła do chłopaka i rzuciła mu się na szyję. Tak
bardzo cieszyła się, że już wrócił. Gregor zdawał się trochę zaskoczony, ale po
chwili także ją objął.
—
Ty pierdolony idioto – odezwała się, patrząc mu w oczy. – Nigdy więcej nie rób
mi takich numerów. Powinieneś wrócić od razu, gdy tylko poczułeś się lepiej, a
nie szlajać się całą noc.
—
Nie szlajałem się. Byłem w hotelu. Po uświadomieniu sobie, co wczoraj zaszło,
było mi okropnie wstyd. Bałem się wrócić. Miałem niemal pewność, że jesteś na
mnie wściekła. W sumie wcale bym się nie zdziwił.
—
Jestem wściekła, masz rację, ale nie dlatego że masz schizofrenię do jasnej
cholery. Przecież nie mogę być zła o coś, nad czym nie panujesz. Wiem dobrze,
na co się pisałam i jestem gotowa znosić takie sytuacje jak wczorajsza. Nie
pierwsza i z pewnością nie ostatnia, ale nie możesz się mnie obawiać i bać się
wrócić. Jestem po to by ci pomóc, a nie żebyś był z tym wszystkim sam.
Pocałował
ją. Wiktoria liczyła na to, że zrozumiał i już nigdy więcej tak się nie
zachowa. Miała nadzieję, że dzisiaj już nic złego się nie wydarzy. Za dużo atrakcji jak na tak
krótki okres czasu. Zdecydowanie za dużo.
***
Myliła
się jednak. W nocy zaczęły się ataki paniki. Gregor co chwilę się budził, ale
ona spała jeszcze mniej, bo chciała przy nim czuwać. Raz prawie uderzył ją w
twarz, ale dała radę go zablokować i uspokoić. Co się działo do cholery?
Przecież brał leki tak, jak kazał doktor i cały czas miał choćby telefoniczny
kontakt ze specjalistą.
Okłamał
ją. Mówił, że Marta już nic dla niego nie znaczy, że ma do niej żal. Trzeba
przyznać, że ta dziewczyna w dalszym ciągu wywoływała u niego silne reakcje. To
ona doprowadziła Gregora do takiego stanu. Z każdą chwilą Wiktoria nienawidziła
jej coraz bardziej.
Szeptała
do chłopaka kojące słowa i objęła go, aby poczuł się bezpiecznie. W końcu
podziałało. Gregor zasnął nie budząc się aż do rana.
Podobny
schemat nocy pojawiał się mimo wszystko jeszcze przez tydzień. Wiktoria
cierpliwie znosiła to, starając się pomóc Gregorowi na wszelkie możliwe
sposoby. Codziennie też dbała o to, aby brał swoje leki i zadzwonił znów do
lekarza. Wiedziała dobrze, że nie chciał znów wracać do szpitala psychiatrycznego.
Wiktoria nie sądziła, żeby musiał. Zrobi wszystko, aby tak się nie stało.
Zaczęli
biegać. Razem. Gregor sądził, że w ten sposób będzie mógł pozbyć się nadmiaru
energii oraz jakoś uporządkować myśli w swojej głowie. Czy to pomogło Wiktoria nie wiedziała, ale przynajmniej miło spędzało
im się czas. Dużo się śmiał, ale też dużo przepraszał.
—
Co robisz? – spytała się któregoś razu, widząc jak pisze coś przy stole.
—
Piszę list do Trevora. Mój znajomy z psychiatryka – odpowiedział, nie odrywając
wzroku od kartki. – Może wygadanie się mu, jakoś mi pomoże.
Wiktoria
pokiwała głową, dosiadając się do niego. Nie chciała jednak zaglądać mu przez
ramię i czytać wiadomości. To byłoby niegrzeczne.
—
Masz pewność, że dalej tam jest? – zapytała ostrożnie.
—
Niektóre schorzenia są tak złożone, że ludzie nie wychodzą latami – oznajmił, a
na jego twarzy pojawił się grymas. – Facet od zawsze miał przejebane. Ale fajny
z niego gość.
—
Na pewno – uśmiechnęła się. – Ale ty już na pewno tam nie wrócisz – dodała, kładąc
swoją dłoń na jego dłoni. – Nie pozwolę na to.
Wyraźnie
się spiął. Spojrzał na nią, wreszcie odrywając wzrok od kartki papieru. Widać
było, że nie podziela jej wesołości.
—
Przepraszam cię.
Znów
to robił. Dalej miał wyrzuty sumienia o to, co jej zrobił. Wciąż musiała nosić
bandaż na łokciu, a Gregor codziennie wpatrywał się w to miejsce i sądził, że
musi odpokutować. W dodatku ich noce też już nie były spokojne. Codziennie miał
koszmary i każdej doby miał krótkotrwałe nawroty. Coraz mniej nad sobą panował.
—
To po prostu gorszy okres. Nie przepraszaj. Nie zamierzam cię zostawić,
niezależnie od tego co być robił.
Uśmiechnął
się niemrawo. Mimo wszystko chyba nie do końca jej wierzył.
Wiktoria
pocałowała go w usta, po czym powiedziała.
—
Nie martw się aż tyle. To ci nie pomoże.
Usłyszała
szczęk w zamku. Do tej pory pozostali w domu sami. Magda z Andreasem wyszli
gdzieś, żeby spędzić razem czas, a Kuba z Dominiką oraz Darią wyszli wspólnie
na zakupy. Blondynka mówiła, że musi zaopatrzyć się w nowe akcesoria; cokolwiek
to u niej znaczy. Maliniak wolała nie wnikać.
