sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 52

Nigdy nie zastanawiała się, jak potoczy się jej życie. Gdyby jednak miała coś obstawić, z pewnością nie powiedziałaby, że skończy przy boku najbardziej znienawidzonego przez nią skoczka narciarskiego. Nie oznajmiłaby, że będzie unikać i bać się swoich dwóch sióstr. Nie padłoby jej do głowy, że będzie za wszelką cenę pomagać schizofrenikowi. Nie pomyślałaby nawet przez sekundę, że kiedykolwiek urodzi dziecko, pomyśli o aborcji. Nie sądziła, że otrze się o śmierć. Nie marzyła, że będzie w krótkim związku z Thomasem Morgensternem. Nie wiedziała, że straci pracę.
To wszystko się jednak wydarzyło. Teraz stała przed niewielkim lustrem w łazience w mieszkaniu swojej przyjaciółki. Nie myśląc wiele, rozpuściła włosy, a następnie włożyła głowę pod kran i odkręciła kurek z zimną wodą.
Lodowata woda, która spadła na kark, wywołała szok. Kobieta krzyknęła, a niewielka dawka wody dostała się do jej ust. Zakrztusiła się, gwałtownie podnosząc głowę spod kranu. Woda niemal natychmiast zaczęła ściekać z włosów, mocząc łazienkowe kafelki.
Nie wierzyła, że to dzisiaj. Wyglądała jak śmierć. Była blada, oczy miała mocno przekrwione, niczym po kilkudniowej libacji alkoholowej. Pod oczami widniały pokaźne, fioletowe sińce, ponieważ nie spała dobrze od trzech tygodni. Nie wiedziała, czy jej ciało trzęsie się teraz ze strachu czy z zimna. Myślała, że zaraz się rozleci. W środku już była rozbita na niezliczone ilości małych kawałeczków.
— Kurwa mać! – sarknęła wściekle.
Podłoga była tak mokra, że o mało się nie zabiła, gdy puściła umywalkę. Bez siły usiadła na zimnych kafelkach i oparła się o ścianę. Nie zwracała w ogóle uwagi na mokre włosy, które wciąż ociekały wodą, mocząc wszystko dookoła, łącznie z jej ubraniem.
Miała na sobie jasnozieloną koszulkę na ramiączkach, jasnoszare rurki. Nie wiedzieć czemu ubrała kolczyki, które dostała od Thomasa na urodziny rok temu. Przebierała się chyba już trzykrotnie i nic nie zdawało się odpowiednie.
Marta z pewnością będzie wyglądać lepiej.
No nie, Wiktoria chyba już popadła w paranoję.
— Wszystko w porządku? – usłyszała nagle głos Magdaleny za drzwiami,
Wzdrygnęła się, słysząc głos przyjaciółki i machinalnie odgarnęła włosy, powodując, że zmoczyły jej prawie całą koszulkę na plecach. Musi wysuszyć włosy. To wkładanie głowy pod kran nie okazało się dobrym pomysłem. Nie poczuła się wcale jakoś lepiej. Za to coraz bardziej panikowała.
Skoro ona się tak czuje, to co w takim razie musi myśleć Gregor. Spotka się twarzą w twarz z kobietą, która doprowadziła go do obłędu. Dosłownie. Jakkolwiek starała się go zmusić, aby sobie odpuścił, kategorycznie odmawiał. Im bardziej ona nalegała, tym bardziej on się zarzekał. Co mogła zrobić w takiej sytuacji? Nic.
Albo się uspokoić. Tak, to dobry pomysł.
— Tak, wszystko okej – odpowiedziała chyba trochę zbyt głośno. – Zaraz wyjdę.
Magdalena nie mówiła już nic więcej. Chyba poszła. Wspaniałomyślnie zgodziła się, żeby dwójka niechcianych gości przyszła właśnie tutaj. Gdzie indziej mogliby normalnie porozmawiać? Przynajmniej Wiktoria już się tak nie obawiała o swoje zdrowie. Marta chyba nie uczyni nic głupiego przy tych wszystkich ludziach, prawda?
Cholera wie.
Porwała suszarkę, leżącą na niewielkiej półeczce i zaczęła szybko suszyć włosy.

***

Dominika od wczoraj starała się tematem dyskusji numerem jeden w tym mieszkaniu. Albo raczej jej ciążka. Wiktoria nigdy nie rozumiała, dlaczego kobiety w ciąży stawały się główną atrakcją towarzystwa. Jak wszyscy traktowali ją normalnie jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu, tak teraz każdy na nią dmuchał i chuchał, żeby się przypadkiem coś nie stało.
Wiktoria obserwowała sytuację z pewnego oddalenia w absolutnej ciszy, a i tak miała najszczerszą ochotę znaleźć się gdzie indziej. Poza tym kobiety w ciąży z wielkim bębnem wyglądały obrzydliwie.
Skrzywiła się momentalnie. Nie, z pewnością nie chciała mieć styczności z Dominiką od szóstego miesiąca wzwyż. Sama pamiętała, jak wyglądała ohydnie, będąc w ciąży z Milo.
Najbardziej jednak Wiktoria dziwiła się, że Dominika wyglądała na doprawdy szczęśliwą, spełnioną kobietę. Zupełnie tak, jakby teraz posiadała cały świat u swoich stóp. Wyglądała niczym człowiek, który wygrał na loterii dużą forsę, choć prawda była zgoła odwrotna. Portfel blondynki za sprawą tych dwóch fabryk śliny, skurczy się w zastraszającym tempie. A jednak pozostawała w nastroju, jakby spełniła największe marzenie swojego życia. Przecież to iście absurdalne, a jednak jej wspaniałe samopoczucie pozostawało faktem. W związku z powyższym Maliniak czuła się jeszcze gorzej.
Jak to możliwe, że wszystkie kobiety, które spotkała w swoim życiu i miała okazję porozmawiać na ten temat, cieszyły się jak nienormalne? Dlaczego wszyscy uważali to za dar, największe szczęście, a ona nie.
Może była chora?
Czemu myśli o tym bez przerwy?
— Wiktoria, możemy pogadać? – głos Dominiki wyrwał ją z zamyślenia. Zamrugała kilkukrotnie, jakby właśnie ktoś wyrwał ją ze snu. – Na osobności.
— Dobrze – westchnęła.
