piątek, 25 marca 2016

Rozdział 53

Myślała, że minęła wieczność, zanim usłyszała dzwonek do drzwi. I zanim zdała sobie tak naprawdę sprawę, z tego co robi, już trzymała klamkę w dłoni. Gdy otworzyła drzwi, nie wiedziała, co powinna powiedzieć.
Marta i Gregor wyglądali całkiem normalnie, identycznie jak przed wyjściem, a jednak sprawiali wrażenie zmęczonych. Marta z pewnością płakała, bo na jej twarzy odznaczały się ślady łez i miała zaczerwienione oczy. Zdawała się całkowicie pozbawiona energii. Gregor również nie tryskał energią, ale na widok Wiktorii uśmiechnął się delikatnie.
— Wpuścisz nas? – spytała słabym głosem blondynka.
Wiktoria dopiero wtedy zrozumiała, że wpatruje się w nich jak w obrazek. Bez słowa odsunęła się, ale wtedy na kogoś wpadła.
To Richard stał tuż za nią, a ona nawet tego nie zauważyła. Nie wydawał się zmartwiony. Jego mina sugerowała raczej, że spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Westchnął cicho, tak że tylko Wiktoria mogła to usłyszeć.
— Chcesz już wracać? – odezwał się w kierunku blondynki. – Do Niemczech?
— Nie wracam do Niemczech – odpowiedziała, wchodząc do mieszkania. Zaraz za nią szedł Gregor. – Chcę wrócić do Austrii. Tam mieszkałam, zanim uciekłam do Stanów.
Teraz wydawał się doprawdy zaskoczony. Podobnie Wiktoria. Oboje sądzili, że może Richardowi w końcu uda się przekonać do siebie Martę. Jednak musieli się pomylić.
— Jeśli chcesz, możesz jechać ze mną – zaproponowała.
— Dobrze wiesz, że to w Niemczech jest mój dom.
— Ja swojego też nie chcę opuścić – odpowiedziała Marta. – Zaraz odejdę, pozwól mi się jedynie czegoś napić przed wyjazdem – odezwała się w kierunku Wiktorii. – Obiecuję, że już nigdy się nie spotkamy.
Wiktoria nie wiedziała co myśleć. Co takiego wydarzyło się na tym spotkaniu? Dlaczego tak nagle się poddała i co zamierza zrobić dalej? Dziewczyna spojrzała na Niemca. Widać było, że to co usłyszał, nim wstrząsnęło. To nie był zbyt wesoły finał.
Richard odwrócił się z zamiarem powrotu do salonu.
— W takim razie ja też nie zajmę wam już dużo czasu – odezwał się do Wiktorii. – Milo było cię znów spotkać. Powodzenia.
Kiwnęła głową, mimo że Richard na nią nie patrzył. W innym wypadku pewnie zwróciłaby mu uwagę, że to nie ona jest właścicielem mieszkania, ale teraz nie miało to aż tak dużego znaczenia.

***

Nie zdawała sobie nawet sprawy, jaką wielką ulgę poczuje, gdy wreszcie znalazła się w jego ramionach. Martwiła się naprawdę mocno, ale na szczęście Gregor wyglądał całkowicie normalnie.
— Przepraszam, pewnie jesteś na mnie wściekła – wyszeptał jej do ucha.
— Nie jestem – zaprzeczyła od razu. – Po prostu się o ciebie bałam. – Przytuliła się do niego jeszcze mocniej. – Czy to naprawdę koniec?
Delikatnie odsunął ją od siebie, aby móc spojrzeć jej w oczy. Milczał przez krótką chwilę, lecz w końcu na jego ustach pojawił się piękny uśmiech.
— To nie koniec, Wiktoria. To nasz początek.
Ucieszyła się jeszcze bardziej słysząc te słowa, jednak w dalszym ciągu jedna sprawa nie dawała jej spokoju.
— Co z Martą? O czym rozmawialiście?
— Poznałem dokładnie całą historię i powód, dla którego wyjechała. Nie miała łatwego życia. Może to dlatego cała złość, jaką żywiłem do niej, zniknęła. Nie mogłem jej nie wybaczyć, Wiktoria. Po prostu musiałem dać jej rozgrzeszenie. I nie sądzę, abym popełnił błąd. Oboje poczuliśmy konsekwencję tych zdarzeń i oboje będziemy żyć z nim do samego końca. Nie zmienia to mimo wszystko faktu, że już nic do niej nie czuję, więc nie musisz się martwić. To koniec. W tym względzie na pewno koniec.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
— Nawet jakbym spytała cię o szczegóły, to byś mi nie powiedział, prawda?
— Wybacz, ale myślę, że jesteś w stanie zrozumieć, dlaczego nie mogę tego zrobić.
Rozumiała nawet bardziej niż myślał. Wiedziała jedynie tyle, że ludzie którzy ją porwali, zostali zabici, a ona sama uciekła, żeby chronić swoje życie. Nic właściwie więcej wiedzieć nie chciała. Nie interesowało jej, skąd zna Richarda, ale to pewnie on poznał Martę z Gregorem. Czego z pewnością sam niejednokrotnie pożałował.
— Oczywiście. Ale ona płakała.
— Miała trudne życie, mówiłem ci. Mówienie o takich rzeczach, nie należy do przyjemności. Poza tym myślę, że zrozumiała wreszcie, że i tak nie może do mnie wrócić. Jestem pewien, że za jakiś czas ułoży sobie wszystko od nowa. To mądra dziewczyna.
— Jednak powiedziała, że chce wracać do Austrii. Nie boisz się, że będzie nas szykanowała?
Gregor pokiwał przecząco głową.
— Ona wbrew pozorom nie jest wariatką, Wiki. Poddała się, naprawdę się poddała. Chce jedynie wrócić do swojego domu.
Wiktoria uśmiechnęła się blado. Zaraz jednak naszła ją pewna refleksja.
— Moment. Mówisz o domu, w którym mieszkała razem z Tobą?
— Nie, o tym w którym mieszkali jej rodzice. To z nimi wyjechała do Stanów. Dom od kilku lat stoi zupełnie pusty. Dom, w którym mieszkaliśmy razem, sprzedałem.
Popadała w paranoję za każdym razem, gdy myślała o swojej bliźniaczce. Powinna przestać się w końcu bać. To w niczym nie ułatwi jej życia. Spojrzała na Gregora i zaraz w głowie szatynki pojawiła się myśl, że z nim zawsze będzie przecież bezpieczna. Wszystko jest takie, jakie być powinno.