Teraz
wrócili, wszyscy z uśmiechem na ustach. Dominika szczególnie. Kuba obejmował ją
od tyłu i trzymał rękę na brzuchu.
Wiktora
z Gregorem spojrzeli po sobie zdziwieni, ale nie wypowiedzieli ani słowa.
Chłopak jedynie spojrzał na swój list, złożył go na cztery części i schował do
kieszeni spodni. Chyba nie został jeszcze do końca napisany.
—
Wiktora, zostaniesz matką chrzestną – oznajmiła blondynka, podchodząc do niej
rozanielona.
—
Ciebie chyba pogięło – odpowiedziała, marszcząc brwi. – Ja nie zostanę
jakąkolwiek matką. Nigdy.
—
Już jesteś, choćby biologiczną – odezwał się Andreas.
—
Zamknij się. To się nie liczy.
Wiktora
znów spojrzała niepewnie na swoją kuzynkę. Wyglądała jakby się czegoś naćpała.
Co w gruncie rzeczy nie było wielką odskocznią od normy. Ona zawsze się
cieszyła z byle czego. Bała się mimo wszystko zapytać o co chodzi, więc
milczała.
—
No nie patrz się tak tępo – skarciła ją Dominika. – Zostaniesz matką chrzestną.
Jestem w ciąży!
—
Nie zostanę żadną matką! Czekaj… co?
—
Bliźniaki.
—
Że co kurwa?
***
Nie,
nie, po prostu nie. Czy ona nie miała na głowie już za dużo problemów? Naprawdę?
Dominika jest w ciąży, jak to w ogóle możliwe? Dobra, wiedziała w jaki sposób
można zajść w ciążę. Ale… dlaczego powiedziała jej o tym dopiero teraz?
Dominika już była w trzecim miesiącu i powiadamia ją o tym dnia dzisiejszego.
Świetnie. Wiktoria sama nie mogła raczej tego rozpoznać. Dominika od dziecka
nie była szczupła. Po osobie z jej figurą raczej tego jeszcze nie widać. Bo
faktycznie nie wyglądała na ciężarną.
—
Wiktora, proszę.
—
Nie, nie zostanę żadną matką chrzestną!
—
Ale…
—
Odwal się ode mnie!
Była
bardziej niż wściekła. Jak ona mogła pomyśleć, że się na to zgodzi? Może
jeszcze z uśmiechem na ustach? To była absurdalna sytuacja, doprawdy. Dominika
okazała się większą naiwniaczką, niż Wiktoria kiedykolwiek wcześniej
przypuszczała. Znała dobrze jej podejście do dzieciaków. Zadziwiające, że
sądziła, iż będzie miała w niej pomoc przy tej fabryce śliny i łez. W dodatku
podwójnie.
Nikt
nie popierał jej uporu. Nawet Gregor się oddalił i nie odezwał się słowem. Poczuła
się co najmniej zdradzona. Żadnego wsparcia, świetnie.
Dominika
była zawiedziona. Bardzo rozczarowana. Trudno, Wiktoria nie mogła nic na to
poradzić. Przecież wszyscy ją znali. Jak mogli być aż tak zdziwieni.
—
Nie chcę zrobić twoim dzieciom krzywdy – wycedziła przez zęby, przeszywając Dominikę
wzrokiem.
—
A czemu miałabyś je krzywdzić? – Nie rozumiała.
—
Oddałam własne dziecko bez chwili wahania, jak myślisz, dlaczego?
Widziała
bardzo wyraźnie, jak jej kuzynka wciąga głęboko powietrze. Wszyscy dalej
milczeli, wgapiając się w nią, jak w winną wszelkich niegodziwości. Teraz
Wiktoria poczuła się niezwykle rozczarowana ich postawą. Banda naiwniaków.
—
Dziękuję za zrozumienie – warknęła w kierunku Gregora, wymijając go tak, że
zderzyli się ramionami.
Kolejne
dni nie przyniosły raczej wyjaśnienia. Wszyscy zdawali się mieć do niej
pretensje. Dominika natomiast przechodziła największego w historii focha.
Prychnęła
wściekle. Czego od niej oczekiwali? Boże, jak to zajebiście, że czekają nas
narodziny kolejnych cudownych bobasków, a swojego syna oddałam przez kaprys? Żałosne,
doprawdy.
Gregor
znów ją przeprosił, niestety dopiero na drugi dzień, co dało Maliniak do
myślenia. Skoczek sam chciał mieć dzieci, o czym Wiktoria wiedziała. Szkoda, że
czekało go tak bolesne rozczarowanie. A może ona była chora? Może jej też
przydałby się psychiatra?
Zaśmiała
się. Nie, nie miała żadnego problemu.
Może
jednak?
Nie,
nie dopuszczała tego do siebie.
A
jutro miała się spotkać twarzą w twarz ze swoją bliźniaczką.
Witam.
OdpowiedzUsuńJestem w szoku. Nie spodziewałam się takiego nawrotu choroby Gregora. Myślałam, ze ma on najgorsze za sobą i już nie dojdzie do takich ataków, jak kiedyś. A już w ogóle nie sądziłam, że znowu zacznie atakować Wiki. Martwię się, naprawdę...
cieszę się, że dodałaś tak szybko rozdział, bo zawsze długo na niego czekam. I czekam na ten kolejny obiecany <3
Co zaś się tyczy Richarda i Marty...mam nadzieję, że to wszystko skończy się dobrze. Nie chcę, żeby związek Wiki i Gregora ucierpiał. Za długo czekałam na ich miłość.
Pozdrawiam
Kiedy nastepny? :)
OdpowiedzUsuń