Nie rozumiała z początku, dlaczego gdy wstawała z kanapy, wszyscy znów spojrzeli na nią z wyrzutem i smutkiem. No może nie wszyscy. Gregor nie wiedząc za bardzo, co powinien uczynić, nie patrzył się na swoją kobietę ani z pochwałą, ani z naganą. Właśnie po jego widocznym rozbiciu, domyśliła się, czego może dotyczyć rozmowa.
Mimowolnie skrzyżowała ręce na piersi, gotowa do osłonięcia się murem, aby zagłuszyć wszelkie bzdurne zdania, jakie zaraz wyjdą z ust blondynki. Nienawidziła konwersacji o bachorach, a jeszcze bardziej nienawidziła, gdy na jej zdanie o dzieciach ludzie reagowali wielkim oburzeniem, jakby Wiktoria nie miała głęboko w czterech literach ich zdania na ten temat. Zachowywali się jak psychopaci, liczący chyba na to, że jej pozytywna opinia o posiadaniu potomstwa, zmieni bieg ludzkości.
— Nie zamierzam cię do niczego zmuszać – zaczęła Dominika przygnębionym tonem.
— Świetnie, może w tym miejscu zakończmy rozmowę. – Posłała kuzynce sztuczny uśmiech. – On wczoraj odnoszę wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie posłuszeństwa. Znowu.
Jeszcze bardziej się zasmuciła. Wiedziała, że nie udaje, nigdy taka nie była.  Maliniak zrobiło się jej szkoda przez chwilę lecz to był tylko moment. Nie miała zamiaru pozwolić, żeby ktoś jej coś narzucał. Już nie.
— Wiedziałam, że nie będziesz zadowolona, ale nie sądziłam, że aż tak wybuchniesz.
— Poproś Darię, na pewno zechce zostać mamą – zaproponowała. – Coś się mnie uczepiła? – Teraz to ona zmarkotniała. – Naprawdę nie dam rady – dodała już łagodniej, marząc jedynie o świętym spokoju.
— Daria po wypadku… cóż to nie jest najlepszy pomysł. Zresztą ja odkąd pamiętam, zawsze myślałam, że ty będziesz chrzestną.
Spojrzała się na nią jak na wariatkę. Zawsze była trochę szalona i nie do końca ją rozumiałam, ale nigdy nie podejrzewałaby swojej kuzynki o taką głupotę. Tolerowała jej wszystkie odskoki od normalności bez większego szemrania, ale to okazała się doprawdy poniżej pasa.
— Równie dobrze możesz liczyć na to, że ktoś z arachnofobią zgodzi się prowadzić z tobą terrarium z pająkami. Biorąc pod uwagę, że spodziewasz się bliźniaków, to mamy nawet dwa pająki. Fuj. Patrz mi na usta; NIE.
Dominika ostentacyjnie zamknęła usta, a wargi zaczęły jej drgać. Chyba niekontrolowanie. Zmrużyła oczy, po czym zamrugała kilkukrotnie. W oczach Dominiki pojawiły się łzy. Raczej nie spodobało się blondynce porównanie jej największego szczęścia do pary pajęczaków.
— Jestem zszokowana, że jesteś w stanie mówić takie potworności – powiedziała bez siły. – Jesteś dla mnie jak siostra. – Spojrzała na szatynkę z błaganiem, a jednak w oczach Dominiki kryła się nagana. Chciała, żebym miała wyrzuty sumienia.
— Ja wręcz przeciwnie – odparła bez gniewu. Jej spokój i kompletne nieprzejmowanie się obecnym stanem kuzynki, chyba dodatkowo dobiło Sikorę. – Od kilku lat mówię, że dzieciaki to największe zło świata, ale wszyscy woleli zignorować moją opinię. Teraz mamy tego efekty! Od dziesiątego roku życia powtarzam, że nienawidzę różowego. Specjalnie wciśniesz mi różową sukienkę i będziesz się dziwić, czemu jej nie założę?
— Skończ już z tymi porównaniami! – Zdenerwowała się. Jej załzawione niebieskie oczęta ciskały w Maliniak piorunami. – Nie wiedziałam, że to aż takie poważne, okej?
— Poproś w takim razie Magdalenę – znów zaproponowała, starając się zachować opanowanie.
— Ona nie jest z rodziny – zaprzeczyła natychmiast. – Lubię ją, ale jak się coś stanie i nasze relacje się pogorszą, to nie będzie miała stałego kontaktu z moimi dziećmi.
Wiktoria przewróciła teatralnie oczami.
— Nie no, spoko. Skoro masz aż tak wysokie wymagania, żeby matka chrzestna stała się faktycznie kolejnym rodzicem, to wręcz zajebiście nadaję się do odegrania tej roli – sarknęłam. — Zapomnij.
— A może ty potrzebujesz lekarza?
Oniemiała. I starała sobie wmówić, że Dominika wcale nie powiedziała na głos tego, co od jakiegoś czasu zaprząta moje myśli. Nie pozwoli, żeby robiono z niej osobę psychiczną. Na pewno nie.
  — Zniknij. Mi. Z. Oczu. – wysyczała wściekle, po czym pstryknęła jej ostentacyjnie palcami przed twarzą. – Albo nie, poczekaj. Ja sobie pójdę.
No i koniec rozmowy.

***

Nie poprawiła tym zagraniem swojej opinii u innych. No może ewentualnie Wellinger miał to w nosie, ale on był facetem. Kobiety jak to kobiety, ich wrażliwość na dzieci była z zasady znacznie bardziej rozbudowana. Dlaczego? Nie wiadomo. Podświadoma chęć przedłużenia gatunku?
Przez cały dzień nic nie zjadła i zaczęła się kłócić właściwie ze wszystkimi, no może poza Andreasem i Gregorem, który choć nie wziął jej strony w sprawie dziecka, to chociaż nie sprzeczali się na innych płaszczyznach. Sądziła, że posłuchanie ulubionego zespołu jakoś ją rozładuje, ale tak się nie stało. Nie pomógł nawet bieg na dziesięć kilometrów razem z Gregorem, Magdaleną oraz Andreasem. Mimo zmęczenia dalej nie okazała się na tyle zmęczona, aby się przestać martwić.
Kiedy zadzwonił telefon Wiktorii, a na wyświetlaczu zobaczyła numer Richarda, prawie upuściła telefon. Nacisnęła słuchawkę drżącymi dłońmi i po przekazaniu Niemcowi jeszcze raz dokładnego adresu, rozłączyła się.