***

— Naprawdę chcecie nas już zostawić? – Magdalena wyglądała na szczerze przygnębioną — Przyzwyczailiśmy się do was, Miśki.
Wiktoria z Gregorem postanowili w końcu się stamtąd wynieść. Na dobrą sprawę zostali jedynymi gośćmi, ponieważ Richard i Marta zniknęli jeszcze tego samego dnia, w którym się pojawili, a Dominika, Kuba oraz Daria wyjechali trzy dni wcześniej. Mimo tego że Dominika oraz Kuba spodziewali się bliźniaków, nie mieli nic przeciwko, aby Daria zamieszkała razem z nimi. Maliniak uznała to za cudowny gest. Cieszyła się, że jej kuzynka jednak nie zostanie sama. Zresztą Daria oraz Dominika kochały się szczerze niczym siostry i była między nimi prawdziwa przyjaźń.
— Nie chcemy wam już sprawiać kłopotu. Poza tym chcielibyśmy w końcu mieszkać razem – odpowiedział Gregor. – Dzięki za gościnę – uśmiechnął się w stronę Magdy. – Dość dużo się wydarzyło przez ten czas.
Faktycznie, bardzo wiele spotkało ich po drodze. Jednak Wiktoria niczego absolutnie nie żałowała, szczęśliwa, że udało jej się cało wyjść z tym wszystkich kłopotów. Jeszcze tylko dowiedzą się, jak tam na rozprawie sądowej Krzyśka i właściwie będą mogli zacząć z czystą kartą.
Z tego co Wiktoria wiedziała, Marta już wróciła do Austrii. Na wszelki wypadek zostawiła sobie w komórce numer Richarda, aby poinformować go w sytuacji alarmowej, jeśli z Martą będzie coś nie tak. Nic nie mogła poradzić, że zwyczajnie nie ufała tej kobiecie. Jej osoba za bardzo namieszała w życiu ich wszystkich.
Gregor oczywiście stwierdził, że Wiktoria przesadza i naprawdę nie mają powodów do niepokoju.
Mimo wszystko lepiej się zabezpieczyć. Wiktoria cały czas sobie to powtarzał.
— Nie macie za co dziękować – odpowiedziała wesoło Magda. – Odwiedzajcie nas kiedy tylko chcecie. To żaden problem.
— Absolutnie żaden – zawtórował jej, stojący tuż za nią Andreas. — Do zobaczenia na koncercie Rammstein, Wiki – uśmiechnął się Niemiec. – Będzie zajebiście!
O tak, z pewnością będzie miała co wspominać. Mimo że zbliżał się lipiec, ona nie mogła się wręcz doczekać jesieni. Myślała niemal codziennie o nadchodzącym koncercie.
— Z pewnością masz rację – zgodziła się.

***

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak śliczne było to miejsce. Mały z pozoru kościółek, wykonany w większości z drewna, znajdujący się na niewielkim wzniesieniu w jednym z miast Austrii. Rok i trzy miesiące; dokładnie tyle czasu minęło odkąd znalazła się tu po raz ostatni. Wtedy nie umiała tego docenić. Gdy znalazła się tutaj pierwszy raz, uznała to za najgorszy dzień swojego życia. Do teraz pamiętała, jak siłą trzeba było wepchnąć ją do samolotu.
Teraz znalazła się tutaj z własnej woli i była szczęśliwa. Szła trzymając się za rękę z mężczyzną, którego kochała i powoli wchodziła na szczyt wzniesienia. Świeciło słońce, było gorąco i dało się słyszeć świergot ptaków.
— Ładnie tutaj – powiedziała w końcu, rozglądając się dookoła. – Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę to miejsce.
— Tak – zgodził się z nią. – Na dobrą sprawę, cała nasza przygoda zaczęła się tutaj.
Pokiwała głową, a następnie przytuliła się do niego. Gdyby ktoś jej powiedział, że w ten sposób wszystko się zakończy, wyśmiałaby go. Szczerze nie znosiła przecież tego człowieka.
— Wracam do skakania.
To nagłe stwierdzenie z jego ust, zaskoczyło ją. W pierwszym odruchu, sądziła, że się przesłyszała. Uniosła głową i spojrzała na niego niepewnie.
— Jesteś pewien, że to nie za wcześnie? Te leki, które bierzesz i ta cała sytuacja ze szpitalem psychiatrycznym… ja bym jeszcze poczekała.
Domyślał się, że tak będzie, jednak musiał jej powiedzieć o tym teraz. Fakt, nie było powodów, aby się spieszyć. Gregor miał pewność mimo wszystko, że powrót do dawnej pasji, może mu jedynie pomóc. I tego chciał się trzymać.
— Ten sezon całkowicie odpuszczam i będę tylko trenował – zaczął uspokajać. – Rozmawiałem już z trenerem. Musi mnie najpierw przetestować. Możliwe, że po takiej przerwie nie będę się już nadawał, lecz chcę spróbować.
Wiktoria nie wyglądała na przekonaną.
— A te leki… one nie zostaną uznane za doping?
— Zostaną – westchnął. – Dlatego chcę je rzucić.
— Nie zgadzam się! — W jej głosie dało się słyszeć prawdziwy gniew. Natychmiast odepchnęła go od siebie, chcąc najwyraźniej pokazać swoje niezadowolenie. – Jak możesz postępować tak lekkomyślnie?!
Gregor nie wydawał się wcale zaskoczony taką reakcją dziewczyny. Wręcz się tego spodziewał. Na jego twarzy nie można było dostrzec żadnych negatywnych uczuć. Przez pewien czas milczał, czekając, aż dziewczyna się trochę uspokoi.
 Wiktoria nie widziała go nigdy, aż tak spokojnego. Wyglądał całkiem niepozornie, ubrany w białe szorty, niebieski t—shirt z nadrukiem i swoje ulubione buty do biegania. Na dodatek miał lekko zmierzwione włosy, a na jego twarzy wykwitł niewinny uśmieszek.
— Coś ostatnio za bardzo się denerwujesz – skomentował, a uśmiech na jego twarzy jeszcze bardziej się poszerzył. – Wiktoria, naprawdę nie musisz aż tak panikować.
Dziewczyna żachnęła się, krzyżując ręce na piersi.
— Nie bierzesz ich bez powodu – zauważyła.
— Dopóki będziesz przy mnie, nic się nie stanie – zapewnił. – Ty jesteś moim najlepszym lekarstwem. Odkąd tylko cię poznałem.
— Brzmi to dość ckliwie, ale okej – skrzywiła się. – Co nie zmienia faktu, że mi się to nie podoba – przypomniała. – Uważam, że to ryzykowne. Dobrze wiesz, że nie będę mogła z Tobą być na każdym konkursie.
— Wiem, ale cały czas będę o tobie pamiętał.
Zrobiło jej się przykro. Nie tylko dlatego że się o niego bała, ale też wiedziała, że nic nie wskóra. Zresztą nie chciała go unieszczęśliwiać.
— Kadra musi ci załatwić psychiatrę, który będzie z wami jeździł. Inaczej to nie ma sensu  – poddała się wreszcie. – Nie dasz sobie rady sam.
— Jakoś żyć muszę – odpowiedział. – A poza tym nie jestem sam, mam ciebie.
Tylko ten mężczyzna potrafił spowodować, że jej emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Wcześniej była smutna, teraz poczuła, jak po jej wnętrzu rozlewa się przyjemne ciepło.
Nie wiedziała nawet, w którym dokładnie momencie zaczęła tego mężczyznę kochać. I szczerze, nie sądziła, aby ta informacja okazała się szczególnie istotna. Możliwe, że zaczęli tę relację niewłaściwie, bo od seksu, ale kto wie? Może w innym wypadku w ogóle nie dałaby mu szansy?
Zrobiło się trochę chłodniej. Chmury całkowicie zasłoniły słońce, a poza tym zaczął wiać lekki wiatr.
Wiktoria jeszcze raz spojrzała na mały kościółek.
— Dlaczego tutaj? – spytała z uśmiechem.
— Co? – nie zrozumiał.
— Dlaczego tutaj zdecydowałeś się wziąć ślub? – sprecyzowała. – I to w dodatku z kimś, kogo nie kochałeś?
Gregor westchnął ciężko.
— Rozczaruje cię, ale za tym nie kryje się żaden specjalny powód. Po prostu mi się tutaj podobało i wiedziałem, że dzięki temu uniknę zamieszania. Na pewno lepsze to, niż ślub w stolicy. Moja kuzynka miała tutaj ślub.
— Szczęśliwie? – spytała z wyraźnym zainteresowaniem.
— Nie, rozwiodła się po dwóch latach około – zaśmiał się nerwowo. – Po prostu w jakiś sposób to miejsce zapamiętałem. A Sandra nie miała jakiś specjalnych życzeń.
— Dobrze, że tak się stało – stwierdziła. – Niczego z mojej przeszłości nie żałuję.
Mimo dość przykrych wspomnień, jakie żywiła do tego miejsca, teraz zdawało jej się bardzo miłe. Całkowicie zmieniło się nastawienie Wiktorii i w sumie uznała, że przyjemnie by było od czasu do czasu przyjeżdżać w to miejsce. Szkoda, że okazało się dość znacznie oddalone od faktycznego miejsca zamieszkania Gregora.
Dom skoczka bardzo jej się spodobał. Okazał się  dość małym, ale przytulnym domkiem jednorodzinnym. Nie był tak duży jak dom Thomasa, nie posiadał ani siłowni, ani basenu na zewnątrz, ale za to Gregor był właścicielem przepięknego, kwiatowego ogródka, w którym od razu się zakochała. Nie zdziwiło jej też wcale, gdy odkryła, że na dobrą sprawę kuchnia jest większa od salonu.
— Dobrze wiesz, że lubię gotować – odezwał się, zanim Wiktoria zdążyła wypowiedzieć choć słowo, a wcale nie miała zamiaru krytykować.
Salon okazał się mniejszy i łączył się z kuchnią. W przeciwieństwie do kuchni, która wręcz tonęła w intensywnej czerwieni oraz czerni, w salonie dominowały pastelowe odcienie zielonego.
Sypialnia okazała się dość dużym pomieszczeniem. Można było tam zapewnie odnaleźć niemal wszystkie odcienie brązu, co akurat Wiktorii bardzo przypadło do gustu. W samym centrum pokoju znajdowało się duże, dwuosobowe łóżko z czterema kolumienkami oraz przezroczystą zasłonką. Po każdej stronie znajdowała się mała szafka nocna z lampką, a naprzeciw łóżka duże, wiszące lustro i komoda.
Z sypialnią połączono małą, ale jasną łazienkę. Była niemal cała w bieli.
Jednak nie mogła się nadziwić, gdy odkryła jeszcze jedno pomieszczenie w tym domu. Nie dało się tego inaczej określić jak pracownia. Wszędzie wywieszone zostały zrobione przez Gregora zdjęcia, a dodatkowo na dużej korkowej tablicy, Wiktoria ujrzała projekty ubrań. W przeciwległym koncie pokoju ustawione zostały za to lampy fotograficzne i zawieszono białe tło na jednej ze ścian.
Domyśliła się, że tu musiał spędzać najwięcej czasu. Uśmiechnęła się, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Wiktoria obserwując uważnie miejsce, w którym się znaleźli, przypomniała sobie, że widziała fotografie tego kościółka u niego w pracowni.
— Naprawdę nic byś nie zmieniła? – Głos Gregora wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na niego zaskoczona.
— Każdy popełnia błędy, ale one nas także czegoś uczą – stwierdziła. – Jeśli chcesz w ten sposób wydobyć ze mnie informację, czy żałują związku z Thomasem, odpowiadam, że nie. Ale nie żałuję też niczego co działo się między mną a tobą. Wiele się przez te miesiące nauczyłam.
— Chciałabyś ze mną zostać już na zawsze?
— Tak – odpowiedziała, nie zastanawiając się nawet, co może nieść za sobą to pytanie.