— Będzie tu za piętnaście minut – oznajmiła wszystkim, nieśpiesznie chowając telefon do kieszeni.
Zaczęło jej być naprawdę niedobrze. Czuła się trochę tak jak w pierwszej ciąży. Czyli beznadziejnie. Dominika mimo bycia w trzecim miesiącu, miała się wprost rewelacyjnie i nawet nie doświadczyła czegoś takiego jak mdłości. Różne bywają przypadki.
         Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, szybko poderwała się z miejsca i szybko pobiegła otworzyć, mimo że nie znajdowała się u siebie. Magda jednak nie zgłaszała żadnych sprzeciwów. Miarowe kroki na schodach Wiktoria odbierała niemal jak nadejście kata. Z każdym kolejnym dźwiękiem odnosiła wrażenie, że coś wypompowuje jej powietrze z płuc. Straszne uczucie.
— Kurwa, Richie, jak tutaj jest wysoko – usłyszała poirytowany kobiecy głos na klatce schodowej.
Wszyscy usłyszeli.
Wiktoria mimowolnie spojrzała na Gregora. Spiął się całkowicie na dźwięk tego głosu i mogła podejrzewać, że teraz musi przechodzić przez ogromne tortury. Poczuła ukłucie żalu w sercu, że jednak nie dała rady odizolować go od tego wszystkiego. Okazał się taki uparty.
— Nie narzekaj i trzymaj się z tyłu – odpowiedział Niemiec.
Wiktoria otworzyła drzwi na oścież. Nogi zrobiły się jak z waty. Nagle poczuła, jak ktoś kładzie jej dłoń na ramieniu. Wellinger.
Skoczek uśmiechał się do niej pokrzepiająco, a jego dłoń dawała wsparcie. Odwzajemniła uśmiech i pierwszy raz od dłuższego czasu wzięła głębszy oddech. Wiktoria wiedziała, że Andreas oraz Richard byli naprawdę dobrymi kumplami. Na pewno wszystko pójdzie dobrze.
Kiedy zobaczyła swoją bliźniaczkę, nie wiedziała co myśleć. Dalej miała krótkie, farbowane blond włosy, niebieskoszare oczy z powodu kolorowych soczewek oraz długą ranę na policzku. Wiktoria miała pewność, że gdyby nie te wszystkie modyfikacje, ciężko byłoby je dwie od siebie odróżnić. No może jej siostra miała więcej szczęścia, bo okazała się o około dziesięć centymetrów wyższa od niej. W oczach blondynki nie znalazła już tej wrogości co kiedyś. Marta wydawała się spokojna, choć nie uśmiechnęła się na widok Wiktorii. Wręcz przeciwnie; całkowicie ją zignorowała, trzymając się z tyłu za Freitagiem. Milczała.
— Tośmy się dawno nie widzieli, co nie Wiktoria? – zagadnął do niej Freitag, podając rękę na przywitanie.
Uścisnęła ją od razu. Nawet udało się uśmiechnąć.
— Cześć – odpowiedziała.
Oboje mieli na sobie okulary przeciwsłoneczne, jeansy i bluzy z kapturem mimo dwudziestu pięciu stopni na zewnątrz. Z pewnością nie chcieli, aby jakiś fan ich rozpoznał. Trochę im współczuła.
— Hej stary – odezwał się tym razem w stronę Andreasa. – Ale sobie w Polsce mieszkanie załatwiłeś. Nie za daleko trochę masz na zgrupowania? – zdziwił się, rozglądając dookoła. – Zawsze mogłeś coś w Niemczech ogarnąć.
— Na razie dobrze jest tak, jak jest. Może potem coś z Magdą pomyślimy – odpowiedział Andy, prowadząc ich do salonu.
Wiktoria szła zaraz obok nich, czując jak pot zaczyna spływać jej po plecach. Zaraz Gregor zobaczy się z Martą i co wtedy? Czy Gregor dostanie ataku? Zaatakuje ją albo Martę? Za dużo pytań. Miała wrażenie, że korytarz ciągnie się w nieskończoność.
— Pamiętam tę twoją dziewczynę. – Freitag uśmiechnął się. – Z początku chyba miała do mnie słabość.
— Z początku to dobre określenie, Richard – odparł Andy z dość ponurą miną. – Wiele się od tego czasu zmieniło.
— Spoko, Andy. Nic od niej nie chcę. – Uniósł dłonie w obronnym geście.
Wiktoria dokładnie obserwując Freitaga, który z wyglądu nic się nie zmienił, doszła do wniosku, że gadanie jest jego sposobem na pokonywanie stresów. Mówił niezależnie od tego, jak bardzo mogło to okazać się głupie. Ważne, żeby nie doczekać się ciszy. Rozumiała taką postawę i w gruncie rzeczy, chyba nawet była mu wdzięczna, ponieważ za cholerę nie wiedziała, jak to spotkanie powinno przebiegać. I co chciałaby powiedzieć. Milczała więc, podobnie jak Marta.
Maliniak nie chciała na nią patrzeć. Uparcie więc wbiła wzrok W Richarda, obserwując ruchy jego warg. Gdy uznała to wpatrywanie się za zbyt dziwaczne, przeniosła wzrok na Wellingera.
— O, całkiem wiem was tu sporo – znów odezwał się Richard. – Nie zabawimy jednak długo, nie martwcie się.
Po powiedzeniu tych słów podszedł kolejno do Magdy, Dominiki, Darii, Kuby, aby się przywitać. Na samym końcu podszedł do Gregora. To wszystko stawało się coraz bardziej dziwaczne.
— A to jest Marta, moja… wieloletnia przyjaciółka – powiedział na końcu, wskazując na swoją towarzyszę.
Wysunęła się trochę na przód. Jej wysokie obcasy miarowo stukały o podłogę. Dygnęła niczym posłuszna, mała dziewczynka. Widać było, że też zżerały ją nerwy. Wszyscy wpatrywali się w nią, jak w okaz muzealny.
— Hmmm… cześć – wydukała. Jednak do nikogo bezpośrednio nie mówiła.
Wiktoria instynktownie podeszłam do Gregora, żeby przez cały czas mieć go na oku. Był bardzo spięty w dalszym ciągu. Cały czas patrzył na Martę, lecz nic nie mówił. Zupełnie jakby ktoś pozbawił go języka. Marta spojrzała w naszym kierunku, uśmiechnęła się lekko w stronę Gregora, ale ten nie odwzajemnił gestu. Dalej tylko obserwował.