— A wyjdziesz za mnie?
Zanim Wiktoria zdążyła zrozumieć, co się właściwie dzieje, zobaczyła, jak Gregor klęczy przed nią, z pierścionkiem w ręku. Niewiele jednak poświęciła uwagi biżuterii, cały czas wpatrzona w jego oczy.
W takich chwilach kobiety reagują różnie. Jedne mdleją, drugie płaczą, trzecie piszczą, a jeszcze inne zupełnie nie wiedzą co odpowiedzieć, w związku z czym stoją bez najmniejszego słowa. Z pewnością oświadczyny są mimo wszystko jedną z najważniejszych chwil w życiu. Tym bardziej, jeżeli są czynione z miłości.
Wiktorii było najbliżej do tej pierwszej grupy. Po raz pierwszy od bardzo dawna odniosła wrażenie, iż nie rozumie wypowiadanych w jej kierunku słów, mimo że niemiecki umiała bardzo dobrze. Zorientowała się, że chyba milczy zbyt długo, ponieważ twarz Gregora zmieniła się i pojawiło się na niej coś na kształt zdenerwowania.
Całkowicie nie myślała w tamtej chwili i tak naprawdę jej usta zadziałały bez konsultacji z rozumem. Musiała być bardziej zszokowana niż kiedykolwiek wcześniej.
— Po co? – Wiktoria była przekonana, że musiała mieć w tamtej chwili najgłupszą minę na świecie.
Gregor zdawał się wówczas równie zaskoczony. Nie tak sobie to wyobrażał, ale z drugiej strony z Wiktorią nigdy nic nie było pewne. Nie zmienia to mimo wszystko faktu, iż na takie pytanie się nie przygotował.
— Bo cię kocham i mam nadzieję, że ty mnie również. Chcę, żebyś przyjęła moje nazwisko i żebyś była moja na sto procent. Na zawsze.
— Nie.. znaczy nie, że nie… o boże! – wyjąkała, plącząc się niemiłosiernie i zaczesała palcami włosy. – Zaskoczyłeś mnie bardzo.
Ostatnie zdanie, które wypowiedziała, okazało się zarazem jedynym, które zrozumiał.
No i w dodatku Wiktoria zaczęła płakać.
— Nie wiedziałem, że to cię aż tak zszokuje – odezwał się trochę smutnym głosem. – Myślałem, że między nami wszystko jest jasne, ale jeśli nie chcesz…
— Chcę, bardzo chcę! Wyjdę za ciebie choćby jutro! – przerwała mu, po czym od razu wpiła się w jego lekko rozchylone usta. – Byłam zaskoczona, to wszystko – oznajmiła wreszcie, gdy się od siebie oderwali.
Nie wiedział w sumie dlaczego, lecz w kilka chwil sytuacja wydała mu się niezwykle zabawna. Patrząc wprost na ukochaną, zaśmiał się, a ona wkrótce dołączyła się do niego. Pamiętał jak oświadczał się Marcie, wtedy jeszcze Natashy oraz Sandrze, ale tamte chwile z pewnością nie były tak… nietypowe.
Wiktoria z całą pewnością nigdy nie była typowa.
— Czyli wyjdziesz za mnie? – ponowił pytanie, gdy skończyli się śmiać.
— Tak – odpowiedziała, choć Gregor i tak już to wiedział.