Szatynka tak bardzo pragnęła, dowiedzieć się o czym myślał. Nie potrafiłam niestety czytać w cudzych myślach, nawet jego.
— Chcecie coś do picia? – Magda przerwała krępującą ciszę.
— Mogą być dwie kawy – odpowiedział Richard, obdarowując Sobańską uśmiechem. – Jeśli byłabyś tak miła, oczywiście.
Obydwoje usiedli na ostatnich wolnych miejscach koło Darii właśnie. Wiki cieszyła się, że Marta znajdowała się od Gregora najdalej jak to możliwe. Powoli stres zaczął opadać. Marta w dalszym ciągu nie odzywała się. Chyba ustalili, że to Freitag wszystkim się zajmie. Po raz kolejny poczuła wdzięczność do tego Niemca.
Magdalena w międzyczasie kiwnęła głową i udała się do kuchni, aby przygotować kawę.
— Coś mi się wydaje, że mamy wiele do wyjaśnienia – Freitag wziął głęboki oddech. – Na początku wolałbym, abyśmy ustalili, że wysłuchamy siebie do końca, okej? To dość pogmatwane. Ty jesteś Daria?
Richard spojrzał się w stronę Tondelewicz. Widziałam jak bardzo jest zdenerwowana. Wzięła głęboki oddech.
— Tak, to ja.
— Musisz wiedzieć, że to nie Krzysiek cię potrącił – zaczął. – Jestem tego niemal pewien. Od dłuższego czasu kumplowałem się z nim.
— A skąd taka pewność i jaki miałeś cel w zawieraniu tej znajomości? – odezwała się nagle Dominika.
Wiktoria odrywając wzrok od swojego chłopaka, spojrzała na nią. Dawno nie wiedziała na twarzy mojej siostry ciotecznej takiej zaciętości. Wiedziała, że Krzysiek w dalszym ciągu był dla  dziewczyny trudnym tematem, mimo obecnego związku z Kubą.
Jednocześnie zaobserwowała, jak źrenice Marty się rozszerzają.
— Wiedziałem, że to pytanie padnie. Nie sądziłem jednak, że tak szybko. Liczę na to, że w związku z zawiązaniem współpracy, nie doniesiecie na nas.
— Ha, czyli robiłeś coś niezgodnego z prawem? – Dominika była wyraźnie usatysfakcjonowana.
— Niezupełnie – zawahał się Niemiec. – Prędzej Krzysiek. Był kimś w rodzaju informatora dla mnie i dla Marty – oznajmił. – To stąd wszystko o tobie wiedziałem – dodał, patrząc w kierunku Maliniak.
Dziewczyna wyraźnie zaskoczona tą informacją, wykrzyknęła:
— Szpiegowałeś mnie?!
— Jak myślisz, a skąd wiedziałbym co napisać w liście do niego? – pokazał palcem w kierunku Schlierenzauera. – Dużo wiem i zawsze wiedziałem, gdzie tych informacji szukać. Ludzie, którzy znali Krzyśka zawsze płacili mu odpowiednio za jakieś informacje. Nie wykorzystywałem ich jednak w złych celach – usprawiedliwiał się. – To wszystko było dla Marty, ale ona też nie leciała przecież ze wszystkim do gazet. Chciała cię poznać. Po prostu. Poznać ciebie, Sandrę, dowiedzieć się jak ma się Gregor. To nie było w złych intencjach. Ani ona ani ja nie jesteśmy jakimiś bandytami.
Wiktoria nie wiedziała co myśleć o tym wszystkim. Była wściekła, że ktoś miał czelność wcinać jej się z buciorami w życie. Krzysiek szpiegiem? A wydawał się zawsze taki niepozorny.
— Ile o mnie wiesz? – spytała ze spokojem, aczkolwiek jej ton pozostawał lodowaty. – Skoro tak bardzo zależało ci na poznaniu mnie, to nie potrafisz po ludzku porozmawiać?
Marta zmarszczyła brwi.
— Wciąż nie tyle ile bym chciała. Wiem, że od dziecka oglądasz skoki narciarskie. Mam jeszcze jedną siostrę. Byłaś z Thomasem Morgensternem, urodziłaś syna, którego ojcem jest Gregor, ale oddałaś je Ville Larinto. Wcześniej pracowałaś w redakcji pisząc artykuły sportowe. Kochasz zespół Ramstein i jesteś uzależniona od czekolady. Od czasów gimnazjum umiesz język niemiecki, z angielskim idzie ci gorzej. Miałaś przed Gregorem trzech chłopaków. Uwielbiasz pomagać ludziom, nasza mama umarła na raka. Twoją najlepszą przyjaciółką jest Magda, a swoje kuzynki traktujesz jak siostry. Z początku nienawidziłaś Gregora. Marzy ci się pokój na świecie i mnóstwo innych głupot. Nie znosisz wesel, twoim ulubionym kolorem jest fioletowy. Twoja nienawiść do dzieci jest większa niż do czegokolwiek innego. W dzieciństwie…
— Okej, wystarczy – warknęła Wiktoria, zatrzymując ją gestem ręki. – Jeszcze mi tego brakuje, abyś się rozwodziła na temat mojego dzieciństwa. Coś mi tu nie gra, wiesz? Krzysiek mógłby być mega zajebistym szpiegiem, ale i tak nie przekazałby wam tylu informacji. Musielibyście rozmawiać z kimś z mojej rodziny. Najbliższej.
— Powoli zaczynasz iść w dobrym kierunku – uśmiechnął się Richard, upijając łyk kawy, którą przyniosła Magdalena.
— Mój ojciec na pewno by nic Krzyśkowi nie powiedział! – oburzyła się. – Założyliście mi podsłuch czy jaka cholera?!
— To wcale nie okazało się potrzebne – odparł Freitag. – Twój ojciec może nie, ale pomyśl z kim Krzysiek utrzymywał do niedawna bardzo zażyłe  relacje.
O kurwa. Oświecenie spłynęło na Wiktorię w następnej chwili. Zachwiała się lekko na nogach, ale na szczęście Gregor ją podtrzymał. To niemożliwe, co prawda nigdy nie miały dobrych relacji, ale czy dziewczyna posunęła się do sprzedawania informacji o niej?