***

— Wybacz, są lepsi od ciebie. Nie ma miejsca.
Słowa, które właśnie usłyszał, jeszcze bardziej go rozwścieczyły. Kolejny raz w życiu otrzymał nóż w plecy. Walcząc z narastającym bólem oraz rozczarowaniem, ukłonił się delikatnie przed trenerem i przytaknął.
— Rozumiem trenerze – odpowiedział Richard w kierunku Wernera. Jogo głos był tak cichy, że niemal niedosłyszalny.
Nie czekając już na jakąkolwiek reakcję, po prostu odwrócił się i poszedł w przeciwnym kierunku. Kiedy znalazł się już poza zasięgiem czyjegokolwiek spojrzenia, znacznie przyspieszył, niemal biegiem pokonując ostatni odcinek drogi do szatni. Rzucił się na klamkę u drzwi i w ciągu paru sekund zatrzasnął pomieszczenie z drugiej strony.
Nie rozglądając się nawet po pomieszczeniu, zaczął zrzucać z siebie gogle oraz kask. Bez jakiejkolwiek delikatności zaczął niemal zrywać z siebie kombinezon. Kiedy w napadzie złości nie umiał sobie z nim poradzić, wziął szybko w dłonie narty, po czym trzasnął nimi o ziemię. Huk był prawie ogłuszający.
Ale pomógł, choć na chwilę. Przynajmniej na trochę.
Stało się coś, czego najbardziej się obawiał. Przez Martę zaniedbał całkowicie swoje skoki. Nawet jeśli nie spędzał z nią czasu, to myślał o niej, zadręczał się, przez co jego próby na skoczni okazywały się co najmniej rozczarowujące. Nie był w takiej komfortowej sytuacji jak Schlierenzauer i od początku o tym wiedział. U niego w drużynie znajdowali się sami najlepsi z najlepszych, trzeba było więc rozpychać się łokciami. Austria nie miała aż tylu talentów. Nie teraz. Gregor mógł więc nic nie robić, a i tak mało kto mógłby zająć jego pozycję.
Nie wezmą go na Letnie Grand Prix, nie wezmą go do narodowego składu w następnym sezonie, Wszystko spieprzył. Jedyne na co mógł teraz liczyć, to nagła kontuzja któregoś z kolegów z kadry. Tak naprawdę nie życzył nikomu źle. Sam był sobie winien.
Gdyby chociaż coś z tego miał. Gdyby chociaż otrzymał Martę w posiadanie. Gdyby okazała się całkowicie jego. Ale nie. Został całkiem sam. Ani ukochanej dziewczyny, ani miejsca w kadrze, nie miał nic.
Szybkim krokiem zbliżył się do najbliższej ławeczki, a gdy usiadł na niej, ponowił próby zdjęcia kombinezonu. Chciał być spokojniejszy, lecz nie wychodziło mu. Cóż pozostało w jego wnętrzu poza gniewem i rozczarowaniem?
Kompletne zero. On okazał się kompletnym zerem.
Był początek lipca, ale już wtedy temperatury stały się niezwykle wysokie. Niesamowite gorąco co chwila uderzało w jego ciało, a na swojej odsłoniętej właśnie klatce piersiowej, zauważył maleńkie kropelki potu.
Uderzył tyłem głowy o ścianę, którą miał tuż za plecami. Nie pomogło w najmniejszym stopniu. Jedyne na co miał wówczas ochotę to samobójstwo. Właśnie teraz. Tutaj w Klingethal. Na zgrupowaniu niemieckiej kadry.
Przyjaźń między nim a Martą została nagle zerwana. Dziewczyna ogłosiła, że wraca do swojego prawdziwego domu, do Austrii i w ten sposób opuściła go. Próbował do niej zadzwonić, oczywiście, ale okazało się, że ten numer pozostawał już nieaktywny. Całkowicie się od niego odcięła. Szkoda, że nie była w stanie porozmawiać z nim, jeszcze zanim się rozstali. Nie powiedziała mu, że to koniec. Nie oznajmiła, że ma się z nią nie kontaktować. Sama, bez wskazania wyraźnej przyczyny nagle zmieniła numer i w ogóle przestała się z nim kontaktować.
Wiedział, gdzie mieszkali kiedyś jej rodzice. Oczywiście, iż posiadał taką wiedzę. Ale czy narzucanie się jej na siłę, odniosłoby jakiś pozytywny efekt? Prawda była taka, że Richard Freitag ulokował uczucia nie tam, gdzie powinien, a kobieta, którą kochał, zadrwiła sobie z niego. Zakochał się jak ostatni idiota.
— Tutaj jesteś.
Richard wzdrygnął się. Nie usłyszał, żeby ktokolwiek nacisną klamkę i wszedł do pomieszczenia. Gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał na przybysza, nie kryjąc zaskoczenia.
— Naprawdę mi  przykro. – Kontynuował, mimo że Richard ewidentnie nie wyglądał na chętnego do rozmowy.
Severin nie czekając na zaproszenie, usiadł obok niego na ławeczce. Freitag w tamtej chwili walczył z coraz większym pragnieniem, aby wyrządzić mu jakąś krzywdę. Stwierdził jednak, że to nie ma sensu, bo jego życie i tak już jest do dupy. Nie odezwał się więc ani nie spojrzał na Freunda.
— Byłem święcie przekonany, że cię wybiorą, w końcu zacząłeś więcej trenować i…
— Daj sobie spokój – przerwał mu nagle, ale o dziwo powiedział to cichym głosem. Mimo wszystko dało się wyczuć gniew. – To już nieważne. Nie wybrano mnie, trudno. Na pewno nie jest mi potrzebny żaden pocieszyciel. Będzie więcej miejsca dla ciebie i twojej chwały.
— Wiem, że mnie nie lubisz, ale tak naprawdę nigdy mnie nie poznałeś.
— Nie odczuwam potrzeby, aby to nadrobić – sarknął. – Za to ty powinieneś zajmować się swoimi sprawami. Na pewno masz co robić. – Richard pochylił się do przodu  i zakrył twarz dłońmi.
— Utrzymanie członków grupy w stanie, który pozwoli im odnosić coraz lepsze rezultaty, uważam za swoją sprawę – odpowiedział bez cienia wątpliwości w głosie. – Jeśli zostaniesz sam jeszcze bardziej się załamiesz, a nikomu to na dobre nie wyjdzie.
— Zawsze masz tę samą śpiewkę? – Richard zwrócił swoją twarz w kierunku Severina. – To już zaczyna być nudne. A bawienie się w samarytanina ci nie wychodzi. Nie jestem już częścią drużyny. Przynajmniej na jeden sezon.
— Nie podoba mi się fakt, że się tak izolujesz.  W grupie zawsze podpierasz ściany. Relacje z innymi skoczkami też są ważne, wiesz?
— Liczą się wyniki na zawodach, a nie koło wzajemnej adoracji – odparował. – Moje życie się trochę… zaburzyło, więc i na skokach nie mogłem się skupić. Gdy to wszystko posklejam, myślę, że będzie w porządku.
— Mówisz ogólnikami, a to niemal od razu skazuje twoje dalsze działanie na porażkę – stwierdził spokojnie Severin. – Liczy się to, w jaki sposób posklejasz i czy w ogóle posiadasz na to odpowiednie środki.
Ustrzelił go. Richard nie spodziewał się podobnej odpowiedzi. Tak naprawdę nie miał pojęcia, co dalej uczynić i czy w ogóle powinien. Widocznie Marta tak bardzo kochała tego Austriaka, że wolała być sama do końca życia. Szczerze wątpił, żeby kobieta zaufała jeszcze kiedykolwiek jakiemuś człowiekowi. Nie po tym co przeszła jeszcze nie tak dawno temu.
Czyżby właśnie uświadomił sobie, że nastąpił koniec gry?
— Po cholerę ja z tobą rozmawiam? – Nagle narosła w Richardzie frustracja, — Zawsze mi się gdzieś pałętasz pod nogami.
Severin parsknął śmiechem.
— Bo nie masz w ogóle towarzystwa, a reszta drużyny nie stara się, aby coś z tym zrobić? W końcu natrafiasz na mnie, a do kogoś trzeba otworzyć buzię.
Znów trafiony. Do tej pory dbał o dobre relacje z Martą i dotychczasowy kontakt z nią wystarczał mu w stu procentach. Teraz gdy jej nie miał, to właściwie został sam. Nie była to zbyt pocieszna wizja. Utrzymywał co prawda kontakt z rodziną, ale tak na dobrą sprawę, rzadko był razem z nimi.
— Czemu w takim razie ty ze mną rozmawiasz? – zdecydował się trochę zmodyfikować pytanie. – Jesteś duszą towarzystwa i wszędzie cię pełno. Nie wierzę, żebyś miał jakieś luki w kalendarzu spotkań towarzyskich – Wiedział, że zabrzmiało to wrednie, ale w obecnej sytuacji i nastroju jakoś nie zbierało mu się na grzeczność. – Poza aspektem „terapeutycznym” chyba nie masz czego szukać w moim towarzystwie.
Przez kilka chwil nic nie mówił, a Richardowi nie zależało jakoś specjalnie na poznaniu odpowiedzi. Zdał sobie sprawę w czasie tych paru chwil, że dalej siedzi półnagi w narciarskim kombinezonie. Nie wiedzieć czemu, poczuł się z tym dziwnie, choć niejednokrotnie przebierał się w tym samym czasie co reszta zawodników.
Podparł się lekko dłońmi, chcąc wstać, ale Severin złapał go mocno za łokieć.
— Nie chodzi mi jedynie o aspekt terapeutyczny jak to określiłeś. – Usłyszał głos Severina niedaleko swojej twarzy. – Po prostu czuję, że nie możesz zostać sam, chcę ci pomóc. To nie litość, to chęć tego, abyś dalej był w kadrze. Jak nie teraz to za rok. Wiem, jak polepszyć twoje skoki.
Było to dziwne, ale niemal w równym stopniu intrygujące. Richardowi nagle odechciało się wychodzić. Z powrotem oparł się o ścianę, patrząc na Freunda z zaciekawieniem.
— Nie wiem, jaki masz jeszcze cel i jaki interes, ale się tego niebawem dowiem. Myślę, że nie chodzi ci jedynie o zawody. To coś osobistego. Coś konkretnie nakierowanego na moją osobę.
Nie był pewien, czy powinien wyrażać swoje myśli na głos, lecz słowo się rzekło. Twarz Severina nie zdradzała zbyt wiele. Uśmiechnął się jedynie, a w szarych oczach pojawił się podejrzany błysk.
— Możliwe – odparł. – Ale nie przejmuj się tym na razie – dodał i położył rękę na jego nagim ramieniu.
Mimo panującego na dworze upału, miał zimną dłoń. Po ciele Richarda przebiegł dreszcz. Jemu samemu było bardzo gorąco, więc taka różnica temperatur spowodowała, że niemal odskoczył.
— Okej, ale bez dotykania – zastrzegł.
Nie wiedział, że od teraz jego życie ulegnie zmianie. Jedyne co miał na swoją obronę to fakt, że to wszystko działo się powoli, bardzo powoli. A on zrozumiał efekt dopiero po latach.