— Sandra…
— Krzysiek jest ofiarą w tym całym burdelu – odezwał się z nów Richard. – To poczciwy i dobry facet. Od zawsze marzył jedynie o założeniu szczęśliwej rodziny. Pech chciał, że zakochał się w prawdziwej suce, która zamiast jego wolała kasę. Krzysiek przekazywał informacje nie tylko mi, ale też Patrykowi. Niestety. Wszystko po to, żeby mieć pieniądze na zaspokojenie potrzeb Twojej siostry, która chyba pozamieniała się na mózgi z jakimś robalem.
Przez kilka chwil panowała głucha cisza. Maliniak nie wiedziała, jak się zachować. Spojrzała kątem oka na swojego ukochanego, ale on wcale nie wyglądał na mniej oszołomionego od niej. Dziewczyna objęła się szczelniej ramionami. Nagle zrobiło się jej potwornie zimno, poczuła się zagrożona.
Richard spojrzał na nią ze współczuciem, odkładając kawę na stolik.
— Nie jestem twoim wrogiem, Wiktoria. Nigdy nim nie byłem – powiedział cicho.
Wzdrygnęła się. Nie mogąc już utrzymać emocji na wodzy, zaczęła płakać. Czuła wyraźnie, jak łzy płyną po jej rozgrzanych policzkach.
— To wszystko można było załatwić inaczej – wychrypiała wreszcie. – Wiedziałeś, co robię w swoim życiu. Znałeś mój każdy ruch, moje dzieciństwo… nie wierzę, że można być aż takim chamem jak ty – odpowiedziała mu z gniewem w głosie.
— On robił to dla mnie – usłyszała nagle głos Marty. – Nie waż się do niego mówić w ten sposób. Jeśli już chcesz się na kimś wyżyć, wyżyj się na mnie, Maliniak.
Powoli skierowała na nią swoje zapłakane spojrzenie. Marta nie wyglądała na wściekłą, ale z pewnością przemawiała przez nią pewność siebie. Gotowa była na pewno pokazać swoje pazurki, jeśli sytuacja okaże się tego wymagać. Blondynka wstała z zajmowanego przez siebie miejsca i mijając zdziwionego Richarda, stanęła jakieś pół metra od niej.
— Nie podchodź do mnie – warknęła Wiktoria. – Ani się waż.
— Marta, siadaj – nakazał Richard, patrząc na nią wyraźnie zdegustowany. – Obiecałaś nie robić żadnych awantur.
Dziewczyna zerknęła na swojego towarzysza przez krótką chwilę. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego ze spokojem, jakby chciała go przekonać, aby w końcu jej zaufał. Richard zdawał się więcej nie nalegać. Wycofał się na moment, zaciekawiony co Marta może zrobić.
Wiktoria otworzyła usta ze zdziwienia, gdy jej bliźniaczka wykonała następny ruch.
— Co ty wyrabiasz? – spytała słabo. – Nie rozumiem.
Marta nie zrobiła nic więcej, poza wyciągnięciem dłoni w jej kierunku. Zamarła w bezruchu z wyciągniętą do przodu ręką, czekając wyraźniej na odwzajemnienie gestu. Na wyciągnięcie dłoni. Na uścisk.
— Tylko cię wystraszyliśmy, to było bez sensu – odpowiedziała spokojnie. – Faktycznie, skoro chciałam cię poznać, powinnam się ujawnić już dawno temu. Nie zdawałam sobie sprawy, że cała sprawa skończy się w takich okolicznościach. Nie miałam pojęcia, że mogę swoimi zachciankami, zaszkodzić Richardowi.
— Możesz jaśniej? – spytała Wiktoria, patrząc na nią niepewnie.
— Jeśli chcesz zgłosić na policję fakt, że byłaś inwigilowana, oskarż tylko mnie. Nie pozwolę, żeby mój najlepszy przyjaciel skończył w więzieniu. To ja chciałam wiedzieć wszystko, to ja to wymyśliłam i to ja powinnam ponieść konsekwencje, nie on. Richard mi tylko ułatwiał, z dobroci serca.
— Marta… — zszokowany głos Richarda, dobiegł do uszu Wiktorii. Sama nie spodziewała się po tej kobiecie podobnego zachowania.
Zaskoczyła ją. Pozytywnie.
Wiktoria nie myśląc dłużej, uścisnęła dłoń swojej siostry. Uścisk ten był pewny, silny i dość długi. Trwały tak przez chwilę obie, wpatrując się nawzajem w swoje twarze. Dla Maliniak okazało się to dość intensywnym doznaniem. Wpatrywała się w twarz siostry niczym zahipnotyzowana, badając każdy jej element. Zapomniała na chwilę o wszystkich dookoła, nawet o Gregorze, a świat jakby stanął w miejscu.
Wiktoria codziennie obserwowała własną twarz w lustrze. Patrząc na Martę, mogła stwierdzić, że miały bardzo podobne rysy. Wiedziała, że to bardzo prawdopodobne, ale patrząc na dziewczynę z bliska, wciąż nie była w stanie w to uwierzyć.
— Nikogo z was nie wydam – oznajmiła wreszcie, przerywając grobową ciszę. – Pomóżmy po prostu Krzyśkowi, a potem zapomnijmy o wszystkim. Nie mówię, że od teraz będę cię lubić, ale nie lubię stwarzać problemów. Ty pójdziesz swoją drogą, ja swoją i koniec.
— Przysięgasz? – odezwała się Marta, unosząc jedną brew.
— Przysięgam – zapewniła, potrząsając lekko dłonią swojej siostry.
— Wiedziałam, że dobra z ciebie dusza, siostrzyczko – powiedziała kąśliwie. – O twojej dobroci w przyszłości będą krążyć legendy.
— Nie jesteś wcale zabawna – warknęła Wiktoria, puszczając nagle dłoń Marty.
Dziewczyna nie skomentowała tego. Dalej stojąc w tym samym miejscu, skierowała swoje błagalne spojrzenie na Gregora. Wiktoria widząc to, poczuła rodzący się na nowo gniew. Zaobserwowała także jak Richard nerwowo poprawia się na zajmowanym przez siebie miejscu. Odchrząkną lekko, lecz wszyscy go zignorowali.
— Natasha. Dziwnie się z tobą spotykać po tylu latach, ale cieszę się, że to się w końcu stało.
Maliniak nigdy nie podejrzewała, że to właśnie Gregor odezwie się pierwszy. Bardziej wyobrażała sobie scenę, w której to Marta rzuca się jej ukochanemu na szyję z wyraźnymi żądaniami. Widać, że wszyscy byli zaskoczeni.