***

Skoki narciarskie od zawsze były czymś, co Wiktorię uspokajało i zapewniało wielką rozrywkę. Siedziała właśnie na kanapie z paczką chipsów w dłoni i oglądała kolejny już konkurs LGP w skokach narciarskich. Wolała co prawda sezon zimowy, ale skoków nigdy nie było za dużo w jej życiu.
Oglądała skoki jeden za drugim, ciekawa końcowego wyniku. Za każdym razem, gdy jakiś Austriak pojawiał się na rozbiegu, mimowolnie spinała swoje mięśnie. Nie posiadała zbyt miłych wspomnień z tą kadrą, a próba gwałtu dalej pojawiała się dziewczynie przed oczami. Nie miała już w sobie strachu ani rozgoryczenia, ale z pewnością nigdy tego nie zapomni.
Kiedy jednak na belce pojawił się Thomas Morgenstern, zadrżała. Z internetu dowiedziała się, że podobno znalazł sobie jakąś nową miłość i nie wrócił do Kristiny. Nie roztrząsała, czy to dobrze czy źle. W dalszym ciągu myślała o nim, ale były to sytuacje sporadyczne, więc nie martwiła się tym zbytnio. Gdy jednak już się tak zdarzało, czuła jedynie smutek. Była tak naprawdę zła tylko na siebie, że przez długi czas pozostawała ślepa i całkowicie błędnie oceniła sytuację.
Przynajmniej czegoś się nauczyła.
Wpatrzona w ekran, obserwowała jak Thomas zjeżdża po rozbiegu, bezwiednie sięgając po kolejne chipsy z torebki. Austriak wybił się i leciał przez jakieś trzy sekundy, gdy nagle zaczął gwałtownie wymachiwać rękami. Całkowicie utracił kontrolę w locie. Komentator w austriackiej telewizji mówił coś szybko i z wielkim przejęciem, ale ona całkowicie nie zrozumiała przekazu. Patrzyła z szeroko otwartymi oczami, jak Thomas z wielką siłą uderza o zeskok, po czym jego ciało bezwładnie osuwa się na sam dół. Kiedy pojawiło się zbliżenie, Wiktoria od razu dostrzegła, że miał całą zakrwawioną twarz, a dodatkowo stracił przytomność. Patrzyła w całkowitym osłupieniu, jak Thomasa otaczają kolejne osoby, a potem zostaje wyniesiony na noszach.
Nie pamiętała zbyt wiele z tamtego dnia. Zanim się spostrzegła, zaczęła płakać. Nie próbowała nawet tego powstrzymać. Ból, jaki poczuła w swojej klatce piersiowej, niemal pozbawiał ją tchu.
Bała się, cholernie się bała. Nie przypuszczała jednak, że to prawdziwy koniec. Nie myślała, że po tym wydarzeniu już nigdy nie zobaczy Morgensterna na skoczni. Nikt nie wiedział.
Kiedy Gregor wrócił do domu, od razu podbiegł do Wiktorii. Nie miał pojęcia, co się mogło stać, ale spodziewał się najgorszego. Nie pytając o nic, mocno przytulił do siebie narzeczoną i głaskał ją po włosach. Wiedział, że prędzej czy później sama mu o tym powie.
Wiktoria długo nie potrafiła zebrać myśli. Relacja z zawodów już dawno się skończyła, lecz ona nie umiała powstrzymać łez. To nie powinno się stać. Czemu on zawsze miał takiego cholernego pecha? Żaden inny skoczek nie upadał tak często, jak Thomas i Wiktoria podejrzewała, że większość z nich wynika z dość ryzykownego stylu skakania. Thomas zawsze maksymalnie pochylał się nad nartami, w celu osiągnięcia odległości. Pochylił się zbyt mocno, znowu.
Kiedy Wiktoria wreszcie uspokoiła się i opowiedziała o wszystkim Gregorowi, on sam natychmiast posmutniał. Wysłuchał, mimo wszystko do końca, co jakiś czas przytakując..
— Każdy z nas jest świadomy ryzyka, jaki ten sport ze sobą niesie. Każdy z nas skacze z własnej woli i na własną odpowiedzialność. Thomas zawsze miał szczęście w nieszczęściu, zazwyczaj jego upadki nie były zbyt groźne. Teraz widocznie jego limit szczęścia się wyczerpał.
Gregor wiedział, iż nie poprawił humoru swojej narzeczonej. Musiał jednak powiedzieć to, co uważał za słuszne. Sam znał świat skoków od strony zawodnika i niejednokrotnie to właśnie on upadał. Nigdy się z Morgim zbytnio nie lubili, jednakże w takich sytuacjach nie liczyły się sympatie. Każdy skoczek wiedział co to znaczy i niezależnie od osobistych uczuć, Gregor odnosił wrażenie, że skoczkowie w takich chwilach jednoczą się ze sobą.
— Mówili, że jego stan jest bardzo, bardzo ciężki – powiedziała drżącym głosem. – A co jeśli on…
— Nie – przerwał jej zanim zdążyła dokończyć. – Tak się nie stanie.
Gregor bardzo wierzył w to, co mówił. Wiedział, mimo wszystko że po tym upadku życie Thomasa się zmieni i jeśli Morgenstern ma choć trochę oleju w głowie, to zrezygnuje z dalszych startów.
— Miejmy nadzieję. – Po raz kolejny wtuliła się w niego.

***

Krzysiek uniewinniony. – Dominika nawet nie przywitała się z nią, gdy Wiktoria odebrała telefon. – Przeciwko Patrykowi zostanie wszczęte postępowanie. Richard bardzo nam pomógł, pojawił się tutaj i zeznawał. Nie zgadniesz z kim przyszedł. Widziałam z nim Severina. Czy on przypadkiem nie związał się z twoją bliźniaczką?
Zatrzymała się, właśnie szła brukowaną drogą, a w jednej ręce miała siatkę z zakupami. Starała przyswoić sobie to, co Dominika do niej powiedziała, ale słowa wypowiedziane z prędkością światła, raczej nie ułatwiały odbioru.
Mężczyzna, który szedł tuż za nią, prawie na nią wpadł, bo stanęła na środku drogi. Trochę skonsternowany wyminął ją i posłał zaskoczone spojrzenie.
— Przepraszam – powiedziała, choć mężczyzna z pewnością już nie mógł jej usłyszeć. – Powtórz jeszcze raz, ale powoli.
Dominika zrobiła tak, jak Wiktoria sobie życzyła. Chwilę później na twarzy szatynki pojawił się uśmiech.
— To cudownie, że tak się to wszystko skończyło – odpowiedziała, po czym wznowiła chód i pokierowała się w stronę domu. – A co do Marty, to ja nic nie wiem – wzruszyła ramionami. – Niby gdzieś tu jest w tej Austrii, ale w ogóle się nam nie rzuca w oczy. To dobrze, że się Richard pozbierał, ona jest złą kobietą dla niego – stwierdziła z przekonaniem.
— Wyglądali jakoś dziwnie razem – powiedziała Dominika.
Wiktoria prychnęła raczej nieprzekonana.
— Co masz na myśli? Raczej wolałabym nie słyszeć o żadnych nowych teoriach spiskowych. Za dużo tego, jak na taki krótki okres czasu.
— Jakoby coś ich łączyło… — szepnęła konspiracyjnie.
Wiktoria nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Ludzie idący obok niej, spojrzeli na nią z wyraźną naganą. Uspokoiła się trochę.
— Niech zgadnę… przyjaźń? Faktycznie niezwykłe zjawisko, doprawdy. Dominika znajdź sobie nowe hobby,
Po drugiej stronie nastąpiła cisza. Dominika raczej nie ucieszyła się z faktu, w jaki Wiktoria reagowała na jej informacje.
Maliniak westchnęła tylko i zaczęła schodzić na dół po małych kamiennych schodkach, które prowadziły nad jezioro. Tylko taką drogą mogła dostać się do celu i praktycznie mogłaby już przejść tą drogą z zamkniętymi oczami.
Rozejrzała się dookoła. Cały teren nad brzegiem jeziora był w całości zajęty przez ludzi. Gregor wspominał jej, że w okresie wakacji jest to szczególnie widoczne. Ludzie uwielbiali tutaj odpoczywać i urządzać spotkania towarzyskie.
— Może faktycznie – wybąkała wreszcie, ale nie wydawała się szczególnie przekonana. – Jest jeszcze jeden news.
— Czekam z niecierpliwością – odparła Wiktoria, odwzajemniając jednocześnie miły uśmiech jakieś kobiety, która siedziała niedaleko jeziora.
— Maciek się odezwał.
Wiktorii na chwilę odebrało mowę. Zdała sobie sprawę, że musiała zrobić wówczas bardzo dziwną minę, więc zamknęła usta.
— Czemu tak nagle? – spytała nie bez zaciekawienia. – Przecież zdawał się to mieć wszystko kompletnie w dupie – przypomniała.
— Okazało się, że zniknął tak nagle, bo nie chciał, aby Daria miała jeszcze większe kłopoty. To miłe z jego strony i w ogóle, ale raczej między nim a Darią już nic nie będzie. Zostali kumplami.
— To w sumie dobrze – stwierdziła Wiki. – Przecież prawie w ogóle się nie znają. Poza tym szczerze wątpię, że Daria będzie gotowa na jakiś związek w najbliższym czasie. Ta cała… tragedia bardzo na nią wpłynęła.
— Masz rację. Najważniejsze, że się bracia w końcu pogodzili. Kuba miał do Maćka wielki żal, że go olewał. Zawsze byli sobie bliscy, a ten tak nagle przepadł… podobno tylko Richard miał z nim kontakt.
Wiktoria prychnęła. Raczej nie zaskoczyła ją ta informacja.
— A z kim Richard NIE ma kontaktu? Ten facet mnie trochę przeraża. Wszystko wie i wszystko widzi. – Wiktoria znów weszła na schody. Tym razem prowadziły do góry.
— Łącznie z tym co jadłaś dziś na śniadanie – zaśmiała się.
— Mnie to wcale nie śmieszy. Wcale bym nie była zaskoczona, choć z drugiej strony nie wiem, na cholerę by mu były takie wieści.
— Mógłby biografię o tobie napisać.
— Tak, bo moje życie jest bardzo pasjonujące – zadrwiła. – Jak się ma Daria?
— Cały czas jest z nami i chyba tak będzie przez dłuższy czas. Wciąż się rehabilituje i usamodzielnia, ale tak naprawdę nie wiadomo ile będzie w stanie zrobić i w jakim stopniu jej ta rehabilitacja pomaga.
Maliniak pokiwała głową, choć Dominika nie mogła tego zobaczyć.
—  Miejmy nadzieję, że ułoży się nam wszystkim.
— Lubię happy endy.
— Ja też – przyznała Wiktoria. – Ja też.
— Krzysiek wracając do twojej siostry popełniłby największy błąd swojego życia – powiedziała. Na szczęście chyba tego nie zrobi. Na tej Sali rozpraw był bardziej niż wściekły, a to wszystko przez nią. Naprawdę, gdybym wiedziała, że ona jest taka nienormalna, to już dawno sama bym ją zabiła.
— Ja się musiałam z nią całe życie użera – odparła z przekąsem. – Strach pomyśleć, co ona może z tym swoim bachorem zrobić, jak została samotną matką.
— Pewnie twój ojciec jej pomoże – stwierdziła Dominika. – Czekaj, ty się martwisz losem dziecka?
— Nie przesadzajmy – zgasiła ją Wiktoria. – Na pozostanie z nią sam na sam, to nawet najgorszy wróg nie zasługuje. Czasem się zastanawiam, jakim cudem jesteśmy aż tak blisko spokrewnione.
— A może adoptowana? – W głosie blondynki dało się słyszeć nutkę rozbawienia.
— Koniec teorii spiskowych powiedziałam.
Wiktoria Maliniak w trakcie tamtej rozmowy faktycznie poczuła, jakby kończył się pewien rozdział w jej życiu. Pewna historia dobiegała końca. Mimo że nie wszystko było jak w bajce, to i tak posiadało więcej plusów aniżeli minusów. Z tego należało się cieszyć.