Kiedy Gregor był w szczęśliwym związku z bliźniaczką Wiktorii, nazywała się ona wówczas Natashą. Dopiero potem rodzice powiedzieli Wiktorii, jak naprawdę nazywała się jej siostra. Niestety została porwana z wózka dziecięcego, gdy była bardzo, bardzo mała, a nigdy porywaczy nie odnaleziono. Szukano Marty w całej Polsce, ale nie przyniosło to żadnego skutku, aż do teraz.
Marta wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu, wyraźnie zaskoczona, że odezwał się pierwszy. Lustrowała chłopaka bardzo uważnie, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół jego ciała. Zapewne szacowała zmiany, jakie w nim zaszły.
Wiktoria była zszokowana i coś zakuło ją w sercu, ale wiedziała, że nie może mu zabronić. W końcu po coś chciał się z nią spotkać. Wątpiła, że pozwoli odejść Marcie bez słowa. Żałowała, że jedynie na nią nie patrzył. Stała jednak dzielnie z boku i nie odezwała się słowem, czekając na to, co mają sobie do powiedzenia.
Da radę, nie wtrąci się w to.
— Gregor – odpowiedziała cicho, uśmiechając się wesoło. W jej oczach pojawił się błysk, jakby od dawna czekała na ten moment. – Ja też się cieszę, że cię widzę. Muszę ci wszystko wytłumaczyć.
Skoczek spochmurniał nagle.
— Wytłumaczyć możesz, ale to i tak nie ma już znaczenia. Czasu nie cofniesz.
Kiwnęła głową zrezygnowana.
— Ja wiem… chcę tylko, żebyś mnie zrozumiał. I wybaczył. Chociaż po części.
— Zniknęłaś praktycznie bez słowa wyjaśnienia. Zostawiłaś tylko jakąś durną karteczkę i przepadłaś jak kamień w wodę, chociaż za miesiąc mieliśmy brać ślub. Szukałem cię wszędzie, wszędzie… to przez ciebie jestem teraz schizofrenikiem. – Wstał gwałtownie z zajmowanego miejsca i spojrzał na Martę z góry. Był od niej wyższy o około piętnaście centymetrów.
Wiktoria starała się go przytrzymać, ale ten bez trudu się wyszarpał. Richard siedzący niedaleko, spiął wszystkie mięśnie, gotowy w krytycznej chwili do interwencji.
Czy on zamierza ją zaatakować?
— Gregor ja… musiałam natychmiast wyjechać. Byłbyś w wielkim  niebezpieczeństwie, gdybym tego nie zrobiła. W ten sposób cię chroniłam – odparła pewnie i w najmniejszym stopniu nie sprawiała wrażenia przestraszonej. Widocznie nie mieściło się w jej głowie, że Gregor jest zdolny do zrobienia krzywdy komuś takiemu jak ona. – Ocaliłam ci życie.
Szatyn prychnął drwiąco.
— Byłem szaleńczo zakochany, nie wpadło ci do głowy, że wolałbym zaryzykować i nawet zginąć, niż żyć bez ciebie? Myślisz, że nie próbowałem odebrać sobie życia?
Marta wyraźnie wzdrygnęła się na to wyznanie.
— Nie udało się. Oszalałem. A ty kurwa nawet słowem nic nie wspomniałaś. Jakbym nic nie znaczył. To jest według ciebie miłość?
Niedobrze. Zaczynał się złościć, co mogło skończyć się wyjątkowo nieciekawie. Wiktoria coraz bardziej była spięta i dopiero po chwili zorientowała się, jak mocno wbija sobie paznokcie w ramiona.
— Owszem to była miłość – odparła wyraźnie wkurzona. – Mnie też nie było łatwo, wiesz? Ale wolałam wierzyć, że żyjesz i daję ci dzięki temu szansę, na ułożenie sobie jakoś wszystkiego. Lepsze to z pewnością niż patrzenie jak się wykrwawiasz!
— Ty jakoś przeżyłaś – odparował jej. – Widocznie zagrożenie nie było tak duże jak sądziłaś. Spierdoliłaś wszystko co między nami było.
— Nie było?! – żachnęła się. – Ledwo uszłam cała. – Pokazała mu drżącym palcem swoją szramę na policzku. – Moi rodzice zostali zamordowani! Nie mogłabym cię narazić, idioto!
Wiktoria miała wrażenie, że jej się to śni. Z całą pewnością sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż przypuszczała. Wpatrywała się w nich oniemiała, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
— Z nim jakoś utrzymywałaś kontakt – powiedział o dziwo spokojnie, wskazując ręką na Richarda. – Dlaczego?
Chwila ciszy, jaka wypełniła pokój, zdawała się nie do zniesienia. Marta głośno wypuściła powietrze z płuc i lekko zmrużyła oczy.
— Kontakt z kimkolwiek był niezwykle ryzykowny – odparła. – Na życiu Richarda nie zależało mi tak bardzo jak na twoim. – Sprawiała wrażenie, jakby uszła z niej cała dotychczasowa energia. – Richie, przepraszam.
Wiktoria spojrzała w kierunku Niemca. Dotąd spięty, wyglądał teraz na całkowicie pozbawionego energii. Zapadł się w sobie, a jego spojrzenie wyrażało smutek oraz rezygnację. Spojrzał w kierunku dwóch kłócących się ludzi, po czym machnął niedbale ręką.
— Domyśliłem się tego, Marta – odparł słabo, jakby nie miał wystarczająco dużo siły, aby chociaż mówić. – Nie jestem i nigdy nie byłem takim głupcem, za jakiego mnie masz.
— Nie mam cię za głupca! – zaprotestowała natychmiast. – Od zawsze byłeś moim przyjacielem.
— Daruj sobie – prychnął. – Cokolwiek powiesz, nic ci to nie da. – Odwrócił głowę i znów spojrzał na Darię. – Masz dalej SMSy od Patryka, w których ci groził.
Daria wyglądała na szczerze zaskoczoną, że mimo obecnego zamieszania Richard się do niej odezwał.
— Skąd ty…
— Już to przerabialiśmy przecież – przerwał jej ostro, wyraźnie zniecierpliwiony. – To masz czy nie?
— Mam – pokiwała głową.
— Jeśli ktoś tu jest psychopatą, którego trzeba zapuszkować to właśnie twój były – stwierdził Richard pewnym głosem, dopijając swoją kawę. – Mam nadzieję, że mi wierzysz.
— Wierzę. Tylko że… ciężko będzie to teraz odkręcić. – Na twarzy Darii pojawił się wyraz zmęczenia.
— Ja sam posiadam od niego kilka wiadomości – odpowiedział. – Powinno pomóc. Gorzej z jego zdobywaniem informacji, to jest karalne. – A co do ciebie, kochana, to mam nadzieję, że przekonasz swoją siostrę, aby nie zrobiła z siebie totalnej idiotki, kiedy Krzysiek będzie miał sprawę.
Minęła chwila, zanim Maliniak zorientowała się, że te słowa zostały wypowiedziane właśnie do niej.
— Pogadam z nią. Będę musiała.
Ta perspektywa bynajmniej się jej nie uśmiechała, ale wiedziała, że w obecnej sytuacji jest to konieczne. To zadziwiające, jak bardzo możesz nie znać członków swojej najbliższej rodziny, a w dodatku mogą oni zechcieć ci zaszkodzić. Jej ukochana mama nie żyła, a dwie siostry były prędzej jej wrogami aniżeli osobami gotowymi do poświęceń na rzecz rodziny.
— Gregor, czy moglibyśmy pogadać na osobności?
To pytanie na powrót przywołało Wiktorię do rzeczywistości. W dość brutalny sposób. Odniosła właśnie wrażenie, jakby rozbiła się swoją głową o wyjątkowo solidną, ceglaną ścianę.
— Nie! – zaprzeczyła gorączkowo. – Zrobisz mu tylko krzywdę! – sapnęła z wściekłości, gotowa w każdej chwili wydrapać blondynce oczy. – Idź sobie już do jasnej cholery i nie wracaj.
Richard prychnął ze swojego miejsca wyraźnie rozbawiony, lecz zignorowała go zupełnie.
— Wiktoria, nic mi nie będzie – usłyszała głos Gregora, który w dalszym ciągu stał niedaleko Marty. – Obiecuję.
— Ale przecież ty w każdej chwili możesz…
— Nic mi nie będzie – powtórzył. – Proszę, nie zabraniaj mi tego, co jest konieczne.
— Sądzisz, że ci to pomoże? – spytała drwiąco, opierając dłonie na biodrach.
— Nie zaszkodzi – odparował. – A muszę wiedzieć wszystko, nie mogę żyć w nieświadomości do samego końca.
Poczuła się zdradzona. Okrutnie, boleśnie zdradzona. Jak on mógł z nią w ogóle rozmawiać? To przez nią był chory, to przez Martę tak bardzo musiał cierpieć. I jeszcze chciał z nią rozmawiać? Powinien czuć do niej jedynie nienawiść i obrzydzenie, powinien czuć to co Wiktoria sama czuła w stosunku do tej kobiety. Ale on okazał się inny. Wbijał jej w serce ostrze, choć pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Bardzo cierpiała słysząc te słowa i tylko Bóg jeden wiedział, jak bardzo chciałaby, aby Gregor z nią nie rozmawiał. Nie na osobności.
Zanim zdążyła się zorientować, Gregor złapał ją za ramiona. Powoli podniosła głowę do góry, chcąc spojrzeć Gregorowi w oczy.
— Najpierw z Tobą muszę porozmawiać na osobności – stwierdził z uśmiechem na ustach.
Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, pociągnął ją w kierunku ich tymczasowego wspólnego pokoju. Następnie zamknął drzwi.
Wiktoria nic nie mówiła, a jedynie skrzyżowała ręce na piersi, czekając, na to co Gregor ma do powiedzenia.
— Jesteśmy już na ostatniej prostej. – To były pierwsze słowa, jakie wyszły z ust skoczka. Trzeba przyznać, że Wiktoria nie tego się spodziewała. Zaskoczył ją. Nie pierwszy raz zresztą. – Wierzysz w szczęśliwe zakończenia, Wiktoria? – spojrzał na nią z zaciekawieniem, jakby faktycznie jej odpowiedź mogła coś zmienić.
— To zależy – odparła niepewnie, pocierając swoje ramiona. Nagle zrobiło się jej niezwykle zimno. – W pewnych sprawach na pewno.
— Ja wierzę zawsze w szczęśliwe zakończenia – odpowiedział, nie przestając się uśmiechać. – Jeśli chodzi o nas tym bardziej. Marta jest naszą ostatnią przeszkodą do pokonania.
— Dlatego chcesz się z nią rozmówić – powiedziała, jakby nagle wszystko stało się oczywiste.
— Robię zawsze to, co uważam za właściwe – oznajmił. – Nie chcę zostawiać niewyjaśnionych kwestii. – Kiedy to powiedział, podszedł do dziewczyny i mocną ją przytulił. – Moja najdroższa zazdrośnica.
— Wcale nie – żachnęła się. – Ja się jedynie martwię o stan twojej psychiki.
— Jasne. – Jego ton wskazywał na to, że ani trochę jej nie wierzy. – Naprawdę myślisz, że mógłbym tak nagle się w niej znów zakochać i z nią uciec?
Po około minucie ciszy ze strony swojej dziewczyny, Gregor znów się odezwał:
— Dzięki za wiarę w mnie, kochanie – powiedział sarkastycznie. – Naprawdę nie masz się o co martwić.
— Ja… ja po prostu jej nie lubię – wybąkała. – Nie powinna przebywać w twoim otoczeniu.
— Obiecuję, że po wyjaśnieniu sobie z nią wszystkiego, tylko ty pozostaniesz w moim otoczeniu – przyrzekł, choć Wiktoria widziała wyraźnie, jak mężczyzna przewraca oczami. – Pozwól mi iść.
— To idź – odpowiedziała wreszcie. – Ale mnie pocałuj.
— Jak sobie życzysz – uśmiechnął się, a następnie pocałował ją namiętnie.
Ona naprawdę kochała tego faceta.

***

Marta i Gregor postanowili się przejść, aby faktycznie nikt nie miał szansy ich podsłuchać. A szkoda, bo Wiktoria bardzo liczyła na podobną możliwość. Siedziała w salonie jak struta, a każda kolejna minuta ich nieobecności wydawała jej się podejrzana. Ona chyba na serio zaraz sama będzie potrzebowała psychiatry. Próbowała wszystkiego, aby się uspokoić, ale nic nie pomagało.