A w styczniu dwa tysiące piętnastego roku czekał ją ślub.

__________
Koniec.
Może nie jest to wymarzone zakończenie, a wręcz bardzo słabe. Jednak gdy się pisze coś przez prawie trzy lata, to niejednokrotnie zmienia się nasz punkt widzenia, przez co wychodzi galimatias. Ja sama zakładając bloga, nie sądziłam, że zajmie mi to aż tak wiele czasu. Zaczynałam będąc dziewczynką. Za równe dwa miesiące natomiast będę już dorosłą kobietą, przynajmniej według polskiego prawa :) Wiem, że pozostaje wiele niejasności, ale postaram się je objaśnić w epilogu. A nie będzie to epilog taki zwyczajny, gdyż nie spotykamy się po miesiącu, dwóch miesiącach, roku, czy pięciu latach.
Dowiecie się co zdarzyło się w przeciągu PIĘTNASTU lat od zakończenia rozdziału 53 :)
Wiktoria, Gregor, Thomas, Richard, Severin, Marta, Dominika, Kuba, Daria, Maciek, Sandra, Magdalena, Andreas, Krzysztof już teraz mówią wam jednak papa :)
I przepraszają was za wszystkie niedoskonałości jakie posiadają, ale w sumie to nie ich wina, skoro kreowała ich piętnastolatka, wtedy nawet czternastolatka, bo piętnaście miałam nieukończone. 
Epilog gdzieś w kwietniu najpewniej.
Większe podsumowanie tego bigosu pod Epilogiem będzie.

DZIĘKUJĘ ZA 60 000 wyświetleń. 

4 komentarze:

  1. Znalazłam twojego bloga przez przypadek wciagnęłam się do tego stopnia że przeczytałam cały w chyba niecałe dwa dni, napiszę tylko tyle że jest genialny całkowicie odmienny od wszystkich które już przeczytałam, denerwuje mnie tylko główna bohaterka czasem miałam wrażenie że to ona potrzebuje psychiatry, teraz czekam na epilog

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejo!
    Tak się tylko zastanawiam, dlaczego 3 miesiące nie dodajesz epilogu. Mam nadzieję, że nic się strasznego nie wydarzyło, czy coś. Myślę, że niedługo dodasz, fajnie by było..

    OdpowiedzUsuń
  3. Blog przeczytałam na jednym wdechu :D Super! Zapraszam do siebie. Dopiero zaczynam i przydadzą się wskazówki! http://runoflove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam bardzo szybko,mega wciągające opowiadanie 😅
    Kiedy będzie epilog? 🙎

    OdpowiedzUsuń