— Przestań wreszcie chodzić w kółko, to irytujące – Dominika posłała kuzynce spojrzenie pełne dezaprobaty. – Przecież Gregor by cię nie zdradził.
Przystanęła na samą myśl. Niemal natychmiast zobaczyła, jak Gregor zdziera ubrania z jej siostry bliźniaczki, a następnie wchodzi w nią szybko, przyprawiając blondynkę o niesamowitą rozkosz.
Skrzywiła się.
— Nie pomagasz – warknęła w kierunku Dominiki.
Ta jedynie wzruszyła ramionami. Sama chodziła niemal po całym mieszkaniu, sprawdzając, czy czegoś nie zostawiła. Ona, Kuba oraz Daria zamierzali wyjechać na następny dzień. Raz żeby złożyć poprawki w zeznaniach, a dwa żeby wreszcie się wynieść na swoje. Szczerze powiedziawszy Wiktoria żywiła nadzieję, że ona i Gregor niebawem również się stąd wyniosą.
Daria i Richard całkowicie pogrążeni w rozmowie, nie zwracali na nią najmniejszej uwagi. Niemiec w dalszym ciągu mówił Darii wszystko co wiedział w sprawie Krzyśka. Ona sama nie ma i tak nic wspólnego ze sprawą, więc po co jej wszystko wiedzieć? Nie była na miejscu wypadku i z pewnością nikt jej nie wysłał wezwania do sądu. Zresztą nie  miałaby im nic do powiedzenia. Za to Sandra z pewnością wiele.
Myślenie o tej dziewczynie dodatkowo ją zasmucało, a poza tym powodowało okropny ból głowy. Wiktoria nie rozumiała jak można być tak fałszywym i wyrachowanym w stosunku do własnej siostry. Niejednokrotnie miała ochotę się popłakać, ale stwierdziła, że to i tak w niczym nie pomoże. Na pewno Sandry nie zmieni.
— To cię serio uspokaja? – Magda spojrzała na nią z wyraźnym powątpiewaniem w oczach. – Może weź po prostu głębsze oddechy.
— Zemdleję – odpowiedziała panicznie. – Nie, dzięki. Wolę swoje metody.
— Usiądź – podsunęła kolejną propozycję, dzierżąc w dłoniach do połowy już opróżniony kubek herbaty miętowej.
Jak można pić takie świństwo?
— Nie przepadam za siedzeniem. Wolę się ruszać.
— Na pewno zaraz wrócą – starał się pocieszyć Andreas.
— Nie ma ich już dwie godziny – warknęłam ze złością.
— Im dłużej ich nie ma,  tym bliżej do ich powrotu – dodał z uśmiechem, ale Wiktoria bynajmniej nie poczuła się pocieszona i wysłała młodszemu z Niemców mordercze spojrzenie. – Okej, ja już się nie odzywam.
Magda jedynie westchnęła zrezygnowana, po czym objęła swojego chłopaka i pocałowała go w policzek.
— A ty się nie martwisz o swoją dziewczynę? – Podeszła szybko do Richarda i Darii, przerywając im rozmowę w dość niekulturalny sposób.
Richard odwrócił się w jej kierunku powoli, a następnie uniósł brwi w wyrazie głębokiego zaskoczenia. Jego twarz stężała, a kąciki ust gwałtownie powędrowały w dół.
— To nie jest moja dziewczyna i dobrze o tym wiesz. Uspokój się, bo jeszcze coś sobie zrobisz – odparł zimnym tonem, ale na Wiktorii nie zrobiło to zbytniego wrażenia.
Sęk w tym, że nie potrafiła tego dokonać, choć bardzo chciała. Nie jej wina, że Marta w jej oczach była jedynie psychopatką, a Gregor również potrafił działać nieprzewidywalnie. W jakiś pokręcony sposób, ta dwójka pasowała do siebie.
Stop, Wiktoria. Nie możesz myśleć w ten sposób. Nie, oni do siebie nie pasowali. W żadnym wypadku.
— Skoro w tak błyskotliwy sposób potrafisz zdobywać informacje – zakpiła. – To wiesz zapewne w jaki szał potrafi wpaść Gregor, gdy zadziała na niego jakiś bodziec. Na twoim miejscu martwiłabym się o Martę.
— Nikt nie powiedział, że nie martwię – powiedział cicho, ale stanowczo. – Martwię się, ale wiem też, że biadolenie i chodzenie w kółko nie pomaga.
— A próbowaliście do nich dzwonić, czy coś? – Do rozmowy włączył się Kuba.

— Mają wyłączone – Richard i Wiktoria odpowiedzieli równocześnie.
__________
Wiem, że rozdział miał być jeszcze w moje ferie. Nie sądziłam, jednak że powrót do szkoły wiąże się z takimi zaległościami. Zmieściłam się chociaż w tym samym miesiącu... wow, jak na mnie to wyczyn.
Jeszcze jeden rozdział i mamy epilog :) 

1 komentarz:

  1. Witaj!
    Zaskoczyłaś mnie przebiegiem wizyty Marty i Richarda. Spodziewałam się przede wszystkim napadu szału, ataku za strony Gregora, a tymczasem on zachowywał sie zupełnie normalnie. Oczywiście to dobrze, bo oznacza to, że może choroba tak mocno się nie rozwija. Jednak jakieś wyrzytu lub wybuch ze strony szatyna w stosunku do swojej byłej narzeczonej będzie czymś naturalnym. A on tak po prostu zgodził sie na rozmowę i spacer. Nie dziwię się Wiki i jej niepokoju. Kocha tego faceta i nawet jego zapewnienia nie są wystarczające. Zbyt wiele się nacierpiała ze strony swojej siostry i martwi się o chłopaka. Nie mówiąc już o zwykłej zazdrości.
    Wątek dzieci jest dla mnie nadal bolesny. Chciałabym, żeby Wiktoria wreszcie zmieniła zdanie, bo to dla mnie jak dopełnienie szczęścia w tym związdu. Dominika wraz z resztą są zawiedzeni postępowaniem Maliniak, chociaż nie da się tego w logiczny sposób wytłumaczyć. Może wizyta u psychologa coś pomoże? Chodzi tu głównie o kwestię przyczyny problemu.
    Jestem ciekawa, co też wyniknie z rozmowy Marty i Grega. Niech lepiej szybciej wracają i nie trwajmy w tym niepokoju!
    Czekam na ciąg dalszy.

    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń